…Cieszę się, że na poprzedni mój post pt. „Kartki z
kalendarza” otrzymałam z Waszej strony tak pozytywny odzew. Serdecznie za to
dziękuję! Po raz kolejny przekonuję się, że warto być szczerą oraz że głęboki, wspólny
namysł nad ważnymi sprawami ma sens. A ponieważ w moim kalendarzu jest jeszcze
mnóstwo kartek z ciekawymi i godnymi przemyślenia sentencjami planuję jeszcze
nie raz coś na ten temat napisać. Słowa potrafią dając do myślenia wić się długo i czepiać naszych serc niczym babie lato, jak pnące ogórki stojącego przy nich płotu. Niekiedy niełatwo o nich zapomnieć, pominąć, odczepić się nawet choćby się bardzo chciało. Coś bowiem poruszają zbyt głęboko, coś jątrzą. Słowa umieją otwierać serca,
uwalniać i rozjaśniać skomplikowane uczucia, pomagają odnaleźć podobieństwa
między ludźmi…Słowa potrafią też jednak te serca zamykać, boleśnie ranić,
zniechęcać i odpychać. Często też to co jednych otwiera, drugich zamyka. I o
tym właśnie będzie poniższy tekst.
... Nieraz pisząc
zastanawiam się czy zupełnie przypadkiem, niechcący nie robię komuś krzywdy swoimi
słowami. To, co napisane różnie przecież jest odbierane. Kogoś zranić może sam
temat, bo z czymś mu się on boleśnie kojarzy. Kogoś przykro może dotknąć zbyt
autorytarnie wyrażona opinia albo też komentarz pod tekstem. Kogoś może drażnić
i budzić irytację nadmierna jego zdaniem szczerość, zwłaszcza gdy sam doznał w przeszłości
przykrości z tego powodu i uważa, iż zwykłą głupotą jest obnażanie duszy albo
gdy w tę szczerość po prostu nie wierzy. Bywa też, że czegoś się w sobie wstydzimy, do
czegoś nie chcemy się przyznać, nosimy w sobie jakiś wyrzut sumienia, które ktoś
niechcący obudzi… Ileż ludzi z niewyjaśnionych głębiej powodów zniknęło raptem
z naszego życia? Ileż blogów przestało istnieć? Ileż listów pozostało bez
odpowiedzi…? Cóż, nawet zbyt mocno świecące promienie słońca zamiast przyciągać
i ocieplać potrafią odpychać i budzić chęć ukrycia. A człowiek choćby się nie
wiadomo jak starał i miał jak najlepsze intencje to i tak nieświadomie kogoś
odpycha…
…Na przykład u mnie temat kóz od jakiegoś czasu jest
nieomalże tematem tabu. Chociaż wydawałoby się, iż w zeszłym roku podjęłam świadomą
i odpowiedzialną decyzje o rozstaniu z nimi, to wciąż za nimi tęsknię, bo co i
rusz wszystko mi o nich przypomina. Łąka, na której nikt się nie pasie a trawa
tam bujna i pachnąca. Robaczywe jabłka spadające na trawnik, których nie ma dla
kogo zbierać i właściwie spożytkować. A wreszcie migawki wspomnień ze wspólnych
z kozami gromadnych spacerów. A ponieważ tak ze mną jest, nie oglądam starych
zdjęć, na których uwieczniałam moje zwierzęta, nie czytam swoich dawnych
tekstów na ich temat, nie wchodzę też na blogi, gdzie pisze się o kozach. Może
ta tęsknota po nich jest wciąż tak żywa, bo jest częścią jeszcze większej
tęsknoty, jeszcze większej utraty, której w zeszłym roku doświadczyłam? Pewnie
musi minąć jakiś czas by to przeszło, by ucichło...Wielu z nas ma takie tematy,
które zbyt mocno czegoś w duszy dotykają. Uciekamy nieraz od takich dotyków w lekkość,
humor i beztroskę zwykłego, blogowego pisania albo w spotkania z pozytywnie
działającymi na nas ludźmi…Trzeba jakoś żyć...
Słucham ostatnio
piosenek ś.p. Mirosława Breguły z
zespołu Universe. To proste i trafiające
do serca utwory śpiewane chłopięcym, dźwięcznym głosem wykonawcy. Tyle w nich wybrzmiewało
radości, pogody i ciepła, jak i w osobie samego Mirka Breguły. Ale Breguła był
niepoprawnym nadwrażliwcem, który pod warstwą wesołości i beztroski chował głęboko
swoje smutki i rany. Kochał muzykę, uwielbiał śpiewać i pisać teksty do swych
piosenek. Przez wielu odbierany był entuzjastycznie i serdecznie. Dodawało mu
to sił i wiary w siebie. Jednak była w jego życiu pewna ważna dla niego osoba,
autorytet, który wyraziwszy się źle o jego śpiewaniu skutecznie oberwał mu
lotki i sprawił, że rana po nich jątrzyła się do końca życia. Nie jest łatwo na
tym świecie nadwrażliwcom. Nie potrafią wyhodować sobie mocnego pancerza. Nie
umieją pogodzić się ze złośliwością, pogardą, niezrozumieniem i wynikającym z
niej poczuciem alienacji i bezsensu. A przez cały czas próbują dopasować się,
ukryć swoją inność, zdusić w sobie tę nadmierną podatność na zranienie. Czasem
mają im w tym pomóc nałogi, czasem intensywna praca albo pomaganie innym. Wciąż
jednak napotykają te same słowa – klucze, które znowu otwierają drzwi ciemności
i beznadziei, wciąż jakieś ważne cegiełki wypadają z budowli ich istnienia. Jedni dają radę jakoś przetrwać, wciąż na nowo
się odbudowywać, dostrajać, rzeźbić i wreszcie zaakceptować siebie i nie przejmować
się tak bardzo cudzymi opiniami albo własnymi porażkami. Inni się poddają.
Mirkowi Bregule, nie udało się po raz kolejny odbudować, niestety. W 2007 roku popełnił samobójstwo.
Miał wtedy tylko czterdzieści dwa lata…
Ogromna jest nasza
odpowiedzialność za czyny i słowa. Nieraz nie zdajemy sobie sprawy jak ogromna.
Nadmierną pewnością siebie, lekceważącym stosunkiem do czyjegoś problemu, obojętną beztroską,
twardością osądów, a nawet własnym dobrym humorem podczas, gdy inni pogrążeni
są w smutkach oraz zmartwieniach i nie ma na ich rozwiązanie żadnych gotowych
recept, wymyślonych na poczekaniu zbawiennych rad – oddalamy się od bliźnich a
nawet ich krzywdzimy. Nieraz drobna
drzazga potrafi zamienić się ropiejącą ranę i uprzykrzać naszą codzienność.
Nieraz byle uwaga może kogoś zepchnąć na skraj przepaści. Ileż takich przepaści
pojawia się przed nami codziennie? O wielu z nich na szczęście zapominamy.
Jakim koszmarem byłoby życie, gdyby wciąż sobie coś wypominać lub wciąż o coś
czuć do kogoś niewyrażony żal. Wydźwigamy się z tych przepaści także dzięki
temu, że czyjeś dobre słowa i czyny potrafią być dla nas najlepszą liną
ratunkową. Wydźwigamy się bo wciąż dużo w nas wiary w dobro, pragnienia
światła. Wszak zwyczajne promienie słońca po długim deszczowym dniu umieją zdziałać
prawdziwe cuda…
…Jednakże choćbyśmy byli jak najdelikatniejsi, jak najwrażliwsi oraz uważni i tak niechcący kogoś dotykamy, coś niszczymy. Przecież nawet stąpając
po trawie nieświadomie miażdżymy jakieś żyjątka, jakiś mikroświat. Takie jest
życie i póki nie staniemy się uskrzydlonymi aniołami, póty kroczyć będą za nami
radości i smutki, zachwyty i cierpienia, bliskość i obcość…
Tak jest, Olu. Nie siedzimy w czyjejś głowie i nigdy nie wiadomo, co kogoś może urazić czy zasmucic. Za bardzo nie mamy chyba na to wpływu.
OdpowiedzUsuńI wtedy, trudno, na takie blogi po prostu się nie wchodzi i z takimi ludźmi nie wdajemy się w dyskusję.
To takie życiowe wybory.
Jeśli coś mnie boli, to albo próbuję to uleczyć albo unikać do momentu, kiedy będę na tyle silna, żeby się z danym tematem zmierzyć.
Ściskam Cię niedzielnie 😍💗
No tak, Lidusiu! Ludzkie myśli i wybory idą tak róznymi torami w tym samym momencie, że nie sposób nie wejśc w kolizję z którymś z tych torów. Tyle rzeczy jest po omacku, na wyczucie.Uda się albo nie uda. Jak u tej mojej Misi kochanej, która czasem całkiem niechcący biegnąc za mną i o kilka centymetrów źle obrawszy kierunek nagle do mnie dobija z całej siły, walac mnie głową tak mocno, że albo sie przewracam albo z trudem stoję czujac, że tęgi siniak rosnie mi znowu na łydce!:-)Obie nas boli, ale obie już do tych zderzeń przywykłyśmy a poza tym tak sie kochamy, że wszystko sobie wybaczamy:-)
UsuńA co do tematów, z którymi trzeba się zmierzyć, to na przykład aby móc odpowiedzieć na komentarze musiałam poczekać i nabrac jasności umysłu. Zmiana pogody jakoś mnie ogłupiła!:-)
Liduś! Cieszę sie zawsze z Twoich odwiedzin i czekam na reaktywacje Twego bloga!:-))
Serdeczne buziaki poniedziałkowe zasyłam!:-)♥
Twoje serce Olu jest wyjątkowo wrażliwe, odczuwasz więcej niż przeciętni " zjadacze chleba". I dlatego jest Ci trudniej. Myślę, że samobójcy to osoby nadwrażliwe i niestety nie potrafią radzić sobie z całą życiową ofertą.A ilu ludzi, tyle odczuć, przecież materiału genetycznego nie oszukasz. Można wszystko wiedzieć, rozumieć, a i tak nie dać sobie rady...
OdpowiedzUsuńCzasem ten nadmiar wrazliwosci mocno w życiu przeszkadza - na pewno dobrze o tym Basiu wiesz!Na dodatek zauwazyłam, że z wiekiem człowiekowizazwyczaj pogorsza sie pod tym względem. Człowiek jakiś taki kruchy sie staje i łatwopalny i coraz bardziej nagi a zbroi jak nie było tak nie ma.
UsuńNiektórzy nie dają sobie z tym rady. Rodzi się depresja a z niej i mysli samobójcze. Na szczęście wiekszość z nas daje radę uciec przed decyzją o samounicestwieniu.Znajduje sie ktoś albo coś, co jest jak łódź ratunkowa...
Są niestety takie tematy, które człowiek przemilcza, bo też i po co wracać, niczego się już nie zmieni, te osoby czasu też nie cofną i nie da się nic zrobić, więc człowiek stara się nie pamiętać... I jakoś żyć dalej.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda Kocurku...Do pewnych rzeczy nie da sie wrócic i ich odwrócić, poprawić albo uleczyć nadszarpnięte więzi i zranione uczucia. W ludziach sie coś na dobre zapieka, buduje sie mur często nie do przejscia. A zyć dalej trzeba, no własnie. I wchodzi sie w nowe rzeki i płynie z nowym nurtem. Takie jest życie. I tylko czasem człowiek wspomni i ta drzazga znowu boleśnie go zakłuje...
UsuńWielka jest moc słów, tych dobrych i tych złych. Czasem intencje dobre i czyste a słowa nietrafione, niejednoznaczne. Dlatego lubię czyny. Przytulenie i pogłaskanie czasem lepsze niż tysiąc słów. Podoba mi się hasło: zrób komuś dzień dobry! Mam tematy tabu, jak drzazgi w ranie, da się z tym żyć, byle nie drażnić, nie dotykać, osłaniać, nie urażać. Mądre i trudne poruszasz sprawy Oleńko, dziękuję Ci!
OdpowiedzUsuńMasz rację Krystynko, że często czego nie dadzą rady zrobic słowa zrobią czyny. Czasem bez słów jest najlepiej, ale do tego potrzeba bliskosci, chęci porozumienia, a czasem o to właśnie najtrudniej.
UsuńZrób komuś dzień dobry? Też mi sie podoba to hasło. Niekiedy ono trudne jest wprawdzie, gdy człowiek wstanie lewą nogą, ale jak sie nieco ogarnie, to prawa noga nabiera wigoru i już jest lepiej!
Tematy jak drzazgi w ranie...Tak, każdy z nas je ma. Jest z nimi sam na sam. Oswaja je jak lwa, ale to przecież trudna sprawa.I czasem mimo wszystko ten lew zahaczy boleśnie pazurem...
Co do poruszania tego typu spraw,trudnych tematów, to uważam, że trzeba zastanawiać sie nad wnętrzem człowieka, próbować coś zrozumieć w sobie i w innych, to dla mnie ważne. I cieszę się, że mogę tu gościć tu tak życzliwych i rozumnych a przede wszystkim wrażliwych jak Ty czytelników, dla których warto takie teksty pisać!:-)
Jak skutecznie podciac komus skrzydla, wiem najlepiej na wlasnym przykladzie. Jak latwo kogos zranic slowem w wirtualu, tez zdazylam juz doswiadczyc. Slowo niejednokrotnie ma wieksza sile razenia od bomby atomowej, pod warunkiem ze nie jest sie na slowo odpornym.
OdpowiedzUsuńTak, jak się ma podcięte skrzydła to trudno odbic sie od ziemi - czasem jednak sie udaje pozyczyć skrzydła od Pegaza i sie leci, aż dziw jak dobrze!I takie momenty są cudne i takich oby było w naszym zyciu jak najwięcej (usmiecham sie teraz, bo wciaz jestem pod wrażeniem Twojego wiersza o utalentowanej matce i córce!:-)Powiesz może, że takie skrzydła to nic wielkiego, że te prawdziwe powinny być wieksze, silnijsze ale ja Ci odpowiem, że sam lot, nawet krótki jest małym cudem, piekną, dobrą chwilą a z takich chwil składa sie właśnie zycie...
UsuńI w ogóle obyśmy Aniu, napotykały więcej tych dobrych, uskrzydlajacych słów, niż złych i raniących! A jesli nawet napotkamy byśmy znów umiały się ponad to wzbić!:-)
Nic dodać, nic ująć, jak zwykle trafiasz w sedno...
OdpowiedzUsuńPróbuję sama coś zrozumieć...
UsuńSą słowa, które ranią, czasem na zawsze i takie, które dają nam skrzydła na całe życie. Otrzymałam jedne i drugie, ale najważniejsze dostałam kiedy odchodziła z życia bliska mi osoba i kiedy miałam już omamy na jawie i myślałam,że postradałam rozum. Od osoby zajmującej się zawodowo uleczaniem skołatanych nerwów, po ponad godzinnej rozmowie, a właściwie moim monologu dostałam słowa, które są moimi skrzydłami: Słuchając tego co spotkało panią w życiu i odnosząc do problemów, z którymi przychodzą do mnie ludzie mogę powiedzieć tylko jedno -jest pani bardzo silna. A przez całe moje zycie aż do tego momentu mówiono mi, że jestem słaba psychicznie, przewrażliwiona itd. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo jestem wdzięczna za te parę słów...
OdpowiedzUsuńMarytka
Podcięte skrzydła...Tak, wielu z nas to spotyka, niestety. Jednak to takze dzięki temu potrafimy zrozumieć innych w podobnej sytuacji, dać swym zrozumieniem rodzaj wsparcia, odegnania poczucia samotnosci czy inności...
UsuńSłowa, które dostałaś od osoby, która zajmowała się leczeniem skołatanych nerwów dostałaś rzeczywiscie bardzo ważne słowa. Uświadomiły Ci jaka jesteś naprawdę, przełamały cos w Tobie,wzmocniły Twą samoocenę. Jakim skarbem są ludzie, którzy potrafią powiedzieć nam cos tak ważnego we właściwym momencie i wydźwignąc nas z topieli...
Ciepło Cię pozdrawiam, Marytko i dziękuje za Twą opowieść
Dziękuję Olu (jeśli mogę się tak do Ciebie zwrócić) za Twoją mądrą, pełną ciepła i życzliwości odpowiedź. Dziękuję za Twoje pisanie, które porusza ważne dla nas ludzi sprawy uczuć i emocji, do których tak trudno się przyznać. Otworzyć się przed drugim człowiekiem nie jest łatwo, bo to nas odsłania na ciosy, więc idziemy przez życie osłaniając to co najłatwiej w nas zranić - serce. Dobrze jest spotkać człowieka, który myśli i czuje podobnie jak my, nie czujemy się już wtedy tacy osamotnieni w tłumie innych ludzi. Dziękuję za to, że jesteś... mądra, czująca, wrażliwa, ciepła. Trafiłam do Twojego bloga przez innych blogerów, których komentarze miło znajduję na Twojej stronie. Pozdrawiam słonecznie
UsuńMarytka
Oczywiście, że możesz sie do mnie zwracac po imieniu. Tu na blogach wszyscy jesteśmy na "Ty" i bardzo mi sie to podoba. Podobałoby mi sie również normalnie w zyciu na codzień, ale w naszym kraju wciąz obowiazuje tyle przyzwyczajeń co do tytułowania, tyle sztucznego konwenansu, że raczej niemozliwe jest bysmy wszyscy mówili do siebie tak jak np. w krajach anglosaskich.
UsuńTa, Marytko - człowiek ma potrzebę otworzenia serca. I jak znajddzie się kogoś, kto czuje podobnie, to to serce az sie rwie, by dać znać o swoim podobienstwie, by odgonić poczucie osamotnienia i wyobcowania.
Dlatego cieszę się, że tutaj trafiłaś, że doceniasz pisanie o sprawach, które często są trudne do ujęcia w słowa a przecież tak dla większosci z nas ważne. My, cisi, niesmiali , na codzień prawie niezauważalni ludzie też przecież mamy prawo do wyrazenia swych myśli i uczuć. Bo istniejemy. Bo duzo nas przeciez myslących podobnie. I dobrze byłoby by ci inni - nadmiernie pewni siebie, rozpychający sie łokciami, decydujący za nas i rozgadani pustosłowiem (by nie powiedzieć rozkrzyczani) choćby na moment przycichli i wsłuchali sie w nasz głos...
I ja pozdrawiam Cie serdecznie Marytko i zapraszam do odwiedzania naszego bloga!:-)
Dziękuję Olu :-) Ja już od dawna podczytuję Waszego bloga, tylko nie miałam odwagi komentować. Mam trochę kocią naturę, zanim postawię krok na nowej ziemi długo się przyglądam i badam jak kot czy aby bezpiecznie, czy może czmychnąć gdzie pieprz rośnie. Czasem czmycham w połowie drogi, cóż taka moja natura, kapryśna czasem i niezależna. A jeśli chodzi o mówienie sobie po imieniu zawsze byłam: za. Moje koleżanki obruszały się na mnie w pracy: No, co ty stara baba jesteś, a przechodzisz z tymi młodymi po imieniu, zobaczysz, nie będą Cię szanować. A ja odpowiadałam, że szacunek do innych wynosi się z domu i mówienie komuś per "pan/pani" dla tego kto nie szanuje innych nie stanowi przeszkody w okazywaniu braku szacunku. Dziękuję za zaproszenie do odwiedzania Waszego bloga, robię to naprawdę z dużą przyjemnością.
UsuńSerdecznie pozdrawiam :-)
Marytka
Myśle, że większosc z nas najpierw ostrożnie obwąchuje nowy teren a potem powolutku ośmiela sie, oswaja...I czasem idzie śmiało do przodu a czasem rezygnuje, bo coś jednak mu przeszkadza, cos mu mówi, żeby jednak się zatrzymać. Rzeczywiscie, nasze zachowanie bardzo przypomina kocie...
UsuńTak, mówienie komu po imieniu absolutnie nie oznacza braku szacunku. Nie każdy to jednak rozumie. Wiele osób ma trochę staroświeckie podejście do tematu.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marytko i do napisania!:-)
Hi !Chialabym odniesc sie do kazdej mysli ktora poruszylas ,kometarze nie czytam poniewaz mysle ze one sa tylko do Ciebie.Czasami zerkne na kometarz poktorym pisze ale o tym sza !zastanawialam czy myslisz o swoich zwierzakach i prosze tadammmm-czyli zawsze na wszystko dostanie sie odpowiedz.....))Jesli chodzi o Slowa ktore rania tak mnie szczegolnie to dotyczy..............poniewaz od 2013-roku nie pracuje wiec to ja wybieram z kim sie spotkam itd ,wiec mam problem troche z glowy (ale choroba to nie jest to co chcialam zeby mnie spotkalo )to chyba wszystko tak! sciskam raczki p.Gosia
OdpowiedzUsuńHi, Gosiu! Nie czytasz komentarzy? A szkoda, bo w nich jest często ciekawe rozwiniecie tematu, inny punkt widzenia, jakieś ważne uzupełnienie. Komentarze są publiczne i jako takie mogą byc czytane przez wszystkich. Przeciez jesli chciałabym komuś cos powiedzieć prywatnie,poufnie napisałabym mu to w liscie. I czasem tak czynię...
UsuńOdwiedzajac nasz blog od kilku lat i wiedząc jaka jestem pewnie domyslałaś sie ,co myslę o moich zwierzakach? Z mocno się przywiązuję, niestety...
Też miałaś do czynienia z raniacymi słowami? A wiec rozumiesz jaki to ból i jak trudno to zapomniec.
Przykro mi, ze dopadła Cię choroba. Zawsze coś człowieka musi dopaść, jak nie z jednej to z drugiej strony.Jak nie przykrzy ludzie, to inne rzeczy...Ale Gosiu, mimo wszystko, jeszcze w zielone gramy i długo jeszcze nie przestaniemy, prawda?!:-)
Ściskam Twe łapeczki!:-))
Olga -sama już nie wiem, czy wrażliwość jest błogosławieństwem, czy ......przekleństwem.........??
Usuńo chorobie pisalam nie duzo bo z nia sobie radze (wiesz ze ja przewidzialam swoje chorobsko )dlatego wyjezdzmy duzo co 2-miesiace do wod hi,hi!!A MASZ ZIELONE?
SCISKAM lapki p.GOSIA
Też nie wiem jak to jest z tą wrażliwością. Chyba jednak lepiej być nadwrażliwym niż zupełnie obojętnym...
UsuńMam nadzieję, że te wyjazdy do wód Ci pomagają. A poza tym że same podróże sprawiaja Ci przyjemnosć!
Mam zielone, wciaz mam, starajmy sie go mieć zawsze chociaż troszkę, bo bez niego ginie sens.
Ciepłe pozdrowienia zasyłam Ci Gosiu o chłodnym, jak gdyby jesiennym już poranku!:-)
Wrazliwym ludziom jest zawsze trudniej, tak latwo ich zranic, moze byc nawet niechcacy, czy to zartujac, czy droczac sie, ale zawsze mozna przeprosic, wytlumaczyc, wierze w sile dobrej rozmowy.
OdpowiedzUsuńOczywiscie bylo, ze dotknely mnie czyjes uwagi o mnie, czy do mnie, zabolalo, udawalam ze wszystko jest w porzadku, a bol pozostal, moze powinnam nie udawac a postawic sie, pytac dlaczego.
Takie zyciowe rozczarowania zostaja na zawsze i w koncu przychodzi dzien kiedy wybiera sie samotnosc, moze byc we dwoje, dla spokoju, dla unikniecia tych rozczarowan.
Nie chce juz wiecej zblizen, nie chce byc zraniona i nie chce ranic, tak mi latwiej zyc.
Tak, rozmowa to dobra rzecz, tylko obie strony muszą jej chcieć, a czasem o to właśnie najtrudniej.
UsuńUdawałaś, że Cie nie zabolało, bo nie chciałaś okazać słabości, dać tej osobie satysfakcji, że dobrze wymierzyła i strzeliła. A jednak strzał był i rana po nim została. Na oko niegroźna, ale w rzeczywistosci nie do zagojenia...Czy postawienie sie miałoby sens? O ile ta osoba cos by z tego zrozumiała, o ile chciałaby poprawic sie na przyszłość. Czasem warto spróbowac,jesli jest choćby mała szansa na porozumienie, ale jeśli dobrze sie "przeciwnika" to czasem wiadomo, że nie warto sie starać nadaremno...
I wreszcie samotność...Jeśli umie sie byc samotnym, jesli ten spokój wynikający z bycia tylko ze sobą przeważa nad uczuciem osamotnienia to dobrze. Nieraz ten święty spokój jest najważniejszy,jakze upragniony jesli długo sie na niego czekało.Każdy człowiek ma prawo do spokoju.
Teresko, bardzo mocno Cię przytulam!♥
też kocham jego piosenki. moja ulubiona to 'W taką ciszę", takie wspomnienie młodości...
OdpowiedzUsuń"W taką ciszę wszystkie gwiazdy na niebie wyliczę
UsuńCiebie wołam, ale cisza i pustka dookoła".
I ja lubie tę piosenkę, Alis. A to, że pochodze ze Śląska dodatkowo sprawia, że losy Mirka Breguły - mieszkańca Chrzowa są mi dosc bliskie...I tak mysle, że duzo tak wrażliwych i utelentowanych ludzi jak Mirek Breguła odeszło śmiercią samobójczą. Pozostawiło po sobie ciszę i pustkę dookoła. A zazwyczaj artyści są nadwrażliwi, ich łatwiej urazić, zranić, sprawić by życie przestało być warte kontynuacji...
Piękną muzykę słowem tworzysz Olgo.Pozdrawiam Cię serdecznie nadwrażliwiec Basia
OdpowiedzUsuńDziekuję Basiu za Twe ciepłe słowa, Basiu. Posyłam Ci serdeczny uśmiech o deszczowym poranku!Niech to będzie dobry dzień!:-)
Usuńnadwrażliwiec Ola
Och, nawet nie wiesz jak Cię rozumiem. Też często zastanawiam się, czy tym co za chwilę napiszę nikogo nie urażę. Ktoś kiedyś na jakimś blogu napisał, że prowadząc bloga nie można zrobić nikomu krzywdy, bo przecież "to jest nasze pisanie". A ja myślę, że słowem pisanym można niekiedy zrobić większą krzywdę niż słowem mówionym. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńZgadzam siez Tobą Karolinko, że słowem pisanym można zrobic nawet wiekszą krzywdę niż mówionym. Mówione ulatuje gdzieś w eter. Pisane zostaje na piśmie. Niezmazywalne i jątrzące.Trzeba liczyć sie ze słowami, uważać na co jak i co sie pisze. Traktować innych tak, jakbyśmy sami chcieli byc traktowani. Choć i to czasem nie pomaga, bo nie wszyscy jesteśmy tacy sami i inni mogą mieć zupełnie inne oczekiwania.
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
"najwrażliwsi"
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi! Już poprawiłam!:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNapisałam coś bez sensu, dobrze, że zdążyłam usunąć. Trudno mi zebrać myśli, więc tylko pozdrawiam.
UsuńAndziu, ja przeczytałam komentarz i myslę, że nie był bez sensu. Był prosto z serca. Obolałego serca. I o ile dobrze sie domyslam, co sie stało to bardzo mi przykro, że i Ty musiałaś tego czegos doświadczyć. Wiem, jak to boli i nie da sie z tym ot tak pogodzić. Trzeba czasu i uspokojenia.
UsuńAndziu, ściskam Cię mocno!
Bardzo na czasie dla mnie ta Twoja notka. Slowa owszem jak piszesz moga ranic, ale przeciez piszacy nie zna stanu ducha czytajacego i trzeba sobie po obu stronach zdawac z tego sprawe.
OdpowiedzUsuńSa natomiast czyny, ktorych wybaczyc nie mozna...
Człowiek przez całe zycie uczy sie drugiego człowieka i nawet, gdy zda mu się, że ta łamigłówka jest już rozwiazana, to znowu pojawia sie jakaś zagadka, jakieś nowe, często przykre zaskoczenie, które jak bomba rozsypuje w proch nasze naiwne wyobrażenia. I znowu uczymy sie na nowo. Bo na tym życie polega - na byciu między ludźmi, na ciągłym budowaniu relacji, na szukaniu nowej drogi porozumienia. I w zwyczajnym zyciu i w Internecie...
UsuńWitaj, Oleńko! Kilka razy czytałam Twoje przemyślenia i coś mnie wstrzymywało od napisania komentarza. Mam nadzieję, że była to właśnie odpowiedzialność za słowa. Zastanawiałam się też nad powiedzeniem, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. I nad tym, że są piękne, ale puste słowa, za którymi nie zawsze idzie uczucie. I w końcu doszłam do wniosku, że tym właśnie tekstem pomogłaś mi uświadomić sobie, dlaczego ja się już do blogosfery nie nadaję. Zdarza mi się zajrzeć na jakiegoś bloga, czytam ze zrozumieniem, wczuwam się w czyjeś życie. Najczęściej wówczas w myślach coś do tej osoby mówię ze swojego punktu widzenia. Nie mam tendencji do krytykanctwa, ale po ponad trzydziestu latach pracy z ludźmi jako nauczycielka miewam tendencje do udzielania rad. A to bywa różnie odbierane. Na pewnym etapie życia "dobre rady" są uznawane za krytykę. Między innymi dlatego młodzież i rodzice są często po przeciwnych stronach, bo zagrożone jest ego obu stron.
OdpowiedzUsuńUżywając słów natrafia się na wewnętrzne konflikty. Idąc na zebrania z rodzicami zawsze miałam dylemat w stylu "mam być miła, czy szczera?". Czy mówić to, co ktoś chce usłyszeć, czy pewne sprawy lepiej przemilczeć, czy też zareagować, choćby to mogło popsuć komuś dobre samopoczucie, a mnie narazić na atak furii z czyjejś strony. Ludzie są różni jak powszechnie wiadomo, i dobrze, bo nawzajem od siebie się uczymy. Ale jak to z nauką bywa, popełniamy błędy i czasem dobrze jest, by ktoś je skorygował. Chyba, że ktoś chce tkwić w swoich błędach i cierpieć z powodu ich konsekwencji...
W realnym życiu za słowami idzie spojrzenie, ton głosu, można wyczuć intencję mówiącego. Słowo pisane już nie ma tego życia. Interesuje mnie, w jaki sposób ludzie prowadzący blogi odbierają skierowane do nich komentarze. Czy potrafią odróżnić szczerą pochwałę od pochlebstwa, konstruktywną krytykę od złośliwości? I czy tej rady nie odczują jako napaści na swoją osobę?
Nie wiem, jak inni, ale ja tak mam, że kiedy kogoś polubię (tak jak Ciebie na przykład:))to chciałabym ułatwić mu życie garścią dobrych rad i muszę się szczypać w rękę i gryźć dotkliwie w język, żeby tego nie robić. Przecież na końcu posta nie było napisane: "A teraz poproszę o rady", tylko o komentarze. A co to takiego jest komentarz, tego dokładnie nie wiem. Więc zamiast komentarza przesyłam serdeczne uczucia!
Dzień dobry, Iwonko! Twój komentarz jest tak ciekawy, tak bardzo dajacy do myslenia i wymagający tak obszernej odpowiedzi, że nabrałam chęci aby napisać o poruszonych w nim kwestiach kolejnego posta. Właśnie wzięłam sie za pisanie.
UsuńA na razie w odpowiedzi na Twoje serdeczne uczucia przesyłam swoje, bo masz rację, że uczucia są najwazniejsze.Dziękuję Ci za nie. Wdzięczna Ci jestem za tyle szczerych, z serca płynących słów!:-))♥