Niestety, po kilku dniach poprawy stanu zdrowia naszej ukochanej psinki Zuzi znowu jej się diametralnie pogorszyło. Od tygodnia jeździmy z nią nieomal co dzień do weterynarza. A właściwie do różnych weterynarzy bo żaden nie wie dokładnie co jej jest i żaden nie umie znaleźć skutecznej terapii. Zrobiono jej badania krwi i wyeliminowano jakąkolwiek chorobę wirusową, czy odkleszczową. Po USG wyszło jej, że ma nieco powiększoną wątrobę i trzustkę oraz stan zapalny jelit, ale żadna z tych dolegliwości nie może być źródłem ogromnego bólu, którego Zuzieńka doznaje ilekroć przestają działać zastrzyki z pyralginą. Podałam jej przez ten czas 10 kroplówek z solą fizjologiczną, bo mimo tego, iż bardzo dużo pije wet orzekł, iż jest odwodniona. Nadal daję jej zastrzyki z antybiotykiem, środkiem przeciwbólowym oraz ze sterydem. Po sterydzie, przez jakiś czas biedaczka czuje się lepiej, wraca jej apetyt oraz żywsze spojrzenie. Jednak gdy tylko steryd i środek przeciwbólowy przestają działać, wówczas znów władzę na nią przejmuje przygnębienie, apatia, cierpienie oraz słabość.
Obawiam się, że USG prawdopodobnie nie wykryło jakiegoś guza, który może być źródłem jej złego samopoczucia i cierpienia. Sama już nie wiem, co mam o tym myśleć…Serce pęka, gdy się patrzy na jej bezradność, przygnębienie i ból. Pozostałe psy doskonale wyczuwają, że z Zuzią jest coś nie tak. Nie zaczepiają jej w żaden sposób, machają na jej widok ogonami, z nadzieją wąchają przewodniczkę stada co jakiś czas, lecz zaraz odchodzą zasmucone na bok. Myślę, że chory pies wydziela jakiś charakterystyczny zapach, wyczuwalny tylko dla innych psów. I między innymi dlatego Jacuś, Hipcia i Misia wiedzą, iż z Zuzią dzieje się coś złego. Tak czy siak walczymy o nią i walczyć będziemy póki tylko się da.
Poza tym mamy sporo pracy z jodłowym drewnem rozpałkowym, które Cezary tnie na pile – cyrkularce, kiedy tylko pogoda na to pozwala. Oj, mnóstwo tego drewna czeka jeszcze do pocięcia ( w sumie 8 metrów). A tymczasem wczoraj mój mąż poważnie się przy tej pracy skaleczył. Piła omal nie ucięła mu kciuka. Strasznie to niebezpieczna robota. Chwila nieuwagi może się bardzo źle skończyć. Dzisiaj od rana burzowo i deszczowo, drewno moknie a więc Cezary odpocznie trochę od pracy a jego palec odrobinę się podgoi. Kolejność prac gospodarskich mamy ściśle rozplanowaną. Kiedy tylko skończymy z drewnem rozpałkowym przyjdzie czas na drewno opałowe, którego kilkanaście metrów też trzeba będzie pociąć piłą spalinową, połupać elektryczną łuparką a następnie zwieźć pod wiatę by wyschło do zimy. Potem zamierzamy zająć się betonowaniem kamiennego murku, o którym tu niedawno pisałam oraz wieloma innymi pracami gospodarskimi, których, jak u każdego na wsi, zawsze jest bez liku.
Nadal kontynuujemy naszą dietę ketogeniczną. Bardzo dobrze się oboje na niej czujemy. Zazwyczaj wystarczają nam dwa posiłki dziennie. Jadamy smacznie, zdrowo, różnorodnie i kolorowo. Łykamy suplementy ( magnes, potas, witamina D3, berberyna). Po miesiącu stosowania tego sposobu żywienia oboje już sporo schudliśmy, nie głodując ani nie czując, że czegoś się wyrzekamy, że czegokolwiek nam brakuje. Na pewno więc będziemy przy tej diecie trwać.
obiad: tatar z sałatką warzywną z oliwą, pomidorami i awokado
obiad: leczo z wędzoną makrelą
obiad: pieczona golonka z zieloną sałatką z liści mlecza, szczypiorku, kapusty pekińskiej i ogórka
A tymczasem w ogrodzie pięknie. Kwitną wspaniale i pachną upojnie fioletowe bzy. Zieleń wręcz bucha zewsząd. Prawie wszystko (poza ogórkami, kabaczkami i dyniami) wykiełkowało. Trwa cudny, wiosenny czas, którego nie zaburza nawet kapryśna pogoda. Tylko zmartwienia nie za bardzo pozwalają się tym cieszyć…
Dlatego także sprawy bloga i wszelkie inne odeszły na razie na dalszy plan. Jak się coś u nas zmieni – napiszę. A na razie pozdrawiam Was serdecznie.
Oj, Olu, żeby tylko leczenie weta i Wasza opieka były skuteczne, serdecznie tego życzę, bo wiem, jak człowiek chce zwierzęciu pomóc, a jest bezsilny. Może diagnostyka w kierunku nerek, może to niewydolność, wiem, że to wszystko dużo kosztuje, i badania, i leki, a efekt niewiadomy ... ale skoro było badanie krwi, coś by wykazało.
OdpowiedzUsuńWiem, że serce boli, ale tak jak napisała Jotka "życie to nie jest bajka", musimy się zmierzyć z różnymi przeciwnościami.
Drewno na rozpałkę jak zamokło, tak i wyschnie, a Cezary niech wykuruje ranę. Mąż przywiózł mi wczoraj wieści, ktoś tam kupował drewno na budowę domu i że drewno w lesie zdrożało prawie 100%, ale co? nie będziemy palić w piecu w zimie? właściwie to drąży mnie jakiś nieokreślony niepokój, jakby coś czaiło się za plecami, jakiś brak bezpieczeństwa. Może to tylko taki dzień dzisiaj, duszny, mokry i burzowy? Pozdrawiam serdecznie i wytrwałości życzę, zarówno w diecie, jak i w walce o zdrowie psinki.
Z nerkami Zuzi na razie wszystko dobrze. Sporo juz badań przeszła a na pewno to nie koniec. Koszty tego wszystkiego rzeczywiscie spore, ale mam wrażenie, że w dobie pandemii opieka weterynaryjna stoi na o wiele wyższym poziomie niż ta dla ludzi (a przynajmniej nie opiera sie ona na teleporadach!)
UsuńPo wczorajszych ulewach drewno musi wyschnąc aby nadawało sie do ciecia i chowania. A i palec Cezarego jeszcze nie nadaje sie do roboty.
Też mam w sobie rózne niepokoje i lęki. Nie dosc, że zyjemy w dziwnych, niepewnych czasach, to jeszcze osobiste zmartwienia nagle spadają na człowieka.Rzeczywistosc jak bańka mydlana...
Dziękuję za dobre słowo i pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu.
Olgo, poczytuję bloga od czasu do czasu, ale teraz muszę się wypowiedzieć, ponieważ choroba ukochanego psa mnie też dotknęła. My walczyliśmy 7 m-cy i niestety przegraliśmy... Mam nadzieję, ze wet dojdzie,co psince dolega. Z własnego doświadczenia sugeruje sprawdzenie w kierunku chłoniaka. Nasz pies też dużo pił, a to jest podobno (teraz do wiem) pierwszy jego objaw. Niech wet zbada węzły chłonne. Trzymajcie się cieplutko i nie traćcie nadziei!
OdpowiedzUsuńDario, bardzo dziekuję za podpowiedź. Przy następnej wizycie u weterynarza zasugeruję mu sprawdzenie węzłów chłonnych naszej Zuzi. Ech, naczytałam sie o chłoniakach i rokowaniach leczenia. Niewesoło to wygląda, mam wiec nadzieję, że to nie to...
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie.
Dziwne, ze nie znaleziono przyczyny choroby oraz powodu cierpienia i przepisuje sie rozne lekarstwa...Wspolczuje Wam i Zuzi...
OdpowiedzUsuńPiekny ten majowy krajobraz i az strach pomyslec ile przy tym pracy :)
Zdaje mi sie, ze praca weterynarza czy lekarza czesto przypomina pracę detektywa. Tropią, szukają, domyslają się, błądzą, nie zawsze potrafia dociec przyczyny choroby. Dużo tu zależy też od ich doswiadczenia, praktyki, wiedzy i stałego dokształcania się. Wszystko to trwa a tymczasem choroba Zuzi nie mija...
UsuńKrajobraz majowy i moim zdaniem jest piekny. A praca w ogrodzie choć potrafi człowieka zmęczyć, to jednocześnie daje mu troche wyciszenia i oderwania od problemów.
Ściskam Cię mocno, Elu.
Te posiłki bardzo apetycznie wyglądają. Szkoda Zuzi, a przede wszystkim szkoda, że tak cierpi. Mam nadzieję, że wet szybko znajdzie przyczynę jej złego samopoczucia. Ogród macie jak z bajki! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTe posiłki nie dosć, że są apetyczne, to jeszcze zdrowe i sycące.
UsuńBardzo martwi nas stan Zuzi. Na razie nie widac poprawy.
A ogród zyje, zieleni sie i kwitnie - jak zawsze o tej porze roku.
Zasyłam Ci pozdrowienia, Karolinko.
Niech Zuzia zdrowieje, pieski są tak szlachetne, cierpia po cichu, jakby przepraszając za klopoty....znam ten ból patrzenia na pieska chorego i bezsilnosc, kiedy nie możma pomóc...sciskam
OdpowiedzUsuńNiech zdrowieje! Ma dopiero jedenaście lat. Mogłaby przecież jeszcze parę lat cieszyć sie życiem. Ale weterynarze mówią, że to staruszka i że różnie może być...A przecież jeszcze kilka tygodni temu zachowywała sie niczym radosny szczeniak! Ta choroba bardzo ją zmieniła...
UsuńI ja ściskam Cie, Grażynko.
Oleńko kochana żal mi Zuzieńki. Współczuję też Wam i rozumiem, że pewnie na razie chcesz odpocząć od bloga i skupić się na tym, co serce najmocniej zajmuje.
OdpowiedzUsuńNie będę komentować. Mam problemy z netem. Może ten komentarz jeszcze przejdzie.
Posyłam serdeczne uściski i dobre myśli. Niech Was dobro Waszych serc otacza, wspiera i strzeże:-)
Dziękuję za Twoje ciepłe, wspierajace słowa, Marytko.
UsuńRzeczywiscie, nie mam teraz głowy do blogowania.Nie za bardzo potrafie sie na czymkolwiek skupić poza tym co tu i teraz.
Gorące usciski i życzliwe mysli Ci zasyłam.
Dziwna sprawa z pieskiem, człowiek czuje się bezsilny!
OdpowiedzUsuńMój mąż omal kiedyś nie stracił palca na działce przy użyciu siekiery...
Prezentowane dania wyglądają apetycznie i pomysłowo, a najważniejsze, że czujecie się lepiej!
Trzymam kciuki za wszelkie poczynania:-)
No właśnie, człowiek czuje się bezsilny, gdy nie wiadomo co jest psu, gdy widzi, że on słabnie i cierpi a przyczyna tego właściwie jest nieznana. Ale przetrzac na nią, na jej samopoczucie, obawiam się, że przyczyną moze być nowotwór. U zwierzat wygląda to tak samo jak u ludzi...
UsuńDieta ketogeniczna nam służy, a tylu warzyw co teraz jadamy nigdy nie jadaliśmy!
Dziękuje za Twoje słowa Jotko i uściski zasyłam.
Współczuję cierpienia pieska. Bezsilność boli najbardziej. Mamy trzyletniego kundelka, nie jestem w stanie wyobrazić sobie jego cierpienia.
OdpowiedzUsuńMam pytanie dotyczące keto. Coraz bardziej skłaniam się ku takiemu sposobowi odżywiania, ale odrobinę boję się kosztów (w zwykłej diecie wypełniaczem jest chleb, ziemniaki, ryż i makarony), a do tego mam słabą silną wolę. Może mogłabym prosić o jakiś wpis o diecie? Pozdrawiam z okolic Hamburga.
Wiesz Anno, gdy sie ma psa trzeba sie niestety liczyc z tym, że jego młodosc i zdrowie nie będą trwały wiecznie. Jak dotąd nasza Zuzia byłą zdrowa, radosna i żywotna. Choroba nagle wszystko zmieniła.
UsuńA co do diety ketogenicznej, to warto spróbować. Wypełniaczami są tu wszelkie warzywa (z oliwą, tłustym serkiem, jajkami, oliwkami, avokado albo kawałkami kurczaka). Można też gotować zupy jarzynowe (najlepiej na tłustych wywarach miesnych)z kapustą, porem, pomidorami. Można sie zupami i sałatkami porządnie najeść i bardzo długo nie odczuwać głodu. Nie jest to zbyt tania dieta, ale w okresie letnim jej koszty są na pewno niże niż w okresie zimowym. Wszak teraz jest mnóstwo niedrogiej zieleniny i warzyw, a wszystko to będzie jeszcze tanieć.
Może za jakis czas (gdy miną zmartwienia)) wiecej napiszę o tej diecie, ale póki co znajdź sobie Anno w Internecie wiadomosci na jej temat. Jest bardzo dużo ciekawych stron i filmów ( np. na YT kanał lekarzy - braci Rodzeń).
Pozdrawiam Cie ciepło.
Anno, a propos Keto, chcialabym cos dodac od siebie , bo zyje wg Keto od zeszlego wrzesnia i chyba juz nigdy nie wroce " do tzw. normalnego" zywienia, bo wiem do czego ono prowadzi. Tak jak Ola pisze ; wypelniaczem w Keto sa wlasnie warzywa. Zamiast chleba, ziemniakow, ryzu, makaronu czy kaszy - w to miejsce mamy warzywa pod kazda postacia. Nie tylko salatki, ktore sa chlodzace, wspaniale sa warzywa na cieplo , smazone na oliwie z oliwek badz pieczone z oliwka, np, baklazany, kapusta w plastrach, marchewka, pietruszka, kalafiory, brokuly , papryka , cukinie - byle nie ziemniaki i nie straczkowe, bo dzialaja jak maka. Warzywa zapiekac mozna posypane serem, polane maslem , posypane ziolami z oliwka... One stanowia 3/4 talerza, reszta to proteiny, miesko , ryby, jajka, owoce morza , orzechy ... Tak skomponowany posilek z dodatkiem dobrego tluszczu zapewnia sytosc na wiele wiele godzin, w przeciwienstwie do tego " normalnego"'z masa weglowodanow, po ktorym juz po 2-3 godzinach bedziemy szukac przekaski. Nie boj sie sprobowac - jak zaczniesz prawidlowe Keto to pojdzie jak z platka👍Jesli znasz angielski to moge ci polecic wspaniale wyklady dr Berga i innych na youtubie. Pozdrawiam
UsuńA propos kosztow - przekonalam sie, ze zastapienie wypelniaczy warzywami okazalo sie chyba tansze w ogolnym rozrachunku. Przy tej diecie mijaja zachcianki na przekaski, pogryzanie, slodycze i wypelniacze. Je die rzadziej 2-3 razy dziennie , i suma sumarum okazuje sie to nie dosc ze fantastycznie zdrowe , to jeszcze ekonomiczne 👌
UsuńDziękuję :)
UsuńBraci Rodzeń oglądam od jakiegoś czasu, zaczęłam też słuchać dietetyka Mateusz Ostręga. Lubię wiedzieć co robię.
Angielskiego niestety nie znam. Dosyć dobrze radzę sobie w języku niemieckim.
Czytam, słucham i jestem coraz bliżej podjęcia decyzji o przejściu na dietę co najmniej niskowęglowodanową.
Pieskowi posyłam moc uścisków.
Anno, uważam że dieta ketogeniczna czy niskowęglowodanowa jest wręcz zbawienna, jesli chodzi o skuteczną walkę z pewnymi schorzeniami czy jeśli idzie nam o schudnięcie. Żałuję, że nie zdecydowałam sie na nią wcześniej. No, ale lepiej późno, niż wcale! Nie ma czego się bać. A jak widać z przykładu Kitty, która od wielu miesięcy juz ją stosuje i świetnie sie czuje - naprawdę warto!
UsuńDziękuję :). Zacznę od postu, potem zupy. Specyfika mojej pracy nieco mnie ogranicza, ale w lipcu będę już na Podkarpaciu i wtedy będzie łatwiej. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńTrzymam kciuki by powiodły sie Twoje plany, Anno.
UsuńBiedna Zuzia, tak cierpliwie znosi kroplówki i zastrzyki. Musi wiedzieć, że chcesz jej pomóc. Dziwne to, że weterynarz nie może jej zdiagnozować. Bardzo mi przykro Olu, że takie zmartwienie na Was spadło. Mam nadzieję, że Zuzia będzie wkrótce biegała z resztą po ogrodzie. Jest pięknie, ja też bym chciała mieć taki staw, na razie pracujemy nad bambusowym zagajnikiem. Gdybym wyrzucił a z diety ziemniaczki i chlebek to by i u mnie było keto:) Ściskam mocno i trzymam kciuki za psinkę.
OdpowiedzUsuńMarylko! Zuzia zastrzyki znosi cierpliwie, ale kroplówek nie cierpi, bardzo denerwował ja wenflon i wciaz trzeba było pilnować by go sobie nie wyszarpała. I na szczęście, póki co, nie ma juz potrzeby dawania większej ilosci kroplówek. teraz dostaje antybiotyk, steryd i pyralginę w zastrzykach. Bardzo duzo śpi. Myslę, że to dobrze w jej stanie.Marzymy z mezem o tym by mogłą sie jeszcze cieszyc życiem.
UsuńA co do diety ketogenicznej, to rzeczywiście to, co się je w jej trakcie nie jest jakimś wydziwianiem. To po prostu duza ilosc warzyw z mięsem albo innym źródłem białka oraz ze zdrowym tłuszczem. A że nie mozna jeśc chleba czy ziemniaków? I do tego można sie przyzwyczaić, bo człowiek znakomicie najada sie czym innym.A przy okazji łądnie chudnie.
Ściskam cię mocno i serdecznie, Marylko.
Olu, bardzo martwie sie o Zuzie wspolczuje wam i zycze jej poprawy. Robicie co tylko mozliwe, aby jej pomoc, ona to wie i czuje. Pierwszy raz jak napisalas o Zuzi wygladalo na jakies zatrucie? Ona tak nagle zachorowala, pokladala sie, nie jadla... nie wiem, moze zjadla cos na dworzu, co jej tak bardzo zaszkodzilo? .. Mowilas, ze podejrzewali zapalenie jelit? Biedna Zuzienka, ciagle mam nadzieje, ze pokona te chorobe. Sciskam was mocno a pieska glaszcze delikatnie .
OdpowiedzUsuńKitty, weterynarz wyeliminował możliwosc zatrucia bo tylko na początku Zuzia miałą wymioty. One ustały szybko. Biegunki takze nie ma. Ustapiłą też gorączka. Natomiast ma taki punkt w brzuchu, gdzie wciąz bardzo ją boli. To nie rokuje dobrze...
UsuńKitty, dziekuję za Twoją wspierajacą obecność i ciepło.
Jaka szkoda, ze Zuzia nie moze ci tego sama powiedziec... Ten jeden bolacy punkt to moze byc zla, ale tez dobra nowina. Moze cos jej utknelo w jelitach, albo na zoladku? Wiesz, juz nawet pomyslalam czy by jej nie dac orzechowki? Nalewki z orzecha wloskiego? Wiem, ze niesamowicie pomaga i nawet naparstek tego potrafi odblokowac caly system ( moja sasiadka wyprobowala jako najlepszy srodek na zoladek dla swoich dzieci - oczywiscie w malych dawkach, po lyzecce). Caly czas mysle , jak tam u was kochani 🤞🤞🤞
UsuńOlu, a czy brali pod uwagę jakiś złóg w moczowodzie? To daje bardzo dokuczliwe objawy (wiem po sobie i po Maksiu). Teraz jak Maks jest "niewyraźny" to dajemy mu pół tabletki nospy i za kilka godzin jest jak nowy. Przez cała pandemię obyłyśmy się bez weterynarza, ale w jednym badaniu moczu udało się wychwycić struwity. Przepraszam że tak z doskoku, ale wyszłam na chwilę ze swoich zawirowań i zajrzałam, co u Ciebie. Tak mi intuicja mówi, żeby to napisać. Bo nerki mogą być długo zdrowe w dolegliwościach z piaskiem lub kamyczkami w moczowodach, a tego nie ujawnia badanie USG, dopiero zdjęcie RTG. Pozdrawiamy i wspieramy Cię, Oleńko.
UsuńKitty! Dziękuję za Twoją podpowiedź, kochana, ale raczej nic Zuzi nie utknęło w jelitach ani w żołądku, bo to wet bardzo dokładnie sprawdzał na USG. A co do nalewki orzechowej, to nie mam jej w domu (ale wiem, która sąsiadka ją robi bo ma ogromnego orzecha włoskiego w swoim ogrodzie, wiec pewnie by mi w razie czego troche tej nalewki dała).Nie bardzo sobie potrafie wyobrazic podanie tej nalewki psu, bo nie dosc, że jest na alkoholu, to jest bardzo gorzka. Teraz nawet żadnych tabletek jej nie daję (bo wypluwa) a tylko zastrzyki.Od wczoraj nie musze jej podawać przeciwbólowych (a tylko antybiotyk), bo jest na silnych sterydach a one chyba maja działanie i przeciwbólowe i przeciwzapalne.Następna wizyta u weta w sobotę.
UsuńIwonko! Nie sądzę aby to był jakis złóg w moczowodzie, bo po pierwsze Zuzia duzo pije i duzo sika( nie wygląda by to jej sprawiało trudnosć) a po drugie przez kilka dni podawałam jej no-spę w zastrzykach i to nie przynosiło żadnej ulgi. Dlatego poprosiłam lekarza o pyralginę i dopiero wówczas udało sie uśmierzyć jej ból.Nie robiliśmy na razie RTG Zuzi, choć może będzie trzeba to zrobić za parę dni. Na razie Zuzia jest na silnych sterydach i antybiotyku. Od wczoraj nie musze dawać jej zastrzyków przeciwbólowych bo nie widać, by Zuzia cierpiała (wówczas bardzo dygocze, ziaje i popiskuje). Teraz bardzo dużo śpi, wieczorami troszkę zjada, nadal jednak jest bardzo słaba.Obserwujemy ją uważnie i liczymy na to, że w koncu to sterydowo-antybiotykowe leczenie przyniesie jakies efekty. W sobotę mamy kolejną konsultacje u weta.Zobaczymy co powie, co zdecyduje.
UsuńDziekuję za Wasze wsparcie, drogie dziewczyny.Życzliwe myśli Wam przesyłam.
Olu, to takie jakby lepsze wiesci, przynajmniej Zuzia juz nie cierpi , a moze to i znak ze cokolwiek to jest zaczyna lekko ustepowac? Bardzo mocno trzymam kciuki i jestem dobrej nadziei 🤞🤞🤞😘😘😘
UsuńTak, Zuzia teraz już nie cierpi. Nadal jest jednak słabiutka i apatyczna. W ciągu kilku tygodni taka starowinka się z niej zrobiła. Mam jednak nadzieję, że kwestią czasu jest by zaczęło jej się polepszać.
UsuńŚciskam Cie mocno, Kitty.
Bardzo, bardzo wspieram myślami dobrymi. Nie znoszę bezsilności, gdy moi najukochańsi chorują lub źle im się dzieje. Cezary też pewnie martwi się o Zuzkę i mniej uważny jest. Trzymam mocno kciuki, by postawiono prawidłową diagnozę i było dobre leczenie. A jeśli nie, cóż...nie ma potrzeby cierpieć na tym świecie. Zwierzaki maja taką opcję na szczęście. Przytulam Olu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aniu. Tak, bezsilność jest najgorsza. Człowiek robi, co może by pomóc zwierzęciu, bo to przecież członek rodziny, kochana, bliska istota.
UsuńTak, Cezary martwi sie bardzo o Zuzię, oboje sie martwimy. To zawłaszcza prawie zupełnie nasze myśli.Palec mojego meża będzie sie długo goił, bo tak to jest z raną szarpaną.
Tak, zwierzę ma prawo do skrócenia cierpień. Mam jednak nadzieję, że jeszcze duzo memy czasu do koniecznosci podjecia tej ostatecznej decyzji. Staramy sie nie tracic ducha i każda nawet maleńka czy chwilowa poprawa jej samopoczucia nas cieszy i wzrusza.Jak tylko Zuzia zamacha ogonem na nasz widok, jak kładzie sie na boku by głaskać jej brzuszek, to od razu rodzi sie nadzieja, że będzie z nią lepiej.Oby tak było.
Cały czas przesyłam dobre myśli. Przykre jest kiedy chorują najbliżsi człowiek chociaż powie gdzie go boli - psina nie. Znam ten kłopot kiedy mój psiaczek chorował. Praca z piła lub podobnymi narzędziami jest zawsze niebezpieczna, przypomniało mi się kiedy miał wypadek mój partner, obcięło mu dwa palce - uważajcie. Trzymajcie się ciepło.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Oleńko. Tak, psina nic nie moze powiedzieć, ale wiele można się domyśleć z jej zachowania, czy choćby spojrzenia. Zuzia ufa nam bezgranicznie, jest bardzo mądra i cierpliwa. Nie sądzę by nasze pozostałe psy umiały w takiej sytuacjach zachowywać sie tak mądrze jak ona.
UsuńOj, tak! I ja znam parę osób, którym piła obcięłą palce. To strasznie niebezpieczne urządzenie a co poczać, skoro w gospodarstwie nieodzowne/ Ech, Cezary, gdy tylko da rade znowu przystąpic do ciecia drewna (bo na razie palec zbyt go boli) będzie musiał bardzo, ale to bardzo uważać.
Pozdrawiamy Cię oboje.
Serce mi pęka, gdy czytam Twój wpis - wiem, przeżywałam i utulam Was. Oby wszystko się dobrze skończyło.
OdpowiedzUsuńTak, Gabrysiu. To są bardzo trudne chwile i pamiętam, że i Ty niedawno je przeżywałaś. Ech, takie jest zycie. Kto kocha, musi sie liczyć z tym, że przyjdą takie właśnie chwile i pojawi sie cierpienie i smutek.
UsuńDziękuję za to, że jesteś blisko z dobrym słowem.
Żal mi psinki.Nasz Ruduś żył kilka lat z nieoperowalnym nowotworem. Cierpliwa jest bardzo, że się poddaje zabiegom. A jedzonko wygląda wyśmienicie. Przytulam Oleńko.
OdpowiedzUsuńPamiętam, Basieńko jak pisałaś o swoim biednym Rudusiu. To są tak bolesne sprawy, a nieuniknione, niestety, gdy ma sie pod opieką zwierzęta.
UsuńZuzia jest naprawdę zadziwiajaco cierpliwa. Dobrze jednak, że na razie nie musze jej dawać kroplówek, bo pod koniec juz bardzo źle je znosiła.
Dziekuję, za Twoją bliskosć.
Pamiętam o Was...
UsuńDziękuję,Basiu ♥
UsuńDziewczyno moja droga, trzymam za was mocno kciuki, życząc zdrowia. Dobrej diagnozy i dobrego leczenia
OdpowiedzUsuńKiedy zachorował nasz Maks, moja wet powiedziała - kiedy kocha się swoje zwierzęta, pomaga im się, aby odeszły bez cierpienia - wtedy tymi słowami mi pomogła. Pamiętaj o nich. Odpoczynku wam życzę - od pracy i od zmartwień
Dziękuję, Graszko.
UsuńTeż już przeszłam pare razy w życiu ten okropny etap podjęcia ostatecznej decyzji. To było ogromnie trudne, bolesne i traumatyczne, ale w tamtych momentach, niestety, konieczne. Mam jednak nadzieję, że nasza Zuzia nie weszła jeszcze w ten etap, że jeszcze sobie spokojnie i bezboleśnie pożyje.Jest słabiutka, całe dni poleguje i przesypia, ale zdaje mi się, że leki działają i już jej nie boli,wieczorami pojawia sie też u niej apetyt. Może wiec idzie ku lepszemu? Chwytam sie każdego promyka nadziei.
Serdeczne pozdrowienia zasyłam Ci, Graszko.
Walczcie o nią z całych siła a gdy nie daj Boże przyjdzie ten czas, pozwólcie jej odejść niechby i za tęczowy most. A dlaczego zwierzaczki odchodzą za tęczowy most a ludzie do Nieba lub do Piekła? Ja wolę za tęczowy most, gdzie łąki kwietne, woda, wiatr i motyle, nawet bardziej niż do Nieba.
OdpowiedzUsuńPotrawy smakowite, jak się ogarnę to będę wracać do Twoich majowych postów po potrawy zdrowe i smaczne.
Zgadzam sie z Tobą, Krystynko - trzeba walczyć póki się da, ale trzeba też umieć sie poddać, gdy walka nie przynosi pozytywnych rezultatów. A jak na razie Zuzia ma sie odrobinę lepiej.A i ta odrobina bardzo nas cieszy. A co do świata za tęczowym mostem, to też wolałabym trafić tam, niż do nudnego nieba albo horrorowatego piekła. Zresztą, za tęczowym mostem czeka już na mnie kilka kochanych istotek. Mam nadzieję, że i moja mama tam jest.
UsuńA co do pokazanych tu potraw, to pychota i prostota.A do tego można się tym porządnie najeść.
Olu, całym sercem jestem z Wami. A Zuzia to moje oczko w głowie, tak ja Misia. Będzie dobrze, musi być. Wirzę, że lekarz w końcu ją zdiagnozuje.
OdpowiedzUsuńWorek pozytywnych myśli przesyłam w Waszm kierunku, serdeczności Kochani!
Zdaje mi sie, że Zuzia czuje sie lepiej. Dobrze robią jej chyba te leki, które dostaje. Mam nadzieję, że to nie chwilowa poprawa.
UsuńAtaner! Dziękujemy za Twoje życzliwe myśli i pozdrawiamy!
Zmartwiły mnie wiadomości o Zuzi, ale skoro ostatnio czuje się lepiej, to super. Oby tak dalej. Trzymam mocno kciuki :*
OdpowiedzUsuńBardzo ostrożnie piszę tu o poprawie stanu zdrowia naszej Zuzi, bo nie wiem, czy to poprawa na stałe czy tylko chwilowa, jak ostatnio. Czas wszystko pokaże.
UsuńCieszę się Lidko, że nadal do nas zachodzisz, że trzymasz kciuki za naszą psinę. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuje za dobre słowo.*
P.S.
Milczysz na swoim blogu.Czy wszystko u Ciebie w porządku?
To wiadomo, że daleko Tobie do optymizmu w sprawie Zuzi ... Tez taka jestem.
UsuńNa blogu nie piszę, bo jakoś tak zabrakło mi pary i na blogi rzadko wchodzę, bo też jakoś tak... ale jestem zdrowa i wszystko jakoś tam się toczy, na ile to możliwe w tych dziwnych czasach.
Zbieram się do odkurzania bloga, mam nadzieję, że w końcu to zrobię, bo mi szkoda znajomości i bycia - choć wirtualnie.
Pozdrawiam Was i głaski dla Zuzi :***
Ano tak, Lidko. Te dziwne czasy powodują, że czasem słów brak by opisać to, co się w człowieku w duszy kotłuje. I rzeczywistośc wokół na pierwszy rzut oka zwyczajna, ale jednak inna, ale jednak mocno na człowieka oddziałowująca.
UsuńAle najważniejsze chyba, że nadal istniejemy, że tworzymy jakieś swoje bezpieczne, małe światy - na przekór temu co wokół.I że wciąz daje się znaleźć ludzi, z którymi można sie dobrze rozumieć.
Ściskam Cie serdecznie Lidko. I wiesz? Z radoscią powitam powrót Twego bloga, gdy zdecydujesz sie odkurzyć jego łamy!***
Jejku... serce mi się kraje... Na pewno jest Wam teraz ogromnie ciężko z powodu Zuzi. Trzymajcie się !!! Psina jest silna i kochana - przecież ma Was ! W ogóle nie wiem co powiedzieć... Nawet nie chcę sobie wyobrażać takiego zmartwienia.
OdpowiedzUsuńFajnie, że dieta ketogeniczna Wam obojgu przypasowała ! My też chcemy wprowadzić dietę, ale ja mam już wypróbowany - post Ewy Dąbrowskiej - i chcę jeszcze raz :) Buziaki posyłam :))) Trzymajcie się !!!
Droga Ulu, dziekuję za Twoje życzliwe słowa. Z Zuzią dużo lepiej. Nie wiemy czy to poprawa na stałe, czy przejściowa, ale cieszymy sie tym, co jest, każdym dniem, każdym momentem, kiedy ta słodka psina ma apetyt, ochotę do zwyczajnego szczekania, albo do dopraszania sie o pieszczoty.
UsuńTeż znam post Ewy Dąbrowskiej. Stosowałam go dwa razy z dobrymi rezultatami - tyle, że potem zawsze przychodził efekt jo-jo ilekroć wracałam do zwyczajnego jedzenia.Ech! To jest zresztą przypadłosc niemal wszystkich diet. Jest świetnie póki trwają.
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie od nas obojga i od Zuzieńki takze!:-))*