…Czas płynie jak z bicza strzelił. Tym jakże mało
oryginalnym stwierdzeniem zdecydowałam się zacząć posta pisanego po długiej
przerwie. To właśnie ten czas tak zawłaszcza człowieka, to codzienne istnienie
pełne nowych zdarzeń, ale i zwykłych, powtarzalnych czynności, które pojawiają
się na zbyt szybko przeskakujących niczym w niemym filmie klatkach. A po wielu
tygodniach w pamięci zostają tylko jakieś ich marne strzępki. Trwają tylko te
najważniejsze, najwyraźniejsze, serce poruszające najmocniej. Bo przecież wciąż
płynie lawina kolejnego dziania, które przykrywa intensywność dawnych kadrów. A
człowiek zbyt zajęty, zbyt pochłonięty życiem a wreszcie zmęczony, coraz
bardziej oddalony od Internetu by chcieć i zdołać cokolwiek z tego czego doświadcza należycie opisać…
„Tak szybko mija
życie, jak potok płynie czas” – słowa tej popularnej pieśni biesiadnej stały się
motywem przewodnim pobytu dziadka w Jaworowie (dziadkiem bowiem zwykliśmy z
Cezarym nazywać między sobą mojego tatę, chociaż tylko ukończone przez niego 78
lat zbliża go do owego wiekowego miana, a poza tym jest on osobą pełną pogody
ducha, entuzjazmu i niewyczerpanego wigoru, którego mógłby mu pozazdrościć niejeden
młodzieniaszek).
Pieśń ową nuciliśmy podczas wspólnych spacerów po lesie, w
czasie cowieczornego grillowania w ogrodzie, pieszczenia psów (a zwłaszcza
wprost przepadającego za dziadkiem Jacusia) albo w trakcie smażenia kolejnych
garów cieszącego się niesłabnącym powodzeniem smalcu oraz grzybowików lub też w chwilach
ciekawych wycieczek po okolicach bliższych i dalszych. I dobrze nam było,
serdecznie i wesoło. I ani się obejrzeliśmy jak słowa refrenu tej piosenki
znalazły swe nieuniknione spełnienie – „za rok, za dzień, za chwilę, razem nie
będzie nas”. Tak, bo wspólne, wiosenne chwile błyskawicznie przeminęły i nastało
gorące lato a my znowu jesteśmy z Cezarym tylko we dwoje z naszymi wiernymi zwierzakami. Drogi sercu dziadek wrócił do swego domu na Śląsku obiecawszy pierwej, że za rok na
pewno odwiedzi Jaworowo wówczas, gdy dojrzeją nasze ogórki i pomidory a w
lasach będzie więcej grzybów…
Ha! Ledwo dziadek
pojechał, gdy w tutejszych porośniętych bukowymi olbrzymami paryjach pojawiło się
mnóstwo prawdziwków! Zmienna pogoda obfitująca w ulewy i następujące po nich
gorące, czerwcowe dni sprawiła, iż po lasach, łąkach i dolinach zaczęło rosnąć na potęgę
wszystko, co na tak sprzyjające warunki do życia czekało. Zazieleniło się pięknie. W busz zamieniły się brzozowe
młodniaki i dąbrowy. I mus nam było chodzić niemalże codziennie na wielce
satysfakcjonujące grzybobrania, podczas których psy mogły do woli wyhasać się po
wzgórzach i polach a my z Cezarym tropić brązowe, bordowe albo beżowe okazy
borowików i konkurować między sobą, kto znalazł więcej, kto ładniejsze grzybki a
potem siedzieć godzinami przy kuchennym stole i obkrawać, oczyszczać dokładnie nasze
cenne znaleziska, które często przy bliższym oglądzie okazywały się zupełnie robaczywe
albo szpetnie przez ślimaki nadjedzone. Mimo to daliśmy radę w tym roku
wypełnić suszonymi borowikami już kilka wielkich słojów. Będzie z czego robić
ulubione, litewskie pierogi - grzybowiki dla dziadka!:-)
Ale nie ma róży
bez kolców. Są w lasach grzyby, ale i są kleszcze – w ilościach wprost przerażających!
Mieliśmy już z mężem tej wiosny kilkukrotnie wątpliwą przyjemność bycia
ugryzionymi przez owe pajęczaki. Nie da się przed tym żadnym sposobem ustrzec. A
i z psów co dnia wyciągamy po kilkadziesiąt tych ohydnych krwiopijców. Dlatego choć gna człowieka znowu do lasu, to
jednocześnie lęk przez kleszczami potrafi nas przez kilka dni skutecznie przed tymi
wyprawami powstrzymać. Zresztą nie tylko lęk, wszak mnóstwo pilnej pracy zawsze jest w obejściu.
Bo to i budowanie nowych schodów przed wejściem, gdy stare popękały dokumentnie
i groziły kompletnym zawaleniem. I pielenie grządek, gdy chwasty nie bacząc na
nasze pobożne życzenia rozrastały się niepomiernie. I cowieczorne zbiory ślimaków,
które w tym roku dotarłszy na Pogórze rozsmakowały się bezczelnie w naszych
pomidorach, pietruszce i cukiniach. I naprawy drobne i większe, których w
gospodarstwie potrzeba jest na okrągło. A wreszcie szykowanie ogromnych ilości drewna
na zimę, która to praca najbardziej absorbująca i męcząca jest ze wszystkich,
jakie mamy tu co roku do zrobienia. A że pracuje się zazwyczaj aż do zachodu
słońca, to czasem człowiek tak umęczony, że ledwo do łóżka się dowleka, co więc
tu mówić o skupieniu myśli, o napisaniu czegokolwiek. I kolejny dzień mija, i
znowu kolejny, i znowu…I niby nic się wielkiego nie dzieje, wszystko się powtarza a jednak co dzień dzieje
się tak wiele. O przemijającym czasie przypomina tylko człowiekowi nieraz widok
jego coraz bardziej siwiejącej głowy, przekwitający już dziki bez albo góra wspomnień, która rośnie i rośnie
z każdym rokiem.
Nieraz chmury przepiękne,
granatowo-sine zbierają się nad Jaworowem, burzę potężną zapowiadając i zerkam w
podziwie na tę ich urodę a potem na grozę żywiołów rozpętującą się nad naszym
siedliskiem. Wtedy dzianie wszelkie w obejściu na trochę zwalnia. Zaraz zacznie
się wielki spektakl natury. Kury czym prędzej chowają się w wigwamie pod dzikim
bzem albo w kurniku. Koty zwiewają na pełen siana stryszek. A psy w domu tulą się
do naszych nóg i z niepokojem nasłuchują przerażających, dobiegających w oddali
i z bliska grzmotów. Deszcz na spółkę z gradem siecze o parapety, wiatr hymny
ku chwale żywiołów na cały głos z zapałem wyśpiewuje.
A ja widząc owe skłębione
chmurzyska nucę sobie często pewną pieśń, której tylko początek, niestety,
pamiętam i zawsze żałuję, że nie mam już kogo spytać o jej dalszy ciąg. Moja
kochana Mama tyle piosenek znała i często nuciła… Jak to było? „Chmury się kłębią i płyną,
burzę zwiastuje nam wiatr, idzie chłopak z rozwianą czupryną, drogą nieznaną
przez świat”. Może ktoś z Was zna przypadkiem dalsze słowa tej piosenki…?
Oboje z Cezarym pozdrawiamy Was serdecznie i życzymy pięknego lata!:-))
Cieszymy się obie z Hanią, że wbrew zapowiedziom Cezarego w jednym z ostatnich komentarzy nie rozerwaliście się od środka. Świećcie nam dalej przykładem pracowitości i zaradności życiowej.
OdpowiedzUsuńA przede wszystkim odwagi, bo ja na widok takiego ślimaka już wołam o pomoc. Nie wyobrażam sobie współżycia z kleszczami:)
Żeby nie przegadać, to na koniec 33333333333333333333333333333333333333!
Ha! Rozerwanie od środka zawsze zdarzyć sie może, takoż i trafienie nagłym piorunem, ale na razie trwamy jako te leszczyny, którymi wiatr miota, ale one złmać się nie dają, nadal rosną ku słoncu a korzenie mocniej w ziemie zapuszczają!:-)I tego wszystkim pokrewnym duchowo istotom zyczymy!
UsuńZdaje się, iż ślimaki na razie sobie odpuściły (czyżbyśmy już wszystkie zebrali?!). Nie tracimy jednak czujności, albowiem nieznane są apetyty i zamysły tych dziwacznych stworzeń. Niestety, kleszcze nie odpuściły. To plaga XXI wieku. Nobla powinien dostać ten, kto znajdzie skuteczną broń na te ohydne pajęczaki.
Dziękujemy za Waszą życzliwosć i bliskość.Serdeczności moc Wam przesyłamy dziewczyny załączając oczywiscie z uśmiechem mnóstwo ciepłych trójeczek!(3333....):-))
Wydaje sie, ze zycie przecieka nam przez palce, ale takie radosne momenty na dlugo pozostaja w pamieci :). Piekne jest to Wasze siedlisko, choc tez i bardzo wymagajace. Podziwiam Wasza sile i mam nadzieje, ze bedziecie mieli pogodne i owocne lato. Prosze tylko, skrobniejcie choc malutka notke, zeby sie nie niepokoic Waszym milczeniem.
OdpowiedzUsuńZabawne, ze wspominasz o burzach i jak o tym czytam, wlasnie jedna przechodzi nad nami, co po koszmarnych upalach jest bardzo przyjemna odmiana :).
Tak, takie radosne momenty są jak koraliki o innym, wyraźniejszym odcieniu niż reszta nanizanych na nitkach codzienności. Siedlisko nasze zmienia sie z każdym rokiem. Niektóre rosliny rozrastają się, inne znikają, bujność zieleni tu ogromna wiosenną i letnią porą. Jest gdzie odpocząć, na czym oko zawiesić, ale i o co dbać.
UsuńBurze znowu są zapowiadane przez synoptyków. Zdaje się, że lato pełne będzie ekstremalnych zjawisk i zmiennej pogody. Też myslę, że po fali gorąca taka ulewa z burzą dobrze robi człowiekowi i innych żyjącym istotom, o ile oczywiscie nikomu krzywdy żadnej nie wyrządza.
Postaramy sie od czasu do czasu dać znać, co u nas. O ile, rzecz jasna czas pozwoli i chęci.
Uśmiechy serdeczne ślemy Ci Moniko i życzenia wszystkiego dobrego!:-))
A u nas susza, trawa wypalona, o grzybach się n ie śni.
OdpowiedzUsuńPracy też nam nie brakuje i chorób i zmartwień, ale i radości są i to nas trzyma.
Super, że mieliście dziadka, bo życie płynie szalenie, więc każdą chwilę trzeba wykorzystać. Serdecznie pozdrawiam Olu.
No zobacz Basiu, jakie to dziwne z tą pogodą. Wszak okolice Tarnowa wcale nie tak daleko stąd a mimo to pogoda kompletnie rózna.Zapowiadają teraz dla całęgo kraju duzo upałów, ale i burz. Może więc i do Was troche wilgoci dotrze?
UsuńCieszymy się, że dziadek dobrze sie u nas czuł, że ma dużo miłych wspomnień. To tak przyjemnie dzielic z kimś szczere zachwyty, pozytywne wzruszenia, ciepłe, serdeczne chwile, dawać sobie wzajem to, co w człowieku najlepsze.
Pozdrawiam Cię gorąco, Basiu!:-)
Ale piękne macie widoki, tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńChwile spędzone z dziadkiem z całą pewnością są bezcenne. Chociaż to starsze pokolenie jest zdecydowanie bardziej wytrzymałe od nas, młodzików. Pamiętam jak mój nieżyjący już dziadek w wieku 91 lat szedł z łopatą na oddaloną o 2 kilometry łąkę, aby kopać rów melioracyjny, pomimo panującego upału. Do dzisiaj zastanawiam się skąd on brał na to siły. Pozdrawiam serdecznie
Wielce urokliwe jest nasze Pogórze i dosc blisko stąd do tak ciekawych miejsc, jak zalew na Solinie, jak Bieszczady, jak szlaki pełne zabytkowych kapliczek i kościółków.A prawdę mówiąc, to najlepiej we własnym ogródku, bo zazwyczaj nie trzeba wcale jeździc nigdzie aby znaleźc spokój, piekno i ciepłe wzruszenie.
UsuńTwój dziadek i nasz dziadek chyba z tej samej gliny ulepieni. Stary, dobry, przedwojenny materiał. "Gniotsa, nie łamiotsa"!:-)Tylko podziwiać i zazdroscić!:-)
Pozdrawiamy Cię ciepło, Karolino!:-)
Bieszczady... Kocham te tereny! Zwłaszcza wspomnianą przez Was Solinę :)
UsuńDo samych Bieszczad mamy stąd kilkadziesiąt kilometrów wiec nie bywamy tam często a ostatnia wizyta nad Soliną poza zachwytem nad ogromem wody i jej turkusem przyniosła też sporo zmęczenia, bo tłumy turystów tam ogromne, wszystko zabetonowane, w ramiona komercji odpustowej i głośnej oddane. Toteż z radoscią i ulgą powróciliśmy na nasze ciche, zielone Pogórze, przez tabuny wczasowiczów na szczęście nieodkryte!:-)
Usuńz jaką przyjemnością do Was zajrzałam,
OdpowiedzUsuńpozdrowienia podsyłam :)
Cieszymy sie, Alis że zajrzałaś do Jaworowa i ciepłe swe słowa zostawiłaś.
UsuńDziękujemy i pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)
Wiedzialam ze jestescie pochlonieci zyciem, pamietalam tez Twoj tatus przyjezdza.
OdpowiedzUsuńPieknie piszesz niby o rzeczach zwyklych, ale poniewaz jestescie tak blisko natury jest to porywajace, wciagajace, to jest wlasnie pelnia zycia. Posiadlosc Wasza piekna, pracy zawsze duzo, ale nawet jak usiadziesz na chwile to sie zachwycisz tym wokol, bo nie ma nic piekniejszego od natury, tego w miescie nie doswiadczysz ani przed komputerem.
Tatuś mój też był tą tutejszą naturą zachwycony - przestrzeniami łąk, pól i lasów, ciszą, spokojem, krystalicznym powietrzem, jedzeniem prostym a smacznym, serdecznym nastawieniem naszych psów do niego, wycieczkami, spotkaniami z przyjaciółmi i sąsiadami...Ach, duzo by wymieniac! Piękny to był czas i dobrze, że za rok znowu sie powtórzy.
UsuńA przez tę intensywnosc zycia człowiek oddala się od komputera.Jest czas życia i czas pisania i bardzo trudno to razem pogodzić, gdy doba ma tylko 24 godziny!:-)
Pozdrawiamy Cię zyczliwie Teresko i za serdeczną pamiec dziękujemy!:-)
Kochani, wszyscy wiemy, że okres letni to dla Was czas wzmożonej pracy. A tak niecodzienny gość pochłonął całą Waszą uwagę i spędzaliście z nim każdą wolną chwilę.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że szczególnie dla ciebie Olu był to wyjątkowy czas.
Zbiorów grzybowych szczerze zazdroszczę, moc serdeczności Wam przesyłam:)
Tak, Renatko - poświęcaliśmy dziadkowi każdą chwilę, bo bardzo wazny i bliski sercu dla nas gość.I cieszymy się, że tata jest bardzo dobrego zdrowia - to rokuje, że jeszcze niejeden raz dane nam będzie go gościć.
UsuńGrzyby nadal zbieramy, jak tylko uda nam sie z gospodarstwa na pare godzin wyrwać, Grzybobranie to nałóg prawdziwy, ale zdaje się, że niegroźny (poza mozliwoscia pogryzienia przez kleszcze, komary i dokuczliwe gzy, których w tak parną, jaka teraz panuje, pogodę z każdym dniem tu więcej).
Ściskamy Cię serdecznie i pozdrowienia dla Twego p. zasyłamy!:-))
Dla takich borowików bez myślenia o kleszczach weszłabym do lasu...u nas za sucho na grzyby...
OdpowiedzUsuńW oczekiwaniu na kolejny post pozdrawiam Was serdecznie :)
Są osoby, których kleszcze jakos nie gryzą, bo zdaje się iż jakiś smak krwi jakoś im nie pasuje - ci grzybiarze to prawdziwi szczęściarze! Są i tacy, którzy maja swoje sposoby na to by owych ugryzień uniknąc.Np. ostatnio nasza sąsiadka podzieliła sie z nami własna receptą na odstraszenie kleszczy. Według niej trzeba zerwać parę gałązek ogrodowej miety i wpiać sobie we włosy. Ponoć kleszcze tego zapachu nie cierpią.Hmmm...Warto chyba spróbować.
UsuńMam nadzieję, że i u Was na Pomorzu nareszcie popada i zacznie sie prawdziwy wysyp prawdziwków, kurek i dorodnych kozaków. Życzę Ci tego z całęgo serca!:-)
Oh jak dobrze, ze sie odezwalas Olenko. Wiedzialam co prawda, ze bedziecie miec Twojego Tate w goscinie, ale mimo wszystko gdzies z tylu glowy krazyla mi mysl "czy tam w Jaworowie wszystko w porzadku". Ciesze sie, ze wizyta Taty sie udala i ze bedzie nastepna za rok. Zawsze lubilam starszych ludzi, a teraz chyba jeszcze bardziej. My szykujemy sie na swietowanie 90-tych urodzin naszego Tatka pod koniec lipca. Bedzie impreza na 70 osob, wiec jest co planowac:))
OdpowiedzUsuńSą takie ważne chwile w życiu człowieka, gdy wszystko co mniej istotne zejść musi na dalszy plan a człowiek całym sobą oddaje sie temu, co jego sercu najbliższe, co wyczekane, co najwartościowsze. Czymś takim była dla mnie gościna mojego tatusia u nas. Jemu bardzo potrzeba było oderwania od smutnych mysli, od domu, w którym wszystko mu Mamę przypomina, nabrania nowego spojrzenia na rzeczywistośc a wreszcie długiego odpoczynku na łonie natury.A mnie po prostu bycia z nim, jedynym już teraz moim rodzicem...
UsuńWasz Tatek obchodzic będzie 90-te urodziny?! Niesamowite to i radosne dla Was pewnie wydarzenie. I aż 70 osób na przyjęciu? Ho, ho! Ależ wyzwanie! Na pewno będzie cudownie i długo będziecie mieli co wspominać. Tatkowi dwieście lat zyczę, jako i Tobie, Marylko oraz Twmu miłemu Wspaniałemu!:-)
Piekne zdjecia i opowiesc ciekawa :) Tesknota za Latem, sie budzi od razu :) Usciski!
OdpowiedzUsuńOpowieść i zdjęcia prosto z życia, prostego, pracowitego, wiedzionego zgodnie z rytmem pór roku i serca. A lato coraz gorętsze. Ho,ho! Niemalże afrykańskie.Pewnikiem kolejna zima syberyjska będzie! Ale do niej, na szczęście, daleko jeszcze!
UsuńŚciskamy Cię serdecznie, Maju i duzo ciekawych, wartych wspominania chwil tego lata życzymy!:-)
Bardzo przyjemny blog. Śliczne zdjęcia i urokliwe miejsca. Ja mam jakąś fobię albo co przed kleszczami. Tylko widzę paprotkę, a już przyspieszam kroku. hahahaha
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
Dziękuję Agnieszko za miłe słowa o tym blogu!:-) Co do kleszczy to zaprzyjaźnić sie z nimi, niestety, nie da a tylko wciaż i wciaz próbować nowych metod walki z nimi i unikania kontaktu z tymi pajęczakami. Jednak zaprzestanie chodzenia do lasu nie wchodzi w grę! Toż to największa radosć i przyjemnosc, gdy sie tuz przy lesie mieszka.
UsuńPozdrawiam z usmiechem i dziekuje za odwiedziny!:-)
Czego ja już nie próbowałam przeciw kleszczom i nic nie pomaga, lubią moją słodką krew i tyle. Ani wanilia ani mięta ani lawenda ani cytryna. Chciałabym, by moja córcia tak się cieszyła z moich odwiedzin, teraz jadę tam na dwa tygodnie.
OdpowiedzUsuńTeż już wielu metod próbowaliśmy. Np. nalewka na wrotyczu jest niezła, ale trzeba by sie pryskać nią co chwilę, żeby utrzymywał sie na ciele jej zapach.
UsuńKrystynko!Na pewno Twoja córcia doczekać sie nie może odwiedzin ukochanej mamy. Zresztą tak piękne, serdeczne relacje piszesz zazwyczaj z pobytu u córki, że nie ma wątpliwosci, iż Wam razem było, jest i będzie bardzo dobrze!:-)
No fajnie jesteście :) nareszcie. :). Trochę to Oleńko kosztuje ale trzeba Bayerowską obrożę pieskom założyć. Działa przez 8 miesięcy. A ja przytulając się do kotka, pewnie też rozsmarowałam na sobie jej ochronne właściwości, łaził po mnie kleszcz poczułam, natychmiast usunęłam, suni usiłował się wpiąć w miejsce mało owłosione :)nie dał rady. A latają te nasze stwory po chaszczach. Ciekawy sposób mięta, zapamiętam. Dobrze że jesteś że jesteście bardzo się ucieszyłam, u mnie po przerwie jeden post następny w myśli dopiero się kluje. Serdeczności wszelakie najlepsze posyłam ♥ O obroży wiem ze droga ale przynajmniej zwierzęta są bezpieczniejsze. http://zooart.com.pl/product-pol-8134-BAYER-Foresto-Obroza-dla-psow-powyzej-8kg.html
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Eluś! Miło nam bardzo, że cieszy Cię nasze odezwanie się po przerwie na blogu. Dziękujemy Ci za serdeczne słowa oraz za informacje o obroży przeciwkleszczowej. Jeśli rzeczywiscie działa ona tak dobrze, to pewnie warta jest swojej ceny.
UsuńMuszę zajrzeć na Twego bloga, bo ciekawa jestem o czym napisałaś po jeszcze dłuższej niż my przerwie w pisaniu. Te przerwy w pisaniu są czasem człowiekowi potrzebne, prawda? Zwłaszcza w ciepłe miesiące roku, kiedy człowieka gna do kontaktu z naturą.
Oboje pozdrawiamy Cie serdecznie, Elusiu!:-)♥
Widzę, że jesteście szczęśliwi i to najważniejsze. Dziadek fantastyczny. Grzyby wspaniałe. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. Pa
OdpowiedzUsuńŁucjo droga!Wiedziemy na pogórzańskiej wsi to swoje proste, bliskie natury życie i innego już sobie dla nas nie wyobrażamy, to wciąga, nadaje sens - i w Twoim przypadku, zdaje się, jest podobnie?
UsuńI dziadkowi też się życie po naszemu spodobało, choć na dłuzszą metę brakowałoby mu miejskich wygód. Grzybów nadal w bród!
I my pozdrawiamy Cię jak zawsze serdecznie i ciepło!:-)
Oleńko, jak dobrze ze napisałaś. Tęskniłam. Cieszę się bardzo, ze mogliście spędzić z Twoim Tata ten piękny czas. Ja tez już niedługo bede z dala od tłumów i tej miastowej wrzawy. Będę łapała spokój całymi garściami 😊 Serdeczności dla Was ❤️
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Orszulko! Tak mi ciepło na sercu, czytając Twoje serdeczne słowa.Dziękuję! Życzę Ci kochana jak najdłuższego tego czasu z dala od hałasu i tłumów. Na pewno bardzo juz tego potrzebujesz. Tak, trzeba przynajmniej raz na jakis czas doładować akumulatory spokojem, ciszą, zapachami lasu i pól, bliskoscią drogich sercu osób, dobrym, niespiesznym czasem.Wszystkiego dobrego, wrażliwa dziewczyno!:-)♥
UsuńJak słyszę o kleszczach to mi się przypomina żółtaczka, jaka miał nasz pies kiedyś (teraz już hasa za Tęczowym Mostem) i jak walczył wtedy z zółtaczką, a tez człowiek radia słucha i dowiaduje sie o boreliozie, ktora potrafi wyjsc na jaw po kilku latach od ugryzienia kleszcza... :(
OdpowiedzUsuńTeraz już, na szczęście, kleszczyy trochę mniej, ale boreliozy boję się bardzo, bo w zeszłym roku brałam już przeciwko niej serie antybiotyków, a wiem, że to może być na nic.A trudno do lasu nie chodzić, jak sietuż przy lesie mieszka...
Usuń