Słońce z każdym dniem przyświeca coraz mocniej, topiąc wszelkie lody oraz śniegi w tempie błyskawicznym i zamieniając je w rwące strugi wody, wielkie kałuże, rozległe błota, mniejsze czy większe podtopienia…Szkoda! Nie zdążyłam się jeszcze zimą nacieszyć a tu wygląda na to, że już muszę się z nią żegnać. Być może zdarzą się jeszcze jakieś krótkie jej epizody, ale nie sądzę, by znów mogło napadać tyle śniegu, co przez ostatnie miesiące, by znowu tak mocno pomroziło… Od razu przypomina mi się piosenka Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, która nie dość, iż całą swoją treścią świetnie odzwierciedla towarzyszące pożegnaniu z zimą uczucia, to jeszcze w poincie znakomicie oddaje ogólniejszą, dotyczącą zbyt szybko upływającego życia myśl.
Zimy żal
Idzie wiosna już w powietrzu,
Owoc, kwiat i ptak ją przeczuł
Do niej usta, kielich, dziób
Liczą, ile jeszcze dób
A ja wcale nie w zapale
I zachwytem się nie palę,
Bo im - starszy jestem czym –
Tym bardziej szkoda zim.
Zima trudna, zima brudna, zima nudna - żaden bal.
Zima ziębi, zima gnębi, ale zimy, zimy żal.
Zima mrozi, zima grozi, nie dowozi, w zaspach tkwi.
Ale mimo zmartwień z zimą - żal tej zimy, zimy mi.
Mało co mnie bawi w zimie
- Ani zamieć, ani wymieć
A w zakresie łyżew, nart
Mi nie dopisuje hart.
Kiedy mróz na rtęć napiera
I wypiera niżej zera
- Już cholera trzęsie mnie!
A przecież myślę, że
Zima trudna, zima brudna, zima nudna - żaden bal.
Zima ziębi, zima gnębi, ale zimy, zimy żal.
Zima mrozi, zima grozi, nie dowozi, w zaspach tkwi.
Ale mimo zmartwień z zimą - żal tej zimy, zimy mi.
Skąd po zimie moje żale?
Nie szaleję w karnawale.
Czemu żegnam w mol nie w dur
Nienajlepszą z roku pór?
Może to mnie właśnie smuci,
Że ta sama już nie wróci,
Że z szelestem zdartych dat
Upłynął życia szmat
Życie trudne, życie żmudne, życie nudne - żaden bal
Życie ziębi, życie gnębi, ale życia, życia żal
Dlatego chcąc nacieszyć się jeszcze widokiem białych przestrzeni, wędrówkami po śniegu, jego lśnieniem i skrzypieniem, a do tego specyficzną energią zimy wyruszyliśmy wczoraj z Cezarym na kilkukilometrową wędrówkę do przysiółka w sąsiedniej wsi. Nadal dużo u nas śniegu, ale na drogach pod jego powierzchnią płynęła woda i trzeba było uważać, by nie wpaść do większej kałuży. Natomiast po bokach w nieskończoność ciągnęły się okryte białą pierzyną pola i lasy. Niezmąconą biel krajobrazu ozdabiały drobniejsze albo większe ślady dzikich zwierząt, stosy pociętego na opał drewna albo zeszłoroczne owoce głogu na przydrożnych krzewach. Cisza tam trwała niczym, poza dźwiękiem naszych kroków, niezmącona a słonce tańczyło po twarzach, drzewach i kępach traw, gdzieniegdzie nawet ożywiając pierwsze wierzbowe kotki…
Od czasu do
czasu mijaliśmy jakieś przydrożne krzyże, samotne, zerkające na nas lśniącymi oczami okien stareńkie domy i chatki. A jedynym
dowodem toczącego się w nich życia były niekiedy tylko kurze gdakania,
poszczekiwania psów, cienkie smużki dymu z komina albo koty wylegujące się na
gankach czy w stodołach. A poza tym wszędzie cicho było, cichutko i spokojnie jakby czas stanął w miejscu, jakby nie docierały tu wcale żadne zmartwienia i przygnębiające wieści ze świata...
Celem naszego spaceru była różowa kapliczka najprawdopodobniej wybudowana w 1920 roku (tak przynajmniej głosi napis nad jej drzwiami). Z kapliczką ową związana jest pewna niezwykła historia z czasów drugiej wojny światowej. Otóż przez kilka lat na jej poddaszu ukrywała się żydowska rodzina i szczęśliwie doczekała czasów pokoju dzięki opiece miejscowych chłopów oraz państwa Niemczyckich, właścicieli pobliskiego majątku ziemskiego. Po majątku owym nie został już najmniejszy ślad. Modrzewiowy dworek został rozebrany a rosnący obok wspaniały, czereśniowy sad wycięty. Nadal jednak kapliczka szepcze o tym, że dobrzy ludzie mieszkali kiedyś w tych stronach. Że ślad po nich będzie trwał nawet wtedy, gdy wieki i wichury przemian dziejowych przetoczą się po przysiółkach Pogórza Dynowskiego.
Zrobiwszy sobie postój przy owej kapliczce postanowiliśmy pójść jeszcze trochę dalej. Czuliśmy się pełni sił i pogody ducha, dlatego nie chciało nam się jeszcze kończyć tej, być może ostatniej tej zimy, wyprawy. Zeszliśmy zatem jeszcze w stronę usytuowanego na kolejnym rozdrożu kopca usypanego w 1910 roku z inicjatywy tej samej rodziny Niemczyckich a upamiętniającego pięćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Znowu rozpostarły się przed naszymi oczami kolejne nieznane i fascynujące ścieżki oraz oddale. I chciałoby się tak iść i iść bez końca…Bez celu, bez czasu, bez wspomnień, bez marzeń. Ot, iść, gdzie nogi poniosą, póki nosić chcą…
Pewnie dzisiaj w tamtych stronach wyglądałoby już zgoła inaczej. Może dziś ze względu na roztopy nie dałoby się już tak swobodnie tamtędy przejść. Nie wszędzie przecież drogi pokryte są asfaltem. Doliny i wąwozy od południowej strony ukazują połacie rudoszarych traw, czerniejących kęp tarniny, gliniastych zboczy, które pewnie już wkrótce porosną pierwsze kwiatki pierwiosnków, podbiału i miodunki. Przyroda gotowi się do odrodzenia. Wszak słońce operuje bezustannie i nawet noce są ciepłe. Przed naszym domem zaspy śniegu maleją a ścieżki między nimi czernieją, odkrywając zdeptane trawy, psie kupki i błoto. Prognozy zapowiadają jeszcze chwilowe ochłodzenia a nawet małe opady śniegu, ale to będzie już pewnie tylko pożegnalna melodia zimy. Trzeba pogodzić się z jej odejściem, jak z każdą rzeczą, na którą nie ma się wpływu.
Przyjdzie wiosna, przyjdzie jak co roku. A po początkowym osłabieniu i niemocy znowu zapędzi człowieka w kołowrót pracowitego dziania. Pojawią się nowe myśli i pomysły. Świeżą zielenią zarosną ślady wczorajszych wędrówek. I wszystko będzie się toczyć jak zwykle o tej porze. I dobrze. I tak powinno być. I tylko zimy trochę żal…
P.S.
Nie wiem, co się dzieje z Marytką. Już prawie dwa miesiące nie daje znaku życia. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek wcześniej tak było. Nie mam jej adresu mailowego, więc nie mogę zapytać. To z jednej strony normalne na blogach, że jedni czytelnicy odchodzą, drudzy przychodzą. Jak w życiu. Trzeba się z tym pogodzić. A z drugiej smutno, bo człowiek przywiązuje się i tak zwyczajnie, po ludzku niepokoi. Marytko droga! Jeśli zaglądasz tu jeszcze czasami, proszę odezwij się choć słowem. Daj znać, że żyjesz. Dzisiaj takie czasy, że różne rzeczy dziać się mogą a czyjeś przedłużające się milczenie martwi…
Aktualizacja 26.02.2021
Marytka sie odezwała, z czego się bardzo cieszę, bo po pierwsze wiem, że żyje a po drugie jej odpowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinno się mieć oporów przez zadawaniem pytań.
* * *
Poniżej link do filmiku na YT, w którym o dziejach kapliczki opowiada Eliza Anna Niemczycka, wnuczka Witolda Niemczyckiego, który w czasie wojny pomagał ukrywającej się tam rodzinie żydowskiej:
Och, a mi bardzo żal zimy - tyle czasu na nią czekałam, a kiedy wreszcie nadeszła, to przyszło mi spędzić ją w szpitalu. A przez kilka dni trudno mi było się nią tak w pełni nacieszyć. Cudowna kapliczka, lubię takie małe perełki. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńI mnie bardzo żal! Napisałam, że trochę, ale to takie duże "trochę"!:-) Taka była cudna ta zima, w biele, błękity i diamenty strojna, jak już dawno nie bywała!I tak wspaniale energii swym mroźnym tańcem człowiekowi dodawała. A w Twoim przypadku, Karolinko, gdy prawie całą spędziłaś w szpitalu, to tym bardziej żal, że tak mało z nią miałaś do czynienia .Ech, miejmy nadzieję, że w przyszłym roku znowu pani zima pokaże nam swoje urodziwe oblicze i da się nasycić sobą do syta.Byleby i Tobie i nam zdrowie dopisywało!
UsuńA ta różowa kapliczka jest piękna o każdej porze roku. I ważna dla tamtejszych mieszkańców.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Karolinko!:-)
Zdjęcia piękne, ciekawe, takich widoków zawsze poszukujemy.
OdpowiedzUsuńBiałym już nacieszyłam oczy, teraz wyglądam kotków na wierzbie, przebiśniegów i innych takich.
Oby słonce nie zawiodło!
Bardzo rozległe są widoki w tamtych okolicach. To piękne miejsca, jak i całe Pogórze zresztą. A najwspanialsza jest tam zupełna cisza. Nie do wyobrażenia jest taka cisza w mieście.
UsuńTak, Asiu. Pewnie już wkrótce będzie czas na pierwsze wiosenne kwiatki.Może na nizinach albo na południowym zachodzie już jest, tam jest zawsze cieplej niż na Podkarpaciu!:-)
Jestem Olu, nie martw się już, proszę:)*** Czytam Twoje posty, cieszy mnie każdy nowy tekst i piękne zdjęcia, rozmawiam z Tobą w myślach. Wydarzyło się coś z czym muszę sobie jakoś poradzić i...no nie mogę komentować, zatkało mnie i już. Może mnie z czasem odetka:))
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczne uściski:)*
Och, jakaż ulga! Jak się cieszę Marytko, że się odezwałaś! Wiesz, od jakiegoś czasu intensywnie myślę o Tobie, niepokoję się, boję się, że coś złego się stało. I nie dawałam sobie już rady z tymi myślami, więc postanowiłam napisać, mając nadzieję, że się odezwiesz i rozwiejesz moje obawy.
UsuńRozumiem, że w życiu różnie bywa. Że czasem lepiej pomilczeć, bo słowa zdają się tracić swą moc albo zamierają w człowieku na jakiś czas, jakiś mechanizm w środku staje i trzeba cierpliwie czekać aż się odblokuje.Też tak miewam.
Z całego serca dziękuję Ci, że napisałaś te uspokajające słowa, że jesteś. To ważne dla mnie.Już nie będę się martwić.Poczekam aż Cię odetka!:-))
Ściskam Cię serdecznie, Marytko!:-)***
Każda pora roku ma to do siebie, że oczekujemy jej z tęsknotą i to jest piękne w całym tym kole życia. Pozdrawiam Oluś
OdpowiedzUsuńTak, każda pora roku jest ważna w kole życia, do każdej się przywiązujemy i niekiedy trudno się nam z nią rozstać, gdy jej czas mija.Ale mija.Wszak zmiana jest sensem życia.
UsuńJa też Cię pozdrawiam, Gabrysiu!*
Olu, cudowna i wzruszajaca piosenka Przybory! Nie znalam jej, ale Wasowski i Przybora to mistrze nad mistrzami👍🤗Uwielbiam ich teksty. Cudowna wycieczka - a prawdziwe perelki, to te piekne prawdziwe historie o dobrych ludziach , ktorych tak wielu juz zapomnialo. Teraz niepoprawne bardzo jest przypominanie jak Polacy ratowali Zydow, ilu poswiecilo zycie i zycie wlasnych dzieci i rodzin, bo tylko w Polsce za pomoc Zydom grozila kara smierci. Tylko w Polsce, a mimo tego tysiace ludzi pomagalo. Jak wielu ich bylo niech swiadczy medal Sprawiedliwi Wsrod Narodow Swiata - ktorymi po wojnie Zydzi nagradzali swoich wybawcow. Ponad 7000 tych odznaczen otrzymali Polacy , najwieksza liczba sposrod wszystkich narodow - a setki tysiecy Polakow , ktorzy poswiecalo wlasne zycie pozostalo nienagrodzonych... Niech ktos to sobie sprobuje wyobrazic - czy dzis pod kara smierci zrobilibysmy to samo?
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam piosenki Przybory i chyba większosc ich znam, ale czasem i mnie zdarza sie trafic na te mniej znane i jestem wówczas pod ogromnym wrażeniem talentu obu nieodżałowanych starszych panów.Tak czy siak prawie stale sobie którąś z piosenek tego duetu podśpiewuję. Jak nie na głos, to w myślach!:-)
UsuńKitty! Jesli zainteresowała Cię historia kapliczki, to na końcu posta dodałam link do filmiku, na którym wnuczka Witolda Niemczyckiego (tego, który ratował owych Żydów)oprowadza po tej kapliczce i opowiada jej dzieje. Bardzo to moim zdaniem ciekawe!
A co do poswiecania siebie w imie ratowania cudzego życia. Tak, trzeba mieć ogromną odwagę i cechować sie nie tylko wielką empatią ale i niewzruszoną, krystaliczną wręcz moralnością. Na szczęście takich ludzi wśród Polaków nie brakuje. Są też inni, ale w kazdym narodzie jak na każdym drzewie zdarzają sie robaczywe jabłka.
Jak postąpilibyśmy dzisiaj w podobnej sytuacji? Oto jest pytanie. Niestety, historia lubi stawiać ludzi przed trudnymi wyborami i wciąż każe opowiadać sie po jakiejś stronie, stawiając miedzy tymi stronami mur często nie do przejścia.
Pozdrawiam cie serdecznie, Kitty!:-)
Im bardziej jesteśmy starsi, tym pożegnania bywają boleśniejsze, nawet z zimą, z porami roku, bo w nich upływa nasze życie... Niesamowita jest historia tej kapliczki i tych bohaterskich ludzi. Mieli dużo szczęścia, że nie znalazł się żaden kapuś, jak to w innych przypadkach bywało.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Z wiekiem pożegnania staja się coraz boleśniejsze. Nie można sie do nich przyzwyczaić, choć jest tych pożegnań coraz więcej. Odchodzą bliscy, przyjaciele, znajomi.Odchodzą pory roku a my wciąż trwamy. jeszcze jesteśmy. A nikt nie wie, jak długo jeszcze...
UsuńTak, owi Żydzi w kapliczce mieli dużo szczęścia. Takiego szczęścia nie miaała np. rodzina żydowska ukrywana przez rodzinę Ulmów w pobliskiej Markowej. Kiedys o tym tu pisałam. Doniósł na nich Polak, niebieski policjant.Po donosie Niemcy w bestialski sposób zabili i Ulmów (razem z małymi dziećmi) i owych Żydów. Dzisiaj jest tam skansen, w którym można obejrzeć chatę Ulmów, powstało też niezwykłe muzeum ich imienia - Polaków ratujacych Żydów podczas II wojny światowej.
Pozdrawiam Cię ciepło, Basiu!:-)
Zimy trochę żal... bardzo to do mnie pasuje, bowiem mimo że zima nie jest moim ulubionym okresem w roku to czasem potrafi oczarować swym pięknem. Kapliczka napisała wielką historię, zawsze w takich momentach się zastanawiam i nie dowierzam, że jeszcze niedawno codzienność była tak niewyobrażalnie okrutna, jak zło bezlitośnie niszczyło wszystko i wszystkich...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Żal zimy, żal! Nie wszystkim, bo w mieście zima jest kłopotliwa i niepiękna, ale na wsi lub pod miastem zima tworzy baśniowe krainy.
UsuńKapliczka jest świadkiem strasznych czasów, ale i bohaterskich czynów tutejszych ludzi. I pewnie jeszcze niejednych rzeczy będzie świadkiem, bo historia nie stanęła w miejscu i nadal dzieją sie rózne tragedie ludzkie, które niestety nie omijają takze tych sennych, malowniczych przysiółków podkarpackich.
Pozdrawiam serdecznie!:-)
U mnie dzisiaj zakwitły żonkile! Miałaś piękną zimę Olu, mogłas oglądać poranne spektakle i zrobiłaś wyjątkowo piekne zdjęcia. Z Twoich postów przebija się szczęście, chociaż nie brak w nich zadumy i zmartwień. Żal Ci dobrego okresu w życiu, albo po prostu sporego kawałka zycia jak w tej piosence. Jaka cudna, jak mogłam jej nie znać. Dobrze, że podałaś słowa, bo chociaż lubię Umer, to wolę sobie podłozyć męski głos. Przepiękna, chociaż taka prosta.
OdpowiedzUsuńJa musze się przyznać, nie znosiłam zim. Kochałam krótkie i śnieżne tygodnie, a potem mogła sobie iśc. To zrozumiałe, zawsze było mi zimno, a o gazowym ogrzewaniu nikt nawet nie słyszał. Pół roku czekania na słońce bardzo mi ciązyło. A teraz czuję, że wymknęłam się chlapom i roztopom, które zawsze moczyły mi stopy. Nie dośc, że miewam zimy łagodne i niemal wiosenne, to jeszcze udaje mi sie zamienić ją w gorace lato.
Olu, kapiczka jest przecudna. Można wędrować zwykłą wieska dróżką i przezywać takie przygody i niezapomniane wzruszenia. Co za historia, jak miło przeczytać, że ktoś pomógł ukryć Żydów i nie wydał ich ani nie zabił. Czytałam ostatnio o okropnych statystykach, których wcale, ale to wcale nie wybiela jakas tam ilośc Sprawiedliwych. Dobrze wiedzieć, że im się udało i o ironio przetrwała mała kapliczka, a nie dwór i silne drzewa.
Ten rudy kot w oknie to mistrzostwo świata, bazie wróżą, że i u Ciebie zaraz zakwitną zonkile. Dziękuję Ci za pokrzepiające wieści i ściskam mocno.
p.s. Ja też się cieszę, że Marytka się odezwała:)
Żonkile?! Ale cudnie! U nas jak dobrze pójdzie, to pewnie stanie sie to za miesiąc. Obecna zima jest cudna, wymarzona, taka za jaką tęskniłam, taka, którą uwielbiam. Kalendarzowo nadal trwa, choc to, co wyprawia od paru dni słonce każe przypuszczać, że już wiosna przejęła swoje rządy.Ja od zawsze lubie zimę i z wiekiem mi to nie mija, choc też jestem zmarzluchem i muszę sie ubierać na cebulke by jakoś znieść niskie temperatury.Ale nic to! Niech żyje zima!:-)
UsuńPiosenki Przybory i Wasowskiego uwielbiam od zawsze. Kiedyś spiewałam je z mamą, potem śpiewałam je córce, a teraz nucę Cezaremu!:-) Jest na YT świetny spektakl wyreżyserowany przez Magdę Umer pt. "Zimy żal". Warto zobaczyć, bo występuja tam najlepsi polscy śpiewający aktorzy końcówki dwudziestego wieku.
Ową kapliczke odwiedzaliśmy juz wiele razy, o róznych porach roku, ale zima prezentuje sie ona chyba najpiękniej. Tyle, że jest teraz zamknieta a latem bywa otwarta i odbywaja sie w niej czasem nabożeństwa. Dodałam na końcu posta filmik o owej kapliczce. Narratorką jest tam wnuczka męzczyzny, który owych Żydów ratował. Pod filmikiem jest link do jej strony. Też warto tam zajrzeć. Bardzo zajmująco ta młoda osoba pisze!
Ach, historia narodów polskiego i żydowskiego jest niełatwa, poznaczona wieloma bliznami, animozjami, żalami, niezrozumieniem,wrogością urazą, bólem i tęsknotą. Pełna zadrażnień, oskarżeń, niezprawiedliwosci, ale i pięknych, wzruszajacych momentów.Ile ludzi, tyle zdań na ten temat.
Nawiazując przy okazji do piosenek A.Osieckiej. Wspaniałe są te, które pisała dla Anny Szałapak a teatru Andre Ochodlo. Osiecka wspaniale oddała w nich specyficzny koloryt, melodykę i unikalne piękno kultury żydowskiej.
Dzisiaj jeszcze cieplej niz w czasie naszej przechadzki po Pogórzu. I śniegu juz niewiele. Ja coraz bardziej piegowata, ale zimy, zimy żal!:-)
Fajnie, że też sie sie szysz się odezwaniem Marytki. Wiem, że dużo tutejszych czytelników bardzo lubi jej komentarze, jej wrażliwość!:-)
Pozdrawiam Cię gorąco, Marylko!:-)
Olu, dziękuję za ten link. Obejrzałam film o kapliczce i drugi o starej cerkwi, a potem zaczytałam się w pięknych opowiadaniach na blogu Elizy. A teraz pokopię w piosenkach Przybory i Wasowskiego, bo bardzo dobrze z moją dusza współgrają. Uściski:)
UsuńOjej, dziewczyny:-) To miłe co piszecie, no i zupełnie nie wiem co ja mam napisać? Dziękuję, po prostu!***
UsuńMarylko! I ja niedawno zatonęłam w lekturze bloga Elizy. Poczytałam, posłuchałam wywiadów, posłuchałam jej śpiewu. Bardzo ciekawa, wielostronnie utalentowana młoda kobieta!Cieszę się, że udało mi sie znaleźć taka perełkę w necie.
UsuńA Przybora i Wasowski - nie mają sobie równych, ich twórczość smakuje jak poziomki ze śmietaną!:-))
Marytko kochana! Pozdrawiam Cie gorąco i życzliwe myśli zasyłam w imieniu swoim, Marii i wielu czytelników tego bloga!:-)***
UsuńNie żal mi, przyszła, pokazała zęby, dokuczyła i niech sobie idzie. Gdzie jej się teraz schować, jak słońce grzeje, ciepło, dni dłuższe, śnieg się topi ... niech uchodzi do morza:-) Wczoraj z zaskoczeniem odkryłam pod chatką kępę rozkwitłych przebiśniegów, kiedy one zdążyły, jak dopiero śnieg leżał? Zainteresowała i mnie kapliczka, wieczorem, jak będzie więcej czasu, poczytam i obejrzę filmik. Na podwórku wybijają źródełka, płynie woda, jest okropnie mokro, a psy? no jak przysłowiowe diabły, trzeba przeczekać ten czas i błoto na łapach. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, strasznie duzo jest teraz wody i błota. Twoje przebiśniegi chyba jeszcze pod śniegiem tylko czekały na to ocieplenie i od razu błyskawicznie wyskoczyły do góry.Moje psy też umorusane i błoto w ilościach nieprzebranych na łapach wnoszące. I także dlatego zima była lepsza, niż to co jest teraz - przynajmniej w chałupie było czysto!:-)
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Dziwna ta zima, podzieliła kraj. Na wschodzie jeszcze trzyma się, a u nas na zachodzie już dawno jej niema,
OdpowiedzUsuńnie licząc gór Karkonoszy czy Izerskich. Pewnie jeszcze liźnie Nas. Jednak to już nie to samo wszak słońce wysoko.
Jedynie może tylko być szaro buro i mokro, a i jaka dujawica zajrzy. To wolałabym już wiosnę. A tak po prawdzie
to teraz nawet zbytnio nie zastanawiam się jaki pogodowo będzie kolejny dzień. Czekam z niecierpliwością na poprawę zdrowotną w kraju. Z zainteresowaniem obejrzałam filmik dotyczący kapliczki i historii jaka się wydarzyła w jej murach. Nie mogę nawet sobie wyobrazić jak mogła żyć ta ukrywająca się rodzina i ich dzieci.
Dobrze, że Jesteś spokojna odnośnie Marytki. Niby nie znamy się, a jednak czytając blogi stworzyła się grupa znajomych. I niejedna z Nas niepokoi się jak Kogoś długo nie ma z kolejnym wpisem, tym bardziej, że czas jest niespokojny. Życzę dużo zdrowia i ciepła w sercu i na duszy. A psiaczki wiadomo szmeram za uchem.
Tak, gdzieniegdzie niewiele było zimy tej zimy. Tu, na szczęście, mogłam sie nią nacieszyć, powędrować sobie w bieli i zdjec sporo narobic.
UsuńPrzydałoby sie, gdyby sytuacja zdrowotna w Polsce zaczęłą sie polepszać. Myslę, jednak, że stanie sie tak dopiero w okolicach maja, gdy będzie ciepło. Zawsze przecież na przedwiośniu wirusy szalały a potem, blizej lata znikały.
Też trudne jest dla mnie do wyobrażenia, jak ktos mógł mieszkać latami na poddaszu tej kapliczki. Tam chyba nawet nie szło stanąć, bo poddasze jest stanowczo na to za niskie.
Tak, Marytka jest częścią naszej blogowej społeczności, tak jak Ty, Oleńko i jak wszyscy, którzy lubią tu zachodzić. Dlatego spokojniej jest na duszy, gdy sie wie, że jesteśmy, żyjemy, nawet gdy przez jakis czas nie piszemy na blogach.
Pozdrawiam Cie ciepło, Oleńko!:-)
Pięknie się żegnasz z zimą Olu, piosneczką wspaniałych starszych Panów i swoimi zdjęciami. Nacieszałam się każdym białym, chłodnym a nawet mroźnym dniem bo ja kocham temperatury poniżej 20 stopni. Jak to błogo, że ja widzę te okolice w 5 D bo nie tylko jak płaskie zdjęcia ale i ich głębię, dźwięki i zapach.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze jeszcze nam się nie udało spotkać w Łańcucie z Wami i Marysią.
Żegnam się z zimą, ale być może sporo za wcześnie!Oto przeczytałam w necie, że wielce prawdopodobne są powroty siarczystych mrozów gdzieś tak pod koniec przyszłego tygodnia.Pożyjemy, zobaczymy!:-)Moze sie jeszcze zimą pocieszymy, bo te obecne roztopy już mi zdążyły dokuczyć.Błoto, błoto, błoto wszędzie!
UsuńA piosenki Starszych Panów aktualne są zawsze. Pasują na pogodę i nie niepogodę.
Myślę, iż prędzej czy później nasze spotkanie z Marysią dojdzie do skutku. Niech się tylko sytuacja z wiadomo czym uspokoi.
Pozdrawiam cie gorąco, Krystynko!:-)
Olu! przepiekny post napisalas, przeczytalam, poogladalam z wielka przyjemnoscia, historia kapliczka arcywzruszjaca.
OdpowiedzUsuńA kotek w oknie przemily...dzieki za ten moment dobrych wrażeń.
Bardzo mi miło Grażynko, że spodobał Ci się post i zdjęcia.I opowieśc o kapliczce. Skorzystaliśmy wtedy z cudownie słonecznej pogody i z tego, że sporo śniegu leżało jeszcze na polach. Teraz tylko marne resztki od północnej albo ocienionej strony. Ale znowu wracają mroźne noce, wiec moze zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa?!:-)
UsuńPozdrawiam Cię z uśmiechem, Grażynko!:-)
Trochę słońca, trochę deszczu, śniegiem udało się dosyć nacieszyć, choć bałwana w Polsce nie ulepiłam (lepiłam w sierpniu zeszłego roku w Alpach). Ale najważniejsze, że wszyscy w zdrowiu i nie ma się czym martwić. :)
OdpowiedzUsuńSzczęścia nam wszystkim trzeba, aby pozytywnie spojrzeć na każdą aurę za oknem.
Pozdrawiam ciepło. :)
Każdy ma inne potrzeby i upodobania, także co do pór roku, do tego jak powinny one wyglądać i jak długo trwać. Zatem trudno wszystkim dogodzić. Pory roku działają według własnych planów i o zdanie nas nie pytają. A nam pozostaje akceptować to, co jest a jeśli się da, takzę cieszyć z tego, co jest. Cieszyć sie choćby z z uwagi na to, że póki istniejemy możemy to wszystko widzieć, czuć, przezywać po swojemu. A niekiedy nawet odczuwać szczęście...
UsuńI ja pozdrawiam Cię ciepło, Anno!:-)
I mi zimy trochę żal, tym bardziej, że nie lubię przedwiośnia i wszędobylskiego błota. Jeszcze troszkę, jak się zazieleni, będzie pięknie.
OdpowiedzUsuńKapliczki i krzyże bardzo lubię :-)
I ja nie lubię tego okresu, gdy nie ma już śniegu a za to błota wszędzie w nadmiarze i do tego straszna mokrawica, bo nie dość, iż mokro po stopnieniu śniegu, to jeszcze niemal co dzień deszcz pada.
UsuńNa szczęście prędzej czy później słonce zrobi swoje i znowu będzie zielono i pięknie!:-)
Żal, żal, przyszła, narobiła smaku i poszła;) dobrze, ze zdjęcia zostają:) i nadzieja, że za rok będzie lepiej i więcej:)
OdpowiedzUsuńTak, dobrze że zostają wspomnienia i zdjęcia.Dobrze, ze są blogi, na których można sobie zimowe pejzaże pooglądać. A za rok? Zobaczymy jak będzie. Może znowu pięknie!:-)
UsuńZimy bardzo żal, bardzo! Najbardziej takiej słonecznej, z niebieskim niebem, mrozem, śniegiem skrzącym się w słońcu i skrzypiącym pod butami. No dobra, ciepełko też jest super ale zima była zbyt krótka żeby nią się nacieszyć do przesytu. Też lubię zapach dymu z kominka, niezadeptane jeszcze połacie białego puchu oraz ciszę i magię jaką śnieg otula wszystko. Zatem bardzo zimy żal...
OdpowiedzUsuńTegoroczna zima obdarzyła nas baśniowym pięknem, cudownym rodzajem energii, oderwania od "niepięknych" spraw świata.Była darem, na który wielu z nas czekało i który pomógł naszym duszom odetchnąć, nabrać nowej siły i nadziei.Może i wiosna taka będzie? Oby!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Mo!:-)