Cezary gotuje…
Dzisiaj podzielę się z dającymi radę czytać Cezarego sposobem
na podobno zdrowe, szybkie zaspokojenie uczucia wilczego głodu, który daje
znać, że ruszty są puste. Kiedy wracamy po dłuższej nieobecności i rozpakowaniu
przede wszystkim żarcia dla psiaków mamy wybór, albo zupka chińska na szybko,
albo…
Parę miesięcy temu zrobiłem doskonały zakup w jednym z
okolicznych supermarketów za jedyne 40 PLN. Nabyłem coś na wzór chińskiego woka,
czyli w miarę głęboką patelnię o słusznej średnicy. Idealna to, jak na polskie
warunki patelnia do przyrządzania chińszczyzny. Niestety nie jest żeliwna i
ciężka, tak, że nie nadaje się do rozbijania głów. Już widzę, jak niektórym
zrzedły miny. A poza tym ciężka, solidna i na życie kosztowałby krocie. Jest
fantastyczna, nic nie przywiera i myje się ściereczką bez płynu. Dlatego, też
sam osobiście czyszczę ją zaraz po użyciu, a cały proces trwa dosłownie sekundę.
Przed wyjazdem przeczuwając, że wrócimy zgłodniali rozmrażamy porcję mięsa. Składujemy
pocięte w paski mięso z piersi lub mięso z nogi kupione już bez kości. Może też
być karkówka pocięta na cienkie plastry, tak, że można zobaczyć przez nie Kraków,
tzn. jeśli coś jest tak cienkie, że nie może być cieńsze to nadaje się do
oglądania Wieży Mariackiej z Podkarpacia. Mięso z kurczaka/indyka tniemy na „frytki”.
Chodzi o to, by proces smażenia samego mięsa był krótki, nie więcej niż pięć
minut.
A teraz grzejemy wok do czerwoności i kawałek po kawałku
wrzucamy mięso, by ciągle skwierczało. Smażymy na oleju z dodatkiem masła, tak
długo, by tylko straciło różowy kolor z każdej strony. Przeważnie pięć minut, a
może trochę dłużej, zależy. W międzyczasie przygotowujemy czosnek, miażdżymy
go, solimy i parę ząbków zostawiamy w całości, które dodajemy do smażonego
mięsa. Te ząbki możemy pozostawić w łupce. Smakuje wybornie.
Następnie(w tym wypadku) dodajemy marchewkę i seler
pokrojony w słupki. Smażymy kolejne pięć minut i dodajemy pokrojone w
nieprzewidywalne kawałki warzywa. Cebula w ćwiartki, por na spore długości i
kapustę pekińską lub każdą inną w zależności, co mamy i czego chcemy się pozbyć
ze względu na okres przydatności. Szczypta soli nie zawadzi. Zupełna dowolność.
Jak chińszczyzna, to chińszczyzna. Przecież patrzymy na nią i tak skośnym
okiem. Smażymy kolejne minuty, krótko.
Na koniec możemy dodać jogurt lub kwaśną śmietanę, mieszamy.
Robimy jakikolwiek sos wedle uznania. Jeszcze minutka i przed wyłączeniem
dodajemy zmiażdżony czosnek, dużo. Prawie gotowe. Warzywa muszą być al dente.
Oboje lubimy chrupać i czuć pod zębem każdy kawałek oddzielnie pomimo, że
gotowy produkt wygląda na jednolitą masę. Już na talerzu dodajemy świeżo
rozczłonkowany pieprz. Wcześniej wkładamy nos do moździerza i delektujemy się wybornym
zapachem. Dzisiaj popijaliśmy to danie czerwonym barszczem z poprzedniego dnia.
Ideałem jest mieć mrożone warzywa na patelnię. Wtedy cały proces trwa pojedyncze
minuty. Prawda, że kolorowo? A za oknem szaro i buro!
Już sam nie wiem czy mam odżywiać się zdrowo i żyć parę dni dłużej, czy jeść
same półprodukty i rozkładać się też dłużej? Pomyślę…