Zaczęły się dni obfitujące
w burze, a przy tym gorące, parne, pełne kumkania żab, bzyczenia komarów, gzów i
much. Czas intensywnego wysypu kleszczy. Świetnie miewają się teraz wszelkie
rośliny. Czują się pewnie niby w wielkiej szklarni. Niczego im nie brakuje do
szczęścia. Deszcz je podlewa, słońce ogrzewa, wilgotne powietrze otula ciepłym,
pachnącym tchnieniem. Co dzień to wszystkiego więcej w ogrodzie. Kiełkuje
wreszcie to, co do tej pory uparcie pochowane było w mrokach ziemi. Zieleń pnie się wyżej i wyżej, bujniej i bujniej.
Ogród, łąki, las i pola – kipią chęcią życia, wytrwałym, radosnym parciem ku
słońcu. Tylko my, ludzie zazwyczaj nie za dobrze czujemy się w czasie takiej
pogody. Niewiele człowiek zrobi, ot pochyli się nad grządką czy kwiatkiem i już
się cały potem zlewa. Tylko o poranku jest jeszcze przyjemnie, rzeźko i
energetycznie. Im bliżej południa, tym bardziej chce się człowiekowi cienia
szukać a w końcu i do domu się chronić, bo tylko tu jeszcze duszny upał nie
dotarł. Jeszcze! Bo za parę dni pewnie i w czterech ścianach stanie się gorąco.
Cóż, takie są uroki późnej wiosny i lata. Cieszmy się zatem tym, co jest. O
takiej wspaniałej bujności, obfitości barw i woni, o długich dniach i krótkich
nocach marzyliśmy wszak zimą, kiedy do ciepłej pory roku było jeszcze daleko. Teraz
ta właśnie pora jest tuż obok wraz ze swymi plusami i minusami, czaruje, dotyka
nas, ogarnia swoim trudnym nieraz do zniesienia ciepłym oddechem i uśmiecha się
ostrym błękitem nieba…
Rzecz jasna, mimo amazońskiej duchoty, nadal nie brakuje
nam z Cezarym inspiracji i chęci do robienia nowych zdjęć. Mój mąż najczęściej
fotografuje wszystko z bliska. Ma lepszy ode mnie aparat ze świetnym obiektywem
i nieźle wychodzą mu zbliżenia kwiatów, liści, szczegółów, które oku mojego
aparatu często umykają. Jego zdjęcia ukazują często niesamowity mikrokosmos
kształtów, faktur, nitek łodyg i pajęczyn czy skrzydeł owadzich. Natomiast ja
lubię złapać w teleobiektyw kawałek jakiegoś szerszego pejzażu, z niebem,
drzewami w tle albo wzgórzami. Patrzę na widoki wokół trochę jak na gotowe
obrazy, stworzone przez genialnego, choć nieznanego z nazwiska pejzażystę. Próbuję
też oddać jakiś ulotny nastrój chwili, tak, żebym nawet patrząc po latach potrafiła
przypomnieć sobie jak się w tamtym momencie czułam, o czym myślałam. Bywa
jednak, że zamieniamy się rolami i Cezary robi zdjęcia widokowe a ja
zbliżeniowe. Ot, zależy wszystko od ochoty i potrzeby. Potem, oglądając fotki
publikowane na blogu nie sposób wytypować przypadkowemu obserwatorowi, które
zdjęcia są czyje. Zresztą, czy to ważne? Ot, po prostu nasze…
Mnóstwo
fotografujemy tu, na miejscu, ale zdarza się nam niekiedy pójść, czy pojechać
gdzieś dalej, żeby zobaczyć i uwiecznić obiektywem coś nowego, by zaspokoić
ciekawość jak jest tam, gdzie nas nie ma, czy też zobaczyć z bliska to, co
przeważnie widuje się z daleka. I właśnie tak było z wyjazdem w okolice Dynowa,
gdzie w odległości mniej więcej 20 km od nas stoi kościół, przy sprzyjającej
pogodzie widoczny ze wzgórz rozsianych wokół naszego siedliska. Do niedawna
mogliśmy go tylko zobaczyć na zdjęciach autorstwa Cezarego (mój aparat nie ma
tyle zoomu by ściągnąć go tak wyraźnie), wykonanych w dużym zbliżeniu podczas
naszych wędrówek po okolicach. Bardzo jednak ciekawiło nas, gdzie właściwie położony
jest ów kościół i jak się dostać do
niego. Zabawiłam się w detektywa i przy pomocy Internetu znalazłam informację,
że jest to zbudowany pod koniec XX w. kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja położony
w dzielnicy Dynowa, zwanej Bartkówka. Następnie, pewnej słonecznej, lecz
chłodnej kwietniowej niedzieli pojechaliśmy na przejażdżkę w tamte strony i
przy pomocy mapy oraz podpowiedzi przechodniów dotarliśmy na miejsce. Do środka
kościółka nie wchodziliśmy, ponieważ głównie interesowała nas zewnętrzna bryła
tego obiektu sakralnego oraz widoki znajdujące się w jego bezpośrednim
sąsiedztwie.
I znowu coś nas tam
zafascynowało. Oto wyrastała na wprost nas góra z dwiema wieżami antenowymi na
szczycie. Po jej zboczu wiło się kilka żółtych, polnych dróżek i wprost
zapraszało by je poznać. Jedna z wychodzących z kościółka parafianek
wytłumaczyła nam, że to najlepszy punkt widokowy w okolicy zwany górą Winnicą i
że na pewno warto tam pojechać. Coś nam jednak tamtego dnia przeszkodziło w
realizacji tego pomysłu, dzisiaj nie pamiętam już co to było. Tak czy siak w
pierwszym tygodniu czerwca, w zupełnie innej już aurze wybraliśmy się w tamte
strony ponownie. Okazało się, że nie sposób wjechać polną drogą na sam szczyt
wzniesienia, bo pełna była rozpadlin i ostrych kamieni. Zbyt stroma dla naszego
rumaka. Nic to. Zostawiliśmy auto na poboczu i ruszyliśmy z energią w górę.
Cezary wspinał się kamienistym szlakiem a ja wybrałam wejście na skróty porosłym
trawami, kwiatami polnymi a później łanami rzepaku i żyta wzgórzem.
Dobrze mi się
szło, bo podejście nie było strome ani długie (Winnica ma zaledwie 333 m
n.p.m.). A porywisty wiatr dodatkowo z
całej siły dął mi w plecy, czym wydatnie pomagał w drodze. Po raz już nie
wiadomo który uświadomiłam sobie, jak lubię górskie wspinaczki, poczucie
wolności i lekkości, które mnie wówczas zawsze ogrania, wrażenie, iż jestem
częścią wszystkiego, co mnie otacza, że nie istnieją żadne smutki i troski, bo
liczy się tylko i wyłącznie ta właśnie chwila, gdy jest się wysoko, coraz wyżej,
coraz dalej od tego, co gdzieś tam w dole…Przy okazji znowu zamarzyły mi się Bieszczady!
Ciekawa jestem, czy i w tym roku uda nam się tam wybrać…
Wróćmy jednak do
Winnicy. Widoki rzeczywiście rozpościerały się stamtąd wspaniałe, choć tamtego
akurat dnia powietrze zdawało się lekko zamglone a zwariowany wiatr mocno utrudniał
sprawne fotografowanie. Cieszyłam się jednak tym wiatrem i przestrzenią. I oczy
śmiały mi się do widocznych w oddali wzgórz, dolin, meandrów Sanu, kolorowych
domków posadowionych na zboczach, do zabudowań Dynowa, do kwiatków, zbóż i
kamyków na polach. Patrzyłam na malutką sylwetkę Cezarego kamienistą drogą wytrwale
wspinającego się jeszcze ku szczytowi. Ciekawa byłam jego wrażeń z podejścia. Coś
tam z daleka do mnie wołał, ale nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa, bo wiatr
wiał coraz mocniej. Wreszcie stanęliśmy oboje na szycie, usiłując wypatrzeć nasze
wzgórze, to, skąd zazwyczaj obserwowaliśmy z dala kościół w Bartkówce. Ale nie
sposób było go rozpoznać. Ginęło w morzu zieleni i łąk. Zbyt dalekie teraz dla
nas, choć na co dzień tak bliskie, tak dotykalne. Możliwe do błyskawicznego przemierzenia
myślą, uczuciem, ale nie pozbawionym skrzydeł ludzkim ciałem…
Znalazłszy się znowu
w aucie postanowiliśmy pojechać przed siebie wijącą się wzdłuż Sanu drogą. Wartkie
i głębokie po ostatnich ulewach wody tej górskiej rzeki toczyły się błękitną wstęgą
gdzieś w dal. A wśród nadrzecznych rozlewisk brodziły sobie leniwie dwa
bociany, które zanim odleciały w przestwór nieba dały nam się jeszcze
sfotografować z dość bliskiej odległości…
A potem już czas
był wracać do domu. Kiszki rozgłośnym burczeniem przypominały nam o porze
obiadowej a zaschnięte na wiór gardła ogromnie potrzebowały już kilku łyków pysznej
wody studziennej z Jaworowa. Czekały tam na nas stęsknione psy, czekał ulubiony fotel
ustawiony pod dachem kwitnących, bzowych baldachów, w zacisznym, pachnącym dzikimi
różami cieniu, jakże bliskiego sercu jaworowego ogrodu…
P.S.
Lada dzień przywiozą nam całą górę drewna do pocięcia na opał. Zima niby daleko, ale już trzeba o niej myśleć. W ten upał!:-)
Lada dzień przywiozą nam całą górę drewna do pocięcia na opał. Zima niby daleko, ale już trzeba o niej myśleć. W ten upał!:-)
Wasze zdjęcia urzekają niezmiennie...bo i kraina Wasza piękna.
OdpowiedzUsuńMyslę Oleńko, że ta duchota zwiększa się z naszym wiekiem:-)
dawniej mi to nie przeszkadzało, a tera muszę się posiłkować polopiryną S :-)
Tak, Pogórze Dynowskie jest piękną krainą i na szczęście dla nas, mało jeszcze uczęszczaną turystycznie, dlatego wiele szlaków i miejsc odkrywamy samotnie, z dala od tłumów. I tak jest najlepiej.
UsuńPewnie z tą duchotą tak właśnie jest, jak piszesz. Jak człowiek był młodszy łatwiej znosił takie ekstremalne temperatury i wilgotnośc powietrza. W ogóle wszystko szło mu łatwiej...
Pozdrawiam Cie serdecznie, Basiu!:-)
Trzeba przyznac, ze plaski krajobraz nadmorski nie wytrzymuje konkurencji z panorama, jaka roztacza sie z chocby najmniejszego wzgorza. A na wiekszych gorkach czlowiek ma wrazenie, ze jest ptakiem, moze ogladac swiat z calkiem innej perspektywy. A w Waszej okolicy jest co ogladac, jest pieknie.
OdpowiedzUsuńJuz sie boje lata i upalow, z wiekiem coraz mniej wytrzymuje skwar, a pracowac trzeba.
Moim zdaniem, nie ma co porównywać pejzaży nadmorskich i górskich. I tu i tam jest pięknie, choć zupełnie inaczej. Człowiek widując stale i zwiedzając wciaż tereny górskie marzy o widokach nadmorskich. I na odwrót!:-)
UsuńOj, te upały. Nie da sie przed nimi uciec. Już nocami bywa za gorąco!
Ogladam Wasze zdjecia i juz sie nie moge doczekac mojej przeprowadzki. Na poczatek bedzie duzo roboty z urzadzaniem ale i tak obiecalismy sobie, ze bedziemy raz w tygodniu wyjezdzac gdzies w bliskie okolice, taki odpoczynek od pracy na pewno nam dobrze zrobi.
OdpowiedzUsuńOj, tak, Star! W nowym miejscu na pewno będziecie mieli mnóstwo możliwosci dalszych i bliższych wyjazdów.Fajnie jest mieszkac blisko pięknych terenów albo nawet w samym środku ich.Czasem wystarczy wyjsc za próg by było wspaniale i rzeźko!:-)
Usuńza oknem pada, więc serdecznie dziękuję za cudny spacer... :D
OdpowiedzUsuńU nas wczoraj bardzo grzmiało i padało. Dzisiaj na razie pięknie!:-)
UsuńOlu, cudowna panorama! Ja też marzyłabym o tym, żeby odnalezc majaczące w oddali wiezyczki i ścieżki. To tak, jakby wejść do świata z obrazka. Te przepiękne widoki bardzo przypominają mi moje rodzinne strony, pojezierze ostródzkie. Pagórki, rzeczki i liczne jeziorka i mnostwo polnych dróżek. A łubiny lubię szczególnie, bo miałam je w nazwisku:) Cudowny świat sobie stworzyliście. Czasami żałuję, że nie mieszkamy w mieście, lubię od czasu do czasu pochodzić po ulicach, potrzebuję tego. Niedawno wybraliśmy się do miasteczka, w ktorym mielismy upatrzony dom z kolumnami. Okazało się, że stoi w dość ładnym centrum, ale przy ulicy, za nic nie oddałabym naszej oazy za miejski gwar. Mam nadzieję, że dostaniecie niespozytych sił i raz dwa pradzicie sobie z drewnem. Pozdrawiam serdecznie Olu:)
OdpowiedzUsuńTak, panorama okolic Dynowa wywarłą i na nas duze wrażenie, ale najbardziej byliśmy zadowoleni z tego, że mogliśmy wreszcie wejsc w ten widoczny zawsze z daleka obrazek i nie rozczarować się ani trochę.
UsuńW naszych stronach brakuje jezior. Jest San, parę malutkich stawików i to wszystko.Ale i tak jest pięknie!:-)
Myśmy też bardzo odzwyczaili się od miast. Męczy nas przebywanie w nich a nawet zwiedzanie. Stokroć bardziej wolimy ciszę, zieleń, odludnośc, błękitne niebo, zapachy i odgłosy natury, przestrzenie nie ograniczone żadnymi murami, betonami, asfaltami.
Robota z drewnem, która nas czeka z roku na rok przeraża mnie bardziej, bo sił w nas coraz, latka lecą, niestety. Ale mam nadzieję, że jakos sie z tą robotą uporamy a potem będzie czas na zajecie sie innymi pracami oraz przyjemnościami, typu spacery, wyjazdy!:-)
Ściskam Cię mocno, Marylko!:-)
Dojrzałam do tego, że prawdziwie odpocząć można tylko w takim krajobrazie:)
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci sie, Agnieszko. Z dala od miast, ludzi, gwaru. jest najlepiej.Ot, po prostu blisko natury!:-)
UsuńTo u nas z fotografią odwrotnie, ja wolę ciekawe szczegóły i drobiazgi, mąż panoramy:-)
OdpowiedzUsuńTakie podróże to jak w porzekadle - od rzemyczka do trzewiczka, to jest własnie w wyprawach przed siebie fascynujące.
Parna pogoda jest u nas dopiero dzisiaj, wcześniej ciągle zimno było...
Pozdrawiam i życzę udanych wypraw z aparatami:-)
A widzisz! U każdego troche inny podział ról, upodobań fotograficznych.
UsuńFajnie jest odkrywać nowe, ciekawe miejsca, które są całkiem blisko nas.
Wczoraj u nas lało jak z cebra i burza przez wiele godzin dudniła i błyskała. Dzisiaj jest pogodnie i ciepło, ale parno, niestety.
I ja pozdrawiam Cie z uśmiechem, Jotko!:-)
To ujęcie wzbijającego się bociana ujęło mnie ogromnie, jakież to jest piękne, gdy można uwiecznić coś ulotnego, a zarazem idealnego... Widzę, że łubiny kwitną jak oszalałe, bardzo lubię te kwiaty. Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocy ;)
OdpowiedzUsuńOgromnie nas ucieszyło, żeśmy mogli z bliska obserwować i fotografować te bociany. Nad Sanem maja świetne warunki do żerowania i w ogóle do życia. Łubiny kwitną nam cudnie. Bardzo nas to raduje, bo ozdabiają nam wspaniale ogród.
UsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia!:-)
O jezu! Ten kosciol, to przerost formy nad trescia. Jak mozna taka budowla zeszpecic tak piekne i urokliwe miejsce. Ten kosciol wyglada tak, jakby ktos go wrzucil tam przez pomylke, ze tez ludziom tak miezkajacym to nie przeszkadza, ale tak na dobra sprawe to przeciez od nich to nie zalezy, co ksiadz wymysli.
OdpowiedzUsuńOlu, doskolane rozumiem Twoje rozterki odnosnie robienia zdjec:; a tu czlowiek chcialby cos uchwycic, a sie nie da, a to nie ma zblizenia, a to za daleko, a to za blisko))) Swietnie sie uzupelniacie z Cezarym, bo czego Ty nie uchwycisz okiem aparatu, to zrobi to on. My, dokladnie mamy to samo i tak na dobra sprawe przeciez nie chodzi o to kto zrobil lepsze zdjecie (ujecie), bo swietnie sie uzupelniajacie. Wasze zdjecia zawsze chwytaja za serce.
Kazde ze zdjec przez Was zrobionych zachwyca, brakuje tylko zapachow tych lak, lubinow ale od czego mamy wyobraznie:)
Moc serdecznosci dla Was przesylam:)
A wiesz, Renatko, że ani ja ani mój mąż nie patrzyliśmy na ten kościół w kategoriach, czy sie nam on podoba, czy nie. Ważne dla nas było, że to punkt widoczny z daleka, który najpierw nas wabił a potem dał sie odnaleźć (właśnie dzieki temu, że taki strzelisty, biało-srebrny). Myślę też, że gusty są przeróżne. Jednym sie ten kościółek pewnie podoba, innym nie a jeszcze dla innych nie jest w ogóle ważny jego wygląd a po prostu to, że on jest. Ja np. wolę wyraźnie odcinajace się od otoczenia budynki z kolorowymi dachami i elewacjami. W Au jest moda na wkomponowywanie kolorystycznie budynków w otoczenie, czyli jesli wokół jest zielony busz, to i budynki są zielone, a wiec prawie niewidoczne i jeden do drugiego niepodobne. Może to i łądne i ekologiczne, ja jednak tęskniłam tam za widokiem naszych polskich, kolorowych domków, stawianych według mozliwości i gustu ich właścicieli. Taki misz-masz!:-)
UsuńZ tymi zdjęciami bywa róznie. Czasem cos sie nam uda lepiej, czasem gorzej, ale przeważnie chodzi o to, że nasze spojrzenia i zdjęcia uzupełniają sie wzajemnie. Cieszy nas wspólne robienie zdjęć a potem ich wspólne oglądanie.Dobrze jest móc dzielić w małżeństwie jakieś pasje. Nieprawdaż?:-)
Tak, na zdjęciach brakuje tylko zapachów. A są teraz cudne!
Pozdrawiamy gorąco Was oboje!:-))
To prawda, zrobiło się nagle bardzo tropikalnie, gorąco i parno, nawet pranie nie chce schnąć przy takiej wilgotności; Ataner ma rację, wybierane są czasami tak udziwnione projekty kościołów, że aż zęby bolą; a gdzie ochrona krajobrazu, o której sie tyle mówi? czasami jedzie się przez miejscowość i kościółek jakby wpisany w otoczenie i jakby stał tu od zawsze, mimo że nowy; może to odzwierciedlenie gustów proboszcza:-) kończę kosić 40 arów sadu, a przy tej pogodzie już trzeba zaczynać od początku; masz rację, wszystko kiełkuje , nawet moje ogórki posiane po raz trzeci:-) kleszczy mnóstwo, na psach, na nas, a nawet uaktywniły się komary; nie dajmy się tym krwiopijcom:-) pozdrawiam serdecznie zza Sanu, mulistego i przepełnionego wodą.
OdpowiedzUsuńTak, i ja mam problem z doschnięciem prania. No i z koszeniem, bo trawa rośnie jak szalona a jest tak mokro, że kosiarka nie chce trawy zbierać.
UsuńCo do wyglądu tego kosciółka, to wpisałam powyżej Ataner, co o tym sądzę. Jestem laikiem, nie znam sie na budownictwie a ten kościółek przyjmuje po prostu takim, jakim on jest. Nie przeszkadza mi jego wygląd. Lubie widzieć z daleka jego jasną, strzelistą sylwetkę.Jest dla mnie po prostu wyrazistym punktem orientacyjnym.
Wczoraj w ogrodzie wlazły na mnie podstępnie dwa kleszcze. Dobrze, że zauwazyłam i utopiłam dziady zanim mi sie zdązyły wpic w skórę.
My będziemy jeszcze raz siac ogóki, bo wzeszło ich dotąd niewiele a te posadzone z doniczek slimaki zjadły!
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu w kolejny gorący dzionek czerwcowy!:-)
Och jaka bajka dla oczu. Przepiękne łubiny, bardzo lubię te kwiaty. Jak bardzo dobrze Macie, że jest Was dwoje i możecie wspólnie wędrować i podziwiać piękne strony. To jest istotna sprawa, w pojedynkę gorzej jest cieszyć oczy widokami. Zdjęcia bocianów rewelacyjne. Widoki z góry Winnica zachwycające, szczególnie ta wysepka na rzece. Zaskakująca architektura kościoła. Jak ważne jest móc chociaż na chwilę zapomnieć o sytuacji mało ciekawej dnia codziennego. Myślę, że szczęśliwi są ludzie, którzy tak jak Wy mają we krwi wędrowanie obserwowanie natury z bliska. Ileż muszą tracić Ci, którzy już dawno oderwali się od przyrody, odpoczynku, żyją cyberświatem. Pozdrawiam cieplutko, psiaczki szmeram za uchem.
OdpowiedzUsuńWspaniale nam łubiny rozkwitły w tym roku. Posiałam je w zeszłym roku, pielęgnowałam, podlewałam, zasilałam i plewiłam i tak mi sie ładnie tej wiosny odwdzięczyły!:-)
UsuńTak, dobrze jest wędrować razem, ale dobrze i osobno. Myślę, że idąc samotnie można iśc swoim rytmem a jak sie idzie z kimś nie zawsze jest to mozliwe.
I mnie bardzo podobał sie widok Sanu z tą wysepką na środku. Tak długo tutaj mieszkam a dopiero w tym roku tę wysepke zobaczyłam, bo pierwszy raz wspieliśmy sie na górę z której było ją widać!:-)
Nie potrafiłabym zyć bez bliskości natury. Tylko w otoczeniu zieleni odnajduję równowagę ducha.
I my pozdrawiamy Cię serdecznie, Oleńko, dziekując za sympatyczne odwiedziny!:-)
Szczerze mówiąc, wolę myśleć o zimie niż o nadchodzących upałach.
OdpowiedzUsuńPóki nie jest aż tak ciepło, my też jeszcze wędrujemy. :)
Właściwie masz racje, Anno - myśl o zimie troszke studzi ciało i umysł zmeczony juz gorącem. A jest u nas coraz cieplej, niestety i praca na zewnatrz w takich warunkach jest prawdziwym wyzwaniem.
UsuńNiech żyją swobodne wędrówki po strzelistych górach i cienistych dolinach!:-)
Dziękuję, Agnieszko!:-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia zachwycające, ogrom wspaniałych kadrów. Super się z Wami podróżuje, takie sieczne miejsca. Wspinaczkę górską opisałaś idealnie, ja czuję dokładnie to samo. :) Ja jak wiesz, no nie lubię się z upałami, męczą mnie coraz bardziej, ale nie przymykam serca na piękno letnich pór roku. Upał ble, ale piękno natury to co innego. hehe Jutro ma być upał, zwyczajnie postaram się go unikać. Wczoraj byłam na wyprawie z bliskimi, wszyscy padaliśmy, ale radość była, bo razem, bo było co podziwiać i to się liczyło. Mnie Wasze pieski zawsze rozczulają, one są tak uśmiechnięte, tak kochane, no nie wiem, ale nic mnie to nie rozczula, jak pieski. :) Ogród Wasz kocham i co Was odwiedzam, to sobie wyobrażam, że tam jestem. :D Pozdrawiam mega serdecznie, utul, proszę ode mnie pieski. :)))) No i niech aż takich upałów nie będzie, bo jednak z tym drewnem to mega roboty, a pamiętam nawet, jak o tym pisałaś rok temu, także upały...proszę nieco odpuścić. :)))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że spodobały Ci sie zdjęcia. Zawsze ich z męzem tyle narobimy, że mam potem duży problem z wyborem na bloga. W tej wyprawie na góre Winnica fajne było to, że to tak blisko nas (ok. 20 km), a doznania miałam podobne jak będąc w oddalonych o dwie godziny drogi Bieszczadach!
UsuńNadal jest upalnie i wilgotno i nawet teraz rano już czuje sie duchotę w powietrzu. Ale w ogrodzie dzieki tej pogodzie wszystko wspaniale teraz rosnie i to najważniejsze. Tylko piesuńkom gorąco. Pokładają sie w cieniu na gołej ziemi albo na betonie szukajac jakiejś ochłody. A drewno przywiozą nam dzisiaj. Uff! Samo jego rozłądowywanie z przyczepy to juz ciezka robota, nie mówiac o późniejszym cieciu, łupaniu i zwożeniu pod wiatę. Ale jakos damy radę!:-)
Pozdrawiam Cie Agnieszko z serdecznym uśmiechem i cudownych dni czerwcowych zyczę!:-)))
Piękne zdjęcia Olu - prawdziwa uczta dla oczu, z wycieczek to ja też najbardziej lubię powroty do domu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Gabrysiu! Tak, zawsze dobrze sie wraca do domu po wyprawach, ale najpierw trzeba gdzieś sieruszyć. Jest tyle pięknych, wabiących miejsc!:-)
UsuńKiedy oglądałam Wasze jak zwykle urzekające zdjęcia, przemknęła mi przez głowę myśl, że juz je widziałam jakby, tylko gdzie? I wtedy przypomniały mi się Wasze zdjęcia z Australii. Coś podobnego znalazłam pomiędzy nimi, a ostatnimi zdjęciami rzeki, boćków. Pomyślałam, ze to dziwne, bo przezcież tak rózna jest natura obu krajów, a potem przyszło mi na myśl, że to jeden świat, jedna przyroda więc musi mieć w sobie coś, to coś co jest wszędzie jednakowe. I to coś czego nie umiem nazwać zauważyłam w Waszych zdjęciach:)
OdpowiedzUsuńObjechałam prawie cały nasz kraj w młodości. Widziałam wiele pięknych miejsc. Dzisiaj już mnie nie ciągnie do podróżowania, dzisiaj ucieszyłby mnie mały ogródek, niewielki z takim krzakiem dzikiego bzu i krzesełkiem jak na Waszym zdjęciu, a jeszcze obok stolik na poranną kawkę, popołudniową herbatkę, wieczorny kieliszeczek wiśniówki, no i żeby komarów nie było:) I kleszczy, ojej! Ot, co:)
Buziaki przesyłam i uściski z miasta, po którym od dwóch dni snują się ciągle jakieś mgły, a dzisiaj jest duszno, pewnie będzie burza:)
Marytko! Mamy bardzo podobne refleksje a propos podobieństwa pewnych widoków na świecie. Też to zauważam i nieustannie się tym zdumiewam. Podobne ukształtowanie terenu, kompozycja krajobrazu, zamysł - jak gdyby namalowanego przez tego samego artystę. No cóz, to wszędzie jest ten sam artystą, a czy go nazwiemy naturą, czy Bogiem, czy kosmosem, czy wszystkim tym naraz - nie ma znaczenia.Liczy sie to właśnie dziwne odczucie, że wszystko juz było i wszystko jest prawie takei samo. I rzeczywiscie, skoro tak jest, to po co właściwie jeździć. No i człowiek wszędzie zabiera siebie takiego, jakim jest. Patrzymy na to, co nas otacza jak widzowie w kinie. Ale mało kiedy wywiera to na nas jakis znaczący, długotrwały wpływ. Poza tym wszak cały świat jest w nas, jak w kropli wody.Skoro dostrzegło sie te krople, nie trzeba już widoku ogromnej rzeki...I z wiekiem człowiekowi coraz bardziej wystarcza to, co ma wokół, to co daje mu poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Fotel pod dzikimi bzami może być takim miejscem....
UsuńU nas dzisiaj chyba chwila wytchnienia od duchoty i żaru, bo niebo zachmurzone, lekko kropi i jest przyjemny chłodek. To dobrze, dom sie troszke wychłodzi przed kolejną falą upałów.
Ściskam Cię serdecznie, Marytko z zamglonego miasta!:-)
Pospacerowałam z Wami pomarzyłam, odpoczęłam, poleżałam...
OdpowiedzUsuńTaka witrualno-mentalna przechadzka bywa równie miła jak ta realna...
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-)
całusy:)
UsuńWspaniałe zdjęcia, zrelaksowałam się z wami. Nieustannie zachwycam się łubinami.:) Pozdrawiam serdecznie i przesyłam głaski dla czworonożnych modeli.
OdpowiedzUsuńI ja bardzo lubię łubiny a w tym roku kwitną u mnie wyjątkowo obficie.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło, Lenko!:-)
Chyba teraz jest jakiś sezon na łubin. Ja nazbierałam łubinu i teraz pięknie wygląda w moim salonie!
OdpowiedzUsuńTak, jest teraz pora łubinów, tyle że w ogrodzie czy na polu mają one szansę cieszyć nasze oczy o wiele dłużej niż te ścięte do wazonu.
UsuńPrzepiękne wędrówki po uroczych ścieżkach i najwspanialszych na świecie łąkach...
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :-)
Wszystkie łąki, ścieżki i góry są piękne. Wszystkie wabią by wędrować nimi i cieszyć sie ich urokiem (byleby, rzecz jasna, tylko kleszczy po drodze nie złapać!:-)
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Stokrotko!:-)
Tylko jeden mój aparat robił dobre makro ale był wielki, ciężki i nieporęczny, teraz mam taki który mieści się w kieszeni. Olu, takie wycieczki w dal, ku górze, karmią naszego ducha i wzmacniają nasze ciała i są nam potrzebne tak samo jak fotelowanie w cieniu pachnących drzew i krzewów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam niestety znowu upalnie
Tak, i wycieczki oraz powroty z nich są ciału i duchowi potrzebne. Fotelowania u nas ostatnio mało, bo deszczu co nie miara a do tego roboty z drewnem sporo. Ale fotele są i czekają na chwile rozpogodzeń. I góry są i czekają na chwile wędrowania. Życie trwa...
UsuńKrystynko!Pozdrawiamy Cię serdecznie z mokrego Pogórza!:-)
Zobaczyłam te zdjęcia i aż poczułam zapach łubinu. Uwielbiam te dzikie kwiaty :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię dzikie kwiaty, o wiele bardziej od tych z rabatek albo ciętych!No chyba, że dzikie wyrosną na rabatkach!:-)
UsuńBajeczne jest to Wasze Podgórze.
OdpowiedzUsuńZdjęcia psów jak zawsze mnie urzekły.
Pozdrawiam
Dużo jest pięknych miejsc w naszym kraju. Pogórze Dynowskie na pewno do nich nalezy.
UsuńPozdrawiam Cię, Karolinko!:-)