„Daj, ać ja pobruszę a ty poczywaj”. To prawdopodobnie pierwsze zdanie zapisane w języku polskim. Zapisu owego dokonali w XIII wieku cystersi z klasztoru w Henrykowie. Jakie jest znaczenie tegoż zdania? Najbardziej dosłowne to: „Pozwól, abym ja mełł, a ty odpocznij”. Wiekopomną ową kwestię wymawia mąż do swej spracowanej żony. Piękne, prawda? Hmm… Im dłużej żyję na tym świecie, tym ważniejsze mi się to odezwanie wydaje. Bo tym bardziej rozumiem i doceniam wagę owego zwrotu w codziennym życiu. Oznacza ono troskę o drugą istotę, miłość do niej, empatię, poczucie równouprawnienia, zdolność do poświęcenia swojej wygody dla czyjegoś lepszego samopoczucia, rozumienie i docenienie ciężkiej pracy, chęć jej współdzielenia. Znamienne jest też dla mnie, iż właśnie to zdanie jest pierwszym, a więc teoretycznie istotnym dla wzajemnego traktowania ludzi. Pierwszym, lecz niestety, bynajmniej nie powszechnie rozumianym i wdrażanym w życie.
Piszę ten tekst o poranku pierwszomajowym. W dniu Święta Pracy, którego znaczenie ostatnio mocno zmalało w obszarze państwowym, do którego świętowania nikt już nikogo nie zmusza, ale które dla tak zwykłych, zapracowanych mróweczek, jakimi jesteśmy nadal powinno być ważne. Dotyczy wszak ono nas wszystkich. Naszej zwyczajnej codzienności, w czasie której wykonujemy mnóstwo powtarzalnych, męczących, lecz koniecznych prac, których przecież nikt za nas nie wykona. Na szczęście robota może być nie tylko źródłem znoju, ale i satysfakcji, uspokojenia wewnętrznego, zapomnienia o tym, na co się nie ma wpływu, poprzez to, że robi się to, na co wpływ nadal się ma i oby zawsze miało. Jest też wyrazem naszej pasji i niegasnącego w duszy ognia. Niepoddawania się marazmowi, zniechęceniu i ogólnemu bezsensowi. Praca miała, ma i będzie miała sens. Choćby dlatego, że lepiej robić cokolwiek, niż nie robić nic. Życie to działanie. Życie to przeistaczanie i rzeźbienie naszej codzienności, nas samych również. Pierwszomajowe święto jest wyjątkowym docenieniem siły ducha i ciała zwyczajnych ludzi, naszej wytrwałości, uporu, wizji, do której warto dążyć. Jest też wyrazem tego, jak ważny jest odpoczynek, możność odejścia od najpilniejszych nawet zajęć i bez wyrzutów sumienia oddania się nic nierobieniu. Odpoczynek wszak, to nie tylko nagroda za trud, ale też czas do nabrania nowych sił i ochoty do dalszej pracy. To możliwość spojrzenia na inne dziedziny życia, na wspomnienia i plany. Na marzenia i sen. A z wiekiem, niestety, coraz trudniej u człowieka o długi, nieprzerwany, głęboki i dający prawdziwe wytchnienie sen…
Ale wróćmy do meritum. W ciągu ostatnich kilkunastu dni owo pamiętne zdanko o wyręczaniu bliskiej osoby w pracy i pozwalaniu jej na odpoczynek wiele razy wyświetlało się w mej głowinie i brzmiało w uszach. Stanowiło ono bowiem realne odzwierciedlenie sytuacji, jakie były moim i Cezarego udziałem. Przyszła wiosna a z nią pojawiła się jak zawsze konieczność wykonania wielu prac ogrodowych. Wszyscy, którzy mają ogrody, działki, warzywniki czy nawet balkony ze skrzynkami kwietnymi pewnie dobrze rozumieją o czym mówię. Jak co roku trzeba przekopywać, nawozić, pielić, siać i sadzić, przycinać, naprawiać, szukać tego, co zgubione, znajdować to, co zapomniane, porządkować, sprzątać, sprzątać, sprzątać…
Poza wyżej wymienionymi czynnościami my, gospodarze Jaworowa zajmowaliśmy się od połowy kwietnia … kamieniarstwem! I przyznać muszę, że jest to robota znacznie przewyższająca ciężkością wszystkie powyższe zajęcia. Wymaga ona bowiem silnych, wytrzymałych na ból i zmęczenie rąk, kręgosłupa i nóg, narażonych na podnoszenie i przenoszenie ciężarów, wielokrotne schylanie się, kucanie, klękanie i wstawanie z coraz bardziej rozgłośnym stęknięciem.
A po co to wszystko? Otóż od kiedy zamieszkaliśmy w naszym domku pod lasem stosy gruzu, połamanych dachówek oraz kamieni, jakie tu gromadzimy sukcesywnie powiększają się rok po roku. Myślę, iż każdy, kto zamieszkał w wiejskim siedlisku zetknął się z problemem zalegania w ziemi ogromnej ilości gruzu, żelastwa i różnorakich śmieci o wielu gabarytach. Kiedyś ludzie nie przejmowali się chyba zanadto tym, co zakopują. Ważne było by jakoś pozbyć się tego, co przeszkadza a wszak miłosierna ziemia wszystko w siebie wchłonie, wszystko ukryje. Kiedyś nie było dostępne i obowiązkowe tak jak obecnie segregowanie i wywożenie śmieci. Co zatem mieli począć mieszkańcy wsi by nie utonąć w tym wszystkim? Mogli jedynie zakopywać, nie myśląc o potomnych, którzy kiedyś wydobywać będą na powierzchnie owe wątpliwej jakości „skarby”, owe niestety kompletnie nieprzydatne dla żadnego archeologa rzeczy. Mogli też i zapewne to robili (o zgrozo!) wywozić tony rupieci do lasu. Uff! Było, minęło. Na szczęście oboje z Cezarym znaleźliśmy dobre zastosowanie dla naszych kamieni oraz gruzu i właśnie to pochłaniało nas w ciągu ostatnich dni.
Najpierw jednak postanowiliśmy zająć się oczyszczeniem długiego na 10 metrów i szerokiego na metr paska terenu stykającego się z frontową ścianą naszego domu. Wymyśliliśmy sobie, że zasadzimy tam mnóstwo wielobarwnych, pnących róż oraz innych roślin mogących ładnie prezentować się na tle poszarzałego od starości i wilgoci tynku. Przez lata miejsce to niezwykle bujnie porastały podagryczniki, glistnik – jaskółcze ziele, osty, pokrzywy, mlecze oraz trawy i aż do zeszłego roku nic nie zapowiadało tego, by miało się to zmienić. Jednak w końcu olśniło nas, że przecież można to zrobić. Sprawić by miejsce to było ładniejsze, by było na czym oko zawiesić. Na wstępie obudowaliśmy je z Cezarym ładnymi, barwionymi na różowo cementowymi krawężnikami. Potem trzeba było wyrwać dokładnie wszystkie zielska. Następnie wydobyć z gliniasto-piaszczystego gruntu tony kamieni i połamanych cegieł, przewieść owe znaleziska na wyżej wspomniane, wysokie na ponad metr stosy a wreszcie zakupić wymarzone rośliny oraz kilkaset litrów żyznej ziemi i torfu aby tamtejsza gleba stała się żyzna i przyjazna dla jej nowych mieszkańców.
Po posadzeniu tamże kilkunastu krzaków róż pnących oraz „drzewkowych”, krzewuszki ogrodowej, rododendronu i piwonii zaczęliśmy myśleć o jakimś zabezpieczeniu tego miejsca przed ciekawskimi i skłonnymi do niszczycielstwa psami. Dumaliśmy o jakimś płotku, siatce, palisadzie albo o zakupie kilku ton jakowychś ładnych kamieni ogrodowych…Wszystko to jednak musiałoby się łączyć ze sporymi wydatkami a te zbyt mocno obciążałyby nasz domowy budżet. W końcu wpadliśmy z Cezarym na zbawienny i wielce odkrywczy pomysł, że przecież pośród naszych gór gruzu zalega mnóstwo ładnych polnych, różnokolorowych kamieni i jeśli tylko porządnie poukładamy je wokół naszych młodych sadzonek będą one nie tylko chronić je przed psami, ale przy okazji również niebanalnie owo miejsce ozdabiać.
Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy! I oto dzień po dniu wybieraliśmy z owych stosów nadające się do naszych planów różnej wielkości kamienie, ładowaliśmy je na taczki a następnie przewoziliśmy do nowego kwietnika pod domem i układaliśmy je tak, aby otaczały one dokładnie każdą roślinę, ograniczając przy okazji ilość światła dla chwastów, które mogłyby spod spodu wykiełkować. I oto niedawno skończyliśmy tę robotę! Nie wygląda to na razie zbyt imponująco, bo roślinki są jeszcze maleńkie i potrzeba zapewne kilku lat by ziściły się nasze wizje o tym zakątku jako o miejscu pełnym wielobarwnego, bujnego kwiecia. Czas jednak płynie szybko i jeśli tylko dożyjemy dane nam będzie w końcu cieszyć się urokliwym wyglądem owej kwietno - kamienistej rabatki.
Jeśli jednak myślicie, że to koniec naszej kamieniarskiej roboty, to jesteście w błędzie! Otóż Cezary od dłuższego czasu planował wybudowanie wzdłuż północnej (czyli przeciwległej do tej kwietnej) strony ściany domu murku. Murku, którego zadaniem byłoby osłonienie domu od wilgoci, ocieplenie fundamentów, niemożność podkopywania się pod dom nornic, kretów i myszy. Kawałek takiego solidnego, obudowanego płaskimi kamieniami murku (z moją pomocą, rzecz jasna) wybudował już kilka lat temu od zachodniej strony domu. Psy z ochotą natychmiast zaanektowały ów murek, wylegując się na nim i skwapliwie korzystając z cienia oraz chłodu ciągnącego od owych kamieni w upalne dni.
Teraz przyszedł czas na ciąg dalszy murku, do którego budowy można było wykorzystać nadal zalegający na tyłach podwórka gruz. Najpierw przecięliśmy na pół ogromny baner, służący nam kiedyś jako daszek nad drewutnio-altanką. Ów mocny i nieprzepuszczający wody baner ułożyliśmy wzdłuż ściany domu a potem zaczęliśmy go obkładać gruzem przewożonym na taczkach z owych stosów (pozbyliśmy się wczoraj jednego z tych stosów przez co na podwórku zrobiło się nagle mnóstwo miejsca!). W ten sposób przez kilkanaście godzin harówki ułożyliśmy całkiem zgrabny, wysoki na kilkadziesiąt centymetrów kamienisty a długi na 10 metrów mur, który w najbliższym czasie będzie przez Cezarego sukcesywnie zalewany betonem. Beton ów jak zwykle wykona sam mieszając na taczkach piasek z cementem (musimy nabyć kilkadziesiąt ton cementu, zamówić kilka ton piasku i zwalić go tam, gdzie był ów uprzątnięty stos gruzu). A gdy wszystko porządnie stwardnieje (co potrwa kilka dni) pieski będą miały następne miejsce do wylegiwania się, natomiast my powód do ulgi, że już nam dom nie będzie podmakał.
Oczywiście w naszym siedlisku jest jeszcze kilka miejsc, w których wykorzystać możemy pożytecznie pozostały w pierwszym stosie gruz, kamienie i dachówki. O naprawę prosi się fatalnej jakości betonowo - kamienna powierzchnia przy budynku gospodarczym. Sporo drobno potłuczonego gruzu (młotkiem!) wysypujemy też co roku na nasz podjazd przed bramą żeby tamtejsze podłoże stało się mniej błotniste i grząskie. Przez to ów stos gruzu sukcesywnie maleje. Co roku jednak kopiąc w ziemi znajdujemy kolejne „ kamienne znaleziska” z dawnych czasów. Zdaje się więc, iż niewielka jest szansa na całkowite pozbycie się owego stosu. Trudno! Taka już chyba uroda i właściwość tego miejsca. Tak czy siak, robota kamieniarska, jakkolwiek ciężka jest i wymagająca sporego uporu, daje jednak sporo zadowolenia, tym bardziej, gdy szybko widoczne są jej efekty i gdy wiadomo, że cieszyć się nimi będziemy jeszcze przez wiele lat.
A co z tym tytułowym zwrotem brzmiącym: „daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj?” Cóż, wspieraliśmy się z Cezarym w naszym wspólnym, kamieniarskim znoju. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, pocieszaliśmy się, żartowaliśmy, kwękaliśmy, dopełnialiśmy się i wyręczaliśmy. A do tego pozwalaliśmy sobie na odpoczynek, gdy już mięśnie odmawiały posłuszeństwa a stare kości skrzypiały niczym pordzewiałe żelastwo przy każdym pochyleniu…
Myślę, że dla każdego z nas bardzo ważne jest by mieć kogoś, kto jest obok. Kto widzi, rozumie, współodczuwa i pomaga. Komu zależy na nas. Kto potrafi to okazać, wspierając, wyręczając, lub choćby wzdychając empatycznie podczas wspólnej przerwy w pracy.
Dziś nareszcie oboje odpoczywamy…Niech się świeci pierwszy maja!:-))
Olga jak ja Ciebie dziewczyno rozumie. Całym sercem jestem z Wami :-)
OdpowiedzUsuńMy dzisiaj też odpoczywamy :-)
Tak, Graszko - myślę, że wzajemnie dobrze sie rozumiemy, bo podobnie żyjemy , podobny rodzaj prac wykonujemy i doskonale wiemy czym jest ciężka harówka w swoim siedlisku. Ale bez pracy nie ma kołaczy!:-)
UsuńDobrze się odpoczywa jak człowiek ma za sobą coś skończonego, coś, co zajmowało go od wielu dni. Dobrze sie odpoczywa, gdy na dworze pochmurno - a tak właśnie jest u nas.
Miłego odpoczynku w ten długi weekend, Graszko!:-)
Czytając ten wpis zmęczyłam się kiedy chciałam wyobrazić sobie ile wysiłku Musieliście wkładać w te kamieniarskie prace. Jednak wiadomo we dwoje to i wysiłek jest o połowę lżejszy. A kiedy można sobie wyobrazić jak będzie pięknie za miesiąc, rok lub więcej, ale będzie. Macie przed sobą jeszcze dwa dni świętowania. Za pewne dobrze wykorzystacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę.
Ech, nie dziwię się Olu, że zmęczyłaś sie samym czytaniem tego tekstu. Przecież opisuje on dość monotonne i żmudne codzienne czynności kosztujące nas ogromnie dużo wysiłku. Musze Ci jednak przyznać, że im dłużej to robiliśmy, tym łatwiej nam wszystko przychodziło.Na szczęście człowiek we wszystkim nabiera wprawy.
UsuńMam nadzieję, że za parę lat będzie pięknie przy tym naszym domku.
Odpoczywamy! I Tobie miłego odpoczynku życzymy!:-)
W żadnym przypadku nie zmęczyłam się samym czytaniem, lecz wyobraziłam sobie ten wysiłek.
UsuńA wiadomo, żeby było ładnie trzeba najpierw popracować, nic samo nie chce się tworzyć. Pozdrawiam jeszcze raz.
Ok! Rozumiem. Gorące uściski zasyłam ci, Oleńko!:-)
UsuńJak pięknie Oluś opisałaś Waszą codzienność i wspólne wspieranie się. Nic dodać... To właśnie jest MIŁOŚĆ
OdpowiedzUsuńWspólna praca rzeczywiście moze być wyrazem miłości, przyjaźni, wzajemnej troski.Jak sie zyje we dwoje każda chwila ma znaczenie. Każde słowo, spojrzenie, gest...
UsuńPozdrawiam Cie ciepło, Gabrysiu!:-)
Olu, piszesz, jakbyście mieli po sto lat, a przecież jesteście relatywnie młodzi :)
OdpowiedzUsuńKamienie są cudowne, lubię ich dotykać. I często brak mi pracy w ogrodzie. Wczoraj przesadzałam kwiaty w domu - nolina chciała już wyjść z doniczki.
Piszę tak Aniu, bo rodzaj prac, których sie podejmujemy wymaga naprawdę duzo wysiłku. A do tego gdy to są powtarzalne prace organizm mocno je odczuwa. I cóż, u każdego z wiekiem spada wydolność i wytrzymałość. I widzę po sobie, że nie mam juz tylu sił, co 11 lat temu, gdy sie tu osiedliliśmy.
UsuńKamienie mogą być przepiękne. Bardzo zróżnicowane, jeśli idzie o kolory, kształty i fakturę. I są tajemnicze i fascynujące poprzez to, że powstały pewnie miliony lat temu i przetrwają kolejne, gdy juz nas dawno nie będzie.
Bardzo dobrze robi człowiekowi praca w bliskim kontakcie z ziemią. Jej dotyk, zapach, barwa, jej moc. Czuje sie więź z ziemią, czerpie z niej ukojenie i równowagę ducha, odczuwam to szczególnie mocno na wiosnę, gdy wszystko sie odradza, gdy ja sama pragnę odrodzenia...
Oj nosilo sie kamienie, nosilo...wiec dobrze Cie rozumiem. Ziemia sie z nich oczyszczala i co roku wypychala na powierzchnie nowe okazy do usuniecia :)
OdpowiedzUsuńBardzo pomyslowy i pozyteczny ten Wasz kamienny recykling:)
No właśnie! Ziemia rodzi co roku nowe kamienie, czyli tak jak piszesz, wypycha je do góry i nagle pojawiają sie tam, gdzie jeszcze zeszłego roku ich nie było. Ziemia żyje i kamienie żyją, choć zdają sie martwe. A do tego mogą mieć mnóstwo zastosowań - jak wynika np. z treści powyższego posta!:-)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Elisabetto!:-)
Juz przy pierwszym wspomnieniu o kamieniach wiedzialam co bedzie dalej:))) Po raz kolejny widze jak wiele wspolnego ma Twoj Cezary z moim Wspanialym. Ten tez przywlecze kazdy kamien, bo "kiedys sie na cos przyda". Najpierw byl projekt budowania fire pit (ognisko?) za domem, ale mu wytlumaczylam, ze to nie ma sensu. Nie mialo sensu moim zdaniem z kilku powodow... pierwszy i najwazniejszy to lista "projektow mojego meza" rosnie w zastraszajacym tempie i ja wiem, ze wiekszosc z nich juz nie ma szans na realizacje. Zrozumial, w miejsce kamiennego budowanego fire pit mamy metalowy przenosny i wystarczy. W koncu w domu mam kominek przy ktorym i tak malo siedzimy bo za goraco:))) ile bede mogla wysiedziec przy ogniu na zewnatrz.
OdpowiedzUsuńAle juz w tym tygodniu Wspanialy przyniosl z lasku (jest lasek za domem) cegly. Stare cegly... na kiego licha pomyslalam. Juz za chwile mialam odpowiedz. Miedzy podniesionymi grzadkami jakie wybudowal jest waskie przejscie gdzie nie dojedzie kosiarka a zarosniete trawa bedzie brzydko wygladac. Z cegiel zrobil taka "granice" z obu stron i teraz wypelnimy to drobnymi kamieniami lub zwirem, ktory na szczescie kupimy:))) bo jakos nie bardzo mam ochote chodzic po wsi z kamieniami w kieszeniach:)))
Cegly stare... ale wlasnie to dodaje im uroku.
Caly czas sie ucze, ze wszystko moze sie jeszcze przydac, ze pozorny smiec wcale nie musi byc smieciem i mozna mu dac nowe zycie. Praktycznie to mozna sie bylo takiego podejscia spodziewac po mnie, bo w koncu to ja jestem wychowana w Polsce w czasach braku roznych rzeczy. A tu prosze, Amerykanin z dziada pradziada i takie realne podejscie do zycia.
Zaczynam to bardzo cenic, szczegolnie teraz w dzisiejszych czasach.
Kamienie naprawdę bardzo mogą sie przydać do budowy czy obudowania wielu miejsc. Racje ma Twój Wspaniały znosząc ciekawe okazy do Waszego siedliska. Pamiętam, że pierwszymi zastosowaniami naszych kamieni było wyłożenie nimi (przeze mnie) ścieżki od budynku gospodarczego do małego wybiegu dla kur (który teraz jest warzywnikiem). Potem, siłą rozpędu wybudowałam kamienny krąg z tyłu ogrodu i do dzisiaj służy on nam jako miejsce na ognisko. Ach, ileż tam sie ognisk już paliło. Ile sie gałązek i suchych traw w ten sposób pozbywało! Ile sie tam ziemniaczków w popiele upiekło oraz kiełbas nadzianych na patyki!:-)
UsuńI masz rację Marylko - piękne są stare cegły. Mają w sobie jakaś taką szlachetną patynę, której brak tym nowiutkim, współczesnym. To samo dotyczy też dachówek i starych kafli.
Na wsi naprawdę bardzo dużo rzeczy sie przydaje i wiele z nich zyskuje drugie zycie. Przez to wciaz człowieka kusi by coś odłożyć, schować na zaś, bo kiedys moze sie przydać, bo wyrzucic łatwo, ale kupić już nie, a zresztą po co kupować, jak sie ma? I chocby człowiek nie wiem jak sprzątał, to znowu rośnie graciarnia! Ale pal szesć! Grunt by człowiek sie tym nie przejmował a przeciwnie zyskiwał poczucie bezpieczeństwa, że w razie czego ma tyle rzeczy, które można będzie kiedyś w końcu na cos spożytkować.
Fajny ten Twój Amerykanin, Marylko!:-)
Pozdrawiamy Was serdecznie!:-)
Nasza dzialka jest malenka wiec o skladowaniu "skarbow" mojego meza nie ma mowy:)) Dodatkowo poprzedniczka wszystko tak urzadzila, ze np. klomby kwiatowe sa ogrodzone czyms co wyglada jak plastikowa rura, lampy oswietlajace klomb przed domem sa podlaczone i przewody schowane tak, ze ich nie widac. Chodniki przed domem i za domem sa juz zrobione. Tylko jeden bedziemy musieli moze w przyszlym roku ciut podreperowac, bo sie ze tak powiem plyty zaczynaja rozjezdzac:))) Na klombach kwiatowych sa wbudowane w pejzarz duze ozdobne kamienie. Czesc plaskich kamieni, ktore zostaly z projektu jest ciagle w piwnicy wiec jak by co to mozemy je wykorzystac.
UsuńWspanialy po prostu lubi kombinowac. I tak wlasnie chcial sobie wybudowac to ognisko, podkopac, wylozyc kamieniami, obmurowac dookola itd. Ale mu wytlumaczylam, ze wtedy bedzie mial ten kawalek ziemi juz zagospodarowany na zawsze. A kto wie czy w przyszlym roku nie bedziemy chcieli np. dodac jeszcze jednej podniesionej grzadki i wtedy dupa mokra, bo nie ma gdzie.
A tak przy przenosnym "ognisku" jest mozliwosc ustawic go gdzie chcemy i jak trzeba to przestawic w inne miejsce.
Wiesz to typ "zbieracza":))) i ja sie smieje, ze dopoki nie kupil samochodu typu pickup truck to jestem bezpieczna, bo jak kupi to bedzie tu zwozil smieci z calej okolicy:))))
buziaki od nas do Was leca przez ocean.
ups pejzaz sie pisze przez z na koncu a nie rz jak napisalam wyzej.... wstyd ale trzeba bylo sprawdzic wczesniej, czego jak widac nie zrobilam.
UsuńWasz dom i działka wokół niego mają o wiele wyższy standard niż większość starych domów w Polsce. Choc o ile dobrze pamiętam nasz dom został wybudowany na początku lat siedemdziesiatych, a wiec niby nie jest wcale tak stary. Jednak został on wybudowany przez niby fachowców, byle jak, w wielu miejscach jest po prostu spartaczony, źle zabezpieczony przed wilgocią a do tego krzywy (pewnie majstrzy tęgo sobie popijali w trakcie budowy!:-). Podobno poprzednim mieszkańcom tego domu zależało tylko na jak najszybszym jego wybudowaniu i na zaimponowaniu jego wyglądem sąsiadom. I takie są tego efekty, niestety, że my pewnie będziemy zmagać sie z jego naprawami i remontami do konca naszych dni.Jednak wszystkie te braki rekompensuje fantastyczne położenie naszego domu. Ogromny ogród a do tego te wszystkie łąki, pola, lasy, wzgórza, dzika przyroda i bezkresne przestrzenie wokół.Ta cisza, bezludzie, czyste powietrze,widoki. To są bezcenne wprost cuda, które jeszcze zyskują na ważności w obecnych, klaustrofobiczno - pandemicznych czasach.
UsuńW malutkim ogródeczku, takim jak Wasz, rzeczywiscie trudno jest coś gromadzić.Wszystko od razu rzucałoby sie w oczy i powodowało uczucie bałaganu. Ale i w takim ogródeczku mozna rozwinac skrzydła, kombinować coś, ulepszać, bawić sie tym po prsotu, bo takie swobodne, twórcze działanie daje przecież człowiekowi duzo przyjemności.
Uśmiałam sie czytajac o tym, że jesteś bezpieczna póki Twój Wspaniały nie kupi pickupa! No bo kto wie, co mu jeszcze moze wpaśc do głowy?!:-) A przenośne ognisko, czyli grill to też fajna rzecz. Mój Cezary zrobił onegdaj grilla z bębna starej pralki. Jest świetny. O wiele lepszy i wytrzymalszy niz te kupne, błyszczące niklem i z bajerami, które zazwyczaj nie wytrzymują jednego sezonu!:-))
A co do błędów w pisowni, to któż ich czasem nie robi? Mnie też się one zdarzają i nie zawsze je zauważam. "Nic to" - jak mawiał pan Wołodyjowski!:-))
UsuńMy z kolei poznajemy historie naszego domu i okazuje sie, ze oryginal byl wybudowany w 1959 roku, ale ok. 25 lat temu ten oryginal splonal w czasie pozaru. I wtedy wlascicielka Joan odbudowala wszystko od podstaw. Joan jest upierdliwa perfekcjonistka, jak mowi nasza sasiadka Sandy, budowa domu trwala prawie rok, bo kazdy szczegol musial byc zaklepany przez Joan.
UsuńTak samo dbala o ten dom, jak przyjechal inspektor przed ostatecznym zamknieciem transakcji kupna to po inspekcji powiedzial do Wspanialego "ten dom jest w idealnym stanie, jedyne co mozesz ale nie musisz robic to wymienic jedno gniazdko elektryczne w lazience".
Dom dostalismy wyposazony w pralke, suszarke itp. bo wszystko co jest zamontowane Joan uznala, ze nalezy do domu, a pralka i suszarka sa podlaczone do sciany i obudowane zeby nie straszyly widokiem mimo, ze sa w osobnym pomieszczeniu zwanym pralnia:)))
Zaluzje w oknach tez uznala, ze sa wyposazeniem tak samo jak i wiatraki sufitowe we wszystkich pokojach. I dokladnie tak samo jest z ogrodkiem.......
Widzialam domy, ktore ludzie sprzedawali bez pralki czy suszarki, bo zabierali ze soba do nowego lokum, ona nie, ona zostawila wszystko lacznie z resztkami farb ktorymi sa pomalowane sciany na wypadek gdyby cos trzeba bylo awaryjnie dopiescic:)))
Wspanialy mowi, ze kupic dom od takiej osoby to zeslanie niebios, ale zyc pod jednym dachem z taka osoba to urwanie dupy:))) I chyba jest w tym duzo prawdy, bo Joan jest rozwiedziona i mimo, ze bardzo atrakcyjna nigdy nie wyszla po raz drugi za maz.
To przenosne ognisko, o ktorym pisze to nie jest grill, ma co prawda te krate grillowa, ale tak naprawde to nie jest przystosowane do grillowania. To takie ognisko do posiedzenia w chlodne noce z lampka wina czy butelka piwa. Ma nawet klosz z metalowej siatki oslaniajacy ewentualne iskry.
Tu sa bardzo ostre przepisy co do tego gdzie mozna lub nie mozna miec ognisko i jak ono musi byc zabezpieczone szczegolnie, ze my mieszkamy w centrum wsi. Dlatego tez w naszym przypadku grill a ognisko to dwa osobne sprzety.
Haha sama sie rozesmialam moja wies ma centrum:)))) no ma, bo bylo nie bylo to jest tu cos ok 1800 mieszkancow wiec jest glowna ulica. Lata temu byl nawet hotel... rozebrali go w kwietniu bo straszyl:)) Ale to byl kiedys naprawde super hotel, tyle, ze ostatni wlasciciele zaniedbali... ot ludzka bezmyslnosc.
I zapomnialam o najwazniejszym czy Ty wiesz, ze dostalismy recznie rysowany plan klombow kwiatowych z oznaczeniem kazdej rosliny, ale nie bardzo mozemy sie na tym wyznac, bo Joan ma dziwny charakter pisma:) Oprocz tego w jednej z najmniejszych kuchennych szafek zostawila cala dokumentacje dotyczaca wszystkich sprzetow czyli instrukcje uzywania, ewentualny kontakt gdzie sie zglosic po naprawe. Wszystko jest ulozone, podzielone na sekcje i kazda sekcja dokumentow ofoliowana osobno zeby zapobiec zniszczeniu. Na strychu jest skrzynka z tymi resztkami farb, zapasowymi srubkami do roznych cudow, zapasowy wiatrak do mieszkania lokatora, gdzie obecnie mieszka Tatek, jakies uchwyty.... ja nawet nie potrafie tych rzeczy nazwac. Jak pierwszy raz zobaczylam te skrzynke to mi szczeka opadla i powiedzialam do Wspanialego "to chyba jakies klamoty do wyrzucenia" ten jak sie przestal smiac to mi dopiero wyjasnil co to jest.
UsuńTak, czytałam u Ciebie o tym ręcznie rozrysowanym planie ogrodu. Świetny pomysł miała ta właścicielka, szkoda tylko że pisze niewyraźnie!:-)
UsuńCudów niewidów i przydasi w każdym domu jest pełno, ale nie w każdym panuje taki porządek w tych klamotach, jak u Was. Super!
Buziam Ci serdecznie ze słonecznego nareszcie Podkarpacia!:-)
Wystarczyło mi spojrzenie na zdjęcia i to co pamiętam z różnych prac przy domku rodziców żeby wiedzieć ile wysiłku Was to kosztowało. Ale ładnie wyszło, a jak roślinki podrosną, to ta ściana domu zyska urok.
OdpowiedzUsuńJedna ściana domu moich rodziców była cała w różach, jak zakwitły, to oczu nie można było oderwać, no i ten zapach, ach!. Przechodzący obok ludzie przystawali w zachwycie przed furtką żeby podziwiać. Te róże to tak nie całkiem same z siebie rosły, wymagały pielęgnacji i to sporo.
Odpoczynek Wam się należy po takiej ciężkiej pracy. Ale coś mi mówi, że te dwa dni, co są jeszcze przed nami, to tak nie do końca spędzicie na słodkim lenistwie ( "dolcze farnięte" po włosku, czy jakoś tak się to mówi? Hi,hi. My mówimy, że idziemy zrobić "dolcze walnięte" jak któreś z nas udaje się na bezwstydne aczkolwiek zasłużone według niego lenistwo. A walnięte zrodziło się z utyskiwania, że : no tak i znowu walniesz się na łóżko, ty leniu, ty! ;-)
Odpoczynku Wam życzę i słoneczka, i ciepła, co by nie trzeba było w kurtkach na tych leżaczkach siadać. No i w ogóle wesołych, miłych chwil. A i oczywiście buziaki, cmoki, przytulasy posyłam serdeczne, radosne i od serca:)***
Marytko, też mam nadzieję, a właściwie pewnosć, że za kilka lat będzie tam pięknie. Tak bardzo zmieniło sie to nasze siedlisko przez te 11 lat, od kiedy sietu osiedliliśmy. Aż nie do wiary. Oczywiscie wszystko to kosztowało nas mnóstwo wysiłku, ale i dawało ogrom satysfakcji. A po czasie nie pamięta sie już tak bardzo o trudach (tak, jak zapomina sie o dokuczliwosci bóli porodowych i znowu powołuje sie na świat kolejnego potomka!:-). I zostaje radość, zadowolenie, satysfakcja, poczucie nie zmarnowanego czasu.
UsuńDobre to "dolcze walnięte"!:-)) Coś czuję, że do naszego słownika też ten zwrot wejdzie na stałe!:-)
Z tym odpoczynkiem w dni świątecznie rzeczywiscie bywa u nas różnie. Co dzień trzeba przecież wykonywać zwyczajne prace typu gotowanie, mycie naczyń itp. A Cezarego często dopada atak pracowitosci właśnie w niedzielę i bierze sie wówczas za jakieś zaległe roboty, które bardzo długo już odkładał.
Słoneczka u nas w ten długi weekend niewiele, ale co sie pokaże, to od razu do ogrodu idziemy żeby zobaczyć jak nam rosną świezo posiane albo posadzone roślinki. A ponieważ jest wilgotno i dosc ciepło, to widać, że rosną jak na drożdżach. Ach, jak to człowieka cieszy!:-)
Marytko, uśmiechy zasyłam Ci serdeczne i oczywiście cmoki od zielonego smoka, co wciąż kreci się w pobliżu i od czasu do czasu dobiega mnie jego beztroski chichot gdzieś z góry!:-))***
Oj, Olu, znam ten znój, ból pleców pod koniec dnia, ale i zadowolenie po dobrze wykonanej pracy. Dobrze się pracuje razem, bo kiedy jestem sama, ciężko zabrać mi się za konkretne zajęcie, a tak, to razem dopingujemy się. I cóż z tego, że odhaczamy kolejne ważne sprawy, jak ciągle więcej przed nami:-) to urok posiadania ziemi, grządek, domu, zwierząt.
OdpowiedzUsuńPrzywieźliśmy osłony na taras, myśleliśmy, że chwila, moment i je powiesimy ... zeszło nam do wieczora, a przy okazji o mało nie rozwiedliśmy się:-) niby nic trudnego, ale jak każdy wymiar inny, to zajmuje czas. Wczoraj trochę zbuntowaliśmy się, nie musimy mieć wszystkiego na tip-top, nie mamy czasu na wędrówki, na wyjazdy, bo praca i praca, czas trochę spuścić z tonu. A i zdrowie już nie to, kręgosłupy bolą, mięśnie bolą, człowiek łazi pod koniec dnia jak zombi:-) Dziś będziemy odpoczywać, leniuchować, a jak po południu zrobi się pogoda, pójdziemy na Połoninki Arłamowskie, bo teraz leje:-) pozdrawiam serdecznie.
Ano tak, Marysiu! Choć sie tyle zrobi ,to jeszcze drugie tyle wciaz jest do zrobienia. Niekończąca sie opowieść.
UsuńJa lubię pracować i w duecie i solo. Czynności wykonywane we dwoje posuwaja sie szybko do przodu, wysiłek rozkłada sie na dwoje. Natomiast praca solo wycisza, jest rodzajem jakiejś mantry...
My też sie czasem z Cezarym kłócimy i spinamy podczas roboty - zwłąszcza jeśli ścieraja sie dwie koncepcje, co do wykonania jakiejs roboty. Cóż, trzeba wówczas pójśc na kompromis!:-)
I masz rację, co to do tego, że trzeba sobie czasem odpuscic to pracowanie i zajać jakimiś przyjemnościami, które człowiek stale odkłada. A na pewno wędrowanie, wycieczki w blize czy dalsze okolice do nich należą. Obie mieszkamy w tam pięknych okolicach, że życia nie starczy by to wszystko zwiedzić, nacieszyć sie tym pięknem!
Połoninki Arłamowskie? Też musimy kiedys tam pojechac. Od nas tam jednak o wiele dalej, niz od Ciebie a więc to dla nas cała wyprawa!:-)
Nie wiem, czy dzisiejsza pogoda pozwoli na wycieczki. Zdaje mi sie, że im później, tym bardziej deszczowo będzie.Moze jutro zrobi sie pogodniej? Zobaczymy!
Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu!:-)
Dzień pracy pracowicie uświęcony!
OdpowiedzUsuńGdy jeździmy tu i tam i widzimy prace polowe, to rzucają nam się w oczy sterty kamieni na poboczach, zbieranych co roku z pól. Pomyślałam właśnie, że z tych kamieni niejedna budowla mogłaby powstać i tak się chyba działo w dawnych czasach.
Pozdrawiam z bardzo deszczowych Kujaw, ale podobno deszcz w maju potrzebny:-)
Fajnie, że po pracowitych dniach przychodzą dni odpoczynku, że można sobie bez wyrzutów sumienia po prostu poswietować i troszke poleniuchować, ciesząc sie przy okazji efektem swoich prac.
UsuńTak, z tych polnych kamieni mogłoby powstać wiele ciekawych budowli. I pewnie powstaje (jak i w dawnych czasach powstawało).Widuję np wybudowane z kamieni piwniczki ziemne, albo wykłada sie nimi wnętrza studni. No i wykłada sie nimi drogi, obkłada kwietniki i grządki. Zazwyczaj na wsi nic sie nie marnuje.
U nas też pogoda mocno niepewna. Słońce i deszcz na przemian. Może jeśli chodzi o wycieczki to nie najlepsza aura, ale za to świetna pogoda dla roślin. Rosną w oczach!:-)
Pozdrawiam serdecznie, Jotko!:-)
Dziękuję za życzliwe słowa i odwiedziny, Agnieszko. Pozdrawiam serdecznie!:-)
OdpowiedzUsuńu nas zimno deszczowy poranek... szaro i buro, ale usmiechy i garśc życzliwości podsyłam, lubię takie wykorzystywanie tego co mamy na naszym terenie. Pożytecznie i pracowicie.
OdpowiedzUsuńTak, deszczowo jest chyba teraz w całej Polsce. Ale dobrze. Deszcz przecież też bardzo potrzebny. Roślinki piją do woli. Och, jak cieszą sie nasze żaby w stawiku!
UsuńI ja lubię wykorzystywać to, co jest, nie lubię zbędnego wyrzucania i marnowania czegokolwiek. Każdy kamyczek moze sie przecież przydać. I każdy kawałek drewna.
Pozdrawiam Cię z uśmiechem, Alis!:-)
Żadne z Was nie odpoczywało.
OdpowiedzUsuńPrawdziwa miłość polega na wspólnej pracy, leniuchowaniu i na wspólnym odczuwaniu. A także na oglądaniu urody tego Świata.
Serdeczności :-)
Stokrotko miła! Co jakiś czas odpoczywaliśmy albo razem albo na przemian. Mamy na podwórku dwa krzesła ogrodowe, na których bardzo przyjemnie sie przysiada zwłaszcza gdy świeci słonko. Wówczas patrzymy na ogród i cieszymy sie jego urodą. Chłoniemy z niego spokój i ciepło. A do tego zaraz psy korzystają z okazji i od razu przybiegają do nas na pieszczotki i zabawy!:-)
UsuńDziękuję za Twoje słowa i zasyłam serdeczności dla Ciebie!:-)
Pierwszy akapit bardzo mnie poruszył. Kwintesencja partnerstwa i miłości w związku.
OdpowiedzUsuń>>Życie to działanie i rzeźbienie rzeczywistości>> kradnę to do siebie, bo właśnie napisałam nowy post i mi te słowa pasują jak ulał.
Ciekawa historia, można powiedzieć – kamienie z puentą.
Masz rację, Marssi. To zdanie jest kwintesencją partnerstwa i miłości w zwiazku. Pamiętam, jak omawialiśmy to zdanie w liceum. Wszystko było jeszcze wówczas dla mnie teorią. Teraz jest praktyką i dopiero teraz rozumiem jak bardzo jest ważne.
UsuńZaciekawiłaś mnie pomysłem wykorzystania mojego zdania w Twoim poście. Nie omieszkam zajrzeć do Ciebie i przeczytać.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
1 maja wypadł w sobotę, więc sadziliśmy kwiaty balkonowe ( synowa ma wtedy wolne, to dziadkowie mogą spokojnie pracować:-) Ale dziś i jutro święto, więc jest chwila m.in. na blogowanie:-) Kamienie też uwielbiam i mam ich dużo.
OdpowiedzUsuńJest święto a do tego zimno na dworze - można więc odpocząć, zajać sie czymś innym niż pracą ogrodowo-balkonową. Kamienie pięknie wyglądają w ogrodzie. Wspaniale współgrają z zielenią, ziemią, kwiatami...
UsuńUściski serdeczne zasyłam Ci Basiu!:-)
Nie wiem co to jest, ale milosc do kamieni byla we mnie od zawsze... Jako dziewczynka znosilam sobie male kamyki z plazy albo z laki, pozniej przywozilam z podrozy w kieszeniach, do dzis mi zostalo ( przy okazji mam jeszcze kawalek berlinskiego muru, ktory padl w 1989 roku tuz u moich stop:)), kamienie maja w sobie tajemnice ziemi, z ktorej wyrosly. Cudownie je wykorzystujecie Olu, piekna praca was obojga. Nasza dzialka malutka, ale wyobraz sobie, ze kiedys w pracy ktos oddawal kamienie z dzialki i ja po nie pojechalam i przytargalam na tylnym siedzeniu. W ogrodzie ulozam z nich kregi pod drzewkami i jeszcze starczylo na kamienny krag. Kiedys roslo w nim drzewko a teraz bedzie to krag na male ognisko.. O takim ognisku jak wasze wlasnie marze , pozdrawiam Olu i zycze milego odpoczynku po ciezkiej pracy😘
OdpowiedzUsuńDroga Kitty! Zdaje mi się, że więź z ziemią, jej magiczny wpływ na nasze samopoczucie wyraża sie takze w naszym stosunku do kamieni. Napisałam kiedys w wierszu pt. Wyrazistość: "Podnosze kamienie i badam ich dotyk. Znów gładzę ich gładką, idealną bryłę.Przeczesuję trawę, bo takie pieszczoty.Dają mi wciaż życie i zwracaja siłę." - tak to właśnie czuję od zawsze. Natura w każdym jej przejawie jest dla nas opoką, nadzieją i skarbem.
UsuńSama cenisz i zbierasz kamienie, wiec pewnie czujesz coś podobnego. One są odwieczne. Z cudownym stoicyzmem przetrwają wszystko. Czasem chciałoby sie być takim kamieniem...
Ognisko w kręgu, nawet malutkim, to takze ważna dla człowieka rzecz. To takie pierwotne, takie uspokajajace i magiczne móc usiaśc sobie przy takim ognisku, zapatrzeć sie, ogrzać, odpłynac myslami hen...
Masz kawałek berlińskiego muru? Niesamowite! Świetna pamiątka!:-)
Ciepły uśmiech zasyłam Ci, Kitty!:-)*
Dzielę się z Wami moim nowym wierszem, który wczoraj się urodził. I zachęcona postem biorę się dla równowagi za pracę fizyczną. Czy siódme zdjęcie to Wasz dom z tyłu? Już w myślach biorę farby i maluję go na kolorowo. Na bardzo kolorowo - bajkowo:)!
OdpowiedzUsuńGdy wokół ciemność mocno napiera
I zewsząd lęk, niepokój żniwo zbiera
Gdy to, co znane, w gruzy się wali
Spróbujmy z ruin siebie choć ocalić
Rozpalmy w sobie iskierkę ducha
Niech mocno płonie, żarem w górę bucha
Niech nam przypomni swe pochodzenie
I niech na co dzień w życiu da spełnienie
Gdy ludzkość zbiera plony rozumu
Gdy brak odwagi by się wyrwać z tłumu
Nagle światełko widzisz w oddali
I poznasz prawdę, ona cię ocali
Tak, Iwonko to zdjęcie przedstawia kawałek naszego domu od południowej, czyli frontowej strony. Mam nadzieję, że w piękne kolory ustroją go kiedyś pnące róże i inne kwiaty, dla których szare tło będzie odpowiednim tłem. A bywa tak w pogodne, pełne magicznej energii dni, że ta szarość zmienia barwy na piaskową albo miodową. A znowu o kolorowym zachodzie wydaje sie różowo-liliowy. Widać, że dom cieszy sie czarami słońca, że rozmawia z nim, że pulsuje ciepłem, cieniem oraz odblaskiem i to jest niesamowite.I nie potrzeba żadnych farb. Samo widzenie, postrzeganie, pospołu z wyobraźnią maluje domostwo w nowe, zmienne odcienie...
UsuńSerdecznie dziękuję Ci za wiersz. Jest piękny. Czytam go ze wzruszeniem, ma on bowiem ważne dla nas wszystkich przesłanie. "Rozpalmy w sobie ducha.Ocalajmy siebie. Dostrzeżmy światełko w sobie i w oddali". Bo przecież ono tam zawsze jest, tylko my czasem nie umiemy go dostrzec. Boimy się, że chmury pozostaną juz na zawsze na naszym niebie a wszak istotą chmur jest ich przepływ i zmienność.Z tego także płynie dla nas pociecha i nadzieja.
Olu, to zdanie jest naprawdę wzruszające, ale w patrialchalnym świecie, gdzie chłopcó się nie przyucza do domowych obowiązków, gdzie 80% prac domowych spada na kobiety, brzmi jak żart, albo jednorazowy akt łaskawości. A za takie słowa, że ktoś wyręczy chociaz przez jeden dzień, kobiety byłyby wdzięczne. Wiadomo jak to wygląda u większości społeczeństwa, on łaskawie pomaga, zamiast współuczestniczyć jak partner. Być obdarowaną taką troską jest bardzo miłe, i zgadzam sie wspólna praca jest niesamowicie przyjemna i bardzo zbliża.
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że praca fizyczna może być zródłem satysfakcji, może nie panuję nad swoim życiem w pełni, ale nad tym konkretnym zadaniem tak. I czuję moc i szczęście, które mnie rozpiera, kiedy się nakopię i nawsadzam, poprzenoszę i napocę. Kiedy dopadnie mnie stres, nie zajadam się czekoladą, tylko idę do ogrodu, albo biorę się za porządki, bardzo mnie uspokają przywracania ładu. Tak, tak i jeszcze raz tak, działalność zapobiega nudzie i marazmowi. Jak mam plany i coś robię, czuję, że żyję. a sen jest najlepszy po aktywnym, pełnym satysfakcji dniu:)
Kiedy wykopywałam sobie ogródek, odsłoniły się wielkie głazy obok siebie, wokol nich zbudowalam grzędy, bardzo uroczo to wyglada, do swoich klombów też nosiłam i woziłam cegły. Czuję, że efekt Waszej pracy będzie bajeczny. Jak rozkwitną róże i piwonie, cała ściana domu nabierze zycia. Widze, że już ruszyło się w Twoim ogrodzie, u mnie szybciej przychodzi wiosna, więc moje ogórki mają po 3 listki, ale i tak Twoje roslinki gonią moje:) Pozdrawiam Cię serdecznie i zyczę pięknych kolorów:)
Tak, Marylko. I mnie to zdanie wzrusza, porusza, jest bardzo, bardzo ważne. Myslę, że w wielu domach wychowuje sie jeszcze chłopców w starodawny, patrialchalny sposób. Poprzez to wdrukowujac im w głowy pewne schematy zachowania, wmawiajac, że pewnych rzeczy robić nie muszą a nawet nie powinni, bo kobiety zrobia to lepiej, bo im - mężczyznom robic tego nawet nie wypada. A przecież jest to jakimś rodzajem dyskryminacji mężczyzn.To jakieś sztucznie narzucane kalectwo. Nie powinno być żadnych barier. Każdy może umieć robić prawie wszystko. Byleby tylko chciał.
UsuńDziałanie naprawdę potrafi człowieka ocalać przed smutkiem, marazmem, zniechęceniem i bezwłądem. Najtrudniej zawsze sie za cos zabrać. Wyrwać ze stanu niemocy. Ale jak już sie zacznie wtedy szybko mija ów dziwny stupor duszy i człowiek znowu rozposciera skrzydła. I znowu zaczyna dostrzegac sens. Wierzyc w siebie i ...frunąć!:-)
Mam nadzieję, a właściwie pewnosć, że te ruże i ine kwiateczki piękne sie przy ścianie domu rozrosną ponieważ to południowa a wiec najcieplejsza ściana. A dodatkowo kamienie oddadza sadzonkom duzo swego ciepła. I od wiatru będą tam roślinki osłonięte.
U mnie na razie nasiona ogóreczków i dyń cicho siedzą w ziemi ( Nauczona zeszłorocznymi niepowodzeniami w tym roku posiałam je w malutkich doniczkach i czekam na sadzonki, które będę mogła w odpowiednim momencie przesadzić do ziemi).
Teraz u nas chwilowo chłodno a niebo zachmurzone, ale i taka pogoda jest od czasu do czasu potrzebna. Natura wie, co robi.
Ściskam Cię bardzo serdecznie i życzliwe myśli zasyłam!:-)*
Bardzo fajny pomysł na wykorzystanie głazów i kamieni i chociaż mam świadomość, że to była ciężka praca, to efekty wynagradzają wysiłek i trud. Spokojnie można to zaliczyć do jednego z punktów idei "zero waste" :).
OdpowiedzUsuńWłasny dom a przy domu ziemia to niekończąca się lista obowiązków, obarczenie którymi jednej osoby jest wprost niewyobrażalne. Zatem cudnie że "tyraniem" dzielicie się między sobą. Wiesz o czym sobie pomyślałam kiedy czytałam o dzieleniu się obowiązkami albo o wyręczaniu się nimi? Że równie ważne co pomaganie jest pozwolenie sobie pomóc bo znam takich, którym przychodzi to z wielkim trudem.
Wszystkiego dobrego w tym pierwszym majowym tygodniu, niech w końcu słońce wyjdzie na dłużej.
Ano właśnie! Zero waste! Przeciez ta idea nie musi dotyczyc tylko jedzenia, opakowań czy ubrań. Prawie wszystko może zyskać drugie zycie.
UsuńDom i teren wokół jest jak dziecko - wciaz trzeba o niego dbać, starać sie robić co w naszej mocy, by był zdrowy, szczęśliwy i bezpieczny, by panowała w nim harmonia.
Tak, niektórzy nie potrafią przyjąć pomocnej dłoni. Zdaje im się, że to jakis rodzaj wstydliwej słabości, nieporadności. W imię ambicji czy uporu zaciskają zęby i próbują robić sami, chociaż pomoc bardzo byłaby im przydatna.
Tobie także wszystkiego dobrego, Mo!Niech wiosna obdarza nas swym ciepłem i pięknem!:-)
Kawał dobrej roboty wykonaliście. Podziwiam. Praca przy swoim domu nigdy końca nie ma... Pocieszeniem jest to że robimy to dla siebie i to cieszy. A ostatnie zdjęcie uśmiechu pieska mówi wszystko że jest pięknie!
OdpowiedzUsuńTa praca pomimo ogromnego zmęczenia (a może też dzięki niemu) przyniosła nam sporo satysfakcji. Była planowana od dawna i nareszcie jest zrobiona, a już samo to jest dużą ulgą!:-)
UsuńJak jechaliśmy na zawody, mama kolegi mówiła, że przez tą pogodę(zimno) jeszcze nic nie posadziła w swoim ogródku. Może wkrótce się to zmieni, im plus. Ostatnie zdjęcie mnie rozczuliło bez reszty. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, ja też posiałam zupełnie niedawno wiele rzeczy. Ale nareszcie jest ciepło, tak jak powinno być o tej porze roku.
UsuńOstatnie zdjęcia naszej kochanej Zuzi też mnie rozczula...
Pozdrawiam Cię gorąco, Karolinko!:-)