Strony

niedziela, 26 listopada 2023

Ballada o Jane Eyre...

 


Ta dziewczyna, ta Jane Eyre…

W swoich dłoniach dzierży ster

Nie pozwala sobą rządzić

Choćby wiecznie miała błądzić

I dla siebie szukać miejsca

Szczęścia w domu swego serca…


 

Gdy sumienie jest busolą

Duszy prawej nie zniewolą

Podli ludzie, złe języki

Co wciąż syczą – jesteś nikim!

Żyjąc w klatce swoich lęków

Nie dostrzegliby diamentu

Który lśni wytrwale w mroku

I jest dla nich solą w oku

Ta istota niezbyt ładna

Która śmie być taka harda…

 


Bo Jane Eyre, bo Jane Eyre

Staje w prawdzie wobec sfer

Które z urojonych wyżyn

Chcą ją stłamsić i  poniżyć

Ona w trudnym położeniu

Ma oparcie w swym marzeniu

Że gdy kiedyś miną lata

Będzie zwiedzać cuda świata

I napotka takich ludzi

W których zdoła przyjaźń wzbudzić

 


Och Jane Eyre, och Jane Eyre…

Znowu jęk ten, dziwny szmer

W zamku tajemniczej wieży

Coś się kryje, jak uwierzyć

W pana domu zapewnienia

Że to tylko przywidzenia?

Jak zaufać tej miłości

W której tyle niepewności?

Jednak serce wie wciąż swoje

I ucisza niepokoje…

 


Lecz Jane Eyre, lecz Jane Eyre…

Obcy jest świat kłamstw i gier

Tak uczciwa, tak fair stale

Znów wyrusza gdzieś w oddale

Gdzie tęsknota i wspomnienia

Będą wciąż wychodzić z cienia

Nie pozwolą żyć na nowo

W sercu budząc jedno słowo

Jego imię ukochane

Serce jego z jej związane…

 


Wróć Jane Eyre, przyjdź Jane Eyre…

Woła, błaga Rochester

Znów przyzywa ją z daleka

Ten kto kocha, wiernie czeka

Ten kto bez niej nie istnieje

I poruszyć mógłby ziemię

Byle ona znów wróciła

I jak kiedyś przy nim była

Lecz bezradnie tkwi w ciemności

Pogrążony w samotności…

 


Och Jane Eyre, och Jane Eyre…

Mocno trzymaj w dłoniach ster

I jedź, bo tam twoje miejsce

Gdzie miłością bije serce…

 

P.S.

*Zainspirowana obejrzaną niedawno ekranizacją "Dziwnych losów Jane Eyre" i pragnąć pozostać w specyficznym nastroju wiktoriańskich powieści pokusiłam się o napisanie powyższej ballady i zilustrowanie jej znalezionymi w Internecie zdjęciami...

*Tworzenie ballad o bohaterach literackich nie zdarza mi sie pierwszy raz. Na łamach tego bloga można znaleźć napisany kilka lat temu wiersz o "Wichrowych wzgórzach"". https://wewanderers.blogspot.com/search?q=na+wichrowych+wzg%C3%B3rzach

poniedziałek, 20 listopada 2023

Wczoraj i dziś…

 


Przedwczoraj jesień tańczyła

W ostatnich liściach i różach

Konfetti złotym kropiła

Brzóz szczyty, drogi i wzgórza

A potem z nagła przedzimie

O sobie wspomniało coś niebu

Biel wkoło, mgła z lasu płynie

I cicho cichością śniegu

 


(Tak właśnie zwykle zachodzi

Zmiana wystroju w teatrze

Coś znika, lecz nowe już rządzi

A ty możesz tylko patrzeć

I jeszcze dziękować swej doli

Że wolno ci zmian tych być świadkiem

Że ktoś ci nie zabrał twej roli

I światło nie zgasło przypadkiem

Gdyż mrowie jest takich przypadków

A świat się wciąż toczy gdzieś dalej

I nic to, że bez niej, bez ciebie

Wszak świata nie trapi to wcale

Ma przecież ważniejsze problemy

Niż to, że znów kogoś ubyło

Że nagle ktoś zniknął ze sceny

Tak, jakby go nigdy nie było)

 

Następne wczoraj i dzisiaj

Zamienia się szybko miejscami

Czy dzieło to dowcipnisia?

Czy maga co bawi się nami?

Przestawia ten ktoś dekoracje

Już spektakl w świeżutkim wystroju

Na nowe więc czas dziś owacje

Zapomnij o niepokoju

 


Za oknem ni jesień ni zima

Roztacza swe wizje i plany

Deszcz myśli, śniegi rozmywa

Bo czas znów na zmiany, zmiany…

 

środa, 15 listopada 2023

Niepospolita…

 

                                       fotosy z filmu "Niepospolita"

 

   Właśnie obejrzałam przepiękny, krótkometrażowy, fabularno - dokumentalny film pt. "Niepospolita"o wspaniale zapowiadającym się rozwoju i sukcesach naszej Polski przedwojennej. Jestem pod tak wielkim wrażeniem tego dzieła, że od razu, na gorąco piszę tego posta by polecić jego obejrzenie innym. Naprawdę warto! Film został nakręcony cztery lata temu, więc pewnie niektórym z Was jest on już znany, ale tych, którzy go jeszcze nie widzieli szczerze chciałabym do jego obejrzenia zachęcić. W trakcie oglądania tego niedługiego bo 21 minutowego filmiku rodzi się w człowieku ogrom pozytywnych uczuć. Przede wszystkim zachwytu nad niezwykłymi osiągnięciami II Rzeczypospolitej a wreszcie niestety i żalu za tym, co być mogło a co tak gwałtownie przerwał wybuch II wojny światowej.



   Na zachętę dodam jeszcze, ze głównymi bohaterami filmu jest para dwojga młodych, utalentowanych reportażystów. Pierwsza z nich to piękna Diana, postać fikcyjna, natomiast drugą osobą z tego duetu jest przedwojenny pisarz, dziennikarz i scenarzysta Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Nie ma chyba w Polsce osoby, która nie widziałaby starych czy też najnowszej ekranizacji jego „Znachora”. A był on bardzo płodnym pisarzem. Urodzony w 1900 roku napisał przed wojną kilkanaście powieści, na podstawie których nakręcono kilka filmów i seriali (poza „Znachorem”, były to m.in. „Profesor Wilczur”, „Doktor Murek”, „Kariera Nikodema Dyzmy”, „Trzy serca”, „Pamiętnik pani Hanki”). Jego kariera rozwijała się spektakularnie. Miał mnóstwo planów. W 1939 roku podpisał nawet kontrakt z hollywoodzkimi wytwórniami na realizację kilku swoich scenariuszy. Także w życiu prywatnym zaczęło mu się wieść bardzo dobrze. Dzięki ogromnej poczytności swych książek oraz popularności filmów nakręconych na ich podstawie dorobił się sporego majątku. Pod koniec lat trzydziestych zakochał się i planował szybkie zaręczyny oraz ślub. Niestety, wojna zmieniła wszystko. Dołęga-Mostowicz jako kapral Wojska Polskiego wziął udział w wojnie obronnej naszej ojczyzny i zginął 20 września 1939 roku zabity przez Rosjan.

                                 Tadeusz Dołęga Mostowicz

   Na koniec jeszcze raz jeszcze z całego serca pragnę podziękować Kitty za podesłanie mi tego wspaniałego filmiku. Kitty, na pewno obejrzę go jeszcze nie raz, bo to moim zdaniem ważne i naprawdę poruszające dzieło. I w ogóle mam teraz ochotę na oglądanie innych filmów na ten temat, czy też poczytanie o tamtych czasach albo posłuchanie przedwojennych piosenek. Ech, serce galopuje, wyobraźnia pracuje, pod powiekami wyświetla się świat przedwojennych musicali, gwiazd filmowych, pisarzy i poetów dwudziestolecia międzywojennego, piękna rozbudowującej się Warszawy, uroku Kresów Rzeczpospolitej, czy też imponujących inwestycji, takich jak budowa portu w Gdyni. A w tym wszystkim przeplata się atmosfera dumy i radości z sukcesów odrodzonej Polski ze świadomością tego, co nadejść musiało a z czego ci wszyscy pracowici, utalentowani ludzie długo nie zdawali sobie sprawy…





sobota, 11 listopada 2023

Serce wolności…

 


…Jakiś czas temu znalazłam w Internecie wzruszającą pieśń pt. „Proszę Polsko, nie umieraj” autorstwa Witolda Mikołajczuka, utalentowanego wokalisty, kompozytora, gitarzysty, akordeonisty, autora tekstów śpiewającego pod pseudonimem „Witek, muzyk ulicy”. Pseudonim ów nie wziął się znikąd. Otóż Witek, chłopak wywodzący się ze wsi i próbujący swych sił w wielu zawodach, porzuciwszy pracę w korporacji przez kilka lat boso występował na ulicach Warszawy, gdzie dla przechodniów brawurowo wykonywał swoje pieśni. Wysłuchawszy piosenki Witka i obejrzawszy wspaniały klip towarzyszący temu utworowi odszukałam inne jego pieśni i wiele z nich trafiło mi do serca. Bo Witek pisze właśnie od serca a przy tym dosadnie i porusza tematy bliskie wielu z nas: miłości, emigracji, biedy, współczesnych zagrożeń cywilizacyjnych oraz historii Polski. Chce się go słuchać, bo czuje się w jego utworach, w jego chropowatym głosie prawdziwą szczerość, pasję, gniew, żal, tęsknotę, smutek, rozmarzenie i rozczarowanie. To wszystko, co jest tak bardzo polskie, takie nasze.

 

Proszę Polsko, nie umieraj”

Jest, jest na świecie taki dom

Całkiem niedaleko stąd

W którym stoisz oknie?

Jest, jest na świecie taki dom

Całkiem niedaleko stąd

W którym stoisz oknie?

Ostatni bastion padł

Paranoja i słabość małych ludzi pokazała twarz

Ostatni bastion padł

Przebili jedno serce, ale ja nie przestanę grać

Kochana Ojczyzno

Czas przewietrzyć swe pokoje, przetrzeć stary kurz

Zdejmij maskę z głów posłańców

Słuchaj pieśni swego ludu

A nie kukieł, karłów i sługusów zza dalekich mórz

Słuchaj pieśni swego ludu

Ja Ci przecież dobrze życzę, nie rozliczam Cię

Nie chcę wiedzieć z kim Ty byłaś

Z kim chcesz być - Ty lepiej wiesz

Ciężko tańczyć, gdy dwóch prowadzi

Trójkąt ostre rogi ma

Ja nie kreślę takich figur

Cenię sobie prosty świat

Proszę, Polsko, nie umieraj, bo za dużo nas

Swoje życie Ci oddało, ale płomień zgasł

Proszę, Polsko, nie umieraj, nie zamykaj drzwi

Twoim dzieckiem zawsze byłem, chociaż pot i łzy

Proszę, Polsko, nie umieraj, z kolan można wstać
Ponoć wiara czyni cuda, no to wstań i walcz

Proszę, Polsko, nie umieraj, nie sprzedawaj się

Pod latarnią źle się stoi, a Tyś damą jest

Jest na świecie taki dom

Całkiem niedaleko stąd

W którym stoisz oknie…



   Znalazłszy tę pieśń wyrażającą rozpaczliwą prośbę by Polska nie umierała pomyślałam, że tyle już nasza biedna ojczyzna zniosła, tak bardzo ją rozszarpywano na strzępy, poniewierano, ośmieszano, oszukiwano i sprzedawano, że aż dziw, iż wciąż jeszcze istnieje. Jednak odnoszę wrażenie, że to są jakieś marne jej resztki, bardziej wyobrażenia, niż realna rzeczywistość. I nie zmienią tego na lepsze żadne nowe partie u władzy ani obiecywane teraz nowe porządki. Coś się zupełnie zepsuło i psuje bezustannie a ten destrukcyjny trend ogarnia nie tylko Polskę, ale i wiele innych krajów na świecie. Rosnąca drożyzna i cenzura, wojny i militarystyczne zapędy kilku państw, nowe łady, resety, ideologie, niepewne jutro… I dostrzega to, bo przecież trudno tego nie dostrzec, coraz więcej spośród nas. Mało już w nas Polakach wiary w nadejście jakiegoś pozytywnego dalszego ciągu a wielu już tej nadziei nie ma zupełnie. Zresztą sam Witek w wywiadzie powiedział: "Uważam, że Polski już dawno nie ma. (...) Wiele programów rozrywkowych jest na licencji. Najwięcej sprzedanych lekarstw również nie jest polskiej produkcji. Ciężko trafić na polskie auto, motor czy rower. „Proszę Polsko nie umieraj”, to jest tekst, który jest musztardą po obiedzie. Polska już umarła. Nie ma polskich wielodzietnych rodzin. Nie ma w szkole plastyki, techniki . Nasze dzieci są okaleczane przez kulawy system edukacyjny. Kompletnie nie modyfikowany.” „Masa zawodów zniknęła. Co my mamy w Polsce Lewandowskiego, który gra w niemieckiej lidze. Ta cała sytuacja z maseczkami i kłamstwem covidowym, to też pokazała praktycznie, że Polski nie ma. Bo może cię jakiś policjant zatrzymywać za brak maseczki, a inni Polacy patrzą i nagrywają filmy.”*

  Ech! Zabrzmiało to bardzo pesymistycznie, ale przecież jakkolwiek źle by się nie działo, to przecież mimo wszystko ciągle żyjemy i chcemy żyć. Tu i teraz znajdować swoje małe szczęścia, swoje sensy w morzu bezsensu. Kochać to nasze miejsce na ziemi a nawet odczuwać dumę z tego, że jesteśmy Polakami. No i wciąż bije w nas serce wolności. I właśnie o tym jest kolejna piosenka Witka, muzyka ulicy, którą umieszczam poniżej. 

Serce wolności

Lecę chyba do Londynu do tych Brytyjczyków synów
Matka Polka już nie karmi nie mam za co żyć
Już trzydziestka mnie przegania a ja ciągle bez mieszkania
Dobrze że lodówka pełna to rodziców gest

Koniec z końcem się nie widzi bo mamoną rządzą Żydzi
Nie chcem ale muszem jechać niech to wszystko szlag
Może funty zmienią kartę może cudem jakimś fartem
Życie do mnie się uśmiechnie i zawołam hej

Niewolnicy nowej ery wszyscy darmo wykształceni
Przed królową spodnie zdjęli i jeszcze cieszą się
I złożyli broń bez walki tańczą jak w teatrze lalki
Lekkość życia to dewiza generacji tej

Ja tu jednak wolę być no bo funt nie zmienia nic
Na kolanach źle się myśli boli tylko garb
Ja tak nie chcę nie potrafię w żyłach płynie Lachów krew
Wszędzie trzeba żyć i walczyć nie, nie poddam się

Nie poddam się nie poddam się
Nie poddam się nie poddam się

Pamiętaj, pamiętaj masz serce wolności
Pamiętaj, pamiętaj nie kupi Cię nikt

Pamiętaj pamiętaj masz serce wolności
Pamiętaj pamiętaj nie kupi Cię nikt

Już nie lecę do Londynu do tych Brytyjczyków synów
Co we wrześniu nie pomogli a tu został gruz
Na tych gruzach budowali dziadek z babcią no i Stalin
Miasto które jak ten Feniks odrodziło się, odrodziło się

Pamiętaj pamiętaj masz serce wolności
Pamiętaj, pamiętaj nie kupi Cię nikt

Pamiętaj, pamiętaj masz serce wolności
Pamiętaj, pamiętaj nie kupi Cię nikt
Nie kupi Cię nikt nie kupi Cię nikt nie kupi Cię nikt

 


* Poniżej link do ciekawego wywiadu z Witkiem, muzykiem ulicy

https://ostrowiecka.pl/2022/07/02/witek-muzyk-ulicy-dziwie-sie-ze-ludzie-chodza-w-butach/

niedziela, 5 listopada 2023

Nie samym pięknem…

 


 

   Piękny był dzisiaj wschód słońca. Spektakularny, ale i trochę niepokojący, bo wbrew woli kojarzący się z łuną pożogi, z krwawym odblaskiem toczących się na świecie i wciąż nawarstwiających konfliktów. Jednak te niesamowite odcienie głębokiej czerwieni, swobodnie przenikające się z fioletem i złotem widoczne były tylko przez moment. Potem niebo bardzo szybko zszarzało, zachmurzyło się i powróciło do swej zwyczajnej, listopadowej, jakże kojącej odsłony. We mnie jednak pozostało wspomnienie tego poranka. Mam je też na kilku zdjęciach a patrząc na nie dzielę się z Wami moimi refleksjami…



   Nie samym pięknem człowiek żyje, nie samym dobrem, nie marzeniami, nie złudzeniami i pobożnymi życzeniami, nie wierszami, muzyką, literaturą, zachwytem i wyłącznie pozytywnymi wzruszeniami. Jednak gdyby nie to wszystko, jakżeby w ogóle żył? Jak zniósłby napór zła i ponurych wieści płynących zewsząd? Jak mógłby zapomnieć o nieuchronności śmierci? Jak dałby radę po prostu cieszyć się swoją codziennością, gdyby nie próbował odciąć się od strumyczków strachu, zgrozy i niedobrych przeczuć usiłujących wedrzeć się do serca najmniejszą chociażby szczelinką?

   Tak więc każdego dnia buduje sobie człowiek swoją tratwę ratunkową. Naprawia ją i łata bezustannie. Co mu gdzieś jakaś deska odpadnie, to przytwierdzi kolejną. Co go zdoła liznąć albo i zalać nagła fala bezwzględnego oceanu, to przemieści się w inny kąt tratwy, to przytrzyma się i skuli jeszcze mocniej by ustrzec się przez następną groźną falą. A potem przemoczony do nitki wpatruje się  w odległy horyzont, bo cokolwiek by się wokół niego i w nim nie działo, to gdzieś tam wciąż kryje się jakaś uparta siła, bo z tej oddali dociera do niego światło nadziei czy chociażby złudny blask wiecznotrwałych wspomnień…

   Człowiek nie jest bezbronny i nagi, choć często tak mu się zdaje. Wypracował sobie swoje sposoby na ucieczkę przez niechcianymi myślami, przed samym sobą. Każdy robi to po swojemu. Świadomie albo nieświadomie. Ale robi. By żyć. By dojść aż do końca przeznaczoną dla siebie drogą. Bywa, iż od natłoku lęków, od tego irytującego permanentnego straszenia wokół ratują go jego własne, codzienne problemy. Skwapliwie zatem odcina się od tego, co daleko. Z uwagą patrzy na to, co naprawdę jest jego życiem. Wszak bliższa koszula ciału…I od nowa podejmuje wyzwania, którym musi sprostać, ponieważ nikt inny tego za niego nie zrobi. Działa, jak tylko może, usiłuje mieć na coś wpływ, bo często go ma, choć zdarza mu się w to wątpić. Jednakże samemu sobie wydaje się tak słaby, tak nic nieznaczący. Ale musi przecież zająć się kimś bliskim i bardzo chorym. Musi choćby spod ziemi wyciągnąć jakieś grosze by zacząć spłacać długi. Musi nie ustawać w znalezieniu nowej pracy, choć w tak wielu miejscach usłyszał już odpowiedź odmowną. I musi też znieść znajomy ból a nawet przyzwyczaić się do niego i zaakceptować, bo próbował już wszystkiego i wie, że pewnych boleści niczym nie da się uśmierzyć…

   Czasem bywa jednak i tak, że w najmniej spodziewanym miejscu pojawia się nadzieja. Ukazuje się niby zardzewiała furtka pośród gąszczu kolczastych jeżyn albo dzikich róż. I wówczas czuje się podświadomie, iż można znaleźć dla siebie pocieszenie, źródło nadziei i mocy w poznawaniu przejmujących, cudzych historii. W zbliżeniu się do ogromu czyjejś krzywdy. W spojrzeniu w czarne czeluści czystego zła, z którym ktoś inny musiał się jakoś uporać, jakoś je przetrwać, choć nam wydają się one niemożliwe do przetrwania, do ocalenia chęci na kontynuowanie dalszego życia.  I myśli sobie człowiek, że skoro ten ktoś w tak okropnym położeniu dał sobie radę, skoro potworna rzeczywistość nie zdołała zgasić w nim ducha, to może i jemu się uda. Szuka więc w sobie podobieństw do uczuć tamtej, cierpiącej osoby. Znajduje ich wiele i przegląda się w nich jak w lustrze. I zagłębia się coraz namiętniej w czyjś los, niemal masochistycznie nurzając się w morzu cierpienia, ucząc się jednak przy tym jak umieć sobie z własnym losem, z własnym cierpieniem poradzić i w końcu wypłynąć na powierzchnię. Bolesna to nauka i wiele razy w trakcie jej poznawania przyjdzie człowiekowi oparzyć się albo zachłysnąć się goryczą, niechęcią, wstydem i beznadzieją. Wiele razy zdarzy się przerazić niekończącym się złem, które zdaje się tryumfować i coraz bardziej ranić. Jednak okazuje się, iż takie dosadnie bolesne lekcje, takie przerażające wejścia w pełne płomieni zwierciadła prawdy bywają niekiedy jedyną możliwością wyjścia z matni, odnalezienia upragnionego ratunku i doczekania kolejnego wschodu słońca.




   Piszę o tym tuż po lekturze bardzo dobrze napisanej, wstrząsającej powieści autorstwa Anny Ellory pt. „Króliki z Ravensbruck”.  Akcja książki toczy się w dwóch wymiarach. Jednym z nich jest współczesność i główna bohaterka Miriam opiekująca się swym umierającym ojcem. Drugim są czasy drugiej wojny światowej  i pochodzące z tamtego okresu listy Friedy, więźniarki obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. Miriam pogubiona wewnętrznie, przeraźliwie samotna i poraniona po trudnym do zerwania związku z psychopatycznym mężem, z zapartym tchem wczytuje się w owe listy. Zagłębia się w  bolesne zwierzenia młodej kobiety wrzuconej nagle w same czeluści piekieł obozowej rzeczywistości. A czytając opowieść tamtej, coraz więcej dowiaduje się o samej sobie, zaczyna rozumieć w jakim miejscu sama tkwi i co powinna zrobić by wreszcie próbować się wyrwać z własnej, zawłaszczającej ją otchłani.

   Jestem pełna podziwu dla autorki książki za umiejętność opisania ogromu trudnych emocji miotających obiema głównymi bohaterkami. A mój podziw jest tym większy, gdy zdam sobie sprawę, iż Anna Ellory jest literacką debiutantką. Do czasu publikacji „Królików z Ravensbruck” pracowała jako pielęgniarka w jednym ze szpitali w Wielkiej Brytanii. I domyślam się, że właśnie tam dowiedziała się tak wiele o nieskończenie wielu rodzajach cierpienia ludzkiego i o podejściu do niego pacjentów, z którymi miała do czynienia. Ale nie udałoby się jej pewnie tak prawdziwie i przejmująco przedstawić tej historii, gdyby sama nie nosiła w sobie jakiegoś ziarenka cierpienia. Ziarenka, które pozwoliło jej na wczucie się w przeżycia Miriam i Friedy, na umiejętność dotarcia do serc wrażliwych czytelników. „Króliki z Ravensbruck” nie są jedną z wielu podobnych do siebie opowieści o zgrozie obozów zagłady. To pełna psychologicznych tropów i aluzji wędrówka po meandrach kobiecej duszy. Duszy, która w każdych czasach, w każdym położeniu mimo wszystko ma szanse na zwycięstwo w walce z gnębiącymi ją demonami i która swoim przykładem, swoją odwagą i chęcią przetrwania pomóc może następnym, zagubionym we własnym labiryncie cierpienia duszom.

   Nie tylko pięknem człowiek żyje, ale cudownie jest, gdy to piękno ukazuje się oczom, które zwątpiły już w jego istnienie. Piękno, które jest ponad wszystko, co złe i chore. Piękno, które z niczym złym się nie kojarzy. Piękno, które trwa i trwać powinno w każdych czasach…

 

*Anna Ellory, „Króliki z Ravensbruck”, wyd. Prószyński i S-ka”, Warszawa 2020, 446 s.