W któryś z niedawnych słonecznych dni pojechaliśmy nad rzekę. Około 11 km od naszego przysiółka wśród wzgórz, łąk i pól majestatycznie przepływa San. Nieczęsto nad nim bywamy, bo zawsze zagonieni, w pośpiechu, w uwikłaniu w tysiące codziennych, powtarzalnych spraw rzadko znajdujemy czas, siłę i chęć by się wyrwać z tego kołowrotku. Jednak są takie chwile, że coś tam człowieka gna, coś uparcie przyzywa. I nieważne, że marcowy wiatr wieje tak, jakby głowę chciał urwać. Po prostu chce się zapomnieć na chwilę o wszystkim. Zostawić za sobą czas i swoją zwyczajną codzienność. Po to by patrzeć w nurt szybko mknącej wody. Wsłuchiwać się w jej szum, plusk, pełen mocy śpiew. Czuć na twarzy drobne kropelki z rozbryzgujących się obok fal. Wpatrywać się w ciemną, sekretną toń. Zauważać w niej taniec błysków i cieni, migoczących zielonkawo ryb. Przyglądać się dostojnym srebrzysto-omszałym wielkim głazom i ułożonym wokół nich drobnym, wielobarwnym kamyczkom. Skąd one się tu wzięły? Jak długo tu leżą? Co widziały podczas gdy wody toczyły się między nimi w dni pogodne i pochmurne, w przeszłe lata, jesienie, zimy i wiosny? Jakie opowieści się tu toczyły? Może wyszepczą coś o tym szorstkie trawy nadrzeczne i giętkie szuwary?
A może wcale nie trzeba szukać treści w tym,
co jest czystą naturą, dzikim prądem,
wszechwładnym przemijaniem i stałością zarazem? Może wystarczy przez moment nie
myśleć o niczym. Zespolić się z tym, co trwa w wiecznym przepływie, w
nieokiełznaniu i dzikości, w mądrości i pełni znacznie większej, niż
jakakolwiek mądrość człowieka. Odetchnąć głęboko w obliczu tego wspaniałego,
kojącego zmysły bezkresu, który był, jest i będzie, gdy po nas ślad dawno już
zaginie… Pewnie gdybym na co dzień mieszkała blisko rzeki nie wywierałaby ona
na mnie takiego wrażenia. Pewnie bym przywykła i nie zauważała jej mocy oraz
piękna. Dlatego chyba dobrze, że tylko co jakiś czas obcować mogę z tą rzeczną
magią. A z tego obcowania czerpać lekkość i wolność duszy, dystans do spraw
świata, zespolenie z tym co prawdziwe, odwieczne i niepoddające się wpływom
ludzkim.
A że tak się złożyło,
iż ostatnia moja wizyta nad Sanem zbiegła się z lekturą pewnej książki o
całkiem innej rzece, tym bardziej przemawiała do mnie melodia wzburzonych fal w
kolorze indygo, tym mocniej czułam w sobie moc historii, o której w owej
książce właśnie czytałam. Wystarczyło przymknąć na chwilę oczy albo niewidzącym
wzrokiem zapatrzeć się gdzieś w dal i już współczesny San zamienił się w dziewiętnastowieczną
Tamizę. I już znalazłam się w położonej właśnie nad Tamizą Gospodzie pod
Łabędziem, w której w dużej mierze toczy się akcja książki Diane Seterfield, „Była
sobie rzeka”.
Nie pierwszy raz na
łamach bloga piszę o zachwycających mnie książkach (a przecież tylko o takich
warto pisać). Każda z nich miała w sobie
jakiś specyficzny rodzaj magii. Przemawiała głosem prawdy wprost do duszy.
Trącała w niej to, co najważniejsze a tak trudno nazywalne w słowach, uczucia i
emocje ludzkie tak zazwyczaj niepochwytne i delikatne. Tłumaczyła to, co tak
trudne do wytłumaczenia a co nagle, za jej przyczyną stawało się proste i
zrozumiałe. Podobne wrażenie wywarł na mnie kontakt z powieścią Diane Setterfield.
Miałam uczucie, jakbym od dawna czekała na spotkanie z tą książką a dotknąwszy
jej poczuła, rozpoznała w niej to, co znaleźć chciałam, trochę tak jakby ktoś magicznie
przelał na karty powieści moje dawne sny i rojenia... Już po przeczytaniu kilku
pierwszych stron owej grubej księgi poczułam oczarowanie, zdumienie i
wzruszenie.
Oto miałam przed
sobą wspaniałą wielowątkową historię o losach mieszkańców starej, angielskiej
gospody oraz wędrowców wnoszących do niej kawałek swojej prawdy, swoich przeżyć.
Usiadłszy niewidzialnie pośród bywalców gospody wkraczałam w niezwykłe opowieści
o duchach rzeki, o zaginionych dziewczynkach, o cudownie zmartwychwstałych
topielcach, o miłościach i rozczarowaniach, o miłości i nienawiści, o lękach i
pragnieniach, o sile dobra i zła, o niespełnieniu i przemijaniu…. Atmosfera
gospody, jej gościnność, ciepło i zaciszność sprawiały, że wyobrażając sobie,
iż trzymam w ręku kufelek zacnego piwa albo cydru wsłuchuję się razem ze
wszystkimi w dziwne i fascynujące opowieści ze świata. A wyznam Wam, iż kiedyś,
bardzo dawno temu mnie samej nieco naiwnie i dziecinnie marzyło się mieć taką
właśnie gospodę pod lasem i razem z Cezarym prowadzić ją po swojemu goszcząc w
niej ciekawych ludzi z okolic i ze świata. A ponieważ realizacja owego marzenia
okazała się niemożliwa, swoje tęsknoty na temat takiej gospody zawarłam w kilku
historiach publikowanych tu na blogu. Może niektórzy z Was pamiętają jeszcze moją
„Gospodę pod złotym liściem”, która była centralnym punktem opowiadań „Miasteczka odnalezionych myśli”. „Balu na
powitanie jesieni”, „Zimowego powrotu wędrowców”? Nieraz też przychodzi mi do
głosy, że sam blog jest dla mnie namiastką takiej właśnie baśniowej nieco gospody.
Tak więc wziąwszy
do ręki książkę „Była sobie rzeka” raptem poczułam się jakbym była u siebie. Jakbym
wchodziła do zbudowanego z dawnych marzeń i wizji świata. Potem po kilka godzin
dziennie chłonęłam w siebie tę lekturę nie rozczarowując się ani na chwilę a
wręcz przeciwnie, żałując, iż za szybko czytam i już za moment romans z tą
opowieścią będzie już dla mnie tylko cudownym wspomnieniem…I tak się właśnie stało,
bo przecież to, co się zaczyna, kiedyś musi się skończyć. Przecież nawet rzeka
mknąc tak swobodnie w dal kiedyś wpadnie do morza a tam zmiesza się z wodami
innych rzek i po jakimś czasie nie do rozróżnienia staje się to co i dlaczego w
niej płynie. Już tyle spotkań z cudownymi książkami za mną… A wszystkie one
wpłynęły we mnie i każda coś ważnego zostawiła po sobie. Kolejną kropelkę i
jeszcze kolejną... Ale bardzo trudno te krople od siebie oddzielić, rozróżnić,
nazwać i wiedzieć skąd się wzięły. Zostają tylko wzruszenia, skojarzenia, strzępki
wizji, odpryski marzeń, prawd i odwiecznych tęsknot kłębiących się w nieskończonych
wodach duszy…
A co z książką Diane Setterfield? Ach! Chcąc mimo wszystko przedłużyć ów moment obcowania z tą kunsztownie i magicznie napisaną a także pięknie wydaną powieścią postanowiłam napisać o niej na blogu. I z tęsknotą wspominam moją wędrówkę nad Sanem, który na jedno marcowe popołudnie przemienił się w pełną tajemnic dziewiętnastowieczną Tamizę…
* "Była sobie rzeka", Diane Setterfield, wyd. Albatros, 2020,
motto książki: "Za granicami tego świata leżą inne światy. Są miejsca, które można przekraczać. Oto jedno z nich."
Zapisałam sobie do notesu - książki do przeczytania. Nie wiem tylko kiedy to wszystko przeczytam. zaczynam mieć zaległości. ostatnio przywiozłam z dwadzieścia książek z domu mojej zmarłej siostry, nie chciałam, żeby były oddane do biblioteki, chciałam je najpierw przeczytać, często mi je zachwalała, a ja nie miałam kiedy czytać. To jest np. cykl "Siedem sióstr" Lucindy Riley. Piękne zdjęcia zamieściłaś Olu. Woda często przyciąga do siebie, nie zawsze można wytłumaczyć dlaczego. I to bez względu czy jest spokojny nurt, czy wręcz odwrotnie - szalony porywający ze sobą wszystko co jest po drodze. Jak zwykle bardzo malowniczo i plastycznie zawarłaś w tym wpisie treść, tak dobrze czyta się. Pozdrawiam serdecznie i ciepło Was oboje, a psiaki jak zwykle drapię za uchem, chyba mają się dobrze.
OdpowiedzUsuńOleńko, ja też mam sporo rzeczy do przeczytania. Ale cieszy mnie to, że wciąż coś pięknego czeka na moje odkrycie, że będę miała okazje jeszcze wiele razy zachwycic sie, wzruszyć, zamyślić.W tym dziwnym świecie ksiązki to jedna z niewielu rzeczy, które nie straciły wartości i dzieki którym można o całym tym świecie zapomnieć. Cieszę się, że podobają Ci sie zdjęciai mój tekst. Jeśli zobaczę w bibliotece cykl, o którym piszesz - "Siedem sióstr", to też z ciekawością przeczytam.
UsuńPieski czują sie dobrze. My właściwie też poza drobnymi dolegliwosciami w stawach. Ale wiek robi już swoje. A po zimie wszystkie takie bóle odczuwa sie najmocniej.
Pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)
Mła tyż odstresowuje się nad wodą, wszelaką. Nawet kałuża odbijająca niebo ma dla mła urok a co dopiero naturalne cieki. Na wodzie się zawsze coś dzieje, światło ożywia ją inaczej niż wszystko konkretne i takie hym... namacalne. Woda dla mła jakby nie przynależała prawdziwie do świata materialnego, z racji tych trzech stanów skupienia jest dla mła tajemnicza i z lekka metafizyczna. No niby wszystko wiem, cząsteczki, wiązania atomowe i inne mundrości ale zawsze mnie to zadziwia że z tego migotania i ciurkolenia takie urocze kryształki się robią na minusie albo chmury. Szkło jest zastudzoną cieczą, podobno tymczasowo. Hym... anarchistycznie niby ma się kiedyś rozpłynąć. Nie wiem czy to nie jest naukowa brednia ale bezczelnie przyznam że rozpłynnienie szkła w temperaturach znośnych dla ludzia działa na wyobraźnię mła - te upłynnienia butelek, wazonów, tafli okien wieżowców, szklany potop. Wiem, mła ma zwyrodniało wyobraźnię. Miarą zwyrodnienia niech będzie fakt że angielska gospoda kojarzy mła się natentychmiast z jaskinią przemytników, czyli oberżą Jamaica z powieści Daphne Du Maurier.
OdpowiedzUsuńWoda ma w sobie dziwną magię.A chyba tym bardziej nas do niej ciągnie bo sami przecież w przewarzajacej mierze jesteśmy z wody zbudowani. Czyli ciągnie niedźwiedzia do matecznika. Co coś w tym stylu!:-) Wspaniale uspokaja patrzenie na wode i słuchanie jej szumu. Woda w każdej postaci jest cudem - zgadzam sie z Tobą w zupełności!:-)
UsuńTaba, możesz się tam wybrać :) Jamaica Inn istnieje naprawdę - w Kornwalii, Daphne wzięła za wzor dawna gospodę szmuglerska stojąca pomiędzy Launceston i Bodmin,,, stoi już tam 270 lat ! Sama się tam wybieram od lat, ale ciagle coś .... droga ciagle skręca w innym kierunku :)) Może kiedyś spotkamy się tam wszystkie ? Kitty
UsuńA ja wobec tego muszę przeczytać "Oberżę na pustkowiu" D.Du Maurier., bo po "Była sobie rzeka" mam wielkiego smaka na ciąg dalszy gospodowo oberżowych historii!:-))
UsuńPamiętam gospodę z Twoich opowieści. Dziś przysiadłam z ogromnym kubkiem gorącej imbirowo pomarańczowej herbatki..(rozgrzewa niczym.... )- przemknęło mgnienie gospody. przeczytałam post z przyjemnością. Polecona książka już w bibliotece mojego empiku jest. Audiobook: czyta Maria Seweryn.
OdpowiedzUsuńCieszę się Alis, że pamiętasz gospodę z moich opowieści. Bardzo lubiłam tę gospodę a kiedy o niej pisałam to czułam się jakbym była tam naprawdę.
UsuńNa pewno Maria Seweryn pięknie czyta książkę "Była sobie rzeka". Ta aktorka ma taki ciepły, głęboki głos.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Olu, Twoje teksty są poezją, zawsze zadziwiasz mnie spojrzeniem i wrażliwością!
OdpowiedzUsuńDo tego piękne ilustracje:-)
Myślę, że Twoje opowieści powinny zaistnieć w świecie "prawdziwej" literatury dla szerokiego grona czytelników.
Nie pisze tego tak sobie, tak uważam i takie książki chętnie bym czytała...
Książka czeka u mnie w kolejce do czytania, nawet okładka jest cudna:-)
jotka
Bardzo mi miło Jotko, że tak pozytywnie odbierasz moje pisanie. Dziękuję!:-) Piszę w zależnosci od nastroju. Raz więcej we mnie rozmarzenia, łagodności i poezji a raz twardego, wrecz bolesnego spojrzenia na rzeczywistość. I dlatego też tak różne są teksty na blogu. Tak rózne jak cała ja. A co do wydania w formie ksiązkowej moich rzeczy, to kiedyś próbowałam cos z tym zrobić, nie udało się a kosztowało mnie to sporo nerwów, więc sie zniecheciłam i zaprzestałam dalszych prób. Chyba najwazniejszy jest dla mnie spokój.
UsuńA ksiązkę, o której wspominam powyżej naprawdę polecam! Dawno już nie czytałam czegos tak dobrego:-)
Kto jest wrażliwy, zawsze zachwyci się urodą danych miejsc, czy to rzeka, czy widoki dalekie, mimo, że ma je na codzień, tak myślę. Bo przecież one za każdym razem inne, czy to od pory dnia zależne czy pory roku. Wody w rzekach pełno, San szeroko rozlany, woda teraz bura, nieprzejrzysta, niesie dużo błota, widok wręcz groźny, potężny żywioł, a ja lubią niższą wodę, z wysepkami, ptactwem, białymi kamieniami, łagodną. Tytuł zapisuję, zapytam w bibliotece, teraz zdobyłam "Gdzie śpiewają raki"; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiscie tak jest, jak napisałaś Marysiu, że na piękno nie można sie uodpornić, jesli czuje sie głęboko i jeśli to piękno jest dla nas ważne. Tak, rzeka wciaz sie zmienia. Tak jak i nasz nastrój. A w każdej postaci jest prawdziwa, niezwykła i magiczna. Nawet taka wzburzona i groźna, zabagniona i nieprzejrzysta. Zawsze przecież pobudza wyobraźnię.
UsuńTeż poluję w mojej bibliotece na ksiązkę "Gdzie śpiewaja raki". Ciekawa jestem jak wypada jej lektura w porównaniu z jej ekranizacją (która moim zdaniem była świetna).
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Olu, alez Twój blog jest taka właśnie Gospoda ... Gospoda pod Złotym Liściem, gdzie zatrzymuje się wielu ludzi zmęczonych codzienna wędrówka, zagonionych, zagubionych, szukających schronienia i cichej przystani. Gdzie zawsze czeka na nich ciepły kat w gospodzie, gdzie mogą się schronić , napić gorącej kawy albo kufelka piwa i podzielić się tym co ich nurtuje , tym co myślą, co wiedza, co przezyli ... I gdzie zawsze spotka ich cieple przyjęcie , przyjazna dłoń pogłaszcze po głowie i przytuli, i gdzie mogą czuć się bezpiecznie... Olu, stworzyłam naprawdę piękne miejsce na ziemi - tu jest Twoja cudowna Gospoda... xxx Kitty
OdpowiedzUsuńStworzylas - Ty stworzyłas - kochana / Kitty
UsuńAleż sie wzruszyłam. Dziękuję za Twoje słowa. Kochana jesteś, Kitty! Jesli tak to odbierasz, jeśli się tu czujesz, jak w gościnnej, serdecznej gospodzie, to moje marzenie mogę uznać za spełnione. Może taka wirtualna gospoda wcale nie jest gorsza od rzeczywistej, bo po pierwsze więcej ludzi tu trafia a po drugie ja, jako gospodyni, nie muszę myć naczyń ani szorować podłogi po gościach! Wszystko robi sie samo - jak to w baśni!:-)))
UsuńWlasnie tak Olenko! Stworzylas gospode swoich marzen , w jeszcze
Usuńlepszej , pelniejszej wersji , ktora moze przyjac kazdego, kto tego potrzebuje 🥰💝🥰
Oj ten blogger -Kitty 💝
UsuńDroga Kitty! Buziaki serdeczne ślę Ci z mojej blogowej gospody w ten sobotni, słoneczny poranek!:-)♥
UsuńJa mam rzekę na codzień :) Prawie każdego dnia po pracy, pod bibliotekę podjeżdża mąż samochodem.
OdpowiedzUsuńW samochodzie tupie już niecierpliwie moja suczka Fasola, w przedziale syfialnym, na tylnym siedzeniu :D
I jedziemy nad Bug, na spacer. Robimy tak cały rok od wielu, wielu lat. I nic mi nie przeszło. Ekscytacja zmieniła się w spokojny stan zachwytu, trwały. Kiedyś napisało mi się, że woda to krew Ziemi. I nadal tak uważam.
Wodę można też zaprogramować, napewno czytałaś o doświadczeniach Masaru Emoto. Ja używam do tego intencji swojej własnej i specjalnej podstawki, którą mi znajomy dał.
Ola, nie wiesz co z Marytką? Nic się nie odzywa....
UsuńNiestety, nic nie wiem Aniu.
UsuńTo powyższe, to o Marytce - nie odzywa sie od kilku miesięcy a ja nie mam do niej żadnego maila.
UsuńA co do Twojej bliskosci Bugu to wyobrażam sobie jakie to wspaniałe, móc codziennie z nim obcować, miec taki rytuał obcowania z cudem rzeki. "Spokojny stan zachwytu" - pięknie to okresliłaś.
Tak, czytałam o doświadczeniach tego Japończyka. Niesamowite. Woda przybiera rózne formy i zachowuje sie róznie w zależnosci od intencji i nastroju osoby, która z nia obcuje. Woda jest żywa, pełna mocy i nieodkrytych jeszcze właściwości. Mówi do nas swoim specyficznym językiem A my odczytujemy tę mowę wody naszymi zmysłami.
Naprawdę przyjemnie bywać u Ciebie. Nie tylko można poczytać o tym, co zwyczajnie ludzkie - od zachwytów nad pięknem otaczającego Was świata po codzienne troski i niepokoje, jakie nas wszystkich spotykają - ale też czerpać radość z obcowania z wrażliwymi i nietuzinkowymi ludźmi, nie mówiąc już o urodzie słów, w które swoje opowieści ubierasz. Uczta duchowa. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że lubisz tu bywać i odpowiada Ci atmosfera tego bloga oraz różnorodnosc tematów, jakie tu podejmuję. Cóż. Blog, to kawałęk życia a wiec jest tu miejsce na wszystko.Dziekuję za Twoją życzliwosć i pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
UsuńBardzo lubie wode, na punkcie wodospadow mam wrecz bzika:) Wspanialy sie zawsze smial jak planowalam kolejne wycieczki wlasnie pod katem wodospadow, to pytal "a moze wystarczy jak Ci odkrece wode w kranie" :))
OdpowiedzUsuńWoda dziala na mnie uspokajajaco i nie wazne czy to wielki wodospad (Niagara) czy tez ocean, albo szemrzacy strumyk... wazne zeby bylo te wode slychac. Siadam wtedy wygodnie, zamykam oczy i zapadam sie w sobie.
A mieszkam doslownie 7-8 km od brzegu jeziora Ontario, to zupelnie jak by mieszkac w Szczecinie lub Gdansku nad Baltykiem. Z Gdanska lub Szczecina przy dobrej pogodzie widac brzeg Szwecji a z mojej zatoki Kanadyjskie Toronto.
Tak Star! Woda jest wspaniałym i najwazniejszych poza powietrzem żywiołem. Bez niej nie ma zycia. I chyba dlatego tak jest nam potrzebna nie tylko do zachowania czynności zyciowych ale i do spokoju ducha. W każdej postaci potrafi zachwycić i dać nam możliwosc odetchnięcia jej magią. Nie miałam pojęcia, że mieszkasz aż w tak ciekawym i niezwykłym miejscu. Z Twojej zatoki widać Kanadyjskie Toronto? Niesamowite! :-))
UsuńOlu, cieszę się, że podobają nam się te same książki. Dlatego Ci je czasami wysyłam, żebyś nie przegapiła. Poza tym uwielbiam Twoje recenzje książek i z wielka przyjemnością czytam już drugi raz co napisałaś. Wiele lat temu trudny okres w życiu, w dodatku byłam sama za granicą, kiedy zaczęłam czytać "Trzynastą opowieść" Diane Setterfield. Dałam się wciągnąć bez reszty i marzyłam, żeby nigdy się nie skończyła. Czasami takie wspomnienia po książkach są czulsze niż po ludziach. Dlatego jak zobaczyłam kolejna książkę autorki, "Była sobie rzeka" poczułam się jakbym przyjaciółkę spotkała. Bardzo lubię czytać seriami, albo chociaż autorami.
OdpowiedzUsuńWiem dobrze co masz na myśli, kiedy patrzysz na San i wspominasz bohaterów książki. Pamiętam jak skończyłam w nocy "Legendę" którą też poleciłaś na swoim blogu, a następnego dnia znalazłam się na skalistej plaży nad oceanem, jakby autorka się na niej wzorowała. To było jak objawienie, pozwalałam falom przetaczać się przeze mnie, a przed oczami rozgrywały się całe sceny z książki. Mam wiele ukochanych książek, na szczęście co jakiś czas zakochuję się w nowych. Ja wychowałam się nad małą warmińską rzeką, wiele dla mnie znaczyła, chodziłam tam pomyśleć, pomarzyć. Teraz mam wielką łąkę, jest jak morze i też pomaga. Kochana Olu dziel się z nami swoimi odkryciami, bo robisz to znakomicie. Serdecznie pozdrawiam, ja też uwielbiam wpadać na pogaduchy do Twojej karczmy. :)
Ja tez sie cieszę Marylko, że podobają sie nam te same ksiazki. To świadczy o naszym wewnętrznym podobieństwie, o bliźniaczej wrażliwosci i potrzebach duszy.
UsuńNie czytałam jeszcze "Trzynastej opowieści". Będę musiała na nią zapolować! Cudownie jest przecież móc spotkać ksiazke, w której mozna sie zakochać, która znowu cos wartosciowego wniesie do naszych serc. Wdzięczna Ci jestem za dzielenie sie ze mna swoimi ulubionymi lekturami. Nie wszystkie jeszcze przeczytałam, ale te, które już poznałam były kolejnymi perłami dodanymi do skarbca głębokich przeżyć.
O tak! Naprawdę czasem wspomnienia po spotkaniach z ksiazkami są czulsze, niż te po spotkaniach z ludźmi. Pięknie to napisałaś. Tak to właśnie odczuwam, jakbym ksiązka była spotkaniem z przyjacielem albo z zagubionym dawno temu kawałkiem mojego "ja". Odnalezienie tego kawałka to moc wzruszeń.
Rzeka i łąka. Tak, jest miedzy nimi wiele podobieństw. I można z przebywania w pobliżu tych miejsc czerpać spokój, radosc, sycić się pięknem i bliskościa natury, odciąć sie od świata i od siebie samej na dodatek.
Serdecznie dziekuję Ci Marylko za to, że jesteś zawsze blisko, choc kilometrowo przecież tak daleko. Zawsze miło mi gościc Cie w mojej blogowej gospodzie i dzielić sie nowymi zachwytami a także innymi, tak róznymi emocjami i przezyciami!:-)♥
Witaj końcówką przedwiośnia Olgo
OdpowiedzUsuńNo i zapisałam sobie kolejną książkę do przeczytania. Stosik rośnie, tylko kiedy ja po niego sięgnę?
Kitty pięknie napisała o Twoich stronach. Podpisuję się pod tym.
Woda... Cóż z daleka zachwyca, zwłaszcza morze i górskie potoki.. Jednak z bliska czuję jej siłę i trochę się jej obawiam.
Życzę szybkiego nadejścia kolorowej Pani Wiosny
Witaj o słonecznym, choć jeszcze mroźnym poranku, Ismeno.
UsuńCieszę się, że zapisałaś sobie tę ksiazke na liscie ksiazek do przeczytania. Myślę, że "Była sobie rzeka" jest naprawdę wartościową i niezapomnianą lekturą i nikogo nie pozostawia obojętnym.
W wodzie jest wielka siła. Dlatego budzi ona i zachwyt i respekt a niekiedy nawet lęk. Ale bez wody nie byłoby nas. Czerpmy z obcowania z rzekami, strumieniami, jeziorami i morzami wszystko to, co jest nam do poczucia spokoju i szczęścia najpotrzebniejsze.
Serdecznie dziekuję za Twoje życzliwe słowa i pozdrawiam Cie z uśmiechem!:-))
Książki zabierają nas w inne klimaty, często w inne światy. możemy się oderwać ale tez i przypominają czego nam tak w życiu brak. Nie wyobrażam sobie życia bez książek:) Poetycko spacer nad rzeką Olu nam opisałaś,, aż zachciało mi się iść na spacer:) a ja rzekę, choć nie tak dużą jak san, mam w swoim mieście tuż obok mojego osiedla więc spacruję wzdłuż brzegu często....piękne jest wtedy to wędrowanie. Serdeczności Olu
OdpowiedzUsuńJa również nie wyobrażam sobie zycia bez książek. Od dziecka je kocham i chyba nigdy mi ta miłosc nie minie. Kocham też spacery nad rzeką, nad jakąkolwiek wodą. Ksiązki i rzeka - dwa magiczne, ożywcze nurty dla duszy i ciała. Wspaniale, że masz blisko siebie rzekę, Pati.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
rzekę a i do morza tylko 40 km:):):)
UsuńNo to masz cudownie,Pati!:-))
UsuńJak znajdę taką książkę która mnie zachwyca to czytam dwa, trzy razy a potem szukam i kupuję. I tak uzbierało się kilkaset ulubionych. I żal było się z nimi pożegnać przy projekcie przeprowadzki ale myślę, że albo przyjdą nowe albo te ulubione się odnajdą w bibliotekach.
OdpowiedzUsuńNie dziwie Ci sie Krystynko, że kupowałaś ksiazki, które Cie zachwycały. I ja robiłam tak i czasem robie podobnie.Ale dom nie jest z gumy a biblioteki są coraz lepiej zaopatrzone, więc jest szansa, że znajdzie sie to, czego sie szuka!:-))
UsuńKsiążka godna uwagi. Mam nadzieję, że kiedyś ją przeczytam. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak. Moim zdaniem książka godna uwagi. I ja pozdrawiam Cię serdecznie, Karolinko!:-)
UsuńPięknie napisałaś o tej ksiazce Olgo.
OdpowiedzUsuńMoje uznanie.
Stokrotka
Bo to ksiązka naprawdę warta przeczytania. I to nie raz...
UsuńDziękuję i pozdrawiam Cię ciepło, Stokrotko!:-)
Wygląda super :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie :)
youtube.com/@veronicalucyart
Masz na myśli rzekę?:-)
UsuńCzytałam "Trzynastą opowieść" i też mogę ją polecić wszystkim czytającym i kochającym książki. W rzekach od zawsze urzeka mnie ich zmienność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
M.
Muszę wobec zapolować w bibliotece na "Trzynastą opowieść". Jesli jest napisana tak wspaniałym stylem jak "Była sobie rzeka", to na pewno warto. Dziękuje Ci za polecenie!:-)
Usuń