W drugi dzień świąt nastała u nas bardzo mroźna (rankiem było minus 15 stopni), ale i słoneczna pogoda. A ponieważ bardzo się już za słońcem stęskniłam powędrowałam w dal aby napawać się tymi skrzącymi diamentowo połaciami niezmąconej bieli, pooddychać mroźnym, rzeźkim powietrzem, ucieszyć się skrzypieniem i chrzęstem śniegu pod nogami oraz by spróbować zatrzymać to piękno na fotografiach. Ach, jak dobrze tak pójść przed siebie - bez celu, bez pośpiechu, bez trosk krążących nad głową całymi stadami. Iść i o niczym nie myśleć. Tylko być. I przytrzymać tę błogą chwilę w sobie, bo wiadomo, że uleci, roztopi się i zniknie jakby jej nigdy nie było.
Z tego, co zapowiadają w prognozach pogody już od jutra wróci zachmurzenie a potem przez parę dni Pogórze dostanie się w strefę ciepłego powietrza. Pewnie zniknie więc ta cudowna biel, ta czystość i lśnienie niezmierzonych przestrzeni a potem znowu dominować będzie czerń bezlistnych drzew, wyblakły brąz łąk i wszędobylskie błoto. Ale i to w końcu przeminie. Cóż. Także i w życiu tak przecież jest. Pogoda i niepogoda na przemian. Radość, smutek, piękno, brzydota, ulga, cierpienie – zwyczajny nasz ludzki przekładaniec. Póki trwa zatem jeszcze to zimowe, niewinne piękno pragnę pokazać Wam trochę zrobionych dzisiaj fotografii. Mnie najbardziej spodobały się te, na których mróz zastygł na trawach w formie delikatnych piór albo skrzydeł anielskich. Albo te, gdzie mgły rozpościerają się ponad polami i górami a niektóre z nich sprawiają, że odległe lasy albo czubki wzgórz wyglądają jakby unosiły się w powietrzu…
To pewnie ostatni w tym roku na tym blogu post. Zatem już teraz życzę Wam kochani znacznie lepszego niż obecny Nowego Roku. Wielu pięknych, radosnych chwil, które ukoją Wasze serca i oddalą troski!***
P.S.
A na naszym drugim blogu, po kilku latach przerwy zaczyna się nowa, zimowa opowieść z życia wzięta. Serdecznie zapraszam Was na Nitki losu ( klik )