Ludkowie roztomili! Między falą deszczu a śniegu, między przekopywaniem ogródka, sadzeniem krzewów róż i malowaniem pergoli a stawianiem nowych płotków wokół warzywnika, dwie dające do myślenia historyjki z życia wiejskiego wzięte w ucho mi wpadły. A że zdało mi się, iż warte są one opowiedzenia, to i Wam je tu teraz opowiadam…
Oj, nie zawsze wieś bywa tak pogodna, idylliczna i bezpieczna jakby nam się chciało, jakby nam się wyobrażało…Bo wszędzie są ludzie i ludziska. Pisałam ostatnio o nagminnym wypalaniu pól i o tym, że pewnikiem ci sami ludzie są tego zwolennikami co i procederu kłusowania oraz śmieci po lasach wyrzucania. Teraz doszła do mojej wiadomości kolejna forma działalności tychże osobników, która wręcz kwitnie na polskich wsiach i tak samo trudne, czy wręcz niemożliwe jest jej wyplenienie…
***
Zdarzyło się, że dwaj okazjonalni drwale, najęci przez sąsiada (nazwijmy go pan A) – właściciela brzozowego lasu zjawili się pewnego dnia pod płotem innego sąsiada (nazwijmy go pan B), oferując po przystępnej cenie sprzedaż dwóch kubików świeżo ściętego drewna. Na pytanie – czyje to drewno – zarzekali się, że ichnie, znaczy z ich własnego lasu pochodzące. A że znani są sąsiadowi B jako naciągacze i pijacy, toteż z miejsca wielce podejrzanym się ich oferta człeku owemu wydała. Tym bardziej, że od kilku dni cięli oni przecież nie w swoim a w sąsiada A lesie, o czym pół wsi wiedziało, gdyż na wsi wszyscy o wszystkim prędzej czy później się dowiadują. Do tego krętacze ci proponowali sprzedaż tylko i wyłącznie dwóch kubików. Ani mniej ani więcej, choć sąsiad B gotów byłby kupić i 10 razy tyle, jakby cena była dobra. A wszak na zarobku ludziom tego pokroju powinno zależeć, tym bardziej, że ich rodziny od lat biedę klepały. Porządny zastrzyk gotówki byłby zatem dla nich zbawienny. Inna sprawa, że wątpliwe było, iż by owa gotówka w ręce owych rodzin trafiła. Raczej już wzbogaciłby się, jak zwykle, właściciel sklepiku wiejskiego, który na półkach miał spory wybór najgorszej jakości win i piw – mrocznych przedmiotów pożądania miejscowych meneli. Wnikliwa indagacja owych typów dała sąsiadowi B asumpt do wykonania rozmowy telefonicznej z właścicielem brzozowego lasu, sąsiadem A, gdyż nawiasem mówiąc obaj ci mężczyźni dobrze się ze sobą znali i sympatią wzajemną od lat obdarzali. I cóż! Od razu na jaw wyszło, że owi pijaczkowie cudzym drewnem pragnęli zahandlować, myśląc pewnie, iż sąsiad A straty nie zauważy a sąsiad B nie skojarzy, iż coś w tej transakcji może być nieuczciwego. Pewnikiem mózgi gorzałką mając przeżarte nie potrafili przewidzieć prostego skojarzenia faktów. Może też jakimś wcześniejszym razem dokonali podobnego interesu i ktoś dał się nań skusić a oni sądzili, że znowu da się oszukać kolejnych naiwniaków. Co gorsza, jak dowiedział się sąsiad B od zgnębionego przykrą wieścią sąsiada A drwale ci mieli naprawdę sowicie płacone za godzinę pracy, a więc nie powinno im nawet w głowie postać by okradać swego zleceniodawcę. A jednak postało i w ramach „wdzięczności” tak sprytnie chcieli odpłacić się swemu szczodremu pracodawcy…
***
W drugiej wsi pod lasem żyła-była sobie osiemdziesięcioletnia, lecz całkiem krzepka jeszcze wdowa. Nazwijmy ją pani C. Ogródek warzywny miała jeszcze siłę uprawiać. Ziemniaki sadzić. Drewno bukowe przez zięcia na bale pocięte siekierką sobie na pniu połupać. Czasem wprawdzie nałupanie jednych taczek drewna cały boży dzień jej zajmowało, bo to i nogi puchły od stania i serce po dwóch zawałach współpracy odmawiało, tym niemniej radziła sobie jakoś i wolała w swej lichej chałupince żywot skromny i samotny pędzić, niż do miasta, do córek spanionych się przeprowadzać. Po śmierci męża z kilkoma miejscowymi tylko sporadyczne kontakty utrzymywała. Ot, chorej psychicznie sąsiadce czasem kozy z pastwiska pomagała zaganiać a najbliższego sąsiada – pijaka z dobrego serca na obiad zapraszała, kurami się jego opiekowała, gdy tenże zległ w ciężkim ataku delirki i nieraz gotówkę mu pożyczała, gdy na kolanach błagał ją o wspomożenie. Za to raz czy dwa płot jej naprawił i zakupy z miasteczka przywiózł. Przeważnie jednak w pijackim widzie do żadnej roboty się nie nadawał. Za to naprzykrzał się jej coraz częściej, w okienko co i rusz stukał a nawet zapowiadał, że jak mu paru złotych nie da, to jej dom spali albo namawiał do wyjazdu do córek w mieście, żeby on mógł jawnie z jej lasu drzewa sobie wycinać. Jednak choćby nie wiem jak ją denerwował, to staruszka machała ręką na jego pijackie gadki, za głupie żarty je biorąc i nic sobie z nich nie robiąc. Pewnikiem przywykła do jego namolnej obecności a może też wolała ją niż całkowitą samotność? Uważała go za niegroźnego w gruncie rzeczy pijusa. Sąsiada, któremu winna jest życzliwość, szacunek oraz cierpliwość. Zawsze ludzi w ten sposób traktowała i inaczej nie potrafiła. Niestety, ostatnimi czasy życie pokazało jej, że nie wszyscy potrafią odpłacić się pięknym za nadobne! Oto, gdy pewnego dnia weszła do komórki, w której składowała drewno z przykrym zaskoczeniem odkryła, że co najmniej jego połowy brakuje. Gdzie się mogło podziać? Przecież oszczędzała je na przyszłe, zimowe czasy, sama paląc na co dzień pod piecem suchymi gałęziami i chrustem. Kto mógł je zabrać i kiedy, skoro ona nigdzie się z obejścia do tygodni nie ruszała? Nigdzie nie mogła też znaleźć porządnych, parcianych worków, które w drewutni leżały na czas wykopków ziemniaków czekając. Komu i na co mogły się one przydać? I oto przypomniało jej się zaraz, że parę nocy temu jej kot dziwnie w nocy pomiałkiwał na oknie kuchennym siedząc i w mrok fosforyzującymi ślepiami się wpatrując. I zdało jej się wówczas, że jakiś cień po podwórku przemykał, ale za zwidy i mary senne go tylko wzięła. A jeszcze skojarzyła, że niedawno była u sąsiadki – schizofreniczki, co to żyła w brudzie i smrodzie stado kóz w drugiej izbie hodując. Wdowa - staruszka została przez tamtą pilnie zawezwana, gdyż chorej psychicznie w piecu rozpalić się nie udawało, bo zamiast pod palenisko drewno kłaść do popielnika je wrzucała. Przy tej okazji pani C kilka wyładowanych po brzegi parcianych worów z drewnem w kuchni tamtej spostrzegła. I zdziwiwszy się, skąd u niej tyle opału zapytała od kogo je nabyła. Schizofreniczka całkiem przytomnie odrzekła, że nie dalej jak wczoraj ów sąsiad – pijus zaproponował jej kupno. Bo na zbyciu je miał a na wódkę pilnie potrzebował, więc nawet się nie targował. Schizofreniczki nic nie obchodziło, skąd owo drewno wziął. Ot cieszyła się i przechwalała przed wdową, jakie to ma szczęście. I że teraz, gdy posiada tak wspaniałe, bukowe drewno ani jej ani kozom zimno na pewno już nie będzie… Wdowa przypomniawszy sobie teraz tą sytuację głowę nisko pochyliła a łzy zakręciły się w jej oczach. Przez długi czas zupełnie nieruchomo na ławie siedziała myśli próbując w biednej głowinie pozbierać. Upewnić się, że jej podejrzenia nie są bezpodstawne. A jak się w końcu ocknęła, za telefon złapała i na policję zadzwoniła. Bo w końcu doszło do niej, że stanowczo zbyt długo była dobra i wyrozumiała. I że chyba nie istnieje coś takiego jak ludzka wdzięczność…
Jakie można wysnuć wnioski po zapoznaniu się z powyższymi historyjkami? Cóż, każdy pewnie wysnuje inne. Dużo tu zależy od jego osobistych doświadczeń i przemyśleń. Oczywiste jednak zdaje się, że naprawdę nie ma co liczyć na życzliwą ludzką wzajemność oraz wdzięczność. A dobroć nie zawsze odpłacana jest dobrocią. Nie wszyscy przecież z tej samej gliny są ulepieni. Często, niestety, zdarza się, iż ci co to innym w dobrej wierze pomagają i ufnością swoją obdarzają, za frajerów i naiwniaków są przez tamtych uważani, których przy pierwszej nadarzającej się okazji należy wykorzystać, bo na nic innego nie zasługują. Mnie samej także zdarzyło się być dawno temu w podobny sposób oszukaną, okradzioną, dlatego potrafię wyobrazić sobie dokładnie, co czuła wdowa C, co czuł sąsiad A. Cudza nieuczciwość i niewdzięczność boli. Podważa wiarę w człowieka. Na jakiś czas skutecznie do bliźnich zniechęca. Jednak czy z uwagi na ludzką podłość, która pleni się po świecie niczym najgorsze chwasty nie warto uprawiać w swych ogródkach kolorowych, niewinnych kwiatów dobra? Na to każdy sam powinien sobie odpowiedzieć…
Obie historie są bardzo smutne Olu. W takiej małej społeczności o kilku cwaniaków jest za dużo. Wszystko przez alkohol, bo wypłukuje resztki przyzwoitości. Ale nałóg nie jest usprawiedliwieniem dla podłości. Pani Ci zareagowała właściwie, bałam się, że coś o wiele gorszego jej się stało. Czy warto ufać i pomagać ludziom? Na pewno tak, szczególnie na wsi, gdzie czasami ludzie są od siebie zależni. Na pewno większość to dobrzy i prawi ludzie.
OdpowiedzUsuńPogodę masz nieciekawą, skoro uwijasz się między falami deszczu i śniegu, taki to miesiąc. Za to w maju nastąpi u Ciebie prawdziwa bajka. Piszesz, że róże dosadzasz i malujesz pergole, będzie jeszcze piękniej niż w zeszłym roku. U mnie już jest jak w maju, chociaż się nieco ochłodziło, to zaczęłam swoje siewy już.
Samych dobrych ludzi wokół Was kochana:)
Tak, niestety, smutne są te dwie opowieści, ale prawdziwe i jako takie, moim zdaniem, warte opowiedzenia, choć chciałoby się czytać tylko pozytywne historie i widzieć świat przez różowe okulary.Ale ludzie są różni. Po prostu.Ii zazwyczaj nie ma sie wpływu na to, kogo mamy mamy w swoim otoczeniu i jak ten ktoś sie zachowuje. Najważniejsze byśmy my sami zachowywali sie porządnie i uczciwie.Choc wiadomo, wszystkim sie nie dogodzi i jesli sie chce nawet anioła mozna wziac na języki i oberwać mu skrzydła. Róznie bywa, mimo wszystko wierzę, że ludzi dobrej woli jest wiecej.I to od nich właśnie zależy jaki będzie nasz świat.
UsuńA co do kapryśnej aury, to ona u nas jest normą. A w kwietniu szczególnie. teraz przez parę nocy maja być kilkustopniowe przymrozki a juz za parę dni zapowiadają dwudziestoparostopniowe ciepło.
Fajnie, że u Ciebie już majowo, Marylko. Na pewno jest przy tym pieknie, pachnąco i energetycznie.
Ściskam Cie mocno i serdecznie, dziękując za Twój komentarz!:-)*
Tak zastanawiam się, czy cokolwiek zmieniło się w tym temacie na przestrzeni lat? Za pewne nie, jedynie tylko tyle, że dawniej nawet złodziej kierował się "kodeksem" złodziejskim i swojego otoczenia nie ruszył.
OdpowiedzUsuńTeraz niema żadnego kodeksu, swój swego gotów oszukać ograbić. Za pomoc groźbą odpowiadając.
Czasy zmieniają się ludzie niestety też ale w złym kierunku. Coraz częściej dobroć człowieka gubi się w natłoku
wręcz chamstwa (przepraszam za słowo). Jedynie techniki stosowania tego zła zmieniają się. A my zwykli uczciwi ludzie
mamy oglądać się za siebie, uważać na to co robimy w cyber świecie. Stawiać gigantyczne ogrodzenia i tak nie będziemy mieli spokoju. Czy tak ma wyglądać dalsze życie? Nie wiem....
Olu życzę Tobie i Cezaremu spokoju i miłych przeżyć w tym świątecznym, wiosennym okresie.
Masz rację, Olu. Kiedyś chyba było cos takiego, jak kodeks złodziejski, teraz nie ma różnicy, czy swój czy obcy. Teraz każdego można złupić w nadarzającej się okazji. Boję się takich ludzi bez jakiejkolwiek moralności. Bo wystarczy chwila i bez żadnych wyrzutów sumienia zrobią niewinnemu, niczego nie spodziewającemu się człowiekowi krzywdę.
UsuńPozdrawiam cię ciepło, Olu.I wszystkiego dobrego Ci życzę.
Bardzo ciekawe, choć smutne historie, ludzie chyba nie wyciągają z życiowych lekcji żadnej nauki.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, znalazłam gdzieś cytat, że o sile człowieka świadczy to, iż mimo podłości ludzkiej potrafi zachować wiarę w dobro...
Pytanie tylko, ile razy musi doświadczyć nas życie, byśmy tę wiarę naprawdę utracili?
Mieszkając na wsi słyszy się wiele różnych ciekawych historii.Bardzo często jednak, niestety, w tych historiach pojawia sie pierwiastek zła, krzywdy, resentymentów. Bo zycie to nie stąpanie po płatkach róz i spotykanie na swej drodze samych aniołów .Choć z dala często mogłoby sie wydawać, że tak właśnie jest. A co do wiary w dobro to bez niej, moim zdaniem, nie da sie zyć. Bez niej człowiek czułby sie tu na ziemi niczym w przedsionku piekła.
UsuńZawsze się znajdą na tym łez padole jakieś wieprze, w końcu są ludzie i ludziska i na to rady nie ma. Dla mła każdy zasługuje na pomoc do pierwszego szczwanego złodziejstwa, szczwanego złodziejstwo jest takim sygnałem że z człowiekiem jest niedobrze. Szczwane to takie jak człowiek jedzenia nie kradnie. Inna sprawa to pijaństwo, ćpieństwo i ich odbiór społeczny. U nas określenie drobny pijaczek nie ma jednoznacznie pejoratywnego znaczenia. Kiedy mła widzi jakich ludzi się nieraz określa tym mianem to jej włos na głowie się jeży. Ach, to taki drobny pijaczek - a to facet pastwiący się nad rodziną. Groza.
OdpowiedzUsuńI ja uważam, że pomagać trzeba, ale nie każdemu, bo po prostu nie każdy na tę pomoc zasługuje. Pijakom, oszustom, złodziejaszkom, wieprzom, ćpunom trzeba umieć mówić "nie". Jednak nie zawsze jest to łątwe, szczególnie, gdy mieszka sie gdzieś na uboczu i jest sie samotną osobą, która sama potrzebuje pomocy i często jest zdana na takich ludzi, którzy mieszkają w pobliżu. Sąsiadów sie przecież nie wybiera.
UsuńTyle zła na tym świecie, ale jest przecież Dobro...
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, że jest Dobro. Bez niego nic nie miałoby sensu.
UsuńPowiało smutkiem, ale w naszym życiu oprócz tych dobrych chwil są także i te złe. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńLudzie bywają różni, dlatego nic dziwnego, że zdarzają sie przykre zaskoczenia.A choc często człowiekowi zdaje się, że juz sie na nie uodpornił, to jednak nie. Nieuczciwe zachowanie bliźnich jest jak kolec, który potrafi wbić sie w najwrażliwsze miejsce.
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie, Karolino.
Smutne te historie, ja sama niedawno też miałam " zjazd" , kiedy to siostra Bogdana na forum , bo na Fb w komentarzu pod jego zdjęciem napisała, że wygląda strasznie " klata zapadnięta i postarzał się" , podczas, gdy on cieszy się z jego dietetycznych sukcesów i z tego, ze nabiera kondycji i zdrowia. Ot - "ludzka życzliwość "
OdpowiedzUsuńEch, Gabrysiu. Okropna jest ta ludzka gruboskórność,czy też ta nadmierna, pozbawiona empatii szczerość! Ludzie często nie zastanawiaja sie nad tym, jak zostanie odebrane to, co powiedzą czy napisza w przystępie tej raniącej szczerości.A niektórzy niestety ranią specjalnie, bo są złosliwi i sprawia im przyjemnośc okrutne krytykowanie i wbijanie szpili innym.
UsuńA Twojemu Bogdanowi z całęgo serca gratuluję sukcesów na polu dietetycznym. Wiem, ile to kosztuje wyrzeczeń, ile czasu zajmuje dojście do jakichs satysfakcjonujących osiągnieć.Tym bardziej Twemu męzowi należa sie wyrazy uznania i wsparcia oraz podziwu. Bo nie każdy przecież by potrafił byc tak konsekwentnym w działaniu, nie ulegajac po drodze ludzkim słabościom i zniechęceniu. Buziaki dla Was obojga, Gabrysiu!***
W kazdym srodowisku, w kazdym zbirowisku sa ludzie i ludziska. I chocby czlowiek nie wiem co robil i jak sie wzruszal (nad ludzmi) czy jak wsciekal (na ludziska) to niestety nic nie zmieni. Kazdy z nas wybiera swoja droge i trzeba sie z tym pogodzic nawet jak jest ciezko zrozumiec.
OdpowiedzUsuńTak, każdy z nas wybiera swoją drogę lub też na takiej a nie innej drodze jest postawiony i choćby bardzo chciał, to nie potrafi znaleźć innej i nią dalej kroczyć. Do tego jeszcze często powtarzamy błedy minionych pokoleń albo postępujemy zgodnie z wdrukowanymi w głowy programami, nawykami, tradycjami. Dziwny jest ten świat i dziwni nieraz ludzie...
Usuń