czwartek, 8 kwietnia 2021

To, co zmienne i co stałe…

 



 

   Pogoda to zjawisko najbardziej zmienne, rzecz jasna! Kwiecień plecień pokazuje nam to w całej krasie. Bo to i słonko nieomalże letnie i błękit nieba prawie lipcowy i życzliwe promienie, policzki szczodrze złocące. Do tego nowe pączki na drzewach i krzewach. Szmaragdowość budzącej się do życia trawy. Nadzieja i obietnica coraz cieplejszych nocy i dni. Wieczorne rechoty i kumkania zakochanych żab w przydomowym oczku wodnym. Spokój i sielanka. A dzień potem nagła odmiana. Wichura, że trudno ustać. Niebo sypiące gęstym śniegiem, zacinające deszczem, ostry mróz co ścina wodę w stawiku, zimny puch oblepiający młode roślinki, błoto, szarość i ślizgawica na podwórku. A żab oraz ich koncertów ani widu ani słychu. 

 






   Ale nawet ta zmienność stałością jest przecież, bowiem pojawia się co roku, bo wiosna ma to do siebie, że wolno jej zmieniać humory i kolory a nikt o to do niej pretensji mieć nie może. To, że zmienność jest stałością widać jednak dopiero w jakiejś perspektywie czasowej.  Trzeba starać się spojrzeć z dala, nabrać szerszego oglądu by to dostrzec, by się tym pocieszyć i zyskać nieco stoickiego podejścia, do tego co się akurat dzieje, co nas dotyczy. Żyjemy wszak w jakiejś kropelce czasu a często zapominamy o tym, że przed nami było już wiele podobnych kropelek, które spłynęły już do wielkiego oceanu wszechrzeczy. Ze działo się już po wielekroć to samo, tylko my po tym nie pamiętamy, nie wiemy. Takoż i większe sprawy, które nas teraz dotyczą dotyczyły i w przeszłości. Jakieś zmiany klimatu, zarazy, wojny, rozruchy i dziejowe zawieruchy, złe przeczucia, nadzieje i rozczarowania, narodziny i śmierci. Wszystko już było. Zatem wszystko jeszcze będzie. Nie jesteśmy pępkami świata. Przeminiemy jak inni przeminęli. Zatem pozostaje nam tylko doceniać to, co jest teraz, cieszyć się tym, co mamy, nie bać się życia, nie zazdrościć nikomu i nie czekać na gwiazdkę z nieba, skoro nasza gwiazda cały czas nam przyświeca a tylko my niekiedy nie potrafimy jej blasku dostrzec. I nawet to, że zdarzają się egipskie ciemności jest czymś dobrym, choć w danej chwili może nas ta głęboka ciemność przerażać. Po niej wzrok się wyostrza i widać znacznie więcej. A każda gwiazdka, każda iskierka bardziej cieszy. Bywa też, iż ból rozjaśnia widzenie oraz docenianie tego, co się miało, co się nadal ma. Ból i idąca za nim empatia, umiejętność zrozumienia innych czujących inaczej. 




 


   Niedawno westchnęłam w rozmowie z Cezarym jak wiele spraw zmieniło się od kiedy tu zamieszkaliśmy, jak wielu osób, które były wtedy, już nie ma (a minie w tym roku 11 lat od naszego tu osiedlenia). Tak…Wiele się zmienia. Wiele odchodzi albo w inne się przekształca. Ale najważniejsze zostaje a nawet pielęgnowane odpowiednio wzmacnia się i nabiera nowych znaczeń. Miłość, przyjaźń, bliskość, spokój, wrażliwość. Natura otaczająca nasze miejsce na ziemi, malująca je w barwy kolejnych pór roku. Natura, z której czerpiemy poczucie przynależności, wolności, swobody, szacunku dla tego co było i będzie, dla każdej żywej istoty.











 

   Siedząc kilka dni temu w ogrodzie, gdy zrobiło się cieplutko a psy baraszkowały wokół naszych leżaków popatrzyłam na nie z nagłym wzruszeniem. Okazują nam tyle niezmiennej miłości, oddania, przywiązania, bezgranicznej ufności. Wiedzą, kiedy jesteśmy smutni, bezsilni i zmartwieni a kiedy radośni i pełni energii. Wszystko czują. I zawsze są blisko by nas pocieszyć, rozśmieszyć, rozbawić, wtulić się w dłonie z czułym westchnieniem albo pobiegać dookoła rabatki w dzikim, wariackim pędzie i do tych gonitw zaprosić. 










 

   A ponad nami płyną stada obłoków na niebie.  I patrzą na nas, na nasze zwyczajne życie, zerkają też w nasze dusze, o czymś każąc pamiętać, o czymś innym zapomnieć…A potem płyną dalej, znikają, przeistaczają się w następne. Niosą bezustanne zmiany…Nam, Wam, wszystkim…



 


P.S.

Gotujemy dzisiaj w wielkim garze galaretę. Przez cały dzień trzeba drew dokładać do pieca aż cały kolagen wygotuje się z nóżek, aż mięso samo będzie odchodzić od kości.  Pod wieczór dołoży się do kleistego wywaru warzyw, które ugotują się do miękkości. A potem będzie nalewanie do miseczek. Dokładanie jajek na twardo i groszku. Krojenie mięsa, czosnku, natki pietruszki i lubczyku. Oblizywanie kleistych dłoni. Wspólne obgryzanie i wysysanie kostek.  I pieski przy okazji zdrowo sobie podjedzą, pochrupią, beztrosko naśmiecą pod stołem i w okolicach. I na jutro im jeszcze smakołyków zostanie. Dawno już tego domowego specjału nie warzyliśmy, ale znowu naszedł nas apetyt i potrzeba. Wiosna sprawia, że potrzebujemy więcej siły do roboty a taka esencjonalna galareta na pewno nam jej doda. 

Przed chwilą słonko cudnie przyświecało a teraz znowu sypie śnieg. Tymczasem w wielkim garze wielce wonny wywar spokojnie sobie bulgocze, pyrka i paruje...



41 komentarzy:

  1. No tą galaretą to skutecznie zachęciłaś mnie do napisania komentarza:)
    Nigdy ( a przynajmniej w tym życiu) nie zrobiłam galarety, a lubię. Taką z czosnkiem, polaną octem. Teraz najwięcej czasu spędzam z Wróżką - Zębuszką. Sytuacja mojego uzębienia odzwierciedla dokładnie to, co się dzieje na świecie. Na szczęście mam blisko dentystę, który odważył się ten mój wewnętrzny świat gruntownie wyremontować. Nawet wydobył z dwóch zębów pozostawione przez poprzedniego lekarza stare złamane narzędzia, co graniczyło z cudem. Na każdym polu przechodzimy ostre szlifowanie, jako jednostki i jako ludzkość. Za jakiś czas albo nas nie będzie, albo będziemy błyszczeć jak diamenty. Pozdrawiamy z wiarą w tę drugą opcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Galareta wyszła przepyszna. Zjedliśmy po miseczce tego specjału na śniadanie a Cezary pałaszuje już następną porcję!:-) Warto sobie zrobić takiej galarety, bo długo może stać w lodówce, można ją jeśc i bez chleba a człowiek czuje sie syty, no i jest to zdrowa dla naszych kosci i stawów potrawa.
      Oj, temat wróżki-zębuszki i dla mnie staje sie coraz ważniejszy i pilniejszy, wiec rozumiem, co przechodzisz.
      Obyśmy jednak wyszli z tego wszystkiego jako diamenty. A to, że szlifowanie bolesne...Cóż, wizyta u uzbrojonej w wiertło i obcęgi wróżki- zębuszki też nie należy do przyjemności!
      Pozdrawiam Was serdecznie, dziewczyny!:-)*

      Usuń
  2. Wielki świat oferuje kolagen w drogich kremach, a wystarczy wygotować kleistą galaretę, dobrą dla naszych kości, skóry, włosów, wszak mówią, że jesteśmy tym, co jemy:-) Jak miło patrzeć na wesołe, młode psy, nawet ta niewidoma biała Misia ma uśmiechnięty pysk ... mój Amik taki starutki, chorutki, wysechł na wiór, nie chce jeść, pewnie dni jego policzone, a mnie aż z żalu ściska. A to ci przeplatanka na zdjęciach, zima z wiosną się siłuje, a zimno, że nosa nie chce się wychylić, tęsknię do ciepła, słońca, żeby choć posiedzieć pod ścianą. Pozdrowienia serdeczne ślę za San.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdaje mi się, że w takiej galarecie są same dobroci. Warto wiec sobie raz na jakis czas ją uwarzyć. Trzeba jednak lubić takie specjały, a nie każdy lubi.
      Nasze piesuńki też już nie są szczeniakami. Zuzia ma 11 lat. Jacuś? - nie wiadomo. Myślimy, że około siedmiu, ośmiu. A Misia z Hipcią w tym roku będą miały 5 lat. Jejku! Jak ten czas przeleciał - dopiero przecież były maluśkimi, piszczącymi kuleczkami!
      Starośc psa, jego odchodzenie...Strasznie smutna to rzecz. Też parę razy w zyciu byłam tego świadkiem. A biedne stworzenie coraz blizsze sercu, coraz mądrzejsze...
      Oj, tak! Przeplatanka zimy z latem.Ale ponoć od dzisiaj juz tylko będzie sie ocieplać. Oby!
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)

      Usuń
  3. Zmienność, gdzie trzeba i niezmienność, gdzie lubimy:-)
    Piszesz ważną rzecz - doceniać to, co się ma tu i teraz, cieszyć każdą chwilą, to połowa szczęście chyba.
    A wszystko jest ważne dla psychiki- to co za oknem, smaki, zapachy, rozmowy.
    Dziękuję za piękne zdjęcia, dają oddech oczom i duszy:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto kwintesencja żywota - zmienność, gdzie trzeba i niezmienność, gdzie lubimy, gdzie mamy wpływ. Czas nas zmienia, rzeźbi, kształtuje, wiele rzeczy uświadamia, zsyła coraz mniej powitań a coraz więcej pożegnań...A więc tym bardziej godzi sie doceniać to, co jeszcze jest, co trwa mimo tej zmienności. Proste, dobre, codzienne rzeczy.
      Cieszę się, że podobają Ci sie zdjęcia, Asiu. Dziękuję i pozdrawiam Cię ciepło!:-)

      Usuń
  4. Ach jak tam pieknie u Ciebie, gdy widze polna droge pod lasem to mi sie dusza rozplywa...
    Zapachnialo mi galareta, ile to juz lat jej nie jadlam... smacznego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Elisabetto!:-) Mieszkam pod lasem, w pobliżu łąk, pól i wzgórz Pogórza Dynowskiego. Mam tu spokój i bliskość dzikiej natury. Sąsiadów niewiele. Jest tak, jak lubię. Robię tu mnóstwo zdjeć o każdej porze roku i choc wciaz są te same okolice, to ja nadal sie nimi zachwycam.
      A galareta - boska strawa. Na śniadanie i kolację w sam raz. A może i na obiad, jak sie człowiekowi nie chce nic gotować!:-)

      Usuń
  5. Właśnie posiliłam się galaretą, na dodatek zamiast obiadu, którego nie chciało mi się gotować:-)). Tą galaretą jestem karmiona od jakiegoś czasu, bo dobra na stawy, kości itp., tak jak napisałaś Olu:-). A ja jestem powypadkowa i powoli wracam do siebie fizycznie i psychicznie.
    Nie chciałam o tym pisać. Przeżyłam szok i strach. Wszystko co myślałam, że mam ustalone i pomyślane ostatecznie, moje poglądy, odczucia w stosunku do ludzi i świata wywróciło się i przeczołgało ze mną po ziemi, i potem już nie było takie samo.
    Piszesz o stałości i zmienności. Tak to właśnie wygląda.
    Nie wierzę w przypadki, nic nie dzieje się ot tak sobie, bez przyczyny. Kiedy myšlę o tym co się stało... Na początku kiedy byłam jednym bólem, kiedy nie mogłam chodzić, siedzieć, stać, leżeć bez bólu, pytałam siebie: Dlaczego? Czy ktoś/coś chciało żeby mnie to spotkało? A może, to ja słowami, myślami, poglądami, nieuwagą spowodowałam to co się stało? No, ale jak to, przecież tak uważam na każdy krok, na każdą myśl i słowo.
    Tak wiem, nie ja jedna zadaję sobie takie pytania w takiej sytuacji. W końcu odpuściłam. Ostatecznie wiem, że jeżeli mam znać odpowiedż na te pytania, to ona w końcu mnie odnajdzie:-) A jeżeli nie to trudno. Czasami to co uważamy za coś złego dzieje się żeby uchronić nas od czegoś gorszego. Tego się trzymam:-)
    Pozdrawiam Was serdecznie rychłego pojawienia się ciepłej wiosny życząc. U nas jeszcze zimno, beslistnie, nawet trawa się nie zieleni, ale na razie, tylko na razie:-)
    P.S. Uściski serdeczne Wam posyłam i całą Waszą "bandę czworga" za uszkami tarmoszę wirtualnie i pod gardełkami smyram, a co, a niech tam! A, że wirtualnie, trudno, jak nie można inaczej:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Marytko!Jakże cieszę się, że sie odezwałaś, jak miło mi znowu czytać Twoje słowa. Miło, ale zarazem smutno i przykro, bo Los dotknął Cię palcem w sposób tak przykry, bolesny a do tego zaskakujący i niczym niezawiniony. Przytulam Cię na powitanie delikatnie, serdecznie i tkliwie, wyobrażając sobie, co przeszłaś, jak się czułaś i nadal czujesz.
      Też bym pewnie na Twoim miejscu zadawała sobie masę pytań typu: dlaczego?, czy to przypadek czy jakis znak? Zresztą nie raz sobie takie pytania juz zadawałam i nie zawsze znajdowałam odpowiedź, choć z czasem na niektóre sprawy potrafiłam popatrzeć inaczej i zobaczyć wiecej, niż wówczas, gdy najbardziej bolały. Czas w koncu leczy rany, robi co moze byśmy zapomniały i doszły do siebie. Cos tam po latach człowiekowi jeszcze zaskrzypi, nagłym dźgnięciem w sercu sie przypomni, błyśnie łzą...A potem przychodzi nowa chwila, codzienność z masą nowych spraw i znowu sie zyje, oddaje serce i myśli nowym wyzwaniom, które na szczęście przychodzą i nie pozwalają na tkwienie w przeszłości.
      Marytko! Niech będzie błogosławiona galareta!:-) Zaiste, wielkie to dobrodziejstwo dla ciała, bo pomaga na co ma pomagać. Ale i magia radosna, bowiem nie coś innego, ale chyba właśnie temat galarety sprawił, że znowu nabrałaś ochoty by napisać do mnie!:-)JUż parę razy przekonałam sie o tym, że czasem takie zwyczajne, rzekłabym nawet - prozaiczne rzeczy - wiekszą mają moc przyciągania, uzdrawiania,pożytecznego oddziaływania, niż miliony poetycznych słów, niż wielobarwne opisy bezkresnych łąk, lasów i nieb rozmaitych!Bo nie samą wszak poezją człowiek żyje. Ha!:-)
      Niech zyje zatem i kwitnie cudowna moc galarety z nóżek!:-))
      Co do pogody, to dzisiaj już znacznie cieplej niz wczoraj. Nareszcie nie było mrozu w nocy. Został tylko chłodny wiatr, ale miejmy nadzieję, że i on wkrótce odejdzie i wreszcie wiosna pozwoli sie sobą do woli nacieszyć.
      Marytko! Przkazuję Ci serdeczne życzenia od nas obojga, byś doszła do zdrowia, by nic już nie bolało, byś po prostu mogła zwyczajnie cieszyć się wiosną.
      A ja dodatkowo raz jeszcze przytulam Cię delikatnie, ciesząc się, że jesteś!:-)***

      Usuń
    2. Rozbawiłaś mnie Olu:) Nie sądzę żeby moje odezwanie miało większy związek ze spożywaniem galarety na niekorzyść pięknych i poetyckich opisów przyrody. Galareta to był tylko pretekst, owszem smaczna i pożyteczna, ale gdzie jej do kontaktu z kimś kto czuje, myśli i postrzega świat podobnie do nas to dar bezcenny. Z wiekiem wie się o tym coraz więcej.
      Dziękuję Wam obojgu za życzenia zdrowia, a Tobie Oleńko za przytulenie i ciepłe słowa. Buziaki posyłam jak zawsze coraz bardziej wiosenne***

      Usuń
    3. Ha!:-) Pretekst pretekstem, ale ja tam nadal wierzyć zamierzam w magiczną moc galarety!Cosik mi w sercu podpowiedziało by o niej na koniec posta wspomnieć. Tak mnie nagle naszło! Uległam temu tajemniczemu głosowi, co mi szeptał, że potrzeby ciała są równie ważne, co te duszy, i że trzeba czasem zejsć na ziemie by wyraźniej dostrzec niebo.I voila! Podziałało!:-)I oto jest poezja oraz proza galarety!I oto jest Marytka, wraz z jej wyjątkową wrażliwością i ciepłem!:-))
      Uśmiech serdeczny zasyłam Ci o poranku, podjadając ze smakiem - a jakże - galaretę!:-)))

      Usuń
  6. O Narobiłaś mi smaku na galaretę, tylko czy dla jednej osoby warto gotować - pomyślę.
    I u mnie zmienna pogoda, kwiecień raczej rzadko bywał stabilny pogodowo. A i maj potrafi śniegiem sypnąć.
    Z przyjemnością spoglądałam na zdjęcia psiaków, szczególnie spodobały mi się te dwa, na których leżą z przepięknie złożonymi łapkami. Te ufne spojrzenia. Przesyłam ciepłe wiosenne pozdrowienia i niezmiennie zdrowia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, Oleńko, że tą galaretą narobiłam smaka i Tobie i paru innym osobom. I któż by sie spodziewał? Mysle, że warto sobie jej nagotować choćby dla jednej osoby. Po pierwsze to zdrowo, po drugie pysznie a po trzecie od czasu do czasu trzeba sobie zrobic taką przyjemność i zjeść cos, czego sie juz dawno nie jadło. Raz sie przecież zyje!:-)
      U nas pogoda zaczyna sie nareszcie uspokajać a słonko świecić mocniej. Cos tam jeszcze zapowiadają chłodów na przyszły tydzień, ale moze nie będą już takie duze, jak te ostatnio.
      Co do tych złożonych, psich łapek, to do niedawna myślałam, że tylko Misia i Jacuś tak robią. Teraz okazuje się, że i Zuzia to potrafi!:-) A spojrzenia wszystkie mają rozbrajające. Sama miłośc i ufnośc. Basałyki moje kochane!:-)
      Pozdrawiamy Cię serdecznie i pięknego weekendu zyczymy!:-))

      Usuń
  7. Olgo, dawaj przepis bo inaczej... I tak nic się nie stanie.:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis? Proszę bardzo! Podam Ci proporcje na dwunastolitrowy garnek, w którym galaretę warzyliśmy (nie należy się tą iloscia przejmować, gdyż po całodziennym gotowaniu wywar redukuje sie do połowy albo i wiecej).
      Bierzesz 3 kg nóżek oraz 1,5 kg jakowegoś mięsa (a naszym przypadku łopatki). Wsadzasz to do gara. Dosypujesz kilkanaście ziaren ziela angielskiego, kilak ziaren pieprzu oraz garść liści laurowych. Solisz ok. łyzką soli (ale ostatecznie do smaku solisz tuż przed końcem gotowania). Stawiasz gar rano na piecu (najlepiej na zwyczajnej kuchni wiejskiej na drewno) i gotujesz toto, żeby sobie łagodnie pyrkało prawie do wieczora.
      Mniej wiecej godzinę, czy dwie przed koncem gotowania wyławiasz łyzką cedzakową całe mieso i kosci z wywaru. A na to miejsce dodajesz do wywaru sporo warzyw, których wiekszosc potem dodasz do galarety. Kilka obranych marchewek, pietruszek, jeden seler, kilka cebul, kawałek białej kapusty, sporą garść lubczyku, kilka ząbków czosnku.
      W osobnym garnku gotujesz ok. 10 jajek na twardo.
      Obierasz i przeciskasz przez praske kilka sporych ząbków czosnku.
      Otwierasz puszke groszku zielonego i odcedzasz z zalewy.
      Kroisz drobiutko garść świeżej natki pietruszki z dodatkiem lubczyku. Ja używam mrożonego, bo świeży jeszcze nie wyrósł, za to pietruszka przez całą zimę sie zieleniła i jest do tej pory.
      Odcedzone wcześniej mięso kroisz drobniutko, wybierając z niego rzecz jasna wszystkie kostki i kosteczki, żeby potem pod ząb nie podeszły i nie sprawiły byśmy musieli udać się czym prędzej do wróżki-zębuszki!:-)
      Kostkami częstujesz psy!:-)
      Odcedzasz na durszlaku wywar, tak żeby zostały na nim wszystkie warzywa a czysty wywar przelewasz do osobnego garnka( juz teraz wystarczy Ci prawdopodobnie sześcio, czy siedmiolitrowy) - sporo sie garów i misek przy tej galaretowej działalności brudzi, niestety!
      Ustawiasz sobie na stole czy blacie kuchennym duzo miseczek i saleterek. Do każdej wkładasz po połowie jajka na twardo, łyżeczkę groszku, garstkę pokrojonych w kostke warzyw z wywaru, garstkę pokrojonego wcześniej mięsa, po odrobinie zmiażdżonego czosnku i szczypcie zieleniny(pietruszka z lubczykiem).
      Chochlą wlewasz do kazdej miseczki gorący wywar galaretowy (ale nie do pełna, nich zostanie tak z centymetr, dwa od brzegu, bo potem trzeba będzie przenieśc galarety do zimnego miejsca a nie chcemy, żeby nam sie wylało)
      Na drugi dzień rano galareta powinna być gotowa.
      I tu uwaga - można sie taką galaretą najeść bez chleba, co jest ważne dla osób, które np. chcą schudnąć albo stosują dietę ketogeniczną.
      Galareta spokojnie moze stać w lodówce choćby i tydzien.
      I jeszcze na koniec taka uwaga. Przy robieniu galarety obowiązuje dowolność i swoboda. Nie trzeba sie restrykcyjnie stosowac do wszystkiego, co ja tu napisałam. Każdy robi po swojemu. Każdy lubi inne dodatki. Co dom, to inna galareta!:-)I dobrze!:-)
      Smacznego!:-))

      Usuń
  8. Galaretę to i ja bym zjadła nawet teraz :) cieszę się że w styczniu udalo ni się znaleźć świeże nóżki i golonki w jednym ze sepow w innym mieście. W Norwegii nienjadaja takich rzeczy ale chyba teraz na potrzeby obcokrajowców zaczęli sprzedawać:) i takim to oto sposobem w styczniu jedliśmy galaretę po 1,5 roku przerwy :)
    A pogoda jak to pogoda... ja mam dość zimna, śniegu, wiatrów, sztormów i deszczy... Norwegia kraj piękny ale zanim doczekam się lata zima mnie zdąrzy wykończyć...
    Cudowny post, który czytalam kilka razy... dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiwat galareta! Niech nigdy dla niej nie istnieją żadne granice ani przeszkody. Niech nam dodaje zdrowia, siły i sytości! Wyklęty powstań wielbicielu galarety, powstańcie, których dręczy głód!:-))
      Oj, wyobrażam sobie, że tam w Norwegii zima potrafi dać sie mocno we znaki. Ale jak juz w koncu przyjdzie wiosna, to i radość tym większa!:-))
      Cieszę się, że spodobał Ci sie mój post!:-)
      Pozdrawiam Cie z serdecznym uśmiechem i prawdziwie wiosennej pogody zyczę!:-))

      Usuń
  9. Z pogodą jest jak z życiem, już masz błękit lipcowy w sercu, kochasz cały świat, a tu zawierucha zmiata całą ufnośc i bezpieczeństwo. A potem nagła odmiana i już człowiek nie wie czy wszystko stoi w miejscu, tylko postrzeganie się zmienia.Wracając do Twojej opowieści i tego, że zyjemy w kropelce. Zapominamy, że wszystko już było i będziejak nas nie będzie, bo dla nas wszystko jest pierwszym razem. Czy jak nasze oczy zgasną, to nie zgaśnie cały świat? Będzie się toczył dla innych i będzie tylko ich. Nawet jak mamy świadomość, że jesteśmy kropelką, to i tak świat istnieje przez nasze oczy.
    Zdjęcia przepiekne, ach ten tajemniczy zimowy zakręt, równie piekny co wiosną. A pieski mają dla Was cudowną terapię na wszystko. Jak się nie uśmiechnąć jak ktoś tryska ttaką radościa i witalnością:) Fajnie, że przy galarecie była praca zespołowa, wyobrażam sobie jaka musiała być pyszna. Uściski dla całej rodzinki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Marylko. Właśnie - pogoda jest jak zycie - zmienna, zaskakująca, nieprzewidywalna, ale i powtarzalna.
      Żyjemy tu i teraz, ale po naszym odejściu cały świat nie zniknie. Może i my tak całkiem nie znikniemy...?
      Ach, ta droga, która stale jest inspiracją do moich zdjęć. Jedna z ładniejszych, jakie w życiu widziałam.Cieszę się, że mogę podziwiać ją nawet bez wyjścia z domu.
      Piesuńki dają nam taka masę uczuć, dostarczaja tyle zajęć, powodów do rozmów, żartów, uśmiechów, że trudno juz sobie wyobrazic nasze życie tutaj bez nich.
      A galareta nadal jest i jeszcze przez jakis czas będzie, bośmy specjalnie nagotowali jej duzo, co by przez parę dni nie łakomic sie na inne - mniej zdrowe rzeczy, oraz by mniej trzeba było przy piecu stać a bardziej oddać sie zajęciom ogrodowo-wiosennym!:-)
      Pozdrawiam Cię gorąco, Marylko, pięknej niedzieli życząc!:-))

      Usuń
  10. Jak zawsze, zachwyciłaś mnie fotografią, tyle piękna w Twojej codzienności Oleńko. Bądźcie zdrowi:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Basieńko. Tutejsze okolice nigdy chyba mi się nie opatrzą ani nie przestaną być inspiracją do kolejnych zdjęć.
      Ściskam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
  11. Ech galareta... gybym zrobila to tylko dla siebie wiec mi sie nie chce. Wspanialy nie ruszy, bo on nawet zwyklej deserowej galaretki nie tyka:))) taki typ. Jak jeszcze mieszkalismy w NYC to czasem robilam, bo Junior lubil, no ale teraz Junior daleko. No chyba ze kiedys zaplanuje na czas jego wizyty.
    Pogoda to faktycznie wszystkim nam sprawia niespodzianki. U mnie w ubieglym tygodniu bylo zywcem lato, musialam szybko szukac krotkich spodenek, bluzeczek letnich i sandalkow. W piatek i sobote mielismy nawet 26 stopni(!!) nie do pomyslenia w tym rejonie o tej porze, a jednak.
    Od jutra ma wrocic wiosna i dobrze, bo ja nie jestem gotowa na lato.
    Za to wszystko nagle zakwitlo w ciagu dwoch dni. Bylismy wczoraj na targu w pobliskim miasteczku jakies 20 km od nas i przy drogach wszystkie drzewa juz zielone, zniknela ta smutna szarobura szarosc. Moja placzaca japonska wisnia przed domem tez w ciagu doslownie dwoch dni cala obsypana kwiatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, galaretę trzeba lubić a niewiele osób spoza naszego kręgu kulturowego jest jej wielbicielami. A szkoda, bo to przecież taka zdrowa i łatwa w przygotowaniu potrawa.
      Oj, ta pogoda! U nas też prawie letnio i momentami gdyby nie wiatr, to byłoby wręcz gorąco. Ale od jutra znowu diametralna zmiana. Zapowiadają powrót zimowej aury. A ja mam pełno sadzonek krzewów ozdobnych, czekających na posadzenie.Muszę sie z tym jeszcze wstrzymać żeby im sie krzywda nie stała.
      Tutejsza pogórzańska roslinność jest rozważna i przwidująca. Wie, że jeszcze nie pora na bujny rozkwit, wiec sie nie śpieszy. I dobrze!:-)

      Usuń
    2. No i sni mi sie ta galareta po nocach:))) Wykombinowalam, ze jak bedziemy znow jechac do nszej ulubionej rzezni to zadzwonie do wlasciciela zeby mi przygotowal dwie swinskie nozki i 2-3 kawalki wolowego ogona, zawsze lubilam to polaczenie w galarecie. I sobie ugotuje galarete, niech nie jedza jak nie chca, ale ja bede miala wyzerke:)))
      Nasze sadzonki owocow jagodowych juz puszczaja listki, znaczy sie przyjely i nic im nie grozi. No tak sie domyslam, bo co ja tam wiem:))) ja sie ucze dopiero.

      Usuń
    3. Brawo, Star! Pewnie, że warto sobie ugotować ten smakołyk i na nikogo sie nie oglądać. Raz sie w koncu żyje!:-)
      Cieszę się, że sadzonki sie Wam przyjęły. Toście już ogrodnicy pełną gębą!:-)))

      Usuń
  12. Mój tata był mistrzem gotowania galarety, mnie jakos nie wychodzi zbyt dobrze , ale dla kości i stawów - uczta musi być :) Piękne zdjęcia Oluś pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do pewnych umiejetnosci i biegłosci mozna dojsc metodą prób i błędów. Nie bać sie tego. Tak czy siak eksperymentować warto w wielu dziedzinach a szczególnie w kulinariach.
      I ja pozdrawiam Cię ciepło Gabrysiu z zasypanego śniegiem Podkarpacia!:-)

      Usuń
  13. Ależ te psy Was kochają!!!
    Wiedzą przecież że mają u Was najszczęśliwszy dom :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to miłość wzajemna, Stokrotko a psy to dobrze wiedzą ( i niecnie wykorzystują, rzecz jasna!)!:-)

      Usuń
  14. Na widok tych białych psiaków uśmiech sam się pojawia na twarzy!
    Ciepła dla Was i cieplutkie pozdrowienia ! 💛💛💛💛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No! Jak tu sie nie uśmiechnąc od tych kochanych pyszczków!:-)
      I my pozdrawiamy Cię z serdecznym uśmiechem, Kocurku!:-)♥

      Usuń
  15. Pięknie piszesz o zmianach. Wyrażasz dokładnie to o czym ja często myślę ale nie umiem tak ładnie ubrać w słowa :). W niebo patrzę często i dla mnie to jest taki codzienny rytuał nabierania równowagi. Zachwycam się płynącymi obłokami, którymi za jakiś czas będzie zachwycał się ktoś inny, na czyim niebie akurat będą.

    Wszystko już było prócz nas
    Sny kopiowane od lat
    Jak tu odcisnąć swój ślad
    Jak zostawić coś czego nie zatrze czas?
    Jak kiedyś śpiewał R. Rynkowski.

    Zmiany w życiu są niezbędne chociaż nie zawsze mile przez nas odbierane. Świat się zmienia i chociaż co roku pojawiają się te same pory roku, to my jesteśmy inni a to przecież wiele zmienia.
    Jeśli chodzi o zmiany pogodowe to u mnie kwiecień pokazuje co potrafi, jednego dnia mam słońce, deszcz, gradobicie a na koniec tęczę i piękny zachód słońca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Mo.!:-)
      Och! I mnie czasem trudno wyrazić w słowach coś, o czym rozmyślam albo coś co dotknie mnie nagle niczym niespodziewany promień. Myśli mają to do siebie, że przesuwają się jak obłoki. Niepochwytne, ulotne, nieprzewidywalne. Do tego często zmieniają kształty. Upodabniają się do czegoś a za chwile przekształcają w coś znowu innego albo też tworzą zagmatwaną, bezkształtną masę. Dlatego i mnie niełatwo jakąś myśl przytrzymać zanim zniknie, straci wyrazistość i ważność a ja zapomnę o niej, jak o wielu innych przed nią. Na szczęście wędrówka obłoków trwa. I przypływają kolejne myśli, nadchodzą kolejne zmiany, kształtujemy się wciąz od nowa...

      Bardzo piękne i dotykające czegoś głęboko w sercu są te słowa z piosenki Rynkowskiego, którą zacytowałaś."Jak zostawic coś, czego nie zatrze czas?" Hmm...Myślę, że zostawiamy swój ślad, myślą, słowem, działaniem. Zostawiamy ten ślad w naszym potomstwie oraz w ludzkiej pamięci a jeśli pamięci braknie to w ziemi, po której stąpamy (gdy już tylko prochem jesteśmy), w drzewach, które z tej ziemi wyrastają, w każdej roślinie, którą posialiśmy, posadziliśmy, która żyje, gdy nas już nie ma...

      Co do kwietnia, to i u nas nadal trwa pogodowa huśtawka. I jest wszystko poza tęczą. Tęczy dawno nie widziałam, ale na samo jej wspomnienie uśmiecham się i rozmarzam.
      Pozdrawiam Cię z żywczliwym usmiechem, Mo.!:-)

      Usuń
  16. Witaj Olgo. O Twoim tekście, przy śniadaniu opowiadał Wojtek. Przeczytaj namawiał. Znalazłam czas dopiero dzisiaj rano. Za oknem leje deszcze, a ja w ciepłym domku, z kawą w ulubionym kubku zaczytuję się w Twoich słowach. Piękne zdjęcia, piękne słowa.

    11 lat to szmat czasu. Zawsze miałam Ciebie zapytać, czy nie brakuje ci rozmów. Takich bliskich. Podzielenia się z bratnią duszą podczas spacerów po lesie. Nie z partnerem a koleżanką :-) Wrażliwą osobą która czuje i myśli podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Graszko. Cieszę się, że oboje przeczytaliście mój tekst, że wydał sie Wam ciekawy. Dziękuję. To dla mnie ważne, wiedzieć, że to co piszę trafia do tak wrażliwych, jak Wy ludzi.
      A napisałam ten tekst tuż po tym, jak wyszłam do ogrodu i kuląc sie z zimna w porywistym wietrze zapatrzyłam się na wspaniałe obłoki ponad lasem. Aż oczy mi sie załzawiły od zimna i tych lodowatych powiewów. Ten wiatr niósł kolejną zmianę pogody, przykry chłód, ale i niepowtarzalne piękno owych obłoków. I westchnęłam sobie, że wszystko jest wokół nas i wszystko jest po coś. A my patrzmy, żyjmy, myślmy i cieszmy sie tym, że możemy doświadczać tych zmian, być częścią większej całości...
      Tak, 11 lat to duzo, ale i mało zarazem (bo przeleciało jak z bicza strzelił, bo za mną już prawie pięć takich jedenastek, ile jeszcze przede mną?:-)
      Co do bliskich, szczerych rozmów z bratnią czy raczej siostrzaną duszą, to oczywiście miewam czasem tęsknoty za takimi rozmowami. Kiedyś rozmawiałam w ten sposób z Mamą. Była moją najlepszą przyjaciółką. Tego chyba nic nie zastąpi.Coś mi się zdaje, że robi się ze mnie coraz większa ze mnie pustelnica!:)

      Usuń
  17. Cały post, jak zwykle u Ciebie nastrojowy, filozoficzny i mądry ale ja ze trzy razy wracałam do tego fragmentu: "Wiele się zmienia wokół. Wiele odchodzi albo w inne się przekształca. Ale najważniejsze zostaje a nawet pielęgnowane wzmacnia się i nabiera nowych znaczeń". To jakby leitmotiv mojego tu i teraz. Czy mogę to przytulić! Wziąć w cudzysłów i zacytować w moim poście w odpowiedniej chwili? Wy tam na górze jakby bliżej Nieba ale smaki macie ziemskie, galareta chodzi za mną od pewnego czasu, namówię siostrę na te rozpustę kulinarną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystynko kochana! Oczywiście, że możesz u siebie cytować fragment mojego tekstu, jeśli wydał Ci się ciekawy i ważny.To dla mnie radość, że zdołałam wyrazić jakąś ogólniejszą, przydatną dla innych myśl.Pewnie mnie te obłoki pogórzańskie natchnęły!:-)
      My tu rzeczywiście bliżej nieba, ale na szczęście tak samo wciąz bliscy ziemi. Bo wszystko musi byc ze sobą w równowadze, czyli tak samo są ważne potrzeby duszy, jak i ciała. Zatem wiwat filozofia, poezja i kultura - ale i wiwat galareta!:-))

      Usuń
  18. 11 lat temu(w sumie to 11 i pół roku temu) rozpoczynałam pierwszy rok studiów na AWFie, więc w moim odczuciu to bardzo dużo. Zwłaszcza, że 11 lat temu, w czerwcu, utonął w pobliskim jeziorze. Może to wydarzenie wpłynęło na moje docenianie tego, co się ma? Twój tekst jak zwykle zmusił mnie do myślenia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, 11 lat to całkiem sporo - tym bardziej, że tak dobrze pamiętam nasze tu początki. Patrzę na zdjęcia z tamtego okresu - jak zmieniało sie tutejsze otoczenie, jak ja zmieniłam sie od tamtej pory. Na pewne zmiany mamy wpływ a na niektóre nie. Jednak niektóre rzeczy zdają sie niezmienne - łąki dookoła, lasy, dźwięki i zapachy o poranku. Mam nadzieję, że to wszystko będzie tak trwać długo, długo po tym, jak juz nas tu nie będzie.
      Nie zrozumiałam z Twojego komentarza kto mianowicie utonął 11 lat temu w pobliskim jeziorze?
      Pozdrawiam Cię ciepło, Karolinko.

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost