…Kiedy w warzywniku wszystko już posiane i właściwie samo
rośnie, nie wymagając już częstego doglądania i podlewania, kiedy trawnik po
raz enty skoszony a psy po wczorajszym spacerze nadal ubłocone i śpiące pokotem
w cieniu, kiedy mimo porannego zachmurzenia i ochłodzenia pogoda znowu
zapowiada się majowo-letnia…w Jaworach pojawia się chęć na wycieczkę, na
chociażby krótkie wyjrzenie poza swe obejście i poza schodzone po wielekroć
najbliższe okolice górzysto-leśne.
Nie, nie znudziło się nam tutaj i pewnie nigdy nie znudzi, bo mało jest miejsc tak pełnych zieleni, ciszy i uroku pełnej swobody, jak tu u nas, w ogrodzie, w lesie, na polnych dróżkach i pobliskich szlakach. Ale czasem chce się wyjrzeć poza znaną, oswojoną przestrzeń i odetchnąć trochę innym powietrzem, zobaczyć inne strony, poznać coś, dowiedzieć się czegoś więcej, odnaleźć mieniące się odmiennym światłem zachwycenia oraz spowite w sekretne cienie wzruszenia. Wszak jesteśmy wędrowcami, tak niegdyś sami siebie nazwaliśmy zakładając tego bloga, a duch wędrowania nie opuścił nas dotąd i miejmy nadzieję, iż nigdy nie opuści, bo nawet gdy ciała zestarzeją się i odmówią posłuszeństwa wolna dusza nadal będzie w stanie wędrować, chociażby w wyobraźni albo we wspomnieniach.
Nie, nie znudziło się nam tutaj i pewnie nigdy nie znudzi, bo mało jest miejsc tak pełnych zieleni, ciszy i uroku pełnej swobody, jak tu u nas, w ogrodzie, w lesie, na polnych dróżkach i pobliskich szlakach. Ale czasem chce się wyjrzeć poza znaną, oswojoną przestrzeń i odetchnąć trochę innym powietrzem, zobaczyć inne strony, poznać coś, dowiedzieć się czegoś więcej, odnaleźć mieniące się odmiennym światłem zachwycenia oraz spowite w sekretne cienie wzruszenia. Wszak jesteśmy wędrowcami, tak niegdyś sami siebie nazwaliśmy zakładając tego bloga, a duch wędrowania nie opuścił nas dotąd i miejmy nadzieję, iż nigdy nie opuści, bo nawet gdy ciała zestarzeją się i odmówią posłuszeństwa wolna dusza nadal będzie w stanie wędrować, chociażby w wyobraźni albo we wspomnieniach.
Wybraliśmy się zatem
do blisko nas położonego rezerwatu torfowisk i przyrody bagiennej „Brodoszurki”.
Rezerwat leży na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego między
wsiami Winne-Podbukowina a Bachórzec. Pokrywa się on w części z trasą turystyczną
„Trzy ścieżki tożsamości – środowisko, historia, kultura”. Byliśmy
w tamtejszych okolicach w zeszłym roku, o podobnej porze, ale pogoda była
wówczas nie tak letnia jak obecnie a my nie obuci w najlepsze do takiej
wędrówki kalosze musieliśmy rezygnować z wkraczania na bardziej podmokłe tereny
a tym samym ze zwiedzenia wszystkich ciekawych zakamarków rezerwatu. Jedyne, co
nas obecnie nieco martwiło to uparcie ukryte za chmurami słońce, bo wprawdzie lepiej się
idzie, gdy jego promienie nie prażą bezustannie, ale zdjęcia wychodzą gorzej,
są niedoświetlone, a barwy nie tak wyraziste jak w pogodny dzień. Mieliśmy
nadzieję, że szybko się wypogodzi. Jednak aż do końca naszej wędrówki po
torfowiskach niebo pozostawało szare, co nie przeszkadzało w odczuciu duchoty,
męczącej, prawie tropikalnej wilgotności powietrza i osaczaniu nas przez chmary
dokuczliwych komarów.
Mimo tych niedogodności mieliśmy czas aby
zachwycić się niezwykłą, występującą tam roślinnością (m.in. bagno zwyczajne,
mchy torfowce, żurawina błotna, rosiczka, borówka bagienna, wełnianka),
zapachem sosnowego boru, widokiem martwych, powalonych drzew, barwami wody w stawach i koncertami żab rezydującymi
licznie na tych podmokłych terenach i mających tam istny raj z powodu idealnego do ich rozwoju mokrego środowiska, obfitującego w będące ich przysmakiem
owady (ważki, łątki, jętki, nartniki). Popatrzcie zresztą sami na zdjęcia, przedstawiające
najciekawsze, naszym zdaniem miejsca, posłuchajcie tego niesamowitego kumkania
nad jednym ze stawików…
Ponieważ całą
dostępną do przejścia trasę tego niewielkiego rezerwatu przeszliśmy w około
dwie godziny pojawił się w nas pewien niedosyt oraz chęć kontynuowania wycieczki. Wówczas wpadłam na pomysł, że ruszymy do
pobliskiego Dubiecka i nareszcie zlokalizujemy miejscowy cmentarz żydowski, o
którym sporo czytałam, ale nie miałam pojęcia, w którym dokładnie miejscu się znajdował.
Do leżącego nad Sanem Dubiecka jeździmy przynajmniej raz w tygodniu na zakupy,
bo to najbliższe od nas miasteczko a właściwie wieś, gdyż miejscowość z uwagi
na zbyt małą liczbę mieszkańców utraciła prawa miejskie w latach trzydziestych
ubiegłego wieku. Jednak zabudowa jest tam typowo miejska a ilość sklepów
wzrasta z każdym rokiem. W tamtym dniu mając czas i ochotę na zobaczenie
nieznanego oblicza tej miejscowości podążyliśmy na jego obrzeża, asfaltową drogą
wiodącą w stronę Śliwnicy, bo właśnie tam, jak wynikało w opisów książkowych oraz
dostępnych w nich map skrywał się gdzieś zapomniany cmentarz.
Chociaż
jechaliśmy powolutku i uważnie rozglądaliśmy się na boki nigdzie nie mogliśmy tej
niewielkiej nekropolii wypatrzeć. Zbytnio nas to nie dziwiło, bo zazwyczaj
żydowskie kirkuty są zaniedbane, kompletnie zdewastowane, zarośnięte albo
zawalone śmieciami a często na ich miejscach jak gdyby nigdy nic buduje się sklepy,
domy mieszkalne, czy jak niegdyś w Dynowie
- place zabaw dla dzieci!. Tymczasem pogoda zrobiła się wspaniała!
Wszystkie chmury zniknęły gdzieś jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
słońce całą mocą oświetlało okoliczne,
kolorowe domki, obsadzone wielobarwnym kwieciem ogródki i obsiane żytem,
pszenicą gryką albo rzepakiem pola. W
tle widać było malowane wszelkimi odcieniami zieleni wzgórza. Nigdzie jednak
nie umieliśmy wypatrzeć rzeczonego kirkutu. Jednak koniec języka za
przewodnika! Zatrzymaliśmy się więc przy pierwszej posesji, gdzie widać było
jakichś ludzi. Młoda kobieta z dzieckiem nie umiała nam udzielić informacji na
pytanie o cmentarz. Zawołała jednak matkę, ta z kolei po kilku minutach
przyprowadziła dziadka, który nareszcie coś wiedział i widać było, że ma wielką
chęć opowiedzieć o tym, co było wiadome mu na temat wydarzeń mających miejsce
na cmentarzu w czasie drugiej wojny światowej.
- Musicie się wrócić i skręcić w drugą uliczkę w lewo a
potem jeszcze raz w lewo! Zobaczycie w oddali stare dęby i to właśnie tam
mieści się ten cmentarz! Na pewno traficie, bo tak wielkich drzew nie da się przegapić!
– opierając się na wiodącej do ogrodu furtce tłumaczył staruszek schrypniętym,
lecz silnym głosem.
- A czemu pani szuka tego cmentarza? – zaciekawiła się jego
córka, będąca mniej więcej w tym samym co ja wieku. Popatrzyła na mnie w ten
charakterystyczny, taksujący sposób, jakby chciała przeniknąć mnie na wskroś i
dowiedzieć się, co też mam wspólnego z leżącymi tam Żydami.
- Czytałam niedawno ciekawą książkę o wydarzeniach
wojennych w tych okolicach i zapamiętałam, kilka informacji o tutejszym
cmentarzu. Dlatego chciałam zobaczyć na własne oczy miejsce, gdzie rozgrywało się
tyle tragedii ludzkich! - odparłam
patrząc jej prosto w oczy. Wówczas stropiła się nieco i wycofała w głąb ogrodu,
natomiast jej ojciec podszedł bliżej i zdławionym z przejęcia szeptem zaczął
opowieść…
- Chociaż w czasie wojny byłem małym dzieckiem, to
wiele pamiętam i z własnych obserwacji i z relacji moich rodziców…
- Z całej okolicy zwozili tam Żydów ciężarówkami. Najwięcej
chyba w 1942 roku…Tak, wtedy było tu najgorzej. Kilka razy ich wtedy przywieźli.
Mężczyzn i kobiety. Starców i małe dzieci. Im albo mieszkającym w pobliżu chłopom
kazali kopać długie i głębokie doły. Potem kładli przez środek długą deskę i
kazali tym biedakom na nią gęsiego wchodzić…
- Ludzie poukrywani w domach albo schowani w krzakach dobrze
widzieli wszystko. Tego widoku, tych krzyków nie da się zapomnieć! – głos starego
człowieka zadrżał. Zamilkł na chwilę i osłaniając oczy przed słońcem spojrzał w
stronę, gdzie położony był cmentarz. Westchnął i po chwili wrócił do swej
opowieści.
- Te serie karabinów maszynowych, te lamenty, próby
ucieczki, przewracanie tych nieszczęśników, zaganianie jak bydło na rzeź! Tego
nie da się zapomnieć!
- I była jakaś mała dziewczynka, co tak strasznie płakała
i wciąż wołała: mame, mame! A mama już martwa albo tylko postrzelona w dole
leżała!
- Wrzucili tam to dziecko. Na ten stos drgających wciąż ciał.
Przysypali wapnem i ziemią. Nic ich nie obchodziło, że tam żywi ludzie pod
spodem.
- Jeszcze przez kilka dni ziemia się ruszała. I nie
wiadomo, czy to od duszących się tam pod spodem Żydów, czy od gazów przez
martwe ciała wydzielanych…
- A nijak pomóc im się nie dało. Za wszystko kulka w łeb!
– roztrzęsiony ocierając załzawione oczy mężczyzna na nowo przeżywał dawne
zdarzenia. Obserwująca go z oddali córka natychmiast podeszła do niego a potem
stanowczo pożegnawszy się z nami, wzięła staruszka pod ramię i odeszła razem z
nim w cienistą część ogrodu tłumacząc cicho:
Przejęci
usłyszaną historią oraz wzruszeniem napotkanego staruszka, dziękując za opowieść pożegnaliśmy się i pojechaliśmy we
wskazane przez niego miejsce. Teraz bez trudu znaleźliśmy już niewielki, założony w
XIX wieku żydowski kirkut. W jego obrębie rosły ogromne, wiekowe dęby,
ocieniające większą część porośniętej bujnymi trawami i chaszczami nekropolii.
Brama wejściowa była zamknięta. O tym, że to żydowski cmentarz nie informował
żaden napis a jedynie niewielka, żelazna gwiazda Dawida widoczna na bramie. Choć wpatrywałam się usilnie w gęstą zieleń za płotem nie dostrzegłam tam ani
śladu po żydowskich nagrobkach – macewach. Nie zauważyłam tam niczego, co
byłoby pamiątką po pochowanych tam ludziach. Nie spodziewałam się ich tu
zresztą. Wiedziałam, że Niemcy wyrwali stąd te kamienne, półkoliście zakończone
płyty i użyli ich do brukowania ulic albo utwardzenia dna rzeki.
Jak wynika ze
wspomnień tutejszych mieszkańców oraz ze zgromadzonych w IPN dokumentów na
terenie tego cmentarza w czasie II wojny światowej w kilku masowych egzekucjach
zginęło około 160 osób pochodzenia żydowskiego. Na podstawie fotografii
lotniczych oraz badań georadarowych zlokalizowano tam kilka głębokich i
szerokich dołów przykrytych obecnie grubą warstwą ziemi, zarośniętych trawą, kwiatkami
polnymi, ziołami i krzakami.
Wiele zmieniło się
w tych stronach przez ostatnie siedemdziesiąt kilka lat. Życie w okolicach
toczy się jak gdyby nigdy nic. Ludzie mają swoje troski i radości. Zajmują ich
codzienne, zwyczajne sprawy. I kolejne maje kolorują rzeczywistość w wyraziste,
optymistyczne barwy. Tylko ziemia skrywa wiele mrocznych historii i tajemnic.
Tylko dęby rosnące na tym starym cmentarzu pamiętają wszystko i spoglądają w
niemym zamyśleniu na to pogórzańskie, tak sielskie dzisiaj miasteczko. Wiekowe drzewa uparcie wrastają korzeniami między kości zmarłych, a koronami ogarniają błękitne
niebo, dziwiąc się wciąż światu, ludziom, czasom i zdarzeniom…
Piękną mieliście wycieczkę choć smutną. Nie wiem jak skomentować to co przeczytałam, nie umiem znaleźć słów do tego co czuję...
OdpowiedzUsuńFilmik z kumkaniem żab i śpiewem ptaszków pewnie nie raz jeszcze sobie odsłucham. Czarowna muzyka lasu i tyle pięknej zieleni na zdjęciach.
Komentuję jeszcze anonimowo. Jedno rozkminiłam, ale nie wiem co dalej. Wysłałam Ci Olu wiadomość z zapytaniem:-)
Pozdrawiam serdecznie:-)
Marytka
Ciekawy był tamten dzień, ale wróciłam do domu zmęczona fizycznie i psychicznie.Fizycznie z powodu duchoty i gorąca panującego wówczas, psychicznie, bo przeżywałam mocno wizytę na tym cmentarzu...
UsuńCiekawa byłam jak nagrają sie odgłosy przyrody i cieszę się, że wszystko tak dobrze słychać.
Fajnie, że rozkminiasz coś w komputerowych ustawieniach. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Niestety, nie dostałam od Ciebie żadnej wiadomości z zapytaniem. Spróbuj Marytko wysłać ją jeszcze raz!:-))
Pozdrawiam cię ciepło!:-))
Nie udało się. Coś było nie tak. Byłam taka zła, że zrobiłam reset wszystkiego i obiecałam sobie, ze nigdy więcej! Pozostanę anonimowa:-) Umęczone dusza i ciało odetchnęły. Jedyna korzyść z tego wszystkiego to taka, że schudłam cały kilogram w ciągu jednego dnia:-)))
UsuńBuziaki:-)
Marytka
Po moim psychicznym i fizycznym resecie, wyjaśniam Oleńko, co zaszło. Przez jeden dzień miałam śliczną skrzyneczkę od "wujka zza oceanu", która radośnie wysyłała maile w kosmos, nie doszły do adresatów. Za to na moim tabku zaczęły się mnożyć jak te komary w rezerwacie aplikacje "wujkowe". Zaczęłam dostawać oczopląsu i miałam już omamy, ze wyłażą mi z szafy i z lodówki. Powalczyłam jeszcze trochę i wieczorem podziękowałam " wujkowi" za prezent. Czekałam pół nocy na odpowiedź, dzisiaj pełen reset tabka. Jestem bezkontowa i bezmailowa:-) I to by było na tyle:-)
UsuńBuziaki. Marytka
Ech, komputer i jego widzimisię wraz z programami i "wujkami" potrafią cuda niewidy wyczyniać. Mozna sie tym zirytować i umęczyć. No, ale z tego wszystkiego najważniejsze, żeś nadal sobą, Marytko i że mogę Cię tu gościć w Twej stałej postaci!:-))
UsuńOlu, co za szczęście, że spotkaliście tego starszego pana. To było tak wstrząsające i potworne wydarzenie, że nawet teraz nie potrafi opowiadać o nim bez poruszenia. Nieważne, że na cmentarzu nie było macewów, świezo wysłuchana historia, myśli krążące wokół zamordowanych ludzi, to piękny hołd im złożony. Teraz my o tym czytamy, serce się ściska z żalu nad małą dziewczynką i jest jeszcze więcej pamięci.
OdpowiedzUsuńJak tam pięknie, w tym rezerwacie, soczyściej niż w lesie deszczowym. Jakie bogactwo. W moim lesie-parku, gdzie jezioro sztuczne, azalie i różaneczniki wcale nie leśne, tylko stary młyn wodny ratuje krajobraz. U Ciebie wszystko naturalne i dzikie, zatęskniłam znowu, bo przeciez wychowalam się blisko lasu, slyszalam jego szum ze swojego okna. Piekny spacer z nutą nostalgii, przyjemnie było przeczytać.
Tak, to bardzo poruszające spotkać kogoś, kto żył w tamtych czasach i ma tak mocne wspomnienia. Ja o tym wszystkim, co ten pan opowiadał czytałam już wcześniej, ale i tak wrażenie wstrząsające. I sam cmentarz.Czarna groza tragicznych wspomnień i kolorowy maj jednoczesnie. Dziwny, szokujący dysonans.Ale takie właśnei jest życie - wzystko dzieje sie zawsze jednocześnie. Smutek i rozpacz. A pory roku mijają jak gdyby nigdy nic...
UsuńTak, pięknie jest w tym rezerwacie. Tylko gdzie sie człowiek nie ruszył osaczały go armie komarów niby tysiące żarłocznych wampirów! Może wiec lepiej oglądać to wszystko na zdjęciach?!:-)
Torfowiska po prostu muszę kiedyś zobaczyć...
OdpowiedzUsuńTorfowisko warte jest odwiedzin na pewno. Ziemia tam cudownie czarna, wilgotno jest, zielono, pachnie moczarami i sosnami a bagno zwyczajne,( ta biało kwitnąca roslinka) też roztacza dziwną woń...I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie komary...
UsuńTakich wstrząsających historii w naszym narodzie jest wiele...oby się nigdy nie powtórzyły!
OdpowiedzUsuńTak, jest ich wiele i nie wolno o nich zapomnieć ani o niewinnych ludziach, którzy ponieśli męczeńską śmierć...
UsuńPierwotny, mroczny, wilgotny i pelen krwiopijcow, ale taki piekny ten rezerwat. Macie szczescie, zescie mogli go poczuc, zobaczyc, przezyc.
OdpowiedzUsuńA jeszcze wieksza radosc, choc przez lzy, ze mogliscie posluchac opowisci naocznego swiadka. Niewielu juz ich zostalo...
Tak, piękny jest ten rezerwat, choć maleńki. Mozna go zwiedzić w try miga, ale mamy blisko możemy więc tam wpadać o róznych porach roku aby sprawdzic co sie tam zmienia.
UsuńOpowieśc tego pana była bardzo smutna, ale jeszcze większe wrażenie wywarł na mnie widok tego zapomnianego cmentarza ukrytego wśród zwyczajnych uliczek i zielonych pól...
Dziękuję Olu za chór żab, bardzo lubię ich kumkanie, a nie pamiętam kiedy ostatnio słyszałam. Torfowisko malownicze bardzo i wstrząsająca opowieść o kirkucie.
OdpowiedzUsuńPodobną słyszałam w Bieszczadach, kiedy jakiś staruszek w zdziczałym sadzie, na zrębie ruin swojego kiedyś domu, opowiadał o walkach UPA.
Cieszę się, że tak dobrze mi sie to kumkanie nagrało! Było tych żab tam mnóstwo. Co chwilę któraś pluskała do stawu.
UsuńOpowieśc o kirkucie dubieckim podobna jest do wielu innych opowieści z tamtych czasów, bo Niemcy wszędzie zachowywali sie podobnie a los Żydów na obszarze całęj Polski był równie tragiczny...
Czyli warto ruszyć się z domu, bo się czegoś dowiedzieć można i zobaczyć coś nowego. Zwłaszcza Wy, wędrowcy z otwartymi oczami i sercami :))
OdpowiedzUsuńPewnie, że warto, Lidko. Świat pełen niespodzianek i ciekawostek niektóre tak blisko (zdaje mi się, że w ogóle najciekawsze rzeczy są zawsze blisko, a człowiek czasem niepotrzebnie szuka daleko)!:-)
UsuńPiękne te bagna...Zauważyłaś, że nie ma w naturze nic brzydkiego? Wszystko jest harmonijne, nawet jeśli tego na pierwszy rzut oka nie widać. Ale ta harmonia jest, we wszystkim, nawet w najdrobniejszej cząstce zgniłego białka :-) Ono wraca do natury, wchodzi w cykl przemiany, w materię ziemi, która je transformuje. I cykl zaczyna się od nowa. Harmonia. Wierzę, że nawet w takich potwornych czynach ludzkich jest jakaś harmonia. Coś co nam umyka. Coś co nadaje jednak naszemu istnieniu jakiś cel. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem. Póki jednak tu jestem, chcę się cieszyć tym co tu spotykam, tym co mam wokół, tym co daje duszy wytchnienie. Kumkanie żab cudne. A moczary przepiękne. Dzięki za wycieczkę. Strach tylko pomyśleć o komarach :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda - w przyrodzie nie ma nic brzydkiego. We wszystkim mozna znaleźc jakieś piekno. Wszystko zależy od umiejętnosci patrzenia, od niestereotypowego postrzegania rzeczywistości. Człowiek (choć chciałby stawiać sie ponad wszystko)jest częścią przyrody i pewnie w jego zachowaniach oraz działaniach też prawa tej natury są dominujące. Nie znamy celu, możemy sie go tylko domyslać, przeczuwać, szukac, dowiadywać sie coraz wiecej i starać sie coś zrozumieć, siebie i innych.
UsuńTe kumkania i rechoty nad stawem słychać juzbyło z odległosci kilkudziesieciu metrów, dlatego mieliśmy pewność, że zbliżamy sie do kolejnego zbiornika wodnego. Tylko te komary wędrówkę zatruwały, ale przecież i one są do czegoś naturze potrzebne!:-)
Nie dziwię się zmęczeniu fizycznemu i psychicznemu. Wszystkie wrażenia się skumulowały... Kiedyś często wyjeżdżałam do Dorohuska nad Bugiem i też mam jeszcze nagranie z jednego samotnego spaceru. Żabi chór :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Gabrysiu - wszystkie wrażenia, emocje i odczucia sie skumulowały. A na dodatek pogoda była wtedy taka ciężka, przedburzowa. To też ma ogromny wpływ na samopoczucie człowieka.
UsuńNiech nam żabie chóry jak najgłośniej śpiewają i zachwycają!:-)
Dziwię się córce staruszka. Mieszka kilka kroków od miejsca tragedii i nic na jej temat nie chce wiedzieć...
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka. Z powodu komarów nie za bardzo lubię się zapuszczać na podmokłe tereny. Ale dla takich widoków mogłabym pocierpieć :)
A ja sie właściwie nie dziwię...Czasem chyba lepiej jest nie wiedzieć. Mieć spokój w duszy i zyć normalnie, bez obciązenia tragediami, które miały miejsce w pobliżu. Bo czasem jak człowiek zacznie drążyć, poznawać, przezywać, to cięzko mu potem tak zwyczajnie i normalnie cieszyc sie byle czym. Choć z drugiej strony, może i łatwiej, bo bardziej docenia to co ma...?
UsuńNa przyszły raz przed taka wycieczka z uwagi na komary popsikamy się czymś skutecznie je odstraszajacym. I wtedy niech sobie lataja i bzyczą do woli!:-)
Wstrząsająca historia opowiedziana przez starszego pana, daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńUrzekł mnie koncert żab, coś pięknego.
Dzięki takim ludziom jak ten starszy pan pamięc o tych ludziach żyje.
UsuńA żaby rechocą oraz kumkają i nieźle sie chyba mają - jak to żaby!
Bardzo ciekawa wycieczka Was spotkała, a ta opowieść tego starszego pana... Aż łzy mi w oczach stanęły. Dobrze, że są ludzie, którzy pielęgnują pamięć o tego typu wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nigdynie wiadomo, co moze nas spotkać na drodze, danego dnia, za chwilę. Człowiek wciąz jest czyms zaskakiwany i uczy sie całe zycie. Doznaje zachwytów albo bolesnych poruszeń serca.Tyle jest uczuć, tyle zdarzeń...
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Karolinko!:-)
Olgo, Podkarpacie zroszone jest mocno krwią, tak jak cała Polska. U nas sporo tragicznych śladów tego co wyprawiało UPA.Są wioski, w których nie ocalał nikt.
OdpowiedzUsuńKumkanie boskie, mam też takie po drodze
pozdrowienia cieplutkie
Tak, historia w niektórych miejscach wciąz mocno sie odzywa. Jak tylko człowiek napotka jakiś ważny, bolesny jej ślad ma wrażenie, że to działo sie przed chwilą a jednocześnie bujna przyroda rosnaca na tych pamiętnych miejscach zaprzecza temu...
UsuńPozdrawiam serdecznie, Agnieszko z deszczowego nareszcie Pogórza!
Tak, u nas też wreszcie pada, Bogu dzięki :)
UsuńPopadało i przestało a wciaz tego deszczu mało!:-)
UsuńOlu pokazałaś przeurocze miejsce. Tyle tajemniczych zakątków. Przyroda potrafi tworzyć miejsca niesamowite, pełne niezbadanych właściwości. W przeciwieństwie do ludzi, którzy potrafią czynić wiele zła w imię - właśnie w imię czego?
OdpowiedzUsuńTak, ten rezerwat jest wyjątkowy. Coraz mniej jest na terenie Polski torfowisk. Ludzie do lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku w dużych ilościach wykopywali stamtąd torf, gdyby nie utworzono rezerwatu, nie wiem, czy cokolwiek by stamtąd do tej pory ocalało.Myśle nawet, że pokątnie nadal to robią, bo widać ślady.
UsuńW imię czego ludzie czynią zło? Och, najgorsze jest, iz dla nich to wcale nie zło a dobro albo też mniejsze zło. Wszystko jest relatywne - zależy z której strony spojrzeć.
Dwa w jednym historia i przyroda. Super pokazane.
OdpowiedzUsuńTak wypadło tego dnia, że mogłam sama poznać a potem tu pokazać kawałek ciekawej przyrody i historii.
UsuńDziękuję za uznanie i pozdrawiam!
Gdy kupiłam chattę, często wybierałam się na spacery po okolicy bliższej i dalszej, obczajałam okolicę, łąki, laski, zagajniki, ścieżki, domeczki, chatynki. A potem jakoś osiadłam i straciłam ciekawość skupiając się na skraju. Może to wiek i siły coraz mniejsze? Ale dobrze, że inni wędrują i opisują a ja mogę się dowiadywać od Marii albo od Was. Jesteście moimi oczami i uszami i dziękuję!
OdpowiedzUsuńKrystynko, myśmy też na samym początku więcej jeździli, chodzili, zwiedzali.Byliśmy młodsi, mieliśmy wiecej sił i zapału. Znajdował czas mimo nawału zajęc.Potem bez reszty porwała nas tutejsza codziennosc.I zostawały tylko spacery po lesie albo wspomnienia z Australii. Teraz zauważam, że znowu wraca nam ciekawosc świata, chęc zwiedzania i poznawania nowych dla nas miejsc. Ze względu na psy mogą to być najwyżej wycieczki jednodniowe, ale dobre i to!:-)
UsuńPrzejmująca opowieść :(...
OdpowiedzUsuńW naszym kraju, w naszej ziemi mnóstwo jest takich opowieści, tylko ludzi coraz mniej, którzy byli bezpośrednimi świadkami takich zdarzeń i historii...
Usuń