Strony

sobota, 19 czerwca 2021

Upalnie, bzowo, pracowicie…

 




 

   Upalnie się u nas zrobiło a przy tym ilość robót na zewnątrz wcale nie maleje (jeszcześmy nie skończyli z drewnem rozpałkowym a tu kilka dni temu przywieźli nam ponad dwadzieścia metrów opałowego do porąbania, złupania i zwiezienia do drewutni, do tego w przyszłym tygodniu przywiozą nam kolejną dostawę drzewa), toteż ciężko teraz znaleźć czas i ochotę by usiąść do komputera. Zresztą komputer jako człowiek szybko się przegrzewa i łaknie wytchnienia a do tego kontakt dłoni z rozgrzaną klawiaturą też w taką pogodę nie należy do przyjemności. W chwilach najgorszego skwaru wszystko, co żyje pragnie cienia i odpoczynku, dlatego i my chowamy się w miejscach, które odrobinę chłodu zapewniają. Ogromnie przydaje się teraz zimne wnętrze budynku gospodarczego, cień pod parasolem, baldachimem, czy drzewami. W najgorszych zaś momentach, kiedy upał wręcz zniewala i obezwładnia kładziemy się w sypialni, gdzie zaciągnięte zasłony dają jeszcze możliwość jako takiego odpoczynku od słońca i upału. 

   Podobnie czynią nasze psy. Pokładają się w cieniu starej lipy, wiaty, baldachimu, parasoli, bud, samochodów albo ogromnych bzów i tam przesypiają nieomal cały dzień, dopiero późnym wieczorem odzyskując wigor i apetyt. Zuzia po chorobie już doszła do siebie, ale ten gorąc sprawia, że przez większość dnia drzemie w zaciszu budynku gospodarczego, po północnej stronie domu albo okupuje powierzchnię zimnego, betonowego wieka studni.  Oboje z Cezarym wypijamy duże ilości zimnej wody z dodatkiem soli kłodawskiej (dobrze gasi pragnienie a do tego uzupełnia braki elektrolitów i pierwiastków mineralnych). Psy też piją jak smoki! Codziennie dolewam im kilkadziesiąt litrów wody do pojemników i misek. Także klomby kwietne oraz grządki warzywne wymagają nawodnienia  a więc rankiem oraz wieczorem kursujemy z wiadrami, konewkami i wężem ogrodowym w najbardziej przesuszone miejsca ogrodu. Cóż, trzeba jakoś przetrwać ten najgorętszy czas a nawet cieszyć się nim – wszak tak długo czekaliśmy na prawdziwe ciepło, na letnią w barwach i temperaturze aurę, na te cudowne zapachy bzów, róż i jaśminów kwitnących obficie dookoła, na wieczorne, słowicze trele i przygrywania świerszczy, na buchające zielenią i złotem nieskoszone jeszcze, pełne wspaniałych aromatów i ziół łąki. Jednak są chwile, że powietrze aż parzy, pot leje się z człowieka a oczy znękane jaskrawym światłem łzawią…

Niezwykle bujnie kwitną w tym roku dzikie bzy. Są w naszym ogrodzie w każdym zakątku. Niektóre posadzone przez nas, inne zaś wysiewają się same...


 


   Z uwagi na powyższe dzisiaj, żeby zdać Wam relację, co mniej więcej się u nas dzieje nie będę się rozpisywać a po prostu pokażę kawałek naszej czerwcowej rzeczywistości na poniższych fotografiach. Na dłuższe teksty przyjdzie czas, gdy pogoda się zmieni i trochę najcięższych prac nam ubędzie.

Z powodu żarłoczności ślimaków niewiele łubinów zdołało zakwitnąć tej wiosny
 

   Oboje z Cezarym oraz z naszymi psiakami pozdrawiamy Was serdecznie, życzymy pogodnego, ale nie przesadnie gorącego lata oraz zapraszamy do oglądania fotografii!:-)


 

Zuzia na zimnej podłodze budynku gospodarczego

 



 

Wysoka na dwa metry góra suchego, czekającego na pocięcie drewna opałowego

Bale i gałęzie graba, brzozy, wierzb, olch i leszczyn kojarzą mi się z ogromnymi bierkami

 Sadzonki ogórków ponakrywałam pociętymi butelkami po wodzie mineralnej i słoikami. Inaczej padłyby ofiarą cowieczornych ataków watah ślimaków

W donicach pięknie rosną liście laurowe i maciejka

Bez - samosiejka przy wiacie na drewno kuchenne. Poniżej również czarny bez, który postanowił wyrosnąć przy ogródku warzywnym

Bzy przy budynku gospodarczym - ależ pachną!

Plamy słońca na świeżo skoszonym trawniku

Półtora miesiaca temu posadzone wśród kamieni, przy murze domu róże - już kwitną!

A rozrastający się coraz bardziej krzew jaśminu pachnie cudownie - szkoda, że nie da się przesyłać Internetem tych wszystkich niesamowitych aromatów czerwcowego ogrodu!

Szkoda, że nie da się Was zabrać w gąszcz pachnących, dzikich bzów

Albo w cień szykującej się do kwitnienia lipy oraz kolejnego bzu - samosiejki

A to już łąka o zachodzie słońca przystrojona czerwcowymi odcieniami, okryta aureolą złocistego lśnienia


Prawda, że kwitnące kłosy traw wyglądają pod wieczór wręcz magicznie?

A to nasz dobrotliwy dąb, który daje dużo przyjemnego cienia

I znowu widok na sąsiednią łąkę oświetloną promieniami zachodzącego słonka


I jeszcze na koniec jeszcze raz widok obramowanych przedwieczornym blaskiem traw

 * * *

 

niedziela, 6 czerwca 2021

Wieści z czerwcowego Jaworowa...

 



 

   Obiecałam, że napiszę gdy coś się u nas zmieni. I zmieniło się. Nie chcę już wstrzymywać się z ogłoszeniem ważnej dla nas nowiny. Zuzia zdecydowanie czuje się lepiej. Być może to chwilowa poprawa. Możliwe, że za jakiś czas znowu trzeba będzie wznowić wizyty u weterynarza. Jednak póki co jest dobrze, co potwierdza każdy kolejny dzień oraz obserwacja normalnych, zdrowych zachowań naszej psiny.


 

   Po pierwsze wrócił jej apetyt. Aż za bardzo! Teraz mogłaby zjeść konia  z kopytami  a tymczasem powinna być na łagodnej, mocno ograniczonej diecie, żeby znowu nie pojawiły się jakieś problemy jelitowe. Zakazane są więc – już chyba na zawsze – wszelkie kości. Ale może to i lepiej, bo zęby starzejącej się Zuzieńki nie są już w najlepszym stanie a gryzienie tak twardych rzeczy i tak wkrótce byłoby dla niej nie lada problemem.


 

   Po drugie wróciła jej ochota do ruchu, do reakcji na to, co dzieje się w otoczeniu, do życia w ogóle. Widać to po tym jak biegnie do bramy, jak szczeka razem z innymi psami, gdy ktoś przechodzi obok naszego siedliska. Albo gdy staje się zazdrosna o to, co jedzą pozostali członkowie jej rodziny. Albo gdy tarza się radośnie na trawie. Gdy biegnie na tył ogrodu i obwąchuje drzewka, obgryza trawki. 


 

   Po trzecie Zuzia odnowiła silne relacje ze swoją psią rodzinką. Z matczyną troskliwością przeczesuje zębami futra Misi czy Hipci i wygryza im wyimaginowane pchły. Odgania od nas napraszającego się o głaski Jacusia, gdy autorytatywnie uzna, że to przecież jej należy się więcej uwagi. Sama często nadstawia się do pieszczot. Wtula się z całej siły w nasze nogi, patrzy czule w oczy, bezwstydnie wykłada się na trawie brzuchem do góry oczekując gładzenia wygolonego po USG brzuszka.

 


   Wobec powyższego i nam wróciły dobre humory. I czerwiec jawi się nam jako przyjazny, pełen barw i nadziei miesiąc.

 



   A ponieważ nareszcie zrobiło się ciepło, to coraz więcej czasu spędzamy w ogrodzie, gdzie z przyjemnością siedzimy w cieniu zrobionego przez nas baldachimu. Mamy stamtąd widok na większość ogrodu a sami nie jesteśmy widoczni, ponieważ przed ciekawskimi spojrzeniami chroni nas opuszczona od strony polnej drogi zasłonka.  Zresztą, tak niewiele osób tędy przechodzi czy przejeżdża, że właściwie nie ma to znaczenia. Chociaż ostatnio ten ruch, niestety, nieco się nasilił, gdyż coraz częściej przyjeżdżają do pobliskiego lasu geodeci uparcie poszukujący w naszych okolicach ropy i gazu ziemnego. Poznaczyli w lesie mnóstwo miejsc, gdzie będą robić badania i odwierty. Przy okazji kompletnie zniszczyli leśną drogę zamieniając ją w niemożliwe do przejścia suchą stopą grząskie, błotniste bajoro. Ech! Mamy nadzieję, że niczego ciekawego nie znajdą i wkrótce znowu wróci spokój do naszej pogórzańskiej wioseczki. Najważniejszy bowiem jest tu dla nas spokój. Możliwość odcięcia się od cywilizacji. Od jej nakazów, przymusów, plotek, mód, nachalnej propagandy oraz poprawności politycznej. 


 


   Dlatego cieszymy się, ilekroć możemy odpocząć między kolejnymi pracami pod naszym baldachimem.  I nie dochodzą nas tu żadne odgłosy poza śpiewem ptaków, bzyczeniem owadów, poszumami liści oraz oczywiście poszczekiwaniem czy pochrapywaniem naszych czterech psisk.  


 

  Podnoszone i opuszczane, zsuwane i rozsuwane zasłonki  własnoręcznie zrobionego baldachimu świetnie osłaniają nas przed ostrymi promieniami czerwcowego słonka.  Baldachimy i pawilony, które można nabyć w sklepach są nie dość, że drogie, to jeszcze wykonane z łatwo prujących się materiałów, łamiących się często plastików i korodujących rurek. A tymczasem nasz jaworowy baldachim wykonaliśmy z mocnej, dwuwarstwowej niepasującej nigdzie wielkiej story (kupiliśmy ją kiedyś za złotówkę w ciucholandzie), kilku pasujących w kolorze starych zasłonek kuchennych, drewnianych kołków oraz malarskiego sznurka, dla wzmocnienia posplatanego przeze mnie w warkoczyki. Od około tygodnia testujemy ten nasz nowy, ogrodowy mebel i widzimy, że sprawdza się, ponieważ o każdej porze dnia możemy rozsiąść się tam wygodnie i wraz z wszystkimi psami korzystać ze schronienia przed słońcem. Nasz baldachim przeżył w tym czasie dwie silne ulewy z wichurami oraz nagłą burzę i wyszedł z tych pogodowych zawirowań bez najmniejszego szwanku. Wierzymy, że w dobrym stanie dotrwa do końca lata. Na zimę mamy zamiar go zdemontować, schować do budynku gospodarczego i znowu rozłożyć, gdy w przyszłym roku wrócą ciepłe dni.

 


   Ale póki co czerwiec dopiero zaczyna się rozkręcać i pokazywać swą cudną, bujną urodę. Ciemnoniebiesko kwitną ogrodowe chabry a jasnobłękitno niezapominajki. W fioletowe kwiateczki przystraja się żywokost.  Lada chwila rozwiną się pąki róż pomarszczonych. Tu i ówdzie zaczynają się już pojawiać kwiatostany czarnego bzu oraz kaliny. Na czarnych, czerwonych i białych porzeczkach mnóstwo seledynowych zawiązków owoców. Białe kwiatki truskawek obsiadają bąki, osy i pszczoły. W  przydomowym stawiku mnóstwo żab i kijanek. Lipy – samosiejki rozrastają się coraz bardziej. Gotowy do pierwszych zbiorów jest lubczyk. A dorodny szczypiorek na grządkach wprost kusi by zerwać go i ze smakiem pogryzać.


 

   Wszechobecna wilgoć po deszczowym maju sprawia, że wylęga się coraz więcej ślimaków i niestety, w ich łakomych paszczach poznikało już kilkanaście sadzonek dyń oraz cukinii. Dlatego ocalałe przed ich apetytem młode roślinki nakryłam mini szklarenkami z obciętych butelek po wodzie mineralnej. Codziennie muszę sprawdzać czy nie potrzeba takiej ochrony kolejnym, wychodzącym dopiero z ziemi maleńkim listkom.  Wieczorami bzyczą chóralnie komary.  W ogrodowych chaszczach czają się kleszcze, pająki, czerwone mrówki. Na czarnych bzach rezydują mszyce. Cóż, wszystko chce żyć, pcha się do życia, zarówno rośliny jak i zwierzęta. Siła przetrwania niektórych istnień jest naprawdę ogromna.  I tak powinno być. Natura wie co robi. W naturze można znaleźć radę, oparcie, pociechę, ochronę i zdrowie. Im dłużej tu mieszkam tym mocniej się w tym utwierdzam. Tym bardziej jestem za tę bliskość natury wdzięczna.

 



   Popijając miętowo-melisową herbatkę, z Zuzią śpiącą smacznie u moich stóp kończę tego posta wierszem o niezapominajkach, który napisałam jakiś czas temu a chyba nigdy nie było okazji pokazać go na blogu. Myślę, że dobrze on pasuje do mojego nastroju w tę piękną, czerwcową niedzielę.

 

Moje niezapominajki

I znowu tu wyrosły, znowu się niebieszczą
Półdzikie i niewinne, bo z lasu przyniesione
Stale na przekór burzom, wichrom oraz deszczom
Uparte i odważne, obawą nie stłamszone

Schowane wśród ziół i paproci
Wrosłe w swój kącik na zawsze
Słońce im serca wciąż złoci
A czas łagodnie je głaszcze

Witam je, wzruszona ich modrym odrodzeniem
 

Podnoszą ku mnie główki, gdy przy nich przystaję

I chyba rozpoznają zielone me spojrzenie
Bo szepcą: spójrz,  jesteśmy i ty też istniejesz

Schowana wśród chwil i marzeń
Wrosła w nadzieję na zawsze
Żyjesz, dostając świat w darze
A czas łagodnie cię głaszcze…