…Chciałabym napisać jakiś optymistyczny, przedświąteczny
tekst. Dla siebie i dla Was. Bo przecież pora na to. Bo chyba zawsze coś w tym
stylu tu w grudniu pisałam. Chciałabym ożywić w sobie dziewczynkę, która po
prostu cieszy się życiem, bo widzi je w jasnych barwach, bo wplata w nie nitki
dobrych wspomnień, niewinnych marzeń i delikatnej magii. I to jest jej tarczą i
ochroną oraz nieusuwalnym
jądrem. Taką siebie lubię, do takiej się uciekam, ale coraz trudniej mi taką
być w czasach, które niby ciemna chmura napierają zewsząd, przerażają zapowiedziami groźnych zdarzeń oraz zjawisk, duszą złymi
wieściami, odstręczają ilością zmartwień i zagrożeń oraz towarzyszących im kłamstw, matactw, manipulacji czy nawarstwiających
się niejasności. Na nic
zakrywanie oczu i uszu. Na nic bagatelizowanie. Na nic ucieczka w świat książek, filmów i muzyki. Na nic wędrówka po polach i lasach. Na nic kuchenne czary. To
natrętne bzyczenie jakiegoś uporczywego insekta wwierca się w serce i zakłóca
normalność...
Wyłapuję z tej kakofonii dźwięków poszczególne, nie dające się odegnać złowróżbne słowa – klucze: pandemia, choroba, śmierć, lockdown, obostrzenia, restrykcje, godzina policyjna, maseczki, szczepienia, wielki reset, bankructwa, samobójstwa, przymus, niepewność, obcość, niezrozumienie, zmartwienie, oszustwo, samotność, rezygnacja, tęsknota, lęk, bezradność…Jednak przeciw nim mam w zanadrzu inne słowa i wyrażenia. Próbuję z nich czerpać światło. Równoważyć tamte. Chwytać się ich niczym liny ratunkowej. Te słowa to przede wszystkim: rodzina, bliscy, przyjaciele, zwierzęta, przyroda, pory roku, piękno, cisza, praca, bezkres, wytrwałość, spokój, dobro, prawda, miłość, nadzieja, uśmiech, zaufanie, poczucie humoru, stoicyzm, przemijanie…I to pomaga. Na krótszą albo dłuższą chwilę. Ale coraz częściej czuję się tym wszystkim ogromnie zmęczona…
Nieraz zdaje się człowiekowi, iż powinien nad wszystkim mieć jakąś kontrolę, że świat powinien być przewidywalny, bo tylko wtedy ma się jakieś poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Ale najwyższy chyba czas pogodzić się, że życie zmienia się bezustannie. Staje się niby obca, zbyt nowoczesna maszyna, do której nikt nie dał nam instrukcji obsługi i wszystko trzeba robić po omacku, metodą prób i błędów, małych wygranych i dużych porażek. Albo na odwrót.
I chyba trzeba też pogodzić się z tym, że pewne rzeczy podlegają prawu utraty. Na zawsze. I nie ma w tym nic dziwnego. Tak było, jest i będzie.
Ale coś jednak zostaje. Jakieś cegiełki, z których nadal można budować rzeczywistość. Robić to co się potrafi. Zgodnie ze swoim sumieniem i potrzebami. Wierząc swej intuicji. Mimo wszystko ciesząc się tym, co jest, bo przecież jutro i tego może nie być...
A co z nadzieją? Szukać jej trzeba co dnia. Odgruzowywać, jeśli została zawalona przez głazy smutków, wątpliwości i obaw. Człowiek naprawdę wiele potrafi znieść, wiele przetrzymać i cudem jakimś ocalić to, co nadal pozwala mu zwyczajnie istnieć, zapomnieć albo odsunąć od siebie ludzi, sprawy i zdarzenia, które go ranią i odbierają siłę, przerażają, zawłaszczają i tłamszą...
No bo weźmy
chociaż Święta Bożego Narodzenia. Ileż już tych świąt było! Ileż pokoleń przed
nami obchodziło je w dziwnych, często groźnych i smutnych okolicznościach. Wystarczy
przypomnieć sobie opisywane w literaturze wigilie zesłańców, jeńców, więźniów,
sierot, bezdomnych albo nędzarzy. Dla tych ludzi ważna była tradycja oraz symbolika
tych grudniowych dni i mimo wszelkich dotkliwych braków potrafili czerpać ze
świąt pociechę. Bo skądś ją przecież czerpać trzeba…Bo potrzebują jej wierzący
i niewierzący. Silni i słabi. Mądrzy i głupi. Prawicowcy i lewicowcy oraz ci
pośrodku. Biedni i bogaci. Młodzi i starzy. Wszyscy, którzy trwamy niczym drzewa w lesie zdane na łaskę i niełaskę żywiołów...
Potrzebujemy też jakiegoś sacrum. Czegoś pięknego dającego wytchnienie i schronienie przed codziennością. Odrobiny magii. Krztyny ciepła w porze chłodu. Prostej niewinności w czasach zdziczenia obyczajów, korupcji polityków wszelkiej maści, płynącej zewsząd indoktrynacji, fałszu i obietnic bez pokrycia.
Święta powinny być niby cudowna, niepodległa czasowi, przynosząca radość czarodziejska, szklana kula, w której zawsze sypie śnieg, łąka skrzy się milionem lodowych diamentów a dzieci nigdy nie przestają być szczęśliwymi dziećmi. A ponieważ święta nie mogą być takie, często wolelibyśmy by ich wcale nie było. I zdaje się nam, że stały się nam obojętne, niepotrzebne, irytujące czy może budzące emocje, których wolelibyśmy uniknąć. Tak. Ogromnie boimy się własnych uczuć. Bo święta mogą obudzić żałość serca, tęsknotę nie do ukojenia, jątrzący a schowany na co dzień w najtajniejszym zakamarku serca, brak. I znów przypomina mi się wers z wiersza Baczyńskiego: ” Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne, obraz dni…”
Niezależnie jednak od tego co sobie o świętach myślimy, czy ich chcemy, czy nie chcemy one przychodzą jak co roku. I należy stawić im czoła. A nawet spróbować odnaleźć w nich jakąś nową nadzieję, bo przecież to nie śnieg, choinka, prezenty, wigilijne potrawy i zwyczaje, ale właśnie nadzieja powinna być ich najgłębszą treścią, obietnicą i przesłaniem. A któż dzisiaj nie potrzebuje nadziei…?
Kierując się powyższą myślą jakiś czas temu napisałam swoje słowa do świątecznej piosenki wykonywanej niegdyś przez zespół Boney M. Melodia jest prosta i wpadająca w ucho, więc nucę ją sobie często. Może więc ktoś z Was też zechce ją sobie zanucić? Jeśli tak, to poniżej zamieszczam słowa oraz link do podkładu muzycznego.
Nadziei blask („When a Child is born”)
Wysoko gdzieś coś nieśmiało lśni
To gwiazda gwiazd chce rozświetlić dni
Czeka cały świat na ten dobry czas
Gdy zrodzi się znów nadziei blask
Życzenia chcą wreszcie spełnić się
Odwrócić bieg spraw co giną w mgle
Dawną ufność mieć w jutra jasną moc
Uwierzyć że, zniknie troski noc
Samotność też minie jak zły sen
Bo tylu z nas pragnie zbudzić się
Poczuć w pełni że, można razem żyć
Bez lęku tkać codzienności nić
Jesteśmy tu z tylu różnych stron
Pełen jest słów wirtualny dom
Chociaż każdy sam, czuje bliskość dusz
Co pragną by mrok się skończył już
By każdy mógł poczuć w skrzydłach wiatr
I wzlecieć w dal, w kolorowy świat
Który ciągle trwa, nie przestanie trwać
Muzyką serc będzie wolnych grać
Wysoko gdzieś coś cudownie lśni
To gwiazda gwiazd chce rozświetlić dni
Czeka cały świat na ten dobry czas
Gdy zrodzi się znów nadziei blask
Kochani! W imieniu swoim i Cezarego życzę nam i Wam spokojnych, zdrowych, a przede wszystkim niosących nadzieję Świąt Bożego Narodzenia!