Dwa zdarzenia w ostatnim czasie mocno dały mi do myślenia o tym, iż Wszechświat w jakiś sposób czuwa jednak nad nami, daje coś do zrozumienia, a może i pomaga. Pierwsze miało związek z naszymi częstymi ostatnio wyjazdami do Rzeszowa, gdzie odwiedzałam pewną przychodnię specjalistyczną. Otóż po jednej z takich wizyt zajechaliśmy naszym autkiem pod wielki supermarket. Zaparkowaliśmy go na ogromnym parkingu i ruszyliśmy na rekonesans po przybytku, w którym już dobrych kilka lat nie byliśmy, bo jakoś nas wcale do niego nie ciągnęło. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po powrocie na parking okazało się, że nasz samochodzik odmawia sprawnej jazdy. Coś od spodu zaczęło w nim dziwnie szumieć, zgrzytać i sprawiać wrażenie jak gdyby jakieś ciało obce blokowało koła. Obejrzeliśmy je zatem z każdej strony spodziewając się, iż ktoś dla kawału włożył nam pod któryś z błotników plastikową butelkę. Ale nie, nic tam nie było. Dopiero pewien młody mężczyzna, który parkował obok zajrzał pod spód naszego rumaka a poświeciwszy sobie latarką z telefonu zawyrokował natychmiast, iż pękła sprężyna łącząca przednie koło z podwoziem. I dlatego owo koło wydawało tak dziwaczne zgrzyty.
Oj! To całe szczęście, że ta sprężyna urwała się państwu tu, na postoju a nie na ruchliwej szosie. Bo jakby koło się wam w trakcie jazdy urwało, to nie byłoby czego po was zbierać! - zawyrokował spoglądając na nas z podziwem niby na wyróżnionych przez los ocaleńców.
Od razu do rozmowy dołączył się inny, stojący nieopodal mężczyzna i stwierdził, że nawet sam widział kiedyś tak straszliwy wypadek, gdy pędzące kilkadziesiąt km na godzinę autko nagle wpadło w poślizg i rąbnęło z całej siły w barierkę, a urwane koło poturlało się do rowu, na szczęście nie uderzając po drodze w inny pojazd. Co stało się z pasażerami feralnego auta? Tego ów mężczyzna nie wiedział, ale domyślał się, iż byli co najmniej mocno poranieni.
Tak, że naprawdę macie państwo szczęście! - potwierdził spostrzeżenie młodego człowieka i kręcąc z niedowierzaniem głową odjechał w sobie tylko znanym kierunku.
Cóż. Po przemyśleniu całej kwestii oboje z Cezarym uznaliśmy zgodnie, iż rzeczywiście mieliśmy szczęście, bo czymże były problemy z drogo wycenionym przewiezieniem naszego autka lawetą czy zapłaceniem u mechanika kilku stówek za naprawę, skoro nam nic się nie stało. Skoro cali i zdrowi mogliśmy wrócić do domu, do naszych kochanych zwierzaków. Bo tak naprawdę, to liczy się tylko zdrowie i życie nasze oraz naszych bliskich. Cała reszta to tylko dodatki...
A drugie zdarzenie? Otóż przez kilka ostatnich tygodni w związku z moim niedawnym zapaleniem płuc oraz z podejrzanymi cieniami wykrytymi na prześwietleniu rentgenowskim jeździliśmy do pulmonologa w Rzeszowie. Ostatecznie po tomografii okazało się, że owe cienie to niestety nowotwór płuca. Nowotwór jeszcze mały i nie dający na razie żadnych oznak ani dolegliwości. Na tyle mały, że o ile nie będzie żadnych przerzutów a mój stan zdrowia na to pozwoli będę mogła mieć wykonaną operację, w trakcie której zostanie mi wycięty płat płuca wraz z owym guzem.
A gdzie w tym owo tytułowe szczęście w nieszczęściu? Otóż gdyby nie zapalenie płuc, to bym o owym nowotworze nic nie wiedziała a on rozwijałby się w moim organizmie bez żadnych przeszkód aż stałby się tak duży i groźny, tak zagarniający inne części ciała, że jego operacyjne usunięcie nie byłoby już możliwe. I zostawałaby wówczas tylko chemio oraz radioterapia a to, jak wiadomo, w wielu przypadkach nie przynosi oczekiwanych rezultatów.
Od jakiegoś czasu w związku z powyższym żyję w stanie sporego rozedrgania psychicznego. Mam napady lęków i problemy ze snem, dlatego bywa, iż muszę się wspomagać środkami uspokajającymi. Wsłuchana w ciszę nocną rozmyślam intensywnie o tym, co mnie czeka, boję o to, co byłoby jeślibym odeszła, co wówczas z bliskimi... Nie chcę tak myśleć, ale myśli same pchają mi się do głowy i kraczą niby czarne ptaszyska...Zastanawiam się też skąd mi się ten nowotwór wziął, skoro żyję zdrowo, odżywiam się też zdrowo, nie przyjmowałam żadnych podejrzanych preparatów, używek ani suplementów, nigdy nie paliłam papierosów a do tego okolica, w której mieszkam słynie z krystalicznego, górskiego powietrza....
- Czy jakoś przyczyniły się do tego zmartwienia, których ilość od końca zeszłego roku wciąz wzrasta? - dociekam, z ciężkim sercem wspominając chorobę brata a zaraz potem taty.
Może to bliskość wieży przekaźnikowej jakoś mi zaszkodziła? A może odwierty gazu ziemnego w pobliskim lesie? To wcale nie żadne głupie teorie spiskowe. Wszak kwestie wpływu na zdrowie przekaźnika i odwiertów gazu poruszyli ze mną lekarze - pulmonolodzy, którzy także podejrzewają, iż coś może tu być na rzeczy...
Być może zalęgnięcie się we mnie tego ósmego pasażera Nostromo było mi z jakichś powodów pisane, no bo jeśli wszystko dzieje się po coś, to i w tym jest jakiś sens, jakaś nauka...?
Ech! Nie da się tu dojść do żadnej jednoznacznej odpowiedzi! - stwierdzam w końcu i włączam w telewizji You Tuba aby zająć czymś znękany umysł. A czasem coś sobie w myślach nucę i wyobrażam sobie, że wędruję po moich ulubionych miejscach. Po lesie, po łąkach, po okolicznych bezdrożach i malowniczych dróżkach. Wówczas nieraz ogarnia mnie błogi, wewnętrzny spokój i doznaję przeczucia, iż będzie dobrze bo musi być dobrze, bo zdecydowanie jeszcze na mnie nie pora.
Rak to nie wyrok! – oświadczam przekonując samą siebie i próbując odganiać w ten sposób owe złośliwe ptaszyska.
Przecież jestem silna (i poza tym nowotworem zupełnie zdrowa), do tego pozytywnie nastawiona a wobec tego dam radę przetrwać i przezwyciężyć wszystko, co mnie teraz czeka a Wszechświat ma mnie jednak w opiece. W takich chwilach czuję więc wobec niego ufność a nawet wdzięczność. I wierzę a raczej mocno chcę wierzyć, że jeszcze nie raz wzejdzie dla mnie słońce...- dopowiadam te słowa w myślach niby jakąś mantrę.
Jutro na kilkanaście dni idę do szpitala, gdzie wykonają mi pełną diagnostykę, która da ostateczną odpowiedź na to, jaki rodzaj nowotworu zagnieździł się w moich płucach, czy są przerzuty i w jaki sposób będę leczona. Mam nadzieję, że zakwalifikują mnie na operację, którą zrobią najszybciej jak tylko się da i która rzecz jasna się uda. Oczywiście obawiam się także owej operacji, ale jednocześnie wiem, że to będzie najlepsze dla mnie w tej sytuacji. I że będą szczęściarą, jeśli uda mi się ją pomyślnie przejść a potem w pełni zdrowia żyć tak, jak żyłam do tej pory. W troskliwej opiece Wszechświata, w bliskości dzikiej natury, w zgodzie, w przyjaźni i w miłości z ludźmi, którzy są mi bliscy...
Proszę, trzymajcie za mnie kciuki! Odezwę się (mam nadzieję!) jak już będzie po wszystkim!
Może to wredny los chce z nas czasem zakpić? Dbających o zdrowie doświadcza, a tych co sami niszczą swoje zdrowie oszczędza..
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia i powrotu do pełni zdrowia!
Nie wiem co powiedzieć, ale jestem(zawsze) blisko Ciebie,choćby daleko.
OdpowiedzUsuńPamiętam o Tobie.....życzę dużo sił i wytrwałości ❤
Olu kochana, calym sercem z Toba. Ty sama dodalas mi otuchy swoimi slowami i podejsciem. Przychodzi mi na mysl Star... Ty tez jestes dzielna i wspaniala , i Wszechswiat zatroszczy sie o Ciebie. Kitty
OdpowiedzUsuńOpisywałam kiedyś podobny zbieg okoliczności, zboczyliśmy z drogi, by drewniany kościółek obejrzeć, a gdy wróciliśmy na trasę, mijaliśmy straszny wypadek tuz przed nami...
OdpowiedzUsuńOlu, druga wiadomość mnie przeraziła, ale wierzę, że skoro guz operacyjny, to jest duża szansa na wyleczenie!
Trzymam mocno kciuki i przytulam:-)
podsyłam garść życzliwych myśli.... pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTwój blog nieraz dodawał mi sił, koił pięknymi zdjęciami. Dziękuję i czekam na kolejne wpisy. Całym sercem Cię wspieram. Małgorzata
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z opinią, że czasami organizm w ten sposób daje znać żeby zwolnić. Wiem co czujesz, sama jeszcze nie jestem bezpieczna. Podejdź do tego zadaniowo, to choroba jak każda inna i trzeba ją wyleczyć. Olu tulę serdecznie i życzę dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać co mówi totalna biologia o płucach. Coś w tym jest . Oby wszystko wyszło na dobre🩷💚
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, Olu. Przesyłam Tobie mnóstwo dobrych myśli 💗💗💗wracaj szybko do zdrowia.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze.Ewa.
OdpowiedzUsuńNo i miałam rację...Ewa,23 listopada...
UsuńOlu trzymaj się, po prostu się nie daj i odhaczaj procedury. To że mały i wczesny to dobra wiadomość, możliwość zabiegu dobra wiadomość. Bardzo będę o Tobie myśleć a Ty się nie zamartwiaj. Zamartwianie pozbawia sił. Buniole i ciepełko kocie przesyłam.
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki 🍀💚💚💚🍀
OdpowiedzUsuńNiech wszystko będzie dobrze! Przytulam mocno, dobre myśli posyłam 🌈💚💗🍀🍀
OdpowiedzUsuńHanka C.
Małe szczęście w większym nieszczęściu, albo małe nieszczęście w wielkim szczęściu. Ponoć nic co nas spotyka nie jest bez znaczenia. Teraz nowotwór w początkowym stadium jest najczęściej wyleczalny i tego Ci życzę z całego serca. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mocno będę trzymać kciuki i wierzę, że zapalenie płuc było dla twego większego dobra. Żeby w porę wykryć tego małego guzka i usunąć bezpiecznie. I awaria samochodu też taka pozytywna, bo naprawdę szczęście mieliście. Płuca podobno chorują od lęku, przewlekłego lęku. Więc trzeba brać głęboki oddech Olu :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i dawaj znaki.
Olgo
OdpowiedzUsuńJestem, myślę, przytulam...
Nieustająco dobre myśli przesyłam...
Życzę Ci Oleńko dużo sił, jak najlepszych wyników i szybkiego powrotu do zdrowia. A ponieważ wierzę w moc modlitwy to będę Cię nią ogarniać.
OdpowiedzUsuńOlgo,pierwszy raz piszę choć czytam Twój blog od wielu lat,ale teraz poczułam ,że chcę Ci przesłać serdeczne myśli i życzyć szybkiego całkowitego wyzdrowienia! Mój znajomy całkiem niedawno miał operację z tego samego powodu co Ty i obecnie czuje się zupełnie zdrów , więc mam nadzieję,że u Ciebie będzie podobnie! Dana
OdpowiedzUsuńZdarzają się takę sprawy między niebem a ziemia, który ludzki umysł nie ogarnia, a że lis wam tak pozytywnie sprzyjał, to też jakiś znak, skądś, od kogoś, że macie jeszcze tutaj tyle do bycia...
OdpowiedzUsuńOlu, to co się zdarzyło na parkingu z Waszym autkiem jest wyraźnym znakiem, że przed Wami życie otwarło na oścież gościniec. Czy może być bardziej wyraźny sygnał? Tak, że wszystko będzie dobrze z Twoim intruzem, bo właściwy meldunek został nadany na owym parkingu.
OdpowiedzUsuńPrzytulam i trzymam z całych sił ❣️
I będę się modlić w Twojej intencji❤️
OdpowiedzUsuńZycze duzo sil dla Ciebie i bliskich. Wracaj do zdrowia i rowniez szybko na bloga.
OdpowiedzUsuńDobrze się stało, że ten twór został wcześnie wykryty. Można się z nim rozprawić i oby był operacyjny. Nie wiadomo gdzie szukać przyczyn. Stres i trudne wydarzenia na pewno nie mają dobrego wpływu na zdrowie. Stres to cichy zabójca. Nawet to, gdy martwimy się o bliskich, przejmujemy jakąś sprawą - też ma wpływ na nasze zdrowie.
OdpowiedzUsuńSiła jest kobietą ! Dasz radę ! Wysyłam dużo pozytywnych myśli w Twoim kierunku. Pozdrawiam :))
Olu, to ja wobec tego pozwolę się tu sobie ucieszyć.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, że Wam się tak udało z samochodem.
Po drugie, że nowotwór jest mały i młody. Wytną Ci go i już.
Nie martw się na zapas, bardzo Cię proszę. Lepiej popatrz na te wszystkie wschody i zachody słońca oraz pogłaskaj psa, kota i Cezarego.
Buziaczki! Jestem przekonana, że będzie dobrze!
Bardzo , bardzo mocno trzymam kciuki . Mirka
OdpowiedzUsuńDobre myśli przesyłam, niech Moc bedzie z Tobą ! WIktoria
OdpowiedzUsuńOlu kochana, dopiero teraz przeczytałam. Zła jestem na siebie, że nie zajrzałam wcześniej. Już jesteś w szpitalu, a to lepsze niż czekać na ten dzień, pojechać. Przeraziłam się tak, jakby to mnie dotyczyło. Ale wierzyłabym, że dam radę zwalczyć potwora. Życzę Ci kochana moja siły, odporności i wiary w to, że to tylko mały epizod. Naprawdę to wielkie szczęście, że został przypadkiem wykryty. Wspieram wszystkimi dobrymi myślami, myślę o Tobie i micno wierzę, że szybko wyzdrowiejesz. Nie po to wydarzył się cud na parkingu, no to nie jest ten czas. Oleńko, tulę mocno, niech jak najszybciej ten czas minie jak zły sen. Maria.
OdpowiedzUsuńOleńko, ja też naprawdę myślałam, że jak żyjecie tak zdrowo i w miłości wzajemnej to nic Was nie dosięgnie krytycznego. Ale los, chociaż bywa ślepy, doświadcza nie tylko tych co odrobią lekcję. Będzie dobrze kochana, ja mam przed sobą jeszcze 9 lat życia i koniecznie jeszcze do Was dojadę i może nawet pobędę. 💚💛💜
OdpowiedzUsuńOlenko kochana zagladam tu kiedy tylko moge, bo nie zawsze mam dostep do internetu (ja zyje inaczej... prosciej niz prosto i wybacz brak polskich znakow, ale nie mam wyboru)... Wasz samochod potrzebowal wymiany peknietej sprezyny i jest na chodzie... a Ty potrzebujesz innego zrozumienia tego co sie dzieje w Twoim organizmie... i bedziesz jak nowa... Wiekszosc z nas reaguje na diagnoze raka tak samo... najpierw sie boimy a przez reszte czasu sie martwimy... i choc probujemy sie jakos pocieszac, to i tak ciagle sie martwimy... a to nie pomaga... Mamy tylko tyle wiedzy ile nam wpojono a naprawde jest jednak tak jak mowisz "rak to nie wyrok"... Kochana, jesli mozesz to szybko zdobadz i przeczytaj ksiazke... Andreas Moritz "Rak to nie choroba a mechanizm uzdrawiania"... Musimy sie ciagle uczyc, zeby dostac prawdziwe zrozumienie rzeczy, bo wiekszosc tego, czego nas nauczono niestety nie jest prawda wiec jest nam potrzebne inne spojrzenie na te same tematy... Mamy szukac prawdy, bo prawda nas wyswobodzi... Jestes przepiekna swietlista dusza... i zawsze nia bedziesz... Twoje cialo potrzebuje Twojej pomocy, zeby moglo sie uzdrowic... Wszystkiego najlepszego kochana... Bedzie dobrze. Maria
OdpowiedzUsuńTrzymam ogromne kciuki za dobre rozwiązanie! Dobrze, że zmiana została wykryta wcześnie, tym bardziej liczę, że leczenie przebiegnie pomyślnie i w 100% wyzwoli Cię z tych niedobrych szponów. Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuń