I oto lipiec
pomału dobiega już końca. Upłynął on nam pod znakiem czekania na deszcz,
spoglądania z nadzieją na stada kłębiastych obłoków oraz cieszenia się z choćby
krótkich, lecz mimo to reanimujących spragniony ogród opadów. Jakby na przekór
znikomej ilości wody roślinność jakoś sobie radzi. Jest w niej widocznie
większa moc i wytrzymałość, niż mogłoby się zdawać nam, zatroskanym ogrodnikom.
Coraz więcej dojrzewa ogórków a i pomidory powoli zaczynają pokrywać się
leciutkim rumieńcem. Na ziołowym klombie w kształcie łezki pięknie żółci się
już wrotycz, obok czerwienieją owoce kaliny, nieprzerwanie od czerwca pojawiają
się i rozkwitają amarantem pąki dzikich róż a pyszniące się nieopodal kwiaty
dyni przekształcają się w zawiązki owoców. Na łąkach też pojawiają się nowe
kwitnące bujnie zioła. Cały czas jest co podziwiać, czym się zdumiewać i
zachwycać.
Już nie wiem po
raz który natura zaskakuje mnie swoją siłą, uporem i mądrością. Pięknem, co
odradza się co roku, mimo wszelkich pogodowych przeciwności, mimo krzywd
doznawanych przez nią na skutek głupoty, krótkowzroczności czy nieudolności
ludzkiej. Miejmy nadzieję, iż tak będzie nadal, że jeszcze wielu żyjącym po nas
pokoleniom dane będzie cieszyć się bogactwem, urodą i życiodajną mocą zielonej
przyrody.
Lipiec pobudził
w Cezarym chęci do oddania się pasji stolarskiej. Pochwaliłam się już na blogu
dwoma modrzewiowymi wytworami mojego męża, ławą oraz stoliczkiem. Pokażę też
trzecie jego dzieło i ostatnie chyba w tym miesiącu. To mała rzecz a cieszy, bo
bardzo jest dla mnie, jako gospodyni domowej przydatna. Wyniósłszy parę dni temu na świeże powietrze
swój warsztacik stolarski Cezary dorobił do słupka podtrzymującego sznurki na
bieliznę zgrabną, obrotową półeczkę, na której mogę teraz stawiać miednicę z
praniem i stamtąd wygodnie brać je sobie i rozwieszać. Do półeczki zamocował
haczyk, na którym zawieszam koszyczek z klamerkami. To dla mnie naprawdę wygoda, bo nie muszę już
schylać się jak dotąd, do miednicy postawionej na niskim pieńku, usadowionym
obok dzikiej czereśni, z której stada mrówek czy pająków zawsze ochoczo wędrowały na mokre
ubrania. Teraz wieszanie prania i jego
zdejmowanie to sama przyjemność. A ładna
w kolorze półeczka dodatkowo cieszy oko oraz ozdabia ogród. Nie mam nic
przeciwko temu, by stolarskie zapędy Cezarego przeciągnęły się także na
sierpień a może i dalej. Tylko desek trzeba będzie jakowyś dokupić, bo
modrzewiowe, niestety, już się skończyły.
Drugą pasją mego
męża stało się samodzielne wytwarzanie leczniczych maści oraz ziołowo-octowych
mikstur odstraszających gryzące owady i kleszcze. W zeszłym roku na bazie oleju
kokosowego zrobił smarowidła z dodatkiem krwawnika, glistnika i wrotyczu (dobre
przeciw różnym stanom zapalnym skóry, czy zwyczajnej pokrzywce). Tego roku
poszerzył swój asortyment i przy użyciu smalcu wykonał maść z dużą ilością
korzeni żywokostu lekarskiego. Dla zapachu i większej mocy rozgrzewającej dodał
do niej mięty oraz glistnika. Maść ma łagodzić bóle stawów i mięśni związane z
przesileniem albo reumatyzmem. Dodatkowo jeszcze mój domowy szaman pokusił się
o zrobienie nalewki żywokostowej, mającej ponoć jeszcze lepsze działanie. Na
razie nalewka stoi na oknie i dojrzewa. Przekonamy się za parę tygodni, jakie
będzie miała działanie. Natomiast maść już jest w użyciu i zdaje się, iż rzeczywiście
zmniejsza bóle kręgosłupa czy kolan.
Zgodnie z pewną
teorią w pobliżu człowieka rosną takie zioła, które najlepiej mogą przysłużyć się
jego zdrowiu, pomóc na różne dolegliwości. Trzeba tylko poszerzać stale swoją
wiedzę o leczniczych roślinach i ich właściwościach, zbierać je, suszyć i
przetwarzać a potem należycie spożytkowywać. Oboje z Cezarym staramy się tak
właśnie robić, bo skoro żyjemy w czystym środowisku, tak blisko natury, to
głupotą byłoby chyba nie skorzystanie z jej darów.
Lipcowa susza i
upały spowodowały, iż w okolicznych lasach zupełnie nie ma grzybów. Nie tracimy
wiary, że po większych deszczach albo już jesienią pojawi się trochę
prawdziwków i kozaków. Póki co, ot tak, dla przyjemności, chodzimy z psami na
spacery a z braku grzybów, miast pod nogi często spoglądamy przed siebie albo w
niebo i w bujne korony drzew.
Od czasu
wiosennych odwiedzin wilka tuż za płotem naszego ogrodu nie zapominamy o tym,
że w gąszczu czaić się mogą drapieżcy. Wędrujemy uważnie i zawsze mamy przy
sobie na wszelki wypadek petardy, których huk mógłby zażegnać ewentualny atak
dzikich zwierząt. Las po dawnemu wydaje się spokojny i niewinny, ale dawne moje
poczucie zupełnego w nim bezpieczeństwa jest już chyba na dobre zachwiane. Z
jednej strony żal mi dawnej beztroski a z drugiej wiem teraz, że taka surowa
lekcja była mi potrzebna bym nareszcie zrozumiała, czym w istocie jest
otaczająca mnie przyroda. Bym odczuwała należny jej respekt. Zdałam sobie
sprawę, iż to nie tylko zielona przestrzeń, światło i czyste piękno, ale także
dzikość, żywioł, nieokiełznanie, nieprzewidywalność, walka o przeżycie a czasem
mrok i groza. Ważne by o tym pamiętać i się do tego dostosowywać. Zresztą, jak
się okazuje wcale nie trzeba iść do lasu, by spotkać drapieżcę. Kilka dni temu wilk
podkradł się tuż przed północą pod dom naszej zaprzyjaźnionej sąsiadki i w
okamgnieniu pożarł jej kilkunastoletniego pieska. Zostało po nim tylko odrobinę
sierści oraz ogromny smutek odczuwany przez jego opiekunów a do tego bolesna
samotność i tęsknota drugiego, ocalałego po wilczym napadzie psa. Wilk równie
nagle jak się u nich pojawił, tak samo błyskawicznie zniknął i nie wiadomo,
gdzie jeszcze zechce mu się zapolować. W związku z tym oboje z Cezarym oddychamy
z ulgą, że jaworowe siedlisko otoczone jest płotem i w razie czego nasze
przepadające w okresie letnim za spaniem czy zabawą w ogrodzie psy będą
bezpieczne.
Przy okazji leśnych
przechadzek udało nam się wypatrzeć ciekawe płaskorzeźby i rysunki, które na
pniach buków umieszcza ręka samej matki natury. Człowiek skłonny jest
dopatrywać się wśród nich znajomych kształtów, dziwić się, że las mógł stworzyć
coś tak jednoznacznie kojarzącego się ze światem ludzi, z wytworami jego
kultury. Czy pełna kreatywności natura chce nam coś w ten sposób uświadomić? A
może to sekretne znaki przekazywane drzewom, ptakom, chmurom i duchom lasu?
Cóż, jeśli nawet te rysunki nic nie znaczą człowiek lubi dopatrywać się we
wszystkim jakichś szyfrów, tajemnej mowy, którą chciałby zrozumieć i znaleźć w
niej podpowiedź dla swej zagubionej duszy, zaplątanej w wierne troski czy natrętne,
egzystencjalne obawy.
Jakże często
zapominamy o tym, że jesteśmy częścią natury i tak jak ona potrafimy poradzić
sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Wytrwać, przetrzymać, iść dalej choć nogi
bolą, choć niepewność spowija myśli niby pajęczyna a zmęczone serce szamocze
się boleśnie. Co nas w takich chwilach podtrzymuje na duchu? Co dodaje sił? Myślę,
iż najczęściej jest to sama wędrówka. Codzienna powtarzalność tych samych
czynności oraz odpowiedzialność za tych, którzy są nam bliscy, których kochamy,
których samopoczucie i los zależą w dużej mierze od nas. Pomaga coroczne
pojawianie się kolejnych pór roku, czy nawet długo wyczekiwanego deszczu. Koi
widok odradzającej się wciąż zieleni. A niekiedy wystarczy czyjeś dobre słowo,
życzliwy gest, pełne zrozumienia spojrzenie.
Wzrusza pojawiający się znikąd promień, olśniewa nowa nadzieja, odżywa też ufność
w głębszy sens bytu a może i w naszą ważną rolę do odegrania w teatrze życia?
Martwić może, ale i jednocześnie dziwnie uspokajać świadomość zbliżającego się
końca spektaklu, w którym od dnia narodzin występujemy. Nic nie może przecież
wiecznie trwać. Ani smutki ani radości. Dlatego
pozostaje nam poddać się nurtowi i płynąć razem z rzeką życia do wielkiego,
kosmicznego oceanu….
Zaczęłam ten
miesiąc wraz z melodią „Moon River” pochodzącą z filmu „Śniadanie u
Tiffaniego”. Towarzyszyła mi ona przez cały lipiec i doczekała się napisanych
przeze mnie słów, które wraz z linkiem do podkładu muzycznego zamieszczam
poniżej. Może ktoś z Was zanuci sobie pod koniec lipca tę „Księżycową
piosenkę”?
Księżycowa rzeka
Gdzieś drogą mleczną rzeka mknie
I chyba o tym wie, że ja
Tu w dole czekam
Jej blask z daleka
Dostrzegam, gdy ona się wije
Wśród gwiazd
Tu w dole czekam
Jej blask z daleka
Dostrzegam, gdy ona się wije
Wśród gwiazd
Przeminą chwile dobre, złe
Złudzenia znikną hen we mgle
A tajemniczy kot otrze się
Wymruczy imię swe
I zaprowadzi mnie nad rzekę
W jej czar
Złudzenia znikną hen we mgle
A tajemniczy kot otrze się
Wymruczy imię swe
I zaprowadzi mnie nad rzekę
W jej czar
Gdy srebrny, księżycowy nurt
Ogarnie kiedyś mnie wśród chmur
Spleceni w jedno
Wpłyniemy w ciemność
By za nią się rozlać
W tęczowy snu świat
Ogarnie kiedyś mnie wśród chmur
Spleceni w jedno
Wpłyniemy w ciemność
By za nią się rozlać
W tęczowy snu świat
Przeminą chwile dobre, złe
Złudzenia znikną hen we mgle
A tajemniczy kot otrze się
Wymruczy imię swe
I zaprowadzi mnie nad rzekę
W jej czar…
Złudzenia znikną hen we mgle
A tajemniczy kot otrze się
Wymruczy imię swe
I zaprowadzi mnie nad rzekę
W jej czar…
Olu, półka na miskę z praniem dech mi zaparła i uważam, iż Cezary mógłby ją opatentować :)) Jest po prostu genialna :)))
OdpowiedzUsuńMacie niesamowity dostęp do ziół i fajnie, że z nich korzystacie. Niby sielska okolica, a dzieje się ...
A wiesz Lidko, nie byłam do tej półki zbyt entuzjastycznie nastawiona, gdy mi Cezary powiedział, że zamierza ją zrobić. Wydawała mi sie zbędna, skoro mam pieniek przy sznurkach na pranie. Teraz jednak widzę, jaka jest pomysłowa i użyteczna.Postaram się odtąd bardziej doceniać innowacyjne wizje artystyczno-rzemieślnicze mego męża!:-)
UsuńZiół u nas rzeczywiscie dostatek. Tylko używać! A co do dziania się u nas...Pewnie masz atak wilka na myśli? Ano tak, jak sie żyje w bliskosci z naturą, to trzeba się liczyć z tym, że ta natura podejdzie czasem aż za blisko, że nie ma dla niej granic...
Oleńko, najpierw wyrażam szacun dla Cezarego, potem zachwyt dla artystycznej strony przyrody, następnie dla Ciebie, że to wszystko tak pięknie pojmujesz. Często boleję nad tym, że szkoła nie uczy przydatnych rzeczy, jak chociażby znajomości ziół i roślin i ich przydatności. Nabija się dziecięce główki wieloma bzdurami, a później jako dorośli, zajadamy się lekarstwami osiągającymi ogromne ceny i trującymi nasz organizm, bo inaczej nie potrafimy sobie pomóc.
OdpowiedzUsuńWilki mnie przeraziły.
Serdeczności Wam posyłam, a wrotycz na kleszcze i pchły dobry, więc można kłaść w pobliżu legowisk piesków.
Dziękuję, Basiu za Twoje ciepłe słowa!:-)
UsuńTak, i ja uważam, że dzieci nie mają możliwosci nauczyc sie w szkole wielu pozytecznych rzeczy, że szkoła, nie przygotowuje ich nalezycie do dalszego życia. Trzeba samemu sie dokształcać. Zresztą, z doswiadczenia wiem, że dopiero to zostaje w pamieci, czego nauczymy sie z własnej woli, tego, co nas naprawdę interesuje. Reszta zazwyczaj ulatuje, jakby nigdy nie istniała. Ot nauczyc sie, zdać, zapomnieć.
A co do ataku wilka na psa sąsiadki ,to bardzo jej współczuję. Była i do dzisiaj jest w szoku. I bardzo brakuje jej tej mądrej, kochanej suczki.
Wrotycz rzeczywiscie jest bardzo pomocny w odstraszaniu róznych krwiopijców.Stosujemy!
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Basiu!:-)
Oleńko, jak ty pięknie potrafisz opisywać codzienny świat... tak pięknie, że każdy element życia, nawet taki, który można byłoby uznać za nieistotny, otrzymuje ogromną dawkę magicznej mocy i staje się niepowtarzalny. Ale jednej rzeczy nie mogę sobie wyobrazić i przeżyć, a mianowicie tego wilka drapieżcy, co zeżarł pieska sąsiadki, musiała być ogromna strata i ból... Cezarego stolarska pasja też się fajnie rozkręca, ta półeczka na miednicę bardzo pomysłowo wykonana! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Maksie za życzliwe słowa!:-) Widzę piękno wokół, bo ono naprawdę istnieje, bo nie zauważenie go byłoby odebraniem życia całego blasku. Tak samo jak dobro - najwazniejsza w ogóle wartosc w życiu. Widzę też oczywiście drugą stronę medalu - brzydotę i zło, ale mniej o tym piszę, bo zdecydowanie wolę pisać o pozytywnych rzeczach, żeby nie dawać mocy tym negatywnym.
UsuńPiesek sąsiadki odrobinę już niedomagał z racji podeszłego wieku. Pewnie to ułatwiło atak wilkowi. Piesek spał sobie smacznie na ulubionej ławczce pod domem, gdy nastapił atak. Straszne to i szokujące. Stało sie to zaledwie kilkaset metrów od nas.
Pozdrawiamy serdecznie!:-)
Olgo - nie wiadomo co u Ciebie piękniejsze - czy tekst, czy to co się pod nim kryje, czy piękne zdjęcia /też uwielbiam oglądać pnie drzew i wynajduję na nich przeróżne obrazy i kształty/ czy radość pieseczków.
OdpowiedzUsuńWszystko na Twoim blogu zasługuje na Wielkie Uznanie.
Kłaniam Ci się nisko i pozdrawiam także Twoją Drugą Połowę.
Stokrotko, serdecznie dziekuję Ci za tyle życzliwych słów. Świat lipcowy wokół mnie jest pełen urody, barw, zapachów i smaków, więc staram sie to piękno ukazywać, dzielić sie nim za pomocą fotografii i tekstu. Cieszę się, że to zauważasz, że Ci sie podoba.
UsuńOboje z mężem pozdrawiamy Cię gorąco!:-)*
Brawo Cezary! Półeczka jak "ta lala", jak mawiał mój tata. A to było z jego ust najwyższe uznanie. On też lubił zaopatrywać letni domek rodziców w różne usprawnienia wykonane przemyślnie jego rękoma. Miał do tego dar, a te przedmioty tak zgrabnie wykonane przez Cezarego przypomniały mi talenty mojego ojca. To co bliscy robią dla nas, sprawiając nam tym radość, mając przy tym sami frajdę z wykonanej pracy i z tego, że nas ucieszą, jest bezcenne. Najbliższe sercu.
OdpowiedzUsuńCzytanie Twojej letniej opowieści z muzyką do "Moon River", to jest dopiero piękna całość. Kolory, zapachy, szelsty lata z ciemnym cieniem wilka w tle. Jedno życie wilcze uratowane, jedno psie stracone. Piękno i okrucieństwo przyrody.
Piszę ten komentarz, a w tle wciąż jeszcze spaceruję z Tobą po lesie, nasłuchując czy gdzieś nie czai się wilk, po Waszym ogrodzie przysiadając z herbatką w dłoni na ławeczce, wieszając z Tobą pranie, wdychając jego świeżość rozchodzącą się w letnim powietrzu, gaduląc i śmiejąc się z Tobą. Piękny letni czas na zawsze zamknięty w sercu jak gałązka czy żuczek w złocistym bursztynie:-)
Ściskam, buziaki posyłam:-)***
Marytko! oboje z Cezarym dziekujemy Ci za serdeczny i bardzo piękny komentarz!:-)*
UsuńDobrze jest jak męzczyzna chce i potrafi cos zrobić dla domu, dla bliskich. Kiedy patrzy uważnie i rozumie (czasm nawet lepiej niż oni sami), co moze sie przydać i ułatwic życie. O wiele bardziej ceni sie rzeczy zrobione przez kogoś bliskiego, niż po prostu kupione w sklepie.Nie dość, że przydaja sie tu i teraz, to keidys stanowic mogą najdroższe sercu pamiątki.
Piękno i okrucieństwo przyrody istniały i istnieć będą zawsze, choc chcielibyśmy by było inaczej. Natura to nie sielski, jednowymiarowy obrazek, ale pełnia przeróznych uczuć, emocji, chwil jasnych i ciemnych, radosci i smutu. A ponieważ jesteśmy częscią natury, to i w nas znajduje odbicie ten dualizm. Dobro i zło w człowieku. I nieustanna walka między nimi.
Kocham mój las. Taki jaki jest. Inny o każdej porze roku, lecz zawsze piękny, dzielący sie ze mną swoją mocą, pięknem, spokojem a takze niepokojem. Znacznie lepiej czuję sie na przechadzce w lesie, niż w mieście, które jakkolwiek nie byłoby piękne, to po prostu męczy mnie, a im jestem starsza, coraz bardziej.
Cieszę sie , miła Marytko, że wędrowałaś ze mną, nucąc sobie "Ksiezycową rzekę", za tak wspaniale wszystko przyjmujesz i tak poetycznie opisujesz.Uśmiecham sie do Cebie teraz bardzo serdecznie znad kubka mojej kawy i dobrego dzionka Ci zyczę, wrażliwa duszo!:-)***
Bardzo refleksyjny wpis. Tak często zastanawiamy się jak to jest, gdzie jest nasze miejsce w tym świecie. Jednak tez często zadaję sobie pytanie - czy na pewno zastanawiamy się, czy aby tylko żyjemy tu i teraz. A wracając do zdolności Cezarego, to moje gratulacje, pomysłowa półeczka, a przede wszystkim bardzo użyteczna. A ja cóż jak kania oczekująca dżdżu wypatruję deszczu, wszystko schnie na potęgę. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGdzie jest nasze miejsca w świecie? No właśnie. To sie zmienia, bo zmieniamy sie my i świat. Bo widzimy i rozumiemy wiecej, niż kiedys.
UsuńPółeczka autorstwa Cezarego rzeczywiscie jest świetna. Przydaje mi sie bardzo.
Oleńko droga! Też wypatrujemy deszczu ,bo znowu suchota koszmarna. Wczoraj miały byc deszcze i burze, dostaliśmy alerty i znowu nic. Moze dzisiaj coś popada?Oby! Życze tego i sobie i Tobie.
Pozdrawiam Cie ciepło!:-)
Półka na miskę - po prostu rewelacyjna :) Ja ratuję się ławką, która stoi nieopodal sznurka, ale pomysł genialny. Coś czuję, że oprócz przetworów, będziemy niedługo zamawiać maści na bóle? Pozdrawiam Was serdecznie
OdpowiedzUsuńDumna jestem z "wynalazku" Cezarego.Takie niby proste rzeczy potrafią bardzo zycie ułatwiać.
UsuńMartwię się, że powodu suszy tegoroczne zbiory czarnego bzu mogą przedstawiac sie niezbyt imponująco. Liście bzu żółkną i schną na potęgę. Wszystko okaże się pod koniec sierpnia i we wrześniu.Czekamy na deszcz z utęsknieniem, bo wiele od niego zalezy. A co do maści żywokostowej, to Cezary zrobił jej niewiele, tylko na nasze potrzeby, bo do jej zrobienia potrzeba sporo korzeni, a w tym roku z powodu suszy nie za dużo jest żywokostu na naszych łąkach. Jednak z tego co wiem, to tę maść można dostać w aptece.I pewnie ma podobne działanie jak ta zrobiona samodzielnie.
My takze pozdrawiamy Cie serdecznie, kochana Gabrysiu!:-)
O i ja muszę ci wymyślić bo miskę z praniem też na podłodze stawiam, ale chyba już mam pomysł jak się uratować od schylania. Pieski szczęśliwe niech sobie z wami żyją, a wilki od was daleko trzymają. U nas upał straszny ale ratujemy się wiatrakiem. Czekamy na wieści od was więcej 😽 Pieski piękne jak zawsze. Całuski dla Misi 💗💗💗
OdpowiedzUsuńKocurku! Trzeba sobie koniecznie jakos życie ułatwiać, ulepszać jak sie da żeby te zwyczajne, codzienne czynnosci nie były katorgą.
UsuńPieski szczęsliwe, ale bardzo męczą je upały. W lesie piją z każdej kałuzy a w wielu z nich sie kładą, by ochłodzic brzuszki!
Dziekuję Ci za dobre słowa i całuski dla mojej ulubienicy - Misi.
Ściskam Cie serdecznie i wszystkiego dobrego życzę!:-)*♥
Piękne lipcowe kadry . U nas też pojawiły się wilki. , na spacery chodzimy z pistoletem hukowym. Zdolnego masz męża , a hobby bardzo pożyteczne. Pozdrawiam cieplutko ☺🍎🍒
OdpowiedzUsuńUroda Pogórza, na którym mieszkam wciaz mnie zadziwia i porusza. Dlatego chetnie fotografuję i piszę o tym, co mnie otacza.
UsuńOj, tak. Jak są wilki w lesie, to trzeba uważać i mieć przy sobie petardy albo pistolety hukowe, co w razie czego pomoże je odstraszyć.Ale obyśmy nigdy nie musiały uzyć tych rzeczy!
Tak, hobby mojego męza rzeczyiście jest pozyteczne. Cieszę się, że je ma.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-))
To taka solidna konstrukcja że można na tym siadać ( tylko po co?) ale też, gdyby dobudować schodki, wejść na podeścik i patrzeć na świat z góry jak z ambony :-)))
OdpowiedzUsuńJestem przekonana do wartości zdrowotnych żywokostu, moi znajomi używają i maści i nalewki i chwalą sobie bardzo. Taki mąż to skarb ale Ty pewnie wiesz o tym dobrze.
Natura piękna jest nie tylko w kwiatach i owocach ale nawet w ranach i bliznach. I mądra bo gdy susza i nie może wyżywić wszystkich owoców, część zrzuca jeszcze niedojrzałych by ochronić pozostałe i siebie. Dla człowieka to okrucieństwo.
Ha!Modrzewiowa półeczka zawiera w sobie pewien rodzaj magii. Wskakujemy na nia razem z Cezarym i tańcujemy walczyka, gdy potrzebujemy odskoczni od pracowitej rzeczywistosci!:-)) A tak serio, jest to solidna konstrukcja, bo deski modrzewiowe są ciężkie. Trzeba je dobrze zamocować żeby nie spadły i zeby mogły nam słuzyć przez lata.
UsuńOd lat przymierzalismy sie do jakiegoś spozytkowania rosnącego na naszej łące żywokostu i wreszcie zamierzenie stało sie rzeczywistością. Pewnie dlatego, że człowiek coraz starszy i coraz mocniej go boli, coraz mocniej skrzypi tu i ówdzie. Trzeba sie jakos ratować.
Pięknie napisałaś Krystynko, że natura jest piękna nawet w ranach i bliznach.Też tak uwazam.To tak samo jak z człowiekiem - jego piękno, wiedza wynikajaca z mnogości przebytych doswiadczeń rozumienia innych ludzi i głebia znajduje odzwierciedlenie w bruzdach, zmarszczkach i cieniach widocznych na twarzy.
Pozdrawiam Cię ciepło, Krystynko!:-)
Fajne są takie domowe wynalazki. Zazwyczaj idealnie dostosowane do potrzeb. I tyle radości przynoszą.
OdpowiedzUsuńOstatnio mieliśmy bardzo poważną dyskusję, który błękit jest ładniejszy - cykorii podróżnik, czy chabra. Nie dotarliśmy do żadnych konstruktywnych wniosków oprócz tego, że oba błękity są wspaniałe.
Fajne, bo dostosowane do potrzeb, wykonane porządnie, z sercem i staraniem, tak by słuzyły przez długie lata.
UsuńWszystkie błękity kwiatków łąkowych są ładne. Też nie umiałabym dać palmy pierwszeństwa żadnemu z nich.Po prostu cieszę sie ich widokiem. Tymi kawałkami nieba na ziemi!:-)
Nie czytalam wszystkich komentarzy ot tak rzucilam okiem i widze, ze wszyscy sie zachwycaja polka, bo oczywiscie jest tego zachwytu godna. A ja czuje, ze przydalyby mi sie takie masci produkcji Szamana Cezarego. Teraz w oczekiwaniu na druga operacje to czekajace biodro tak mi daje popalic, ze odliczam dni a tu cale 7 tygodni czekania przede mna.
OdpowiedzUsuńOj, Marylko droga. Biedne to Twoje biodro. Wyobrażam sobie jak dłuzy Ci sie ten czas czekania na drugą operację.Pewnie łykasz w najgorszych bólach jakieś środki przeciwbólowe, ale wiadomo, że one nie leczą przyczyn dolegliwości a tylko objawy, no i po pewnym czasie organizm sie do nich przyzwyczaja. Pewnie są u Ciebie do dostania jakieś maści przeciwbólowe. Tylko nie wiem, czy na tak silne bóle one wystarczają. A ziołowe maści i wyciągi działają łagodnie i trzeba je stosować przez dłuższy czas by był efekt.
UsuńTulę Cię serdecznie i duzo ciepłych myśli od nas obojga zasyłam!***
Unikam srodkow przeciwbolowych bo wiem jakie to swinstwo, pale ziolo:)) Pomaga i nie uzaleznia. Masci wymagaja dlugiego okresu uzywania niestety. Pomagaja tez masaze terapeutyczne, sa strasznie bolesne, ale zaciskam zeby i daje sie torturowac:))
UsuńTeraz mam masaze na obydwa biodra jedno jako rechabilitacja po operacji a drugie wzmacniajace przed operacja. Jakos musze dac rade, nie mam innego wyjscia.
Dobrze, że masz dostęp do zioła i że Ci pomaga. Na pewno to lepsze niz chemia w tabletkach. Ech!Ileż to sie człowiek musi w zyciu wycierpieć. Nie wie nawet jak bardzo jest szczęśliwy, gdy go nic nie boli! Miejmy nadzieję, że po operacji drugiego biodra będziesz jak nowa i szybko o obecnym bólu zapomnisz. Uściski, Marylko!
UsuńZ zachwytem oglądałam łąkę, wrotycze i dopiero te niebieskie kwiatki łąkowe mnie rozczuliły. Tak dawno ich nie widziałam, że też takie szczegóły moga wzbudzić tęsknote za krajem. Czuję zapach łąki patrząc na zdjęcia. Cieszę się, że zapraszasz nas do tego raju.
OdpowiedzUsuńTeż mi sie podoba półeczka, fajnie, że możesz postawić miskę i jeszcze koszyczek powiesić. To mi przypomniało, że moje pranie czeka na wyciagniecie. Nie ma nic lepszego niz odnajdywanie pasji, zaangazowany zielarz, to prawie wiedzmin:) Strasznie żalp ieska porwanego przez wilka, tylko czy wilk zjadłby psa? Ciekawa jestem jak twoje kurki czują się w innej zagrodzie.
Codzienna powtarzalność tych samych czynności doprowadza do rozpaczy w młodości, potem zachowanie rytuałów uspojkaja, daje poczucie sensu. Oby tych pełnych zrozumienia spojrzeń było jak najwięcej, a ludzie o ktorych sie troszczymy okazywali wdzięcznośc, wtedy życie będzie piękne. Koniec spektaku to przeciez początek, badzmy dobrej myśli i szykujmy się na przygodę lepsza od ziemskiej:) Deszczu, lasow wolnych od wilkow, udanych zbiorów i wszystkiego co najlepsze dla Was:)
Zaczęło padać, jak to dobrze, że zapomnialam o praniu.
Na okolicznych łąkach, mimo suszy, wciąz zakwitają kolejne rosliny a ja niezmiennie sie nimi zachwycam i fotografuję je od lat i pokazuję tutaj, choc pewnie mnóstwo już podobnych zdjęć zamieszczałam na tym blogu. Ale mi sie to nie znudziło! Mam nadzieję, że czytelnikom bloga również nie!:-)
UsuńCieszę się, że mojemu meżowi tak dobrze wychodzą wyroby z drewna a co ważniejsze, że naprawdę są nam bardzo przydatne. To samo z ziołami. Wciąz dokształcamy sie na ich temat i stosujemy w miarę potrzeby.To pogłebia naszą wieź z naturą, daje nam uczucie, że nie marnujemy tego, iz dane nam jest zyc w tak pięknych, pełnych dzikiej przyrody okolicach.
Ten piesek zjedzony przez wilka był mały, stary i lekko już niedołężny.Nie miał szans by uciec. Dla głodnego zwierza była to pewnie lekka przekąska przed głównym daniem. Słyszy sie o atakach na psy w głownej części wsi, ale pierwszy raz wilk zaatakował tak blisko nas. A co do naszych kurek, to tylko kogut sie tam ostał. Kilka dni po przeniesieniu naszych kur do zagrody zaprzyjaźnionej sąsiadki w wyniku napaści lisa zginęło kilka kurek, w tym i nasza, niestety.To są takie dramaty, których nie da sie niestety uniknac, gdy zyje sie blisko natury.
Masz rację, że w młodosci codzienna powtarzalnośc nuży i irytuje, potem jednak daje poczucie spokoju i sensu. Oby powtarzały sie jak najczęściej te dobre, zwyczajne chwile. Oby tych złych i smutnych było jak najmniej.
Oj, fajnie, że zaczęło u Ciebie padać (praniu zlane deszczem a potem wysuszoen wiatrem i słoncem pięknie pachnie!:-). U nas wciaż zapowiadają deszcze z burzami. A pokropi chwilkę i zaraz przestaje.
Ściskam Cie serdecznie, Marylko i dziekuję za pełen ciepła i wrażliwosci komentarz!:-)*
Mieszkam na urokliwym Pogórzu Dynowskim w otoczeniu łąk i lasów, na samym skraju wsi, dlatego sporo mam tu sporo inspiracji do fotografowania piękna przyrody.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam Cie serdecznie, Agnieszko.
Wróciłam do Twojego posta, zaczynając od piosenki i słuchając podziwiam jak pięknie słowa wiążą się z melodią - gratulacje Olu. Pozostałe wieści z Pogórza równie zachwycające - a zwłaszcza nowe pasje - zielarska i stolarska. Cały czas o tym myślę, mam przecież też zioła wokół, a i stosy drewna z więźby dachowej ( zawsze ciągnęło mnie do stolarki). Tylko nie wiem kiedy będę miała na to czas. Ech, ten czas...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z lasu :)
Bardzo sie cieszę, że zwróciłaś uwagę na piosenkę, że Ci sie spodobała. Dziękuję! Ciekawa jestem, czy sobie ja zanuciłaś z moimi słowami?
UsuńJakieś pasje trzeba mieć, bo dodaja życiu smaku. No chyba, że praca jest też pasją, jak w Twoim przypadku, Andziu. Muzyka, śpiew to dla mnie obcowanie z absolutem, to inny poziom komunikacji z rzeczywistością. Jeden z cudów dany człowiekowi, ale nie dla każdego, niestety, ważny.
A stolarka, zioła? Na pewno kiedys sie i za to weźmiesz, jeśli naprawdę Cęe do tego ciagnie.
Pozdrawiam Cię ciepło z mojej górki!:-)*
Zanuciłam Olu, dawno jej nie słuchałam, a jest taka piękna. A z Twoimi słowami jeszcze bardziej :)))
UsuńTo moim zdaniem jedna z piękniejszych, magicznych wręcz melodii, dlatego od ponad miesiąca nucę ją co i rusz.Ze słowami i bez. Fajnie, że i Ty sobie zanuciłaś, Andziu!:-)))
UsuńAleż u Was sielsko, a za razem pięknie. To prawda, coraz częściej nie znamy się na ziołach i roślinach leczniczych, chociaż to one leczyły przez wieki naszych przodków. Osobiście wolę nawet na rany używać babki lancetowej niż wody utlenionej. Ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuńZioła rosną wszędzie i na wsi i w mieście. Przeważnei nei zauważamy ich albo lekceważymy nazywajac chwastami. A tymczasem tak dużo można miec z nich pożytku. Fajnie, że używasz babki lancetowatej. Ona ma tę przewagę nad wodą utlenioną, że wystepuje pospolicie w naturze, a mało kto przecież zabiera na spacery wodę utlenioną. A gdy sie na łonei natury skaleczy, to babka prawie zawsze jest pod ręką.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Karolinko!:-)
Zajrzalam, pozdrawiam lipcowo Alis
OdpowiedzUsuńDziękuję!:-) I ja pozdrawiam Cie Alis serdecznie - już sierpniowo!:-)
UsuńPięknie tam u Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam mieszkać w mieście, ale przyznaję, że brak mi trochę takich widoków, miejsc spacerowych i spokoju. :)
Dziękuję! Na szczęście i w mieście mozna znaleźć piękne miejsca. Parki, ogrody działkowe, skwery...To daje wytchnienie w każdy czas.
UsuńPozdrawiam Cię życzliwie!:-)
Wspaniałe jest to, że tak bardzo korzystacie z dobrodziejstw natury, które są przecież na wyciągnięcie ręki, a tak dużo ludzi ich nie zauważa. Te wszystkie maści, nalewki, wyciągi ziołowe... toż to samo dobro i zdrowie. Niesamowicie podziwiam, że Cezary aż tak szeroko je wykorzystuje, w tak niesamowity sposób. Dla mnie te smarowidła to czarna magia. Ja bardzo korzystam z dobrodziejstwa ziół, ale tylko w postaci naparów, nalewek, czy okładów. Nigdy nie robiłam żadnych maści, tym bardziej podziwiam i kibicuję :D
OdpowiedzUsuńŚwietny patent z tą miejscówką na pranie, na pewno bardzo ułatwia pracę.
Zdjęcia jak zawsze przecudne, sielskie i relaksujące.
Te pnie drzew są niesamowite, szczególnie te oczy...
Pozdrawiam serdecznie, Agness<3
Tak, staramy sie korzystać z tego, co rośnie w naszych okolicach i wciąz sie uczymy, co mozna by jeszcze wykorzystać. To przecież są skarby, ważniejsze niż złoto i pieniądze. Dane nam przez naturę za darmo, pełne zdrowia, dobrej magii, zapachów i kolorów. Oby nigdy nam ich nie zabrakło!
UsuńDziękuję za obszerny komentarz i pozdrawiam Cię Agness serdecznie!:-))
Dzień dobry! Olu, Cezary, Jaworowo:-) Strasznie nie lubię wstępów, zatem parę żarcików na przywitanie dnia:
OdpowiedzUsuńDo Heńków przyjechała teściowa:
- Heniutek! Otwieraj! Wiem, że jesteś w domu, bo twoje adidasy stoją pod drzwiami!
- Sie mama tak nie wymądrza, poszedłem w sandałach!
...
Powracającego w nocy do domu męża wita w drzwiach wkurzona żona:
- Gdzie się szlajałeś?! Masż szminkę na twarzy! Ty...!
- To nie szminka! To krew! Potrącił mnie samoćhód!
- No...masz szczęście.
...
- Musi mi pan dać podwyżkę - mówi pracownik do szefa - trzy inne firmy nie dają mi spokoju.
- Co to za firmy?
- Elektrownia, gazownia i bank kredytowy.
...
Rozmowa dwóch kolegów:
- Występuję do sądu o rozwód. Żona nie odzywa się do mnie od pół roku!
- Opamiętaj się chłopie! Gdzie ty znajdziesz taką drugą?!
...
- Dlaczego jeszcze nie wyszłaś za mąż? Nikt Cię nie prosił?
- Prosili i to nie raz!
- A kto?
- Tata z mamą.
Uściski dla całej Waszej gromadki posyłam! I buuuziaki ze słonecznego miasta:-)***
Coś mi się zdaje Olu, że wstrzeliłam się z tymi żartami mocno nie w porę. Jeżeli tak, to wybacz proszę. Cokolwiek się dzieje jestem przy Tobie!*
UsuńMarytko kochana! Żarty są świetne i w porę. Dziekuję za nie gorąco. Usmiałam się serdecznie. Nic złego sie u mnie nie dzieje.Po prostu miałam u siebie wyczekanego gościa, moją najdroższą przyjaciółkę ze Śląska i poświęcałam jej cały swój czas, dlatego blog poszedł w odstawkę. Pewnie napiszę o tym więcej w następnym poście. A póki co uściski i buziaki Ci zasyłam oraz dużo życzliwych myśli!:-)***
UsuńKamień z serca:-) Sorki za ten alarm. Trochę mi głupio. Pisałaś o tych wyczekiwanych odwiedzinach, nie zajarzyłam. Cieszę się, ze miałaś dobry czas!:-)***
UsuńDzięki za każde dobre słowo, Marytko!:-)***
UsuńSuper wyszło! I jakie praktyczne.Bardzo mi się podoba półeczka i cała koncepcja suszarki. Fantastyczna.
OdpowiedzUsuńA ja jak zwykle zadumałam się nad tym co napisałaś... dlaczego takie myśli i takie postrzegania świata przechodzi w zapomnienie? Dlaczego wszyscy ludzie nie widzą potrzeby takiego światopoglądu? Odkryją go na nowo dopiero jak go zniszczą i znów będą dostawać noble i inne nagrody za coś co teraz jest w zasięgu ręki? - przepraszam... zburzyłam sielankowy klimat posta. Fragment z wilkami uświadomił mi w jakim ,,dobrym" miejscu mieszkam... :)
Pozdrawiam Was oboje i życzę dalszych takich wspanialych pomysłów i udanych projektów :)
Półeczka na pranie cały czas jest w użytku i przydaje się bardzo. A co do postrzegania świata...To sie zmienia, tak jak zmienia sie człowiek i wszystko wokół niego. Do pewnych rzeczy dochodzi się z czasem. Każdy w swojej porze. Całe zycie jest jedną wielką nauka.Miejmy nadzieję, że mamy jeszcze sporo czasu na jej kontynuację...
UsuńPozdrawiamy Cie serdecznie, Agatko. Niech Twój piękny ogród daje Ci spokój, radość, spełnienie oraz inspirację do wielu refleksji!:-*)