czwartek, 24 listopada 2022

Zły wilk…

 



   Przestraszyłam się ostatnio. Mocno przestraszyłam…Akurat położyłam się po obiedzie w zaciszu sypialni. Psy wygrzewały się w ogrodzie w przyjaznych promieniach listopadowego słońca. Kot mrucząc rozkosznie właśnie zaczął skwapliwie mościć się na mych piersiach a Cezary siedząc w fotelu obok chrupiąc ze smakiem jabłko poszukiwał w odmętach Internetu jakiegoś filmu do oglądania dla nas. Wtem rozległ się złowróżbny i zbliżający się nie wiadomo skąd huk. Ni z tego ni z owego w nasze zwyczajne, słoneczne popołudnie wdarł się straszliwy, niesłyszany nigdy wcześniej metaliczny, chrzęszcząco - łoskoczący, wszechogarniający dźwięk.  Miało się wrażenie jakby zbliżała się do nas jakaś upiorna a niewidzialna maszyna rodem z horrorów albo filmów science-fiction. Jakby coś zaraz miało spaść na nasze siedlisko. Oboje z mężem zerwaliśmy się na równe nogi i przypadliśmy do okna. Przerażony kot natychmiast schował się pod łóżkiem. Okropny huk umilkł na moment a potem znowu nasilił się. Wreszcie tuż nad naszym domem przemknął superszybki, ponaddźwiękowy myśliwiec. Ledwo co zdołaliśmy dostrzec jego srebrną, przypominającą rekina złowrogą sylwetkę, gdy przeleciawszy nad pobliską wieżą przekaźnikową zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Strwożeni i pobladli spojrzeliśmy na siebie nie wiedząc co o tym zdarzeniu myśleć?

 

                              dawno temu sfotografowany na naszym niebie zwyczajny, niegroźny samolot

 - Może trzeba by włączyć wiadomości w TV?  Albo zobaczyć, czy w necie nie piszą o jakimś nowym ataku? – szepnęłam a Cezary wziąwszy pilota zaraz zaczął skakać po kanałach, by zobaczyć, co się dzieje. Ale na szczęście niczego nadzwyczajnego nie znalazł. Wszędzie gadali tylko o korupcyjnych skandalach na mistrzostwach w Katarze, o powtarzających się potyczkach słownych Kaczyńskiego i Tuska, o spodziewanej nowej fali uchodźców, o rosnącej wśród dzieci liczbie przypadków wszawicy, świerzba, krztuśca i świnki a wśród dorosłych Hiv oraz gruźlicy, o zwycięskim pochodzie bohaterskiej armii ukraińskiej oraz o ogromnych stratach amoralnego a do tego opętanego kłamliwą propagandą wojska rosyjskiego, o horrendalnie drogim murze na granicy z Białorusią, o protestach ulicznych i samosądach w Iranie, o coraz liczniejszych kradzieżach i napadach na prywatne mieszkania albo o upadkach licznych przedsiębiorstw i o szalejącej inflacji w Polsce. Tematy jak co dzień. Nuda, panie, nuda i niestety, normalność naszych dziwacznych czasów…Ta konstatacja pozwoliła nam odetchnąć odrobinę. Jednak tylko odrobinę, bo nadal nie rozumieliśmy dlaczego ten huczący samolot bojowy przeleciał tak blisko i tak nisko( mniej niż 300 m nad nami). Dokąd leciał i po co?

 


- Czarek! Idź i zawołaj psy do domu! – zawołałam nieswoim, zduszonym przez emocje głosem łowiąc na ręce spanikowanego kota, który boleśnie wpił się w moje ramiona i spoglądając dzikim wzrokiem w stronę okna najchętniej znowu uciekłby pod łóżko. Zwierzaki najmocniej zawsze reagują na takie niespodziewane, mrożące krew w żyłach hałasy.

   Jeszcze od czasu, gdy w pobliskim lesie ekipy poszukujące gazu ziemnego dokonywały odwiertów wiedziałam, że nasze psy boją się takich huków, że przeraża je byle burza, byle grzmot, więc i teraz na pewno dygoczą ze strachu usiłując dostać się do domu. I ja także poczułam przestrach, choć niby powinnam być już przyzwyczajona do tego typu odgłosów. Przecież wojna na pobliskiej Ukrainie toczy się od prawie roku. I można się spodziewać takich czy innych niepokojących dźwięków a nawet się z nimi oswoić, znieczulić na nie. Wszak człowiek to dziwna istota. Potrafi przywyknąć do wszystkiego. Do najlepszych, ale i do najgorszych warunków. Przywyknąć i …stępieć. Przestać na pewne rzeczy zwracać uwagę. Dostosować się i umościć jak tylko potrafi w tym, co jest. Byleby ocalić odrobinę spokoju a może i szczęścia w duszy. Byleby przeszedł kolejny dzień. Bo życie trwa jak gdyby nigdy nic wraz ze wszystkimi jego rytuałami i obowiązkami, z radościami, troskami, pogodami i niepogodami. Bo instynkt każe przetrwać i cieszyć się każdą zwyczajną chwilą  A w końcu ileż można się przejmować, denerwować czymś na co i tak nie ma się wpływu?

   Człowiek, czyli w tym przypadku ja, ukokosił się w swym domku pod lasem na Pogórzu Dynowskim i wydawało mu się, że znalazł się w najlepszym do życia miejscu. Bo to od miast i cywilizacji daleko, powietrze krystaliczne, błoga cisza, dzika natura wkoło a i przyjaznych sąsiadów nie brak. Tak miało być i trwać wiecznie. Jednak co innego założenia i wyobrażenia a co innego rzeczywistość. Ona ma swoje plany, których następstwami są zazwyczaj trudne do przewidzenia oraz uniknięcia ruchy tektoniczne. I nagle okazuje się, że nie ma nic pewnego. I wszędzie bez ostrzeżenia wedrzeć się może ZMIANA, która powoduje zaburzające spokój zakłócenia nawet w tak wydawałoby się bezpiecznym i oddalonym od świata zakątku.


 

   Pierwszym sygnałem, że także w tej  naszej pogórzańskiej baśni musi pojawić się w końcu zły wilk był właśnie ów wspomniany wyżej ubiegłoroczny najazd ogromnych maszyn wiertniczych usiłujących zlokalizować w okolicy złoża gazu ziemnego. Powtarzające się w obrębie kilku miesięcy przerażające huki i trzęsienia ziemi, które dobywały się z pobliskich lasów, gdzie dokonywano owych poszukiwań umarłego mogłyby obudzić. Drżał kuchenny stół i stojące na nim szklanki. Silne drganie przebiegało po posadzce. Od złowrogiego huczenia zatykały się uszy. Najbardziej jednak owe piekielne hałasy i dygoty przeżywały nasze psy. Nie wiedziały co ze sobą począć, gdzie się schować. Tuliły się do naszych nóg i rąk szukając ochrony i pociechy. A co w tym czasie musiały przeżywać zwierzęta leśne? Wprost trudno sobie wyobrazić. W końcu ku naszej wielkiej uldze gazowi poszukiwacze zwinęli manele i odjechali, pozostawiając po sobie niestety zniszczone drogi leśne, powtykane tu i ówdzie tajemnicze, jaskrawo pomalowane oznaczniki oraz uszkodzoną na wielu obszarach grzybnię ( w zeszłym roku w naszych tak zazwyczaj obfitujących w grzyby lasach właściwie nie sposób znaleźć było jakiegokolwiek grzyba, nawet trujaka).

   Drugim sygnałem, że kolorowa bańka mydlana, w której staramy się żyć pęka i niestety nie daje żadnej ochrony przez światem było rzecz jasna lutowe rozpoczęcie wojny na Ukrainie. Powtarzające się przez kilkanaście tygodni, zarówno nocami jak i dniami, nieprzyjemne warkoty i huki przelatujących nad nami samolotów oraz transportowców nie pozwalały zapomnieć o tym, co dzieje się za pobliską granicą naszego kraju, zaburzały kruche uczucie bezpieczeństwa. Ale w końcu, nie wiedzieć czemu, owe przeloty ustały tak samo nagle jak się pojawiły i znowu kruchy spokój zapanował w naszym ustroniu. I na powrót dało się normalnie pracować w ogrodzie. Cieszyć się zwyczajną, pogórzańską, wielobarwną rzeczywistością. Zapomnieć o uczuciu zagrożenia.

   Jednak parę dni temu raptem w błogą ciszę nocnego odpoczynku wdarł się głośny sygnał telefonu. Cezarego nie obudził, ale ja, która zawsze śpię czujnie niby zając pod miedzą zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do kuchni, gdzie zawsze leży na stole nasz telefon. Przecierając zaspane oczy wpatrzyłam się w lśniącą taflę komórki. Okazało się, że pilnej wiadomości od nas dopomina się rodzina z Australii, która dzwoni obawiając się, że blisko nas leży Przewodów, na który spadł zestrzelony przez Ukrainę pocisk. Z ich punktu widzenia bowiem Lubelszczyzna wydaje się być tuż za naszym płotem. Szybko wysłałam na Antypody uspokajającą wiadomość, że u nas cisza i nic złego się nie dzieje. Wróciłam do łózka, ale do rana nie dałam już rady usnąć. Wciąż rozpamiętywałam, co rzeczywiście mogło stać się w owym Przewodowie i do czego owo zdarzenie może doprowadzić…  W ciągu następnych godzin i dni na szczęście okazało się, że choć sytuacja na świecie była bliska rozpętania trzeciej wojny światowej, to jednak o włos udało się jej uniknąć. I znowu nasze tutejsze życie mogło toczyć się zwyczajnie. Zima jak gdyby nigdy nic mogła malować swoje zachwycające, śnieżno-mroźne pejzaże a ja mogłam wybiegać na dwór by utrwalać to zimowe piękno moim aparatem fotograficznym. 


 

   Jednak ten przedwczorajszy, dziwaczny huk rozlegający się alarmująco  na  pogodnym, listopadowym niebie znowu wytrącił mnie z jakże drogocennego poczucia, że jesteśmy zupełnie bezpieczni tu, na naszym podkarpackim, tak na pozór sielskim końcu świata. Coś się niestety wciąż gdzieś toczy i przetacza. Coś się raz bliżej, raz dalej przewala i złowieszczo kotłuje groźnie powarkując i dysząc smrodliwie. Nagle przypomniały mi się apokaliptyczne sceny z Akademii Pana Kleksa. Te, gdzie nocą do pastelowej krainy baśni wkraczają wygłodniałe watahy wilczych monstrów aby niszczyć bajkowy świat, by zostawiać po sobie coraz większe połaci chaosu, pożogi i zgliszczy… W czyim interesie jest ta zgroza, która czarnym cieniem kładzie się na ludzkich sercach i sprawia, iż coraz mniej jest dobrych, beztroskich chwil, coraz mniej stałości a coraz więcej stresu, lęku, nieufności? Dlaczego osobniki w stylu golarza Filipa czy bezdusznych ludzkich robotów, takich jak zrobiona przez Kleksa lalka Adolf mają się coraz lepiej i nic nie zapowiada aby w najbliższej przyszłości jakaś dobra wróżka miała w naszej opowieści zdjąć z nich zły czar i  tym samym przywrócić światu upragniony spokój, normalność i dobro? 


 

  O tym wszystkim rozmyślałam ostatnio czekając na powrót Cezarego do sypialni. Odetchnęłam, gdy psy wreszcie ułożyły się wygodnie na swoich bezpiecznych legowiskach i zapadły w sen, gdy kot znowu zaczął mruczeć cichutko w mych ramionach i gdy Cezary chrupiąc napoczęte wcześniej jabłko wreszcie znalazł jakiś stary western nadający się do naszego wspólnego oglądania. Popatrzyłam na pogodne znowu niebo za oknem i nie dostrzegając na nim niczego podejrzanego przekręciłam się wygodnie na drugi bok. Potem westchnąwszy głęboko i okrywszy się szczelnie kocem starałam się śledzić pogoń za brodatym rewolwerowcem na dzikim zachodzie. Jednak usiłując wciągnąć się w tę opowieść ni stąd ni zowąd zapadłam w drzemkę i o dziwo, nie śnił mi się żaden zły wilk…


 

29 komentarzy:

  1. To jest trudne ,że tak naprawdę w tych czasach nasze poczucie , że jesteśmy bezpieczni jest tak naprawdę złudne .To mieliscie mocne przeżycie...trzymam kciuki aby już był tylko spokój....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Poczucie bezpieczeństwa w obecnych czasach jest złudne i kapryśne. Pojawia sie i znika. A nawet, gdy zdaje się, że wszystko już jest dobrze, to w sercu, gdzieś na dnie czai się jakaś zadra, jakaś obawa nawet nie o siebie, ale o to, że wszystko co znane i kochane miałoby doznać krzywdy...

      Usuń
  2. Olu, niestety nic nie dzieje sie przypadkiem. Te wszystkie " dziwne" wydarzenia ostatnich lat , pozornie nie zwiazane ze soba, prowadza do jednego celu, ktory jest realizowany na naszych oczach od lat, krok po kroku, dwa do przodu i jeden do tylu, gdy ludzie za mocno sie opieraja. Ale caly czas do przodu. Zalozenia " nowego swiata" sa od dawna podane do publicznej wiadomosci i globalne elity wcale sie z nimi nie kryja. Ta rakieta spadla na Polske i postawila na bacznosc caly swiat dokladnie w momencie gdy na Bali za naszymi plecami uzgodniono cos co dotknie caly swiat, nas wszystkich. Cos tak niewyobrazalnego, ze swiatowy protest moglby zburzyc ten ich misterny plan. Czy jakiekolwiek media o tym napisaly, o wiadomosci takiej rangi?? Nic , zero, ale w zamian tlukli goracy temat rakiety, ktora spadla dokladnie w tym samym czasie, a temat ktorej zdechl sam z siebie po paru dniach .. To straszenie i odpuszczanie, starszenie i odpuszczanie to metoda juz tak grubymi nicmi szyta, ze az nudna. Mamy sie bac, mamy ciagle sie czegos bac, a to zarazy, a to wojny, a to zimna, a to brakow, a to podwyzek, a to klimatu , goraca w lecie a zimna w zimie...Bo jak ludzie sie boja, to przyjma kazde " mniejsze zlo", kazda nastepna restrykcje i kontrole, kazdy limit i zakaz, byle tylko ktos obiecal im troche marchewki... Ech, kochani, robcie i robmy swoje. Ta wojna Zachodu z Rosja tez jest pozorna : sankcje uderzaja nievw sankcjonowanego ale w sankcjonujacego czyli w Europe i nas, jej mieszkancow, bo to my mamy zrezygnowac z paliw stalych , nie ogrzewac domow, zamarzac i chorowac. Zachod udajacy wycofanie swoich firm z Rosji robi to doskonale : oficjalnie wycofali wszystkie znane marki , a w rzeczywistosci? W rzeczywistosci sprzedaja tam i handluja w najlepsze i Mcdonalds i Starbucks i dziesiatki innych , wycieli tylko po jednej literze z wlasnego logo. I tak wyglada wlasnie to sankcjonowanie wroga. Sankcjonuja za to nas ludzi tu w Europie - nie swoje zyski , ktorych nie odpuszcza. Stanmy z boku i popatrzmy na to co mamy przed oczyma : jedna wielka mistyfikacja ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty! I ja uważam, że większosc tego, co sie dzieje, tego, co pokazują nam w wiadomościach jest tak naprawdę zasłoną dymną poza którą dzieją sie rzeczy o wiele gorsze. I gdzieś tam knują, tworzą chore, destrukcyjne dla ludzkosci plany, niby walec prąc do przodu cały czas, nawet wtedy, gdy nam się zdaje, że rzeczywistość pomału wraca do normy. Ale jest jak piszesz, dwa kroki do przodu, krok w tył...Ech, mnóstwo ludzi ma od tego wszystkiego zszargane nerwy, bo ileż mozna trwać w stresie? I co mozna zrobić w takiej sytuacji? Jak nie zwariować i nie poddać sie przygnębieniu? Chyba tylko robiąc swoje i starając sie dostrzegać w tym co jest więcej piękna i dobra, niż brzydoty i zła.I wierzyć, że mimo wszystko to dobro jest silniejsze i wygra. W końcu wygra!***

      Usuń
    2. Olu, czasem tez daje sie poniesc chwili paniki, gdy czytam co przygotowywuja w nastepnej kolejnosci, ale po chwili przychodzi opanowanie. Nie, nie , nie - oni , ci ktorzy tworza ten system, te globalna osmiornice wiedza, ze moga przeciagac strune tyle, ile ludzie im pozwola. A im bardziej sie boja tym bardziej daja sobie zaciskac te strune wokol szyi. Wiec trzeba zrzucic z siebie strach ( czesto irracjonalny badz sztucznie wywolywany) , otrzepac zoe mysli, i nie dac sie wciagac. Tak, robmy swoje, zyjmy, cieszmy sie i szukajmy sily w sobie i w innych podobnych sercach. Tych dobrych serc sa miliony i to zlo nie przejdzie : No Pasaran! 💝💝💝

      Usuń
    3. "Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy..." Ta piosenka Niemena wciąż zyskuje na aktualności! No pasaran!♥♥♥

      Usuń
    4. Uwielbiam te piosenke Niemena, i powiem ci, ze zawsze jak jej slucham to oczy mi sie szkla i przenika mnie dziwny dreszcz... od pierwszego razu jak ja uslyszalam - i tak jest do dzis . 😘

      Usuń
    5. Bo ta piosenka jest czymś więcej niż tylko piosenką. To szczery głos z głębi duszy, głos tej zazwyczaj milczącej większości, która robiąc swoje stara sie nie poddawać naporowi zła.To jak hymn spragnionej dobra i sprawiedliwości ludzkości.Potrzebujemy takich utworów. One dodają sił i wiary w lepszą przyszłosć. One budzą chęc walki o tę przyszłość!*

      Usuń
  3. Wybacz Olenko, ze moj komentarz nie ma glebszego zwiazku z notka ale musze, bo sie udusze:))) Przed chyba godzina widzialam jak jakis naukowiec wysokiej rangi (hahaha i jeszcze raz HA) mowil, ze cytuje "po to pan Bog dal ludziom dwa ramiona, zeby w jedno szczepili sie przeciw grypie a drugie szczepionka wspomagajaca przeciw covidowi":))))))))))))) I tak sie zastanawiam po kiego grzyba pan Bog dal temu naukowcowi glowe? Chyba tylko po to zeby jego kapelusz czy czapka nie wisialy na wieszaku:)))))))))
    Odnosnie notki to nie bardzo mam sile sie wypowiadac, jedynie wspolczuje tego strachu jakiego Wam napedzila ta diabelska maszyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tacy własnie naukowcy wiodą w naszych czasach prym. Takich sie słucha. Takim przytakuje. A innym, tym neprawomyslnym odbiera sie nie tylko prawo głosu, ale i prawo wykonywania zawodu. A tymczasem "wspaniałe" szczepionki albo wcale nie działają albo działają destrukcyjnie. Ale o tym cicho-sza!
      A co do diabelskich maszyn, to pewnie gdyby co dzień takie sie tu pojawiały, to byśmy sie na te huki uodpornili. Bo człowiek do wszystkiego potrafi przecież przywyknąć.
      Uściskuję Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
  4. To przykre, że w waszym spokojnym azylu takie rzeczy także.
    My mieszkamy w pobliżu lotniska wojskowego i na trasie odrzutowców z Powidza, więc takie rzeczy słyszymy często, zwłaszcza eskadry śmigłowców robią sporo hałasu.
    Już dawno przestałam się łudzić, że gdzieś na ziemi jest raj, nawet w górach na szlakach coraz mniej samotni...
    Gdy mieszka się na osiedlu w mieście, to nawet o drzemkę w ciągu dnia trudno, za duży rwetes...
    Widuje coraz więcej osób z chorobami psychicznymi, może urodziły się z felerem, może nie radzą sobie z rzeczywistością...
    Życzę Wam spokoju, bo nam wszystkim on potrzebny.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! No to ogromnie współczuję ci Asiu tego strasznego hałasu, którego doświadczasz podczas przelotu tych odrzutowców. Pewnie w czasie ataków migreny odbierasz je jeszcze mocniej...
      Tutaj, w założeniu, miał panować spokój i oderwanie od cywilizacji i jej zagrozeń. Ale jak widać naiwnością było takie załozenie. Trudno. Trzeba życ dalej i cieszyć sie tym, co jest.
      Pozdrawiam Cie ciepło!:-)8

      Usuń
    2. Odrzutowe latają nie tak często, za to dzwony kościelne koło mego domu bija na alarm regularnie, o drzemce nawet nie marzę!
      jotka

      Usuń
    3. Czyli jak nie kijem to pałką...Ech! Pewnie można sie przywyczaić, ale na pewno te hałasy dobrze na spragniony spokoju organizm nie wpływają.

      Usuń
  5. I cóż napisać Ola? Wszystko powiedziane. Psy się uspokoiły. Kot zaczął mruczeć....
    Może to o to chodzi: wszystko mija. I to jest dobra wiadomość jednak.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w końcu wszystko mija, Aniu (choć niestety każde takie stresujace przeżycie zostawia w sercu jakaś zadrę)...Ale cieszę sie znowu moja zwyczajnością. I doceniam to, że terazkKot znowu śpi spokojnie a psy chrapią u moich stóp. I oby tak zostało.

      Usuń
  6. Czy to już tak u nas będzie? Dni będą przeplatały się chwilami niepokoju i pozornym spokojem.
    Szczególnie wschodnie tereny kraju, to też i Wasze strony są bardziej niepokojone. Nawet zimowe zjawiska
    pojawiły się u Was w konkretnym wydaniu. Niby żyjemy w normalnym rytmie jak codziennie, ale nie do końca
    jest to normalne funkcjonowanie. Inflacja, podwyżki cen, zamykane drobne firmy,
    borykanie się z opałem a właściwie jego brakiem nie pozwala na spokojne funkcjonowanie.
    Tym niemniej trzeba starać się funkcjonować, bo tak to już nam wytyczone są koleje losu.
    Trzymajcie się ciepło. Oby spokój zapanował w Waszych okolicach, by spokojnie można było podziwiać kolejne
    poczynania matki natury. By psiaczki mogły bez strachu baraszkować w ogrodzie, a kocurek tylko piękne mruczanki
    przekazywał do Twojego ucha. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko, w takich niestety żyjemy czasach, że gdzie sie nie obrócić to wyskakują jak diabełek z pudełka nowe troski, zagrożenia, frustracje. I chyba trzeba sie na to uodpornic, nauczyć sie z tym życ, bo tylko takie zycie jest nam dane i taki świat. A w tym świecie, na szczęście nadal jest duzo piękna i powodów do chwil uśmiechu i szczęścia. Mnie np. wystarczy wyjść na spacer, przytulic kota albo pobawić sie z psami bym poczuła się lepiej...Każdy z nas musi mieć jakieś swoje rytuały, jakieś sposoby na przywrócenie spokoju i uczucia równowagi w sercu. Nikt inny nam nie pomoże, jeśli sami sobie nie pomożemy...
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i spokoju ducha zyczę!***

      Usuń
  7. Od wielu już lat czułam w kościach, że coś się wydarzy. Nawet używałam słowa ,,wojna" I zawsze słyszałam, że nie, że to już inne czasy, komu będzie się opłacało ( swoją drogą ciekawy dobór słowa, prawda?) Putin przekreślił wszelkie wrażenie jakie my Europejczycy mieliśmy o tym świecie, pokoju i lenistwie. Przepadła złudna nadzieja, że już nigdy wojny nie będzie. A przecież wojny toczą się non stop, ale są daleko...Mieszkam pod korytarzem lotniczym lotniska wojskowego to rzeczywiście potrafi serce mocno zatelepać jak coś tak niespodziewanie nadlatuje. Ściskam Was mocno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie. I ja, jeszcze w normalnych czasach czułam, że nic nie może przecież wiecznie trwać, że ten spokój jest pozorny a może nawet jest ciszą przed burzą. No i niestety od 2020 grzmoty i błyskawice walą z wielu stron. Znany nam, oswojony świat zmienił się nie do poznania, politycy oszaleli i wiele ludzi się zmieniło. Pandemia, segregacja sanitarna, inflacja, braki opału na zimę, ogólnie bieda... W tym roku doszła do tego takze wojna na Ukrainie.I poziom zestresowania społeczeństwa zdecydowanie wzrósł. Czemu nie ma co sie dziwić. Żyjemy w takich a nie innych czasach. I w takim a nie innym sąsiedztwie...
      Agatko! Mieszkasz pod korytarzem lotniczym? Szczerze współczuję!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie z naszego podkarpackiego przysiółka!*

      Usuń
  8. To okropnie smutne, że to co się dzieje na wschodzie jest dla nas wielkim strachem i jedną wielką niewiadomą....
    Przytulam serdecznie Olgo.... Trzeba mieć nadzieję.... że nic złego do nas nie dotrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co sie dzieje za naszymi granicami, niestety wpływa też i na nas, choć wszyscy staramy sie zyć normalnie i cieszyć tym, co jest. Ale mimo wszystko to, co sie dzieje, to o czym słyszymy, to, co czytamy ma na nas destrukcyjny wpływ, bo nie da sie całkiem odciąć od tego wszystkiego. A nawet gdybyśmy sie jakimś odcięli, to nagle przeleci nad głowa taki myśliwiec i zaburzy równowagę ducha. Na szczęście teraz znowu jest u nas spokojnie. I oby tak zostało.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Stokrotko.

      Usuń
  9. Zły wilk był też w bajce o Czerwonym Kapturku. Postraszył, postraszył a potem wszystko dobrze się skończyło.
    Miejmy nadzieję, że i tak będzie Oleńko. Pamiętasz jak opisywałam historię kolegi Bogdana w kinie?
    Teraz jest kino z efektami - dawno nie byłam, ale podobno huczy, rusza się i w ogóle prawie - jak w życiu.
    To kino i dosłownie i w przenośni. Każdy seans się kiedyś kończy, nawet ten mrożący krew w żyłach. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz Gabrysiu, że to tego typu wilk? W sumie nie taki straszny? Może i tak. Oby własnie tak. Kino, teatr, mistyfikacja, propaganda i manipulacja. Ech, wszystko jest mozliwe.
      Ściskam Cię serdecznie!

      Usuń
  10. Tak dużo lęków nas nawiedza i ta niepewność jutra, ale kadry masz piękne i to dodaje otuchy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. To piękno wokół rzeczywiscie dodaje otuchy i sił. Sprawia, że wierzy sie oczom, na własnych oczach sie polega a nie na dalekich wieściach, pogłoskach a nawet całkiem bliskich lecz przemijających, okropnych hukach.

      Usuń
  11. Straszą nas te wielkie, hałaśliwe maszyny, miałam tak z transportowymi helikopterami, które znienacka wyłoniły się zza górki:-) regularnie latają u nas helikoptery, bardzo nisko, jeden wielki łoskot, do tego już się przyzwyczaiłam. Do granicy mamy rzut beretem, raptem kilka kilometrów, nie myślę, coby to było, gdyby ... młodzi z dziećmi niech uciekają, my zostaniemy. I ja myślałam, że nasze Pogórze to spokojny azyl, nic bardziej mylnego, wszędzie dopadnie nas świat. Przeraża mnie ta wojna, tyle ofiar, w imię czego? kotłuje się na świecie jak w tyglu, za długo był pokój, a wiadomo, wojna to biznes, i poligon dla nowych strasznych broni, nie mogę pogodzić się z tym światem; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, straszą i zatruwają życie! A wydawałoby się, że zamieszkaliśmy w najspokojniejszym na świecie miejscu.Kto by przewidział, że tak sie to wszystko potoczy. Ech, Marysiu. Cały świat zmienia sie na niekorzyść. Tu wojna, tam bieda, strach, choroby, niezawinione smierci, sprawy zwiazane ze zmianami klimatu, z brakami energii, drożyzna...A człowiek pragnie po prostu spokoju dla siebie i swych bliskich. Tylko tyle i aż tyle.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost