Ostatnio wybraliśmy się w okoliczne tereny by nazbierać skrzypu polnego, który zazwyczaj w maju zaczyna gęsto porastać dzikie łąki, miedze oraz skraje pól. Uzbrojeni w wiklinowe koszyki i aparaty fotograficzne zanurzyliśmy się w wolne od zabudowy i bliskości człowieka rejony Pogórza Dynowskiego.
Okazało się, niestety, że w tym roku niewiele
skrzypu rośnie w naszych ulubionych miejscach na wzgórzach z widokiem na Dynów
i San. Tam, gdzie jeszcze w ubiegłych latach rozciągały się bezkresne ugory z
bogactwem dzikich, polnych ziół i łanów kwiatków
dzisiaj ziemia jest dokładnie zaorana i obsiana pszenicą oraz żytem. Czasy
takie, że z uwagi na stale rosnące ceny płodów rolnych oraz na niedobory zbóż i
olejów sprowadzanych dotąd z Ukrainy opłaca się wykorzystywać potencjał ziemi
uprawnej i hodować na niej co tylko się da. Powraca w te strony zatem jakaś
dawno nie widziana tu normalność, czyli zaradność i pracowitość – cechy pamiętane
jeszcze dobrze przez ludzi żyjących tutaj przed czasami wejścia do UE. Unia
dużo bowiem nam dała, ale dużo też zabrała. W kwestii stosunku do ziemi
nauczyła np. rolników brania dopłat za utrzymywanie w spokoju dzikich ugorów
(często jako cennych dla natury) oraz za doroczne koszenie dzikich łąk. Natomiast
obsiewanie pól, jako i hodowanie zwierząt gospodarskich stało się dla wielu
nieopłacalne, zatem w dużej mierze zanikło. Od kiedy tu mieszkam i mam możność
rozmawiania z żyjącymi tutaj ludźmi słyszę wzdychania i narzekania, że nie tak
powinno rolnictwo wyglądać, że jeszcze w latach osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku okoliczny pejzaż przedstawiał się zupełnie
inaczej. O ziemię dbano, obsiewano co się dało i czym się dało. W najbardziej
nawet stromych i trudno dostępnych terenach bujnie rosła pszenica, żyto, gryka,
jęczmień, buraki, ziemniaki, brukiew i len. W większości gospodarstw hodowano krowy,
świnie, owce i konie. Pozyskiwany dzięki tym zwierzętom naturalny nawóz
skrzętnie zbierano i każdej jesieni rozsypywano po zaoranych przed zimą polach.
Sztucznych nawozów stosowano wówczas niewiele, z uwagi na ich cenę i problemy z
kupnem. Dzisiaj znowu wydaje się, że pola uprawne zaczynają wypierać łąki, co z
jednej strony jest czymś naturalnym, pożądanym i pożytecznym dla ludzi, ale z
drugiej strony niestety zubażającym dla dzikiej roślinności oraz dla zwierząt,
które z niej dotąd swobodnie korzystały. Mam jednak nadzieję, że owe zwierzęta
jakoś sobie poradzą a ja, jako domorosła zielarka i pasjonatka fotografii jak nie
tu, to gdzieś dalej znajdę ciekawe, pełne dzikiej i bujnej roślinności miejsca, że będzie gdzie swobodnie wędrować i bezpiecznie spacerować z psami.
Skrzypu polnego nazbieraliśmy zatem mało, ale na szczęście znacznie więcej udało nam się znaleźć na obrzeżach okolicznych lasów rosnącego tam obficie skrzypu leśnego. Pewnie w miesiącach letnich wyruszymy jeszcze w inne okolice w poszukiwaniu tej cennej zielarsko rośliny. A po cóż nam ten skrzyp? Otóż do różnych celów. Po pierwsze do sporządzenia skrzypowej gnojówki, która po rozcieńczeniu wodą świetnie nadaje się do podlewania warzyw i ich użyźniania, do spryskiwania ogórków i pomidorów oraz roślin kwitnących (zapobiega występowaniu chorób grzybowych i inwazji pasożytów). Po drugie do przygotowywania odwarów i do picia w ziołowych mieszankach leczniczych ( działa przeciwzapalnie, łagodzi bóle reumatyczne i nerwobóle) oraz do płukanek na włosy (zawarta w skrzypie krzemionka wzmacnia włosy i paznokcie).
Załatwiwszy sprawę ze skrzypem wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w stronę Jawornika Polskiego, ponieważ tamtejsze okolice zawsze obfitowały w wielobarwne łąki a poza tym o tej porze roku można się tam było spodziewać malowniczego widoku obsianych rzepakiem pól. Czując niedosyt obcowania z dziką naturą mieliśmy nadzieję, że tam nasze zmysły zostaną nagrodzone, gdyż uda się wypatrzeć więcej kolorowych, łąkowych roślin. I znowu przekonaliśmy się, że tamtejsze okolice gęsto i zachłannie wykorzystano do uprawy rzepaku a dla takich kwiatków jak przetacznik, firletka, macierzanka, jaskier i wrotycz zostały tylko obrzeża pól i nieliczne, małe kawałki ziemi.
No cóż. Tak widocznie musi być. Rozsądni ludzie powinni w tych dziwnych i niepewnych czasach uruchomić swoje zasoby sił, zapobiegliwości i pomysłowości, muszą starać się zadbać o przetrwanie, o jakiś godziwy zarobek. Moim zdaniem tylko ziemia daje jakieś oparcie, jakieś poczucie względnego bezpieczeństwa, że przetrwa się złe czasy i doczeka lepszych.
Fotografując owo jaskrawo żółte, rzepakowe królestwo i zachwycając się jego niewątpliwą urodą rozmyślałam także o tym, że choć zazwyczaj w mediach olej rzepakowy reklamuje się jako nie dość, że tani to jeszcze bardzo zdrowy dla człowieka tłuszcz, to jednak prawda o nim wydaje się inna i jak donoszą naukowe badania zwiększać on może ilość stanów zapalnych w organizmie, występowanie chorób serca, udarów i cukrzycy. Poniżej wklejam link do artykułu na ten temat.
o szkodliwości oleju rzepakowego
Obawiam się, że jak zwykle dla zwiększenia sprzedaży jakiegoś produktu sztucznie zwiększa się na niego popyt. Któż z nas nie pamięta, jak jeszcze niedawno zachwalano wszędzie zdrowotne właściwości margaryny a jako szkodliwe odradzano używanie masła i smalcu. I dopiero teraz okazuje się, że jest z tym dokładnie na odwrót, że zawarte w margarynach tłuszcze trans mają wybitnie zły wpływ na nasze organizmy. Zauważyłam np. iż obecnie wielu youtuberów mówi na swoich vlogach o cennych właściwościach oleju rzepakowego. Niestety niewielu spośród nich przyznaje się do tego, że tworzą tego typu programy na zlecenie producentów oleju rzepakowego i że sowicie płaci się im za taką reklamę. Interesująco mówi na ten temat w jednym z ostatnich swoich vlogów Beata Pawlikowska.
To samo dotyczy także środków ochrony roślin. Tak powszechnie stosowany do odchwaszczania glifosat, do niedawna reklamowany jako najzupełniej bezpieczny dla człowieka może mieć działanie rakotwórcze. Niestety, większość rolników tę wiadomość lekceważy i nadal wykorzystuje ten specyfik na swoich uprawach uważając, iż korzyści przewyższają ryzyko (swoją drogą, z czymś pewnie się Wam kojarzy owo stwierdzenie). Często nawet nie wiedzą, że stosują roundup, gdyż ukrywa się on pod wieloma nazwami i występuje w składzie różnych mieszanek chemicznych ( w Polsce znaleźć go można aż w 83 preparatach chwastobójczych). Ech! Do niedawna cieszyłam się, że żyję w miarę ekologicznych i wolnych od zanieczyszczeń chemicznych okolicach. Wszak okolicznych łąk nikt dotąd roundupem nie polewał, bo i po co? Jednak w obecnym czasie, gdy tak dużo w tych stronach upraw, obawiam się, że takich czy innych glifosatów używa się w ilościach niebagatelnych (ograniczeniem może być jedynie cena tego typu środków, a z tego co wiem, są one w miarę tanie). No i jak tu się cieszyć, że tyle sieje się teraz zbóż i roślin okopowych, skoro przy okazji pełne są one przeróżnych trucizn, które szkodzą zarówno ludziom jak i ptakom oraz innym zwierzętom żyjącym na Pogórzu? Pamiętam, jak jakiś czas temu zatrzymaliśmy się na pewnej stacji benzynowej, gdzie jej odziany w plastikową przyłbicę pracownik obficie polewał roundupem jakieś rachityczne trawki wrastające w chodnik. Nieświadoma tego co się dzieje spokojnie siedziałam w samochodzie tuż obok. Nagle zaczęło mnie drapać w gardle, dusić i dławić. Oczy łzawiły jakby mi ktoś prosto w twarz gazem pieprzowym popsikał. Szybko zamknęłam okno. To było moje pierwsze i ostatnie jak dotąd tak bliskie spotkanie z tym niebezpiecznym środkiem.
Płakać mi się chciało ostatnio, gdy niedawno pojawił się tu nowy właściciel terenu po dzikim lasku na górce, po drugiej stronie naszej drogi, tego samego, który wczesną wiosną wycięto. Otóż człek ten uzbrojony w kilkulitrowy rozpylacz spryskał czymś dokładnie porośnięte trawą i ziołami zbocza owej górki. Być może zamierza coś tu siać albo sadzić. Może nawet chce się pobudować? Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że środek którego użył do spryskiwania był bardzo mocny i skuteczny jak na roundup przystało. Dziś wszystkie rośliny na owym zboczu są przywiędnięte. I tylko czekać aż spadnie deszcz i cała ta trucizna spłynie rowem na drugą drogi a potem wniknie do naszego ogrodu, do studni…
Sądzę, iż człowiek powinien do wszystkich rozpowszechnianych przez media informacji podchodzić ostrożnie i rozsądnie. Dziś zalecają mu to, jutro tamto. Dziś komuś opłaca się to, jutro tamto. Coś popularnego i niezbędnego jeszcze wczoraj, dzisiaj staje się niegodną wzmianki rzeczą, nieaktualną i zapomnianą wiadomością z czasów słusznie minionych. Jedne środowiska naukowe zaprzeczają drugim. Jedne koncerny żywnościowe wypierają z rynku drugie. I tylko coraz trudniej zwyczajnemu, dbającemu o zdrowie człowiekowi nie pogubić się w tym wszystkim i nie stracić zaufania do mediów, autorytetów oraz do nowych, niby to naukowych i pewnych odkryć. I coraz trudniej to zdrowie zachować, bo na tak wiele rzeczy nie ma się wpływu a coś jeść i pić przecież trzeba i oddychać takim a nie innym powietrzem…
Stojąc na skraju jednego z tych rzepakowych pól raptem dojrzałam u swoich stóp coś znajomego i wyraźnie z dala błękitniejącego. Nie, nie był to przetacznik, bławatek, bluszczyk kurdybanek ani niezapominajka. Ot, ktoś porzucił w tym miejscu zużytą maseczkę chirurgiczną. Tkwiła tam jako śmieć zakurzona i wdeptana w grudę zeschłej na pieprz ziemi. Ot, taki niepotrzebny już i mam nadzieję pożegnany na zawsze znak naszych dziwnych czasów…
U nas w ogródku rośnie skrzyp, ale kiedyś słyszałam, że jakaś jego odmiana jest trująca i nie używam. Pięknie u Was. Oj niejeden przeprosi się z ziemią i wróci do upraw. W mojej okolicy ludzie powoli wracają do zakładania ogródków warzywnych. Pozdrawiam Jaworowo.
OdpowiedzUsuńTak, rzeczywiście istnieje trująca odmiana skrzypu - skrzyp bagienny (wygląda troszke inaczej niż ten nieszkodliwy polny, ma czarne obwódki, pierścienie na łodydze, z której wyrastają igiełkowate listki). Nie spotkałam go dotąd w naszych stronach. Z tego, co czytałam o nim to trzeba by go dużo spożyć żeby sie zatruć, tym niemniej jakieś ryzyko zawsze istnieje. Tak czy siak każdy skrzyp dobry jest do wykonania gnojówki do podlewania i spryskiwania roślin.
UsuńTak,myślę, że czasy tak niepewne, że kto ma choćby maleńki ogródek czy skrzynki na balkonie powinien w nich coś pożytecznego hodować.
Lenko, pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńOkolica wyjątkowa, bardzo lubię takie miejsca. Chyba nie miałem okazji w okolicy nawet być. Może kiedyś uda mi się nadrobić zaległość. :)
Zapraszam do siebie.
Pozdrawiam!
Tak, Pogórze Dynowskie to piękne a stosunkowo mało znane okolice. Pozdrawiam serdecznie!:-)
UsuńPrzerażająca staje się nasza rzeczywistość. Człowiek przechodzi sam siebie w swych poczynaniach. Producenci widzą tylko towar, który za wszelką cenę trzeba zbyć. Warzywa, owoce już nie rosną tylko są produkowane. Oszustwa na każdym kroku nie wiadomo komu zaufać. Jesteśmy przytłoczeni tym wszystkim. W moich stronach coraz pól uprawnych, więcej działek budowlanych. Tereny zielone kurczą się. Wprost błędne koło. A nie przewidywalne zjawiska pogodowe też przyczyniają się do pesymizmu. Póki co jednak cieszmy się tym co mamy wokół siebie. Pozdrawiam Was serdecznie, a psiaki szmeram za uchem.
OdpowiedzUsuńI ja Olu odczuwam coś w rodzaju przytłoczenia tym wszystkim, uczucia zaciskania jakiejś pętli. Z każdej strony jakaś niepewność, zagrożenie. Coraz więcej chęci zysku a coraz mniej uczciwości. I mało już od człowieka zależy.
UsuńTak, cieszmy się tym, co jest, tym co mamy, bo to i tak dużo.
Olu, pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)
No naprawdę, ciężko się rozeznać we współczesnym świecie, raz cos jest zdrowe, za chwilę przeciwnie...nie nadążam normalnie.
OdpowiedzUsuńMam znajomych w wielkopolskiej wsi, sami nie mają pola ani gospodarstwa, ale obserwują sąsiadów, których dotacje unijne rozleniwiły i raczej w dobie kryzysu ciężko będzie im się przestawić, skoro kasa i tak leci, a wielu wybiera wygodne życie.
Skrzypy widuję, ale nie wiedziałam , że tak można je wykorzystać.
Tak, coraz więcej jest sprzecznych informacji, coraz mniej pewności kto mówi prawdę i co rzeczywiście jest dla nas zdrowe. Trzeba sie chyba w tym wszystkim kierować własnym rozsądkiem i intuicją.
UsuńTak, wielu te dotacje unijne rozleniwiły, ale jak bieda naprawdę przyciśnie, to wezmą się za robotę.
Jotko, pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Jak t dobrze znowu wybrać się w Wasze zielone strony. Dziękuję za informacje o skrzypie polnych, chociaż tej wiedzy nie wykorzystam u siebie, bo mam zupełnie inne polne rośliny i zioła. Niesamowite jest to, że przez dopłaty z Unii rolnicy wolą trzymać ugory. Smutna jest taka wieś. Jak u nas, kompletnie nic się nie uprawia, trawę kosi, najwyżej można zobaczyć stado byków. do spryskania ogórków kupiłam miedzian, żeby grzyb nie zniszczył ich zbyt wczesnie, żółkły. Na mszyce stosuję znaleziony przepis w internecie- woda, soda i plyn do naczyń z różnymi modyfikacjami. Na razie róże są czyste. Łany rzepaku są cudne, ale rzeczywiście tyle sprzecznych informacji podają o olejach, że teraz jestem na etepie słonecznikowego i z awokado. Duszenie w gardle i strumienie łez popłynęły mi ostatnio na polu truskawkowym, może i tam użyli tego świństwa? Wierzę, że ziemia zawsze się odrodzi i pokona zło. Oby. Cudownych plonów Wam życzę i dziękuję za uroczą wycieczkę. Uściski :))
OdpowiedzUsuńMarylko, ciekawa jestem jakie masz u siebie zioła i w jaki sposób można je wykorzystać, czy w ogóle nadają sie do jakiegoś ciekawego wykorzystania. Opryski z sody i płynu do mycia naczyń też robimy na mszyce a jak nie działają to z roztworu wody z octem. Ale i to nie zawsze działa. Mszyce - mutanty na wszystko robią sie odporne!;-)
UsuńA propos malowniczych łanów rzepaku, to czytałam niedawno wywiad z jakąś rolniczką rzepak uprawiającą, która narzekała na amatorów fotografii włażących jej w rzepak i tratujących go przy okazji. Ostrzegła by tego nie robić, bo pryska rzepak preparatami owadobójczymi i zbyt długo przebywając w rzepaku można sie podtruć!:-) Ciekawe, czy wymysliła to by zniechęcić fotografów do włażenia jej w szkodę, czy naprawdę przebywanie wśród rzepaku może być niebezpieczne dla zdrowia? Tak czy siak olej z rzepaku jest tym bardziej podejrzany. Oleju ze słonecznika u nas brak, bo sprowadzaliśmy go dotąd z Ukrainy. Do smażenia używam oleju kokosowego albo smalcu.
Kto wie, czym spryskane były te truskawki, wśród których chodziłaś (pryskanie dojrzałych owoców jakaś chemią jest chyba niezgodne z wszelkimi regułami upraw). I czy to truskawki, czy w powietrzu coś szkodliwego wisiało.
Ziemia sie odrodzi i pokona zło. I ja w to wierzę. Potrzeba jednak na to czasu i spokoju oraz jak najmniejszej ingerencji człowieka w prawa natury. Miejmy nadzieję, że będzie dobrze.
Pozdrawiam Cie serdecznie Marylko i mnóstwo uścisków zasyłam!:-))
Olu, interesowałam się i próbowałam nasze zioła zidentyfikować, ale zwyczajnie się boję. Rodzime znamy od dziecka, tu wszystko jest podobne do siebie. Już dwa razy poparzyłam się poison ivy, to niewinny i delikatny powój o trzech listkach, a ból na 2 miesiące. ręce wyglądają jak po kontakcie z pokrzywą, ale pieczenie nie ustaje, a w nocy jest najgorzej, a drapanie sprawia, że trucizna się rozlewa. Jest takie zioła, które w to łagodzi i będę czujnie je tropić. Gdzieś na Karaibach zachwyciłam się pięknymi listkami na drzewie i kształtem owoców, już sięgałam po nie, kiedy ktoś podbiegł, żeby mnie powstrzymać. Gdybym potem potarła oko, to by się kiepsko skończyło.
UsuńAlergię chyba mam na kwitnące wszystko, co nie rosło na polskich łąkach. O truskawkach mówią, że tylko na grzyba pryskają na samym początku. To jednoroczne truskawki. Najgorsze jest to, że te opryski zabijają pszczoły, a bez nich nie ma życia na ziemi. Coraz częściej piekę wszystko zamiast smażyć, a w polskim sklepie mamy wszystko to co w Polsce, nawet masło i twaróg, tylko, że wyprodukowane w USA. To ja już wolę się zaopatrywać w bałkańskich sklepach, albo farmerskich. dużo pięknych ziół i skrzypów Wam życzę na łąkach:) Uściski.
Ojej!Coś słyszałam niedawno o tym parzącym bluszczu z Ameryki. Nieprzyjemna dla człowieka roślina, choć pewnie piękna i po coś przyrodzie potrzebna. Trzeba jednak zachować ostrożność i byc czujnym, bo jak sie okazuje rośliny nie zawsze są przyjazne i niewinne. Jak tak myślę, czy w Polsce jest cos równie niebezpiecznego i trującego jak ów bluszcz, to przychodzi mi na myśl barszcz Sosnowskiego. Czasem go widuję w naszych okolicach i obchodzę z daleka.
UsuńNawet nie wiedziałam, że istnieją jednoroczne truskawki!
Masz rację, że zdrowiej jest piec (oraz dusić), niz smażyć. Też staram sie unikać smażenia, choc lubię chrupkie rzeczy prosto z patelni!:-)
Dobrze, ze masz możliwosc zaopatrywania sie w bałkańskich sklepach. Będąc w Au robilismy podobnie, bo mieli tam produkty zbliżone smakiem i wyglądem do tego, co znałam z Polski.
Pozdrawiam Cię ciepło, Marylko!:-))
Mamusiu!
OdpowiedzUsuńOkropność, i to niestety okropność zupełnie znormalizowana i nie bardzo da się przed nią uciec. Farmerzy będą używać niezdrowych środków, jeśli im się tak wykalkuluje, a ludzie, zwierzęta i rośliny będą podtruwani. A my co? My ponarzekamy i tyle, bo co innego się poradzi.
Ciekawy post z pięknymi zdjęciami ale jak patrzę na te wszystkie łąki, to myślę tylko o kleszczach, co to by mnie oblazły gdybym tam chodziła, hehe.
Kocham i pozdrawiam!
Anita Jawor
Córeńko, rzeczywiście kleszczy jest w wysokich trawach sporo. Ostatnio po takiej wędrówce między chaszczami zdjęłam ze swoich spodni kilka tych bestyjek. Na szczęście żaden nie zdążył mnie ugryźć. Mimo kleszczy lubię chodzić po takich dzikich miejscach i cieszę się, że jeszcze są.
UsuńA co do tych chemikaliów używanych w rolnictwie...Wciaz sie nas zapewnia, że nie są niebezpieczne dla człowieka. No nie wiem. Dla kasy można wygłosić każą opinię. Czasem wiele rzeczy wychodzi po czasie. Coraz wiecej ludzi choruje teraz na nowotwory. Nawet ci, którzy niby odżywiaja się prawidłowo i prowadzą zdrowy tryb życia.No to skąd się te choroby biorą...?
Ja takze pozdrawiam Cię serdecznie i kocham!:-)♥
mama
pomyśleć, że w zamierzchłych czasach skrzyp osiągał rozmiary drzewa, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAno właśnie! Wszak skrzypy to jedne z najstarszych roślin na ziemi.Kiedyś, jak wszystko inne, były olbrzymie.
UsuńPozdrawiam również!:-)
Tak tak... media potrafią... mój wujek właśnie dowiedział się od...lekarza - czemu zawdzięcza katastrofalną zakrzepicę żył.( teraz uwierzył - bo to lekarz wypowiedział swoimi usty) Ledwie z życiem uszedł. Co do oleju, to ostatnio zauważyłam w moich dwóch serialach - To wszystko co oglądam w tv - namiętne smażenie na oleju rzepakowym z przybliżeniem wręcz etykiety. Coś jest na rzeczy ...Skrzyp - cudowne ziółko, gdzieś tez słyszałam, że kąpiele w jego wywarze doskonale łagodzą bóle kręgosłupa. Buziaki Oluś
OdpowiedzUsuńNo właśnie, Gabrysiu. Do niektórych arumenty takich jak my laików by nie powiedzieć szurów nie przemawiają. Musi wypowiedziec sie autorytet, ktoś komu wierzą w stu procentach.Dobrze, że dało sie uratować Twojego wujka.
UsuńTa ukryta a jednak bezczelnie widoczna w filmach czy innych programach reklama nazywana jest lokowaniem produktu albo product placement. Podobno ten typ reklamy najbardziej na odbiorców działa, bo nie wiedzą, ze to reklama.
Muszę spróbować kąpieli w wywarze skrzypu, bo czasem mój kręgosłup boli i skrzypi jak stary wiatrak!:-)
Całusy serdeczne zasyłam Ci, Gabrysiu!:-)
I ja pamiętam łany zbóż a po bokach rumiany maki, bławatki i kąkole. Cudnie to wyglądało ale wiem, że sprawiało kłopot rolnikom.
OdpowiedzUsuńMody się zmieniają i referencje, trzeba być odpornym i dociekliwym. Ja tam nadal piję mleko mimo że podobno szkodzi. Pozdrawiam Was czule
Dalej obrzeża pól porastają różne polne kwiatki. Nie da sie ich wyplenić całkiem i nie powinno się, bo przecież są nieodłączną częścią polskiego krajobrazu.
UsuńTak mody sie zmieniają, ale my musimy zdawać sobie sprawę czym te mody są podszyte. A najczęściej są to preferencje producentów czegoś i ich chęć zysku. Trzeba zachować rozsądek i odpornośc na te ich przekazy i samemu wiedzieć, czuć co jest dla nas dobre. Ja też dolewam mleka do kawy!:-)
Pozdrawiamy Cię ciepło, Krystynko!:-)
Olu, jaki wazny post, dziekuje ze o tym piszesz , moze dotrze pod strzechy , nawet jesli nieliczne to ziarnko do ziarnka.. O roundapie juz nie musze, wiadomo jak toksyczny i rakotworczy srodek z niego, ale on laczy sie bezposrednio z roslinami GMO - oba ida w tandemie. A juz tu w prasie wzmianki jsk to w celu " zapobiezeniu brakow zywnosci" nalezy zaczac obsiewac Ukraine zbozem i roslinami GMO. Tyle lat Europa opierala sie przyzwoleniu na te zasiewy, ale w koncu znalazlo sie uzasadnienie, prawda? Koncerny zaczna przejmowac licencje i wladze nad produkcja zywnosci , takich zboz i roslin farmerzy nie wyprodukuja sami z nasion - nasiona roslin GMO sa praktycznie bezplodne , trzeba je kupowac od " producentow". A jaka piekna idzie teklama w swiat, ze to one wlasnie uchronia nas od glodu. Jak? w jaki sposob, skoro trzeba je produkowac w laboratoriach na licencji i placic za nie koncernom, nie mowiac o ich fatalnych skutkach na zdrowie i zycie ludzkie. Pare lat temu wielki koncern niemiecki Bayern " kupil" ameryk. firme GMO Monsanto - i ta unia wlasnie wydaje swe robaczywe owoce ...Ale co tam " niezalezne" badania sponsorowane przez obie firmy potwierdzaja " nieszkodliwosc" ich produktow... Ech Olu , kiedy ludzie sie obudza? Bo dla tych z rakiem to juz jest za pozno ...
OdpowiedzUsuńKitty, mam wątłą nadzieję, że napisałam tu o rzeczach oczywistych, znanych powszechnie. Że świadomi ludzie rozumieją już co nieco z prawideł rządzących tym światem. Że ten świat wszystko co robi, robi dla zysku i nie zawaha sie zastosować w tym celu żadnych, najbardziej nawet podłych środków. Tak, idea GMO odżyje teraz jak potwór Frankensteina. A ludzie będę mu klaskać, że taki piękny i pożyteczny! Jak znalazł na te czasy! Ech, gdzie nie spojrzeć snuje sie nic pajęczyny, która owija nas coraz ciaśniej...Monsanto rośnie w siłę, jako i Big Pharma oraz wiele innych podobnie działających koncernów. I coraz trudniej ocaleć, ustrzec sie ich trucizn, życ w zgodzie z naturą, po swojemu. Jeszcze to jest możliwe,jeśli jest sie świadomym, myślącym człowiekiem, ale obawiam się, że tryumfująca nowa normalność czyli nowoczesnosc w domu i zagrodzie wkracza pełna parą i następne pokolenia będą juz zupełnie podporządkowane obowiązującej poprawnosci politycznej oraz medialnym przekazom i nakazom Wielkiego Brata...
UsuńTym postem zabrałaś mnie Olu na piękne łąki, a pod koniec wpisu pokazałaś naszą rzeczywistość. Trudno nie wierzyć wszystkim, ale coraz więcej jest tych, którym wierzyć nie należy. W świecie gdzie normalność jest marginesem, a szaleństwo jedynie obowiązującą prawdą trudno się żyje. Dlatego ja uciekam od wszystkiego na co nie mam wpływu. Cieszę się ogromnie, że wciąż jeszcze są tacy ludzie jak Ty, bo tylko z nimi mi po drodze. Coraz mniej czasu spędzam w internecie, bo zalew głupoty i złych wiadomości odbiera mi chęć do życia. Uciekam w naturę, żeby do końca nie zwariować. Nie kupuję nachalnie reklamowanych produktów i nie podążam za stadem. Kiedyś bardzo mi przeszkadzało, że tak nie pasuję do ogółu, teraz się z tego cieszę. Patrząc na to, w którą stronę zmierza świat, cieszę się, że więcej za mną niż przede mną. Żal mi młodych ludzi, że będą żyli w takim nie normalnym, plastikowym świecie. Ludzkość wciąż przerabia te same lekcje i nie wyciąga z nich wniosków, dlatego wciąż zaczyna od nowa. Serdeczności Olu i dzięki, że jesteś.
OdpowiedzUsuńTak się emocjonowalam, że wsadziłam ortografa. Niestety coraz częściej mi się to zdarza.
UsuńBasiu! kochana! Bardzo dziekuję za Twój merytoryczny i ciekawy komentarz!
UsuńA propos ortografów, to każdemu sie zdarza, mnie również, choć też się na to u siebie zżymam, gdy zauważę (a niestety przeważnie zauważam już po opublikowaniu posta czy komentarza). Ale wiek robi swoje i jakies takie ogólne rozkojarzenie a do tego dziwaczne luki w pamięci. Chyba trzeba sie z tym pogodzic i tyle!:-) To w sumie przecież nieistotne!:-)
Na szczęście piekne, dzikie łąki jeszcze istnieją. Jako i lasy, góry, doliny i inne cuda natury.Mniej tego, niz kiedyś, ale jest i póki jest trzeba sie tym cieszyć i doceniać. Bo rzeczywiście w naturze tylko nasz azyl i pociecha. Świat robi co może byśmy stracili te nasze schronienia, bysmy wszystkiego sie bali, pogłupieli i nie mieli własnego zdania a do tego leźli za stadem. Nie dajmy sie przekabacić. Szukajmy wiedzy na własną rękę. Nie poprzestajmy na tym, co wtłaczaja nam do głów opłacone sowicie media i pseudoautorytety. Idźmy swoją drogą nawet jeśli jest kamienista. Nawet za cenę jakiegoś osamotnienia czy nawet ostracyzmu. Miejmy własny rozum, intuicję, świadomość tego, co dobre i prawdziwe, co nam służy a co nie. I trzymajmy się dobrych, szczerych, prawdziwie życzliwych ludzi, jeśli mamy takich w naszym otoczeniu, jeśli takich znamy. I miejmy nadzieję, że w końcu dobro, prawda, zgoda i zrozumienie zwyciężą a swiat da sie odczarować. Musimy wierzyć, że tak się stanie, choc wiadomo - czasem każdego nachodzą zwątpienia, przygnębienie i przytłaczające uczucie bezradności.
Basiu! Gorące, serdeczne uściski Ci zasyłam!:-))*
Kiedyś czytałam o zaletach skrzypu. No i dodaje się go do szamponów, więc musi dobrze działać na włosy. Ostatnio wszyscy prześcigają się w tym, co jest złe i nieodpowiednie dla naszego organizmu. A może warto to niego samego słuchać, bo on najlepiej wie, czego mu potrzeba? Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńSkrzyp zawiera m.in. duże ilości krzemu i to właśnie ten minerał dobrze wpływa na włosy i paznokcie. Tak, i ja myślę, że warto słuchać swojego organizmu, o ile umie się i chce się go słuchać.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Karolino!:-)
Przysiadłam poczytać to i pozdrowienia posyłam.
OdpowiedzUsuńDziękuje za odwiedziny i również serdecznie Cie pozdrawiam, Alis!:-)
Usuń