Końcówka
listopada i początek grudnia na Pogórzu mroźne były i lodowatym wiatrem
przeniknięte. Nocami temperatura spadała u nas nawet do minus dziewiętnastu
stopni! Uff! Takie mrozy to już nie przelewki! Szybko trzeba było przestawić się
z ciepłej jesieni na prawdziwą zimę. Na dodatek śniegiem trochę posypało. Drogi
oblodziło. Strach było się stąd gdzieś samochodem ruszać. Kto nie musiał, ten
nie jeździł. W takiej sytuacji przydało się w końcu to, że umiem robić
zastrzyki, dzięki temu mogłam pomóc choremu sąsiadowi i nie musiał w taki mróz
wyruszać do odległego o 10 km ośrodka zdrowia.
Zdarzały się też
ostatnio bardzo zimne, ale cudownie słoneczne dni, podczas których chciało się
nam wyjść na spacer z psami. Piesuńki
były wniebowzięte! Szalały po lesie, tańczyły w podskokach, próbowały rozbić pazurami zamarznięte kałuże, żeby dostać się do ukrytej pod spodem wody, zlizywały śnieg z trawy, goniły się i
uśmiechały całą zębatą szerokością swoich pięknych pysków. Nam z Cezarym też dobrze
te spacery robiły. Wracaliśmy rumiani jak ruskie babuszki. I ciepło nam się w
domu wtedy zdawało oraz przyjemnie. Dopiero po dłuższej chwili, gdy zmęczenie z
nas opadało znowu chłód dawał o sobie znać. I dalejże wielkie kosze drewna z
drewutni i spod wiaty przynosić, dalejże rozpalać pod oboma naszymi piecami,
herbatkę gorącą popijać i za czymś konkretniejszym do przekąszenia się rozglądać.
Trwaliśmy tu niby na antarktycznym końcu świata i naleweczki
słodkie popijaliśmy, gorące zupki tudzież inne pyszne dania z rozkoszą zajadaliśmy
w tłuszczyk zimowy bezwstydnie obrastając (jakby jesiennego tłuszczyku było nam
mało!). Wyznam szczerze, iż owe dania najczęściej przyrządzał Cezary, który w
zimowy czas lubi przejąć pałeczkę w kuchni i zaskakiwać mnie swoimi kulinarnymi
pomysłami. Co gotował? A to kurczaka w
curry z ryżem, a to zupę rybną a to wspaniały bigos, a jak mieliśmy smaka na
coś szybkiego i wyrazistego śląską wodziankę przyrządzał. Ech, same pyszności!
A tymczasem za oknem słonko zapowiadając kolejny pogodny,
ale znowu mroźny dzionek malowniczo zachodziło, malując niebo odcienie różu,
oranżu i błękitu Dobrze było siedząc w domowym ciepełku patrzeć na te cuda
spoza firanki…
Podczas ostatnich kilkunastu dni głównie zajmowałam
się pisaniem. Codziennie po kilka godzin tkwiłam przy klawiaturze komputera skupiając
się na dokończeniu historii o „Karczmie na rozstajach dróg”. I hurra! Wreszcie udało
się! Właśnie dzisiaj skończyłam tę pisaną od roku powieść. Bardzo się cieszę, że dałam radę zrealizować
ten pomysł od początku do końca, że nie zarzuciłam go w trakcie, nie poddałam
się lenistwu oraz niewierze we własne możliwości, że udało mi się napisać ponad
trzystu sześćdziesięciostronicową opowieść i zawrzeć w niej wojenne losy kilku
fikcyjnych oraz kilku naprawdę żyjących niegdyś osób. Ową końcówkę powieści
podzieliłam na trzy części i na poświęconym jej blogu będę je publikować co
kilka dni. Mam nadzieję, że zakończenie okaże się dla czytelników interesujące.
Prognozy pogody
zapowiadają u nas od jutra spore ocieplenie. Mają wrócić prawdziwie jesienne
dni, a wraz z nimi błoto na podwórku i pieski ochoczo je do domu na łapach
wnoszące. No trudno. Najważniejsze, że będzie cieplej i w piecu nie trzeba
będzie tyle palić co teraz.
A póki co
jeszcze dzisiaj lekki, kilkustopniowy mrozik. Nic to! W końcu jest już
grudzień. Niechże będzie to dla nas wszystkich przyjazny, piękny miesiąc!:-)
Zastrzyki umiesz robić, Olu ??? Niesamowite :) Miał sąsiad szczęście, że jesteś pod ręką, bo wyjazdy w taka pogodę do przyjemności nie należą ...
OdpowiedzUsuńZima - taka wczesna, jest bardzo malownicza, jak widać na Twoich zdjęciach ... dobrze, że piesy wyciągnęły Was z domu, z korzyścią dla wszystkich :)) nie ma co w domu się kisić, jak nie trzeba.
Gratuluję skończonej powieści :)) Muszę ją w całości i od początku przeczytać, bo mam luki, nie wszystkie części przeczytałam, a piszesz bardzo interesująco, więc szkoda by było pozbawić się przyjemnosci czytania :)
Chodziłam przez rok do liceum medycznego i w tym czasie nauczyłam sie porządnie bandażować i robić zastrzyki. Obie te umiejetnosci bardzo mi sie do dzisiaj przydają, nie tylko zimą!:-)
UsuńPieski chciałyby biegać do lasu w każdą pogodę, ale my z mężem my mamy często lenia!:-)
Dziękuję za gratulacje, Lidko. Sama sobie sie dziwię, że dałam radę to napisać. Ciekawa będę Twoich refleksji po przeczytaniu całosci!:-))
Liceum medyczne - to zmienia postać rzeczy :))
UsuńRobienie zastrzyków nie jest szczególnie trudne - moja mama też to potrafiła a do liceum medycznego nie chodziła!:-)
UsuńJakie psy szczęśliwe :-) Pięknie tam macie Ola. Zastrzyki robisz, popatrz, ja wyjściowo pielęgniarka jestem. U nas też zimno, szczypie w policzki i nos. Nasza suczka raczej woli w piernatach siedzieć. Mała jest i gladkowłosa, nie taka jak te twoje puchacze. Każda pora roku ma swoje przyjemności. Tak się spracowaliście latem i jesienią, że należy wam się ta zupka :-) Muszę zobaczyć co to ta wodzianka śląska ;-) Szkoda, że ni jak nie mogę się dostać do Karczmy, czekam na ebooka :-)
OdpowiedzUsuńPsy cieszy każdy spacer, byleby nie w deszczu!:-) Robienie zastrzyków i w ogóle rózne inne pielęgniarskie umiejetnosci bardzo sie człowiekowi w życiu pomagają, jemu i jego bliskim.
UsuńU nas juz dzisiaj ciepło, bo parę stopni na plusie. Błoto znowu sie uaktywniło!
Rymowany przepis na wodziankę mojego autorstwa znajdziesz u góry na pomarańczowym pasku, który nazywa sie kulinarne wierszydełka! Zupka prosta, pyszna, tania i szybka w przygotowaniu. Tylko dobry chlebek na zakwasie jest do niej niezbędny, reszta to dodatki!
I ja żałuję, że nie udaje Ci sie wejsc do Karczmy! Och, ten blogger zwariowany!:(
Ściskam Cie serdecznie, Aniu!:-)*
AB a próbowałas załozyć inne niezalezne od bloga konto na google. może wtedy będziesz mogła się zalogować. Ja u mnie na blogu mam odnośnik do karczmy, i mogę tam wklikac się bezpośrednio. Nie mam tylko tam podglądu o nowościach i czasem chwilę trwa zanim tam zajrzę lub po podpowiedzi Olgi mam szansę. :)
UsuńPięknie rozpoczęliście grudzień! Buziaczki.
OdpowiedzUsuńBędzie to pamiętny, przynajmniej dla mnie początek miesiąca!:-)
UsuńBuziaczki, Basiu!:-)
Gratulacje Olu:) Grudzień dobrze Ci się zaczął i niech tak trwa dalej:):
OdpowiedzUsuńDziękuję, Pati!:-)
UsuńNiech to będzie dobry miesiąc dla nas wszystkich!:-)
jak ja Wam tych krajobrazów i wsi zazsdroszczę.
OdpowiedzUsuńAgo, jest tu pięknie, ale pamiętaj, że zawsze jest coś za coś!:-)
UsuńPo pierwsze gratuluję ukończenia powieści. Wiem jaka to praca, bo sama napisałam trzy ksiązki, ale nie tak "grubaśne".
OdpowiedzUsuńPo drugie przypomniałaś mi spacery z moją Lassie - czyli najwspanialszą i najmądrzejszą suczką na świecie. Nie były to wprawdzie spacery po polach i lasach, /bo mieszkam w duzym mieście/ tylko po parkach. Ale też były piękne.
A po trzecie to pękam z zazdrości że macie tam tak piękne krajobrazy.
Wszystkiego dobrego Olgo.
Dziekuję, Stokrotko! Tak, pisanie powieści to ogrom pracy, która pochłania człowieka i fizycznie i psychicznie.Dlatego też cieszę się, że sprostałam temu postawionemu przez sama siebie wyzwaniu.
UsuńGratuluję Tobie tych trzech ksiażek - napisanych a co ważniejsze wydanych. To jest dopiero osiagnięcie!:-)
Spacery z psami i nam daja dużo radosci. Samo patrzenie na radosć psa rozwesela człowieka!:-)
Krajobrazy są tu piękne i właściwie nie muszę nigdzie stad wyjeżdżać, by mieć co dnia cos ciekawego do sfotografowania. A najfajniejsze jest to, że mało tu turystów. I niech tak zostanie!
Pozdrawiam Cię ciepło i dziekuję za życzliwe słowa!:-)
Zawsze zachwyca mnie Twoje miejsce na ziemi tak tam pięknie, o każdej porze roku.
OdpowiedzUsuńNam dokucza smog, a szkoda bo jak świeci słońce i mrozik niewielki chciałoby się iść na spacer.
Tak, tu na Pogórzu powietrze jest czyste i przejrzyste, po prsotu jest pieknie, zupełnie inaczej niz kilkaset metrów poniżej, w centrum wsi albo troche dalej w miasteczku, gdzie bardzo czuje sie smrodliwy dym z kominów. Bardzo Ci współczuję Ewo, że musisz na co dzień wdychać smog, że cały Kraków jest nim spowity.Nie wiem, do czego taki stan rzeczy w końcu doprowadzi...
UsuńJak dobrze być wszechstronnie uzdolnionym. Nigdy nie wiadomo jaka umiejętność będzie potrzebna.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało Ci się skończyć tą powieść, myślę, że na blogu nie skończy się a postarasz się wydać ją
w postaci książki. U nas jeszcze zima z lekka zagląda, nie licząc samych gór. Trzymajcie się cieplutko, a sierściuszki szmeram za uchem.
Każda umiejętnosc w życiu na cos moze sie człowiekowi przydać. Nawet, jeśli w danym momencie wydaje sie nam bezużyteczna. Wiele już razy sie o tym w życiu przekonywałam.
UsuńOch, bardzo sie cieszę, że udało mi sie skończyc tę długą powieść a jednocześnie jest mi teraz troche smutno, bo pewien rozdział w moim życiu jest zamknięty. Będę chyba musiała wymyślić sobie jakieś nowe wyzwanie pisarskie!:-)
Ty Oleńko mieszkasz w zachodniej części Polski, a wiec w cieplejszej, ale masz tam piękne góry, wiec predzej czy później u Ciebie też zrobi sie biało i magicznie! U mnie dzisiaj odwilż i błoto!
Pozdrawiamy Cię z uśmiechem i psim machaniem ogonków!:-)
Olgo, zachwycam sie Twoimi stronami ( i zdjeciami) nieustajaco - przepieknie sobie tam zyjecie. Z ogromna przyjemnoscia ogladam " przez szybke"" wasze zycie poprzez cztery pory roku 🤗🌤
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę Kitty, że zaglądasz do nas przez szybkę i podoba Ci sie to, co tutaj widzisz. Żyjemy sobie tutaj prosto, skromnie, nieomal pustelniczo, w zgodzie z naturą, uzależnieni od niej i ...w niej nieustająco zakochani. Mam nadzieję, że uda sie nam tam żyć jeszcze długo, długo i po prostu cieszyc sie takim życiem. Byleby zdrowie nie robiło niemiłych psikusów i byleby udało sie zachować młodosc w sercu!:-)))
UsuńOj to nieźle Was przycisnęło... teraz już będzie tylko lepiej, jak to się mówi " co nas nie zabije to wzmocni" Zima pokazała juz na początku, co potrafi, mam nadzieję, że będziecie się mogli się cieszyć magią czasu oczekiwania na najpiękniejszy chyba czas w roku, bez niespodzianek typu - uwięzienie w domu. Przesyłam ciepłe buziaki
OdpowiedzUsuńP. s. Wodzionka :)))) Bo inaczej jak się ma zrymować do " suchy chlyb i wody szklonka " :)))
Przycisnęło, ale juz puściło. Dzisiaj już odwilż całą gębą! A błoto na podwórku w całej krasie!
UsuńCo do wodzionki i rymów do tego słowa, to popełniłam parę lat temu wierszyk na jej temat. Mozesz go Gabrysiu znaleźć w kulinarnych wierszydełkach, na pomarańczowym pasku u góry strony!:-)))
O chętnie poszperam :)
UsuńTo fajnie, Gabrysiu!:-)
UsuńTan rok upłynął pod znakiem Twojej powieści w odcinkach :)Gratulacje i podziękowania. To bardzo ciekawe, a także inspirujące doświadczenie - podglądanie procesu twórczego. Olu, mam nadzieję, że książka zostanie wydana.
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zawsze cudne, taki błękit nieba można uchwycić tylko w mroźny, zimowy czas.
Pozdrawiam z lasu :)
Cieszę sie, Andziu, że byłas ze mną przez ten rok, że kibicowałas mi i dodawałaś swymi komentarzami sił i ochoty do kontynuowania tej powieści. Dziękuję z serca!:-)
UsuńCzy powieśc zostanie wydana? To wielka niewiadoma, ode mnie mało juz zależna. Na obecnym etapie cieszę sie po prostu tym, ze dałam radę napisać ją od początku do końca.
Okolice, w których mieszkam daja mi inspiracje do kolejnych zdjęć. Wciąz mnie tu cos zachwyca.
Pozdrawiam Cię serdecznie Andziu, leśna dziewczyno!:-)*
Do mnie zima jeszcze nie zawitała;-) chociaż już odrobinę czuć święta w powietrzu.
OdpowiedzUsuńAle zawita prędzej czy później.U mnie na razie sie wycofała i oddała pierwszeństwo deszczowej jesieni!:-)
UsuńU mnie takich mrozów jeszcze nie było, ale silny, prawie do 20 m/s wiatr przy mrozie -6 C sprawił, że nie chciało się wychodzić z domu. Mimo wszystko udało mi dwa razy wybrać na szybki marsz i muszę powiedzieć, że nawet dobrze się potem czułam, miałam więcej energii :)
OdpowiedzUsuńGratuluję ukończenia powieści. Ciekawa jestem zakończenia. Pozdrowienia :)
Bo właśnie ten wiatr jest najgorszy. On sprawia, że człowiekowi sie wydaje, is jest zimniej niż rzeczywiscie jest. Mróz bez wiatru jest całkiem przyjemny.I zdrowszy niż plucha!
UsuńZakończenie "Karczmy" już wkrótce, Wietrzyku!
Pozdrawiam Cię ciepło!:-)
Nie przepadam za zimą i aż mi ciarki przebiegły na sam widok zimowych pejzaży, muszę jednak przyznać, że pięknie ujęłaś je w kadry. Podoba mi się Wasz styl życia.:) Ślę cieplutkie pozdrowienia z Wielkopolski.:)
OdpowiedzUsuńZima jest tutaj zazwyczaj surowa i mrożna, ale jednocześnie piękna.Dawno jednak nie było już ogromnych śniegów, zasp tworzących tunele po obu stronach drogi. To pewnie sprawka ocieplenia klimatu.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Lenko!:-)
Piękne zdjęcia! Aż kusi spytać jakim aparatem je robisz? Pytam, bo mój kompakt coś niedomaga... Bym sobie odłożyła na coś konkretnie sprawdzonego, bo w sklepach jak namawiają to idzie zasłabnąć...
OdpowiedzUsuńCo do Karczmy to ja zatem nadrobię sobie przed świętami, bo nadal lezę w tym dole z rozbitą głową... Ciekawa jestem strasznie dalszych losów, ale czekam na spokojny czas, żeby na spokojnie sobie wtopić się w tamten świat...
Moglby zostac ten śnieg do świąt... Ale u nas juz chlapa i sliski chodnik. :(
Pozdrawiam serdecznie!
PS. TWymi konfiturami się zajadam! <3
Ja robię zdjęcia Olympusem a mój mąż Cannonem. Na blogu zamieszczam i jego i swoje zdjęcia. Zadowolona jestem z mojego Olympusa, a jedyne co mi sie w nim nie podoba, to brak wizjera z tyłu,takiego malutkiego okieneczka, gdzie mogłąbym sprawdzać jak wyjdzie zdjecie. Jest za to spory ekran, w który mczasem za bardzo odbija mi sie światło i przez to czasem nie wiem nawet co mi wyjdzie.
UsuńNiedługo po obublikowaniu wszystkich części "Karczmy" zamierzam zamknąc tamtego bloga (być może będę próbowała to jakoś wydać). Jeśli więc zależy Ci na przeczytaniu wszystkiego na blogu musisz sie pośpieszyc w lekturą.
Tak, znowu chlapa i słota, błoto wszędzie i od rana do wieczora pochmurno. Ale pewnie wkrótce wrócą mrozy i nastanie zima.I znowu będzie pięknie!
Cieszę sie, że smakują Ci moje konfitury, Kocurku!Niech idą na zdrowie Tobie i Twej rodzinie!:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Gratuluję ukończenia książki, to musi być wspaniałe uczucie. Może kiedyś i ja postawię ostatnia kropkę:)
OdpowiedzUsuńA dobrego bigosu to bym zjadła.
Dziękuję, Luno!:-) To z jednej strony jest miłe uczucie, bo człowiek jest zadowolony z siebie, bo cos sobie samemu udowodnił.A zdrugiej pojawia sie dziwna pustka, bo jak sie czyms od roku zajmowało, to jak sie juz to skończy, to "w co sie bawić?"
UsuńBigos był przedni. Jedlismy go przez kilka dni ,bo gar był wielki!:-)
Od razu zrobiło mi się zimno patrząc na te zdjęcia. A z drugiej strony mają swój urok. Patrząc na szczęśliwe pyszczki psów sama mam banana na twarzy. Gratuluję ukończenia powieści. Ja na swoim koncie mam dwie napisane dla szczególnych osób na zasadzie "bo chyba nic na ten temat nie ma" i wydrukowane na domowej drukarce. Wiem jaka to radość i duma.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno
Zimno też ma swój urok! Szczególnie, gdy towarzyszą mu takie zjawiska jak szadź, szron, gdy słonce przyświeca i odbija sie w śniegowych gwiazdkach i soplach.
UsuńPieski uwielbiają biegać po mrożnym lesie. Maja bardzo gęstą sierść i nie marzną. Dopiero gdy jest dużo śniegu, to czasem zamarza im w kulki miedzy palcami i trzeba te lodowe kulki im pomagać wyciągać, bo to przeszkadza im w chodzeniu.
Tak, ukończenie powieści było dla mnie bardzo ważne. Odetchnęłam głęboko i zdziwiłam sie, że to już...?
Pozdrawiam Cie ciepło, Karolinko!:-)
Piękne widoki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam !:-)
Usuńminus dziewiętnaście..... aż zimno gdy pomyslę. My w pasie pomorskim mamy chłodniejsze lato, ale trochę cieplejsze temperatury zimą. Ale zimowe mrozy moga do tylu schodzić. Jackowski przewidywał mroźną zimę i tym sposobem mogą się częsciowo jego przepowiednie sprawdzać. A wszyscy się smiali, ze nie trafia. Musze przysiąść do karczmy, ale to dopiero po niedzieli, chociaz zniecierpliwiona i zachęcona podpowiedzią pewnie ulegnę wcześniej. Bardzo po domowemu opisujesz ten zwolniony czas wiejski. Gdyby tylko inni też umieli doceniać i cieszyć się tym co mają. Sporo narzekających dookoła mnie, aż smutki biorą....
OdpowiedzUsuńJak człowiek jest ciepło ubrany, to i minus dziewiętnaście nie jest takie straszne - zwłaszcza, gdy nie ma wiatru. Tak, na Kaszubach klimat niebo łagodnieszy zimą.
UsuńPóki co mróz ustąpił i znowu jest dosć ciepło. Ciekawa jestem jaka naprawdę będzie ta zima. Też czytałam rózne prognozy.
Opowieśc o "Karczmie na rozstajach dróg" już za pare dni dobiegnie końca. Oj, zleciał ten rok z jej pisaniem tak szybko...
Czas jesienno-zimowy powinien byc czasem spokojnego odpoczynku, cieszenia sie domem i bliskimi. Każdy ma jakieś zmartwienia i lęki, ale trzeba też starac sie dostrzegać coś dobrego w swojej codzienności, bo to my ją tworzymy tym co robimy, mówimy, naszymi nastrojami i nastawieniem do innych ludzi...
Pozdrawiam Cie ciepło, Alis!:-)
Hi !Olga tak SIE CIESZE ZE SPACERUJESZ FOTOGRAFUJESZ - to napewno mily czas dla Ciebie temp.zabojczaja nie pamietam jak to sie odczuwa!!)))))pozdrawiam .Tradycyjnie przesylam moja ulubiona piosenke na ten czas posluchaj i Ty
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=qJ_MGWio-vc
SCISKAM LAPKI p.Gosia
Hi! Gosiu! Jak tylko sie da, to spaceruję. Wolę mróz niż chlapę i błota, a od dwóch dni tak właśnie u nas jest. Mróz (zwłąszcza w słoneczny dzień)jest zdrowszy dla organizmu niż taka wilgotna pogoda i zachmurzenie.
UsuńDziękuję za Twoją ulubioną piosenkę. Pamiętałam, że lubisz "Małego dobosza". PIękna piosenka świąteczna!
Pozdrawiam Cię z uśmiechem i ściskaniem łapek!:-))
Huśtawka pogodowa:-) byłam przed chwilą na podwórku, pada śnieg, niechby już napadał i poleżał, lepszy on niż wszechobecne błoto:-) sama wiesz, jak wyglądają psy po powrocie do domu, zamykam je w przedpokoju i czekam, aż osuszą się i błotko odpadnie z łap; właściwie to już patrzę na oferty sklepów ogrodniczych, na nasionka kwiatów, ziół, już mi się wiosna marzy; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, Marysiu! Istna huśtawka! U mnie też śnieg popadał a do tego lodowica na drogach i na podwórku. Strach z domu wyjśc. A jeszcze wczoraj królowało kląskające błoto i ślady błotnistych łapek psich w całym domu. Sama juz nie wiem, co lepsze.
UsuńWiosna Ci sie juz marzy? Ho, ho! Same myśli o niej mogą człowieka ogrzać i w nieco lepszy nastrój wprowadzic. Marz wiec, kochana, planuj, wyobrażaj sobie. Miej wiosnę w sercu na przekór jesiennej zimie za oknem!
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Lecę, pędzę! Niech ktoś trzyma drzwi cobym się nie rozbiła jak w nie wpadnę:-)) No jestem, czytam, z Wami się znowu witam, z piesami się witam. Trochę mnie w necie nie było. Zielony smok przyciagnął mnie do Was za kołnierz, bo tu już nowy post. Ale i bez tego bym przyszła, bo się stęskniłam:-)*
OdpowiedzUsuńGratuluję z serca ukończenia Twojej powieści Oleńko! To takie trochę Twoje dziecko i masz prawo do radości i dumy. A temat do kolejnego pisania sam do Ciebie przyjdzie, zobaczysz:-)
No, przyznaję, że trochę zimno mi się zrobiło po przeczytaniu mroźnego postu i obejrzeniu zdjęć jak zwykle świetnych. Ale już chyba po mrozie i chlapa nastała, a z nią konieczność uprzątania błotka przyniesionego do domu na psich łapach. Coś o tym wiem, jeszcze pamiętam jak to było z naszym pieskiem, no i my sami też to błocko nanosiliśmy i nanosimy. Ale do mroźnej, ostrej zimy nie tęsknię ze względu na moje odnóża, które nie najlepiej sobie radzą z zamarzniętą, śliską powierzchnią:-(
Jak zwykle buziaków moc posyłam, serdecznie Cię przytulam Oleńko, sierściuchy tarmoszę za uszkami, Zielonemu Smokowi łapki ściskam:-)***
Och, już Cie trzymam Marytko! Na progu naszego domu straszna dzisiaj ślizgawica. Padał w nocy śnieg, potem deszcz a nad ranem to wszystko zamarzło i trzyma. Aż strach z domu wychodzić, bo można orła wywinąć.
UsuńTrzymam Cie kochana w serdecznym uscisku i cieszę sie, ze jesteś, bo juz sie martwiłam, żeś zachorzała albo do jakiej Nibylandii wyjechała z zielonym smokiem sie wprzódy nie pożegnawszy!:-)
Cieszę sie z napisania pierwszej w życiu powieści i dziele się z tą radoscia na blogu, bo to dla mnie ważny moment, udowadniajacy chyba troszke tezę, że życie zaczyna się po...pięćdziesiatce!:-) Niech wiec to życie pokaże jeszcze, że sie nie poddało wiekowi, a wrecz przeciwnie właśnie dzieki niemu jest odważniejsze i na pewno mądrzejsze, niż w latach młodzieńczych.
Marytko miła, skoro jesteś, to usiądź w naszej kuchni i poczęstuj sie herbatką z dodatkiem miodu oraz soku z czarnego bzu. Ona tak pięknie rozgrzewa!:-)
Pozdrawiam Cie z uśmiechem i dobrego dnia życzę w imieniu swoim i wszystkich domowników jaworowego siedliska! (a takze zielonego smoka, co ochoczo łapy do Ciebie wyciaga i serdecznie ściska Twoje łapiątka!:-)***
Ja w sprawie tej ślizgawicy przed wejściem do Waszego domku. Fajnie zaczęłam, co nie? ☺ Jak Mariolka z kabaretu ☺ Zmartwiła mnie ta ślizgawca i szukałam podpowiedzi co by tu w tej sprawie Wam poradzić (taaa, ciotka "dobra rada", ojej, ale ja narawdę się martwię). Przypomniałam sobie, że moja babcia zawsze trzymała w sionce wiaderko z popiołem z pieca i szufelką. Przed wyjściem domowników posypywała tym popiołem ganek i schodki. Działało skutecznie, Tylko,że Wy palicie drewnem, to nie wiem czy tam zostaje jakiś popiół do wykorzystania. Potem przypomniało mi się, że u nas przed sklepami wyłożone są szerokie gumowe antypoślizgowe maty, na schodkach do sklepów mniejsze, to też działa, bo moje odnóża wypróbowały, to dla sprawnych tym bardziej jest dobre. Soli nie polecam, mo to wiesz Oleńko dlaczego.
UsuńA tak jeszcze w sprawie tematu na nowe pisanie. Bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie o kobietach poznanych w Australii, o emigrantkach. Pięknie nakreśliłaś w nim charaktery tych kobiet, tak mądrze, refleksyjnie opisałaś ich losy. Bardzo mi to zapadło w serce. Potrafisz głęboko i mądrze wejrzeć w ludzką duszę, zrozumieć drugiego człowieka, opowiedzieć ciekawie i dojmująco o ludzkich losach. Może Oleńko taki cykl opowiadań o kobietach, różnych kobietach, w różnym wieku i czasie? Tak tylko sobie pomyślałam. Wdzięcznie się do Ciebie uśmiecham, przekora ze mnie ☺ Tak naprawdę, to ten temat na napisanie nowej książki, to sam musi do Ciebie przyjść i przyjdzie, tak myślę.
Buziaków moc, uścisków moc posyłam:-)***
Marytko kochana! Ależ to wzruszajace, że myślisz o ślizgawicy przed moim domem i chcesz mi jakoś pomóc!:-) Dziekuję, bardzo, bardzo!:-)
UsuńCo do popiołu, to paląc drewnem mamy go od groma.Ale nie możemy wykorzystywać go jako posypkę przed domem ze względu na psy, które wnosiłyby go na łapach do domu.Mokry popiół tworzy czarne ślady na podłogach i dywanach. No tragedyja!Kiedys sypaliśmy piaskiem, ale też psy go wnosiły aż chrzęszczało wszędzie pod kapciami. Żeby zachować jaki taki porządek musiałąbym stale z odkurzaczem biegać, a nie cierpie jego wycia! Gumowa mata mogłaby być dobra do momentu az śnieg czy woda na niej nie zamarzłaby. Nie mamy żadnego zadaszenia przed doemem, wiec taka mata w try miga byłaby w stanie fatalnym, niespełniajacycm swojej funkcji antypoślizgowej. Jak jest grubsza warstwa lodu czy śniegu przed omem to zeskrobujemy ja łopatą, zmiatamy co sie da ostrą szczotką. Nic innego sie zrobic chyba nie da.
W czasie ,gdy pisałam o kobietach poznanych w Australii miałam to jeszcze świeżo w pamięci, z niektórymi z nich miałam wtedy jeszcze kontakt. Po latach mnóstwo już pozapominałam, niestety. Ale cieszę sie, że te opowiadania Ci sie podobają. Bardzo sie cieszę! Pomysł aby pisać opowiadania o kobietach (niekoniecznie przecież poznanych w Au)jest swietny. Dziekuję Ci za podpowiedź.Będę o tym myślała i zobaczę, czy cos sie z tego urodzi.
Ściskam Cię mocno Marytko i przytulam z wdziecznoscią i tkliwoscią!:-)***