Ostatni tydzień przyniósł Pogórzu Dynowskiemu
pogodę w kratkę. Jakby ktoś w niebiosach bawił się w dziecięcą wyliczankę, ale
nie mógł się zdecydować na co ma wypaść. Na kogo bęc.
Ochłodziło się znacznie, choć nie brakowało też słońca. Zdarzyło się kilka przelotnych deszczy i jedna, krótkotrwała ulewa. Zaczęło też padać teraz, w chwili, gdy właśnie piszę ten tekst. Nie wiem jednak jak długo on potrwa i czy nareszcie ogród zdoła napić się do syta. Może znowu nawiedził nas tylko łagodny, przelotny, nic nieznaczący deszczyk? Tutejsze niebo co dnia obiecując wyczekane opady przebierało się w nowe sukienki od złoto-różowych o wschodzie i zachodzie po srebrzysto-granatowe albo jaskrawo chabrowe w ciągu dnia. Przetaczały się po niebie ogromne hufce stalowo-sinych obłoków, szalał porywisty wicher a niebo nadal skąpiło prawdziwego, porządnego deszczu. Dlatego w obejściu w dalszym ciągu jest bardzo sucho. Spragniona ziemia w ogrodzie w wielu miejscach mocno jest spękana. Gdzieniegdzie tworzą się tak głębokie rozpadliny, iż można zajrzeć w ich czeluści niby w tajemnicze kratery. Jednakże ta odrobina deszczu sprawiła, że ogród obmył nieco swe lico z kurzu a spłowiała trawa przybrała się w nową, soczystą zieleń. Kwitnie melisa, mięta i babka. Nadal wspaniale dojrzewają maliny, wśród których co dzień z rozkoszą buszuję.
Ochłodziło się znacznie, choć nie brakowało też słońca. Zdarzyło się kilka przelotnych deszczy i jedna, krótkotrwała ulewa. Zaczęło też padać teraz, w chwili, gdy właśnie piszę ten tekst. Nie wiem jednak jak długo on potrwa i czy nareszcie ogród zdoła napić się do syta. Może znowu nawiedził nas tylko łagodny, przelotny, nic nieznaczący deszczyk? Tutejsze niebo co dnia obiecując wyczekane opady przebierało się w nowe sukienki od złoto-różowych o wschodzie i zachodzie po srebrzysto-granatowe albo jaskrawo chabrowe w ciągu dnia. Przetaczały się po niebie ogromne hufce stalowo-sinych obłoków, szalał porywisty wicher a niebo nadal skąpiło prawdziwego, porządnego deszczu. Dlatego w obejściu w dalszym ciągu jest bardzo sucho. Spragniona ziemia w ogrodzie w wielu miejscach mocno jest spękana. Gdzieniegdzie tworzą się tak głębokie rozpadliny, iż można zajrzeć w ich czeluści niby w tajemnicze kratery. Jednakże ta odrobina deszczu sprawiła, że ogród obmył nieco swe lico z kurzu a spłowiała trawa przybrała się w nową, soczystą zieleń. Kwitnie melisa, mięta i babka. Nadal wspaniale dojrzewają maliny, wśród których co dzień z rozkoszą buszuję.
Ta zmienność
pogody kojarzy mi się ze zmiennością nastrojów człowieka, z dziwnymi i
nieprzewidywalnymi losami ludzkimi oraz z różnymi pojawiającymi się z nagła i
znikającymi równie nieoczekiwanie gasnącymi zainteresowaniami czy fascynacjami.
Przypomniała mi się przy tej okazji oglądana w dzieciństwie francuska baśń, w
której Catherine Deneuve miała na sobie wspaniałe suknie w barwach nieba a
owych cudownych strojów dostarczał jej król, grany przez przystojnego Jeana
Marais. Zdaje się, że była to „Księżniczka w oślej skórze”, jedna z tych
ekranizacji, która wywarła na mnie niegdyś największe wrażenie. Zawsze po jej
obejrzeniu chwytałam za kolorowe kredki i w zapamiętaniu rysowałam długowłose,
wiotkie królewny oraz wróżki w obfitych, przebogatych szatach. Ich fantastycznymi wizerunkami zapełniałam
dziesiątki bloków rysunkowych. Z
kredkami albo pędzlem w ręku stwarzałam w głowie nowe baśnie i opowieści.
Marzyłam, że gdy dorosnę, to stroić się
będę w tak wspaniałe suknie. I zostanę radosną, odważną czarownicą fruwającą
nad światem w powiewających na wietrze szatach. A dobrocią, ufnością i szczerością wygram
z każdym smokiem! Ech...Dziecięce, naiwne marzenia...
Pochylając się nad
kartką uśmiechałam się do siebie odpływając gdzieś daleko i oddając się zupełnie
swojej pasji, która dawała mi zapomnienie o prześladującej mnie w tamtych
latach zmorze znienawidzonej matematyki.
Nie przypuszczałam, iż w przyszłości czekać mnie będą nie takie smutki i
frustracje. Jednak dzisiaj wiem, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem.
Pewnie tamte moje potyczki z matematyką miały mnie przygotować na dużo poważniejsze
starcia. Miały mnie nauczyć, że w życiu nie wszystko jest tak proste jak w
baśniach i nie zawsze codzienne, ludzkie historie kończą się tak dobrze jak owe
baśnie. Ileż uporu, cierpliwości i wiary wymaga chociażby walka z własnymi
ułomnościami, z lękiem, bólem i tęsknotą. Ileż trzeba mieć w sobie światła by przezwyciężyć
ogarniający nieraz zewsząd mrok…
Dziś zdaję sobie sprawę, iż życie to ciągłe
zaskoczenia i zmiany. W dzieciństwie na
przykład zdawało mi się, że to upodobanie do rysowania nigdy mnie nie opuści,
że w moim dorosłym życiu na pewno będę robić coś z nim związanego. A jednak
przeszło, minęło. Pojawiły się za to inne rzeczy i sprawy, które potrafią dawać
radość, wytchnienie, ucieczkę od problemów, spełnienie, czy też bezcenny spokój.
Rzadko dziś ubieram sukienki. Wiszą w szafie zapomniane, nieużywane od lat.
Liczy się dla mnie teraz przede wszystkim wygoda, użyteczność oraz swoboda
stroju a nie jego wygląd. Cóż. Zmieniają się pory roku, zmienia się człowiek,
zmienia się świat. Znaczenie wielu rzeczy blaknie. Nabiera mocy coś nowego. Pewne
wspomnienia zostają tak wyraziste jakby dotyczyły dnia wczorajszego, inne
zacierają się, znikają, jakby ich nigdy nie było…
Także lipiec
doznaje kolejnych przeistoczeń. Przekwitają kwiaty, które jeszcze tydzień temu
królowały w okolicach. Na łąkach dostrzec można coraz więcej odcieni fioletu. Znak
to, że pogórzańska przyroda powoli przygotowuje się już do jesieni. Powiewają
na wietrze majestatyczne wiechcie amarantowo-brązowych traw, różowo-lila ziele wierzbówki oraz
ciemnoliliowe główki, kwitnących teraz obficie ostów oraz żywokostu. Nawet
łodygi pokrzyw przybierają odcień liliowo-bordowy. Nad nimi wielkie obłoki i
małe chmurki przesuwają się w niekończącym korowodzie zawiłych kroków i pląsów.
A wiatr akompaniuje tym łąkowym tańcom grając na bębnach, piszczałkach oraz
trąbkach albo po prostu mrucząc swe ciche murmurando, które opowiada o przyszłych,
nieuniknionych przemianach...
Tymczasem
Cezary, mając ostatnio więcej wolnych chwil niż wiosną oddał się bez reszty,
odkrytej w sobie dopiero tu, na Pogórzu, pasji stolarskiej. Po stworzeniu
zgrabnej, mahoniowej w odcieniu i bardzo wygodnej ławeczki wziął się za
wykonanie pasującego do niej stoliczka. Do tego celu wykorzystał resztę
starych, modrzewiowych desek podłogowych. Zamyślał się na długo a potem piłował,
obcinał, mierzył, przypasowywał i skręcał ze sobą wytrwale kolejne kawałki
drewna. Malował je po wielekroć by przybrały głęboką, wyrazistą barwę. W
przerwach między pracami gospodarz odpoczywał na leżaku w cieniu pod wiatą albo
wpadał do domu na zupę jarzynową relacjonując postępy swoich prac i
zachęcając bym zajrzała jak mu idzie. Na chwilę zostawiałam więc me tak
prozaiczne acz konieczne czynności, jak mycie okien, pranie, sprzątanie, oraz
odkurzanie unoszących się wszędzie kłębami psich kłaków (kiedy tylko Jacuś
zakończył linienie, to zaraz wzięły się za kontynuację jego dzieła Zuzia,
Hipcia oraz Misia!) i szłam na inspekcję aby chwalić i podziwiać efekty mężowskich, twórczych
starań.
Pod wieczór
dzieło Cezarego było ukończone. Jeszcze nieco wilgotny od farby stolik
ustawiliśmy przy starszej o tydzień ławce pod wiatą i przyglądaliśmy się im z
każdej strony zastanawiając się, w którym miejscu ostatecznie powinny one
stanąć. Może z tyłu ogrodu zamiast leżących tam próchniejących bali ze starej
stodoły? A może w cieniu pod gruszką, tam gdzie do niedawna był kurzy wigwam?
Przenoszenie tych ogrodowych mebli nie jest sprawą łatwą, bowiem modrzewiowe
drewno jest wyjątkowo ciężkie i tylko we dwoje dajemy radę je dźwignąć. A skoro
gdzieś już ławka ze stolikiem stanie, to już tam pewnie zostanie. Tylko na zimę
będziemy chować dzieła Cezarego do budynku gospodarczego. Pomieszczenie po
kurniku nada się do tego w sam raz. Ale nie popędzajmy czasu. Przecież jeszcze
trwa lato. Potem, miejmy nadzieję, czeka nas pogodna, łagodna jesień. Jeszcze
się nam stolik z ławką przydadzą w ogrodzie nie raz…
W związku z
powyższym przyszła mi na myśl kolejna baśń z dzieciństwa. „Stoliczku nakryj
się!” Jakież tam cudowności wyczarowywano! Jakimiż pysznościami się objadano!
Hmm…Aż ślinka na myśl o nich cieknie!
- Trzeba by
wypróbować należycie nowe drewniane sprzęty, zainicjować ich używanie, uczcić
jakowymś smacznym posiłkiem na świeżym powietrzu! - ustaliliśmy zgodnie z mężem o
poranku.
Nie zwlekając
zatem Cezary wziął się za przyrządzanie pasty z białego sera, czosnku, ogórków
i papryki. Nakroił razowego chleba. Ja zaparzyłam ziołową herbatkę z czystka i
wrotyczu (dobrą przeciw boreliozie!). Wyjęłam z lodówki miseczkę zerwanych
wieczorem wiśni i malin. A potem razem poszliśmy do ogrodu na smaczne, lipcowe
śniadanie! :-)
Entliczek –
pętliczek, ławeczka, stoliczek
A na tym stoliczku uśmiechu koszyczek
A na niebie słońce
i chmurek bez liku
Entliczek – pętliczek,
deszczyk już w koszyku…
O jak mi spodobały się te mebelki, a jeszcze bardziej te smakołyki.. Wspomniałam sobie czasy przed wielu lat kiedy też wymyślałam różniste przedmioty do mieszkania. A teraz, ech szkoda pisać. Nareszcie i u nas trochę popadało, nawet mnie dość zmoczyło na dzisiejszym spacerze. Wszystko za szybko przekwita. Trzymajcie się dobrze, oby same fajne chwile Was spotykały. A psiaczki proszę poszmerać za lewym uchem.
OdpowiedzUsuńTe mebelki o wyrazistej, pogodnej barwie bardzo nam do ogrodu pasują i ozdabiają go prawie jak kwiaty. Kwiatki zresztą szybko przekwitają a mebelki zostaną, tylko z czasem nieco pewnie zblakną.A wspomnienia są ważną częścią nas. Wszak wszystko, co sie zdarzyło budowało nas takie, jakie jesteśmy teraz.
UsuńWciąz mało tego deszczu, niestety. Rośliny nadal spragnione. I pewnie przez to szybciej niż zwykle jesień sie pojawi.Ale i jesień potrafi być przecież urocza.
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie, Oleńko!:-)
Te smakołyki w pięknym ogrodzie, stół nakryty dobrociami, istny raj na ziemi, niczym z najpiękniejszej sielanki... Deszczyk daje w końcu o sobie znać, oby ogród napił się do syta... Piękna pasja Cezarego, wygląda to cudnie! Pozdrawiam Was serdecznie! ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsze są proste, naturalne rzeczy zrobione przez siebie na dodatek przy wykorzystaniu czegos starego, co dzięki temu sie nie zmarnuje, ale nabierze nowego znaczenia. Stare deski podłogowe czekały i sie wreszcie doczekały nowego przeznaczenia. A i śniadanie miło jest zjeśc z własnej roboty stoliczka.
UsuńPozdrawiam serdecznie, Maksie!:-)
Olu, wszystko, no wszystko mi się spodobało. I post, i ławeczka, i stoliczek, i śniadanie na dworze, i Ola buszująca w malinach, i...no wszystko. Disiaj krótko, bo wciąż odrzuca moje komentarze. Może ten wreszcie przyjmie!
OdpowiedzUsuńBuziaki i uściski:-)***
Cieszę się, Marytko, że wszystko w tym poście Ci sie spodobało, ale smucę się, że są jakieś problemy z komentowaniem. Nie wiem, czemu tak jest i niestety, nic nie mogę na to poradzić. Mam tylko nadzieję, że to przejsciowe.
UsuńBuziaki serdeczne!:-)***
Dziękuję Ci Oluś za tego posta:-)* Z taką radością go wczoraj czytałam. Tyle Ci chciałam napisać, ale może za dużo i może mój świat uznał, że czasem jak mniej to lepiej. A może zwyczajnie net mi się zawiesił, czasem tak mam jak komentuję Twoje posty. Odświeżenie netu to dla mnie utrata napisanego komentarza. Czasem nie mam już siły go odtwarzać:-)
UsuńSerdeczne pozdrowienia z mojego zielonego, słonecznego osiedla:-)***
P.S. Lubię jeść śniadanie na balkonie w ciepły, letni poranek. To ogromna frajda. Ale dzisiaj jest za zimno. Szkoda:-(
Też tak miewam, że napiszę komuś komentarz a on ni z gruszki ni z pietruszki znika. I nie chce sie już człowiekowi pisać tego samego drugi raz. Jakas energia ulatuje. I u mnie czasami Internet wysiada, na chwilę, na parę godzin albo i na dzień. Cóz, siła wyższa. Trzeba wtedy poczekać az wszystko wróci do normy.
UsuńU mnie dzisiaj też słonecznie od rana. I rosy mnóstwo na trawie. Ładnie jest na świecie.
Uściski serdeczne zasyłam Ci, Marytko miła!:-)***
Entliczek - pętliczek, stoliczek, ławeczka
OdpowiedzUsuńA na tej ławeczce kochana dzieweczka
Z nostalgią wspomina dziecięce marzenia
I patrzy, i czuje, i ciągle się zmienia
Wzruszenia i troski jej sercem targają
A łzy i uśmiechy smaku życiu dają
I światłem rozjaśnia swoją okolicę
I ducha nie gasi entliczek - pętliczek
Entliczek, pętliczek, obłoczek, promyczek
UsuńWszystko jest potrzebne, prowadzi do celu
Susza i ulewa, ten dzień - jeden z wielu
I ludzie dokoła, ich troski, radości
Wszyscyśmy podobni, stworzeni z jedności
Dzisiaj zagubieni, jutro znów na ścieżce
Nowa nas otula nadzieja i przestrzeń
Ty to wiesz, wytrwale coś budujesz przecie
Entliczek, pętliczek, mój Ty piękny świecie...
JAki mily post! tyle wspomnien, dobrych wspomnien, przyroda , pieski, Cezary i jego dzielo...no i sniadanie pod chmurka. Sliczne zdjecia! kilka dni temu krecilam sie po Pogorzu Dynowskim, pewnie bylam blisko Was...Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPiękny był wczoraj nasz poranek. Wspomnienie o nim powyższy post mi podyktowało.
UsuńJak Ci sie Grażynko w naszych stronach podobało? Gdzie konkretnie byłaś? Może rzeczywiscie blisko nas, choć Pogórze bardzo rozległe jest i my sami w wielu jego miejscach jeszcze nie byliśmy!
Pozdrawiam Cię serdecznie, Grażynko!:-)
Bylismy w Rymanowie, w domu odkrytego przez internet dalszego kuzyna, Z rymanowa pojechalismy do Przemysla przez Bircze i Krasiczyn a wracalismy przez Krzywcza, Dubiecko..etc...
UsuńTwoje strony oczywiscie bardzo, bardzo mi sie podobaja..pewnie nie raz wroce.
To ciekawą mieliście przejażdżkę, Grażynko. W Rymanowie byłam tylko raz, bo to daleko od nas. My mieszkamy w okolicach Dubiecka, daleko od głównych dróg.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Blisko Dubiecka przejezdzalismy w drodze powrotnej z Przemysla...wiec bylam bardzo bliziutko!
Usuń!:-))
UsuńTakie pozytywnie pisanie. Dzięki Ci za nie.
OdpowiedzUsuńChyba pójdę sprawdzić, czy szpaki zostawiły dla nas jakieś maliny. Narobiłaś mi ochoty.
Fajnie, że tak pozytywnie odebrałaś moje pisanie, Agniecho. Pisałam zgodnie ze swym nastrojem, z potrzebą chwili. A maliny trzeba zjadać póki jeszcze są, bo rzeczywiscie ptaszki bardzo je lubią!:-)
UsuńJa tak po trochu czytam :)
OdpowiedzUsuńProszę pogratulować mężowi wspaniałej pracy. Fantastycznie wygląda ten komplecik.
Zadumałam się czytając o przyrodzie, o suszy, o zmianach, o przemijalności... mnie to się wydaje, że makabrycznie upalny czerwiec to było lato a teraz mam początki jesieni, chyba że pogoda znormalniała i powróciła do tych, temperatur, o których już zdążyłam zapomnieć.
Dziękuję, pogratuluję!:-)
UsuńJesień przyjdzie wcześniej. To widać i czuć. Czytałam też na ten temat artykuł. Wiele drzew ubiera sie juz w jesienne sukienki albo nawet gubi liście. Jakos sobie przyroda musi poradzic z tą suszą.
Zdjęcia fantastyczne z otwartą przestrzenią, też bardzo lubię fotografować. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia. Zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za życzliwe słowa, Krystyno oraz za zaproszenie. Z przyjemnością zajrzę do Ciebie!:-)
UsuńSwietne miejsce na piknik dla dwojga, moze to byc sniadanie, podwieczorek czy tylko ciasto z kawa... co by nie bylo na pewno bedzie smakowac wysmienicie.
OdpowiedzUsuńTak, dobrze się siedzi na ławce w otoczeniu swego zielonego, pachnącego ogrodu, w spokoju popijajac coś i pojadając.A ławeczka wygodna, więc tym bardziej!:-)
UsuńSolidny ten mebel, będą przy nim urocze śniadanka i czarowne kolacje smakowały wyśmienicie.
OdpowiedzUsuńTez zauważam tę przewagę jesiennych fioletów a to dopiero połowa lipca.
ślicznie wyglądasz w tym malinowym chruśniaku, pozwolę sobie niewinnie podokazywać: ładny i zgrabny tyłeczek. I nieba na górce prześliczne.
Tak, meble Cezarego są solidne i cięzkie. Na pewno żaden z psów nie da rady ich przesunąć czy przewrócić. Szklanki i talerze są wiec bezpieczne (o ile, rzecz jasna, jakis psiak nie zechce sie dobrać do ich zawartosci!:-)
UsuńMój malinowy chruśniak niesamowicie sie w tym roku rozrósł i stworzył istny busz. Dobrze mi sie w nim buszuje i odżywia malinami, które nie tuczą, a wiec można je pałaszować do woli.A to ważne dla mnie, bo staram sie odchudzić, a przynajmniej nie przytyć. Dzięki za komplement. Aż raka spiekłam!:-) A nieba tutejsze cudne, cudniste. Największą są one ozdobą Pogórza!:-)
Pozdrawiam Cię ciepło, Krystynko!:-)
Bardzo lubię baśń "Ośla skórka". Królewna tam, córka króla żądała od niego sukien w trzech kolorach - nocnego nieba, barwy pogody i słońca.
OdpowiedzUsuńOgólnie to lobię baśnie.
Komplet wygląda wspaniale i bardzo porządnie. Stolarstwo to fajne hobby.
A powiedz mi proszę, czy ten wrotycz z sama zbierasz i jeśli tak to kiedy i jaką formę i ile na szklankę naparu by trzeba suszu?
Jakże pobudzają wyobraźnię same te bajeczne nazwy sukienek. A w tym filmie z Catherine Deneuve rzeczywiscie te suknie były olsniewające. Chyba nigdy potem nie widziałam w żadnej baśni tak cudnych strojów. A znam wiele baśni, bo lubię i nie wyrosłam z nich jakoś!:-)
UsuńKomplet meblowy Cezarego przetrwa lata, o ile na zimę będziemy go chować do budynku gospodarczego.
Wrotycz zbieram sama na okolicznych łąkach. Czas zbioru zaczyna sie zazwyczaj w sierpniu a konczy w październiku. To zależy od pogody. U mnie juz pomału zaczynaja sie żółcic jego kwiatki, bo w tym roku(pewnie przez tę suszę) wszystko kwitnie i przekwita wcześniej.Ja parzę zioła zawsze w litrowym dzbanku.Biorę garść wrotyczu i czystka, zalewam wrzątkiem, przykrywam. Po kilkunastu minutach herbatka jest gotowa.
Bardzo Ci dziękuję za info o wrotyczu. Ja rozumiem, że on ma być taki całkiem żółciutki. I czy same główki kwiatuszków czy szypułki też? Bo u mnie jest, rośnie a czytałam, że na prawdę zdrowy ale też groźny i dla tego nie ma w sprzedaży i jest nie dopuszczony do obrotu.
UsuńSurowcem leczniczym są kwiatki wrotyczu (dorodne, mocno żółte) oraz liście. Ja zbieram łodygi wrotyczu wraz kwiatostanami, obcinajac go na długość mniej wiecej 20-30 cm. Suszę go na strychu w formie bukietów (zwiazuje sznurkiem i przypinam do sznurków na bieliznę klamerkami). Po mniej wiecej trzech gorących dniach jest suchy. Wtedy obieram łodygi z lisci, obcinam kwiatostany i przechowuje ten susz w szczelnym słoiku. Mozna też go suszyc w suszarce do grzybów. Wrotycz rzeczywiście zawiera w sobie trujący składnik - tujon, ale on byłby niebezpieczny, gdyby wypiło sie go w dużym stężeniu i ilości. Ten sam składnik ma jednak właściwości zabójcze dla robaków przewodu pokarmowego i podobno tez krętków boreliozy. Można na ten temat znaleźć dużo ciekawych rzeczy w necie.
UsuńŚniadanko :-) Bardzo fajnie wyszły Cezaremu te ogrodowe meble. Ale i tak najfajniejsza jest myśl, że własnoręczne, każdy twórca zostawia w dziele ślad swojej energii.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak na werandzie, dumie mojej mamy zrobionej przez mojego ojca, na białej ścianie, namalowałam przecudnej urody, tak dużą jak ja, księżniczkę. Naprawdę była śliczna. Mama nie doceniła, ale ja ją pamiętam. Też mi tak wyszło, że mimo miłości do malarstwa i talentu, poszłam gdzie indziej...
Tak miało być. Teraz maluję od czasu do czasu...
O matematyce nie wspominajmy lepiej ;)
Jakąś podobną ścieżkę miałyśmy Ola, zdaje mi się.
Na Podlasiu popadało solidnie, jest dobrze. Mokro, zielono, żywo. Jedyne co zauważam, to już od dawna się dzieje, że jarzębiny dojrzewają o prawie miesiąc wcześniej niż kiedyś... i zboża.
Ale klimat się zmienia, to fakt.
Ja mam jedną małą suczkę, a sierść jest wszędzie, nie wyobrażam sobie CZTERECH liniejących psów!!!
Śniadanie na trawie...Wróć! Na stoliku i ławie w ogrodzie! Prawie jak u Maneta, tylko śniadających o połowę mniej niż tam no i sam posiłek też inny!
UsuńSzkoda tej Twojej ksieżniczki ze ściany, że niedoceniona a potem pewnie zamalowana. Widzę w tym pewną metafore. Czasem pokazujemy innym kawałek prawdziwej siebie, ujawniamy intymny kawałek duszy a oni tego nie widzą, nie chcą albo nie potrafią zobaczyc, wolą nasz zwyczajny wizerunek, do którego przywykli...
Malowanie, pisanie, uraz do matematyki oraz parę innych podobieństw miedzy nami.Fajnie tak odkrywać siebie w drugim człowieku, nieprawdaż?!:-)
Podlasie ma dobrze z tym solidnym deszczem. Podkarpacie wciaż czeka na porzadny łyk wody. Podobno zbliża sie kolejna fala upałów. Przydałoby sie więc przed nią troche wilgoci.
Sierść z czterech linieniących psów mogłaby z powodzeniem posłuzyc do produkcji swetrów albo innych wdzianek. Jakaś Australijka wpadłą niedawno na taki pomysł. Nie dość, że robi psie swetry na drutach, to jeszcze z powodzeniem je sprzedaje!Ludzka pomysłowośc i przedsiebiorczosc nie zna granic! A ja po prostu wyrzucam wszystko do kosza. Tyle dobra sie marnuje!:-))
Uwielbiam czytać o Waszym sielskim życiu. Wszystko tak pięknie opisujesz, że czuję się jakbym tam była. Ja wiem, że to wszystko tylko na papierze ( monitorze) brzmi tak łatwo i przyjemnie, a tak naprawdę to jest mnóstwo trudu i wysiłku, ale jest to takie piękne, że często czytam po kilka razy, oglądam zdjęcia i się wchłaniam w tę sielskość <3
OdpowiedzUsuńGąszcz malin imponujący, moje malinki znacznie późniejsze, dopiero pojawiają się pojedyncze owoce.
Drewniany komplet ogrodowy super i śniadanko na nim bardzo apetyczne :)
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Agness <3
Tak właśnie jest, Agness. Życie na wsi, choć na fotografiach przedstawia sie tak kolorowo, sielsko i bezproblemowo bywa bardzo ciężkie i wymaga od człowieka dużo siły fizycznej, uporu, wytrzymałości oraz paru innych ważnych rzeczy. Ale nagrodą za codzienny trud są właśnie takie ciepłe, miłe chwile we własnym ogrodzie. To wystarczy.
UsuńJa mam u siebie dwa gatunki malin - te wcześniejsze i późniejsze, dlatego, o ile obrodzą, mogę sie nimi cieszyć przez całe lato i jesień.
Dziękuje za Twoje życzliwe słwoa i pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem!:-))
Wnętrze człowieka jest zmienne tak jak natura za oknem. Na którymś z blogów przeczytałam ostatnio, że człowiek i jego zainteresowania, pasje itp. zmieniają się średnio co siedem lat. Czy to prawda, nie wiem. Wiem jednak, że wiele moich dziecięcych i młodzieńczych pragnień zweryfikowało zdrowie i czas.
OdpowiedzUsuńDrewniany komplecik jest cudowny, i co tu dużo pisać, niepowtarzalny. Cezary wykonał kawał dobrej roboty.
Pozdrawiam
Moim zdaniem człowiek zmienia sie cały czas. raz są to zmiany maleńkie i prawie niezauważalne a raz duże, przełomowe i znaczące. Życie ludzkie trwa na tyle długo, że można doznać tych przemian po wielekroć i samego siebie nie poznać po latach. Ale to wciąz my. I myśle, że coś tam w śrdoku najgłębiej chyba nigdy sie nie zmienia.
UsuńMam nadzieję, że zdrowie nam dopisze alos będzie sprzyjał i będzie można cieszyć się ławą oraz stoliczkiem przez długie lata.
Pozdrowienia serdeczne, Karolinko!:-)
Wersja Oślej skórki, o której Olu piszesz była chyba najpiękniejszą adaptacją filmową tej bajki, Piosenkę pamiętam do dziś. Brawa dla Cezarego 😘 nasza dusza ma tyle niespodziewanych i nieodkrytych jeszcze tajemnic , że nie wiadomo czym jeszcze może zaskoczyć . Ważne żeby jej posłuchać i dać się jej odkryć ❤️
OdpowiedzUsuńMuszę sobie poszukać w necie piosenki z tej bajki. I w ogóle fajnie byłoby zobaczyć po latach "Oślą skórkę".Uśmiechnąc sie do wspomnień.
UsuńTak, w naszej duszy jest wiele tajemnic radosnych i bolesnych, mnóstwo skarbów, nieodkrytych jeszcze zakamarków i ścieżek. Nie raz sie jeszcze w życiu zdziwimy tym, co tam znajdziemy i dokąd zawędrujemy.
Pozdrawiam Cię ciepło, Gabrysiu!:-)♥
Piękna przyroda :)
OdpowiedzUsuńI ja dostrzegam w przyrodzie duzo piękna!:-)
UsuńŻycie jest tak nieprzewidywalne i zmienne, a jednak czasem są w nim stałe punkty, niezmienne pomimo upływu czasu, pasje, które trwają nie porzucone, tak silne, że stają się osnową życia i kanwą wszystkich działań. Spotykam takich ludzi i mam z nimi kontakt, ci których znam, to przeważnie muzycy - dyrygenci, instrumentaliści i śpiewacy.
OdpowiedzUsuńTakie śniadanie jak marzenie - niespieszne, zdrowe i w pięknych okolicznościach :) A dzień tak rozpoczęty wygląda i toczy się zupełnie inaczej niż większości zapętlonych i zaganianych ludzi na naszej planecie.
Pozdrowienia z lasu :)))
Tak, mimo naszej własnej zmienności czy zmian otaczajacego nas świata nadal istnieją rzeczy niezmienne. Zawsze ważne. Zawsze będące najgłebszą, najtrwalszą częścia naszego "ja". Mogą to byc pasje i zainteresowania, ale mogą to tez byc po prostu uczucia czy wartosci, którymi kierujemy sie w zyciu. Przyjaźń, miłość, przywiązanie. Dobro, szczerość, odpowiedzialnosć...i inne, ważne dla danej osoby rzeczy.
UsuńA muzyka...Dobrze rozumiem miłosć i oddanie dla niej. Jest ona czyms co porusza zmysły i serce. Czymś co daje radosć, spełnienie, odlot, zapomnienie o smutku albo mozliwośc jego wybrzmienia w pełni.
Andziu, o słonecznym poranku serdeczne pozdrowienia zasyłam Ci z mojej górki!:-)))
Przepieknie to wszystko napisalas Olgo. Teraz ja się wzruszylam - podobnie jak Ty gdy czytalas moją książke o Warszawie.
OdpowiedzUsuńWyrazy najwyzszego uznania za ten namalowany przez Ciebie tekst.
:-)
Dziękuję, Stokrotko. Jesli tekst budzi jakieś emocje, jesli wzrusza, znaczy, że warto było go napisać i warto przeczytać. To rodzaj cennego porozumienia, intymnej rozmowy między autorem i czytelnikiem. Piękna i cenna rzecz, któa oby zdarzała sie nam wszystkim - piszącym i czytajacym - jak najczęściej.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Wszystko się zmienia... Wiele rzeczy rok temu byłoby dla mnie nie do pomyślenia. Podobnie i kilka lat temu, a w wieku nastoletnim też rysowałam i myślałam, że coś z tego będzie... Czytać uwielbiałam zawsze i to zostało, ale pisarką nie zostałam - no chyba, że swojego życia i bloga ;) Dobre to niż nic...
OdpowiedzUsuńByle zmieniało się na lepsze i tego Wam życzę.
Ps. Niby lato, a ja już patrzę gdzie zmieszczę choinkę... :)
Byle się zmieniało na lepsze...Ale w życiu tak też bywa, że niekiedy musi byc gorzej, by potem było lepiej. Nawet w pozornych bezsensach mogą byc ukryte sensy, tyle, że objawiają sie one dopiero po czasie.
UsuńJuz myślisz o choince? No tak. Jak z bicza czas leci. Ani sie obejrzymy jak śniegiem świat zasypie i będziemy tęsknic za obecnymi upałami. Bo człowiek prawie nigdy nie docenia tego ,co jest. I szuka dziury w całym. Ech! Uśmiechu nam wszystkim potrzeba i odrobiny dystansu do siebie, świata, ludzi, zdarzeń.
Uściski serdeczne zasyłam Ci, Kocurku i wszystkiego dobrego Tobie i Twej ferajnie życzę!:-)*
Powiało nostalgią z Twojego postu, Olu... Nie wiem, dlaczego umknął mi tydzień temu.
OdpowiedzUsuńTrochę popadało, u Ciebie chyba dużo więcej niż u nas, bo z deszczem ciężko u nas w ogóle jest.
My popijamy sobie po trochu krwawnik i bluszczyk. Wrotyczu nie mamy na działce, cały czas zapominam, żeby iść gdzieś i go wykopać, próbując na działce zadomowić.
Meble bardzo ładne, tym przyjemniej się z nich korzysta, kiedy zrobione własnymi rękoma Cezarego ;)
Lidko, trochę u nas popadało, ale tylko raz porządnie polało. Wciąz mało tej wody, ale lepszy rydz niż nic.
UsuńA co do nostalgii, to chyba to moje drugie imię...!:-)
Mnie też wiele rzeczy umyka. Nie da sie dostrzec i odnieśc do wszystkiego. A czasem sił i czasu na to brak. i zobacz - czas płynie jak szalony, wręcz przecieka przez palce. Chyba czas stał sie jak woda, której nam wszystkim brakuje.
Popijacie ziółka? Na pewno zdrowiej pić zioła, niż herbatkę sklepową.Nie ma to jak wyhodowane przez siebie albo zbierane w czystych miejsach rośliny. A wrotycz nawet teraz można sobie gdzies wykopać i zasadzić na działce. Tylko nie wolno zapominać go podlać, żeby nie zmarniał.
Mebelki Cezarego dobrze nam służą i przy okazji ładnie ogród ozdabiają.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Lidko!:-)*
Masz bardzo zaradnego męża. Piękne mebelki. Zaczytałam się w tym co napisałaś i do końca nie wiem co tu skrobnąć. Wiem, jedno - wrócę :)
OdpowiedzUsuńNowe mebelki ze starych desek bardzo są przydatne w ogrodzie.Oboje staramy się by nic sie u nas nie marnowało.
UsuńDziekuję za miły komentarz oraz dołączenie do grona obserwatorów. Pozdrawiam serdecznie!:-)
Z takim jedzonkiem przy stoliczku pełnym dobrej energii, to tylko siedzieć i dumać albo prowadzić ciekawe rozmowy .Stoliczek nakryj się , niech Wam służy...fajnie ,ze mąż odkrył w sobie tę pasję..takie przedmioty wykonane ręcznie mają w sobie duszę ....
OdpowiedzUsuńPozdraiwam Olu ..a ja kocham sukienki:):):
Ława ze stoliczkiem przydają sie nam codziennie. Jest już tak jakby były u nas od zawsze! I zgadzam sie, że rzeczy zrobione przez siebie mają duszę, są przez to cenniejsze niż te ze sklepu.
UsuńA sukienek mam w szafie sporo, tylko po pierwsze prowadzę tu taki tryb życia, że najwygodniej mi jednak w spodniach, po drugie nie mam zbyt wielu okazji by sukienki na siebie włozyć, a po trzecie (he, he!) w większosc z nich bym pewnie teraz nie weszła!:-)
I ja pozdrawiam Cię serdecznie, Pati!:-)