Maj przyszedł
jak zwykle. Taki miał przecież plan. Nic
mu w jego realizacji nie przeszkodziło. I całe szczęście, bo coroczne nadejście
maja bywa przecież jakimś rodzajem pewności i oparcia. Wiadome wszak jest, że
zawsze będzie wiosna, a wraz z nią zawsze pojawi się ten zielony, pełen
kwitnienia miesiąc. Czy chłodny i deszczowy, czy suchy i gorący – ale jakiś, tak
czy siak, będzie. I chyba tylko koniec świata mógłby mu w tym przeszkodzić. Człowiek
zagubiony w wiecznych troskach i wątpliwościach ogromnie potrzebuje maleńkiej
dozy przewidywalności, kruchego nawet rodzaju oparcia. I czasem wystarczy, iż będzie
nim nadejście kolejnego miesiąca. Czy nowego poranka. I choć wydaje się, że to
mało, to w pewnych okolicznościach jest to bardzo dużo. A przecież te
okoliczności wciąż się zmieniają. Dzisiejsza potężna budowla jutro rozpaść się może
niczym domek z kart. Dlaczego wiec tak trudno jest umieć docenić to, co jest? A
doceniwszy wkrótce zapomnieć o tym?
Maj przybywa
jako fala, która wszystko zagarnia, zmienia, przeistacza. Budzi do życia
uśpione byty. Czułym muśnięciem ożywia to, co ma wystarczająco siły by
rozchylić ciężkie grudy ziemi i wychylić się ku słońcu, by wygrać walkę z
innymi, równie mocno pragnącymi majowego światła istnieniami. My, ludzie – pracowici ogrodnicy – pomagamy niektórym
z tych istnień, uznając je za ważniejsze, wartościowsze, przydatniejsze dla nas,
niż pozostałe. Co dzień z wielką łatwością, wręcz machinalnie podejmujemy tego
typu decyzje. Innym roślinom odmawiamy prawa do życia, wykopując je, wyrywając
i rzucając do kompostownika. Chwasty w
kompostowniku przekształcą się po jakimś czasie w zasobną w składniki mineralne,
wielce użyteczną masę, która w kolejnym sezonie wzbogaci ziemię i pozwoli kiedyś
wzrastać przyszłym pokoleniom użytecznych, chcianych przez nas roślin. Działamy
zgodnie z naszą wiedzą, robimy to, co zdaje się najlepsze dla nas, ogrodu i
ziemi. Tak nas nauczono. Tak postępują wszyscy ogrodnicy świata. Nie słuchamy rozpaczliwych
pytań wyrywanych z ziemi chwastów, nie tłumaczymy im niczego wiedząc, że i tak
by nie zrozumiały i tak by się z naszym działaniem nie pogodziły. I zdaje się, iż tak samo postępuje z nami,
ludźmi jakiś Wyższy Zamysł, co do każdego z nas mający jakieś plany. Ten
Niewidzialny Ogrodnik jednemu pozwala na oglądanie majowego słońca, na wzrost, kwitnienie
a potem owocowanie. Innemu wyznacza inną, nie mniej jednak ważną rolę. Taką mam
przynajmniej nadzieję…
Bujność ogrodu
zależy od tego, co jest i tego co było. Wszystko ma swoją rolę do odegrania nawet
wtedy, gdy nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, gdy nie widzimy celowości w
wyrokach Losu i buntujemy się przeciw nim.
Przypomina mi się tutaj rozmowa krytycznie nastawionej do spraw wiary i
sprawiedliwości boskiej Agnieszki Niechcicówny z mądrym księdzem Komodzińskim. Agnieszka
opowiedziała mu o niepodobnym do istoty ludzkiej, zdeformowanym w potworny
sposób nieszczęsnym, podkościelnym żebraku niepasującym do reszty zdrowego
organizmu społeczeństwa. Zapytała o cel istnienia takiej istoty. W odpowiedzi stary
proboszcz wskazał jej rosnące nieopodal wierzby płaczące i rzekł:
„Spójrz no, moja
kochana pani na te wierzby nade drogą. Twój własny ojciec ponacinał im czuby i
patrz, jakie nienaturalne odrosły, jakie to cienkie mają rózgi. Czy to nie
kaleki nieszczęsne wobec zwyczajnej, zdrowej wierzby? A psująże ci krajobraz?
Wydają się pokraką upośledzoną?(…) A twój ojciec nie ze złości im to uczynił,
jeno dla wyższego celu, żeby nie zacieniały zboża, co tu aż do nich dochodzi. A
wy patrzycie na te wierzby i nie kaleki w nich widzicie, a osobliwe piękno i
pożyteczność, malujecie je i opiewacie w wierszach. Wieszże, czym jest i jak
wygląda ów podkościelny kaleka w oczach tworzącej myśli Boga? I czym jesteśmy w
jego zamiarach, gdy nas ponacina i kaleczy?” (*)
Hmmm…I ja, jak
ta Agnieszka wciąż chodzę, rozglądam się, zadaję samej sobie pytania. Rozmawiam
z Cezarym albo milczę, gdy zdaje się już wszystko po stokroć omówione, gdy
utykam w sferze pewnych tematów niby w zaklętej karuzeli. Czy tego chcę, czy
nie chcę stale napotykam nowe zagadki i dziwne, trudne do odczytania
podpowiedzi. Szukam dla siebie wskazówek i znaków. Tłumaczę sny. Wczytuję się w
ulubione książki, listy albo stare posty na blogu. Wpatruję się w mający
ciekawy kształt punkt na niebie. Przyglądam się w kręgom i błyskom na wodzie.
Splatam coś a potem pruję od nowa. Czasem zdaje mi się, że rozumiem nareszcie
coś więcej, że dostrzegam jakiś promień, który zsyła ulgę i spokój duszy. Potem
jednak zdarza się coś, co zaburza ten chwilowy stan i wpadam w dawne tory myślenia.
Znów powracają pytania bez odpowiedzi, głębie bez dna, nieprzekraczalne
horyzonty, mgliste dale.
Cóż, my, istoty ludzkie jesteśmy niczym kruche
łódeczki na wzburzonym oceanie. Swe istnienie opieramy na bezustannej niepewności,
na domyśle, na zwątpieniach i nadziejach przeplatających się nieustannie. Na
szukaniu drogi i jej gubieniu. Na poddawaniu się fali albo na żegludze wbrew
niej. Na czasie, którego zamierzenia są i zawsze będą niejasne i niepewne. Wiatr miota
nami i przewraca na boki. Woda zalewa pokład a słońce oślepia i wysusza gardła.
Mimo to stawiamy żagle i płyniemy wciąż dalej i dalej walcząc z własnymi
słabościami oraz z burzami. Usiłujemy przetrwać chwile bezwietrznego zastoju,
lęku przed bezsensem, samotnością czy bezradnością. Robimy, co umiemy. Po
swojemu, byle dalej, w kolejny dzień, tydzień, miesiąc, rok…
A tymczasem tegoroczny maj niemal co dnia hojnie zalewa nasz
ogród deszczem. Poranki maluje mglistymi barwami a wieczorem używa mocniejszych
odcieni oranżu i żółci, zapowiadając lepszą
pogodę nazajutrz. W międzyczasie
rozmyśla się i ponownie zsyła rzęsistą ulewę. Równie nieoczekiwanie jednak daje
momenty czystego nieba i moc gorących promieni padających szczodrze na każdą roślinę,
na każdą kroplę rosy. Czasem pozwala na chwilę beztroskiego wytchnienia, na
prosty zachwyt nad pięknem ogrodu, ale zaraz potem nieubłaganie zapędza do
pracy. Zdaje się mówić – nie myśl dziś tyle, lecz działaj. Poddaj się temu, co
niesie czas. Spróbuj, to możliwe. Idź
naprzód wbrew niemożnościom, wspomnieniom, żalom i smutkom. Przyjmuj pokornie
pogodę i niepogodę. Doceniaj, że wciąż jesteś i wciąż coś zrobić możesz.
A teraz pójdź do
ogrodu i zobacz, co zmieniło się tam przez noc. No i koniecznie zauważ na
grządce tę maleńką roślinkę. Wczoraj jej jeszcze nie było. Straciłaś już
nadzieję, że kiedykolwiek wykiełkuje. Martwiłaś się o nią. A jednak pojawiła
się w końcu. Zasiana twoją ręką. Na długo schowana potem w podziemnej krainie
tajemnic. Powierzona mądrości i opiece
żyznej gleby. Czekająca na właściwy, majowy moment by nareszcie rozpocząć istnienie
i dać ci nową nadzieję. Ofiarować uśmiech przez łzy…
( * ) M.Dąbrowska, "Noce i dnie", tom 4
Dziękuję. Dziś mi to wszystko było potrzebne. Dziękuję Olu.
OdpowiedzUsuńChyba nasze przemyślenia i troski wiele łączy. Błądzimy pośród podobnych mgieł i cieni szukając drogocennego promienia. Myslę, iż dobrze jest sie spotkać w tej wędrówce i razem poszukiwać swiatła. Ściskam Cię, Aniu.
UsuńOleńko :*
OdpowiedzUsuńDobrze, że się odezwałaś w końcu... Czas jest, jaki jest. Płynie, przemija, nami się nie przejmuje. Ani naszymi dylematami. To my musimy/możemy się doń dopasować, albo i nie.
Cudne zdjęcia porobiłaś, pooglądam je sobie dokładniej na komputerze, bo w telefonie to tak średnio widzę detale.
Pozdrawiam Cię serdecznie 💗
Lidko:*. Cóz...Jakoś mniej chce mi sie ostatnio pisać...A co do czasu , tak- masz rację. Czas płynie swoim torem i obojętne mu, co z nami sie dzieje, czy znamy odpowiedzi na najwazniejsze z pytań, czy wręcz przeciwnie - mamy wrażenie, że rozumiemy coraz mniej.
UsuńCieszę się, że podobaja Ci sie zdjęcia.
I ja pozdrawiam Cię serdecznie!*♥
Macie tak blisko tę ziemię, rośliny. Czasem tęsknię za czymś takim. Posadziłam kwiaty na balkonie.
OdpowiedzUsuńMyslę Aniu, że jest jakiś sens, jakieś dobro i spokój w pracy na swieżym powietrzu, w kopaniu, sianiu, pieleniu a potem w patrzeniu jak wschodzi to, co sie zasiało, czy posadziło. Kwiaty na balkonie na pewno cieszą Twe oczy i serce.
UsuńMaj bywa piękny, ale też i dwulicowy dając nam jednocześnie lipcowe słońce i gwałtowne burze. Czas płynie nieubłaganie, a najgorsze jest to, że z chwili na chwilę ma się wrażenie, iż robi to coraz szybciej niestety... Pozdrawiam słonecznie! :)
OdpowiedzUsuńZawsze czeka sie na maj, jako najpiękniejszy, wiosenny miesiąc. Tesknimy za nim i wyobrażamy go sobie wrecz baśniowo. A przecież często on jest kapryśny i nieprzewidywalny. A już wkrótce czerwiec. Jaki on będzie?Czy spełni nasze nadzieje?
UsuńMaksie, pozdrawiam Cię deszczowo!:-)
Pięknie i bardzo nostalgicznie. Majowa nadzieja, a jakby listopadowym smutkiem przepleciona... Dobrze, że jesteś Olenko
OdpowiedzUsuńDziękuję, Gabrysiu. Patrzymy na to, co jest przez pryzmat swoich radosci i trosk, widzimy takie kolory, jakie potrafimy zauważyc w danej chwili. Dlatego każdy miesiąc moze byc majem i każdy listopadem.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-)
Przepiękne zdjęcia, kwintesencja natury i sielskości <3 Na to przedostatnie nie mogę się napatrzeć, aż chciałabym wędrować tą drogą i zagłębić się w ten zielony gąszcz <3
OdpowiedzUsuńWiosną każdego dnia ogród się zmienia, po prostu każdego dnia, wciąż zakwitają kolejne kwiaty, zielona mgiełka na drzewach i krzewach zamienia się w dorosłe, soczyste liście, niesamowite to jest :)
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)
Cieszę się, że podobają Ci sie zdjęcia mojego ogrodu i okolic. Też mi sie ta droga podoba. Przebiega tuz obok mojego siedliska i przez kilka kilometrów prowadzi miedzy lasami i polami do następnego przysiółka.
UsuńZmienna ta pogoda majowa jest bardzo. Wczoraj po wielekroc świeciło słońce i po wielekroc padał deszcz. Roślinom chyba słuzy taka aura. Tylko w ziemi cięzko pracować, bo zbyt mokra.No i owadów gryzących mrowie.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Agness!:-)
Bardzo poruszył mnie tekst i zaskoczył fragment, że to właśnie z tej powieści, nawet nazwiska nie rozpoznałam. Ale po przeczytaniu tekstu nastała cisza... słowa muszą zostać przetrawione, przeanalizowane i cały proces myślowy ruszył. Nie przeszkadza mi pisanie teraz tego, ale że mózg głęboko przetwarza na razie to ulatniają się płoche myśli, nie wymuszające od mózgu większego wysiłku więc skupiłam się na fotkach, które są po prostu cudne. A pierwsza fotka na dzień dobry skradła moje serce. Podobnego koguta ma sąsiad i odkryłam go z 30 minut temu więc tym większy jest zachwyt nad twoim. Opisany światopogląd jest mi bardzo bliski, jakbym czytała własne myśli napisane przez kogoś. Miłe uczucie. Czasami wydaje mi się, że jestem ostatnią tak myślącą i czasami odczuwam duchową samotność.
OdpowiedzUsuńWiesz, Agatko - "Noce i dnie" są moją ukochaną powieścią. Odnajduję sie w przemyśleniach i zachowaniach jej bohaterów. Są dla mnie jak przyjaciele. Wracam do nich po wielekroć.
UsuńMyślisz podobnie? Miło mi, że o tym napisałaś. Też zawsze ciepło mi sie robi na duszy, gdy ktos wyrazi na głos to, co chodzi mi po głowie. Okazuje się, że nie jesteśmy z tymi myslami tak samotne, czy dziwne jakby sie wydawało. Są gdzies ludzie bliscy duchowo, to jest piekne i budujące.
Lubię robic zdjęcia i cieszę się, że komuś sie one podobają. A nasz kogut rzeczywiscie jest piękny (tym bardziej, że ślicznie lśnią mu rude pióra odrósł mu ogon po ostatnim ataku jakiegoś drapieżnika). To zielononózka kuropatwiana.Bardzo madry ptak. Niestety, zostały mu już tylko dwie zony...
Pozdrawiam Cie ciepło, Agatko!:-)
Ja też się zawsze cieszę, kiedy trafię na bratnią duszę z podobnymi do mnie odczuciami i wizją świata :)
UsuńA prowadzenie blogów sprzyja takim trafieniom na siebie bratnich dusz. I jest to chyba najważniejszym sensem ich pisania!:-)
UsuńJesteś, piszesz, jak dobrze znowu Cię czytać Oleńko*...
OdpowiedzUsuńZawieszona na wysokim piętrze betonowego bloku swój wymarzony ogród noszę w sobie. Ale wystarczy, że wyjdę na balkon, a inny ogród jest już na wyciągnięcie ręki. Majowa zieleń otacza mnie jak sięgnę wzrokiem. Ocean liści, rozzielenionych koron drzew, które tak już urosły na majowym deszczu, że wydaje się jakby mój balkon był gondolą w morzu zeleni. Jestem wdzięczna ludziom, którzy o tę zieleń zadbali powodując by spełniło się moje marzenie sprzed wielu lat. Kiedy wychylając się z balkonu na otaczającą nasz blok piaszczystą pustkę marzyłam żeby wokół było pełno drzew, trawy, krzewów, kwiatów. Wystarczyło poczekać dzieści lat i moje marzenie się spełniło. A w tych koronach drzew śpiewają ptaki swoje wiosenne pieśni. Wystarczy otworzyć okno i już je słyszę od rana. Nawet szum miasta nie jest w stanie zagłuszyć ich śpiewu. Teraz właśnie jeden ciurlika prawie pod moim oknem, a drugi w tle gdzieś dalej:-)
.......
Nie jesteśmy niczym kruche łódeczki na wzburzonym oceanie. Posiadamy ogromną, wewnętrzną moc zawartą w tym co w nas wieczne, w nieśmiertelnej części naszej duszy. Jesteśmy potężnymi stwórcami, magami tylko o tym nie wiemy. Ograniczeni początkiem i końcem życia na Ziemi myślimy, że jet Coś, Ktoś, większy i silniejszy niż my. Pora uwierzyć w to, że jesteśmy potężni i silni, że mamy ogromną, wewnętrzną moc. Każdy ją ma i każdy jest na własnej drodze do odkrycia tej prawdy. Świat istnieje, bo istnieje. Jesteśmy,bo jesteśmy. Kim jesteśmy? Sobą, po prostu sobą. Dlaczego tu jesteśmy? Żeby żyć. Przeżyć swoje życie najlepiej jak umiemy. Tylko tyle i aż tyle...
To takie moje przemyślenia na teraz, a jakie będą jutro, pojutrze, kto wie? A może właśnie odkryłam wreszcie swoją prawdę? Może...
Oglądam zdjęcia i co widzę? Otóż kota widzę Oleńko, oczywiście poza innymi pięknymi, majowymi widokami. No chyba po raz pierwszy widzę na Waszym blogu zdjęcie kota z tak bliska. Mylę się?:-)
Cieszę się, że wreszcie napisałaś. Tulę serdecznie i buziaki posyłam jak zawsze:-)***
P.S. Od dzisiaj jestem już bez literki M. Już jej nie potrzebuję ☺
Jestem, cały czas jestem, Marytko - tylko mniej chce mi sie ostatnio pisać. Ale nieraz juz tak bywało a potem mijało.Zobaczymy, jak będzie tym razem.
UsuńTo cudownie, że masz taki piękny widok z okna. Patrzenie na zieleń i oddychanie świeżym powietrzem jest radością dla ciała i duszy. Daje wrażenie, że jest sie częścią natury, że jest ona niczym opiekuńcza matka, która zawsze jest gotowa by nas przytulic i ukoić.
Nasze spojrzenie na swiat, na to jaki jest sens istnienia, czym jesteśmy i po co tu jesteśmy - zmieniają się. Bo dojrzewamy, doświadczamy wielu zdarzeń, które wywieraja na nas silny wpływ. Są niczym kamienie wrzucone do wody - kręgi po nich długo jeszcze rozchodzą sie dokoła.Czasem długo, bardzo długo potem uświadamiamy sobie, że jakis moment był dla nas przełomowy, skierował nasze myslenie i życie na inne tory. A czasem to, na co czekamy, to co zdaje sie nam ważne, mija bez echa.
Tak, pewnie mamy w sobie dużą siłe. Mamy cośś, co pcha nas wciąż do przodu i każe wierzyć, że będzie dobrze.Że skoro przetrwaliśmy juz tyle burz i sztormów, to damy radę przetrzymać następne a nawet wzmocnic się, nauczyć sie czegos nowego o sobie i świecie. Szukanie sensu jest konieczne, a zycie bezcenne...
Rzeczywiście dawno juz nie było na moim blogu kocich zdjęć, lecz kiedyś, w pierwszych latach istnienia bloga takich zdjec i opowieści o moich kotach było całkiem sporo.Np. 15 listopada 2015 byłą tu opowieść o Smerfetce, dzielnej kotce. Jesli znajdziesz czas i ochotę na jej przeczytanie, to zajrzyj proszę, do archiwum posów!:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie i tulę przyjaźnie Marytko bez literki M!:-)***
Przeczytałam opowieść o Smerfetce i nie tylko. Wiele razy sięgałam Olu do Waszych archiwalnych postów. Waszego bloga czytam od połowy 2013 roku, tylko komentować odważyłam się niedawno. Wielu postów już nie pamiętam.
UsuńO powracającej kotce przeczytałam rano. Teraz jestem zmęczona. Mam za sobą wiele kilometrów, prawie jak Wy kiedy szliście na wybory z dwoma pieskami w 2015 roku ? Czy wcześniej? Trochę sobie dzisiaj rano poczytałam przed wyjsciem. Idę przyłożyć ucho do podusi na chwilkę. W uszach dzwonią mi wszystkie dzwony świata, ale z tymi dzwonami żyję już od dziestu lat. Nasilają się kiedy jestem zmęczona.
Jeszcze tylko napiszę, że po tych deszczach to mamy na osiedlu taki bujny, zielony, pachnący busz i wariactwo ptaków. Mhsiałam zmienić w telefonie ptaszkowy dzwonek, bo idąc w tym ptasim koncercie nie reagowałam na dzwonek telefonu i burę parę razy dostałam za nieodbieranie telefonu:-)
Buziaki:-)***
Ciepło mi na sercu wiedząc, że niezmiennie jesteś tu z nami Marytko już od kilku lat, że obdarzasz nas swą zyczliwością i wrażliwym zrozumieniem. Tak wiele się przez te lata zmieniło...Wczoraj nawet rozmawialiśmy o tym z Cezarym, gdy poleciłam Ci tekst o Smerfetce. Sama tez tam zajrzałam i ze wzruszeniem przeczytałam komentarz Noli, pani cudownie odnalezionej kotki a prywatnie siostry Cezarego. Taka była jeszcze wtedy zdrowa i pełna energii, taka nieświadoma, że kilka lat później w pewien gorący, sierpniowy dzionek dopadnie ją udar mózgu, który zmieni wszystko na zawsze. Ech, duzo jest tu takich postów, które opisują i zatrzymują jakiś ułamek dobrego czasu. Czasu zanim stało sie coś bolesnego, nieodwracalnego.Rzadko czytam takie posty, żeby nie rozdrapywać ran...
UsuńTak, to przed wyborami w 2015 tak wędrowaliśmy razem z Zuzią i Jackiem. Pamiętam, nawet zastanawialiśmy sie wtedy, czy nie wziać kóz!:-) Teraz juz tyle nie chodzimy. Siły już chyba nie te a poza tym z czterema psami, to byłoby trudne!
Wyobrażam sobie jak byłaś zmęczona po swojej wędrówce. Na pewno tż dumna z siebie, że dałas radę. Ale te dzwony w uszach...Czy to związane z krążeniem krwi i zbyt dużym ciśnieniem? Mam nadzieję, że odpoczęłaś porządnie i już czujesz sie dobrze.
Mokrawica na dworze straszna! W nocy tak lało,jakby ktoś z nieba chlustał wodą z wiader i wiatr taki szamotał drzewami, jakby koniec świata zapowiadał. A biedne psy wychodziły w taką ulewę do ogrodu, bo miały potrzebę obgryzania trawek rosnących przy naszym stawiku!A ja stałam w koszuli nocnej na progu, czekając na moje huncwoty!
Pozdrawiam Cię serdecznie, kochana Marytko i dobrego dzionka zyczę!:)***
Tak pomyślałam Oleńko, kiedy przeczytałam komentarze Noli, że coś musiało się stać niedobrego. Taka krótka myśl, jak błysk, jak zimny dotyk cienia.
UsuńZe mną jest podobnie jak z Tobą i omijaniem postów przynoszących bolesne przypomnienie. Dużo było w moim życiu tych niedobrych dni, miesięcy, lat. Dlatego tak nie lubię wracać do przeszłości, a każdą najmniejszą choćby radość chwytam zachłannie, przytulam mówiąc do niej by rosła coraz większa i silniejsza dając mi wsparcie. I do takich radosnych chwil wracam już teraz świadomie zanurzając się w nich bez reszty, a one odpłacają mi przychodzeniem do mnie w niespodziewanych momentach. Bywa, że nagle ogarnia mnie fala ogromnej radości wypełniona słonecznym światłem, kolorami, zapachami, odgłosami, przeczuciami czegoś pięknego, radosnego. Na przykład jestem na spacerze i zmienia się nagle całe otoczenie, niby jest to samo, a jednak wszystko wokół nabiera takiej intensywnej barwy, zapachu, odgłosów i wypełnia mnie ogromna, nieopisana radość. Na początku głupiałam i zaczynałam się rozglądać, zastanawiać szukając przyczyny takiego nagłego przypływu radości. Teraz chwytam taki stan w serce jak w sieć i sprawiam żeby się rozrastał i trwał jak najdłużej. To jest jak nastawianie radia na ulubiony program radiowy. Nie chodzi mi o to żeby unikać przykrości, chować głowę w piasek, one i tak przyjdą, chodzi o to żeby nie dawać im urosnąć, nie karmić własnymi emocjami, roztrząsaniem, ciągłym wracaniem, wspominaniem tego co niedobre.
Te moje dzwony w uszach pojawiły się w dzieciństwie po leczeniu reumatyzmu między innymi aspirynami i asprocolami. Pojawiły się nagle budząc na początku mój wielki sprzeciw, ale w końcu nauczyłam się z nimi żyć:-)
Sorki, że się tak rozpisuję, ale lata niepewnej siebie młodości dawno mam za sobą i pewnych przemyśleń nie chcę już zatrzymywać tylko dla siebie, chcę się nimi z Tobą podzielić i wiem, że nie będziesz o to zła:-)
Ściskam mocno, serdecznie życząc Wam Obojgu wielu radości:-)***
Marytko droga! Bardzo lubie i cenię Twoje długie komentarze. Nigdy nie są sztampowe, lecz z serca.Są dla mnie rodzajem rozmowy, szukaniem nitek zrozumienia i podobieństwa między nami. A tych podobieństw jest sporo. Przekonuję sie o tym od tych kilku lat, od kiedy komentujesz teksty na tym blogu. I jest to dla mnie wzruszające.
UsuńCudownie, że potrafisz chwytać i przytrzymać w sobie na dłużej stan szczęścia, płynącej z otoczenia fali radości, nastroic sie do niej i cieszyć, tak po prostu cieszyć tym, co jest.Też tak miewam, choć jakby ostatnio rzadziej, niż kiedyś.Jednak gdy juz przyjdzie taki cudny stan, to mam wrażenie jakbym upiła sie szampanem - chce sie śpiewać, tańczyć i płakać z radości. I znowu ma sie wrażenie, że jest sie młodą i wszystko jest mozliwe.
Dzwony dzwoniące w uszach, na pewno strasznie dziwne to uczucie, ale co zrobić, skoro nie da sie tego pozbyć.Och, gdyby przynajmniej mozna je było nagrać i odtworzyć okazałoby się może, że rozbrzmiewasz muzyką niczym katedra w Oliwie?!:-))
I my ściskamy Cię serdecznie Marytko i ciepłe usmiechy zasyłamy!:-))***
☺***
UsuńI znowu skłoniłaś mnie do refleksji nad otaczającym mnie światem. A przy okazji w Twoich rozmyślaniach znalazłam cząstkę siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Dobrze jest porozmyślać o czymś razem...Odnaleźć siebie w czyichś przemyśleniach. Poczuc z kimś bliskosć, choć kilometrowo jest sie bardzo daleko.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Karolinko!:-)
Piękny wpis ❤️
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci,Kocurku!♥
UsuńBardzo filozoficznie podeszłaś do maja. Pozwala pomyśleć jak to jest u nas każdego dnia, czego chcemy nad czym pochylamy głowę, co nas martwi, czego boimy się. Szczególnie kiedy maj jest taki jak u nas zimny mokry z małymi przebłyskami słońca, jakby pokazywał cieszcie się tą małą chwilą nie oczekujcie wiecznie szeroko otwartych wrót. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMożna tak chyba podejść do każdego miesiąca.Bo przecież żaden czas nie zwalnia człowieka od myślenia.A zmienność i nieprzewidywalnośc pogody przekłada sie takze na nasze nastroje, obserwacje i refleksje.Jestesmy przecież częścią natury. A dany nam czas składa sie z milionów chwil, w których większosc przelatuje jakby ich nigdy nie było.Dlatego trzeba mysleć, zastanawiać się, zauważać, co to jest dokoła nas i w nas. Żeby zyć pełniej, świadomiej. Czy to maj, czy jakikolwiek inny miesiąc.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło, Oleńko!:-)
Tak lubiłam "Noce i dnie", a tak mało mam teraz czasu na czytanie. A przecież moje ( i Twoje Olu ) życie biegnie tak blisko ziemi, przyrody, natury, podobnie jak życie Barbary i Bogumiła. Chciałabym wrócić do tej powieści. Jak też i do wielu innych...
OdpowiedzUsuńMaj, ach ten maj, zawsze niezmiennie piękny, w każdej odsłonie. Taka wilgotno - mglista była bardziej potrzebna. I dziękuję za ten majowy post :)
O i mam miłe wspomnienie - za wypracowanie na temat (już nie pamiętam dokładnie jaki) omawiający "Noce i dnie" dostałam piątkę. Niby nic, ale w moim liceum polonistka nigdy nikomu nie dawała piątek ! Sensacja była wielka, pamiętam to do dzisiaj, jak widać :)))
Usuń"Noce i dnie" o ksiązka, która sie nie starzeje a wręcz przeciwnie, po czasie nabiera nowych smaków i barw - jak dobre wino. Życzę Ci kochana bys znalazłą odrobine czasu, by zajrzeć do tej ksiazki i spotkać starych dobrych przyjaciół oraz inne, głebsze jeszcze zrozumienie znanych treści.
UsuńOch, jesli dostałaś piątkę za wypracowanie na temat "Nocy i dni" na pewno było świetne, inne niz wszystkie, głebokie i ciekawe. Fajnie byłoby móc je przeczytać po latach, prawda?
Maj tegoroczny jest niesamowicie mokry. Aż za bardzo. Popada ze skrajności w skrajnosć. Ziemia u nas juz nie przyjmuje wody. Przydałoby sie teraz parę dni suchszych, żeby można było cos zrobic w ogrodzie, bo teraz gleba zamieniła sie w błoto, które przypomina budyń. Brodzi sie w nim jak po bagnie!
Pozdrawiam Cie serdecznie, Andziu i dobrego dalszego ciagu maja życzę!:-))***
Czasem żałuję, że nie zostawiałam swoich zeszytów, wypracowań itp. Dobrze byłoby wrócić do nich teraz. U nas Olu ziemia, łąki były tak spragnione deszczu że teraz piją i oddychają z ulgą. I jeszcze im nie dość. Łyse placki wreszcie się zazieleniają, a ostatnimi laty tylko ich przybywało. Nasze miejsce w środku lasu jest wybitnie suche, często było tak, że wokół wszędzie padało, a u nas nie. Jednak jak widać u Was już byłoby dosyć tego deszczu.
UsuńNa pomidory polecam oprysk z drożdży - przeczytałam w komentarzach, że masz kłopot z zarazą.
Zatem słonecznego dalszego ciągu maja życzę i leśne pozdrowienia zasyłam :)
Andziu, chętnie bym przeczytała Twoje stare wypracowania i swoje też. Na pewno byłaby to bardzo ciekawa lektura. Wzruszajaca, zadziwiajaca, rozśmieszająca, budząca reflekscję. Może kiedyś, gdy ktos wymyśli nareszcie sposób na przenoszenie sie w czasie da sie wrócic do tego momentu, gdy owe zeszyty miały właśnie wylądować w koszu na śmieci albo w piecu i wyciągnąc w ostatniej chwili choć kilka z nich. Ale takie cuda na pewno nie będą możliwe za naszego zycia. Szkoda!
UsuńPogoda nadal deszczowa, wiec sie nareszcie Twoje łaki i lasy napiją, odżyją, nabiorą sił na lato, które ponoc ma być upalne.U mnie tyle wody w stawie, co teraz jeszcze nigdy nie było. Zaby mają raj!:-)
Oprysk z drożdży na pomidory? Cos o tym słyszałam, ale nigdy nei stosowałam. Spróbuję wobec tego zrobic to w tym roku. Dziekuję Ci za dobrą radę, Andziu i pozdrawiam serdecznie z mglistego Podkarpacia!:-))
Ty wiesz Oleńko czego Ci życzę...podzieliłabym się tym chętnie z Tobą, ale po co, kiedyś otrzymasz całość....
OdpowiedzUsuńMaj przyniósł nam dziś powódź, dom jest zalany przez pobliską rzekę, jesteśmy trochę więźniami, ale ja mam zawsze zapasy ( dziewczyna zimnego chowu:-) Zapowiadają kolejne mocne opady, ale nic nie da ludzkie zamartwianie się- będzie co ma być.
Domyslam się, Basieńko. Ty masz swoje oparcie, drogocenną pewność, której mnie brak. Może to kiedys i do mnie przyjdzie? Wszystko sie okaże, za jakiś czas. Dziękuję za Twoje serce i wiarę, kochana!*
UsuńMasz zalany dom?! Bardzo Ci współczuję. Wyobrażam sobie, co sie u Ciebie dzieje. Co ten tegoroczny maj wyprawia? Oszalał całkiem!My mieszkamy na górce, więć dom jest bezpieczny, ale w ogrodzie istne grzęzawisko!
Pewnie wszystkie, ktore czytamy Twoje przemyslenia znajda cos w nich dla siebie i o sobie. "Kruche lodeczki na wzburzonym oceanie" tak czesto sie czujemy, moze coraz czesciej ja to czuje, kiedys bylam jakby mniej skolatana, teraz zdarza mi sie myslec bardziej bezradnie, szukac z mniejszym sukcesem rozwiazan..ale przechodzi i znou ciesze sie kazdym detalem, zmuszam sie do dzialan i koncze zadowolona z tego ,ze sie zmobilizowalam.. Trzeba dac sie porwac zyciu poki mamy na to sily. Zycie to ciagła walka..( ale wymyslilam..hahaha...oczywista oczywistosc)
OdpowiedzUsuńO;u. sliczne, nasycone zielenia zdjecia zdrobilas, serce sie raduje patrzac.
Opisując swoje przemyslenia na blogu zawsze mam nadzieję, że znajdzie sie ktoś, kto myśli podobnie, z kim będzie mozna nawiązać nić porozumienia, rozmowę, oddalić od siebie uczucie, że jest sie samotną łódeczką, bo takich łódeczek jest więcej i lepiej jak wiedzą o sobie.
UsuńTeż tak mam, jak Ty Grażynko, że jeśli trudno mi sie zmobilizować do jakiegos działania, jesli coś jest dla mnie duzym wyzwaniem, to jeśli dam radę sie z nim zmierzyć i zrobić to, co powinnam czuje potem radosć i satysfakcję o wiele większą niz po zrobieniu czegoś zwyczajnego. Trzeba wiec czasem podwyższać sobie poprzeczkę, przekraczać wyrosłe w nas lęki i bariery, żeby poczuc, że nie jest z nami tak źle, że jest jeszcze w nas moc. Są oczywiście sprawy, które budzą w nas bezradność, z którymi wygrać sie nie da. Ale i o nich trzeba mysleć, rozmawiać, pisać, choćby po to by zmniejszyc lęk wobec nich, oswoić je jakoś wspólnotą odczuwania.
Cieszę się, Grażynko, że spodobały Ci sie zdjęcia naszego siedliska. Tyle już tutaj zdjec zrobiłam w wciaz chce mi sie robic nowe i nowe. Wciąz mnie tu cos na nowo zachwyca. I mam nadzieję,że tak będzie zawsze, bo proste piekno nigdy sie nie powinno się znudzic.
Pozdrawiam Cie ciepło!:-)
Tyle mądrości i metafor zawarłaś w jednym wpisie, że musze wracać, żeby niczego nie uronić. Niby o ogrodzie, a tak naprawdę o naszej wędrówce po życiu. Maj, to taka nagroda za listopad, marcowe roztopy i tęsknotę za słońcem. Nawet jak pada, to przynosi bez, chyba każdy czeka na bez, żeby się w niego wtulić i mocno poczuć. A wtedy wracają wszystkie wąchane maje w życiu. Żeby było lekarstwo na niepewność, chyba trzeba mieć w sobie trochę lekkomyślności. Żeby doceniać to co mamy, musi się to posiadanie zachwiać , wtedy znowu się cieszymy i czujemy bezpieczni.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też ostatnio myślałam o tym, że biedna roślina przetrwala zimę, wykiełkowała, a ja decyduję, który kwiatek zostanie. Dlatego mam wieczorami duzo dlubaniny, bo nie potrafie wyrzucić siewek i szukam im nowego miejsca. Dla chwastów nie mam litości, gdyby im pozwolić w tym klimacie rosłyby duże jak drzewa. Coś w tym jest, Niewidzialny ogrodnik nie daje nam równych szans, jeden w czarnoziemie będzie się rozwijał , a inny musi między betonowymi płytami się przebijac i nawet zakwitnie.
"Noce i dnie" koniecznie do powtórki, skoro tam są takie perełki. Piekny cytat, aż się wzruszyłam. Może teraz Barbara nie będzie mnie irytowała, moze widziałam w niej siebie. Nadrobię. Myślę Olu, że te mgliste dale, jak to pieknie nazwałaś, wracają tylko na chwile, a to, co juz wypracowane, przemyslane jest bardzo mocne. Będziemy doświadczać tych wszystkich stanów naprzemian, bo nie kochamy siebie wystarczająco i sobie nie ufamy. Zamiast szukać mocy w sobie, uzależniamy wszystko od innych, a tylko my mamy moc leczenia swoich obaw. Twoja maleńka roślina się pojawiła, tak jak codziennie coś nadzwyczajnego. Mimo wszystko, chociaż wyczarowany pyszny zapach posiłku, fajny film, książka, albo rozmowa. Zdjęcia pokazują cudowną , sielską wieś, jakie zadbane wszystko i dobre. Świetne ujęcia Olu, chciałabym tam usiąść z Tobą i zagadać się do rana:)
Maj, to miesiąc, w którym wiele sie dzieje na dworze, czasem tak wiele, że nie myśli sie za duzo o tym, co dzieje sie w srodku człowieka. Bo tyle jest roboty, że nawet nie ma kiedy pomysleć. Co czasem jest nawet dobre, bo od pewnych dręczących tematów mozna odpocząć, nabrać siły do zmierzenia sie z nimi, gdy znowu pojawi sie wiecej wolnego czasu.
UsuńBłogosławiony bywa ten stan, gdy człowiek staje sie jednością z przyrodą, gdy dostrzega w niej mądrość i sprawiedliwosć, która jego samego też ogarnia, jego też dotyczy. Czujemy sie wtedy uspokojeni, zaopiekowani przez tę mądrość natury.I mozemy po prostu cieszyć sie istnieniem. Wtulać twarz w bzy i, jak to wspaniale zauważyłaś Marylko, tym samym powrócić do wszystkich przeszłych majów. Zapomnieć o tym, co boli nas teraz, co jest jak trudny do usunięcia wrzód a być sobą sprzed czasu cienia.Pojąć, że wszystko jest tak naprawdę prostsze, niz nam sie wydaje, że często niepotrzebnie cos komplikujemy, dostrzegając wiecej przeszkód i trudności, niż jest ich w rzeczywistości.
Rozumiem dobrze to usiłowanie ratowania siewek, tych młodych, niewinnych istnień. Danie im szansy na życie, skoro tak dzielnie przetrwały zimę, skoro żyją mimo skopania działki. W zeszłym roku robiłam takie akcje ratunkowe z pomidorami. Ale okazało się, że nadaremnie, bo w połowie lata przyszła zaraza ziemniaczana i ogarnęła wszystkie pomidory. Ale jakoś szczególnie te samosiejki. Pomyslałam potem, że to trochę tak, jakby jednak śmierć była im pisana.Kiedyś miałam tak z kurczaczkami. Miałam w domu inkubator i zauważyłam, że niektóre z piskląt mają problem z samodzielnym wydostaniem sie ze skorupki. Delikatnie wiec im w tym pomagałam. I co sie okazało? Żadne z nich nie przezyło potem. Mimo moich starań.Po prostu były za słabe. Po prostu natura wiedziała od poczatku, że nie maja szans. To tylko ja litując sie nad nimi próbowałam działać wbrew niej. Ratować to, co było nie do odratowania. A ona po raz kolejny pokazała mi, że na nic jest robienie czegoś wbrew niej. Trzeba sie chyba z pewnymi rzeczami pogodzic i zaniechać pewnych działań, chocby nawet wyglądało to na okrucieństwo.
Na szczęście zdarzają sie wciąz cudowne momenty, które przywracaja nam wiarę w piękno, łagodność codzienności i harmonię, które wzruszają i napełniają nadzieją, że życie jest jak skrzynia ze skarbami, z której jeszcze długo będziemy mogły czerpać i pocieszać sie nimi w chwilach cienia i zamglenia. To takie maleńkie, proste skarby codzienne, wciaz będące na podorędziu, wciaz czekajace na odkrycie, zauważenie, docenienie. Czasem niewiele przecież człowiekowi potrzeba do szczęścia, do poczucia, spokoju i bezpieczeństwa. Na przykład czymś takim jest rozmowa z prawdziwie szczerym, wrażliwym człowiekiem.Z kimś, kto potrafi naprawdę zajrzeć w duszę i powiedzieć, jestem taka jak Ty. Nie jesteś sama!*
Tak, Marylko! "Spróbuj ponownie przeczytac "Noce i dnie". Jestem nieomal pewna, że odnajdziesz w niej więcej takich perełek, że odnajdziesz kawałek siebie a wiele sytuacji przeżywanych przez głownych bohaterów okaże sie bliźniaczo podobnych do tych, które są Twoim udziałem.
Mój ogród zielony, ale straszliwie mokry. Woda stoi w każdym zagłebieniu, a ziemia jest tak rozmiękła, że sie człowiek zapada. Mimo to udało mi sie wczoraj posadzic pomidory. Była już na nie najwyższa pora. Mam nadzieję, że sie przyjmą, że w tym roku uda sie je ocalić od zarazy.
Kochana Marylko, i ja mogłabym z Toba rozmawiać bez końca. I cieszę się, że skoro obie tak czujemy, to wiele jeszcze będzie w przyszłosci okazji do takiego pogadania!Buziaki!:-)*
Jaka siła i moc, mądrość i radość jest w prostej codzienności. Jaki spokój bije z Twoich zdjęć. Ceglany mur w kolorze doniczek, żółć i fiolet majowych krzewów, szczęśliwy zwierzyniec, rabatki w kręgu, błękit jeziorek, dwa foteliki wsparte o ławę, mgła i opar .... Ech, życie !!!!
OdpowiedzUsuńMaj jest bardzo fotogenicznym miesiącem. Nie przeszkadza mu ani nadmiar deszczu ani susza. Tętni zielenią i energią. Dzieli sie tym, co ma najlepszego. Budzi chęć bycia blisko tych wyczekanych przez zimę barw i zapachów, sprawia, iż chce się być częścią natury i po prostu zyć najpełniej jak się da.Bo krótko to wszystko trwa, czasem zanim człowiek zdązy sie nacieszyć przekwita, blednie, więdnie i znowu czeka sie na następny maj...
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Krystynko!:-)
a ja nie zauważyłam maja tego roku buuu przeprowadzam sie wiec pakuje pakuje pakuje i nie wiem czy mi sił starczy.Ciepłe pozdrowienia z ulewnego Szczytna na mazurach Ulka
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzka to istna rewolucja w życiu, ale jak juz będziesz ja miała za sobą odetchniesz. Ten mocno deszczowy, jakby jesienny maj często i nas do domu zaganiał, bo trudno robić cokolwiek na zewnatrz gdy leje i wieje. Moze czerwiec będzie bardziej czerwcowy i będzie wtedy wiecej sposobnego czasu na cieszenie się jego urokami?
UsuńUlu!Pozdrawiam Cię ciepło z pochmurnego Podkarpacia!:-)
Cudowne zdjęcia! To pierwsze szczególnie mi się podoba. I mądry wpis, zadumać się można ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, Anno!♥
UsuńDzień dobry Olu i Cezary:-) Przyszłam się tylko przywitać* Mam nadzieję, że do Jaworowa zajrzało w końcu słońce i nie musicie zakładać uprawy ryźu zamiast grządek z rodzimymi warzywami. No i że wszystko u Was dobrze?
OdpowiedzUsuńTaki deszczowy i chłodny był ten maj, a co pokaże czerwiec? U nas od paru dni słońce na przemian z deszczem, a dzisiaj zapowiada się piękny dzień. Niech taki będzie dla Was, dla mnie, dla nas wszystkich:-)
Buziaki i uściski:-)*
Dzień dobry, Marytko! Tak, nareszcie wiecej jest u nas słonca i deszczu. Ogród i my bardzo juz na to czekaliśmy. Pracy mamy co nie miara, jak zawsze o tej porze. Właśnie opublikowałam nastepnego posta. Bo juz czerwiec przecież!
UsuńPozdrawiamy Cie serdecznie Marytko i buziaki ślemy ze słonecznej wioski podkarpackiej!:-)***