Pomału dobiega
końca ten wyjątkowo parny i gorący sierpień. W tym miesiącu nawałnice i burze
nawiedzały nas tu tak często, że nim kałuże i błota zdążyły odrobinę chociaż
wyschnąć, to już pojawiały się następne ulewy. Taka tropikalna pogoda sprawiła,
że wspaniale owocowały nam i nadal owocują ogórki. Nie dziwota więc, że
spiżarka zawalona jest ogórkowymi kiszonkami (aż w związku z tym musieliśmy
dokupić kolejny regał gospodarczy) i że niemal co dzień zajadamy się mizerią
albo po prostu chrupiemy ogórki z solą. W ogóle dzięki tym letnim, częstym deszczom
niesamowicie porosły wszelkie drzewa i krzewy. Jednakże to, co służy jednym
roślinom w tym samym czasie szkodzi innym. Np. pomidory uległy zarazie i
niewiele jest z nich pożytku w tym roku. A w zeszłym, gdy panowała u nas
totalna susza rodziły mnóstwo zdrowych i dorodnych owoców. Natomiast ogórki były wtedy marne.
Tegoroczna nadmierna wilgoć wpłynęła
destrukcyjnie na jedną z psich bud. Zbudowana przez Cezarego trzynaście lat
temu na bazie starej skrzyni na zboże, wielokrotnie poprawiana i udoskonalana, znakomicie
służąca niegdyś Zuzi a potem jej dzieciaczkom była stałym elementem naszego
podwórka. Jednakże zasypywana zimą zaspami śniegu a latem zalewana co i rusz
kolejnymi deszczami, podmywana od spodu w szybkim tempie zaczęła próchnieć,
pękać, gnić, ulegać przeróżnym żuczkom, wijom, kornikom i mrówkom. Po
dokładnych jej oględzinach okazało się, że buda nadaje się tylko do rozbiórki a
drewno z niej do spalenia albo do rozrzucenia między krzewami porzeczek by się
tam ostatecznie rozłożyło i zasiliło kiedyś glebę. Dziwnie teraz bez niej na
podwórku. Zauważam, iż jej brak jak dotąd odczuwa tylko Misia, która
najczęściej lubiła się w niej chronić
albo zakopywać w wyścielającym ją sianie kości i inne psie skarby. Często też,
ilekroć pokłóciła się ze swą siostrzyczką Hipcią biegła do owej budy, by w jej
bezpiecznym wnętrzu dojść do siebie i przespać zły czas. Teraz została jej do
dyspozycji ogromna buda - bliźniak.
Znacznie mniej dotąd przez psy
lubiana oraz rzadziej odwiedzana. Może się Misia do niej przekona i przyzwyczai
a może uda się Cezaremu za jakiś czas zbudować nową budę? Zobaczymy. Mamy tu na najbliższy miesiąc zaplanowanych
kilka poważnych prac związanych z betonowaniem tarasu przed budynkiem
gospodarczym oraz zabezpieczających przed wilgocią murków wokół domu. Jeśli
starczy czasu i siły na robienie kolejnej budy, to dobrze, a jeśli nie, to może
odwlecze się to na przyszły rok albo w ogóle nie dojdzie do skutku, jeśli
zaobserwujemy, że psy zadowoliły się budą - bliźniakiem.
No bo cóż. Nie można przecież mieć w życiu wszystkiego. Zawsze z czegoś trzeba umieć zrezygnować i potrafić się zadowolić tym, co jest. A do tego starać się zapomnieć o tym, co boli, zaburza spokój. Ale żywa istota to nie maszyna, którą da się zaprogramować. Dlatego stany bliskie ideałowi to rzadkość. Zawsze czegoś w życiu jest za dużo a czegoś za mało. To dotyczy rzeczy, zwierząt czy roślin, ale i wielu innych także ludzkich spraw: wspomnień, marzeń, lęków albo tęsknot. I często my ludzie nie pojmujemy nawet, nie chcemy wiedzieć, jak wiele w nas kotłuje się sprzecznych uczuć i wypieranych do podświadomości emocji. Ile warstw zalega w nas jedna na drugiej i tkwi na dnie duszy w kompletnej ciemności i pozornej ciszy. Niekiedy jednak nagle coś się zdoła spod tych warstw wydostać na światło dzienne. I zaskoczyć swą siłą...
Niedawno coś takiego właśnie mnie spotkało. Otóż
oglądałam w TV jakiś naiwny, familijny
film o wpływającym na losy rodziny, z którą mieszkał, mądrym piesku rasy golden
retriever. Na koniec ów piesek umierając podsumowywał w myślach swe życie.
Przypominały mu się różne dobre chwile. I żegnał się ze swoimi bliskimi,
dziękując im za miłość, jaką mu okazali… Scena ta ku mojemu zaskoczeniu wywołała
u mnie ogromny wybuch płaczu. Dawno już nie zdarzyło mi się tak zalać łzami.
Niewiele widziałam przez zapuchnięte oczy a z głębi piersi wciąż wydobywał się szloch. Wszystko to trwało zaledwie kilka minut. Po czym bardzo szybko się
uspokoiłam, wyciszyłam. I poczułam, że ten płacz był mi jakoś potrzebny. Coś we
mnie odetchnęło głęboko i wypogodziło się…To chyba tak jak z niebem. Ono też musi się
widocznie czasem porządnie wypłakać zalewając przy okazji ziemię, lasy, ogrody
i łąki. A potem zabłysnąć słońcem. Widocznie wszystko jest po coś…
A propos
łąk…Dzięki tym częstym ulewom w powietrzu mnóstwo jest wilgoci a czasem zdarza
się, że nad okolicznymi polami i wzgórzami unoszą się magiczne, malownicze opary
i mgły. Niestety, przeważnie tak jest, że to ,co widzą oczy nijak się ma do
tego, co dostrzega obiektyw aparatu fotograficznego. Tym niemniej zrobiłam
kilka zdjęć temu tajemniczemu, niezwykle ulotnemu zjawisku. Mleczny opar ponad łąkami przez kilka chwil
trwał i lśnił w poświacie zachodzącego słońca. A potem rozpłynął się, zniknął
tak szybko, jakby go nigdy nie było.
W związku z tym
mlecznym oparem, który dane mi było zaobserwować przypomniała mi się piosenka o
dziewczynie ze snu, której tekst napisałam niegdyś do piosenki Michaela
Jacksona „Liberian girl”. Lubiłam bardzo kiedyś jego piosenki i zdarzyło mi się
ułożyć do nich kilka swoich tekstów np. tu: (Pod tym samym
niebem: Uzdrów świat... (wewanderers.blogspot.com)
Niedawno
obejrzałam na YT ciekawy, dwuczęściowy film o życiu tego zmarłego w 2009 roku niezwykle
utalentowanego twórcy (Michael
Jackson - cz. 1 Droga na szczyt - YouTube,
Michael Jackson -
cz. 2 Wygnanie i śmierć - YouTube) .
Smutny miał los, choć wielu wydawał się królem sceny i dzieckiem szczęścia. Ale tak jak napisałam
powyżej – nie można mieć wszystkiego. A to, co widać z zewnątrz często ma się nijak do tego, co człowiek przezywa w
środku. Popularność Michaela Jacksona kompletnie go przytłoczyła. Dołożyły się
do tego problemy związane z trudnym dzieciństwem a potem (bezpodstawnymi moim
zdaniem) oskarżeniami o molestowanie
seksualne. Michael Jackson, ten wieczny Piotruś Pan, w życiu prywatnym
kompletnie nie miał szczęścia, choć bezustannie go szukał. I choć wciąż
otoczony ochroniarzami, fanami, menadżerami to w duszy był coraz bardziej bezradny
i samotny…
Dziewczyna ze snu
(Liberian girl)
Dziewczyna ze snu
Przyniosła mi ciszę łąk
I czułość swych rąk
Dziewczyna ze snu
Nie boi się kochać mnie
Spoglądać w mój cień
Dziewczyno ze snu!
Bądź ze mną na zawsze
Nie odchodź znów
Nie sprawiaj mi bólu
Gdy zniknie znowu sen
A ja obudzę się
By szukać, wołać cię
Że kocham cię, kocham,
mój śnie....
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Dziewczyno ze snu
Też pragnę być tam, gdzie
ty
I w świecie twym żyć
Dziewczyno ze snu
Przeraża mnie zimny świt
I powrót z twej mgły
Dziewczyno ze snu!
Tak dużo w mym życiu
Zrobiłem źle
I nie chcę pamiętać
Chcę ukryć wreszcie się
W twej magii zniknąć
gdzieś
Odetchnąć tuląc cię,
I szeptać
Że pragnę cię śnie...
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Dziewczyno ze snu!
Pajęcza samotność oplata
mnie
A ludzie jak cienie
Tak mija każdy dzień
Ja w próżni mojej tkwię
I tęsknię, wołam cię
Że pragnę cię dobry śnie!
Mój śnie…
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Powoli ten mokry
i parny sierpień dobiega końca, ale przed nami jeszcze kilka dni z upałami,
ulewami i burzami. Podobno i wrzesień
zapowiada się wyjątkowo ciepło. Przekonamy się o tym już niebawem, witając
każdy kolejny dzień w naszym pogórzańskim siedlisku pod lasem…