Mam od dawna
taki obyczaj, że jeśli nasze pieski nie dojedzą swojej zupki wątrobianej albo
inszego żarełka zostawiam im w ogrodzie przy studni obok domu różową miskę z
ową resztką karmy. Wiem bowiem, iż w ciepłe noce psiska poproszą o wypuszczenie
do ogrodu i wówczas na pewno zjedzą ze smakiem pogardzaną wcześniej pozostałość
posiłku.
Jakież było moje
zdumienie, gdy kilka dni temu wychodząc o poranku do ogrodu nie dostrzegłam
nigdzie tejże miski! Miski pamiątkowej, bo należącej niegdyś do naszej
ukochanej Zuzi…
- Czyżby psiska pożarły miskę wraz z zawartością? –
naszła mnie od razu idiotyczna myśl.
- Nie! To pewnie wiatr gdzieś ją porwał i teraz leży w
jakichś chaszczach! – stwierdziłam i choć miniona noc była zupełnie bezwietrzna
to w poszukiwaniu śladów działalności psotnego wietrzyska obeszłam ogród
zerkając uważnie do wyschniętego stawu, pod wszystkie krzewy i w różne tutejsze
zakamarki. Teren naszego siedliska jest duży, wiec zajęło mi to sporo czasu. W
końcu zaszedłszy na samiuteńki koniec ogrodu, ze zdumieniem ujrzałam zaginioną
miskę porzuconą w kępie trawy w pobliżu kwietnika z malwami i płotu
graniczącego z polem.
- Skąd się tam wzięła? Kto ją tam zaniósł i po co? Do
naszych psów to niepodobne…Byłby to zatem jakiś obcy zwierz? - i od razu uświadomiłam sobie, że od
jakiegoś czasu znikają też z trawników niedojedzone psie kości. Nie muszę ich
sprzątać jak zwykle, bo ktoś to robi za mnie. Ale kto? Kto ma na tyle silne
szczęki, że daje sobie radę z twardymi gnatami? Wprawdzie widziałam już tu parę
razy obce koty, które zakradały się do ogrodu i uważnie rozglądając się na boki
dojadały makaron po naszych psach, ale żeby pożerały kości? Toż to nie lwy!
Do tego od
kilkunastu dni można poczuć w naszym ogrodzie intensywny, specyficzny zapach
dzikiego zwierzęcia. Snuje się ta ostra woń zwłaszcza przy wiacie na drewno,
ale jest też mocno wyczuwalna wewnątrz budynku gospodarczego…Może więc na
strychu owego budynku zagnieździła się kuna, tchórz, szop pracz albo coś w tym
stylu? Tylko rzecz z owymi kośćmi nie daje mi spokoju. Bo one duże, twarde i
ciężkie. Kto zatem dałby im radę?
Któż zakrada się
nocą do naszego ogrodu i bezczelnie tu ucztuje a na dodatek zabawia się psią
miską wynosząc ją kilkadziesiąt metrów dalej?
Ogród jest
otoczony płotem z siatki i fakt ten nieco zawęża pole moich domysłów. Bo o ile
lis bez trudu przelazłby przez ów płot, to np. wilk nie bardzo. Także obcy pies
by się tu nie dostał a poza tym ten zapach wyczuwalny przy wiacie na drewno
zdecydowanie należy do jakiegoś prawdziwie dzikiego zwierza, który w ten sposób
oznacza tren. Swój teren. Wyznam, iż trochę mi się robi nieswojo, gdy zdam
sobie sprawę, że nocą nasze siedlisko bierze we władanie jakiś tajemniczy
stwór. Odczuwam lekki niepokój na myśl, że po moich dziennych, swojskich
ścieżkach, nocami ktoś jak gdyby nigdy nic sobie spaceruje w sposób
niewidzialny i potajemny. I wówczas moje ścieżki należą do niego.
Pamiętam takie zdarzenie sprzed kilku lat.
Nocą psy pobiegły z ujadaniem na tył ogrodu. Właśnie tam, gdzie przy płocie mam
dzisiaj kwietnik malwowy. I o ile trzy z nich (żyła jeszcze wówczas Zuzia) zaraz
przybiegły do mnie na wołanie (a wyglądały przy tym na dziwnie przestraszone),
to Misia pozostała w pobliżu płotu i szczekała wniebogłosy dalej. Za nic nie
dawała się przywołać. Wziąwszy latarkę poszliśmy z Cezarym w jej stronę żeby
poświecić w miejsce, gdzie spodziewaliśmy się ją zobaczyć. A że noc była
bezksiężycowa, to ciemno zdawało się wokół jak w grobie. Szliśmy ostrożnie trzymając
się za ręce, żeby nie wpaść na coś i nie przewrócić się po drodze. Nocą wszak wszystko
jest odmienione. Zdumiewająco obce, nierealne, czarem jakimś dziwnym okryte.
Ciemne sylwetki drzew , strażników ogrodu, wyrastają wcale nie tam, gdzie można
by się ich spodziewać. Gałęzie krzewów bzów i kalin wyciągają daleko ramiona. A
kolce berberysów wyostrzają się jakby chciały złapać i zatrzymać przy sobie
każdego, kto niebacznie przechodzi obok.
W końcu z trudem dojrzeliśmy za krzakiem jasną
sylwetkę ujadającej Misi a z ciemności, tuż obok naszej psinki pobłyskiwała na
zielono fosforyzująca upiornie para obcych oczu.
Mróz mi wówczas
przebiegł po krzyżu, bo oczy owe widoczne były na wysokości około metra. Czyli
było to coś dużego, coś, co na nasz widok, na widok latarki nie uciekało a uparcie
tkwiło w miejscu. A Misia będąc niewidomym psem nie miała pojęcia z czym ma do
czynienia i pewnie dlatego się obcego nie bała tak jak reszta psów. Nawiasem mówiąc
ta ślepota Misi już parę razy przyczyniła się do tego, ze nasza psinka nie
czuła strachu przed czymś, czego obawiają się zazwyczaj psy. Np. świetnie
potrafiła wchodzić po drabinie, nie lękając się wysokości, bo nie miała o owej
wysokości pojęcia.
Wracając jednak
do wspomnienia z nocnej wizyty w ogrodzie, to na widok owych fosforyzujących
ślepi oboje z Cezarym w przystępie panicznego lęku krzyknęliśmy głośno,
zatupaliśmy, zahuczeliśmy co sił i jeszcze mocniej ścisnęliśmy nasze dłonie.
Wtedy dostrzegliśmy, iż odważna Misia doskoczyła walecznie w stronę
tajemniczego zwierza a ten ostatecznie zniechęcony całym zamieszaniem wreszcie dał
drapaka błyskawicznie zwiewając przez płot.
Wówczas Misia
jako szczęśliwa tryumfatorka natychmiast do nas przybiegła. Okazało się, iż miała
pod okiem niewielkie zadrapanie. Pewnie efekt potyczki z owym zwierzem.
Pamiętam, że długo potem ta ranka nie chciała się jej goić. Ślimaczyła się i
ślimaczyła. A Zuzia – troskliwa mamusia – codziennie po wielekroć wylizywała
Misi delikatnie to zadrapane miejsce. A Misia poddawała się owej procedurze
cierpliwie a nawet z lubością. Dawne czasy…
No dobrze. Ale
tak jak wtedy nie mieliśmy pojęcia, jakież to stworzenie nawiedziło nocą nasz
ogród, tak i teraz nie wiemy, kto został tajemniczym rezydentem Jaworowa i czy
to ten sam, co niegdyś osobnik? Pewnie nie, ale w okolicznych lasach żyje
mnóstwo dzikich zwierząt. A las prawie zaraz za płotem. Często dochodzą nas
stamtąd wycia, pohukiwania, popiskiwania, chrumkania, poświsty, szelesty i
poszczekiwania. Cały czas toczy się tam intensywne, niewidzialne dla nas życie.
Życie, które w jakiejś mierze przenika się z naszym, jest czymś naturalnym i
zwyczajnym. My chadzamy z Cezarym na przechadzki do lasu, to i leśni mieszkańcy
mają prawo zaglądać do nas. Jest w tym wszak jakaś normalność i sprawiedliwość.
Dlatego nie byłoby
w tym nic dziwnego, gdyby zadomowiło się u nas któreś z leśnych stworzeń. Wszak
łatwo dostępne resztki psiego jedzenia stanowią nie lada przynętę. Mam
przeczucie, że gdybym wlazła na nieużywany od lat stryszek budynku
gospodarczego, to mogłabym tam znaleźć zarówno pozostałości owych psich kości,
jak i uwite w starym sianie sekretne gniazdko dzikiego zwierza. Może i on sam
wyszedłby mi na spotkanie? Jakoś jednak nieśpieszno mi by tam zaglądać. Od razu
przypominają mi się horrory z ohydnymi mutantami
podobnymi do ósmego pasażera ze statku kosmicznego Nostromo. Brr!
Cezary martwiąc
się o ewentualne spotkanie naszych psów z owym obcym osobnikiem radzi, by na
jakiś czas zabrać drabinę spod stryszku. Że niby wtedy „toto” nie da rady tam
wleźć. Ja jednak mam co do tego pomysłu mieszane uczucia. Przecież w gruncie
rzeczy ten zwierz nic złego nikomu nie robi i mam, pewnie nieco naiwną nadzieję,
że nie zrobi. Po prostu chce być tutaj na jakiś czas. Pożywić się , odpocząć
zanim wróci w swój leśny świat. Dziwnie żal by mi było pozbawiać „toto” zacisznego
schronienia. Zadomowiło się to coś u nas. Zaufało, że będzie mu tu dobrze. Niegościnnie
byłoby zatem z naszej strony je tak obcesowo potraktować. A poza tym, jeśli to
coś dysponuje sprawnością i zwinnością podobnej do kociej, to bez problemu
wespnie się na stryszek nawet bez drabiny. Tak kiedyś czyniły koty. Wchodziły
na obramowanie kompostownika, potem robiły długi skok na daszek starego klopiku,
przerobionego obecnie na komórkę na ogrodnicze „przydasie”. A stamtąd dziecinną łatwością było już dla
nich dostanie na dach strychu i dziurą wlezienie do środka.
Czy macie jakieś
pomysły, jakież to stworzenie może być? I co powinnam zrobić, by się tego
dowiedzieć? A może jednak trzeba by
przepłoszyć stąd „toto” a przynajmniej zniechęcić do odwiedzin Jaworowa na
przykład przestając wystawiać na noc do ogrodu zuziną, różową miskę z resztką
wątrobianej zupki…?
P.S.
I jeszcze jedna, gorzka niestety, refleksja na koniec. Refleksja,
która pośrednio wiąże się z powyższą opowieścią. Decydując się na osiedlenie w
miejscu graniczącym z łąkami i lasem w dużej mierze byliśmy otwarci i gotowi na
odwiedziny dzikich zwierząt. Chcieliśmy żyć daleko od cywilizacji a blisko
natury, więc tak żyjemy. Jednak zupełnie nie byliśmy gotowi i nie potrafimy
zaakceptować najazdu owej „cywilizacji” w postaci wprowadzania nowych,
dziwacznych przepisów rodzimych czy unijnych. Wtrącania się przeróżnych
biurokratów i urzędników w nasze codzienne życie. Straszenia, że wlezą do nas z
buciorami i w majestacie chorego prawa będą kontrolować takie rzeczy jak np.
szambo, piec C.O., rodzaj pokrycia dachu, czy też posiadanie telewizora. Mamy też
dość zakłócania naszej spokojnej, swojskiej codzienności złowieszczymi informacjami
o czekającym nas niebawem przymusie remontu domu, o konieczności zakładania
fotowoltaiki oraz nowego, bardziej ekologicznego pieca, o zawłaszczaniu rzeczywistości przez szaloną, klimatystyczną ideologię. Och! Wolelibyśmy gościć
u siebie całe watahy dzikich zwierząt, niż obcować z wynaturzonymi działaniami
coraz bardziej szarogęszących się pazernych polityków, biurokratycznych hien i urzędniczych pijawek…To
się w głowie nie mieści, że nigdzie, nawet na końcu świata, nawet w małym domku
pod lasem człowiek nie może się już czuć jak dawniej swojsko i bezpiecznie, że spokój ducha zniknąć
może bez śladu zupełnie tak, jak różowa, psia miska…
Macie kune, sadzac po zapachu. Nawet cala rodzine. Lokatora na dlugo.
OdpowiedzUsuńTych pomyslow z klimatystyczna ideologia wspolczuje.
MImo wszystko stwierdzam, ze pieknie mieszkacie! Serdeczne pozdrowienia. Oby nikt nie zaklocal waszego ladu.
Nadal nie wiemy na pewno, kto odwiedza nasz ogród. Póki nie zobaczymy na własne oczy, nie będziemy mieć pewności.
UsuńKlimatystyczna ideologia jest nową religią świata Zachodu a głównie UE. Kto nie wierzy, ten heretyk i wróg.
Tak! Pieknie jest na Pogórzu Dynowskim. Ale najważniejszy jest spokój ducha.
Echo! Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Też uważam, że to kuna, lub cała kunia rodzina gdzieś Wam się zagnieździła, też mam takich lokatorów, niestety, bywają dość uciążliwi. Ewentualnie szopy, bo też lubią wydzierać się do ludzkich siedzib
OdpowiedzUsuńTo byłam ja, Małgosia ze Sztuki w papilotach.
UsuńByć moze kuna a być moze coś innego. Na razie nic sie nei wyjaśniło. W każdym razie dziekuję Ci za podpowiedź, Małgosiu!:-)
UsuńGdy nocowaliśmy w pensjonacie w Zawoi, do ogrodu i kurnika właścicielki zakradały się lisy, sami kiedyś słyszeliśmy je pod oknami. Ale oczy na wysokości metra? To podejrzane było!
OdpowiedzUsuńGdy mieszkał u nas zaprzyjaźniony pies, nie chciał jeść, myślałam, że z tęsknoty, a to zła miska była...
Jako mieszkańcy spółdzielni mieszkaniowej tez musimy godzić się na pewne reguły wspólnotowe, nie ma zmiłuj, a na dom nas nie stać.
jotka
Z lisami i my mieliśmy wiele razy do czynienia - zwłaszcza gdy hodowalismy jeszcze kury. Co teraz do nas przychodzi? Jeszcze nie wiadomo i kto wie, czy w ogóle sie tego dowiemy...
UsuńNie na wszystkie przepisy powinniśmy sie godzić. Niektóre są tak absurdalne i tak jawnie szkodliwe, że trzeba krzyczeć o ich szkodliwości póki jest na to czas. I jeszcze co do regulacji unijnych wynikajacych z ideologii klimatystycznej, to jeśli Unia sie z tego nie wycofa albo nasze państwo nie wyjdzie z Unii - będzie totalna bieda. I to zarówno dla właścicieli domów, jak i dla mieszkańców bloków, niestety...
Po mojemu więcej niż jedna kuna ale równie dobrze może być jenot, u mła w ogrodzie raz był. Tyż tak pachnie dzikością. Inna możliwość to jeżoczłekoupiór. ;-D Hym... Wasz ogród to jest taki Wasz na dzienną zmianę, po zmroku przychodzi nocna zmiana. :-D
OdpowiedzUsuńKuna, jenot, szop, czy lis...Domysły sie mnozą, ale nadal nic nie wiadomo na pewno...
UsuńJeżoczłekoupiór jest równie prawdopodobny, Tabo!:-)
czupakabra :0 a tak serio ,podejrzewam szopa,kuna nie zainteresowałaby się miską a szopy lubią zbieractwo,taka miseczka jest interesujaca.Kuna by z psiej michy nie ruszyła,nawet pukle psiej wyczesanej sierści wykłada się ,bo kuny boja sie zapachu psów.
OdpowiedzUsuńAno właśnie. Kuny boją się psów...
UsuńOlgo, powinnaś książki pisać. Tą historię bardzo dobrze mi się czytało, no i bardzo ciekawie to wszystko opisałaś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjestem tego samego zdania:-)
Usuńjotka
Karolinko, Jotko! Dzięki Wam za sympatyczne słowa o moim pisaniu!:-) Pozdrawiam Was!:-)
UsuńMoże uda się wypłoszyć to nieznane leśne zwierzę, a może zaprzyjaźnicie się. Te wszystkie nakazy, zakazy
OdpowiedzUsuńsą doprowadzające do szału. Mnie kilka dni temu wkurzyła decyzja banku, przy dokonywaniu wpłaty za czynsz
mam okazać dokument. Wszyscy wkoło dążą żeby posługiwać się bezgotówkowymi operacjami.
Nie wyobrażam sobie starsze osoby samotne, korzystania z Internetu, jakiś blików i czort wie czego jeszcze.
W służbie zdrowia biurokracja przerasta wszelkie granice, na proste badanie usg muszę czekać pół roku,
bo zarejestrować się mogę tylko do tego punktu, który podpisał kontrakt z przychodnią rodzinną. Olu świat
nasz doszedł chyba już do maksimum absurdów. Pozdrawiam Was cieplutko. Oby spokój i zdrowie Was nie
opuszczało.
Na razie mam wrażenie, że zapach tego tajemniczego dzikiego zwierza u nas nieco zelżał. Nie wystawiam od kilku nocy miski do ogrodu. Może zwierz sobie juz poszedł? To sie okaże za jakis czas.
UsuńA co do tych przepisów zwiazanych z płatnosciami , to będzie jeszcze gorzej. Unia zamierza całkowicie wycofać gotókę. Wszystko będzie wirtualne. Tylko jak sobie z tym wszystkim poradzą starsi ludzie? Chyba się nikt tym nie martwi...
Stan służby zdrowia jest tragiczny. Strach chorować po prostu!
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Oleńko!:-)
Olu, na dzikich zwierzetach w ludzkich domostawch sie nie znam, kuna pasuje niby , bo sie wspina i zapach jest, ale slyszalam, ze obecnosc psa kuny odstrasza, wiec cos tu nie pasuje...Moj Tata w takich sytuacjach mawial : " to na pewno maly krokodyl 😂":). A co do drugiej czesci to coraz bardziej zblizamy sie do swiata orwellowskiego, tyle ze skoro 90% ludzi spi, woli " nie myslec", uwaza ze ich to nie dotyczy, albo potulnie godzi sie z dalszym zawlaszczaniem osobistej wolnosci , nadzorem, nakladaniem nastepnych ograniczen i absurdalnych przepisow, albo co gorsza jeszcze w tym bierze udzial idac za " zaleceniami " mediow , to co sie dziwic, ze petla zaciska sie coraz mocniej - z kazdej strony , na wielu plaszczyznach rownolegle. Wbrew pozorom niezwiazane ze soba watki zaplataja sie w jeden mocny sznur , ktory zaczyna nas oplatac. Kiedy w koncu ludzie sie ockna, ze promowany weganizm, calkowita elektryfikacja pojazdow i domow, likwidacja gotowki, zmasowana emigracja na Europe, majaca wywolac chaos , zmasowana ingerencja w nasza zywnosc , zdrowie, narzucone procedury medyczne , digital passorts i pare innych " usprawnien", wszystko to jest czescia Zielonego Ladu, Net Zero, czy tez Agendy 2030 , ktora wprowadza sie rownolegle we wszystkich krajach zachodnich, unijnych i ze wszystko to ma na celu utworzenie " nowego ladu, nowego porzadku i " nowego czlowieka 2.0, ktorym bedzie zarzadzac " system". Tyle ze za kazdym systemem stoi grupa ktora nim zarzadza. A ambicje maja, aby zarzadzac nami globalnie, jako jedna skolonizowana masa, podpieta pod paszport cyfrowy, nasza przepustke na zycie. Potrzebny jest zbiorowy " wake up call " 🙏🏻Buziaki Kitty
OdpowiedzUsuńCzy to kuna, czy inszy zwierz nadal nie wiadomo. Tajemnicze i niewidzialne toto jest a do tego sprytne.
UsuńA co do Unii i w ogóle wariacji opanowującej kraje Zachodu, to zgadzam sie z Tobą w zupełności. To wszystko idzie w coraz gorszą stronę. I tak, bardzo potrzebne jest zbiorowe przebudzenie. Ale na razie jakos go nie widać. Ludzie chyba nie chcą widzieć oczywistych rzeczy. Obudzą sie z ręka w nocniku...
Buziaki serdeczne dla Ciebie, Kitty!:-)*
To z zielonymi oczami na wysokości metra wygląda na szopa stojącego na tylnych łapach, gotowego do obrony. Jest większy od kota, ma duże i mocne zęby, i bywa dość niebezpieczny. Nie boi się specjalnie psów. I nie jest moim ulubieńcem, bo wypycha z naszych lasów rodzime gatunki i ogólnie bardzo się panoszy i rozmnaża. Lubi też zagnieżdżać się w bliskości ludzkich domostw i odwiedzać je w poszukiwaniu jedzenia. Jak już sobie upodoba teren, to trudno się pozbyć, jego obecności, a potrafi się tak rozpanoszyć, że nawet atakuje człowieka, a ma spore zębiska i pazury. Za tą ładną mordką kryje się dość kłopotliwy i nieprzyjemny zwierz, to nie jest łagodna maskotka.
OdpowiedzUsuńCo do zielonego ładu i innych dziwacznych unijnych przepisów, zakazów i nakazów, to mam już lęki, że jak otworzę szafę, lodówkę albo drzwi do mieszkania, to wyskoczą mi na powitanie machając czerwonymi pomponami jak "czirliderki", z tv już ciągle wyskakują, najgorsze, że próbują wpakować mi się do talerza i boję się że niedługo zamiast pomidorówki to będę miała jakąś dziwną zupę z wkładką.
Pozdrawiam serdecznie Was oboje życząc wyjaśnienia się zagadki. Jeśli to szop to zagadka powinna się dość szybko wyjaśnic, bo nie jest to zbyt płochliwe zwierzę.
Hanka C. Buziaki:))
Ciekawy pomysł z tym szopem stojacym na tylnych łapach! Może tak właśnie było. Jednak co do tego zwierza, któy teraz odwiedza Jaworowo nadal nic nie wiadomo na pewno. Mam też wrażenie, jakby ostatnio zmniejszył swoją aktywnosć albo w ogóle na jakis czas emigrował. Zapach zwierza jest teraz mniej wyczuwalny...
UsuńA co do zielonego ładu, to mam podobne wrażenie jak Ty. Mówi sie o tym wszędzie, czyta sie wszędzie, ostrzega aż do znudzenia, ale póki co walec jedzie nadal a mnóstwo ludzi tego walca nie zauważa. Jak to możliwe? Nie wiem? Moze dopiero jak im bez pardonu wjedzie od domu, to go dostrzegą? Tylko czy nie będzie wówczas za późno? Przed eksperymentalnymi preparatami też ostrzegano do zdarcia gardła a i tak ogrom ludzi dał sobie toto wstrzyknąć. A dzis wielu żałuje...
Pozdrawiam Cię serdecznie Hanusiu, usmiechajac ise do Ciebie o poranku i zasyłając dużo życzliwych myśli!:-))
Wszyscy stawiają na łasicowate, a mnie się to nie klei. Pies nie przestraszy się kuny czy tchórza. Może borsuka. Wilk się nie wspina, czy jenot - nie wiem. Najbardziej mi tu lis pasuje. Potrafi chodzić po płotach i drabinach, a lisi mocz cuchnie dziczyzną. Lis znakuje i psu się też potrafi postawić. Kuna jest też za mała, żeby targać michę, a lis spokojnie da radę. U mnie też lisy czyszczą michy kocich dzikusów i po zjedzeniu siusiają do nich - fuj! Choć Pyza jest psem raczej odważnym, a wręcz wrednie z partyzanta potrafi wystartować do intruza, to lisa nie tyka. Owiec wiadomo - cykor.
OdpowiedzUsuńZielony ład czyli tak naprawdę inna odmiana czerwonego reżimu, albo padnie po eurowyborach jeśli się wymieni dotychczasową ekipę eurokratów, albo nas wykończy. Ponieważ większości z nas po prostu na niego nie stać, nie pozostaje nic innego, jak naszykować sobie czystą bieliznę i szczoteczkę do zębów, oraz trochę książek do czytania, gdy ześlą nas do jakiegoś obozu uświadomienia ekologicznego imienia pewnej Grety. Mam nadzieję, że ludzie się jednak ockną.
Być moze to lis...Póki nie zobacze, nie będę miała pewności. Na razie przestałąm wystawiać na noc rózową miskę i mam wrażenie jakby od razu obecnośc tego dzikiego zwierza byłą mniej wyczuwalna. Psy jednak nadal ujadaja po nocach w ogrodzie, tyle, że nie wiadomo na co.
UsuńZielony ład jest pomysłem szaleńców. Jak to możliwe, że cały świat temu szaleństwu ulega? komus sie to bardzo opłaca. Ktoś na tym potęznie zarabia. Tylko my, zwyczajni ludzie biedniejemy i popadamy w coraz większą frustrację.
Mówisz, że czekaja na nas obozy reedukacyjne? Nic mnie juz nie zdziwi w tej wariacji wszechobecnej!
Oby sie ludzie ocknęli, póki jeszcze jest na to czas!
Ola, ja też jak Pies uważam, że lis was odwiedza. U nas też bywał, sąsiadom kury podkradał. Znaczy teren moczem i kupami. Zapach jest bardzo silny, nie przyjemny, długo się utrzymuje. Lisy są odważne, sprytne i uparte :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o miskę, to moja suczka z Sadu każdą miskę, którą udało jej się wziąć w zęby, chowała w różnych miejscach. Zastanawiałam się; co jest, kto kradnie te miski i po co? W końcu trafiłam na jedną wpół zakopaną pod drzewem. Jej się kojarzyła miska z jedzeniem, więc je chowała na później :D
Kupiłam dużą miskę ze szkła, ciężką, ta nie daje się wziąć w zęby :)
Nie odzywam się ostatnio bo wirus jakiś mnie i męża zmiótł z planszy. Mąż wykaraskał się po dwóch tygodniach, ja skończyłam na antybiotyku, jeszcze się doleczam. Jakaś ciężka wiosna u nas. Ale już lepiej :)
to zdrówka życzę, pozdrawiam.
UsuńBardzo możliwe, że to lis. Zapach był bardzo silny, ale ostatnio osłabł. moze wiec zwierz na razie emigrował z Jaworowa? Pożyjemy, zobaczymy. Na razie przestałam wystawiać na noc miskę. Moze jak "toto" rozczarowało sie jej brakiem, to sie obraziło i poszło?!:-)
UsuńOch, te choroby! Ni z gruszki ni z pietruszki. Człowiek wydaje ise sobie taki silny i odporny a nagle pada. Coś o tym wiem. Nasze wiosenne chorowanie też nas tak z meżem powaliło.
Trzymaj sie Anusiu i zdrowiej w spokoju.
Uściski serdeczne Ci zasyłam!:-)*
Opowieść książkowa, zwierzęta zawsze wywołują we mnie obawę, nie lubię sama po podwórku po ciemku wędrować. Raczek koniecznie chciałabym się dowiedzieć co tak myszkuje po moim terenie. ale rozumiem, że jesli Wam nie przeszkadza, a Psy zanadto zwierzęcia ni dręczą, to może pomieszkiwać taki dziki lokator. Kur i drobiu nie macie, to nie zagraża. O kunie u nas się mówi, że bardzo mściwa i pamiętliwa jest, zapamiętuje tego kto krzywdę jej wyrządzi i potrafi porządnie dokuczyć. Na swoim terenie potrafi nie krzywdzić (ani kurczaków, ani inncych zwierzą, aby jej potomstwo było bezpieczne. Pozdrawiam wiosennie
OdpowiedzUsuńTak, póki hodowalismy kury to takie odwiedziny obcego intruza zawsze były dla nas ogromnym stresem. Teraz już to raczej detektywistyczna ciekawosć. Moze za jakis czas zagadka sama sie rozwiąże.
UsuńNiesamowite to, co piszesz o kunach. Że takie mądre!
Pozdrawiam Cie serdecznie, Alis!:-)
Jaka ciekawa historia Olu, oraz bardzo interesujące informacje Twoich czytelników. Przypomina mi się moja przygoda z kocimi miseczkami. Kiedy robiło się ciemno, metalowe miseczki toczyły się z łomotem po tarasie. Bezpańskie koty tak się nie zachowywały. Bałam się otworzyć okno, żeby wyjrzeć. Ale pewnego razu włączyłam silną latarkę i zdecydowanym ruchem otworzyłam je. Zobaczyłam przewrócone na bok miseczki, a w nich zanurzone do połowy jeże. Resztki karmy ich przyciągały. Widziałam też kiedyś psinkę, która wzięła w pyszczek miseczkę, żeby zanieść zupę szczeniętom, ukrytym przed ludźmi. Bardzo jestem ciekawa kim jest Twój gość. Przydałaby się foto-pułapka, koniecznie napisz jak podpatrzysz. Usciski Maria.
OdpowiedzUsuńI Twoje historie Marylko są ciekawe a do tego wzruszajace. Jeże hałasujące miseczkami i bezpańska suka dokarmiajaca swoje maleństwa...Świat przyrody, zwierzat jest zaskakujacy. Tak bliski nam a jednocześnie daleki. Pełen tajemnic i ciekawostek. Wciąz można sie czegoś nowego o tym swiecie dowiedzieć. Tylko trzeba patrzeć, słuchać, zastanawiać sie, być wrażliwym obserwatorem - najlepiej z aparatem fotograficznym, ale wiadomo, nie zawsze sie da.
UsuńŚciskam Cię mocno i serdecznie!:-)*
Jeszcze jedna zagadka mi się przypomniała, ale tylko dlatego, że zauważyłam zeżarte funkie i obgryzione hibiskusy. Z funkiami szybko sie wyjasnilo, bo zauważyłam króliki, ale przecież nie mogą jeść czubków dwumetrowych hibiskusów. Kiedyś wyjrzałam przez okno jeszcze przed świtem, księżyc oświetlał naszą łąkę, sarna z młodymi się pasła. Nazywa się deer z białym ogonkiem i jest prostokątna i bardzo szybka. Zastawiam krzesłami ogrodowymi, ale będzie jak w zeszłym roku, nie zdołają zakwitnąć🙂 Usciski Ileńko. Maria.
UsuńCiekawostka z tymi hibiskusami...Moze to jelonki a może jakies żarłoczne wiewióry albo insze gryzonie? W końcu kwiaty hibiskusów są bardzo zdrowe (robi sie z nich herbatki), wiec pewnie ich gałązki też...Zwierzęta są mądre i same wiedzą co dla nich dobre. Chociaż dla nas, ludzie, już niekoniecznie to samo jest takie dobre!:-)
UsuńCałusy serdeczne Ci zasyłam, Marylko!:-))
Z durnowatą biurokracją i jeszcze bardziej durnowatymi politykami i ja mam wielki problem. Jutro mąż jedzie do gminny tłumaczyć się, dlaczego jego 91-letnia matka nie ma szamba, a ubikacja nadal za stodołą. Wodę ma własną ze starej studni. Teściowa żyje po swojemu, a pranie zabieramy do siebie i kąpie się też u nas. Tylko jak to wytłumaczyć w urzędzie? Brakuje im właściwych rubryczek.
OdpowiedzUsuńM
Sytuacja o której piszesz wcale mnie nie dziwi. Przecież mnóstwo ludzi na wsiach żyje jeszcze tak jak Twoja teściowa. Nie mają wody bieżacej a klopik typu sławojka dobrze im służy. Nie widzą potrzeby by to zmieniać. A często nie mają na to siły i środków. Jednak urzędnicy wiedzą lepiej (a nie wiedzą nic - są jak kosmici). Wszystko sie musi mieścic w ich normach i tabelach. I ta tendencja sie nasila. A co gorsza wtrącanie sie urzędników i pilityków w nasze życie jest coraz bardziej natarczywe, bezczelne i po prostu wkurzające.
UsuńCo do zwierza - jakoś lis mi najbardziej pasuje...Szop też możliwy, te "miłe" zwierzatka coraz bardziej sie panoszą na wschodniej ścianie naszego kraju. W necie jest troche opisow jak to szopy potrafią zdewastowac nam porzadek w domostwie i byc zagrozeniem dla zwierzat domowych - trzeba zglosic na jakis ekopatrol czy cos.... W koncu niech ekolodzy biora odpowiedzialnosc za swoje pomysly :) i odlowią szopa. Zycze im powodzenia :) ale poniewaz rozsiewaja zarazy a macie Olu psy, ja bym zglosila :). Skoro trzeba zglaszac czym ociepla sie dom :))) i grzeje w zimie to niech sie i taka informacja urzednicy sie uciesza:). Codo innych pomyslow unijnych :) - Niemcy powoli sie wycofuja z tych bzdur dotyczacych ocieplenia budynkow - jest naprawde spory bunt spoleczny. Do nas tez to dojdzie, trzeba przeczekac . Tak jak z obowazkiem szczepienia :) - samo sie to "wymydli". Przedluzac, odraczac, nie odpowiadac, grac na zwloke ... padnie to predzej czy pozniej... PS. a opowiesc brzmi jak niezly thriller :) ..
OdpowiedzUsuńWydaje mi się Sarando, że na razie odwiedziny tajemniczego zwierza ustały. Moze zwierz gdzieś wmigrował albo zachowuje się tak dyskretnie, że nie pozostawia śladów swej bytnosci. Będziemy jednak nadal obserować, patrzeć, wąchać - jak cos będzie wiadomo, to dam znać. A co do ewentualnych interwencji jakiegoś ekopatrolu czy innych strażników przyrody, to nie mam ochoty na ich odwiedziny w równym stopniu jak na odwiedziny inszych urzędników. Poradzimy sobie sami. W końcu zawsze sobie sami radzilismy.Lis czy inne zwierzę mniej sie wydaje irytujące, niż ludzkie zastępy biurokratów i ekologów.
UsuńA co do "zielonego ładu", to naprawdę mam nadzieję, że to sie wszystko rozsypie jak domek z kart. Ale co nerwów ludziom napsują to napsują. Nie tylko zresztą nerwów. Tyle sie słyszy o targnieciach sie na swoje zycie. Ludzie bankrutują, rujnują się, tracą perspektywy, nie wytrzymują psychicznie.
Tak, duzo jest podobieństw miedzy czasami plandemicznymi a obecnymi. Chaos, przymus, nękanie, nawał kłamliwych informacji. Oby to wszystko minęło jak zły sen.
Witaj żółto-zielono za oknem
OdpowiedzUsuńNiestety Olgo, nie mam pojęcia, co to może być.
Ale podobnie jak Jotka i Karolina zachwycam się Twoim pisaniem. Mogłabym czytać i czytać.
Pozdrawiam wszystkimi kolorami i zapachami maja
Witaj o poranku, Ismeno.
UsuńJest pięknie, ale u nas już susza. Nie wszystkie rośliny daja sobie radę. Nie wszystko daje radę podlać konewką. Zresztą trzeba oszczędzać wodę, żeby nam studnia nei wyschła. Czekamy z utęsknieniem na deszcz, bo trawa zaczyna już żółknąć.
Miło mi, że podobają Ci sie moje opowieści.
Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Uwielbiam takie opowieści z dreszczykiem i tajemnicą ale dziejące się w znajomym otoczeniu. Zdjęcia przeniosły mnie do Was, na wasze podwórko, zabudowania i ogrody. Sama nie wiem co bym zrobiła na skraju, odstraszałabym czy zaprzyjaźniała się. Sarenki przywabiałam chlebem i warzywami ale to im nie smakowało.
OdpowiedzUsuńA dzikie, durne i bez wyobraźni to są przepisy Unii, nie obrażając zwierząt. Za takie pieniądze wymyślać takie głupoty to skandal. Ostańcie się tam na górce naturalni i zacofani. Ech, chciałabym się jeszcze kiedyś do Was wybrać!!!
I ja lubię opowieści z dreszczykiem!:-) Duzo się dzieje, nawet na takim odludziu jak u nas. Tylko nie zawsze jest czas i wena by to opisać.
UsuńUnia jest przesiąknięta korupcją. I to niestety, wiele tłumaczy...
Myślę, że dasz radę jeszcze kiedyś dasz radę do nas wpaść. W koncu województwo podkarpackei nie jest takie duże!
Pozdrawiamy Cie serdecznie, Krystynko droga!:-)*