Chłodno zrobiło
się na dworze i pada…Nareszcie porządnie pada. Ogród z wdzięcznością przyjmuje
każdą kroplę deszczu. Pije zachłannie, na zapas wchłaniając w siebie tyle
wilgoci, ile się tylko da, bo dobrze wie, że wkrótce znowu rządy przejmie
słońce a przygłuszona na chwilę susza od nowa zawładnie przyrodą . Jednak póki
co, wszechwładna magia deszczu sprawia, że pojawia się coraz więcej zieleni, jak
na drożdżach rośnie szczypior cebuli i czosnku, kiełkują buraczki, nabrzmiewają
pączki konwalii, coraz śmielej rozwijają się amarantowe liście winogron, niebieszczą
niezapominajki, fioletowieją obłoki kwiatów bzu, gęstnieją ligustrowe żywopłoty
i pnącza winobluszczu. Dopiero co wykoszona nisko trawa momentalnie porasta wysokim
i bujnym, ciemno szmaragdowym futrem. A w naszym maleńkim stawiku znowu pojawiła
się wyczekiwana tu od dawna woda. Wystrzeliły w górę kłącza tataraku i gałązki
wierzb – samosiejek. Spośród omszałych kamieni umiejscowionych na stromym brzegu
przebiły się młode podagryczniki, pokrzywy i mlecze, dając
w swym gąszczu schronienie licznym robaczkom i płazom. Pod wodą znikły kolejne
stopnie schodków wiodących do stawu. Niebo na dobre pociemniało. W oddali widać fale
nowych chmur i mgieł obiecujących następne opady. Zadowolone z takiego
stanu rzeczy żaby wylegują się na powierzchni wody albo pluszczą beztrosko w
szuwarach. Wieczorami słychać chóralne żabie kumkania i rechoty, zwyczajne ich
opowieści…
A skoro o
mieszkańcach stawu mowa, to przypomniało mi się, że dawno temu w tak pochmurny jak dzisiaj dzień napisałam bajkę
o pewnej żabce, która bardzo chciała być duża…
O małej żabce
Była sobie raz maleńka żabka, taka, która niedawno
przestała być kijanką. Nie zwracała na siebie niczyjej uwagi. Ciemna i lekka
niby zbutwiały kawałek drewna pływała wśród wodnej roślinności stawu.
W przedszkolu kijanek, mieszczącym się pod wielkim
liściem nenufaru trwała właśnie wspaniała zabawa. Maleństwa zbite w gromadkę
tworzyły ze swych ciał rozmaite kształty by po chwili rozproszyć się nagle
każde w inną stronę. A ileż było przy tym śmiechu i pisku. Ale nasza żabka nie
należała już do tego towarzystwa. Wyrosły jej przecież łapki, zanikł ogonek -
była za duża na takie zabawy.
Z zazdrością patrzyła na dorosłe żaby, skaczące
pięknym łukiem od jednego brzegu sadzawki do drugiego. Obserwowała żabie zawody w skokach
i sama próbowała tego samego. Niestety, nie udawało jej się to na razie.
Słuchała śpiewu oraz poezji żabiej i cierpiała, bo
nie umiała wydawać z siebie tak pięknych dźwięków, jak to robiły dorosłe
mieszkanki stawiku.
Postanowiła wobec tego, że zrobi coś niezwykłego,
coś, co wyróżni ją spośród innych żabek w jej wieku. Zapragnęła dostać się na
największy przy brzegu kamień i poprosić słońce o pomoc. Może słoneczko sprawi,
że urośnie i będzie mogła dotrzymywać kroku starszym?
Jednak wdrapanie się na wielki głaz było trudniejsze
niż sobie wyobrażała. Ześlizgiwała się wiele razy, ocierając z łapek delikatną
skórkę.
Wreszcie udało się i wyczerpana żabka usiadła na
wierzchołku kamienia. Do tej pory widywała tylko czasem, jak wieczorami
zasiadała na nim niby na tronie najstarsza z żab. Opowiadała wtedy młodszym,
jak blisko jest nieba i jak cudowne bajki gwiazdki szepczą księżycowi na ucho.
Nigdy jednak nie siadał na nim nikt w samo południe. Podobno wtedy rządziło tu
słońce i żaby aż do zmroku z respektem omijały kamień. Rzeczywiście, miały ku
temu powód. Był bowiem wówczas nieznośnie gorący i suchy. Promienie dotykały go
bezustannie aż jego szczyt bielał w słońcu i jaśniał jak prawdziwy diament.
I tam właśnie siedziała teraz żabka. Mimo, że dotyk
kamienia parzył ją w brzuszek a grzbiet wysechł niby zwiędły liść żabka wołała,
jak mogła najgłośniej:
- Pomóż mi słoneczko! Spraw bym urosła! Nie chcę już
być zwykłą żabką, na którą nikt nie zwraca uwagi!
I byłaby tam, biedactwo wyschła na wiórek, gdyby
nagle nie zdarzyła się rzecz niezwykła. Oto znienacka coś pochwyciło ją mocno i
wrzuciło do chłodnej, ożywczej wody. Przez chwilę była nawet z tego zadowolona,
gdy jednak chciała popłynąć - okazało się to niemożliwe. Ze wszystkich stron
otaczała ją nieprzenikniona, choć przeźroczysta ściana. Poprzez nią widziała z
przerażeniem jak oddala się od stawu, a nawoływanie żab stawało się coraz
bardziej odległe.
Spojrzała w górę, myśląc, że to może słońce
spełniło jej prośbę podnosząc ją tak wysoko i zabierając z kamienia. Jednak nie
zobaczyła jasnej kuli słońca, lecz tylko ciemny krążek, w którym ktoś wydłubał dziurki.
Prześwitywało przez nie niebo i napływało tamtędy trochę powietrza. Żabka nie
wiedziała o tym, że to po prostu mały chłopiec bawił się nad stawem w łapanie
żab do słoja i jedyną, którą udało mu się schwytać była właśnie ona. Niósł ją
teraz do swego domu. A ponieważ nie był złym dzieckiem, lecz tylko samotnym
chłopcem, ciekawym tajemnic przyrody postanowił, że będzie ją codziennie karmił
i patrzył, jak rośnie. To miało być jego zwierzątko. Nie miał psa ani kota. Z
powodu silnego uczulenia na sierść zwierząt nawet posiadanie chomika czy świnki
morskiej nie mogło wchodzić w rachubę. Ale żaba nie miała przecież sierści.
Mama, nie będzie chyba miała nic przeciw temu, że postawi ją w swoim pokoju, na
parapecie? Mama rzeczywiście zgodziła się na to. Prosiła tylko by zdjął za
słoja pokrywkę i nalał doń więcej wody, gdyż żabce będzie wówczas na pewno
wygodniej.
- I
pamiętaj Stasiu - dodała mama, bo chłopiec miał na imię Staś - Musisz jej dawać
jedzenie i codziennie czyścić słój, jeśli to ma być od dzisiaj twoje
zwierzątko.
Staś ucieszył się. A więc nareszcie ma coś własnego!
Posłusznie odkręcił słoik, odłożył na bok pokrywkę i dolał do niego wody z
kranu tak, by sięgała prawie do samego brzegu. Potem nawrzucał tam listków
sałaty i pietruszki a nawet trochę płatków kukurydzianych, które bardzo lubił,
myślał więc, że robi tym zwierzątku dużą przyjemność. Tak naprawdę, to nie miał
pojęcia co jedzą żaby i postanowił, że wybierze się po południu do biblioteki.
Tam pracowała ciocia. Poprosi ją o wyszukanie książki o życiu płazów.
Wkrótce chłopiec zadowolony pobiegł do ogrodu. Żal
było siedzieć w domu, gdy na dworze taka piękna, letnia pogoda. Żabka została w
pokoju Stasia sama. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Chociaż nie widziała
przed sobą żadnej przeszkody, to jednak było coś, co nie pozwalało jej popłynąć
dalej. Jakaś niewidzialna zapora uderzała w nią co chwilę zupełnie
niespodziewanie. Obolała i przestraszona rozpłakałaby się, gdyby umiała płakać.
Postanowiła odpocząć. Przycupnęła na dnie słoja. Wkrótce jednak poczuła, że nie
ma czym oddychać. Skoczyła wtedy najwyżej jak umiała i uchwyciwszy się listków
pietruszki wspięła na sam wierzch. Nareszcie zaczerpnęła powietrza. Siedząc na
brzegu słoika rozglądała się wokół. Meble w pokoju chłopca wydawały jej się
wielkie, jak góry. Granatowy dywan na podłodze podobny był do nieba. Żabka
otworzyła szeroko oczy ze zdumienia aż nagle zatrzęsła się przerażona i spadła
na leżącą obok, otwartą książkę. Z kąta pokoju coś jej się przyglądało. Miało
wielką, brązową głowę i nieruchome, błyszczące oczy. Ogromne łapy wystawiło w
jej stronę jakby chciało ją pochwycić.
Z mocno bijącym sercem wyskoczyła żabka przez
uchylone okno. Nic jej się nie stało, bo upadła na miękki trawnik. Obejrzała
się czy brązowy potwór nie goni jej. Nic się jednak groźnego nie działo. Tylko
gdzieś w pobliżu cykał świerszcz. Potem usłyszała głos chłopca: - Mamo! Przyniosłem
dla żabki trochę much do zjedzenia! - To Staś wchodził właśnie do domu. Pobiegł
od razu do swego pokoju. Wrzucając jednak, muchy do słoika nie dostrzegł w nim
żabki. Włożył doń całą rękę i grzebiąc między liśćmi powtarzał zaniepokojony: -
Żabuniu, gdzie się schowałaś? - Nikogo jednak w słoju nie było. Tylko na
otwartej książce, leżącej nieopodal zauważył dużą, mokrą plamę a rudy miś z
kąta pokoju patrzył zagadkowym wzrokiem w stronę okna, wyciągając przed siebie
puchate łapy.
- Uciekła! Mamo, ona uciekła! - zawołał chłopiec,
wyglądając przez okno i ocierając wierzchem dłoni mokre od łez oczy. Żabka
tymczasem, jak mogła najszybciej, skakała poprzez ogród. Nie czuła już bólu poobijanego
o ściany słoika ciała ani strachu przed potworem z mieszkania człowieka.
Podążała w kierunku, skąd dochodził ledwo słyszalny rechot żab. Wiedziała, że
gdzieś tam daleko jest jej dom - mały, leśny staw. Tam musi wrócić koniecznie.
I wróciła. Resztką sił wlazła prosto w przybrzeżny
muł. Poczuła znajomy zapach zgniłych liści. Otuliły ją miękkie, podwodne trawy.
Grupa kijanek przysunęła się do niej blisko, niczym do mądrej, starszej
siostry. A ona cicho opowiedziała im historię o przygodach małej żabki, która
bardzo chciała być duża i dlatego zrobiła wszystko by spełnić swoje pragnienie.
Kijanki słuchały opowieści z zapartym tchem.
Wkrótce zasnęły zgodnie, tuląc się do niej na liściu grążela. Woda wokół
nich szumiała leciutko a z nieba zaczęła kropić wiosenna, przyjazna mżawka. Stara,
mądra żaba, swoim zwyczajem siedząc na wielkim kamieniu przysłuchiwała się narastającemu
szumowi deszczu oraz cichnącej coraz bardziej rozmowie księżyca z gwiazdami.
Przypomniała sobie o dawnych swych pragnieniach by móc kiedyś dotknąć którejś z
tych gwiazd, zobaczyć jakie są naprawdę. Potem jednak usłyszała żałosny jęk,
jaki przez sen wydawała mała żabka-wędrowniczka i pomyślała, że czasem lepiej
jest chyba, gdy marzenia zostają tylko marzeniami….
... Już po bajce, deszcz wciąż pada
Coś tam dalej opowiada
Kto się wsłucha w deszczu baśnie
Pewnie smacznie sobie zaśnie…
Gratuluję opowiadania, jeśli pozwolisz , to skopiuję do druku i poczytam dzieciom przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńDeszcz potrzebny, zieleń lepiej wygląda, ziemia napojona, lżej oddychać.
Maj kojarzy mi się nie tylko z kwieciem, ale własnie z rechotem żab, cudowna muzyka!
U nas słonecznie i coraz cieplej:-)
Miło mi Jotko, że spodobała Ci sie moja bajeczka i nie mam nic przeciw temu bys przeczytała ją dzieciom, tyle, że z mojego bloga nie da sie kopiować niczego (zablokowany prawy przycisk myszy). Można więc czytac tutejsze teksty tylko online.
UsuńOczywiscie, że deszcz potrzebny. Z roku na rok ta potrzeba jest coraz mocniejsza. Niechze pada jak najwiecej ku uciesze żab oraz zadowoleniu rolników.
Pozdrawiam Cię serdecznie w kolejny, pochmurny u mnie dzionek!:-))
Faktycznie, nie można:-(
UsuńZałożyliśmy tę blokadę wiele lat temu by nikt samowolnie i piracko nie kopiował zamieszczonych tu tekstów. Trzeba sie jakos bronic przed nieuczciwością.
UsuńLubię deszcz oraz to jak wtedy rozbudza się przyroda. Nie tylko wiosną, ale zawsze wtedy kiedy na deszcz wychodzą zwierzęta, liczne małe gatunki, które ogłaszają swoje jestestwo w donośny sposób.
OdpowiedzUsuńI my korzystajmy z tego ochłodzenia zanim przyjdą upały. :)
Deszcz to życie. Woda deszczowa ma w sobie o wiele więcej energii i mocy niż np. ta z kranu. Widać to szczególnie, gdy podlewa sie rośliny z konewki.Choćby nie wiem ile je tak podlewać nie sprawia to na nich większego wrażenia a wystarczy porządny deszcz by ożywiły sie wyraźnie i zaczęły rosnąć. I nam ludziom, miło czasem wystawić sie na deszcz. Poczuc jego magie, zapach, szum. Byc przez to bardziej częścią przyrody!:-)
UsuńZgadzam się z Tobą. :) A mimo to jakieś 90% ludzi nie cierpi deszczu.
UsuńBo nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć jak jest ważny dla zycia...
UsuńDeszczu nie lubię, ale wiem, że potrzebny, to się mu nie sprzeciwiam. No chyba, że leje bez ustanku, no to wtedy w krzyk.
OdpowiedzUsuńŻabki lubię i mam parę zielonych, fajansowych. Zdobią doniczki z kwiatami. Niestety nie kumkają:) Co prawda po solidnych ulewach robi mi się stawik na balkonie, ale jak na razie żadnych żabek tam nie zauważyłam:)
Ostatnio jedna z moich żabek skoczyła z doniczki na podłogę i nóżkę złamała, trzeba było sklejać. Na szczęście udało się tak skleić, że nie widać miejsca sklejenia i nadal wisi sobie na doniczce. Bo to taka żabka, co wychodzi z doniczki, dwie łapki ma w dół wyciągnięte, jedną tylną wyłazi na brzeg doniczki, a na jednej zostawionej w doniczce sobie wisi. Śmieszna jest.
Pierwsza soczysta zieleń, najpiękniejsza. Widać na Twoich zdjęciach jak się wreszcie majowo zrobiło. Tylko zimno. I jakoś nie zanosi się na upalne lato. Wiem, że za upałami nie przepadasz, ja też nie, ale zimnego i mokrego lata nie lubię. No, ale pogoda i tak wszystkim nie da rady dogodzić, to trzeba się czasem pogodzić z tym co jest.
Buziaki zielone, majowe posyłam:)*
Mam to samo Marytko! To znaczy uważam, że deszcz jest bardzo potrzebny, byleby nie lało pare dni bez ustanku i żeby nie było wówczas bardzo zimno.Na razie tak nie jest, a wiec jestem zadowolona, jako i mój ogród, żaby, budzące sie do zycia muszki i komary oraz okoliczne pola obsiane przez zmartwionych suszą rolników.
UsuńPróbuje sobie wyobrazić Twoją żabkę, co to wisi sobie jedna łapką na doniczce i uśmiecham sie na to wyobrażenie!:-)
Tak, zieleń stałą sie teraz soczysta. Zmyło z niej kurz. Nabrała wyraźnej energii.Na dworze chłodno, ale jak sie człowiek rozrusza to az mu za ciepło (wczoraj sadziliśmy po południu sadzonki krzewów, wiec wiem co mówię!). A w domu ciepło, bo w piecu palę, gorącą zupkę jarzynową podjadam - a więc wszystko jest w porządku.
Dziekuje za zielone buziaki i buziam Ci szmaragdowo, usmiechajac się deszczowo-perliście!:-)*
Deszcz ma swoj wielki urok, choc nie zawsze pojawia sie w pore. Siedzac jednak w cieplym i suchym pomieszczeniu, lubie patrzec i wsluchiwac sie w deszcz, jego monotonia tak znakomicie uspokaja. A zabie koncerty to jeden z moich ulubionych dzwiekow, jest w nim tyle zycia i radosci, ze ptasie trele nie maja szans w konkurencji z zabim rechotem.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, ze deszcz ma wielki urok - szczególnie ciepły, majowy albo ten długo wyczekany, gdy sucho było na grządkach a potem polało porządnie i az widać jak wszystko w try miga rośnie.
UsuńCieszę sie tymi radosnymi żabimi koncertami a szczególnie tym, że nie muszę nigdzie jeździc by je usłyszeć. Wystarczy wieczorami wyjsc z domu i po prostu posłuchać!:-)
U Ciebie podobna pogoda do mojej. Mając wizję suszy to inaczej patrzy się na deszcz, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, mając wizję suszy patrzy sie na deszcz z nadzieją, radoscią i ulgą!:-)
UsuńPrzyznaje, ze pierwsze zdjecie mnie przerazilo. Ale pozniejsze juz zlagodzily szok.
OdpowiedzUsuńLubie jak deszcz dzwoni po szybach i parapetach a ja siedze w domu bez koniecznosci np. jazdy do pracy i moge sie upajac ta deszczowa muzyka.
Jak bedziesz miala czas to prosze zerknij do mnie:)
UsuńA ja bardzo lubię widok tych kręgów powstajacych podczas uderzenia kropel o taflę wody i cieszę się, że udało mi sie je sfotografować!:-) Dobrze sie też śpi jak deszcz monotonnie uderza o parapety. Ne pewno lepsze to niz liczenie baranów!:-)
UsuńBuziaki serdeczne zasyłam Marylko i dziekuję za zaproszenie do Ciebie!:-)
Deszczu trzeba i to dość sporo, bo susza daje się we znaki i ogromnie rani ogrodowe rośliny. Piękne opowiadanie! Pozdrawiam cieplutko! ;)
OdpowiedzUsuńTak, deszczu trzeba sporo żeby woda doszła do głebszych warstw ziemi i żeby oddalić widmo suszy.Niech zatem pada! Cieszę sie, że spodobało Ci sie moje opowiadanko.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie, Maksie!:-)
U Ciebie pada jakos hojniej, bo zielen jest wyjatkowo soczysta, kolory intensywne, wszystko zostalo pozbawione kurzu, nawet pieski wybielaly. A bajeczka przesympatyczna. Przeczytalam z prawdziwa przyjemnoscia. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPopadało trochę i przestało. Mam nadzieję, że wkrótce znowu zacznie, bo wciaz tego deszczu mało. Wczoraj sadziłam sadzonki krzewów i okazało się, że dwadziescia centymetrów w głąb ziemi nadal jest sucho.
UsuńFajnie, że spodobała Ci sie bajeczka. Serdecznie dziekuję Ci Grażynko za życzliwe słowa. Pozdrawiam Cie z uśmiechem!:-)
Jechaliśmy dziś z mężem w deszczu poniżej Dynowa, gdzieś tam okolice Przysietnicy, Izdebek, Nozdrzca ... krajobrazu dopełniały zmarznięte orzechy włoskie, a rozkwitłe jabłonie zrudziały od mrozu; mróz poszedł pasami, a także większe straty zauważyłam niżej w dolinach, bo na grzbietach wzgórz i wyżej nie sięgnął; jutro ocenię swoje straty, jeśli tam na Pogórzu zawiało mroźnie; nie jest to dobra wiosna, pszczoły schowane w ulach, chyba będzie nieurodzaj; a pamiętasz Olu klęskę urodzaju dwa lata temu? owoce gniły na drzewach, krzakach, pod drzewami, nikt ich nie chciał, nawet pozrywać sobie za darmo, to teraz natura odwdzięcza się za to marnotrawstwo; odeszliśmy od natury bardzo daleko, człowiek nie jest panem wszystkiego, niestety, żywioły przekraczają jego możliwości i wtedy widać, jaki jest mały; dawno nie słyszałam żab, nawet do mojego oczka ogrodowego nie przychodzą, a dawniej były; tereny wokół zmeliorowane, wysuszone, strute nawozami, pestycydami; świecie, dokąd ty zmierzasz; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńU nas mróz nie wyrządził w tym roku żadnych strat ( pewnie dlatego, że najzimniej było u nas minus jeden i to przez krótki czas). Z tym kroczącym pasami i dolinami mrozem to rzeczywiscie jest tak, jak piszesz. Tu i ówdzie dotknie mocniej, a parenaście petrów dalej już go nie ma.
UsuńBiedne pszczoły. Nie odśc, że mróz im doskwiera, to jeszcze zdarza się, że ludzim zachce sie zrobić im krzywdę (mam tu na myśli zatrucie pszczół w okolicy Janowa).Mróz jednak to natura, przeciw której trudno sie buntować i osądzać jakkolwiek, ale tak głupie i okrutne działania ludzkie powinny podlegać bardzo surowej karze.Co to sie z ludźmi dzieje? Skąd w nich tyle wrogości wobec natury? Tyle bezmyślności?
U nas chyba jeszcze mało używaja pestycydów w okolicy bo żaby nadal są. Mam nadzieję, że zostaną i że nikt im krzywdy nie zrobi. No i że deszczu będzie na tyle by im stawik szybko nie wysechł.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!
No i przyjechaliśmy na Pogórze; w górnej wiosce ani śladu mrozowych szkód, orzechy włoskie zielone, jabłonie kwitnące, zjechaliśmy do nas ... oj, Olu, szkoda słów, nas mróz dorwał w swe szpony:-(
UsuńBardzo mi przykro, Marysiu. Oj, ten mróz! Mam nadzieję, że co nieco jednak przetrwało, że tylko na pierwszy rzut oka tak strasznie to wyglądało...
UsuńAleż u Was wiosenna bujność! Ale też godny podziwu, równo skoszony trawniczek za stajenką. Ja nie mam stawy ale mam potok a na nim tama i bobry. Tyż piknie.
OdpowiedzUsuńDobrze się wczuć w sytuację braci mniejszych i uczyć tego dzieci a bajki uczą łatwo i przyjemnie.
Tak, bujnie sie teraz u nas zrobiło. Maj i czerwiec to najlepsze dla ogrodu miesiące. Trawnik koszę przynajmniej raz w tygodniu, inaczej trawa byłąby po kolana, no i kleszcze miałyby sie gdzie chować.
UsuńAle fajnie, że masz blisko potoczek i bobry. Skoro są bobry, to chyba znaczy, że czuja sie tam bezpiecznie, że jest czysto. Jak dobrze, że istnieja jeszcze takie niewinne, piękne miejsca.
Bajeczki moim zdaniem sa dobre i dla dzieci i dla dorosłych.Tylko chyba, co innego wyczytają z nich dzieci a co innego dorośli. Dla każdego coś ważnego, mam nadzieję.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Krystynko!:-)
deszcz potrzebny bardzo do zycia, rosliny wypiękniały . To szczypiorek czosnkowy, takie długie zielone liście? i jak się z czosnkiem dalej postepuje?
OdpowiedzUsuńTak, Alis. Bardzo po deszczu rośliny wypiękniały, nabrały zycia.
UsuńTe długie liście na zdjęciu to szczypior posadzonego jesienią czosnku.Teraz jeszcze, póki jego listki są miękkie mozna zrywać je po trochu i używać ich do kanapek albo do przyprawiania potraw.Jednak reszta powinna rosnac dalej (jeszcze wcześniej pojawią sie białe, bombiaste kwiatki, które trzeba będzie łamać). A w końcu w lipcu czy w sierpniu przyjdzie czas wykopywania dojrzałych głowek czosnku!:-)
U nas też popadało. Wszystko na potęgę ruszyło się rozkwitać, zapylać, zawiązywać. Gawrony w swojej kolonii się uspokoiły, bo wysiadywanie trwa...Tylko młodziki z zeszłego roku, co jeszcze same gniazd nie założyły, urządzają awanturki rozrywkowo. Przepiękny ten miesiąc ;)
OdpowiedzUsuńA opowiadanie słodko-gorzkie Olu...
I ja uważam, iz maj jest przepiękny - w każdej odsłonie, i tej słonecznej i deszczowej. Cieszmy się nim, póki trwa!
UsuńA opowiadanie tak, słodko-gorzkie...Życie jest słodko gorzkie, zmienne i nieprzewidywalne. Przeplatanka nadziei i rozczarowań.Marzeń i rezygnacji z nich.
O tak zazieleniło się po deszczu i u nas. Jedynie to trochę zimno, a w górach to i śnieżkiem poprószyło. Wszak to zimni ogrodnicy tradycji się trzymają. Zaczytałam się w Twojej bajeczce, że zaczęłam wypatrywać na kolejnym zdjęciu małej żabki wedle stawu. Pozdrawiam serdecznie z majowym powiewem i zapachami konwalii.
OdpowiedzUsuńCudna jest ta majowa, ozywiona deszczem zieleń. Potem, gdy przyjdą letnie upały wszystko będzie juz zupełnie inaczej wyglądało - mniej świezo i bujnie. Teraz jest chyba najlepszy, najciekniejszy moment roku.
UsuńŻabka z bajki pewnie gdzieś tam pośród zieleni siedziała a że sama też jest zielonkawa, to dlatego tylko widać jej nie było!:-)
Pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem, Oleńko!:-))
A był u Was ostatnio grad albo śnieg? :) U nas tydzien temu padał nad ranem :D
OdpowiedzUsuńDomagam się więcej sesji pieskowej :)
Pozdrawiamy serdecznie!!!
Był śnieg, ale o wiele mniej, niz poprzednio, gdy pokazywałam tu zdjęcia.
UsuńSesja pieskowa też będzie w swoim czasie!:-)
Uściski serdeczne zasyłam!:-))
Piękne są Twoje bajeczki Oleńko i dla każdego...
OdpowiedzUsuńZdjęcia deszczowe mnie zauroczyły, choć ten ostatni deszcz w połączeniu z trudnymi sprawami, trochę mnie przydołował.
Dziekuje Basiu za życzliwe słowa o moich bajeczkach!
UsuńA z tym deszczem i ze smutnym nastrojem to rzeczywiscie czasem jedno drugie wzmacnia.
Przytulam Cię, Basiu!*
Wspaniałe opowiadanie popełniłaś Olgo i piękne kadry nam zaprezentowałaś. U mnie, w Wielkopolsce popadało kilka dni temu, ale ziemia jeszcze potrzebowałaby deszczu. Zimni ogrodnicy i Zośka okazali się nie tacy straszni.c Dobrych dni dla Was. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Lenko!:-)
UsuńDeszcz wszędzie teraz potrzebny. U nas sporo popadało, wiec przez jakis czas będzie spokój z podlewaniem. Wszystko rośnie teraz wspaniale a jak jeszcze przyjdzie ciepło, to ho, ho!:-)
Pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem!:-)
Mądre to opowiadanie, bajka właściwie. Podoba mi się. Jakoś Ci zgrabnie wyszło, wydaje się, że tak od niechcenia, a czyta się, jakby to była jedna z wielu baśni ludowych, odwiecznych takich. Ma w sobie moc i prawdę.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo deszczu według zapotrzebowania. :-)
Fajnie, że spodobała Ci sie bajka, Agniecho!:-) Myslę, że bajkami mozna opowiedziec czasem wiecej, niż mogłoby sie wydawać. Zalezy na jakim etapie zycia sie je czyta, kto czyta. W dziecinstwie dostrzeżemy w nich pewnie najbardziej zewnętrzną część opowieści, w dorosłości zwrócimy być moze uwagę na coś głębszego.
UsuńA co do deszczu to uważam, że przynajmniej raz w tygodniu przydałaby sie porządna, wielogodzinna ulewa. I ogród byłby zadowolony i ja, która nie musiałabym biegac z konewką!:-)
No pewnie że bajki mają warstwy. Masy naukowców się zajmowały i zajmują odczytywaniem znaczeń. Taki Bruno Bettelheim, czy ta Pani od "Biegnącej z wilkami" by podać najszybszy przykład. A serce i dusza zawsze sobie odczytają to, co trzeba.
UsuńMy założyliśmy system węży pocących. Co za ułatwienie. Oczywiście, świeżo posiane i posadzone roślinki podlewam konewką, ale jak już będą troszkę większe.... Odkręcę kran i robota się robi. Czad!
"Biegnącą z wilkami" mam na swojej półce. To jedna z moich ulubionych ksiażek!:-)
UsuńWęże pocące...Na pewno jest to duże ułatwienie. Trzeba chyba miec tylko wszystkie grzadki w jednym miejscu a my mamy je rozlokowane po róznych częściach ogrodu, ciezko by wiec było dotrzeć wszędzie z takimi wężami.No, ale póki co w prognozach zapowiadają kolejne deszcze. Już sie na nie cieszę!:-)
Cudna opowieść Oleńko i zdjęcia takie, że oczu oderwać nie można. Buziaki przesyłam
OdpowiedzUsuńCieszę sie, Gabrysiu, że przypadła Ci do gustu bajka i towarzyszące jej zdjecia. Dziekuję za miłe spowa i pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
UsuńCudowne opowiadanie Olgo, wręcz godne do umieszczenia go w tomiku bajek dla dzieci. U nas na Śląsku w zeszłym tygodniu popadało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuje za tak życzliwy odbiór mojej bajki, Karolinko. Zapowiadaja się kolejne deszcze. I bardzo dobrze!
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Jak zawsze z przyjemnością rozejrzałam się po Twoim ogrodzie, jaki zielony, bujny i cudne bzy masz. Uściski przesylam.
OdpowiedzUsuńTo jest wiosna bzów! Posadzone kilka lat temu krzewy bzowe do tej pory rosły sobie jakos niemrawo i dopiero w tym roku zaczęły ukazywać swoje możliwosci. Kwitną cudnie a ja chodzę i wącham!:-)
UsuńUściski serdeczne pozyłam Ci, Marylko!:-)
Cudowna jest Twoja bajka Olgo!!!!
OdpowiedzUsuńZachwycam się też dzikością ogrodu....
Najserdeczniej Ci dziękuję :-)
Dziękuję Ci, Stokrotko za miłe słowa! Ogród majowy jest w szczycie swojej dzikości i zieloności, zwłąszcza jak co jakis czas deszczyk popada.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło!:-)
Zazdroszczę optymizmu :) Ja w takie deszczowe dni nigdzie się nie ruszam!
OdpowiedzUsuńJa też w czasie deszczu przeważnie siedzę w domu - zwłaszcza jak jest zimno. Tym niemniej doceniam ważnośc deszczu dla ogrodu, dla całej natury, w otoczeniu której zyję.
UsuńDeszcz jest teraz bardzo przydatny, bo przecież susze w lesie. Niech pada, ale najlepiej nocami :)
OdpowiedzUsuńNiech nam deszczyk pada, kiedy chce, byleby padał!:-)
UsuńI to jest wiosna! Cudna zielonosc, kolor bardzo intensywny i za to uwielbiam wiosne.
OdpowiedzUsuńTwoj warzywniak Olu w pelnym rozkwicie ,a ja zazdraszczam Ci najbardziej czosnku niedzwiedziego i lubczyku
to moje ukochane ziola.
Opowiadanie cudne, pozdrawiam Was bardzo serdecznie i trzymajcie sie w zdrowi:)
Tak, właśnie wiosną w ogrodzie zieleń jest najbardziej intensywna i zróznicowana odcieniowo. Podstawą jednak takiej bujności jest występowanie deszczu na tyle czesto, by ziemia nie zeschła sie w skorupę i w pył. Teraz, po kilku dniach suchych znowu mamy mokre, a ja sie z tego cieszę, bo widzę, jak te opady słuza mojemu ogrodowi. Jedyne, co mnie nie cieszy, to szybkie rośnięcie trawy. Wykoszenie tego wielkiego trawnika to całodniowa, ciezka robota, a robić to trzeba przynajmniej raz w tygodniu.Co do czosnku niedźwiedziego, to posadzony dwa lata temu pomału zaczyna sie on nam rozrastać.A z lubczyku jestem dumna. Rośnie u mnie w pobliżu starych jabłoni i chyba mu tam dobrze, bo rozrasta sie nad wyraz bujnie, dlatego używam do go zup całymi garściami i mnóstwo go mrożę i suszę na zimę.
UsuńDziękujemy za Twoje odwiedziny Ataner i takze pozdrawiamy Was oboje bardzo serdecznie!:-)
Olu, lubczyk o "Maggi" przyprawa magiczna i ponoc afrodyzjak - dla mnie tak, a ponoc to na chlopow ma dzialac:))))), a ja uwielbiam , bo jest magiczna. U mnie niestety wyglada jak pozal sie boze zeschla natka pietruszki z super marketu. Z czosnkiem niedzwiedzim walczylam kilka lat aby cos ursolo, wyroslo cus - wielka d.....pa, chociaz nasinka sprowadzalam z Polski. Wiec nie pozostaje mi nic innego jak wspomagac sie ekologicznymi lubczykami i czosnkiem niedziwiedzim prosto z Polski, echhhh.
OdpowiedzUsuńUsciski, i glaski dla zwierzynca:)
Ja też bardzo lubię lubczyk. Dzięki niemu (oraz natce pietruszki i selera) od lat nie stosuję już żadnych sztucznych przypraw typu "maggi". Cieszę się, że nic mu nie podgryza korzeni, bo u sąsiadów tak właśnie sie dzieje i przez to rośnie u nich marniutki, tak jak u Ciebie. Czosnek niedźwiedzi musi mieć dobre miejsce. Pół cieniste, pół słoneczne, ale stale wilgotne i ściółkowane skoszoną trawą albo liśćmi drzew owocowych. Stwierdzam, że jest przepyszny na świeżo, na surowo, do chleba albo jako sałatka, ale suszony nie ma już takiego aromatu a kiszony znowu jest tak mocny, że nie da sie go dużo zjeść, żeby nie nabawić sie ogromniastych wzdęć i rozstroju żołądka!:-)
UsuńUśmiechy i uściski gorące dla Ciebie, Ataner!:-)
Może umiejętność robienia zdjęć, ale twoje zdjęcia w deszczu wyglądają bardzo ciekawie i pięknie :) A może ta skoszona trawa wywiera na mnie takie mocne wrażenie bo u mnie zarośnięte wszystko i czeka na pogodę, bo chcę kosić pod siano.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Co do robienia zdjęć to zajmujemy sie z tym z mężem zupełnie po amatorsku. Po prostu bardzo lubimy fotografowanie i nie ma tu znaczenia pogoda, bo naszym zdaniem chyba w każdy czas mozna wypatrzeć cos wartego uwagi.A trawę kosi sie u nas dosc często. Chodzi o to głównie by nie dopuścić do zbyt wysokich chaszczy, w których mogłyby sie czaic kleszcze.
UsuńTrawa na siano...Tak musi być sucha. Myślę, że na początku czerwca powinno być dobrze, jeśli chodzi o sianokosy. Tak przynajmniej wynika z obecnych prognoz.Ale wiadomo, że wszystko się zmienia.
Pozdrawiam Cię ciepło, Agatko!:-)