Gwałtowna burza z ulewą zakończyła na razie
królowanie upałów na Pogórzu Dynowskim, za co owej burzy bardzo jestem
wdzięczna. Ledwo już dychałam w tej spiekocie. Natomiast komary, muchy, gzy i
inne latające wampirki miały się całkiem nieźle. Dziwna jest wiosna tego roku.
Tropikalna nieomalże. W lesie mnóstwo jest niewysychających nigdy kałuż, w których chmarami mnożą się te wszystkie, dręczące nas insekty. Jednakże ta wilgoć bardzo pozytywnie wpływa na nadzwyczaj bujne rozrastanie się paproci i wszelkich innych, uwielbianych przez nasze kozy roślin.Wszystko więc ma jakiś sens i porządek w przyrodzie...
Co u nas słychać? W czasie gorących dni nie
byliśmy w stanie wiele wytrzymać na polu toteż chwasty rozrosły się
niemiłosiernie i trzeba będzie wielu dni w pozycji na klęczkach albo w
pochyleniu z motyczką by zrobić z tym jako taki porządek. Nie wszystko z
posianych warzyw nam wykiełkowało a wiele z tego, co rośnie, jakieś jest w tym
roku słabowite i mikre. Od wielodniowych upałów występujących naprzemiennie z
sążnistymi ulewami ziemia zrobiła się dziwnie twarda, ubita i spękana niczym afrykańskie
błoto. Nie pomaga podlewanie i spulchnianie motyką. Mam nadzieję, że czas,
sprzyjająca pogoda oraz cierpliwe plewienie poprawą nieco kondycję naszego
warzywnika. A jak nie, to będziemy się cieszyć tym, co rośnie i dojrzewa. Dobrze,
że chociaż na małych, ogrodowych grządkach sałata, szczypiorek i czosnek rosną
jak marzenie!
W trosce o bezpieczeństwo warzywnika (watahy
dzików grasujące w okolicy!) postawiliśmy płotek na jego tyłach, tam gdzie
graniczy on z łąką oraz lasem. Leszczynowy ów płotek zrobiony jest w małym,
rodzinnym zakładzie produkcyjnym w Rudniku.
Wykonują tam takie rzeczy głownie na eksport, bo za granicą modne jest
teraz to, co ekologiczne i rustykalne. U nas tymczasem wciąż królują płoty z
siatki metalowej albo z gotowych paneli. Pewnie przy dużej dozie pracowitości i
wytrwałości można by zrobić sobie takie leszczynowe ogrodzenie samemu, jednak
nam udało się je dostać w prezencie od siostry Cezarego (raz jeszcze dziękujemy
Ci bardzo kochana N!***). Teraz każdy, kto idzie do lasu przechodzi obok i
podziwia leszczynowe cudeńko, bo w okolicach nikt inny takiego nie ma. Może
kiedyś uda nam się dokupić więcej takiego płotka i wówczas ogrodzimy cały nasz
warzywnik! Przydałoby się, bo zające kicają coraz bliżej naszej kapusty!
Co z moją dietą i samopoczuciem? Wszystko w
porządku. Codziennie gotuję pięciolitrowy garnek zupy jarzynowej z kaszą
jaglaną. Są to różne wariacje na temat tej zupy a różnią się one dodatkami,
smakiem i kolorem.. A to z kapustą, a to z kalafiorem. A to z grzybami a to z
przecierem pomidorowym. A to z koperkiem a to ze szczypiorkiem. A wszystkie z
lubczykiem! Jemy te zupki oboje z mężem i bardzo nam one smakują. Poza tym
wcinam jabłka, truskawki, biały ser i jogurt, sałatę, marchewki i buraczki. To
dieta bezmięsna, bezcukrowa oraz bezglutenowa i trawienie mam przy niej
rewelacyjne. Na pewno pomaga też to, że warzywa i owoce zawierają sporo wody i
błonnika. Poza tym w ogóle piję sporo wody natomiast Czarek opija się wprost słodko-kwaśnym
napojem na bazie syropu z kwiatów bzu. W upały te soki oraz napary z ziół
bardzo się nam przydają.
Chudnę teraz
bardzo powolutku, jednak nie zniechęcona tym cierpliwie trwam w swych
postanowieniach. Muszę jednak wyznać, iż o wiele łatwiej było mi głodować, niż tak,
jak teraz samoograniczać się w jedzeniu. W czasie głodówki, po pierwszych
czterech dniach nie miałam już w ogóle apetytu a żołądek znajdował się aż do
siódmego dnia w stanie miłej hibernacji. Teraz, odkąd powrócił do normalnej
kondycji wciąż mam jakieś chętki, które usiłuję w sobie zduszać pogryzaniem
marchewek, kiszonych ogórków, rzodkiewek czy truskawek. Jednak po prostu
tęsknię bardzo za chlebem i jak widzę objadającego się nim z ogromnym smakiem
Cezarego, to mnie aż zazdrość bierze. Tym bardziej, że i on chudnie pięknie a
wkrótce osiągnie wymarzoną wagę! Widok coraz mniejszej liczby na wyświetlaczu
naszej łazienkowej wagi tak go uskrzydla, że robota wręcz pali mu się w rękach
i co chwilę ma jakieś nowe pomysły na konstrukcje, przeróbki czy wykopy
melioracyjne w ogrodzie i na polu.
Popatrzcie, jaką ładną ławkę ogrodową
wykonał mój mąż ostatnimi czasy! Siedzi się na niej bardzo wygodnie a
odwiedzający nas goście nadziwić się nie mogą, że to nie siedzisko z Ikei, ale
ława wykonana ze starych, podłogowych desek przez mojego uzdolnionego majster
klepkę przy pomocy piły ręcznej, heblarki, szlifierki oraz kilku śrub. Kolor ma
kasztanowy. I wspaniale lśni w słońcu!
Wszystkie posiłki jadamy w ogrodzie pod
dziką czereśnią, zwaną po tutejszemu trześnią. A odpoczywamy zazwyczaj na
leżakach albo na starej kanapie wyniesionej niedawno ze świeżo uprzątniętej
drewutni. Tam mamy przez większość dnia cień a poza tym widok na wszystko i
możliwość baczenia na nasze zielononóżki kuropatwiane. To dla nas szczególnie
ważne, ponieważ obecnie przynajmniej dwa lisy czają się wokół naszego
gospodarstwa. Dostrzegamy je bardzo często. Jeden jest jasnorudy. Drugi ma
kolor soczyście kasztanowy. Zuzia co i rusz podnosi alarm widząc gdzieś wśród
wysokich traw ich specyficzną, płomienną kitę czy podejrzany ruch w łanie
gęstych pokrzyw. Lisy wcale się nas nie boją. Czasem przechadzają się
bezczelnie po drodze obok i oblizując się łakomie spoglądają nam wyzywająco w oczy,
naigrywając się z nas oraz z nie potrafiącej ich dopędzić Zuzi. Nie możemy
nigdzie ruszyć się stąd we dwoje bez zaganiania wszystkich kur do kurników, co
nie jest sprawą łatwą, gdyż kury najchętniej łaziłyby po ogrodzie od świtu aż
do zmierzchu. Strzeżemy naszych pierzastych jak tylko się da, a one biedactwa, tak
mocno są zestresowane częstymi alarmami oraz ostatnimi upałami, że z tego
wszystkiego zbijają się w struchlałe stadka, znoszą zdecydowanie mniej jajek i
z byle powodu podnoszą straszny rwetes, stawiając na baczność nas oraz Zuzię.
A propos Zuzi, to już ostatecznie muszę
stwierdzić, iż z jej kwietniowego romansu nie będzie jednak żadnych
szczeniaków. Pewnie jednak jej kawaler Puszek był trochę zbyt niski dla niej a
może te słodkie niewiniątka niczego na osobności nie zmajstrowały? Chociaż po
wyrazie ich pysków i niezwykłej tkliwości, jaka ich połączyła w tę romantyczną,
gwiaździstą noc można by sądzić, że tamto miłosne tete a tete było więcej niż
udane. No cóż! Może kiedyś znajdziemy dla Zuzi odpowiedniejszego kawalera i
nasza psina zostanie wreszcie mamą. Co się odwlecze, to nie uciecze! A w tym
roku, to nawet dobrze, że się nam rodzina nie powiększy, bo tyle jest tutaj
roboty i bieganiny codziennej, że nie wiem, jak dałabym radę jeszcze z
baczeniem na stado przeuroczych piranii, czyli rozkosznego, Zuzinego potomstwa.
Zuzia jest coraz
lepszym, gospodarskim psem. Uwielbia nam pomagać. Pilnować kur i kóz. Zaganiać
pierzaste do kurników a także tropić lisy i zające. Rozumie prawie wszystko, co
się do niej mówi i przeważnie jest niezwykle usłuchana. A przy tym pieszczocha
z niech niesamowita. Odrywa nas często od pracy tylko po to, by ją wygłaskać,
wymiętosić, wyczesać czy choćby pogmerać za uchem. A spojrzenie ma przy tym tak
rozkoszne, tak rozczulające, a pozy przybiera tak urocze, że nie mamy nic
przeciw temu, by te słodkie chwile trwały i trwały. Gorąco jej tylko biedaczce w upale. Nie dziwota! Wszak sierść ma gęstą jak baranek. Dlatego przy kazdej okazji psina kładzie sie w kałużach i chłodzi ile sie tylko da rozgrzany brzuszek.
Co u naszych kóz? Były biedne ostatnimi
czasy, bo z powodu upału oraz gryzących insektów prawie całe dnie spędzały w
koziarni a tam z nudów zajadały się świeżutkim, pachnącym siankiem albo
godzinami spały. Czarek zrobił dla koziołka Łobuza Kurdybanka nowe, bardzo
przestronne pomieszczenie sąsiadujące z mieszkankiem kóz. Teraz we trójkę mogą
sobie gwarzyć, pobekując i wąchając się poprzez drewniane bramki. Często o
poranku zabieramy kozy na długi spacer po lesie. Jest jeszcze wtedy rzeźkie
powietrze a komary i gzy nie tak dokuczliwe, jak w godzinach późniejszych.
Koziołek podobnie jak kozule biegnie za nami bez żadnej smyczy. Pilnuje by się
nie zgubić i nie zostać bodniętym znienacka przez wciąż wojowniczo nastawione w
stosunku do niego kozy.
Zwłaszcza czarna Brykuska rada by spuścić niezłe łubudu
koziołkowi. A wykoncypowałam, iż zrobi tak z powodu swych kompleksów. Otóż
zauważyłam, iż starsza od niej i nieco roślejsza Popiołka zdecydowanie rządzi w
ich koziarni. Pozwala Brykusce jeść dopiero wówczas, gdy sama się naje. O byle
co ją strofuje i wciska w kąt. Potulna Brykuska przełyka w sobie jakoś to
upokorzenie, ale potem szuka kogoś, na kim mogłaby wyładować swoje frustracje.
Tym kimś jest rzecz jasna Łobuz Kurdybanek. Ale, na szczęście, koziołek coraz
mniej się już jej boi. Jest coraz większy i mądrzejszy. Odważnie staje do walki
z diabelską kozulą. Często sam inicjuje potyczki. A gdy już się zmęczy albo
przestaje mieć ochotę na kolejny wstrząs mózgu chowa się za nami (obserwując
walące w siebie z całej siły albo w pnie drzew czy też w drewniane bramki
koziarni kozy stwierdziliśmy z Czarkiem, że ich specyficzną przyjemnością są
czaszkowe turbulencje i grzmoty!).
W lesie pojawiło się trochę prawdziwków,
maślaków, czerwonych kozaków i kurek. Czekamy na prawdziwy wysyp. Mnóstwo jest
na łąkach różnych kwiatów i ziół, które suszę w dużych ilościach na strychu a
potem używam do sporządzania herbatek.
Jedne kwiaty przekwitają, np. moje ulubione
łubiny i dzikie róże, a inne dopiero zakwitają, jak np. maki, chabry, jaskry,
fioletowe dzwonki i rumianki. Na śliwach, gruszach i jabłoniach spokojnie
dojrzewają owoce. Poziomki w ogrodzie czerwienią się i zapraszają do
skosztowania. Czas płynie spokojną strugą i zbliża nas powoli do lata…
przeniosłam się w inny świat.... :)
OdpowiedzUsuńta ławka pod dziką czereśnią bardzo przypomina mi dziadkowe miejsce w którym jedliśmy posiłki latem podczas wakacji ...
masz piękne miejsce na ziemi Olgo ... :*
Dobrze mieć takie cuowne miejsce we wspomnieniach i snach. Ono zawsze pozostanie niezmienne i będzie ostoją w czasach, gdy dusza potrzebuje odrobiny wytchnienia i ucieczki od osaczajacych zewsząd problemów. Też mam takie miejsca, Emko. A tum chociaż tak spokojnie i niby idyllicznie tez miewamy zmartwienia, troski i smutki. Bo to pawdziwe życie, a nie bajka. Ale siedzenie pod dziką czereśnią koi i uspokaja...Dobrze tak posiedzieć i odpocząc.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło, Emko!***
Nie tylko piekne miejsce, ale tak wspaniale opisane, ze az chce sie tam byc.
OdpowiedzUsuńZ kazdego slowa przebija ogrom milosci, do gor, chmur, zwierzat i pojedynczej poziomki, zdzbla trawy i najmniejszego kwiatka.
Idylla malenka taka...
Wielkie buziaki gospodarzom na wlosciach :***
Bo tylko z miłości i czułęj opieki nad każdą roślinką i zwierzątkiem, tylko z zyczliwosci do ludzi rodzi sie wzajemne dobro, poczucie spokoju, zadowolenia i usmiech. Jak najmniej nerwów, jak najmniej wnikania w dalekie i obce sprawy tego świata. Zyć tu i teraz. Pracować, budować swoją dobrą codzienność i cieszyc sie każdą chwila. To nasza recepta na dobre a przy tym bardzo skromne życie.
UsuńŚciskamy Cię serdecznie Anusiu, dobrej niedzieli i spokoju w sercu zycząć!:-))***
to odetchnęłam, bardzo się cieszę, że lepiej się czujesz i te bóle żołądka Cię już nie nękają
OdpowiedzUsuńNic mnie już nie boli. Wszystko wróciło do normy i mam nadzieje, iż tak juz zostanie.
UsuńDziękuję Ci Klarko serdecznie za życzliwość i zainteresowanie!:-))
Tyle wątków, że nie wiadomo, co skomentować, bo to ważne, to urocze, a to śliczne - więc po kolei;
OdpowiedzUsuń1. Żadna, powtarzam żadna dieta nie jest dobra dla organizmu, która w całości ogranicza choćby jeden ze składników pożywienia. Powinno się jeść wszystko, chyba, że rzeczywiście coś szkodzi lub uczula. Przez kilka lat swoją teorię badałam na moim partnerze, który "przerobił" kilka diet na sobie, a po jednej poważnie się pochorował. Organizmowi potrzeba i węglowodanów i białka, a nawet cukru.
2. Zające przeurocze :)
3. Kozy też! :)
4. Takie warzywka z własnej grządki to mają smak - zazdroszczę. Bo ja - miejskie zwierzątko to tylko ze sklepów jedzonko wcinam, a tam wiadomo, tylko z hodowli szklarniowych i higroskopijnych. Ale coś za coś. W ziemi grzebać nie lubię, to jem, to co jem. Mój wybór.
5. Jednak kurki na wolnym wybiegu też przeżywają stresy, tylko innego rodzaju. A na opakowaniach jajek od takich kurek zwykle jest napisane, że są od szczęśliwych kur ;)))
Pomysle powaznie nad tym, co napisałaś a propos diety. Tęsknię za chlebem, ale wiem, ze to chleb klajstrował moje jelita najbardziej. Moze jednak jedna kromeczka dziennie nie będzie wielkim przestepstwem...?A za miesem nie tęsknie wcale. Białko mam przecież z sera, jogurtów, no i z jajek, o których zapomniałam napisać.
UsuńZajadamy sie teraz sałatą i szczypiorkiem, bo jest tego naprawde masa! Tak, wiosenno-letnie miesiace to prawdziwa bujnosc zieleni i kwiatów na łakach i w ogrodzie.
Kurki przęzywaja stresy, jak każde czujace swtorzenie. Tylko w tym roku jakos intensywniej, bo dotąd trapiły nas tylko jastrzębie i myszołowy. A teraz dołaczyły do zgrai paskudnych opryszków także lisy. Lepiej byłoby pewnie hodowac tylko kozy. ich nic nie zaatakuje i nie porwie. Ale z kolei włąsne jajka od zielononózek to zdrowa zywnośc i nasz jako taki dochód. Ech, zawsze są jakieś dylematy!
Serdecznosci zasyłam Ci Rózo i wszystkiego dobrego w Twym irlandzkim zyciu zyczę!:-)))
Dziękuję za dobre słowo :) W moim irlandzkim życiu na razie same sukcesy, chociaż nie tu ich szukałam, ale tu znalazłam. co za ironia losu!
UsuńCo do diety - jeżeli tęsknisz za chlebem, to znaczy, że organizm go potrzebuje. Nie masz tego uczucia, jeżeli myślisz o mięsie, prawda? Nasz organizm wysyła sygnały, czego chce, trzeba tylko w niego się wsłuchać. Np. ja mogę żyć bez pieczywa czy mięsa, wystarczy mi jeżeli zjem to raz-dwa razy w tygodniu. za to cukru pod wszelaką postacią muszę zjeść dziennie bardzo dużo, bo jak nie, to mam problemy z koncentracją, ciśnieniem i ogólnie nie chce mi się żyć. I nie odmawiam go sobie pomimo, że wszyscy dookoła krzyczą, że to takie złe i szkodliwe. Dodam tylko, ze ja w ogóle od tego cukru nie tyję, a podstawa mojego pożywienia to czekolada, ciasteczka, ciasto, lody, bita śmietana, desery, no i owoce w ilościach przemysłowych :)
Ja też kiedyś ani myslałam, że spedzę pare niezwykłych lat w Australii, a jednak nieprzewidywalny los pognał mnie na sam koniec swiata! teraz znowu jestem na końcu świata i też mi tu dobrze. Co jeszcze czeka nas i Ciebie Rózo w przyszłosci? Jakie karty przeznaczenie dla nas szykuje? oby same dobre!:-))
UsuńDzisiaj po przemysleniu Twoich rad, pozwoliłam sobie na dwie kromeczki chleba razmowego posmarowanych cieniutko masełkiem, obłozonych gruba warstwą sałąty, czosnku, szczypiorku i pomidorów. Cóż za niebo w gębie!:-))
Teraz mam chętkę na ciasto z galaretką i truskawkami, ale na razie się spróbuje opanować, bo jak sie tak rozpedze i dogodze sobie, to szybko wrócę do starej wagi!
Rózo, czy robiłaś sobie badania na poziom cukru we krwi? Czy wszystko w porzadku? Chodzi mi o te przykre u Ciebie objawy wynikajace z niedoboru cukru. Jesli wszystko w porzadku u Ciebie ze zdrowiem, to tylko pozazdroscic, że możesz sie tak do woli objadac słodkosciami. Tez bym tak chciała, bo uwielbiam i potrafie upiec wiele smakołyków. Ale jest jakaś korzyść z tego wszystkiego - teraz przynajmniej mój piekarnik odpoczywa, no i duzo mniej gazu zuzywam odkąd ciast i chleba nie piekę, a wiec czysta oszczędnosć!:-))
Oczywiście, że robiłam przeróżne badania sprawdzające poziom cukru we krwi i powtarzam je regularnie. I nie tylko te. ale wiele innych. Wszystko w porządku, jestem zdrowa jak mało kto w tym wieku, nic mi nie dolega. Tak mam i przestałam z tym walczyć. Objadam się słodkościami aż furczy wzbudzając tym zazdrość tych, co tak nie mogą :))
UsuńZamiast ciasta spróbuj zjeść kawałek jakiejś dobrej czekolady, może ochota na słodkości przejdzie. No bo jak upieczesz ciasto, to je przecież zjesz, a to nie byłoby zbyt korzystne, jeżeli starasz się jednak pewne rzeczy, które Ci nie służą ograniczyć :))
Cieszę sie Rózo, żeś zdrowa i szczęsliwa, bo szczęściem jest moznośc objadania ise tym, co sie uwielbia i nieponoszenia zadnych konsekwencji zdrowotnych czy gabarytowych jego. Jesteś wybranką losu i pewnie nie tylko w dziedzinie żarełka!
UsuńA mnie w tzw. miedzyczasie minęła ochota na słodkie wypieki a jak mi sie czegos słodkiego chce, to owoce wcinam bez wyrzutów sumienia, że robie cos wbrew sobie. Wczoraj wieczorem nawiedziła nas sąsiadka z bardzo apetycznie wyglądającym ciastem z kremem, czekoladą i innymi cudami. Nawet mnie nie kusiło by skosztować. Chrupałam tylko jabłko aż miło! A w tym czasie mój Cezary opychał sie tym ciastem i jak niedźwiedź mruczał z zadowolenia! A kto z nas dwojga szybciej chudnie mimo wszystko? - On, rzecz jasna:-))
Taaa... chwasty tego roku mają się dobrze, wręcz świetnie. Też nie ogarniam ogrodu, bo jak nie upał, to leje, a to sucho, a to mokro. Płotek rewelacyjny. Uwielbiam tego rodzaju ogrodzenia. Ja sobie kupiłam płotek z maty słomianej i wygrodziłam miejsce na kompost oraz narzędzia ogrodnicze. Wygląda to naturalnie, schludnie i oryginalnie.
OdpowiedzUsuńŁawka Cezarego rewelacyjna. Naprawdę mistrz stolarstwa. Jestem pełna podziwu dla jego umiejętności:)
Zuzi pyszczek przekochany, a całość błotnie radosna. Może lepiej, że nic z tych amorów nie wynikło. Potem kłopot ze szczeniakami. Nawet, gdyby były tak śliczne jak matka. Kozy i zające zawsze chętnie oglądam na Twych zdjęciach. W realu bardzo rzadko.
Dobrze, ze odpuściłaś głodówkę. Jesteś dzielna, bo ja nawet na takiej diecie miałabym problem przeżyć. Muszę mieć mięso i już. No i cukier też, bo jego spadek grozi mi zapaścią.
Pozdrawiam z deszczowo-upalnego cieszyńskiego (dzisiaj mamy skoki temperatury z częstotliwością półgodzinną od 22 stopni do 16 i na powrót do 22, w zależności od tego czy pada, czy słonce grzeje)
Widziałam w sklepie takie płotki z maty słomianej i tez mi się bardzo podobały. Cezary cieszy sie, że jego łąwka sie podoba. W zabierał sie do niej dwa lata! Materiał na nia wciaz był przekładany z miejsca na miejsce. Az przy ostatnim sprzataniu drewutni mój mąz się zawziął i wreszcie poświecając na to calutki dzionek, wykonałswe wiekopomne dzieło!
UsuńZuzia jest przekochana. I o naszą uwagę i czułosc bardzo zazdrosna. Nie mozemy głaskać przy niej zadnych psów naszych sąsiadów czy znajomych. Ciekawe, jaka byłąby matką? Kiedys sie pewnie o tym przekonamy. jednak dobrze, ze nie teraz (chociaz chętnych na jej szczeniaki mieliśmy mnóstwo, wiec nie byłoby z nimi problemów).
Odpusciłam głodówkę i jem zdrowe, niskokaloryczne rzeczy. Jedyną moja namietną przyjemnoscią, z której nie zrezygnowałam jest chrupanie słonecznika. Wiem - jest kaloryczny, ale przeciez trochę tłuszczu też mi trzeba!
U nas pogoda byął wczoraj taka sama jak u Ciebie Jaskółko. Zwariowana. W kratkę.
Całusy serdeczne zasyłam!:-)))
Kochane sa zwierzęta uwielbiam je.U nas ochłodziło się trochę.Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
OdpowiedzUsuńI ja kocham zwierzeta - dlatego tez tyle ich mam! Miejsca tu dla nich wszystkich dosć.
UsuńU nas zrobiło sie wręcz zimno!
i ja pozdrawiam Cie serdecznie Agatko i wszystkiego dobrego życzę!:-))
Ach, posiedziałoby się na ławeczce pod trześnią... Jak to dobrze, że czujesz się już lepiej. Słuchaj Róży, organizm nasz wszystkiego potrzebuje po trochu. Warto chudnąć stopniowo, a za to trwale. Stabilny tryb życia będzie teraz działał na Twoją korzyść. A faceci, wiadomo, oni pod tym względem mają dużo lepiej. Taki los:))). Trzymaj się***.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam uwaznie rady Róży i naprawde zastanawiam sie powaznie nad tym, czy brakuje mi czegos w diecie. MIęsa pewnie najmniej (wszak wegetarianie zyją zupełnie dobrze i zdrowo bez miesa, nieprawdaż?)
UsuńFaceci mają lepiej, jesli chodzi o odchudzanie. Ale mój Czarek dodatkowo kurzy papierosa za papierosem. To jakos ogranicza jego apetyt. Ja nie paliłam nigdy...Tylko słonecznik namietnie łuskam, co jest niestety, tuczące.
Ściskam Cie serdecznie Errato i dużo ciepłych mysli zasyłam z zimnego dzisiaj Podkarpacia!:-))***
Ciekawie i pięknie u Ciebie...
OdpowiedzUsuńPieknie, bo wiosna piekna, bujnośc wszelaką przyrodzie przynosząca. A ciekawie? Ot, zycie z dala od hałąsu, płynące zgodnie z rytmem pór roku i pogody.
UsuńPozdrawiam ciepło Agato!:-)
Płotek śliczny, oby go dziki uszanowały!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że bóle brzucha odeszły w niepamięć.
U kóz "fala" działa, że hej. Czasem, to bym chętnie przylała jednej, czy drugiej męczycielce, ale staram się nie ingerować zbytnio w życie stada. I tak wstrząsają sobie tymi mózgami do upojenia :)
Cudne kwietne łąki u Was ... mmmm....
Ławeczka świetna! Bardzo mi brakuje ławek z oparciami.
Płotek jest zrobiony z łupanki leszczynowej i powiązany na trzech poziomach drutem przez maszynę co się nazywa MACIARKA.. Sarenki boją się drutu. Natomiast usłyszałam ciekawą wiadomość, że facet prosi fryzjerkę aby mu składała włosy, które rozsypuje koło warzywnika, zwierzęta czują zapach człowieka i odchodzą. Jak spadnie deszcz to znowu rozsypuje te włosy. I to działa, A płotek ma gwarancję na 7 lat. Belgowie, Holendrzy, Niemcy, Irlandczycy kupują tego w Rudniku na Sanem ogromne ilości. TIR-y tego produktu idzie na eksport. A poza tym wyroby wiklinowe. Pozdrawiam - siostra Cezarego
UsuńNa płotku zawiesi sie napis; "Dzikom wstęp wzbroniony". Mam nadzieję, ze czytate i kumate!:-))
UsuńKozia fala jest czymś denerwującym, ale nie mamy na to zadnego wpływu, poza spacerami, gdy powstrzymuje sie ich zbójeckie zapędy smaganiem kóz witką po zadkach!
Łaki sa tak piekne, ze nie mam potrzeby mieć żadnych kwiatów doniczkowych w domu. Zresztą, gdy miałąm to schły. Nie mam jakos do nich reki.
O ławeczke z oparciem specjalnie prosiłam Cezarego, bo jak siedze bez oparcia, to mój kręgosłup cierpi i nie odpoczywam nalezycie. Wreszcie po dwóch latach przymierzania sie do wykonania tejże łąweczki, mój Czarek dokonał dzieła!
Całusy Madziu!:-))***
Dzięky Ci siostrzyczko kochana za ciekawe,szczegółowe informacje o płotkach i ich sposobie produkcji.
UsuńZ tymi włosami to musimy wypróbować, gdy znowu nadejdą u nas jakieś postrzyzyny. Jeszcze mozna sukcesywnie obsikiwac płotek - ponoc zapach ludzkiego moczu odstrasza dziki!:-))
A wy nie włazicie z Zuzią do błota. Taka warsetweka chroni potem przed komarami cały dzień : )
OdpowiedzUsuńPogratuluj Cezaremu ławeczki i koziołkowego boksu. Zupy faktycznie zróżnicowane, kolorki apetyczne. Jedz wszystko kochana, nawet ten cukier. Kawałek ciasta na deser nie zaszkodzi, chyba bardziej chodzi o to, żeby był jeden a nie trzy, jak to mnie się zdarza.
Łąki .... tego mi brakuje.
Zuzia sama włazi do błota. Ale potem wysycha to w try miga i psina znowu białą i czysta jak z psiej wystawy!
UsuńCezary dumny jak paw teraz, ze jego ławeczka i bok dla koziołka sie spodobały! Warto sie było wysilic i wreszcie zrobic to, co czekało na robote od kilku lat!
Ciasto mi sie marzy z truskawkami, albo z wiśniami...Mniam!
A tutejsze łąki? Sa i będą tak piekne Łucjo aż do października a moze i dłużej! i Ty sie nimi zdązysz nacieszyć kochana:-)))*
W mojej okolicy na dzika czeresnie mowilo sie deren.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gosia
Dereń to coś innego. Po ukraińsku KYZYŁ. Ma czerwone owoce ale takie bardziej śliwkowate w kształcie. A to jest czereśnia tylko dzika i to jest drzewo. Dereń to krzew na żółto kwitnący (listki) i inny smak. Super nalewka jest z owoców derenia. Pozdrawiam. Siostra Cezarego.
UsuńJak dobrze, Gosiu, ze siostra Cezarego wie takie ciekawe rzeczy. Sama nie mam derenia, wiec pewnie nalewki też nie mam szans spróbować, a szkoda!
UsuńDziekuję Ci kochana N!***
UsuńTrześnie ... u mnie małe pudełeczko (poniżej litra) takich trześni to 4,90 euro, tyle samo co truskawki.
OdpowiedzUsuńHierarchia kozia na wzór ludzki :). Kozy, kozuchy i koźlaki ... a rwetes wstrząsa mózgi ...
Ławka cudo a i płotek ładny, tylko czy zatrzyma i przetrzyma dziki?
Miło czytać, że zdrowie dopisuje. Wam wszystkim.
Pozdrowienia pod trześnię (cześnię) :).
Och, jaka drożyzna u Ciebie! u nas truskawki kosztują teraz około cztery złote i wciaz tanieja, bo jest w ich tym roku masa. Wisnie są na razie po dziewięc złotych. Jeszcze nie próbowałam, bo za drogie.
UsuńKozy to bardzo ciekawe do obserwacji zwierzęta. Bywaja łagodne jak baranki albo złosliwe i krnąbrne jak...byki!
Płotek dosc mocno sie trzyma, wiec mamy nadzieje, że przetrzyma wszystko!
Ławeczka czeka teraz na stół z resztek drewna...
Pozdrawiamy Cie Echo ciepło spod naszej mokrej od deszczu cześni (trześni) i wszystkiego dobrego zyczymy!:-))
W przyszłym roku mam zrobić niewielki ogródek. Marzy mi się parę grządków fasolki, sałaty, rzodkiewki i pomidorów. Plan jest taki, że z desek ze starej podłogi zbiję skrzynie. Czy mi się to uda, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńWszystko tam piękne u Was i płot i kozy ale mnie przykuł stół. Ma bardzo piękne nogi.
Ps. od dwóch dni też jestem na diecie. Nie jest ona tak redykalna jak Twoja, ja poprostu staram się jeść pięć posiłów dziennie i mniej niż do tej pory .
Dobrze mieć swój ogródek - zwłaszcza niewielki, bo w duzym mozna zarobic sie do padnięcia a i tak nie da sie rady ze wszystkim. mamy własnie tego roku ten problem.
UsuńCiekawe, co piszesz o nogach naszego stołu. Czasem ktos musi spojrzec świezym okiem i zwrócic na cos uwagę. Dopiero wtedy sie cos tak naprawdę dostrzega! ten stół, jak i pare innych stołów, odziedziczyliśmy po byłym właścicielu tego domu. Solidna, stolarska, tutejsza robota.
Powodzenia Graszko w Twojej diecie. Naprawdę dla nasezgo organizmu jest o wiele lepiej, gdy jemy mniej i mniej wazymy!
Pozdrawiam Cie ciepło!:-))*
Latowo, sielsko, czarodziejsko, romantycznie. Niby. A tu chwaściory rosną, komary i inne latające tną, dziki tratują. Ech, wsi spokojna i wesoła.
OdpowiedzUsuńSą blaski i cienie. Jak wszędzie! Ale lepiej dla spokoju duszy i własnego zadowolenia widzieć wiecej blasków i umieć sie cieszyc każdą chwila. Prawda, Gaju?
UsuńCieszę się Olu, że płotek stoi. Przyjadę niebawem podjeść trześni u Was (na śniadanie, obiad i na kolację). Też się odchudzam, bo za dużo kg dźwigam. Przydałoby mi się zejść z hm..... z 15 kg w dół. Może pomogę coś plewić i mam dla Was 20 l efektywnych mikroorganizmów i powiem co zrobić aby w przyszłym roku ziemia była próchnicza dzięki efektywnym mikroorganizmom. Trzeba pokonać uparte pole. Dla siebie też mam 20 l i zadziałam w swoim warzywniku. Wasz mnie zainspirował do działania i teraz cała jestem skupiona na tym aby go ucywilizować, zrobić aby wyglądał, doprowadzić wodę, bo mi nie ma kto wody donosić. Chociaż mam sąsiada co mi podlewa pomidory a dzisiaj wstawił im kołki. Acha, mam 4 koty. Bazyl gdzieś przepadł i od 4 dni go nie ma. Całuski. N...
OdpowiedzUsuńKochana siostrzyczko! Płotek stoi i pięknie ozdabia nasz warzywnik oraz drogę do lasu! Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz na nasze warzywa, owoce i zdrowe zupki! Poodchudzamy się wespół w zespół!
UsuńNie przepracowuj sie u siebie - pamiętaj o kręgosłupie!A do nas przyjeżdżaj odpocząc a nie harować!
Bazyl może jeszcze wróci. Wiesz, ze u kotów takie zniknięcia są normalne.
N kochana! Całujemy Cię oboje gorąco i czekamy na Ciebie zawsze z radoscią i tęsknotą!:-))***
Wczoraj dowiedziałam się, że jakiś czarny kotek leżał potrącony na drodze - w końcu u mnie jest KOTOSTRADA. Tak więc Bazyl nie wróci. Zostało mi 4 koty. A było 6.Dosia jest w internecie - są zdjęcia z dziećmi i nawet ma zadowoloną minkę. W końcu jest tam jedna a nie jedna z sześciu. Pozdrawiam. N
UsuńBiedny Bazyl...Straszna jest ta droga koło Ciebie! I pomyslec, ze u nas wieś i u Ciebie wieś, ale jaka inna!
UsuńDobrze, ze Dosi sie poszczęsciło i ma dobrą rodzinę!
Pozdrawiamy Cię oboje siostrzyczko bardzo serdecznie!:-))***
Jak dobrze Was poczytać... :)...
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że mam dla kogo pisać!
UsuńDziekuję i pozdrawiam ciepło Abi!:-))*
Pięknie tam u WAS w tym waszym Jaworowym Dworze..:)
OdpowiedzUsuńBo wiosna piekna, Sznupeczko kochana! Na pewno tam u was w Szkocji też sa piekne łąki, wzgórza i malownicze. Poza miastem wszędzie istnieją przeciez małe, zielone raje. Tylko w wolnej chwili pojechac i sie napawać.
UsuńCałusy zasyłamy!:-))
Tak pieknie piszesz o tym Waszym gniazdku, ze az chcialoby sie tam byc... no gdyby nie te komary:))) Mnie komary tak uwielbiaja, ze pewnie by mnie zjadly zywcem.
OdpowiedzUsuńSlicznie tam u Was Olenko:***
Na szczęście zrobiło sie o wiele chłodniej, wiec i komary sobie odpusciły. Moze wyginą teraz bestie?
UsuńChetnie bym Cie u siebie ugościła na tym moim zielonym odludziu. Sałatą ze szczypiorkiem, czosnkiem i pomidorami poczęstowała i do spocżecia na lezaczku pod trzesnia zapraszała...
Najserdeczniejsze pozdrowienia zasyłam Ci kochana Star z wiosennego Pogórza i miłej niedzieli życzę!:-))
Olgo, będę Cię namawiać na moją dietę ;) Masz chętki bo organizm nie dostaje wszystkich potrzebnych składników, maleńkie porcje, pięć posiłków dziennie. W epoce edwardiańskiej zalecano wolne spożywanie posiłków, każdy kęs miano przeżuwać co najmniej 32 razy. Współcześni dietetycy potwierdzają to, trawienie zaczyna się w ustach. Jedząc wolno, przedłużasz czas posiłku a po mniej więcej 20 minutach nasz mózg wysyła sygnał - "syty". Takimi sztuczkami można ułatwić sobie życie i zapobiec spożywaniu za dużych porcji. Zgadzam się z Różą Wigeland eliminowanie jakiegokolwiek składnika z diety kończy się równie źle jak nadmierne jego spożywanie czyli jak zwykle najlepszy złoty środek :) Przepraszam za to ględzenie ale martwię się o Ciebie.
OdpowiedzUsuńKrainę wokół siebie masz bajeczną, są zające co nikogo się nie boją i liski przechery :) I kozule co jak biegły przez grobelkę to chwyciły wody kropelkę a jak biegły przez mosteczek to chwyciły jeno listeczek... :)
Ściskam Cię mocno Olgo! :))
O tym spożywaniu powoli i delektowaniu sie każdym kęsem wiem i stosuję od dawna. Lubię jeśc wolno. I w ogóle, niestety, lubie, wręcz uwielbiam jeść! i wszystko mi smakuje! Ale teraz to tylko mi chleba do szczęścia potrzeba, bo mysle, ze nie mam innych braków zywiniowych (no, moze poza biszkoptem z galaretką i truskawkami oraz lodami z wisniami a także smazonymi z cebulką ziemniaczkami!Uch!(:(:(:
UsuńKraina wokół mnie sliczna. Zwierząt róznych mnóstwo a ludzi zamieszkuje w okolicach mało, co mnie bardzo cieszy, bo uwielbiam cisze i spokój.. Tylko teraz traktory przerózne hałasuja, bo taka pora.
I ja ściskam Cie gorąco Zosieńko, sukcesów na polu odchudzania i nie tylko z całęgo serca zycząc!:-))***
Miło było zajrzeć do Twoje świata, Olgo. Pięknie tam i miło. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie Gosiu, że zajrzałąs do mnie. Zawsze miło mi bardzo gościć Cię u siebie! To świat przyjazny i piekny dla dobrych, wrazliwych i serdecznych ludzi. A dla wszystkich innych, mam nadzieje, zupełnie przecietny a moze niewidzialny nawet...
UsuńCałusy zasyłam serdecznie!:-))
Dużo u Was Olu i pięknie i chmurzasto i pracowicie. Na komary nasmarować się zmielonymi goździkami lub olejkiem waniliowym stosowanym do wypieku ciast. Również kolor naszych ubrań ma znaczenie – lepiej wybrać jasne kolory. Wyjątek stanowią jaskrawe barwy np. żółty, które przyciągną muszki i pszczoły. Więcej tutaj - http://dziecisawazne.pl/naturalne-sposoby-na-komary-i-inne-owady/ Posadziłam przy oczku wodnym eukaliptus. Ważne też by ścinać wysokie trawy, bo w nich szczególnie pięknie trzymają się komary a staw zasiedlić żabkami. W naszym małym oczku wodnym jest pięć żab, zjadają larwy a kotek co rusz na nie poluje zaganiając nieposłusznie się rozłażące po okolicy, do oczka.
OdpowiedzUsuńProszę kurki pilnować bo muszą być jajeczka a w worku pełnym sianka siedzieć przez chwilę musi koteczek jak na zdjęciu widać u mnie. :))
Słyszałam juz o zbawiennym na komary działaniu olejku goździkowego. Nie mam, ale goździki suszone mam i olejek waniliowy też. Zmiele więc troche goździków, i może z ogrobiną spirytusu i olejku zmieszam zmieszam, zeby powstało cos czym da sie smarować. Czarek naszykował juz swojego pomysłu miksture - w skłądzie są takie cuda niewidy jak np. ostra papryka i napar z mięty i to tez przez jakis czas działą odstraszajaco na te paskudy!
UsuńCiekawam, czy Twój eukaliptus przetrwa zime? W koncu to ciepłolubne drzewo!
W moim oczku wodnym zyją setki kijanek i zabek oraz kilkanascie karpi! Kotki tez poluja na wszelkie latające stwory!
Kurek pilnujemy i upilnujemy a jejeczka - nie martw się kochana - będą!:-)). Obecnie nawet Czarek siedzi w ogrodzie z kurami i ognisko tam z ogołoconych przez kozy z lisci gałazek pali.Zaraz tam ide do niego, bo pieknie dym pachnie!
Całusy zasyłam serdeczne!:-))***
Cudnie u Was Olu, tak wiejsko - czarodziejsko. Uwilebiam takie klimaty, bez pospiechu, bez gonitwy, naturalny rytm zycia.
OdpowiedzUsuńJa jestem zupowa panienka i Twoje zupy wiosenne moglabym jesc non stop, czesto tez robie podobne wariacje zupowe laczac warzywa, kasze i przerozne zieleniny, a lubczyk wprost uwielbiam i dodaje go do wszystkich potraw.
Najbardziej z Twoich wiesci spod trzesni zazdraszczam Ci lubinow kwitnacych, my od trzech lat usilujemy wychodowac te cudne roslinki i niestety w tym roku poddalismy sie. Nie lubia nas, albo ziemi w ktorej je maltretowalismy:(
Wielki uklon w strone Cezarego, lawka przepieknej urody i niech Wam sluzy sto lat albo i dluzej:)
Plot cuuuuudny!
Kozy urocze, Zuzia moja ulubienica jest po prostu przecudna.
Moc usciskow przesylam:)
Zupy jarzynowe nie dośc, że zdrowe, to i bardzo wygodne sa. Bo w ciagu dnia nie ma potem problemu, żeby sobie zupki zagrzać i za chwilę jest pyszne jedzonko. A lubczyk oraz pietruszka i pieprz ziołowy tak pieknie dodają smaku i aromatu, że nie potrzebuję dodawać do zup żadnych przypraw typu vegeta czy maggi (i całe szczęście ,bo tam chemikalia podejrzane).
UsuńZ naszymi łubinami to było tak. Podziwialiśmy je rosnące bujnie na łace, a to wiele lat temu sąsiad wysiewał je spacerując po polach i tak sie rozrosły. I też chcielismy takie rzecz jasna miec, bo lubimy rośliny wieloletnie, co to same sie mnoża i nie ma z nimi żadnego zachodu. Zasialiśmy je więc u siebie na kwietniku przy płocie. I Zuzia zdeptałą wszystkie młode roslinki ujadajac na przecodzących obok ludzi. Nic nie wyszło. No to poszłam po rozum do głowy i wczesną wiosną, gdy tylko młode łubiny wylazły z ziemi poszłam na te łaki i pracowicie powykopywałam z ziemi łubiny wraz z korzeniami. A korzenie maja mocne i długie, wiec sie sporo napociłam. Zasadziłam je wokół naszego oczka wodnego, gdzie Zuzia nie biega. Po roku rozrosły się pieknie i teraz kwitną i same sie sieją. A ziemia, w której rosną to sama glina, bo nie są wymagające.
Cieszę się Ataner, że Zuzia jest Twoją ulubienicą. Kochamy tą nasza psinę i miło nam bardzo, gdy ktoś poza nami ja lubi i zauważa jej urok!
I my ściskamy Ciebie i twego P. gorąco, samych dobrych rzeczy życząc!:-))
Oleńko, chłonę Twój up date i cieszę się zawartością, bo odczuwam Cię w dobrym nastroju :)
OdpowiedzUsuńDiety precz! Najlepszy styl odżywiania polega na samoobserwacji i stopniowym eliminowaniu tych produktów,
które nam szkodzą. Na początku trzeba być bardzo ostrożnym z tym, o co organizm nas prosi, bo może to nie być potrzeba,
a uzależnienie, tak jak ciało palacza prosi o papierosa...
Ławeczka bajeczna! Płotek jak marzenie! I cała reszta też.
Uściski i dobre wibracje w jaworowy świat posyłam spod kantabryjskiego nieba :)
Jestem w pozytywnym nastroju, bo sam fakt, że wreszcie wziełam sie za siebie uskrzydla mnie i dodaje wiary w siebie. Masz rację z tymi dietami. Trzeba odrzucać to, co zdecydowanie szkodzi (mnie np. połączenia niektórych potraw) i nie kusic sie na to, co jest naszym narkotykiem pokarmowym a nie potrzebą organizmu. Zjadłam wczoraj dwie kromeczki chleba razowego i nie poczułam żadnych przykrych objawów zoładkowo-jelitowych a tylko zadowolenie i rozkosz, płynącą ze smaku tegoż chleba. Bo na nim miałam górę sałaty, pomidorów, czosnku i szczypiorku.A kromeczki cieniutkie, jakby ich wcale nie było!
UsuńCieszę sie z nowej ławeczki bardzo, bo mój kręgosłup musi mie oparcie, gdy odpoczywam po pracy.
Piekny jest ten wiosenny świat. Nic tylko chłonąć go i jak najwiecej być wśród tych barw i aromatów, wśród tej ozywionej poezji!
Serdecznosci mnóstwo zasyłam Ci kochana Mar do Twojej zaczarowanej, górskiej krainy!:-))
Płotek rewelacyjny, a przegapiłam tegoroczne targi wikliniarskie w Rudniku, od razu kazałabym sobie taki, bo uwielbiam wszelkie plecionki; tak przyjemnie i swojsko u Ciebie, Olu, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPłotki są stale do kupienia w tej firmie w Rudniku nad Sanem ( wpisz sobie w google "płoty leszczynowe Rudnik"). Sprzedają je zazwyczaj w pięcio albo dziesieciometrowych częsciach. Sa też do nabycia furtki leszczynowe. Płotek jest podobno w cenie siatki lesnej, a wiec niedrogi (nie wiem dokłądnie, bo to prezent).
UsuńNasze światy są do siebie podobne Marysiu. Swojsko i ciepło na duszy mi zawsze, gdy do Ciebie zagladam.
I ja pozdrawiam Cię serdecznie, dobrej pogody do pracy i odpoczynku zycząc!:-))
Olu U Ciebie jak zwykle sielsko i tak ciepło.Zupki poczyniłaś straszliwie apetyczne,Tylko siadać i wcinać bez opamiętania.Uwielbiam zupy jarzynowe za to moja rodzinka niestety tylko by pyrki z mięchem na co dzień wcinała.Zupki to normalnie ich gryzą.Płotek masz fantastyczny napatrzeć się nie mogę na to cudeńko i warzywnik pięknisty.Mój zarośnięty straszliwie,a do tego pracować na nim ciężko bo nierozłączne piesie demolują mi na nim wszystko.A to kulają się w sałacie,a to bija się w fasolce,gryzą w buraczkach.Są coraz większe i szkody robią co niemiara.Zuzia w tej kałuży wygląda słodko,a do tego pysio ma jak by ciągle się uśmiechała.Lubie patrzeć na Wasze kozule i strasznie zazdroszczę tych spacerów.Pozdrawiam Cię Olu cieplutko życząc i dobrej pogody no i dobrego samopoczucia.
OdpowiedzUsuńAlez rozkosznie musza wygladać Twoje psiunie w sałącie i w buraczkach!:-)) Moja Zuzia też za nic ma grządki kłądzie sie w nich, wystawiajac brzuszek do pieszczot!
UsuńU mnie tez chwastów, co nie miara, tylko na zdjęciach tego nie widać. Znowu trzeba się dzisiaj za ich plewienie wziac. A co sie z jednego skraja wysieka, to z drugiego wyrastaja. I tak bez konca!
Dzisiaj ugotuję zupke kapuścianą z koperkiem. No i może jakąś sałątke ziemniaczano- buraczkową zrobię, bo mi się chce cos pochrupać. Za Cezarym chodzą juz miesne chetki (a długo juz mój małzonek bez miesa wytrzymał), ale jeszcze sie przez jakis czas opanuje i ne pofolguje sobie, bo ładnie chudnie a to go bardzo cieszy.
A zaraz na spacer z kozulami idziemy, żeby dobrze zacząć ten dzień!Moze i Ty bys sobie kózki sprawiła?!Zielononózki juz masz i dajesz radę a z kozami wcale nie ma tak dużo roboty!
Dziekuję Ci Brydziu za serdeczny komentarz i usmiech Ci ciepły zasyłam, dobrego dnia życząc!:-)))
Oluś ja jak na razie gęsi pasam (a mam ich 10 w tym jedną słabowidzącą) jak ta sierotka więc o kozulach to raczej mowy nie ma.Chyba by mnie razem z nimi z domu wyeksmitowali.Jeszcze jak bym z kozami na spacery zaczęła chodzić to końca z końcem bym nie związała,ale Wam to zazdroszczę.Dobrze,że piesie nauczyłam co by gąsek nie ganiały,ale od czasu do czasu nie mogą sie powstrzymać i co niektóra ma podgryziony kuper.
UsuńNo tak Brydziu! Rzeczywiscie masz sporo roboty z gąskami i szalonymi psiuniami, podgryzajacymi im kuperki. Moja Zuzia też czasem jak wpadnie w wariacki nastrój podgryza kozom nogi a im nawet do głowy ni przyjdzie by sie jakos bronic i ją bodnąc. Widocznie psina jako przewodnik stada ma szczególne przywileje!
UsuńCałusy Brydziu zasyłam i usmiech serdeczny!:-))
Wczoraj poczytałam, a dziś wróciłam, żeby pooglądać zdjęcia i zameldować, że podglądam Wasze gospodarstwo. :)
OdpowiedzUsuńZuzia w kąpieli mnie rozbroiła. I kozy na spacerze. Wspaniałe zwierzęta. Od widoku zupek zrobiło mi się trochę głodno. I stół podziwiam, i krzesła. A ławka to już w ogóle! :) A na płotki się... wzruszam, bo trochę podobne kombinacje alpejskie jak u mnie. :)
Ściskam Was mocno, ludzie z roli. :)
PS. A na Cezarego trochę się marszczę, że Ci z pajdą chleba w "kadr" wchodzi. Niechby Cię oszczędził. Nno!
:*****
Ach, Jolu! W sprawie chleba to poszłąm po rozum do głowy i skończyłam z katowaniem samej siebie jedząc trzy kromki chlebka razowego dziennie! Świat sie od tego nie zawalił, kilogramów nie przybyło a ja jestem zdecydowanie szczęsliwsza!:-))
UsuńCieszę się, że wciąz do nas przychodzisz, nie znudzona monotonią naszego zycia, tym naszym zasiedzeniem pod trześnią i w gruncie rzeczy, przewidywalnymi opisami codzienności. No bo cóz może napisać rolniczka...? Praca, odpoczynek, pogoda, niepogoda...Zwykłe, proste zycie!
Zupke nową do gotowania zaraz będę wstawiać, bym miałą co zajadać przez cały dzień. A potem spacer z kozami. Hajda w lasy, doliny, na polanki szmaragdowe, na łaki kwieciem wszelakim bujne!
Serdeczne uściski zasyłam Ci o poranku Jolu!:-))
Olu, jaki piękny post i zachwytem patrzę na Wasze rabatki z warzywami. Leszczynowy płotek jest śliczny i muszę przyznać, że nigdy do tej pory nie widziałam takiego. I eco i piękny!
OdpowiedzUsuńA Zuzia nawet na zdjęciach ma rozbrajające oczy i spojrzenie ;-)
Trzymam kciuki za Ciebie i za dietę! I życzę dalszego spadku wagi aż do upragnionej figury!
Na zdjeciach rabatkowych chwasty akurat w kadr nie wlazły i dlatego tak pieknie a jak człowiek tam pójdzie, to nie wiadomo w co ręce włozyć - takie chaszczory! Płotek jak na razie spełnia swoją funkcję, to znaczy nie tylko zdobi, ale i dziki do wejścia w warzywniak zniechęca. Oby tak dalej!
UsuńBez Zuzi, pieszczuni kochanej, to juz sobie tu zycia nie wyobrażamy!
Moja dieta (wzbogacona ostatnio chlebkiem razowym!) trwa i dobrze sie ma a wczoraj po kilku tygodniach niewidzenia ujrzała mnie siostra Cezarego i zawołała, żem schudnięta! Jakze miło mi to słyszeć!
Całusy zasyłam Ci serdeczne Sylwio, ciesząc sie twymi odwiedzinami!:-)))
Tyle u Was sie dzieje,Olu, chodz i u mnie jest podobnie. Pracy wciąz nadmiar, ogrod po ostatnich deszczach zachwaszczony, a ogrodek jakis marny w tym roku. Ciesze sie,ze z Twoim zdrowiem wszystko w porzadku, a glodowka na pewno zdzialala w organizmie cuda. Teraz juz tylko pozostaje zdrowa dieta, do ktorej pewnie z czasem przywykniesz.Chlebek mozesz jak najbardziej jesc, tylko razowy lub zytni, nie bialy. I cos slodkiego tez nie zaszkodzi. Olu nie torturuj sie tak bardzo! Ja jem wszystko z umiarem i nie tyje, wiec i Ty tak mozesz!
OdpowiedzUsuńLeszczynowy plotek po prostu cudny, tez taki mi sie marzy.
Podobnie jak kozy i owce... tak jak u Was... tylko jak to wszystko ogarnac, skoro juz nawet na bloga i odwiedziny brakuje czasu.Zazdraszczam tych kózkowych spacerów, oj, tez bym sobie tak pospacerowała!
Serdecznosci posyłam i dla kózek też!
Praca w tych ciepłych miesiacach roku po prostu jest nie do ogarniecia. Dlatego robi sie to, co najwazniejsze, bo ze wszystkim sierady nie daje. Dom u mnie lezy zupełnie odłogiem,kurzem sie pokrywając. A na grządkach, mimo częstego plewienia i tak chwasty górą! Trzeba by sie chyba sklonowac, albo wreszcie jakoweś krasnoludki zaprząc do roboty!
UsuńCo do mojej diety, to nie odczuwam bym sie jakos katowała a to za sprawą tego, że wreszcie włączyłam chlebek razowy do mojej diety. I to mnie uszczęsliwiło ,bo moge jak Cezary jeśc kanapki z sałatą, pomidorem i szczypiorkiem a to jest niebo w gębie! A słodki smak pozyskuję z owoców i to mi na razie wystarcza. Ponoć nawet widać juz po mnie lekkie schudniecie - zwłaszcza na buzi! Postaram sie jeśc juz zawsze z umiarem, żeby utrzymać potem wagę i dobre samopoczucie. Skoro Ty możesz Amelio, to ja przecież też!:-))
Leszczynowy płotek mamy tylko na tyłach warzywnika a marzy mi sie, by kiedys stanął dookołą niego!
Tak, czasu na wszystko w tych ciepłych miesiacach mało. Zwierzęta najwazniejsze. Po nich warzywnik, ogród, Drzewo trza zaraz na zimę ścinać. W sierpniu będzie ogromna robota z sianem. Robota goni robotę.Ech! Ale to wszystko ma sens. To wszystko jakos przeciez cieszy! Życie proste, skromne, pracowite. Po naszemu i tyle!
Serdeczne mysli zasyłam Ci Amelio do Twojego wiejskiego zacisza i dobrego początku lata zyczę!:-))***
Tak Olu, pracy w bród i bez końca... ale masz racje to wszystko jakos cieszy, te proste czynności wykonywane na świeżym powietrzu, w towarzystwie zwierzat, a posiłek w cieniu drzewa sprawiaja radość, choć niekiedy bywa tak trudno.
OdpowiedzUsuńI tylko szkoda, że to lato tak szybko ucieka i czasu wciaż brak, a wkrótce i drzewo trzeba robić i do zimy się szykować... Ale póki co, cieszmy się latem, słońcem, zapachem kwiatów i ziół i naszymi kochanymi zwierzakami!
Wiele radości i dobrego zdrówka posyłam!
Trwa codzienna gonitwa z czasem i zupełnie nieskuteczne próby dogonienia go, bo wciaz cos nowego wypada i to, co zaplanowane na dany dzień trzeba odłozyć. Wczoraj zamiast plewic chwaściory w marchewce i rzepie wzięłam sie za przekopywanie grządek, gdzie mi jeden z gatunków dyń zastrajkował i odmówił wzejscia. Przekopałam, przegrabiłam, nowe grządki wytyczyłam i ogórki posiałam, bo ogórków nigdy dosć. I tylko deszcz by sie przydał, bo suchuteńko znowu na moim polu. Ale patrzę na niebo - zachmurzone - moze co z tego będzie?
UsuńUsmiech serdeczny i duzo pozytywnych, ciepłych myśli Ci zasyłam kochana Amelio, zycząc wielu dobrych, spokojnych, radosnych chwil! Niech nam słonko tyle, ile trzeba świeci i deszczyk przyjazny pada a koty, siedząc na kolanach mruczą swe senne, tkliwe kołysanki:-))
Lubię zaglądać do waszego gospodarstwa.
OdpowiedzUsuń