Od kiedy pamiętam darzyłam ogromnym
sentymentem ten zimowy miesiąc. Jak większości z Was kojarzy mi się on ze
świętami, z Barbórką, Mikołajem, feriami
i śniegiem. Kilka dat w kalendarzu grudniowym daje mi jednak dodatkowe powody
do świętowania, choć świętować za bardzo nie lubię. Wolę ciszę, spokój,
kameralne spotkania osób ciepłych, wrażliwych, umiejących zarówno ciekawie
opowiadać, jak i słuchać.
A co my tam mamy
w tym kalendarzu? Moje imieniny i urodziny a także urodziny mej ukochanej córki.
Tak, obie jesteśmy panny strzelcówny. I wiele cech przypisanych temu znakowi
zodiaku rzeczywiście do nas pasuje. Ale nie o tym ma być ten tekst. To opowieść
o moich wzruszeniach i skojarzeniach z tym miesiącem związanych…
- Jaka
słodziutka! Kruszynka moja śliczniutka! – powiedziała mama, gdy po
kilkugodzinnym, przedwczesnym porodzie przyszłam na świat w białe, grudniowe
południe.
- Ma główkę jak
pomarańcza! – wzruszał się tata, gdy kilka dni potem odwożąc żonę z córką do
domu, miał możliwość po raz pierwszy ujrzeć mnie w całej mej maleńkiej
okazałości.
Te tatowe słowa
tyczyły takoż wielkości mej łepetynki, jak i koloru wiewiórczej szczecinki
porastającej delikatnym puchem ową śmieszną głowinę.
Zostałam
zawieziona do skromnego, jednopokojowego, górniczego mieszkanka rodziców, które
na kilka lat miało się stać i moim domem. Leżałam cichutko zawinięta w becik i
żadnego pisku z siebie nie wydałam. Podobno cały czas spałam. Nawet jadłam
przez sen! Dlatego rodzice przez dłuższy czas nie mieli pojęcia, jakie mam
oczy. Zresztą wszystkie niemowlęta mają na początku niebieskie ślepka. A z tego
wniosek, iż nic wyjątkowego mych rodzicieli nie ominęło.
Chorowita,
niestety, była ze mnie bestyjka. Jak na dzieciątko urodzone przedwcześnie i
niewiele ponad dwa kilo ważące przystało. Wciąż mnie dopadały a to jakieś
katary i zapalenia gardła a to krwotoki i ciągnąca się aż do dorosłości skłonność
do anemii. Ale przy tym wszystkim nie płakałam i nie skarżyłam się na nic prawie
nigdy. Schowana w sobie i w ciepłym beciku jak w dziupli trwałam tak sobie jak
nie do końca przebudzona do życia poczwarka.
W czasie skromnej
kolacji wigilijnej podawano mnie sobie ostrożnie z rąk do rąk, ciesząc się, że
dziecko nareszcie nie śpi i spogląda z ciekawością na te wszystkie bliskie twarze
oraz na srebrzyste bombki, w które ustrojona była choinka.
- Oleńka, to
najwspanialszy prezent świąteczny, jaki mogliśmy sobie tylko wymarzyć! –
szeptali wzruszeni rodzice a zachwycony mną, kochany, starszy brat huśtał mnie w
ramionach i śmiał się, że mam nosek jak groszek, a jakby nacisnąć, to pewnie
zapiszczę jak gumowa zabaweczka…
Z gramofonu
Bambino płynęły kolędy śpiewane przez zespół Śląsk. Babcia, z
charakterystycznym dla siebie kresowym zaśpiewem zachwalała zrobioną przez
siebie kutię i smażone pierogi z borowikami. Z choinki zwieszała się lameta
oraz specjalnie na ten dzień zdobyte cukierki w złotych papierkach. Cudownie
pachniały wystane w gigantycznej kolejce pomarańcze.
- Jak mamusia się
czuje? – pytał tata, patrząc z troską w błyszczące od emocji oczy swej matki.
- A jak mam się
czuć?! Dobrze mi tu z Wami, że i w niebie lepiej by nie było! – odparła
roześmiana, kresowa babunia i na potwierdzenie tego poprosiła o podanie
kolejnego kawałka makowca. A potem jedząc ze smakiem nie mogła się nadziwić,
jakie to wspaniałe czasy teraz nastały. Jak wszystkiego w sklepach pełno! I
pomyśleć, że w czasie wojny, na Wileńszczyźnie to szczęśliwi byli, jak
ziemniaki z kapustą były a jako słodki smakołyk ulubione przez dzieciaki śliżyki
z miodem i makiem.
- Oj, dobre,
dostatnie życie będzie miała ta wasza Oleńka! Tylko Ty synuś więcej jeść
musisz, boś taki wychudzony! A przecie na kopalni ciężko pracujesz i
potrzebujesz siły! – dodała znacząco babunia, patrząc z troską na szczupłego
tatę oraz z wyraźnym wyrzutem na mamę, którą według jej mniemania zbyt lekkie
obiady gotowała dla naszej rodziny.
- A babcia znowu
swoje! Nawet w wigilię mi nie odpuszcza! – żachnęła się mama i jak zawsze,
nieco rozdrażniona uwagami babci, poczerwieniała na twarzy od doznanej przykrości.
- Mamusiu
najdroższa! Żonka gotuje mi same smakołyki! Na nic narzekać nie mogę! Naprawdę!
- A wie mamusia, co jutro będzie na obiad? - pospieszył zażegnać ewentualną
kłótnię rodzinną tata.
- Bigos! Cudowny
bigos z wędzonką, kiełbasą i grzybami! I kotlety schabowe. No i jeszcze galareta
z nóżek. Napracowała się mocno moja czarnobrewa dziewczyna. Ale ja jej dzielnie
pomagałem. Prawda?! – zawołał, ściskając mocno zarumienioną mamę i całując ją
serdecznie w oba policzki.
- Ja tam i tak
bigosu nie zjem. Na wątrobę by mi zaszkodził! – marudziła babunia.
-Ale wy dzieci
jedzcie, jedzcie kochane! I dobrze karmcie tę kruszynę, bo to chucherko po
prostu, jak opłatek bledziutkie! – sapnęła seniorka rodu spoglądając z troską
na me oblicze.
Mama usiadła z
boku, odwinęła mnie z ciepłego kocyka i próbowała nakarmić piersią. Popatrzyłam
na nią z miłością. Tyle ciepła i słodyczy było w jej ciemnobrązowych, pięknych
oczach… Ale jakoś nie bardzo chciało mi się jeść. Kilka razy przełknęłam ciepłe
mleko, żeby kochanej mamusi przykrości nie robić a potem westchnęłam i zamarłam
w bezruchu.
Zatem położono mnie
do łóżeczka, gdzie jeszcze przez chwilę śledziłam odblaski świec tańczące
spokojnie na jego metalowych ramach. Potem zasnęłam ukojona głosami bliskich,
zapachami grzybów, kompotu śliwkowego i jedzonych w nabożnym skupieniu
pomarańczy…
Dwadzieścia pięć lat potem trzymałam w
ramionach moją słodką kruszynę. Także nieco za wcześnie urodzoną i podczas
całej kolacji wigilijnej uparcie śpiącą, mimo migających wokół gwiazdkowych
ozdóbek i płynących z płyt CD ulubionych kolęd z „Piwnicy pod Baranami”. Kilka
dni wcześniej wróciłam ze szpitala, więc teraz wciąż jeszcze obolała i bardzo
zmęczona nie miałam siły śpiewać kolęd ani jeść tych wszystkich smakołyków
przygotowanych przez moją mamę. Mocno tuliłam swoją córeczkę do siebie, marząc
o tym bym mogła położyć się z nią na tapczanie w pokoju obok i wreszcie
porządnie wyspać. Jednak, gdy kolacja dobiegła końca i z ulgą schroniłam się w
półmroku sypialni moje dziecię najwyraźniej wyspane donośnym głosikiem
oznajmiło, że czas zacząć świętować Boże Narodzenie! Owinęłam więc maleństwo
mięciutką, różową chustą i wróciłam do pokoju stołowego by razem ze wszystkimi
patrzeć w migoczące ognie w kominku i śpiewać kolędy…
Usiadłam na kanapie i przytuliłam się do
babci, która niedomagała ostatnio. Czasem prawie nas nie poznawała. Jak dziecko
wciąż dopominała się o uwagę i troskę. A w ten dzień, nie zwracając zupełnie uwagi
na to, iż jestem ledwo żywa zażądała bym ugotowała jej na obiad zupę jarzynową
z lanymi kluseczkami. Potem nawet jej nie zjadła. Rozdziabała tylko ziemniaki i
ni stąd ni zowąd rozpłakała się przepraszając, że tyle wszystkim kłopotu swoją
osobą robi.
Nie śpiewała w te
święta. Nie miała apetytu. Skręcała nerwowo skraj serwety. Żuła cząstkę
pomarańczy, nie czując zupełnie jej smaku. Krążyła nerwowo wokół stołu,
usiłując sobie coś przypomnieć. Coś bardzo ważnego…
Mijały kolejne grudnie…Czas z każdym z nas
zrobił swoje. Coś zabierał. Coś dawał. Jak zawsze. Jak wszędzie…
Tyle rzeczy
zapomniałam. Tyle wciąż wyraziście pamiętam! Jakby były wczoraj! Jakbym wciąż
miała kilkadziesiąt, kilkanaście lat mniej. A tymczasem nadeszły kolejne
urodziny i znów zbliża się pora świąt…
Powtórzę po raz kolejny - napisałaś znów piękne opowiadanie o odświętnej Waszej "codzienności" :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najlepsze na Twoje urodziny, Olu :) Zdrowia przede wszystkim, a poza tym nieustającej miłości, wielu wspaniałych pomysłów i ich realizacji, i niech się spełniają Twoje marzenia, plany, zamierzenia :***
Miłego, słonecznego dnia :)
Serdecznie dziękuję za Twoje ciepłe zyczenia Lidko! :-))Szczególnie zdrowia mi trzeba, bo przy gospodarstwie bez niego ani rusz. A na dodatek w tym tygodniu spodziewam się wielu gości, wiec jakże tu szykować przysmaki, gdy z nosa sie leje...?
UsuńDzień jest cudownie słoneczny. Gdyby nie ta biel za oknem mozna by pomysleć, że lato wraca!Ach, jakiez zdjęcia mozna by dzisiaj sliczne zrobić. Światło jest idealne a błekit nieba pocztówkowy!
Gorace uściski Ci przesyłam i życzenia udanej niedzieli!:-))***
Olenko, znow masz "swoj" grudzien, zwiazany z tyloma pieknymi rodzinnymi wspomnieniami. Okazuje sie, ze Twoja ruda aureola okrywa glowke prawdziwego aniola o niebianskich talentach w opisywaniu piekna, ktore Ty dostrzegasz wszedzie. To cecha godna podziwu i pozazdroszczenia. Nie znam cieplejszej i serdecniejszej osoby niz Ty. Swietuj najpiekniej swoje urodziny, bo jest to swieto nie tylko Twoje, ale i nasze, bo mozemy miec czastke Ciebie tu, na blogu.
OdpowiedzUsuńBadz zawsze zdrowa i szczesliwa. Nie zmieniaj sie ani na jote, tacy ludzie rodza sie raz na stulecie. Niech omijaja Cie w zyciu wszelkie wielkie kataklizmy i najmniejsze problemiki dnia codziennego, Ty musisz miec spokoj, zeby tworzyc i dawac innym radosc, jestes do takiej roli stworzona. Nie znam Cie osobiscie, ale zdazylam pokochac wirtualnie.
Najlepszego, Olenko!
Panterko kochana! Czytam ten Twój komentarz i rumienię się z zawstydzenia - aż tyle ciepłych, serdecznych słów? Dla mnie? O mnie?Na pewno nie zasłuzyłam na tyle pochwał i aż mi głupio...
UsuńPanterko - teraz po prostu bym sie do Ciebie przytuliła. Nic nie mówiąc.
Jestem tak wzruszona, że naprawdę nie wiem co napisać, poza tym, że z całego serca dziękuję Ci za Twoje serce i za życzliwosć, którą mnie obdarzasz!
Powyższy tekst jest bardzo osobisty. Wahałam sie czy powinnam go napisać.Nadal nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Ale zawsze w tym dniu mam tak mieszane uczucia. Czy cieszyc sie, czy martwic, że kolejne lata upływają...?
Dziękuję, za Twoje ciepło Aniu,za pełne uczuć wspaniałe życzenia. Czuję je mocno i odwzajemniam!***
Olenko, poznalas mnie juz na tyle, ze doskonale wiesz, ze mnie z kadzeniem nie po drodze. Jesli pisze, to na pewno w pelni na moje peany zaslugujesz. To zreszta nie tylko moja opinia, wiesz o tym sama.
UsuńNo to cho, zrobimy "misia" i pomilczymy wspolnie......
I bardzo dobrze zrobilas, ze nie pozbawilas nas mozliwosci przeczytania Twoich bardzo osobistych przemyslen na temat uplywu czasu, milosci w rodzinie i grudniowego macierzynstwa w dwoch pokoleniach. Moze sila tradycji zwyciezy i trzecie tez bedzie grudniowe?
Tym bardziej więc doceniam Twoje słowa, bo wiem, że piszesz zawsze szczerze, nie dla pustych pochlebstw, nie dla aplauzu... Znajomość z Tobą jest skarbem, zaszczytem, boś prawdziwa nieraz do bólu i wrażliwa na wszelkie niuanse i wichry, jak busola na okręcie...
UsuńA tak sobie misowato z nogi na nogę tylko przestepując, wtulając sie w swoje sweterki, wsłuchując w swoje serca, dobrze mi Panterko, och, jak dobrze...Piękne są takie własnie grudniowe chwile, gdy za oknem mrożno i snieżnie, a ja czuję tak mocno ciepłą bliskość z kimś, kto cieleśnie jest daleko, lecz duchowo tuż, tuż...!:-))***
Grudzień ucieka za grudniem, styczeń nam stuka za styczniem ...
OdpowiedzUsuńKochana Olgo życzę Ci jak najwięcej obdarowań od życia, świata i ludzi!
Zdrowia i sił wielkich!
Książki pierwszej, drugiej, następnej!
Mnóstwa radości!
Bardzo jesteś mi bliska poprzez komentarze u mnie, jakbyś mnie znała .... Może kiedyś.
Przytulam mocno!
ps bardzo poruszył mnie fragment o babci, żołądek mam ściśnięty do teraz
Magduniu kochana! Tak bardzo się ciesze,że moge Cię gościć u siebie w dniu moich urodzin. Tak dobrze mieć wokół siebie przyjazne, ciepłe, pełne wrażliwosci i głębi dusze.
UsuńDziekuję Ci z całego serca za wszystkie cudowne zyczenia, za dostrzeżenie tej delikatnej ale wyczuwalnej niteczki, która jest i migocze miedzy nami!To cudnie, że czujemy podobnie!
W utulenia Twoje wpadam i wzdycham sobie szczęsliwa i spokojna!:-))***
P.S.
Grudniowe dni pełne są tych radosnych, ale i bolesnych wspomnień. Odchodzenie, przemijanie, bezradność i smutek, a między tym trwanie i ...kolejne święta, kolejne urodziny.I Życie, które trwa...
Twoje opowieści czyta się jak najlepszą książkę- z zapartym tchem!
OdpowiedzUsuńImię masz piękne i wspomnienia piękne!
Życzę Ci wielu następnych pięknych doznań i radości i żeby kiedyś Twoi bliscy tak pięknie o Tobie mówili!
Basieńko kochana! Bardzo dziekuję Ci za życzliwosć i cudowne zyczenia! Biorę je sobie do serca i wierzę, iż sie spełnią. Bardzo duzo zalezy przeciez od nastawienia do zycia, od tego, w jakich kolorach je widzimy. Niech ono będzie pastelowe i darzy nas spotkaniami z serdecznymi, pełnymi pasji ludźmi. Takimi, jak Ty!
UsuńUsmiech gorący zasyłam i cieszę sie, że przyszłaś do mnie, słowem dobrym obdarzyłaś!:-))
Olgo Kochana, Grudniowa Dziewczynko, miłości, radości, zdrowia i sił na pisanie, życzliwości wokół dla Ciebie, Twojej grudniowej Córki i dla Was Wszystkich razem.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia. Wzruszyłam się, bo i u nas było podobnie. Tylko ja miałam czarna czuprynę.
Bardzo serdeczne pozdrowienia
Jakie to piękne okreslenie! - "Grudniowa dziewczynka! Uśmiecham się wzruszona, gdy czytam Twoje słowa. Dziekuję Ci gorąco za życzenia i za to, że chciałaś być ze mną i okazać mi serce w ten grudniowy, mroźny czas!
UsuńPamiętam, że i Ty opisywałaś kiedyś swoje dzieciństwo, ciepło domu rodzinnego...Wszak sławetna nazwa "Pacjan z Barcelony" jest efektem radosnych, beztroskich zabaw z Twoim braciszkiem. Och, jaki to skarb mieć dobre wspomnienia. Grzać sie nimi, otulać i wzmacniać.Czerpać nadzieję!
Ściskam mocno Dziewczynkę Kruczoczupryniastą!:-))***
Oleńko, niech Dobre Duchy prowadzą Cię ścieżkami szczęścia, dobroci i wdzięczności.
OdpowiedzUsuńNiech Twoja gwiazda jasno Ci świeci poprzez ten czas i przestrzeń, co przed Tobą -
aby były najlepsze ze wszystkich, najradośniejsze, najbardziej twórcze i pomyślne.
A ja za chwilę wzniosę toast za Twoje zdrowie! Myślami i duchem jestem z Tobą :)
Ściskam Cię mocno eteryczna iskierko :)
Mar, kochana moja! Wczytuję sie w Twe słowa, wsłuchuję w siebie i w otaczający mnie świat. Wierzę, że tyle dobrych uczuć i zyczeń mi przesłanych ma wielką moc. To nie znika gdzieś w przestrzeni. Jest energią, która płynie do mojego serca i która pomoże mi kroczyc ścieżką wiodącą do szczęścia, spokoju i radosnej harmonii z otaczajacym mnie światem. Dziekuję Ci za Twoją obecność, za te pełne mocy i serdecznosci życzenia, za dobroć i bliskość, za zrozumienie i wsparcie dobrym słowem i cudowną magią!
UsuńPatrzę w Twe pełne tajemnej głębi oczy i cieszę się, że jesteś przy mnie, dobra wróżko!:-))***
Olu, ilekroć do Ciebie zaglądam, wzruszam się. Zazdroszczę Ci wyjątkowej umiejętności patrzenia na świat. I niebywałego talentu opisywania go.
OdpowiedzUsuńCzytanie Twoich tekstów, kojąco działa na moją duszę.A dzisiejszy wpis jest tym bardziej magiczny, bo piszesz o magicznym wydarzeniu, jakim są narodziny.
Olu życzę Ci wiele radości, wielu powodów do uśmiechu. Życzę Ci wytrwałości w dążeniu do celu. I z całego serce życzę Ci, by Twoja twórczość ukazała się w księgarniach. Oleńko, życzę Ci zdrowia i ogromnego słońca na Twoim niebie.
Ślę wiele serdeczności dla Twojej córki.
Ściskam Cię mocno !
Beatko kochana! Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję Ci za wszystkie wspaniałe zyczenia, za to, że tak serdecznie okazujesz mi swą sympatię i radosć, płynącą z naszej znajomości. Ciesze się, że przychodzisz do mnie. Dajesz mi cząstke swego ciepła. Obdarzasz szczerym, dobrym słowem.Bardzo to wszystko doceniam. Wzruszam sie i wierzę, że przynajmniej część z Twoich zyczeń sie spełni!
UsuńJa dzisiaj dziękuje moim kochanym Rodzicom, że jestem. A moim gościom za to, że chcą byc ze mna w ten dzień i dawać mi tyle dobra!
Dziekuję!!!:-)))***
Nie potrafię tak pięknie pisac ,więc podpisujem się pod tymi wszystkimi słowami które napisane zostaly powyżej . Jesteś wspaniałym człowiekiem ,pięknie piszesz , niech ci się spełnią wszystkie życzenia .Ślę dużo ciepłych uczuc dla ciebie i twojej córki . Żyj długo w zdrowiu i pomyślności i pisz ,a my z wypiekami na twarzy i ze wzruszeniem ,bedziemy cię czytać. :)))
OdpowiedzUsuńW imieniu swoim i córki Dziękuję Ci Marysiu z całego serca za Twoje zyczenia i serdeczną obecnośc w tym moim blogowym domku. Za dobre, podnoszące na duchu słowa wdzięczna jestem zawsze (ale nie jestem bynajmniej wspaniała)!
UsuńŚciskam Cię mocno i buziaki gorące zasyłam!:-))
Olgo kochana .....wiesz że życzę Ci wszystkiego co najlepsze .....a nade wszystko spełnienia Twoich marzeń, aby się spełniły.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię mocno :)
Dziękuję Ilonko! Bardzo dziękuję!:-))***
UsuńBardzo wzruszające opowiadanie o Twoich grudniach; pamietam ten niecierpliwy czas oczekiwania na święta, na choinkę którą ojciec wnosił do domu z całym jej zapachem i mrozem; chociaż było biednie, nie było prezentów, na choince wisiały jabłka, orzechy i łańcuchy przez nas robione; jedna wigilia była bardzo smutna, tuż przed kolacją, w czasie pojenia zwierzyny domowej przy studni, przyszedł kuzyn, że zmarła nasza babcia ...
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego, Olu, pozdrawiam Cię serdecznie.
Wspomnienia wigilijne niosa w sobie zawsze dozę radości i smutku. Kojarzą sie nam z tymi, których nie ma.Budzą tęsknoty. Przynoszą też jednak nadzieję, odrodzenie, wiarę w dobro, sprawiedliwość i niewinnośc.Co roku niby tak samo, ale jednak trochę inaczej.
UsuńTe skromne, rodzinne wigilie miały w sobie tyle ciepła, poczucia beztroski i bezpieczeństwa.
Dziekuję Ci Marysiu z całego serca za Twoje wspomnienie świąteczne, za życzenia urodzinowe i za to, że jesteś miłym gościem tej blogowej przystani!:-))
Olu, bardzo wzruszajacy tekst i jak zwykle plynacy z glebi Twojego serca. Czas tak szybko uplywa i czesto (przynajmniej ja) lapiemy sie na tym, ze to juz nie wroci, ale to co mamy, to wspomnienia z ktorych nikt nas nie ograbi.
OdpowiedzUsuńPoruszajace opowiadanie, dziekuje Ci za chwile zastanowienia.
Olenko Kochana! Zycze Ci wszystkiego co najpiekniejsze w dniu urodzin i aby kazdy dzien byl niepowtarzalny.
Zycze Ci radosci, milosci i dobrych ludzi wokol, spelnienia wszystkich niespelnionych marzen.
Moc usciskow przesylam, do zyczen dolacza sie p.
Kochana Ataner! Nasze wspomnienia naprawdę są bezcenne! To rzeczywistosc, która wciaz w nas żyje, otulona ciepłymi myslami i tęsknotami. Te wspomnienia bardzo pomagają przetrwać ciezkie chwile. Czasem jednak, gdy człowieka za bardzo smutek rozdziera, ich sielankowośc nie pomaga, lecz dopełnia czary goryczy.
UsuńWszystko sie zmienia. My sie zmieniamy. Ukochani ludzie znikają spośród nas, zostajac w naszych sercach, w niepogodzeniu z ich nieobecnoscią, w rozpamiętywaniu.
Doceniajmy to, co jest. Cieszmy sie tym kruchym, cichym szczęściem rodzinnym, które jest skarbem, wartością najwyzszą.
Dziekuje Tobie Ataner oraz Twojemu ukochanemu P. za cudowne zyczenia! Dziekuję Ci za to, że pamietasz o mnie i zawsze przytulasz mnie ciepłym, rozumnym słowem!
Pozdrawiam oboje Was bardzo gorąco!:-))***
Przepraszam, że ja tak nie na temat, ale chciałam bardzo podziękować za punkcik, jaki przyznała Pani mojemu opowiadaniu u Magdy Kordel na blogu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJuż po wynikach, dlatego mogę spokojnie podziękować.
Przeczytałam uważnie wszystkie opowiadania i głosowałam na te, które wzruszyły mnie najbardziej. A wspomnienia są bardzo wazne. Mnie też nikt ich nie zabierze!
UsuńPozdrawiam ciepło!:-)
Oleńko jesteś moja kochana grudniowa dziewczyno. Jak pięknie z sercem spisane wspomnienia,aż się łezka w oku zakręciła.Tym postem i u mnie wywołałaś wspomnienia. I ja urodziłam drugiego grudnia córeczkę, Która jak mieliśmy pierwszą Wigilię w nowym domu tak cichutko spała i leżała jakby jej nie było. Całuje i pozdrawiam zostawiając serdeczności i wszystkiego najlepszego z okazji Urodzin.
OdpowiedzUsuńWidocznie te grudniowe dziewczyny są czasem jak śpiące królewny!:-))
UsuńWspomnienia o naszym dzieciństwie, o naszych dzieciach, o najmilszych momentach, gdy były malutkie, to są nasze skarby. To świat niezmienny, bo chroniony naszymi tkliwymi uczuciami.
Dziekuję Ci Alinko za ciepłe życzenia i pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Olu - .....usiadłam z Tobą popatrzeć na płomień w kominku i posłuchać kolęd.
OdpowiedzUsuńTen ogień pali się we wciąz zywych wspomnieniach wspomnieniach z moich przeszłych grudniów a kolędy? Och, uwielbiam ich słuchać a jeszcze bardziej śpiewać (tylko na razie gardło nie pozwala). Posłuchajmy zatem razem Zofijanko i zapatrzmy się w tańczące w rytm melodii wspomnień ogniki...
UsuńCo gardłu dolega, że chorujesz tak długo ?
UsuńNie wiem, co dolega, bo nie za bardzo moge sie stąd wydostać do lekarza. Drogi zlodowaciałe zupełnie!
UsuńPodczytuję już od jakiegoś czasu Twojego bloga. Najpierw był w zakładkach, teraz jest na blogu wyszczególniony, bym zawsze miała dostęp.
OdpowiedzUsuńBez kadzenia naprawdę szczerze jestem ... tzn lubię Cię czytać.:) Pięknie piszesz naprawdę i te cudne zdjęcia, oglądam je nieraz długo, mężowi pokazuję. Lubię tak prosto od serca. A piszę teraz bo opowieść mnie wzruszyła to raz a dwa mam grudniową siostrzenicę - mądre dziewczę jest.
Pozdrawiam Cię ciepło i jeśli moje wymądrzanie się nie znudziłoby Cię :) ale zdanie :) to zapraszam do siebie.
Dobrego wszystkiego dla Grudniowych dziewcząt siostrzenica ma, z 25 Grudnia. :)
Witaj Elu! Cieszę się, że po fazie podczytywania odezwałaś się i że trafiają Ci do serca pisane przeze mnie teksty i oraz podobają Ci sie zdjęcia. Z tego, co tu napisałaś czuję, iż jesteś osobą wrażliwą i ciepła.Zajrzałam na Twojego bloga i na pewno zajrzę jeszcze nie raz. A więc z przyjemnościa przyjmuje Twoje zaproszenie!
OdpowiedzUsuńPodrawiam serdecznie ciocię grudniowej siostrzenicy i samą siostrzenicę tez!:-))
Odpisałam Olgo i bardzo się ucieszyłam że moje pisanie się też Tobie podoba. Serdecznie zapraszam. Ale jak długo już gardło boli? Czy próbowałaś coś robić? Płukanie wodą z solą, albo jak radził Czesław Klimuszko ksiądz na szklankę wody trzy krople nalewki bursztynowej wypić. Na przeziębienia stosował gdy był w świecie i żadnych lekarstw nie miał ani ziół. Spróbuj może pomoże. :) albo wodą utlenioną ale to się zaczyna od jednej kropli co dzień zwiększając o jedna kroplę aż do 10 kropli, tyle ze to końska kuracja całkiem. :) Wiem spróbowałam. :) To już zmykam dobrej nocy życzę. :)
OdpowiedzUsuńDziekuję Eluś za zyczliwe porady. Do tej pory ssałam czosnek i piłam napary z rumianka, lipy i czarnego bzu. Dołączę jeszcze to płukanie wodą z solą, bo to w domu mam. Gorzej z nalewką bursztynową! Wiesz, ja mieszkam w górach, gdzie drogi są teraz dla naszego samochodu nieprzjezdne, nie mogę ani do apteki ani do sklepu się dostać, a wiec musze się kurować prosto, jak na trapera przystało!
UsuńBędzie dobrze!
Ciepło pozdrawiam o poranku!:-))
A wodę utlenioną masz? Można też płukać. W aptece niestety trzeba zamówić wcześniej nalewkę bursztynową, na stanie nie trzymają. A spróbuj by przyjechali do Ciebie gdy Ty nie możesz pojechać. :) Zamów w internecie :). Zamawiam mąki do pieczenia chleba bo w sklepach nie ma, nawet w hurtowniach co zaopatrują sklepiku ze zdrową żywnością też takich nie mają. Zamawiam więc raz na kilka miesięcy 5 kilo maki i kilka innych po 25 lub pół kilowych i oliwę z oliwek. Bogutyn młyn to się nazywa. Przywożą do domu. Nawet z niewielką przesyłką muszą do Ciebie się pofatygować i oni mają odpowiednie samochody. Przyjaciółce w Bieszczadach na końcu świata pomiędzy wzgórzami siedzącej, :) wysyłałam coś i dojechali bez problemu. Co prawda nie o poranku ale serdecznie pozdrawiam i cieszę się że moje zdjęcia się też Tobie podobały. To zobacz jeszcze filmik z "życia rzeki", szczęśliwie krukowaty nie upolował wtedy kaczuszki. :) Ostatnio oglądam często te filmiki z karmienia łabędzi też bo uśmiech mam na pół dnia wtedy i kocik siedzi przed monitorem patrząc na to roztrzepotane ptactwo wielgimi :) oczyskami. :)
OdpowiedzUsuńWoda utleniona też wyszła!:-) Ale nic to, bo na razie problem z odcięciem od świata zniknął. Od wczoraj da sie już od nas wyjechać(niech będzie błogosławiona odwilż!). Mąż był wczoraj na koniecznych zakupach i już nie musimy bazować na zapasach oraz sredniowiecznych metodach leczniczych! A co do kupowania artykułów spozywczych przez internet, to jakos do tej pory nie myslałam o tym, ale kto wie czy w przyszłosci nie skorzystam. My jestesmy przyzwyczajeni do robienia duzych zakupów na zimę oraz do obywania sie tym, co mamy.Bosmy minimaliści i bardzo skromni w wymaganiach ludzie. I dlatego starczyłoby jeszcze na długo tego, co zgromadzilismy w spizarce poza oczywiscie medykamentami.
UsuńCo do Twego bloga Elu, to postaram sie obejrzeć rekomendowany przez Ciebie filmik.
A tak w ogóle, to dziekuje Ci gorąco za zyczliwe serdeczne komentarze!
Buziaki!:-)))
Nie chce się za bardzo narzucać ze swoimi pomocami bo co za dużo to każdemu zbrzydnie :) Mam pytanie czy wasze kurki to tylko dla jajek? nie to żebym chciała je zjeść :)alem ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńKupujemy od czasu do czasu indora na wsi u byłej nauczycielki matematyki, hodują a potem zabijają ale ciekawe jest jedno Nauczycielka pracuje wraz z synem na gospodarstwie to już leciwa pani, i ten syn opowiadała że indory do niego przychodzą on je głaszcze i że mówi do nich i mówi im że musi je zabić i tak do nich gadając nie ma problemu z trzepotaniem czy uciekaniem tak jakby one rozumiały. Mąż to kiedyś wypraktykował na ... karpiach gdy jeszcze kupowałam. Usiadł w łazience i mówił do nich półgłosem wszystko im opowiedział i zdumiony przyszedł potem i mówił ze same mu w ręce wpłynęły. Przemoc jest niepotrzebna wnoszę z tego. A Twoje kozy śliczne i rozmowne a czy Turecki :) wrócił do Romana? Nasz Kituś gaduła straszna podnosi łepek opowiada odpowiada. na nasze do niego gadanie. :) Oj to takie zwykłe niezwykłe kocie.
Wiesz polub przez internet kupowanie namawiam Cię na domową apteczkę także dla zwierząt Mumio koniecznie też zaraz zamówię bo to niezwykłe jest dzieło Natury. Na Wschodzie nazywane Krew Gór jest zbierane w jaskiniach odtąd człowiek podpatrzył jak ranne zwierzęta się w nim tarzają i wychodzą zdrowe otoczył jaskinie płotami i sam korzysta z tego cudownego leku.Tutaj link
http://www.ceneo.pl/;szukaj-mumio?se=OFTKyrsdB1Mqmy6XXL7ix8suYNmaiX-8&gclid=CL-3xJnBrbsCFctb3godd2EALQ
tylko nie z Laboratorium Natury bo złe opinie o nich do mnie doszły. Serdeczności znów się rozgadałam :)
Nasze kurki Elu są tylko dla jajek. Tylko nadmiar kogutków ląduje w zamrażarce a potem w garnku. Co do przemawiania do nich przed ścięciem im głowy, to mąż tak czyni (gdy to on, a nie sąsiadka dokonuje rzezi). Głąska je i uspokaja.Ale nie zawsze to pomaga, więc staram sie umykac z podwórka, gdzie się owa straszna "rzecz" dokonuje gdyz czasem przeraźliwe krzyki kogutków rozdzieraja mi serce...
UsuńTurecki wrócił do Romanka.I chyba mu tam dobrze, skoro zaprzestał zupełnie odwiedzania nas. Pozostałę nasze koty maja sie świetnie. Spasione wylegują sie całymi dniami i nocami przy kaloryferach albo jeszcze lepiej, na naszych kolanach. I tak, masz rację Elu - koty to wielkie gaduły!
Kózki są kochane i pieszczotliwe i jak pieski uwielbiaja towarzystwo człowieka oraz długie spacery po łakach i lasach.Takze teraz, zimą!
Kiedyś dostałąm od kogos maść Mumio, ale prawdę mówiąc nie pamiętam by działy sie po jej zastosowaniu jakieś rewelacje. Duzo czasu już od tej pory mineło i pewnie dlatego.
Dziękuję Ci za ciekawego linka!I w ogóle za fajne rozgadanie się!:-))
Jestem otoczona samymi strzelcami i choć jestem 100 procentowym baranem to komitywa ze strzelcem dobrze mi wychodzi pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKrysiu, pozdrawiam Cię wiec serdecznie, jako kolejny strzelec!:-)
Usuń