Strony

wtorek, 1 lipca 2025

Star, jabłoń i źródło...

 




   A życie toczy się dalej...Już któryś raz zaczynam w ten sposób blogowy tekst. I za każdym razem jest w tym stwierdzeniu mieszanka pogodzenia się z upływem czasu, ale i posmaku bezradności czy goryczy, że tak się właśnie dzieje. Bo tak to przecież jest – stale coś się kończy a coś zaczyna. Nie da się i nie powinno zatrzymać w miejscu aby bez końca kontemplować jakiś fakt. Niepowstrzymanym źródłem płyną nowe dni, nowe zdarzenia. I płynąć będą niezależnie od wyrwy w sercu, która nie chce się ot tak, szybko i czarodziejsko zasklepić...




   W dniu, gdy dowiedziałam się o śmierci Marylki miałam kiepski nastrój. Gniewna, rozdrażniona i bezradna krążyłam po ogrodzie usiłując zrobić coś pożytecznego a tak naprawdę nie mogąc się na niczym należycie skupić. Co było tego przyczyną? Otóż po wielu bezskutecznych próbach przekonania mnie o konieczności ścięcia starej jabłoni rozrastającej się za wiatą na drewno, Cezary w końcu sam podjął nieodwołalną decyzję. Postanowił skorzystać z faktu, że od jakiegoś czasu w pobliskim lesie pracowali profesjonalni drwale i przy użyciu ogromnego podnośnika z chwytakiem przywozili stamtąd na łąkę za naszym domem wielkie bale drewna. Cezary poprosił ich o pomoc w ścięciu naszej jabłoni. Sam męczyłby się z tym przez wiele dni, bo drzewo było wysokie, grube i rozłożyste a przy ścinaniu gałęzie na pewno spadałyby na pobliskie krzewy i rabaty a zwłaszcza na ową wiatę na drewno, przy okazji niszcząc ją doszczętnie.






   A głównie dlatego mój mąż twierdził, że należy pozbyć się owej jabłoni, bo od kilku lat widać było, że drzewo choruje, gnije i usycha, że niewiele rodzi już jabłek a do tego jego ciężkie gałęzie spadając na dach wiaty rozwalały dachówki i poszycie owego dachu. Cezary planował naprawienie naszej wiaty albo nawet budowę nowej w tym samym miejscu. Lecz gdyby nadal rosła tam stara jabłoń, w dalszym ciągu niszczyłaby tę budowlę. Koniecznie trzeba było zatem coś z tym zrobić. Jednak ja nie zgadzałam się na tak radykalny krok. Protestowałam z całych sił. Tak bardzo żal mi było drzewa. Chciałam dać mu jeszcze szansę. Zachować choć pień z kawałkiem dwóch grubych konarów. I pewnie dziecinnie marzyłam, że jabłoni może to pomóc, że jeszcze zdoła odżyć, wyzdrowieć... A pragnęłam tego nie tylko dlatego, że zdarzały się lata, iż rodziło dziesiątki kilogramów owoców, z których kiedyś robiłam mnóstwo przetworów, soku, cydru, octu jabłkowego. Ale też dlatego, że zawsze serce mnie boli, gdy trzeba wyciąć któreś drzewo czy krzew z naszego ogrodu. To dla nich przecież koniec egzystencji, a we mnie, choć wiem, że często trzeba to zrobić, budzi się w takich razach, bunt, smutek, żal a nawet gniew. Człowiek niby bóstwo rości sobie prawa do przerwania egzystencji innych żywych istot. I robi to mimo tego, iż często drzewa te żyły znacznie dłużej niż on sam a więc należy im się miłość, przyjaźń, podziw, troska i szacunek...



   Jednak stało się. Piła błyskawicznie rozprawiła się z pniem starej jabłoni a ogromna łapa wyciągarki przeniosła ją prawie w całości za płot naszego ogrodu. Tam złożyła ją na polu, gdzie oboje z Cezarym mieliśmy ją pociąć i uprzątnąć.

   W ogrodzie po jabłoni został tylko ogromny, ścięty przy ziemi kikut pnia, który dziwnie wciąż podchodził wodą, mimo iż od kilku dni nie padało a wszystkie żywe rośliny wokół błagały o solidny deszcz. Cezary zaczął go obkopywać wokół, ociosywać i podważać a z pnia wciąż wylewała się woda. Domyślamy się, iż jabłoń rosła tuż nad jakiś źródłem i to ono było przyczyną jej gnicia i obumierania. Ale dopiero gdy uda się wykopać ów karcz z korzeniami będziemy to wiedzieć na pewno. Jeśli okaże się, że rzeczywiście znajduje się w tym miejscu źródło być może założymy tam nową studnię a może uda się skierować owe źródełko w stronę naszego wciąż zbyt szybko wysychającego stawiku. Możliwe też jest, iż na miejscu jabłoni posadzimy w przyszłości coś, co lubi takie podmokłe tereny.

   I tu przypomniał mi się oglądany niedawno na YT pochodzący z 2006 roku amerykański , mistyczny w nastroju film pt. „Źródło”. Opowiadał on o odwiecznym pragnieniu człowieka by znaleźć lek na wszystko, by móc odwrócić proces umierania. O tym, że istnieje gdzieś magiczne drzewo, z którego sok potrafi uzdrowić każdą chorobę a nawet przywrócić do życia tych, którzy odeszli już na tamtą stronę. No tak. Ale czy naprawdę warto szukać takiego źródła? I czym ono w istocie jest? Nie ma łatwej odpowiedzi na takie pytania. Tym niemniej głęboka refleksja i wzruszenie pozostaje w człowieku na długo po obejrzeniu tego niezwykłego, filmowego dzieła autorstwa Darrena Anonofsky'ego.



   Wracając jednak do dnia, gdy ścięto jabłoń...Niemal przez cały dzień przebywaliśmy w ogrodzie i na polu. Nie wiedziałam zatem, że ktoś bezskutecznie usiłuje się do mnie dodzwonić, zawiadomić o czymś. Dopiero przed wieczorem sięgnęłam po telefon i przeczytałam tragiczną wiadomość od syna Star....Zaraz potem zadzwoniłam do niego i przełykając łzy długo rozmawialiśmy o tym co stało się z jego Mamą, jak jest z nim i jak będzie...Nie potrafiłam znaleźć dla niego słów pocieszenia, bo nie istnieją takie słowa. Opowiadałam jak bliska mi była Marylka, jak ważny ślad pozostawiła w pamięci wielu ludzi poznanych przez blogi. Jak świetne miała pióro. Jak wyrazista, odważna i niekonwencjonalna lśniła na blogowym niebie niby gwiazda. Jak wielu osobom będzie Jej teraz brakować...

       Tak mówiłam, zdając sobie jednocześnie sprawę, iż w chwili najgorszej rozpaczy takie słowa przelatują przez uczucia osieroconych niczym przez dziurawe sito. Każdy potrzebuje przecież czasu by przejść przez wszystkie etapy żałoby. I każdy z nas musi się prędzej czy później zmierzyć z tym rodzajem pustki, gdy nagle traci się kogoś najbliższego. Nie ma przed tym ucieczki, bowiem jeśli się mocno kocha, to tak samo mocno cierpi się po stracie najdroższej sercu osoby. Sama przeżyłam odejście mojej Mamy dziewięć lat temu i do tej pory nie umiem się z tym do końca pogodzić. Wciąż mocno mi Jej brakuje, wciąż żal, że nigdy już nie usłyszę Jej głosu, nie poczuję zapachu, nie przytulę się...Wiem jak to jest, gdy odczuwa ten ogromny ból, rozpacz, bezradność i gniew na okrucieństwo losu. Przechodzi przez nieustępliwe fale tęsknoty. I ma się nadzieję, że nie zawsze będzie tak bolało. Że kiedyś będzie można odetchnąć bez tego ciernia w sercu. Że wspomnienia nie będą ranić, ale koić. Że kiedyś jeszcze znajdzie się w tym sercu źródło, z którego będzie można czerpać siłę, z którego wyrośnie coś nowego.

- Bo czas zazwyczaj łagodzi cierpienie zamieniając je w łagodną rzewność, w słodkie wzruszenie. I w końcu przynosi jakiś rodzaj zrozumienia, pogodzenia i ukojenia. Tak przynajmniej powinno być – pomyślałam następnego poranka wchodząc do spiżarni i omiatając czułym spojrzeniem półeczki w przeważającej większości przepełnione rzędami słoików z pysznymi powidłami, słodkimi przecierami i złocistymi kompotami jabłkowymi.




-Dużo tego. Starczy jeszcze na długie, długie lata. O ile oczywiście dane nam będą te lata... – stwierdziłam zamykając za sobą drzwi spiżarki i wyszłam na zewnątrz, gdzie słońce świeciło wprost w oczy, niezakryte już przez gęste gałęzie ściętej wczoraj jabłoni.




-Tyle jest dobrych wspomnień, tyle wciąż ich będzie się pojawiać... – westchnęłam chwilę potem znalazłszy w krzewach tawuły gałązkę po naszej starej jabłoni. Rosło na niej kilka listków i trzy maleńkie, niedojrzałe jeszcze jabłuszka. Niby kwiat na mogile spontanicznie położyłam ową gałązkę na wilgotnej pozostałości nieżyjącego już drzewa i ocierając zwilgotniałe oczy szepnęłam cichutko:

-Żegnaj przyjaciółko...Żegnaj – i sama już nie wiedziałam, czy bardziej mówiłam wtedy do mojej jabłonki, czy do Star...




40 komentarzy:

  1. Tak, życie toczy się dalej i każdemu inaczej.
    Moja mama , umierając na raka mówiła, że mimo największej opieki i miłości rodziny, w chorobie każdy jest sam...
    Piękna spiżarnia, oby służyła Wam długo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, życie toczy sie dalej, choć każdego dnia dla kogoś sie ono kończy...Zostają wspomnienia, pamiątki, uczucia oraz osamotnieni i osieroceni ludzie, zwierzęta, drzewa...Ale żyć dalej trzeba.Tak to jest.
      No tak, w chorobie każdy jest sam i w umieraniu też, choćby wokół było grono najbliższych osób.
      Mamy ogromne zapasy w spiżarni i cieszę sie, że tak dobrze wszystko zapasteryzowałam, że nic sie nie psuje nawet po wielu latach.

      Usuń
  2. Każda śmierć pozostawia po sobie pustkę i wspomnienia. Do nich się wraca co jakiś czas, szczególnie wtedy, kiedy spojrzymy na rzecz lub wspólne zdjęcie. Żal pozostanie na zawsze. Z czasem może tylko łagodnieje, przybiera inną formę. Kiedyś przeczytałam, że żałoba się nie kończy, nie wychodzi się z niej, ale rodzi się coś nowego. nowy dzień, nowe spojrzenie na życie. Wiem coś o tym bo od dwóch miesięcy jestem wdową, przepracowuję w sobie ten temat. Kiedy są trudniejsze chwile, wtedy piszę, przelewam smutek w wierszach, ale to pomaga mi iść do przodu. Bo trzeba iść, nie mamy innego wyjścia. Czas jest wtedy sprzymierzeńcem. Dobrze, że wyrzucasz to z siebie, to również jest bardzo pomocne w pogodzeniu się i akceptacji tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie co przeżywasz od tych dwóch miesięcy Bogusiu i współczuję Ci z całego serca. Pisanie pomaga, czy to tekstów prozą, czy wierszy. Ważne by nie zapiekać sie w sobie, by nazywać te uczucia, które sa w nas, by dzielić sie nimi z innymi, bo inni przeżywaja przecież podobne rzeczy i potrzebują ubrania w słowa swoich myśli i uczuć...

      Usuń
  3. Tu mła, gugiel dziś znów dla mnie podły, dlatego anonimowo. Czas zalecza, nie leczy do końca ale zalecza. Najważniejsze że było, że była Star, że było drzewo. Póki my jesteśmy to dalej istnieją w tym wymiarze, tego mła się trzyma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Tabo. Czas zaleca rany, nieco stępia uczucia, ale czasem jak człowieka najdą wspomnienia, ogarnie tęsknota, to znowu czuje sie tak samo mocno...I nie chce sie tych uczuc doswiadczać, ale przecież w tych uczuciach i wspomnieniach zyją ci, którzy odeszli....I moze gdzieś tam jeszcze, w świecie z wyobrażeń i marzeń...

      Usuń
    2. Dziś gugieł łaskawy. :-/ Olu jak najdą wspomnienia to mła się im poddaje, staram się tylko by smutek rozstania nie przesłonił mi tego wszystkiego co było przedtem. Czasem jest ciężko ale nie ma co się przed wspomnieniami bronić. Mam wrażenie że wraz z tymi wspomnieniami jakoś trzymam blisko siebie tych co odeszli. U mła już bardzo duża grupa kochanych i lubianych jest po tej drugiej stronie, przeca ja nie jestem młoda. Ech...

      Usuń
    3. Ja też nie jestem młoda, Tabo. A to oznacza, że wspomnień po tych, co odeszli jest coraz więcej, bo jesteśmy świadkami odejść, tych którzy a może niekoniecznie starsi, tylko los obszedł się z nimi mniej łaskawie. I tak już będzie do końca i ich i naszego...A jednak życie toczy sie dalej...

      Usuń
  4. Ta jablon odeszla tego samego dnia co Star⭐️ Jablonke w koncu pokonala woda, a Star pokonalo jej zlamane serce 💔, ktore juz nie moglo sie zrosnac na nowo bez Wspanialego. Niech obie odrodza sie w innym bycie i w innym wymiarze. 🍎⭐️🍎Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kitty! Dla uściślenia: Jabłon odeszła kilka ni po śmierci Star, bo ja dopiero kilka dni po fakcie dowiedziałąm sie o Jej śmierci. Star odeszła w ubiegły poniedziałęk a jabłon ścięto nam w czwartek.
      Ale co do reszty masz rację - drzewo pokonało żródło wody a Star źródło jej uczuc w sercu...
      Niech sie obie odrodzą gdzieś tam, gdzie istnieją połączone w jedno wiecznosć i miłosc*♥*

      Usuń
  5. Szkoda kazdego drzewa, kazdej jabloni... kazdego czlowieka.
    Pieknie i poetycznie przedstawilas odejscie.
    Wlasciwie to jestem zdziwiona dyskusjami pelnymi zalu ale tego innego zalu. Mysle, ze osobie, ktora juz odeszla jest wszystko obojetne co sie o niej mowi. Jednak wypowiedziane zdania na jej temat swiadcza tylko o tych, ktorzy je wyglaszaja sadzac, ze o nich bedzie sie mowilo. I to dobrze. Jak im uswiadomic, ze sie myla? (Obserwatorka tylko)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Obserwatorko. Szkoda wszystkiego ,co żyje a potem umiera. Maleńkim pocieszeniem może być jednak to, że cos zawsze zostaje i coś sie odradza w nieustannym kole przemian w prawach natury, która tak już ten swiat urządziła.
      I mnie zdziwiły, zasmuciły a takze przykro zaskoczyły żale niektórych osób względem Star. Jednak ludzie są ludźmi ze swoimi dobrymi i złymi uczuciami oraz wspomnieniami. Może potrzebują czasu, by cos zrozumieć, by obudzic w sobie wybaczenie i większą empatię....Nie wiem...

      Usuń
  6. Smutno jest nam zawsze jak odchodzi człowiek, którego znałyśmy chociażby wirtualnie, była jakaś więź. Też smutno nam jak odchodzą nasze zwierzęta, a nawet drzewa z naszego otoczenia wprost podwórka. Wszystko żyło było kochane jak to jest człowiek, psiaki dające wiele radości swoimi psotami spojrzeniami, no i drzewa jak jabłonka, tyle lat dawała Wam możliwość uzupełniania pokarmu tak potrzebnego człowiekowi. Tak to jest na tym świecie. Pozdrawiam serdecznie, smutek i żal z czasem odejdzie zostaną wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu. Smutno. Zostaje pamieć, tęsknota i ...pustka, którą trudno zapełnić. Potrzeba na to czasu, nowych zdarzeń i towarzyszących im uczuc, które swoja intensywnością zasypia poprzednie zdarzenia i uczucia. Nic wszak nie stoi w miejscu. Wciaz cos sie dzieje i dobrego i złego...
      Pozdrawiam Cię ciepło, Olu

      Usuń
  7. Nie mogłam się u Niej zalogować, więc pisałyśmy na whatsapp. Zaraz po tym, jak upoważniła Cię Olu do swojego bloga napisałam coś spontanicznie, bez przemyśleń, od serca. Zajrzałam i ucieszyłam się, bo własnie to chciałabym powiedzieć Jej teraz. Wiem, że zostanie ze mną, bo kilkanaście lat czytania jej osobistych tekstów miało na mnie ogromny wpływ. Ok kilku dni myślę o niej na okrągło, czytam, wspominam Jej głos i przede wszystkim to jaka była. Pokazała jak chorować bez tracenia godności i jak umierać, a tego nauczył ją Wspaniały. Myślę o niej, o śmierci, o sobie. Bo na więśc o tym, że odeszła pomyslałam też o sobie. Każdy myśli, o sobie i o odchodzeniu bliskich osób. Twoja historia o jabłoni uświadomiła mi, że nie zawsze przyjaciółką musi być człowiek czy zwierzę, może to być ukochana rabatka, która daje radość samym istnieniem, albo widok, albo kamień. A ludzie? Nie każdego musimy znać osobiście, żeby nazwać go przyjacielem. Czasami taka osoba jest bliższa niż ludzie, których znamy od lat. Czasami zostawia więcej, zapada w duszę i niestety zostawia wyrwę. Gałązka z jabłuszkami mnie wzruszyła, i przesłanie i zdjęcie. Dla mnie taką gałązką od Star była wiadomośc w skrzynce o nowym komentarzu. Napisała, że pięknie pokazałam Jej Nowy Jork, który bardzo kochała. Uśmiechnęłam się. Czuję, że się pożegnałyśmy, że zdążyłam jej to wszystkop powiedzieć. Wiem jak Ci ciężko, śćiskam mocno i też się uśmiecham jak do Niej. Zdążyłyśmy, miałyśmy zaszczyt znać, a pustka świadczy tylko o tym, jak bardzo ważna była ta osoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Marylko za te słowa, za ciepłe wspomnienie o Star, o Jej mądrosci i godności, o Jej Wspaniałym, o wiezi, która byłą między Toba a Nią...TBardzo się wzruszyłam czytając to, co napisałaś.
      Tak, Star dużo znaczyła dla Ciebie, dla mnie, dla wielu osób, którym dane było ją poznać i zrozumieć jak wspaniałym była człowiekiem...Tęsknię za Jej pisaniem, za Jej lekko ochrypłym głosem, za szczerością, bezposredniością i ciepłem, które z niej emanowało...
      Nasi bliscy odchodzą, my odejdziemy też. Jakze tu trudne. Tak trudne i bolesne, że staramy sie oddalać od siebie takie mysli. Ale przychodzą chwile takie jak ta teraz, po śmierci naszej Przyjaciółki, gdy tego typu przemyślenia są z nami niby wierny cień...Choć nigdy nie spotkałyśmy sie ze Star oko w oko, to nasze dusze sie spotkały, rozpoznały, obdarowały sie wzajemnie tym, co było w nas najlepsze - i to jest najwazniejsze...
      Patrzę na przetwory jabłkowe powstałe z jabłek mojej jabłoni. czytam stare komentarze Star, jej wiadomosci i listy. Dobrze, że to wszystko jest i będzie...
      Są jeszcze w moim ogrodzie inne jabłonie...Niektóre stare i powyginane przez wiatry, mające jakieś problemy ze soba, ale mimo to a może właśnie dlatego tym bardziej kochane, są też inne jeszcze młodziutkie i rodzące jeszcze niewiele jabłek. Wszystkie są dla mnie ważne...Mam nadzieję, że dane mi będzie obserwować ich życie, przemiany, wzrost i owocowanie.
      I ja ściskam Cię serdecznie, Marylko!*♥

      Usuń
  8. Pieknie napisałaś, wzruszająco, myślę że Star byłaby szczęśliwa czytając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Teresko. Może Star to czyta, moze wie? Ona wierzyła w to, że uczucia, że dusze nie umierają, a tylko zmieniają miejsce pobytu i postać. Może tak jest...?

      Usuń
  9. Zachwycam się każdym rodzajem piękna. To ono sprawia że to co brzydkie w tym świecie jest mniej widoczne, trochę schowane.
    Star była pięknym Człowiekiem, jabłoń- pięknym drzewem. Źródła też są przepiękne. U nas zanikają, straszne to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanowiłam sie głębiej nad tym ,co napisałaś Basiu, nad znaczeniem piękna. Tak, myślę, że ono ma ogromne znaczenie. Piękno w każdym wymiarze, pojmowane głownie jako dobro. I źródła dobra wciąż istnieją, choć wiele z nich usycha, to jednak pojawiaja sie kolejne. Póki są wokół nas tacy ludzie, póki my sami potrafimy być dobrzy świat nie zaginie. A przynajmniej taką mam nadzieję.

      Usuń
  10. Jak pisałam ostatnio Olu, dobrze rozumiem to, co czujesz po odejściu Star. I ja wierzę, że dusze nie umierają, a tylko zmieniają miejsce pobytu. Może rzeczywiście tak jest...?
    A co do jabłonki... W moim ogrodzie od początku taką rośnie. Jedyna, która się ostała z tych pierwszych drzewek sadzonych ponad pół wieku temu. Pewnie pamiętasz, jak w tym roku opisywałam, że staruszek bez pożegnał się z moim Ogrodem. A jablonka jeszcze się trzyma chociaż w środku już kruszeje.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja chciałabym by dusze nie umierały a tylko przemieszczały sie gdzieś, tam gdzie wszyscy sie kiedys spotkamy. To byłoby dobre i sprawiedliwe, ale czy rzeczywiscie tak będzie...?
      Drzewa w naszych ogrodach są często starsze niz my. I często, choc powyginane, popróchniałe i poschniete, mimo wszystko żyją nadal. A niekiedy nagle następuje ich kres. Padają powalone wichurą, trafione piorunem albo przez ciecie piłą. Jakze to podobne do końców ludzkiej egzystencji...
      Ja także pozdrawiam Cię serdecznie, Ismeno

      Usuń
    2. Zastanawiam się, jakie jeszcze książki z ubiegłego wieku mamy takie same? Maria i Magdalena Marii Samozwaniec chyba nie jest jedyna
      Pozdrawiam lipcowymi smakami i zapachami

      Usuń
    3. Myślę Ismeno, że gdybyśmy wzajemnie stanęły przed naszymi regałami z książkami zdziwiłybyśmy sie jak wiele z tych książek by sie powtarzało. Dlaczego? Po pierwsze jesteśmy rówieśniczkami a poza tym mamy chyba podobną wrażliwosć i wynikające z niej preferencje literackie.
      Ja także pozdrawiam Cię serdecznie w lipcowy poranek.

      Usuń
    4. Prawdopodobnie masz rację...

      Usuń
    5. Olgo, dobre myśli przesyłam

      Usuń
  11. W moim Sadzie była stara papierówka, bardzo stara. Jabłka były takie leciutko różowawe, z czerwonymi żyłkami, soczyste ogromnie. Taka stara odmiana. I ona chorowała. To było jeszcze przed Projektem, więc mogłam poprosić męża by ją wyciął, ale nie mogłam. By ją odciążyć, przyciął jej tylko boczne konary, to dało jej kilka lat życia więcej. Ale w końcu upadła. Było to na początku lata, 5 lat temu. Tak obrodziła, że nie dała rady udźwignąć jabłek. Leżała kilka dni zanim mąż posprzątał. I pachniała, pachniała jabłkami na cały Sad. Jak nigdy.
    A teraz, na jej pniu i wokół, odbiło mnóstwo młodych gałązek. Teraz to duży krzak, bo unijna ochrona go jakoś ominęła. Patrzę jak rośnie, jak mocne stają się te odrosty, jak co roku dochodzą nowe i cieszę się.
    Śmierć nie jest tym, co nam się wydaje, co nam wmówiono.
    Rozejrzyj się Ola, niby wiesz, a nie wiesz...
    Poproś Star, to cię odwiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam o tym, co nawyprawiali w Twoim pieknym sadzie, jakim smutkiem i bezradnością Cię to wszystko przejmowało.Czas pokazał, iż coś jednak ocalało, nie dało sie tej bezwglednej i idiotycznej fali zniszczenia. Bo tak, właśnie czas cos takiego pokazuje. Wszędzie, gdzie tylko spojrzeć. Życie, dobro nie daje się tak łatwo i bez reszty unicestwić. I jest w tym jakaś pociecha, jakaś nadzieja...

      Usuń
  12. Ktoś, coś odchodzi ale i Ktoś, coś przychodzi - robi się miejsce dla Nowego, Innego może - ja tak myślę o swoim odejściu. Na miejscu chorego, starego drzewa, źródło które zasili staw - to dla mnie piękna perspektywa. A gałązka i jabłuszka na świeżym pniu to piękne pożegnanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umieranie i odradzanie w nieustannym cyklu przemian. To dotyczy wszystkiego, co żyje. Jesteśmy tego częścią. Nic nie znika zupełnie bez śladu. Ślad jest, tylko nie zawsze umiemy go dostrzec od razu...Gałązka z jabłuszkami na świeżym, ściętym pniu jest tego symbolem...

      Usuń
  13. Bardzo ciekawa historia z Twoją jabłonką i źródłem, Olu :) co z tego wyniknie - czas pokaże. Mnie też serce boli, jak widzę ścinanie drzew, ale co zrobić...
    Mało wiemy, co jest po tej drugiej stronie .... mam nadzieję jednak, że nasze dusze mogą być TAM w końcu wolne i nie wracać już na ten łez padół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Lidko. Mało wiemy a wlaściwie nie wiemy nic a tylko domyślamy się, próbujemy sobie cos wyobrazić, znaleźć jakiś sens. I czasem udaje się ów sens odnaleźć i wówczas odczuwa sie pewien rodzaj ulgi i spokoju, ale potem ów sens znów umyka, bo tak juz z nim jest. Odlatuje kiedy chce - piękny i niepochwytny niby motyl...

      Usuń
  14. Coraz częściej ocieramy się o przemijanie. To taka właściwość pewnego wielu, gdy blisko nam do tych, co już przekroczyli próg. Ostatnia wichura wyrwała kilka drzew z korzeniami w naszym lasku, ileż to przyjaciół ( różnych) już odeszło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. Jakze prawdziwe jest to Twoje zdanie o przemijaniu...No właśnie. Coraz częściej sie o nie ocieramy. Coraz częściej mocno je czujemy...

      Usuń
  15. Napiszę tylko....................................lubię czytać twoje teksty

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękny zakątek na zdjęciach

    OdpowiedzUsuń
  17. Stratę ciężko zaakceptować...wiem coś o tym...
    Ale ile masz przetworów! Ukłony Twojej pracowitości!
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie ♥️

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda jabłonki, szkoda przyjaciółki. Bardzo mi przykro Olgo. Nawet jeśli, zna się osobę tylko wirtualnie to i tak człowiek się przywiązuje. Ja się dowiedziałam o śmierci Joasi Kołaczkowskiej z kabaretu Hrabi i tak płakałam jakby mi umarł ktoś bliski, choć nie znałam Asi osobiście, ale jej występy zawsze mnie ratowały w najczarniejszych dniach. Była niezwykle ciepłą i empatyczną osobą. Szkoda, że zmarła... Dużo za wcześnie.

    Pokój duszy twojej przyjaciółki Olgo. Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
  19. Zastanawiałam się długo co Ci napisać Olu. Lubiłam Marylkę, bardzo, ale kluczyka na jej blog nie przyjęłam, bałam się, że jej nie dorównam. Miała bardzo silną osobowość i była bezkompromisowa. Myślę, że czasami to była też zaleta. Nie można wciąż na okrągło ustępować chociaż czasem warto. Marylka miała nieprzeciętną osobowość takich ludzi się długo pamięta.
    Marylka i jabłonka tak się jakoś zeszły te dwie straty razem...
    Ściskam serdecznie i mocno Hanka C.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!