…Chłodna i mokra lipcowa sobota. Na tyle chłodna, że palę w piecu kuchennym. W jednym garnku gotuje się mięso z wątróbkami na psią zupkę, w drugim kości na zupę dla nas, w trzecim kurze korpusy na wieczorną przekąskę dla naszych czworonogów, w czajniku cichutko bulgocze woda…Iskierki ognia trzaskają co i rusz, rozświetlając się różnymi odcieniami czerwieni, oranżu, błękitu i fioletu. Z przyjemnością dokładam drew do pieca hipnotycznie wpatrując się w ten wielobarwny taniec żywego ognia. Jeśliby nie liczyć szumu wiatru i deszczu, za oknem dzisiaj wyjątkowo cicho i zwyczajnie. Nareszcie! Bowiem od jakiegoś czasu błogi spokój zaburza nam i zakłóca monotonny warkot maszyn i ciężarówek pracujących przy wydobyciu gazu ziemnego gdzieś w lesie. To niby daleko do nas, ale słychać niestety te obce dźwięki bardzo wyraźnie. Parę dni temu osiągnęły one apogeum, gdy obok naszego siedliska przemieszczały się ogromne, przypominające wrogie monstra pojazdy geodetów. Ziemia trzęsła się i huczała pod ich wielkimi kołami a wszędzie tam, gdzie przetaczały się owe potworne pojazdy pozostały głębokie koleiny i rozrzucone na wszystkie strony zwały błota. Niedługo potem dało się odczuć przypominające trzęsienie ziemi huki i drgania. Nasz dom nieomal drżał w posadach i zdawał się jęczeć, czy nawet dygotać lękliwie, gdy pojawiały się kolejne tąpnięcia. Psy podkuliły ogony i skupiły się wokół nas bojaźliwie. Nigdy jeszcze nie przeżywały niczego podobnego, nie rozumiały więc co się dzieje. A nam z Cezarym, choć rozumieliśmy, że owe upiorne odgłosy i wstrząsy pochodzą od wykonywanych gdzieś w pobliżu odwiertów, także było jakoś niewyraźnie, jakoś strasznie i ponuro. Działo się bowiem coś, na co nie mieliśmy żadnego wpływu a nasze tak ciche i bezpieczne dotąd siedlisko przeistaczało się w miejsce dotknięte niechcianą przez nas zmianą, gwałtem na ciele dzikiej, cudem ocalałej dotąd przed marszem cywilizacji ostoi.
Dzisiaj, na szczęście, spokojnie i normalnie na dworze. Nie licząc oczywiście tego, że jest trochę za zimno jak na początek lipca, że leje jakby ktoś bezustannie przelewał wodę przez wielki durszlak. Ale nie są niczym groźnym te zmiany pogody, niczym niepokojącym dla tutejszej przyrody, dla żyjących tu ludzi i zwierząt. Ta wilgoć i chłód to ulga po dniach upału. To czas na nabranie sił przed kolejną, zapowiadaną przez meteorologów falą gorąca. Jako i obecne lato jest porą wytchnienia po pandemicznych, minionych obostrzeniach i krótkim okresem względnej wolności oraz normalności przed nadciągającym i zewsząd przepowiadanym uderzeniem tsunami następnego lockdownu oraz towarzyszącym im naciskom wszechwładnej propagandy. To może się zacząć już w połowie sierpnia…
- Ku czemu zmierza ten świat? Co z nami będzie? – pytam samą siebie wpatrując się w języczki ognia pełgające po drwach wewnątrz naszego kuchennego pieca. Ogień mi nie odpowiada. A może mówi, tyle, że ja nie rozumiem jego szeptu. Jednak czuję, że płynie z jego strony kojące ciepło i emanuje dzika, fascynująca uroda a to wycisza mnie wewnętrznie, daje wrażenie, iż są i zawsze będą istnieć wartości, rzeczy i zjawiska niezmienne, niepodległe, nie dające się zafałszować, ująć w żadne karby, ramy, obostrzenia. W ten sam sposób patrzę na deszcz i wiatr. Podobnie odbieram płynące z łąk i lasów zapachy, świergoty, powiewy i zaśpiewy. One są i będą. Przetrwają wszystko i wszystkich. Rany pokaleczonej, zdewastowanej ziemi zasklepią się i zarosną świeżą zielenią. Stratowane łąki zakwitną. Stłamszone dusze ludzkie po dniach grozy i niepewności w końcu odrodzą się, a wzmocnione przebytymi doświadczeniami popatrzą na codzienność zupełnie inaczej, nabiorą nowych sił. Tyle wszak już zdarzeń i istnień odeszło w dal, tyle przeistoczeń codziennego życia za nami, tyle aktów tej ludzkiej tragikomedii, ale pewne rzeczy i sprawy wciąż trwają i wierzyć trzeba, iż trwać będą mimo wszystko…
Przeczuwam, iż tak będzie, lecz zaczajony gdzieś głęboko smutek i jątrząca bezradność nie chcą jednak opuścić mego serca. Sama nie wiem, czy to moja naiwna wiara, czy tylko zaklinanie rzeczywistości? Ów smutek podobny jest chyba do tego, który czuł kapitan Arsenjew, gdy doniesiono mu, iż jego pochodzący z plemienia Goldów przyjaciel, szanujący naturę pierwotny myśliwy i pełen mądrości życiowej starzec Dersu Uzała został znaleziony na skraju lasu martwy, zamordowany tylko dlatego, iż ktoś połasił się na jego nową strzelbę.
Jeszcze większa rozpacz ogarnęła kapitana, gdy dwa lata później, na skutek postępu cywilizacji, wycinania drzew tajgi, budowy nowych osiedli nie można było już nawet znaleźć mogiły Dersu Uzały. I tylko ptaszek kowalik przysiadł na gałęzi szczebiocąc coś znacząco w stronę Arsenjewa. Chwilę potem odleciał…
Bliźniaczy rodzaj przygnębienia i niezgody odczuwa chyba każdy z nas, będący świadkiem zniszczeń miejsc, które znamy i kochamy, ogrodów, lasów, bujnie rosnących chaszczy, które w swej krasie czy zdawałoby się niemożliwej do okiełznania i unicestwienia postaci istniały od zawsze a teraz na naszych oczach znikają, przekształcając się w betonowe dżungle, asfaltowe pustkowia, albo pełne natrętnej i nikomu niepotrzebnej infrastruktury place zabaw czy ciasne osiedla…
Jeśli dotąd nie znacie książki Władimira Arsenjewa „Dersu Uzała”* oraz nakręconego na jej podstawie filmu w reżyserii Akira Kurosawy, to szczerze polecam zapoznanie się z tymi dziełami. Zwłaszcza nagrodzony Oskarem w 1975 roku film japońskiego reżysera robi ogromne wrażenie i głęboko zapada w pamięć oraz serce. Opowiada on o wędrówce rosyjskiego oficera, topografa i naukowca W.Arsenjewa poprzez odległe przestrzenie Dalekiego Wschodu oraz o przyjaźni z Dersu Uzałą w czasach, gdy w tamtych stronach królowała jeszcze imponująca dzikość natury, wolność i bezmiar niezbadanych przez nikogo wspaniałych, porośniętych gęstą tajgą przestrzeni. W czasach początku XX wieku, sprzed rewolucji i obu wojen światowych, sprzed destrukcyjnych rządów wielkich korporacji, banksterów i big farmy. Nikt z żyjących ówcześnie ludzi nie zdawał sobie wtedy sprawy, że znajduje się na skraju wielkiej przemiany, że świat jaki ich otacza nieodwołalnie kurczy się, przemija, upada przed wszechobecną żądzą zysku, podboju, władzy…Tamci ludzie nie uwierzyliby w to wszystko, co zdarzyć się miało, co tupało już niecierpliwie za kurtyną dziejów, za zasłoną ciemnych chmur...
Nie uwierzyłby także i nie pojął tych zmian Dersu Uzała – samotny, prosty łowca, swobodny wędrowiec żyjący w bliskim, nierozerwalnym związku z przyrodą, wierzący w duszę mieszkającą nie tylko w każdej żywej istocie, a także w ogniu, wodzie, kamieniu, czytający w nich niczym w otwartej księdze i postępujący uczciwie oraz sprawiedliwie wobec dzikiego świata, który traktował niczym swój wspaniały dom. Dersu pełen był pokornej czci i poszanowania zarówno dla wszystkich żywiołów, jak i dla zwierząt czy ludzi, korzystających z darów natury. Troszczył się o miejsca, w których polował, nocował, przez które przechodził do tego stopnia, że w odwiedzanych przez siebie górskich szałasach zawsze zostawiał drwa na opał i coś do jedzenia dla przyszłych, nieznanych sobie wędrowców. Nie strzelał do niczego nadaremno, tylko dla zabawy albo dla sportu. Polował wyłącznie po to, aby mieć co jeść, albo by pozyskać futra, za które mógł dostać naboje, ubranie, żywność. Bezinteresownie pomagał napotkanym ludziom, ufał im i nie potrafił zrozumieć osobników powodowanych chciwością, nieuczciwością, fałszem, bezrefleksyjną żądzą zabijania. Nawet wówczas, gdy mocno się postarzał i zniedołężniał nie umiał zrezygnować z nocowania pod gwiaździstym niebem, z bezkresnych wędrówek, postępowania zgodnie z tym, co czuła jego prawa, czysta dusza. Nie potrafił dostosować się do mieszkania w czterech ścianach. Postrzegał je jako zniewolenie i klaustrofobiczne zamknięcie. Pragnął zawsze iść przed siebie, poprzez pełen potężnej natury świat, który znał, kochał i czcił, który dawał mu wszystko, co niezbędne do pełni szczęścia i wolności.
- Odrobina takiego pragnienia drzemie chyba w każdym z nas…W każdym skrywa się cząstka duszy Dersu Uzały. W każdym, kto porzuca wygodne lokum w mieście na rzecz siermiężnego życia w bliskości przyrody. W każdym, kto kiedykolwiek zaznał radości oddychania świeżym powietrzem, pracy w swoim ogrodzie, oglądania zielonych lasów, słuchania nawoływań jeleni i puszczyków, śpiewu ptaków i grania świerszczy, dotyku promieni słońca albo kropel deszczu na twarzy. W każdym, kto ma w sobie wiarę, że jest jeszcze nadzieja dla świata, że to co złe przeminie a ocaleje to, co dobre. I że żyjąc uczciwie, w zgodzie z własnym sumieniem a przy tym tak samo postępując z innymi ludźmi, stworzeniami i wszystkim co nas otacza, przetrwamy - westchnęłam spoglądając w dżdżysty, zamglony widok za oknem. Znów dołożyłam drew do pieca a ogień zanucił coś w swoim języku. Gdzieś tam w oddali stał ciemny, skąpany w deszczu las. Gdzieś tam widniały pełne kwitnących traw i ziół łąki a za nimi rysowały się kształty łagodnych wzgórz, kolorowych pól i wijących się między nimi polnych dróg. Wszystko to istniało jak gdyby nigdy nic, jak gdyby w zupełnym zaprzeczeniu szaleństwa, które od półtora roku ogarnęło cały świat, opętane lękiem i poddające się kolejnym restrykcjom społeczeństwa. Wszystko to trwało na przekór potwornym machinom najeżdżających nasze ustronie poszukiwaczy złóż naturalnych, którzy zapewne jeszcze nie raz zakłócą tutejszą rzeczywistość i bez pardonu wkroczą w miejsca dzikie, zielone i święte.
A przecież może być tak, jak wierzył Dersu Uzała, iż to, co najważniejsze – dusza wszechświata, dusza natury i wszystkiego, co istnieje – jest niezniszczalna. Przybiera tylko inną formę, ubiera nową koszulę, zaś jej istota jest niczym diament – mocna a niby bóstwo - mądra. Takoż nasze dusze wiedzą więcej, niż zdajemy sobie sprawę, czują i przeczuwają więcej. Jesteśmy i będziemy częścią natury, ona podpowie nam, cały czas podpowiada co jest ważne, co prawdziwe. A że czasem nie słyszmy, czy nie rozumiemy jej głosu, to już inna sprawa…
*Władimir K.Arsenjew – „Dersu Uzała”, wyd. ZYSK i S-KA, Poznań, 2010
*Film pt. „Dersu Uzała” zobaczyć można np. na vod. pl : https://vod.tvp.pl/website/dersu-uzala,54252649
Ech... mnie żal za serce chwyta, jak widzę co się dzieje na naszej planecie a nie tylko w ,,znanych mi miejscach" Polecanych pozycji nie znam, z twoich skrótów widzę, że są piękne.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęłam się do początku, że w jednym garnku gotuje się mięsko z wątróbkami dla psów a w drugim kości dla Was na zupę :))))) super... Współczuję hałasu i myślę, że to bardzo nie dobrze, że tak niszczą środowisko... ale o tym ja wiem i Wy wiecie... a oni nie chcą wiedzieć. :) Pozdrawiam bardzo serdecznie :D
Masz rację, Agatko. Żal chwyta na myśl o wszystkich niszczonych miejscach, nie tylko tych znanych. Ziemia dewastowana jest bezustannie w imię czyichś zysków, w imię źle rozumianego postępu. Wiele ludzi ma jednak klapki na oczach i niewiele obchodzi ich, co sie obok nich dzieje. Bezradność w tej mierze jest bardzo frustrująca, bo jak ma być lepiej, skoro jest coraz gorzej?
UsuńA co do zawartości garnków tak to właściwie codziennie o poranku gotuję te same rzeczy. No, może poza kośćmi na zupę, bo nie co dzień jemy zupę!:-))
I ja pozdrawiam Cie serdecznie życząc dobrego tygodnia!:-)
Pięknie napisałaś o tym, co i mnie kołacze się po głowie.
OdpowiedzUsuńIngerencje człowieka widać na każdym kroku i gdybyśmy chcieli szukać miejsc nieskażonych obecnością człowieka, to niebawem nie będzie się gdzie ruszyć. Zmiany klimatyczne tez robią swoje!
Wierzę, że jednak dobrych i mądrych ludzi jest więcej!
Mąż kupił wczoraj kaszankę, której dawno nie jedliśmy, pyszna była, a do tego kapusta kiszona, proste jedzenie i proste radości:-)
Tak, ingerencje człowieka widoczne są wszędzie. Sami sobie niszczymy środowisko. Sami sobie szykujemy kiepską przyszłosć. Prywatne interesy, bezmyslne działania oraz krótkofalowe zyski wygrywają niestety z bezbronną przyroda.
UsuńProste rzeczy sa najlepsze - zgadzam sie z Tobą Jotko. To dotyczy jedzenia i wszystkiego w ogóle. Jednak człowiek uwielbia wszystko sobie komplikować, przywiazujac wagę do rzeczy nieistotnych a lekceważąc te, od których naprawdę zależy jakoś życia jego i całej planety.
Zasyłam Ci serdeczne pozdrowienia!:-)
Płynąc wzrokiem przy Twoich opowieściach zawsze mam wrażenie, że jestem aktualnie w innym świecie, gdzie wszystko jest tak piękne, a zarazem proste... Przykre jest to ingerowanie człowieka w środowisko gdzie popadnie, ale niestety obawiam się, że ta rozkręcona karuzela tak szybko się nie zatrzyma... Jedni będą szanować i żyć w zgodzie z Matką Naturą, a inni nagminnie wykorzystywać i niszczyć jej zasoby.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was i przesyłam mnóstwo słońca w ten chłodnawy lipcowy wieczór! ;)
Człowiek, niestety, stale zaburza harmonię świata. Nie potrafi wsłuchać sie w jego głos. Staje sie slepy na potrzeby natury. Ingeruje niepotrzebnie w jego prawa. Odchodzi od prostego zycia nasladujac ślepo innych, szukając swego spełnienia, realizujac jakieś swoje ambicje, ale zazwyczaj nie znajduje szczęścia lecz przeciwnie, po wielu latach daremnych starań ogarnia go osamotnienie, niepewnosć, zmęczenie i pustka wewnętrzna.Ta karuzela kręci sie coraz szybciej. Ogłupia społeczeństwa, zniewala do tego stopnia, że mało kto ma odwagę z niej wysiąść.Jednak Matka Natura, jak każda matka - zawsze jest gotowa wybaczyć i przygarnąc do serca.Zatem jest jeszcze nadzieja.
UsuńMy także pozdrawiamy Cię Maksie i życzymy wszystkiego dobrego:)
No to chociaż my róbmy swoje i starajmy się żyć jak najbardziej w zgodzie z naturą. W okolicznym lesie rosną butelki i puszki oprócz jagód, poziomek i grzybów. Chyba zacznę zbierać.
OdpowiedzUsuńTak, Agnieszko. Róbmy swoje, bo nic innego nie ma sensu. Róbmy swoje bo tylko to przynosi nam poczucie spełnienia i radość.Nie mamy wpływu na innych, na to, co dzieje sie za płotem. Ocalajmy i troszczmy sie przynajmniej o kawałeczek swojego malutkiego świata.
UsuńDzisiejsze popołudnie spędzam blisko, bliziutko owej duszy, która zamieszkała w mojej wiosce...
OdpowiedzUsuńDobrze jest móc odczuć tę duszę, zespolić sie z nią, czerpać z niej nadzieję...
UsuńDobrego tygodnia, Basiu!:-)
Bardzo sie wpisalas w moje emocje Olenko:*** 1-ego sierpnia bedzie rok jak tu mieszkamy (kiedy i jak to zlecialo) i sama sobie sie dziwie, ze tak szybko wroslam w to wiejskie zycie. Wyobraz sobie, ze od piatku troche pada w nocy, wiec ziemia jest ciut nawilzona a wiec odpowiednia do dzialan:))) I ja wstaje rano przed 8-a (normalnie zdarza mi sie spac do 9-tej) zeby cos zrobic w ogrodzie. Wspanialy walczy z sumakami (podziwiam go, bo to syzyfowa praca) on obcina, spryskuje bleachem a one za tydzien znow odrastaja i tak w kolko.
OdpowiedzUsuńJa sie dorwalam do elektrycznej pily i ciacham te krzewy ozdobne, bo sie tak rozrosly, ze nie ma gdzie stopy postawic. Walcze tez z chwastami korzystajac z tych dwoch deszczowych nocy. I nawet widac efekty przed domem, a przeciez za domem jest tego jeszcze wiecej(!!!!) Nie wiem kiedy damy rade to wszystko obrobic, ale sie nie poddajemy. Jest ciezko, bo od 10:30 juz slonce tak grzeje, ze czlowiek czuje sie jak na patelni. W zwiazku z tym staramy sie wykorzystac te dwie godziny rano i dwie wieczorem, w ciagu dnia nie da sie nawet siedziec na zewnatrz nie mowiac o jakiejs robocie.
I tak sobie mysle, ze ludzie mieszkajacy cale zycie w miastach nie maja pojecia o pieknie natury, a co za tym idzie nie potrafia jej cenic ani szanowac. Ja mocno wierze, ze natura i dobro zwyciezy, przeciez w sumie zawsze tak bylo. Szkoda tylko, ze tak wiele osob tego nie rozumie..........
No własnie, Marylko. Od kiedy mieszkasz na wsi i możesz mieć bliższy kontakt z naturą, pracować w pocie czoła w swoim ogrodzie zmieniło Ci się patrzenie na przyrodę, na wartość tego wszystkiego, co nas otacza, na sens takiego życia. Wiele osób żyjących z dala od natury traci z nia wieź, staje się im obojętne, co sie z tą naturą dzieje. Zresztą, dotyczy to nie tylko ludzi z miasta. Wszak te śmieci rozsiane gęsto po polskich latach przywoża tam zazwyczaj miejscowi a nie miastowi. I nie słysze by ktos z tutejszych buntował sie przeciwko tym odwiertom w okolicy. Jedna sprawa, iż ludzie sądzą, że nie mają na to żadnego wpływu, że państwo i tak zrobi co będzie chciało - i z naturą i z nami wszystkimi. Wszak zawsze tak było.Wszak jednostka nic nie znaczy.To jakis taki ogólny marazm, obojętność, mgła spowijająca umysły.
UsuńAle jednak zawsze po wszystkim natura dawała radę sie jakos odrodzic i pojawiały sie osoby bardziej świadome wpływu ludzkich działań na przyrodę, na jakość zycia, na to jak wiele zależy od harmonijnego współistnienia człowieka z przyrodą. Miejmy nadzieję, że i tym razem tak będzie, że nastapi otrzeźwienie zanim będzie za późno.
Ściskam Cię serdecznie!:-)***
Smutne - a myślałam niedawno o tym, czy jednak coś znaleźli... i masz. Współczuję Oluś -ludzie świat sami pchają ku zagładzie.
OdpowiedzUsuńNadal szukają, Gabrysiu...A moze nawet już znaleźli tego czegos tyle, że długo jeszcze nie będzie tu spokoju. Obawiam się, że trzeba będzie obudzić w sobie duzo cierpliwości i stoicyzmu.Bo cóz poradzić...?
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie!*
Pięknie napisane. Tak, masz rację, że każdy kto tej natury zakosztował, będzie do niej tęsknić.
OdpowiedzUsuńTak uogólniam, bo akurat jestem mieszczuchem i kwesta mieszkania na wsi już dla mnie nie istnieje.
Dziękuję!:-) Bo natura jest jak dobra matka. Zawsze będzie sie za nią tęsknić, dobrze wspominać, pragnąc choć odrobiny jej czułej opieki, dającej poczucie bezpieczeństwa obecności.
UsuńNatura to nie tylko mieszkanie na wsi (zresztą są rózne wsie - niektóre maja tak gęstą zabudowę albo tak wypasione, ogromne wille, albo ogrody podobne do siebie jakby wycięte z jednej sztancy, że zdecydowanie bliższe są miastu. Natura to dzikosć, wolność, bezkres, piękno, mądrośc przyrody, jej samowystarczalność, żywotność niepoddająca się bezmyślnym i często destrukcyjnym działaniom człowieka.
Och Olu, moja rana jeszcze nie zagojona. Choć wiem, że natura mocniejsza niż nam się wydaje. Książkę czytałam, kocham ją. I wiem, że planeta sobie poradzi. Ale w tej chwili, nie mogę się ułożyć w obecnej rzeczywistości. Poczucie absurdu nie opuszcza mnie od półtora roku...
OdpowiedzUsuńAniu, wcale się nie dziwię, że Twoja rana jeszcze nie zagojona. Twój cudny, dziki ogród istniał dla Ciebie od zawsze i nagle zniknął, bo komuś sie tak podobało...Wszędzie teraz króluje bezmyślnośc, głupota oraz wynikajaca z niej destrukcja.Miejmy nadzieję, że natura to przezwycięży, że doczekamy lepszych czasów, że dobro dzieje się nawet, gdy tego chwilowo nie dostrzegamy.
UsuńMam to samo z poczuciem trwającego i narastającego absurdu, matriksa, złego snu...Czekam na przebudzenie.
Film "Dersu Uzała" tak samo świetny jak ksiązka - a moze nawet lepszy. Widać rękę mistrza Kurosawy!*
Każdy z nas mieszkający w mieście czy poza nim ma swoje własne znajome widoki, dźwięki, miejsca, drogi. Ta znajomość i jej powtarzalność daje nam poczucie bezpieczeństwa i tak potrzebną do jego utrzymania ułudę niezmienności. No cóż...
OdpowiedzUsuńMieszkając w mieście pamiętam jakim lękiem napawała mnie ogromną cisza zeszłorocznego zamknięcia. Potrafiłam budzić się w nocy ze strachem, bo panującą przez prawie całą noc nieznaną mi, obca cisza bez odgłosów żyjącego miasta była czymś napawającym lękiem, była jak zapowiedź jakiegoś strasznego armagedonu:-)
Rozumiem Wasz niepokój i obawy wobec tego najazdu geodetów i ich maszyn-potworów rozjeżdżających ziemię, wprowadzających niepokój co do przyszłości, co do trwania i ciągłości tego co bliskie sercu, co daje tyle radości i chęci do życia.
Przerobiłam już w życiu takie utraty i wiem jak są bolesne, ale też i nieuniknione. W życiu ciągle coś się zmienia i trzeba mieć opancerzoną psychikę by to znieść, by się nie załamać.
Oby niczego nie znaleźli Olu, oby już nie wrócili ze swoimi żelaznymi potworami!
Co do książki, to nie czytałam, a film? Po zastanowieniu się coś mi mówi ten tytuł, ale poszukam, może da się czegoś więcej dowiedzieć:-) Po Twoim opisie wydaje się być interesujące.
Na razie jak załogant arki Noego wypatruję na horyzoncie znajomej, bliskiej ziemi, stabilnego gruntu pod stopami. Ale gdzie się nie rozejrzę bezkresny ocean i ani śladu znajomego, bezpiecznego lądu...
A może robię błąd szukając na zewnątrz, może to czego szukam noszę w sobie, tylko zamiast to odnaleźć szukam poza sobą uzależniając swoje uczucia od tego co na zewnątrz, a to najbardziej zmienny i niestabilny przejaw rzeczywistości, nie dajácy, a często zabierający poczucie bezpieczeństwa.
Hm, czytam ci tam napisałam. Ojej, nafilozofowałam okrutnie, ale...no cóż w takim dzisiaj jestem nastroju:-(
Pozdrawiam serdecznie z dusznego miasta z co chwilę zmieniającą się pogodą. Ale to moje miasto, moje miejsce na ziemi, moja przestrzeń do życia, która jest mi bliska i której niezmienności pragnę tak samo jak Wy.
Uścisków moc przesyłam, trzymajcie się:-)***
Ano właśnie, lubimy trwać w ułudzie niezmienności, w dajacej poczucie bezpieczeństwa powtarzalnosci, w tych samych dekoracjach i nawykach, w oswojonych, przyjaznych miejscach, wśród godnych zaufania, myslących podobnie do nas ludzi.Niestety, w ostatnich czasach wszystko to zaczyna być coraz wiekszą rzadkością, luksusem dla wybrańców. I ja tak czuję - coraz rozleglejszy ocean wokół a łódka przecieka.
UsuńMoże rzeczywiscie jedyna siłą jaka istnieje, jaka jest realna to nasza wewnetrzna siła i przekonanie, iz dobro jest i będzie, nawet gdy są momenty, gdy go nie widać. Bo moze oczy nas zwodzą a tylko serce widzi wyraźnie.
Obawiam się, że geodeci już coś znaleźli i to duzo. W innym przypadku już by chyba ich tu nie było a niestety ich obecnosc sie intensyfikuje. Może to zbytnie czarnowidztwo, ale nie zdziwię się, jeśli ogłoszą, że będą tu budować jakąś kopalnię i konieczne będzie wysiedlenie mieszkańców tych okolic a posró ich i nas. Takie rzeczy przecież już wiele razy siedziały i wciaz na świecie dzieją. Liczy sie interes państwa, co tam jednostki, co tam natura!
Ksiazkę i film "Dersu Uzałą" bardzo polecam. To prawdziwe perły, nie do zapomnienia, nie do przejścia obojetnie.
Dobre na ten dziwny, duszny czas.
Bliskie jest mi Twoje filozofowanie, Marytko droga!*
Dużo serdecznych myśli Ci zasyłam z pogodnego dzisiaj Podkarpacia:-)*
Trzymaj sie, trzymajmy się, wierzmy, że jeszcze będzie normalnie, że słonce pokona wszelkie chmury!:-)***
:-)***
Usuń:-)***
UsuńChciałam Cię już dawno zapytać Olu czy widziałaś to video na YT - "Sweet Mama Dog interacting with a 3yo DS child From Jim Stenson"
UsuńPiesek próbuje oswoić z dotykiem dzieciaczka, który nie lubi być dotykany. Ileż miłości jest we wszystkim co żyje:-)
Marytko! Właśnie obejrzałam ten filmik. Cudny! Jaki mądry, czuły i delikatny ten piesek. Dziękuję Ci za polecenie tego wzruszającego filmiku!*♥
UsuńOlenko, a mnie ogromna sile daja Twoje posty, bo mimo, ze poprzez nie wyrazasz swoje leki , niepewnosc, obawy, niepokojm , ze choc piszesz o tym co nam zagraza i przeraza czasami,
OdpowiedzUsuńto z drugiej strony, Ty, Wy, psy i wasze cudowne siedlisko, jestescie dla mnie ta wlasnie opoka niezmiennosci, jestescie czescia tej wlasnie natury, ktora choc bardzo zmienna - jest niezmienna w swym trwaniu, w swojej powtarzalnej sile, w swoim majestacie piekna , dobra i sile przetrwania.
I mocy przetrwania. I ta moc jest najwazniejsza.
Sciskam cie mocno Olu.
Dziękuję Kitty! To piękne i wzruszające, że moje pisanie może komuś pomagać, dawać poczucie niezmienności i siły natury, która jest ponad wszystkie inne siły.
UsuńNas tutaj, niestety, też dotykają rózne złe wpływy ze świata, rózne nastroje mieszkają w sercu, dlatego piszę o tym, bo życie to życie a nie baśń. Jednak tak czy siak trwamy i nadal budujemy tę swoją maleńką ostoję, nawet gdy wokół srożą sie sztormy i burze. Próbujemy nie dać się ogarnąc fali zniechęcenia, lęku i ogólnego bezsensu. Bliskosć natury bardzo pomaga.
I ja ściskam Cie mocno i serdecznie, droga Kitty!:-)*
Tak czuję, że dokładnie wiem o czym mówisz... My przecież też wyprowadziliśmy się na wieś i mieszkamy na pustkowiu. Odgłosy puszczyków i nawoływanie jeleni, szum lasu i świergot ptaków, ogród i zmaganie się z przeciwnościami losu - to wszystko nie jest mi obce, a jakże ciekawe i ujmujące. Kto tego nie przeżył na pewno gdzieś głęboko w sercu za tym tęskni i marzy.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam, by geolodzy nie zagościli w Waszej pięknej okolicy na długo, bo jednak niszczą spokój oraz faunę i florę. Przeżyliśmy to samo, ale ich prace na szczęście były oddalone od naszego domu o jakieś 3 km. Niestety kawał lasu był wycięty i spustoszenie zostało. W zeszłym roku się wyprowadzili. Teraz posadzono już nowe drzewka. Pozdrawiam ciepło :)))
Tak, Ulu. Ten kto żyje blisko natury, kto ma na co dzień spokój, czyste powietrze i bujną zieleń wokół inaczej odbiera wpływy cywilizacji. Ona zdaje się niczym łakomy, bezlitosny potwór, który chce pozreć wszystko co dobre, niewinne, dzikie i wszędzie wprowadzić macki swych destrukcyjnych wpływów. A przecież na świecie muszą sie ostac miejsca dzikie, bujne i zielone. To one są gwarancją przetrwania nas wszystkich, całej planety, nas każdego z osobna.
UsuńDobrze, że u Was geolodzy w końcu sie wyniesli i mozecie teraz życ spokojnie. Oby i u nas tak sie stało. Oby ich obecnosć nie zaowocowała czymś trudnym do przewidzenia teraz.
Gorące uściski zasyłam Ci Ulu!:-)*
Taka historia: Nieczynna od lat dziwięćdzisiątych XX w. Linia kolejowa przcinająca las powoli zarastała drzewami. Wszyscy zapomnieli już,że była, tory ukradli, nasyp zarół mchem i krzewami i tylko gdzieniegdzie wychylające się kamienie z posypu przypominały, że kiedyś była. Aż nagle wjechały maszyny, pilarze wyrąbali wielkie już drzewa, wysypali tony kamienia i położyli tory. A wszystko dlatego, że w wiosce za lasem pewna wielka zagraniczna firma rozbudowała tartak. Tony drewna zwożone z Ukrainy najpierw popsuły wszystkie drogi dojazdowe do owej wsi. Ludzie pracowali na trzy zmiany, nocami słychać było zza lasu huk przetaczanych ogromnych pnie, łuna światła niepokoiła okoliczne zwierzęta i ptaki, nie mówiąc o ludziach którym zakłócała sen. Wszystko nabierało rozpędu, otworzono z wielką pompą nieczynną od lat linie kolejową, wójt przeciął wstęgę i wszyscy oczekiwali pierwszych składów z drewnem. A tu nic. Minęło trochę czasu, jakiś rok, żaden pociąg przez las nie przejechał, linia znowu zarasta drzewami, a tartak, no cóż, zdaje się że przeniósł się na Ukrainę. Nie hałasuje już nocami, właściwie,to jest tak jakby go nie było. Aha, w czerwcu przejechał RAZ pociąg wycieczkowy :)
OdpowiedzUsuńTak Olu. Tak było u nas. Nie martw się :)
Dziękuję za Twoją opowieść, Andziu.
UsuńOj, wyobrażam sobie jak irytujące i frustrujące było to, czegoście doświadczali. Ten hałas, dewastacja, najazd robotników, bezczeszczenie lasu....A okazało się - i całę szczęście, że to jak zwykle wiele hałasu o nic! Bardzo często tak bywa w naszym kraju. Durne pomysły, gorliwi ich wykonawcy,zniszczenia, spustoszenia w imię jakiegoś spodziewanego, wielce kontrowersyjnego zysku. Bezradna woec tego przyroda i okoliczni mieszkańcy.Dobrze, że to juz za Wami. Tsunami sie przetoczyło. I znowu można normalnie, spokojnie zyć a natura też wraca do równowagi.Oby i u nas tak było.Niczego wiecej nie pragnę!
Dzieki Twojej opowieści naprawdę martwie sie mniej.Raz jeszcze dziękuję!:-)*
zaglądam wakacyjnie, serdeczne uśmiechy zostawiam i garść życzliwości podrzucam. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzliwą pamięć, droga Alis! Ściskam cie mocno i pozdrawiam z uśmiechem!:-)*
UsuńDobrze i ja pamiętam te wielkie kopary gdy zwoziły tuż obok mojej działki, metr od ogrodzenia, tony błota wywożone z zalewu, ten huk i smród, ta zniszczona droga dojazdowa. Ale na szczęście Naturze wystarczyły dwa lata by zabliźniły się rany. Ten film oglądałam dawno, dawno temu, podobał mi się ale zapomniałam tytułu. Teraz z przyjemnością wielką go sobie przypomniałam.
OdpowiedzUsuńTak, Krystynko. Mimo wszelkich zniszczeń i niedogodności trzeba wierzyc, że to tylko chwilowe. Że zaraz o tym zapomnimy, jakby tego wcale nie było. Na szczęście przyroda szybko sie regeneruje.To daje nadzieję nie tylko przyrodzie, ale i nam, którzy jesteśmy jej częścią.
UsuńCieszę się, że i Tobie film "Dersu Uzała" przypadł do gustu. To jedno z tych dzieł, które głęboko zapadają w serce, specyficzne przesłanie i unikalna poezja tej opowieści...
Pozdrawiam Cie serdecznie, Krystynko!:-)
Pęd za zyskami, za wygodą coraz częściej gubi nas. Mało nam miejsca na kuli ziemskiej, pchamy się w kosmos.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że każde kolejne pokolenie jest bardziej pazerniejsze i egoistyczniejsze.
Uważamy, że natura ma nam służyć bez najmniejszych zahamowań. Pozdrawiam serdecznie.
Olu, ten świat staje na głowie i coraz mniej jest już nadziei na normalność. Cóż, przyszło nam żyć w "ciekawych" czasach. Niestety.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
są filmy "na raz": się obejrzało, fajnie było, nie ma jednak potrzeby, aby to doświadczenie powtarzać...
OdpowiedzUsuńale są też filmy, do których się wraca, gdyż mają w sobie "to coś", którego nie mają te pierwsze...
do tych drugich zaliczyłbym "Dersu Uzała", pierwszy raz zobaczyłem go dość dawno, był na tyle mocny, że nazajutrz zawaliłem jakieś zajęcia, aby zostać w domu i obejrzeć poranną powtórkę...
od tamtego czasu funduję sobie kolejne sesje, raz na ileś tam i wciąż odkrywam coś nowego, jakiś niuans, jakiś smaczek...
...
z filmem związana jest pewna anegdota o jego twórcy... prawda te, czy nieprawda, nie wiadomo, jak to z anegdotami bywa... otóż w pewnym momencie swojego życia Akira Kurosawa miał epizod "alkoholowy" i japońskie środowiska twórcze, filmowe nie bardzo chciały z nim gadać... tedy reżyser nawiązał kontakt z Rosjanami, dla których ta jego skłonność nie stanowiła żadnego problemu... współpraca zaowocowała omawianym produktem, sfinansowanym przez ówczesny Związek Radziecki...
p.jzns :)
I dla mnie jest to film magiczny, przyciągający, wielosmaczkowy, nienudzący się choć po wielekroć oglądany.Późno odkryty, ale to dobrze, bo znaczy to, że zawsze coś ciekawego odkryć można a lepiej późno niż wcale. I to jest w życiu piękne.
UsuńNie znałam tej anegdoty związąnej z Kurosawą i jego skłonnością do alkoholu. Dziękuję za jej przytoczenie!:-)
Przykro jest patrzeć na zmiany wprowadzane przez człowieka, a przede wszystkim na konsekwencję tych zmian. I często sama siebie pytam: "Quo vadis świecie, quo vadis". Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, Karolino. Przykro jest, smutno, gniewnie i bezradnie, gdy widzi się co wyprawia ludzkość.
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie.
Przeżyliśmy parę lat temu najazd tych mechanicznych potworów, nawet u nas na końcu łąki wiercili dziurę w ziemi i zakładali ładunki, aby wywołać falę sejsmiczną; pamiętam jak w pewnym momencie podskoczyła mi podłoga pod stopami:-) wyobrażam sobie, jakie były wystraszone wtedy zwierzęta. Obserwuję u nas wieże wiertnicze, przygotowania terenu, ogromne instalacje, kominy płonące jak pochodnie dniem i nocą z wypalającym się gazem, potem wszystko znika, zostają zaczopowane odwierty i towarzystwo przenosi się w inne miejsce, pewnie jak znajdą gaz u Was, to zawitają i tu:-) Pamiętam ten film Dersu Uzała z czasów szkolnych, kiedy jeszcze przyjeżdżało kino objazdowe, zresztą mnóstwo pokazywano wtedy radzieckich filmów, bajek, nasze pokolenie wychowane na rosyjskim:-) Nasze pokolenie jest świadkiem tylu przemian, że chyba już nic nie zdziwi, a ludzkość pędzi jak z zawiązanymi oczami w przepaść, niszczy, zmienia, niewoli; gdzie jest ta granica, kiedy człowiek dochodzi do wniosku, że jednak mało potrzebuje do życia, a do głosu dochodzą inne wartości; czy to perspektywa przeżytych lat pozwala ją dostrzec? sama nie wiem; pozdrawiam serdecznie, Olu.
OdpowiedzUsuńGeodeci kręcą się po Podkarpaciu od dłuższego czasu. Chodzą słuchy, że wiele ciekawych rzeczy już znaleźli i nadal będą szukać. Oj, biedne te nasze lasy, łąki i wzgórza pozbawione spokoju i szacunku. Cały świat biedny, toczony przez raka konsumpcjonizmu, wyzysku, krótkowzroczności decydentów oraz zwyczajnych, jak my ludzików, którzy tak niewiele pojmują a może pojąc wcale nie chcą.
UsuńEch!Z perspektywy czasu lata 70-te, gdy serwowano nam mnóstwo filmów rosyjskich i innych demoludowych jawią mi się jako czasy błogie i niewinne. To, w jakim kierunku toczą sie obecnie wydarzenia na świecie przeraża.
Ja także pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu.
I ja się dziś coraz częściej zastanawiam nad tym wszystkim ... Nad światem. I mam obawy... Człowiek nie chce spokoju człowiek chce władzy- i mamy efekty.
OdpowiedzUsuńNie znałam tych książek które polecasz...Kto wie może kiedyś ;) Pozdrawiam ciepło!
Coraz wiecej ludzi zastanawia sie nad tym, dokąd zmierza ten świat, coraz wiecej ludzi jest przerażonych skalą destrukcji w wielu dziedzinach i wymiarach, ale wciaz nie ma żadnego pomysłu na naprawę sytuacji. Jednak mimo to robimy co możemy w naszych maleńkich banieczkach, w swojej zwyczajnej codzienności, bo przecież trudno zyć bez jakiejkolwiek nadziei, bez sensu. Tak, czy siak powrotu do tego, co było nie ma, bo tamtych światów już nie ma.Za nami już czasy niewinnego dzieciństwa...
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie.
Ale wciąż rosną małe dzieci i ich czas szczęśliwego dzieciństwa jest właśnie teraz.
UsuńOlgo, brakuje mi Twoich przemyśleń.
I oby dane było jeszcze wielu pokoleniom dzieci mieć szczęśliwe dzieciństwo. Niczego innego nie pragnę bardziej by dorośli mogli im takie dzieciństwo zapewnić, by nie zepsuli do reszty tego świata
UsuńAgniecha, dzięki!*