Strony

środa, 20 listopada 2024

Jak w lustrzanej sali…

 

   Kilka dni temu skończyłam czytać powieść historyczną pt. „Szkoła luster” autorstwa Ewy Stachniak.  I odtąd odnajduję wciąż jej ślady w sobie. Ślady, które są niby wszechobecne haczyki, do których przyczepiają się spostrzeżenia dotyczące tego, co obserwuję współcześnie, tego jaki jest świat, jacy wciąż są ludzie. I choć mam cały stos książek do przeczytania, to myślami wciąż wracam do „Szkoły luster”. Nie pora zatem jeszcze brać się za nic kolejnego, skoro w duszy wciąż brzmi tamta melodia. Nie ma pośpiechu. Najwidoczniej trzeba ją do końca przeżyć, wyśpiewać i przebrzmieć by w sposób naturalny mogła ucichnąć i zrobić miejsce dla następnej. Listopad wszak wyraźniej niż inne miesiące sprzyja długim, swobodnym namysłom, podróżom po krainie refleksji i wzruszeń. A ja cenię sobie taki właśnie czas…

   No tak. Lecz pora napisać, co właściwie mnie tak urzeka, przywołuje i przytrzymuje wciąż przy owej opasłej, bo prawie 500 stron liczącej powieści? Cóż.  Próbuję samej sobie to wytłumaczyć i za każdym razem odpowiedź jest inna, wręcz trudna do ujęcia w słowa. Bo to trochę jak zakochanie. Przychodzi znikąd by owładnąć człowiekiem. Śpiewa mu w duszy słodko brzmiącą melodią i nie dopuszcza do głosu innych. A po jakimś czasie nie wiadomo dlaczego – cichnie…

   Lecz teraz, póki jeszcze melodia gra, spróbuję jakoś w sobie te wszystkie uczucia okiełznać i nazwać. Po co? Dla siebie samej, gdyż pragnę zatrzymać chwile, pozostawić po nich jakiś ślad a po kilku latach zajrzeć do tego tekstu i odnaleźć coś ważnego na nowo. Przypomnieć sobie czym kiedyś żyłam, co mnie ożywiało i przejmowało a zatem jaka byłam. I zapytać samą siebie – czy nadal taka jestem? Czy piasek stale przesypujący się w klepsydrze czasu wyrzeźbił na nowo moje „ja”? I piszę to też dla Was, czyli dla tych, co szukają wciąż wartej przeczytania lektury i którzy jak mniemam cenią w niej podobne jak ja rzeczy. Prawdę uczuć, szczerość i odwagę ich wyrażania. Umiejętność poruszenia w duszy czegoś najważniejszego, czegoś,  co otwiera furtkę do śmiałego wejścia w głąb siebie…Do przejrzenia się w kolejnym zwierciadle niczym w ogromnej sali pełnej luster…

    Wróćmy do książki. Po pierwsze fascynuje mnie sama epoka, w której rozgrywa się akcja powieści. Czasy rządów Ludwika XV, jego wnuka Ludwika Augusta XVI (Kapeta) i jego żony Marii Antoniny a wreszcie terror rewolucji francuskiej. Epoka z jednej strony rozpasanego luksusu i wyzysku, przebogatych, rozłożystych sukien, rozbudowanych, pokrytych pudrem fryzur i doklejanych tu i ówdzie pieprzyków, braku norm moralnych, sztywnej etykiety dworskiej, zakłamania i rozwiązłości seksualnej. A z drugiej czasy skrajnej biedy, cuchnących rynsztoków, braku perspektyw na poprawę losu oraz straszliwej samotności, która dotyczy i dotyczyć będzie tak samo biednych, jak i bogatych. Bo człowiek mimo tego co ma, czy pomimo tego, czego nie ma w środku wciąż pozostaje tak samo złaknionym dobra i akceptacji człowiekiem. A osiągnięcie tego wciąż jest tak samo trudne. Pozostają więc tylko pozory, złudzenia, udawanie, samooszukiwanie się i gonienie za cieniem…

                                                                                              Maria Antonina

   Główna bohaterka powieści, Veronique, trafiając do królewskiego domu rozpusty zwanego „Parkiem jeleni” jako kilkunastoletnia, naiwna elevka – panienka do towarzystwa,  szybko dojrzewa i rozumie tym więcej, im więcej złudzeń traci, im bardziej pożegnać się musi ze swoimi wyobrażeniami i dziecinnymi marzeniami. Ma bowiem grać wciąż taką rolę, jaka jest przez innych oczekiwana i akceptowana. Najlepiej by była jak śliczna, żywa lalka. Gotowa zawsze do zabawy, ale i mająca świadomość tego, że właśnie niczym zużytą lalkę można ją będzie kiedyś wyrzucić w kąt.  O tym m.in. traktuje poniższy fragment powieści:

 

Kobiety mają w życiu szczególne obowiązki, klarowała nam mademoiselle. Winnyśmy być ujmujące, posłuszne, wolne od perfidii i pozy. Musimy nieustannie kontrolować emocje. Wystrzegać się wszystkiego, co ordynarne. Jedzenia zbyt szybko i zbyt dużo, biegania, podskoków, tupania, podnoszenia głosu, przeklinania, okazywania smutku czy radości. Wiadomość o śmierci bliskiej osoby oraz oświadczyny należy przyjąć z takim samym opanowaniem – powtarzała. Zawsze się uśmiechajcie, czy jest wam wesoło, czy nie. Niech wasze oczy błyszczą, niezależnie od tego, o czym myślicie.”(„Szkoła luster”. s. 78)

 

   Po drugie najważniejszy jest dla mnie w powieści sposób opisania spraw i  uczuć ludzi tamtej epoki, ukazanych głównie poprzez  żywot zwyczajnej dziewczyny a potem kobiety, istoty od której tak niewiele zależy, która może być tylko zabawką w rękach możnych, cynicznych i wszechwładnych panów, i której uczucia nie mają dla nich najmniejszego znaczenia.  Najbardziej chyba ciekawym aspektem owej powieści jest przedstawienie całego życia głównej bohaterki a potem jej córki. Ich naiwności i marzycielstwa przeradzającego się z czasem w mądrą dojrzałość, rezygnację, smutek, rozpacz, gorycz, demencję czy nawet szaleństwo. Ich kompletną bezradność wobec sztywnej roli, którą na nich nałożono. I próby odnalezienia w tym wszystkim odrobiny szczęścia. A tego szczęścia na równi przecież poszukują magnaci, żebracy i prostytutki. Królowie i służący. Gospodynie i hrabiny na włościach.  Prostacy i szlachcice. I wszystkim ono umyka niczym niepochwytny motyl….Ale dla wszystkich bezcenne są chwile, których nie da się kupić za wszystkie dobra świata. Chwile, które się nagle znikąd pojawiają i błyszczą w sercu niczym najcenniejsze brylanty. A zdarzają się wówczas, gdy czuje się, że ktoś nas akceptuje takim, jakim jesteśmy, gdy czujemy spokój, dobro, miłość, wzajemne zaufanie i bezpieczeństwo, gdy nie męczą złe sny i przeczucia, gdy nie musimy gonić za niczym, zazdrościć nikomu, ale po prostu poczuć się dobrze tu i teraz, w swojej skórze, w swojej codzienności, w swojej epoce. A wszystkie epoki, choć na pozór tak różne, to przecież bardzo są do siebie podobne. I w tamtej, osiemnastowiecznej i w obecnej tak samo dużo jest niesprawiedliwości, niepewności i zakłamania. Lecz my na ogół widzimy tylko część prawdy. Tę, którą rządzący chcą abyśmy dostrzegali. I póki tylko mogą korzystają z władzy aby uszczknąć dla siebie tak dużo jak się da. A zwykli ludzie znoszą wszystko potulnie aż do czasu gdy czara niesprawiedliwości i bezwstydu się przeleje i znowu jakaś rewolucja nie ogarnie mas….Bo przecież ludzie się nie zmieniają a historia lubi się powtarzać, czyż nie?

 

                                                                                            rewolucja francuska

„Nie ma dnia bez zamieszek i demonstracji. Przeciwko rosnącym cenom, spekulantom żywności, kontrrewolucjonistom ukrywającym się wśród „prawdziwych patriotów”(…) A król? Ludwik XVI? Uwięziony z całą rodziną w Temple. Ludwik Ostatni – jak mówią o nim teraz na ulicach, bo Francja jest już republiką wolną od królewskiej władzy.(…) To nie do wiary, że był kiedyś tylko Ludwikiem Augustem, niezgrabnym chłopcem na pałacowym dachu, marzącym by uciec na morze, myśli Marie-Louise.Przekupki z Les Halles nazywają Ludwika wieprzem o nienasyconym apetycie. A jego żonę – harpią sycącą się francuskimi pieniędzmi(…) Austriacką suką odpowiedzialną za wszystkie nieszczęścia Francji”, („Szkoła luster”,s.343-344)

 

   Nie chcę i chyba nie powinnam pisać więcej o treści „Szkoły luster” aby nie zdradzić nic z jej fabuły, aby zachować ciekawość przyszłych czytelników, co do losów jej bohaterek. Tak czy siak pewna jestem, że warto wziąć tę powieść do ręki. Warto poświęcić na nią kilka wieczorów. Na pewno nie był to zmarnowany czas…

   Autorka książki, filolog -  anglista Ewa Stachniak mieszka od dawna w Kanadzie. I napisała tę i kilka innych powieści w języku angielskim. A na język polski przy aprobacie autorki przetłumaczyła je świetnie Ewa Rajewska. Okazuje się, iż powieści E.Stachniak są znane i poczytne w wielu krajach. Jestem dumna, że polska autorka jest w świecie tak bardzo ceniona. I doczekać się nie mogę, kiedy będę mogła poznać inne książki tej pisarki. Muszę podpowiedzieć bibliotekarkom w mojej bibliotece by koniecznie zakupiły inne jej dzieła. Spodziewam się, że zanurzona w kolejnych jej powieściach znowu będę mogła uczestniczyć w prawdziwej uczcie literackiej. Bo przecież tylko takim ucztom warto poświęcać czas i umysł. Od tego się nie tyje, od tego zdrowie nie szwankuje a wręcz przeciwnie pojawia się w duszy kolejna, nieznana dotąd komnata, którą można po swojemu wypełniać myślami, emocjami, skojarzeniami i wspomnieniami.

   Pragnąc nadal pozostać w klimacie tamtej epoki obejrzałam sobie na CDA film Sofii Coppoli pt”Maria Antonina” z 2006 r. Szukałam w nim podobnej głębi, podobnej refleksji co w książce Ewy Stachniak. Dotknąć chciałam prawdy psychologicznej, odnaleźć coś ludzkiego i przejmującego w osobie ostatniej królowej Francji. Tej, co otaczała się niewyobrażalnym wręcz bogactwem, nie mogąc znaleźć prostego szczęścia czy też miłości w sobie i obok siebie.  Nieoczekiwanie zalała mnie fala współczucia. Znalazłam bowiem w tej postaci sporo smutku, samotności i niedojrzałości, bezradności i śmieszności, fatalizmu i naiwności. Znalazłam, bo chyba tego właśnie wypatrywałam. Każdy pewnie znajduje to, czego szuka. Ale jaka naprawdę była Maria Antonina? Tego nie wie chyba nikt. Wiadomo jednak, że przypisywane jej słowa o tym, iż lud skoro nie ma chleba powinien jeść ciastka nie wyszły tak naprawdę z jej ust. Aż tak cyniczna, bezmyślna i okrutna jednak nie była, lecz komuś zależało by w takim świetle ją potomnym przedstawić…Owo zdanie jest częścią legendy przypisywanej owej nieszczęsnej kobiecie, wprzęgniętej w tryby historii i potraktowanej z całym okrucieństwem tamtej epoki… Dzisiaj też zresztą przypisuje się wielu osobom stwierdzenia, które wcale nie były przez nie wypowiedziane, lecz media wmawiają nam coś zupełnie innego. Plotki, pomówienia, oszczerstwa mają się świetnie i nadal odgrywają ogromną rolę w kształtowaniu opinii publicznej - niezależnie od epoki. A o Marii Antoninie ciekawie piszą np. w poniższym artykule w Oko. Press:

Artykuł o Marii Antoninie

 

                                                                                                fotos z filmu

   I jeszcze wspomnieć chcę na koniec o pewnym indywiduum, które żyje obecnie a które ze swoim umiłowaniem do luksusu jak ulał pasowałoby do epoki Ludwika XV. Pewnie zresztą tego typu postaci znaleźć można dzisiaj na pęczki. Bo przecież zawsze byli i istnieć będą tacy, co pchają się do władzy dla spodziewanych zysków, dla ogromnych bogactw i lukratywnych  apanaży. Otóż przeczytałam artykuł o obecnym wiceministrze rolnictwa, Michale Kołodziejczaku, który kocha się w drogim obuwiu i bez najmniejszego wstydu chwali się tym, że paraduje po budynku Sejmu w mokasynach za 17 tys. zł….Tylko czekać aż sprawi sobie fryzurę w stylu Marii Antoniny!:-)))

Drogie buty Kołodziejczaka


"Szkoła Luster", Ewa Stachniak, wyd. Znak, Kraków 2022, 485 s.

18 komentarzy:

  1. To z pewnością bardzo ciekawa książka. Przeczytam ją... ale nie wiem kiedy bo mam tak dużo zaległych lektur... A i czytać ze względu na oczy nie powinno się bez przerwy.
    A z tym fałszowaniem historii o przypisywaniu znanym osobom nieprawdziwych cech... to masz rację.
    Ale nigdy nie dowiemy się prawdy.
    A recenzja Twoja jest na najwyższym poziomie Olgo...
    Serdeczności.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ta książka zachwyciła stylem, głebią psychologiczną, opisem tamtych czasów i zwyczajów. Wybija sie zdecydowanie na tle innych, przeczytanych przeze mnie w ostatnim czasie książek. Dlatego też poczułam, że powinnam, że chcę o niej napisać...Cieszę się, że moja recenzja znalazła uznanie w Twych oczach, Stokrotko.
      Uściski serdeczne Ci zasyłam!

      Usuń
  2. Dla mnie najważniejszy jest sposób ujęcia tematu, czyli spojrzenie na epokę z punktu widzenia prostej dziewczyny.
    Autorki nie znam, ale chętnie poznam.
    Ty obejrzałaś film, ja spektakl w teatrze bydgoskim "Maria Antonina" kilka lat temu. Spektakl wymagający od widza otwarcia na nowe ujęcie tematu, nieco szokujące, ale dobrze oddające klimat epoki.
    Odnośnie do niektórych polityków bardzo pasuje maksyma : gdy wpuścisz osła do pałacu, to raczej pałac stanie się stajnią, niż osioł królem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla mnie sposób ujęcia tematu ma ogromne znaczenie. A największe chyba głębia psychologiczna i to, że dzieki owej głębi sama poczułam się jak bohaterki tej ksiazki...
      Na pewno i mnie zainteresowałby ów spektakl, o którym wspominasz. Ale o uczestnictwo w spektaklach, gdy mieszka sie na wsi - niełatwo. Na szczęście jest Internet z jego ogromnym skarbcem filmów, przedstawień teatralnych, lektur...
      Dobre to powiedzenie, które zacytowałaś. Otóz to Jotko! Osioł nigdy nie stanie sie królem i śmieszne jest, gdy mu sie wydaje, że może nim sie stać!:-)

      Usuń
  3. Marie Antoinette była dość ograniczona, źle wykształcona i absolutnie pozbawiona zmysłu politycznego. Prawdziwa ofiara monarchii, urodzenie skazało ją na bycie kimś, kim naprawdę nie była. Miała robić za symbol, klacz rozpłodową i jak się da to polityka. Kiepsko jej poszło, bo pójść dobrze nie mogło, Louis bynajmniej nie pomagał, otoczenie zajmowało się pozycjonowaniem i folgowaniem narastającej frustracji kiedy się zorientowało że stare sposoby pozycjonowania odchodzą w niebyt, no i świat Marie Antoinette przemielił. Mła jednakże pozostaje pod wrażeniem jej godności, kiedy przyszła na nią chwila próby. Kobiet słabo radzących sobie z funkcją, którą dostały od losu w prezencie, było mnóstwo ale rzadko której zdarzyło się aż tak dorosnąć do roli w niesprzyjających okolicznościach. Marie Antoinette jako wdowa Capet dojrzała do roli królowej Francji, zachowując godność w sytuacji, w której ludzie rzadko ją zachowują. Ciekawe że dopiero wówczas, wcześniej słabo do niej docierało że gra w teatrze, Maria Teresa, która nie była wybitnym politykiem ale sobie całkiem nieźle radziła, zupełnie córki nie przygotowała. Ciekawe jakby potoczyły się losy monarchii we Francji gdyby Louis poślubił ukochaną siostrę Marie Antoinette, Marię Carlottę, która małżonka wzięła pod pantofel i solidnie pilnowała swojej pozycji?
    Co do bucików Kołodziejczaka, jego pieniądze i jego sprawa na co je wydawa. On zdawa się jest z majętnej rodziny, to nie tylko nasze podatki. Dla mła to głupie wydać 17 tysi na kawałek skóry ale jak robi to za własną, zarobioną kasę, to co mnie do tego? Wliczając dodatek funkcyjny to na te buty wydał jedną swoją pensję, nie liczę oczywiście tej na rękę tylko paskową. Hym... znajoma stomatolog wyciąga miesięcznie też tyle, jednakże kasę zdaniem mła wydawa rozsądniej. Marie Antoinette nie odpowiadała za kiepski stan budżetu Francji, za ten odpowiadała rewolucja, ta amerykańska. Absolutyzm, który popiera rewolucję za własną kasę wręcz prosił się o zakończenie. Louis XVI powinien podziękować swoim ministrom, to oni zaprowadzili go na gilotynę a nie pouf, z polska zwany fufą, na głowie Marie Antoinette i jej zamówienia u Rose Bertin. Nie buty Kołodziejczaka są problemem a te miliardy, które wyciekały z budżetu i kto wie czy nadal nie wyciekają, dzięki naszym zarzundzającym. To mła dopiero martwi.
    Beletrystykę rzadko czytam, nie dlatego że mła taka wybredna i wogle. Kiedyś czytałam bardzo dużo, teraz po prostu jakoś mi przeszło, sięgam po inszą literaturę. Spróbuję powrócić jak polecasz i się troszki wciągnąć w świat wymyślony. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak obszerny i ciekawy komentarz, Tabo. Widac, że duzo o tej epoce wiesz!
      Maria Antonina potrzebowała najwidoczniej czasu by dojrzeć w pełni, by zrozumieć jacy są ludzie, jaka jest ona sama. Szkoda tylko, że dojrzawszy nie mogła żyć dalej, mądrzej, inaczej niż wprzódy. Nic dwa razy sie nie zdarza, niestety...
      Z tym umiłowaniem luksusu i z obnoszeniem się nim przed innymi u Kołodziejczaka mam lekki problem. Bo moim zdaniem ów pan pozował zawsze na człowieka z ludu, który ów lud reprezentuje i który o interesy owego ludu walczy. Taką markę zbudował i na tym opierało sie jego poparcie. Zatem po prostu nie uchodzi mu wynosić się ponad ów lub, pokazywać bogactwo, chełpić sie nim, jakby był kimś lepszym. A jeśli to robi i nie widzi w tym niestosowności, to tym gorzej dla niego. Świadczy to bowiem o jego małostkowości i prostactwie, o braku wyczucia społecznego. No chyba, że mu już na opinii ludu nie zależy wcale. Osiągnął, co chciał i tyle. Nie wiem czemu, ale skojarzył mi sie z postacią Maruszewicza, tego aferzysty z "Lalki"....
      I wiesz, wcale nie obeszłoby mnie, gdybym przeczytała o podobnych upodobaniach do luksusu Sikorskiego, Tuska czy Dudy. Oni od dawna żyją w świecie lukratywnych interesów i dobrze opłacanych stanowisk. A Kołodziejczak to miał być niby taki Witos czy ktoś w tym stylu...Ech, stare, śmieszne dzis mrzonki!
      Kołodziejczak jest dla mnie teraz symbolem takiego błyskawicznego awansu społecznego, którego motorem i celem jest właśnie osiagnięcie zysków. Dochrapał się - i o to chodziło! Pełno takich ludzi u sterów władzy. A ryba psuje się od głowy...No i nie dziwota, że miliardy wyciekają z budżetu nie wiadomo gdzie, skoro tacy właśnie osobnicy z przerośnietym ego i z chciwością, jako główną cechą byli i są na świeczniku. Maruszewicze, Dyzmy, Borowieckie itp.
      Ja cenię beletrystykę za mozliwosc wejscia w świat uczuć i emocji bohaterów ksiazkowych. To troche tak jakby była aktorką i stawała się dzięki nowym rolom kimś innym, jakbym żyła po wielekroć....Uściski serdeczne, Tabo!:-)

      Usuń
  4. No, Oluś, mistrzostwo opisu wrażeń z przeczytanej lektury. Przy każdym zdaniu zatrzymywałam się żeby przemyśleć. Twój opis to majstersztyk!
    Co do ludzi nie gotowych na przyjęcie władzy czy urzędu na który zostali powołani, za to mających wybitny talent do świetnej oceny tego co na siebie włożą i jak wyglądają, cóż zawsze byli i będą niestety.
    Dobrze byłoby gdyby ten wiceminister tak dogłębnie znał się na tym do czego został powołany jak na klasie i wyglądzie butów, które nosi. Wtedy te buty może by tak niektórych nie raziły, ale czy tak jest? Nie wiem, nie zam się na polityce, wolę się nie wypowiadać. Doszły mnie słuchy, że rolników ten pan nie zachwyca, ale ocenę tego wolę zostawić mądrzejszym od siebie.
    Jak zawsze serdeczne pozdrowienia ślę i moc uścisków:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Hanuś! Nie piszę tu często o przeczytanych ksiązkach, ale to dlatego, że cos musi zrobic na mnie naprawdę duże wrażenie, musi na długo zawładnąć moimi uczuciami, bym nabrała checi opisania swoich wrażeń z lektury. I chyba dlatego też nie są to zwyczajne recenzje, ale bardziej opowieśc o tym, jakie uczucia wyzwoliła we mnie dana ksiązka. Bo to właśnie te uczucia są najwazniejsze...
      Co do Kołodziejczaka, to napisałam powyżej w komentarzu dla Taby, co mnie w jego zachowaniu ubodło. Ogólnie to chyba nieszczerosć i udawanie kogoś, kogo opłacało mu sie kiedys udawać. Skromnego, rozumiejącego potrzeby ludu i walczącego o nie, rozumnego człowieka. Budził kiedyś w takim wcieleniu moją sympatię. Dziś zostało rozczarowanie i uczucie, że znowu dałam sie nabrać biorąc pozory za prawdę. Ale cóż.Wszak Człowiek całe życie sie uczy, wiec biorę tę lekcję do siebie, bo widocznie była mi potrzebna.
      Hanusiu! I ja ściskam Cię serdecznie i uśmiech zasyłam!:-)

      Usuń
  5. Przepyszny opis i tekst, czytałam z wielkim zainteresowaniem i dziękuję za podpowiedź, muszę przeczytać, tym bardziej , że epoka Marii Antoniny zawsze mnie interesowała, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że spodobał ci się mój tekst. Jest taki, bo ksiązka o której traktuje jest moim zdaniem świetna, zapadajaca w serce i w pamieć. Godna polecenia innym. A czasy Marii Antoniny są bardzo ciekawe, to prawda.
      Pozdrawiam!:-)

      Usuń
  6. Tak bogato skomentowalaś "Szkołę luster, że byłoby grzechem jej nie przeczytac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki już mam styl pisania - dość wylewny i emocjonalny. Ale ksiazka naprawdę dobra - jakze wiec tu o niej pozytywnie nie napisać?
      Pozdrawiam!:-)

      Usuń
  7. Witaj jesienną szarugą
    Wspaniała propozycja na taki listopadowy wieczór, jak ten dzisiejszy.
    Zachęciłam mnie tą niezwykłą recenzją.
    Pozdrawiam szumem deszczu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Ismeno.
      Jesli kiedyś uda Ci się natknąc na polecaną przeze mnie ksiązkę i przeczytać ją - ciekawa będę jak ją odbierzesz. bo przecież to, że coś podoba się mnie, nie znaczy, ze musi podobać sie też innym...
      Pozdrawiam Cię spośród wiatru i sypiacego w krąg drobnego śnieżku

      Usuń
  8. No nie mam w bibliotece książek tej autorki. Nadrobię niedopatrzenie natychmiast Olu, w poniedziałek. Bo sądząc po twoich odczuciach po lekturze, moje czytelniczki też ją polubią.
    Mamy teraz zalew polskiej literatury. Jest chyba jakaś łatwość wydawania książek, bo niektórzy jednak nie powinni być wydawani. Z jednej strony :) Bo z drugiej nawet mierna literatura ma swoich fanów. I cóż zrobić, pogodzić się trzeba. Czasem kupuję książki, których bym nawet nie tknęła patykiem, ale kupuję, bo czytelnicy lubią i to wcale nie małe grono...
    Tym bardziej warto kupić coś, co jest tak poruszające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa będę wobec tego wrażeń Twoich czytelniczek, gdy juz zapoznają sie z tą ksiązką. Ta pisarka napisała i wydała już kilka powieści, ale w mojej bibliotece jest na razie tylko ta jedna. Szkoda, bo od razu rzuciłabym sie na następne jej dzieła!
      A co do zalewu polskiej literatury to zgadzam sie z Tobą Aniu w zupełności. Mnóstwo tego i niestety często to nie najwyższych lotów literatura. Romanse i sagi historyczne pisane schematycznie, przewidywalnie i w większości bez polotu. Ale i pośród nich mozna znaleźć perełki. Tylko trzeba dobrze poszukać!:-))

      Usuń
  9. Ciekawe spostrzeżenia. Maria Antonina to dosyć kontrowersyjna osoba w historii powszechnej. Skłoniłaś mnie do szerszego poznania jej ciekawej biografii. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Tak, to była dość kontrowersyjna królowa Francji i na pewno warto dowiedzieć sie o niej czegoś wiecej. Ale w ksiażce, o której piszę nie ma zbyt wiele na jej temat. To historia zycia dwóch zwyczajnych kobiet żyjących w tamtej epoce...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!