Strony

środa, 24 maja 2023

Przed burzą…

 


 

Uwielbiam ten czas przed burzą

Gdy chmury się srożą i burzą

Gdy podmuch przetacza się gniewny

Po łąkach dotąd tak sennych



W krąg wzgórza otuchą zadrżały

Dość mając bezsilnej niemoty

Bo grzmot skądś je doszedł wspaniały

Zapowiedź przerwania spiekoty

 


Nad cichą kapliczką tej wioski

Niebiosa poczęły swe granie

Natury to głos albo boski?

Odpowiedź na modlitw błaganie?

 


I w życiu po chwilach milczenia

Po dniach beznadziei upartych

Nadchodzi czas przesilenia

Odwaga się budzi z martwych

 


Pieśń serca ożywa znów mocą

Do wtóru chce nucić obłokom

I skrzydła już nowe łopocą

I chce się polecieć wysoko

 


Bo prawda się pragnie wykrzyczeć

Bo zło ma się z dobrem zmierzyć

To burzy są obietnice

I bardzo się chce jej uwierzyć



Uwielbiam ten czas przed burzą

Gdy chmury się srożą i burzą

Gdy podmuch przetacza się gniewny

Po łąkach dotąd tak sennych…

 




poniedziałek, 15 maja 2023

Nie zawsze maj jest majem…

 

 



   W maju, jak to w maju. Pracowicie i zielono. Więcej jest się w ogrodzie, niż w domu. Chce się być tam, gdzie tętni życie, wspierać to życie, być jego częścią. Mniej teraz człowieka przejmują i angażują sprawy dalekiego świata. Znacznie bardziej liczy się jego własny, mały a przecież tak bardzo potrzebujący opieki, pracy i starania bliski światek.  Myślę, że podobne odczucia ma większość osób żyjących blisko natury, oddających się jej w zupełności. A natura? Cóż,  jest wymagająca, zawłaszczająca, niecierpliwa, ale i ogromnie szczodra.  W zamian za wszystkie codzienne i nieraz bardzo żmudne czynności obdarza spokojem ducha, uczuciem przywróconej magicznie młodości, satysfakcjonującej sprawczości i towarzyszącej im pożyteczności wszystkich wiosennych działań.



   I tak właśnie na ogół jest u nas. Stopiliśmy się w jedno z otaczającą nas przyrodą. Jesteśmy jej maleńkimi, ufnie sprzęgniętymi z machiną istnienia trybikami. I to wystarcza. Więcej się nie łaknie. Zdrowie i chęci, póki co, pozwalają na wykonywanie obowiązków związanych z gospodarstwem i ziemią. Na ten corocznie powtarzający się taniec wielu nowych planów i zamierzeń, koniecznych i powtarzalnych obowiązków oraz wytrwałej ich realizacji. Tańca, podczas którego ma się wrażenie, że jakaś równowaga jest utrzymana a swoim działaniem stwarzamy coś dobrego.



   No tak, ale czy nie zdarzają nam się pomyłki, błędy, nietrafne decyzje albo porażki? Czy zawsze jesteśmy z siebie zadowoleni? I czy wszystko przebiega tak wspaniale i bezproblemowo, jak niektórym mogłoby się wydawać po lekturze naszego bloga? Bywa różnie. Raz lepiej, raz gorzej. Nikt z nas nie jest przecież ideałem. Czasem się człowiekowi nic nie chce a niekiedy  robi się coś pobieżnie albo byle jak, byleby było, bo po prostu nie ma się siły na więcej. Innym razem działa się mechanicznie, nie rozmyślając wiele o konsekwencjach. Bo po prostu trzeba to właśnie zrobić – tak czy siak a błędy czy straty są przy tym nieuniknione. Człowiek  - ogrodnik pomaga nowemu życiu, ale też decyduje co ma prawo do istnienia a co nie. Co jest przydatne a co zbędne. Jego dziełem są wszak wielkie hałdy wyrwanych z korzeniami chwastów albo przekopane ostrym szpadlem grudy ziemi wraz z kryjącymi się w niej dżdżownicami i innymi niewinnymi stworzonkami. To on przycina co roku gałęzie drzew, kształtując je po swojemu. Przegania z ogrodu wszelkimi możliwymi sposobami (nieraz bardzo drastycznymi) krety, nornice, ślimaki i uznawane przez niego za szkodniki owady. Kształtuje otaczający go świat po swojemu, biorąc odpowiedzialność za to, co robi, choć nie zawsze robi dobrze, choć jego działanie niektórym istnieniom niesie kres albo cierpienie. Jest niczym bóstwo, od którego woli zależy tak wiele. Bóstwo, które przecież będąc częścią koła życia też w pewnym momencie ulegnie destrukcji, bo inne bóstwo lub po prostu przypadek zdecydują o tym, że nadszedł czas nieuchronnego końca.



   A wszak wiadomo, że z każdym rokiem będzie nam w Jaworowie coraz ciężej, że pewnej wiosny może zabraknąć sił, że w końcu i nas może zabraknąć. Bo przecież nic nie trwa wiecznie. Zmieni się wszystko. Palec losu od czasu do czasu beznamiętnie wskazuje na kogoś i to, co wydawało się stałością, wiecznością, a nawet nudną powtarzalnością – raptem znika…A pogodny, beztroski, pełen niezapominajek maj przekształca się nagle w zasnuty melancholią, szary listopad.


   Czasem w najbardziej pogodny i kwitnący rozmaitymi barwami, na pozór beztroski dzień przychodzi mi ta niewesoła myśl do głowy. Lęk przed przyszłością, przed jej nieuchronnością niby czarny ptak przysiada na sercu. Na szczęście, ledwo się pojawia, zaraz znika odegnany przez wszechogarniającą moc odradzającej się, pełnej buzującej energii natury. Bo jakże mogłoby przestać istnieć coś, co żyje tak intensywnie? To przecież jakaś abstrakcja, bluźnierstwo, naruszenie tabu! Po co w ogóle rozmyślać o smutnych rzeczach, przydawać im mocy, zasnuwać ponurym cieniem ten cudowny, zielony czas? Wszak maj ma być majem i basta.




   Ale przecież maje bywają różne dla każdego. Wszystko jest subiektywne, indywidualne, delikatne. Podczas, gdy jedni cieszą się, śmieją, pracują ile sił w mięśniach, inni zastygają w niemocy, smucą się i cierpią, bo właśnie teraz dzieje się u nich coś złego. Albo przypominają sobie coś, co boli i mniej lub bardziej boleć będzie zawsze. I choć bronią się przed tym jak mogą, to bywa, iż uraża ich cudza beztroska. Otwiera rany w ich duszach świat, który tak bezwstydnie, tak do utraty tchu cieszy się tym swoim wszechogarniającym istnieniem.  Ci cierpiący mają wrażenie, że im jest dokoła promienniej, im pogodniej wkoło, tym wyraźniej odcina się w ich sercu boleść, żal, smutek, uczucie niesprawiedliwości, rozpaczy, lęku, bezradności, tęsknoty…Tyle się dzieje w tym samym a tak różnym dla każdego czasie. Każdy odczuwa po swojemu, bo każdemu co innego w danym momencie przypada w udziale. Los, ten pracowity ogrodnik trzyma się swoich planów, nie przejmuje się ludzkimi rojeniami ani tym co wypada, co być powinno. Robi swoje. Wbija ostry szpadel to tu, to tam…



   Cieszę się moim majem, ogromnie go doceniam póki trwa. Jest jeszcze dla nas w Jaworowie dobry i łaskawy. Jeszcze roztacza wielobarwne uroki i blaski. Jeszcze zachęcając do czynu podśpiewuje stare piosenki, głaska, rozwesela, maluje naiwne obrazki, opowiada baśnie o wieczności. Otula kojącą obecnością nawet w pochmurne, chłodne dni. Ale myślę też o tych, dla których maj stracił już ten czar. Coś się niestety zmieniło u nich na zawsze…Przestali czuć się trybikami tej machiny dziania chociaż życie dokoła płynie dalej jak gdyby nigdy nic. I mimo ich ogromnej wyrwy w sercu trwa, będzie trwać i swoim tempem kręcić się po dawnemu. Jednak wreszcie, taką mam nadzieję,  czas powolutku zasklepi i zabliźni tę głęboką ranę. Wreszcie da znowu odrobinę odetchnąć. Pozwoli materii duszy choć trochę zazielenić się kolejnej wiosny i znaleźć powód by starać się na nowo żyć. Po nowemu, inaczej, ale mimo wszystko żyć. Jakkolwiek się da. Bo tylko to się liczy. Ta nasza krótka chwila istnienia. Ta niezwykła wyprawa w nieznane. Ten cudowny lot ku słońcu.



    I właśnie dla  wszystkich bliskim sercu osób, dla tych, których uczucia mocno czuję w sobie, bo są, były czy też będą kiedyś moimi uczuciami ten tekst.