Strony

środa, 30 listopada 2016

Olga i Cezary, rozmowa ad rem po tekście pt. „W zaniku”…



   

                                                                       obrazek autorstwa mojej córki
   Zaczynamy tę rozmowę po otrzymaniu od Jagi A. pierwszego komentarza.  Chcemy tą dyskusją wyjątkowo zastąpić tradycyjne odpowiadanie na komentarze.  To takie novum na tym blogu, ale warto chyba czasem wyjść z utartych torów?

 - Czy rzeczywistość można sklasyfikować jako strasznie przygnębiającą? Czy nazwanie rzeczywistości po imieniu jest przygnębiające? A więc trzeba wobec tego tkwić w udawaniu czy zaprzeczeniu tego, co się dostrzega?

- Trzeba chyba wpasować się w oczekiwania, w jakiś wzorzec, który sami sobie w życiu albo na tym blogu wypracowaliśmy… Bezpieczniej, wygodniej jest nie zauważać. Lepiej być posłusznym, niewiele myślącym trybikiem w maszynie. Myślenie sprowadza na nas ból. A o ileż prościej jest zażyć jakiś popularny środek przeciwbólowy, czyli schować się w rzeczach lekkich, łatwych i przyjemnych, nie obarczających nas koniecznością bezustannego rozrachunku sumienia.

- A przecież długo zażywane tabletki przeciwbólowe coraz częściej wyrządzają w organizmie spustoszenia większe, niż ból czy choroba, na którą były brane.  Największym zaś spustoszeniem jest przyzwyczajenie,  obojętność,  bezwład, ślepota oraz stępienie uczuć. Dlatego też nie warto zamykać się przed tym, co boli a wzorzec, zgodnie z którym działamy powinien podlegać modyfikacji, bo nie można sobie z góry założyć wszystkiego zgodnie z naszymi czy cudzymi oczekiwaniami.

- Jak myślisz, dlaczego ta wiadomość o słoniach rodzących się bez kłów wywarła na nas tak duże wrażenie? Bo przecież coraz mniej wiadomości nas porusza. Zdaje się, iż już zaczął się w nas ten proces otępienia. Tyle jest zła na świecie, że człowiek przywyka. Popada w coraz większe zobojętnienie. A jak słusznie zauważyła Artambrozja tkwienie w internetowej magmie przyśpiesza ten proces.

- Ponieważ to, co się dzieje ze słoniami jest kolejnym dowodem na destrukcyjny wpływ człowieka na tę planetę a poza tym owo odcinanie kłów i i próba życia bez nich dotyczy wszystkiego, co żyje. W tym nas, osobiście…

- Jakie właściwie kły nam odcięto?

- Pierwsze, co mi przychodzi do głowy to umniejszenie znaczenia naszej indywidualności oraz narzucenie chomąta poprawności politycznej, które zniewala nas i zamyka usta. Niewiele jest osób, które mają odwagę przeciwstawić się temu i pozostać sobą, tak np. jak czyni to na swoim blogu Pantera czy np. Star. One nie boją się być kontrowersyjne, co sprawia, iż wielu czytelników tracą, ale też wielu zyskują.

- A ja  czuję, że nadchodzi fala zmian sprawiająca, że coraz więcej osób będzie chciało zrzucić z siebie  jarzmo konformizmu i wpasowania się w cudze, narzucone wzorce . Coraz więcej osób się budzi. Coraz częściej dochodzi do nich fakt, iż  to, co jest przeciw elitom tego świata zakłamuje się, wyśmiewa, zohydza. Tak by doszczętnie zamknąć ludziom usta. Tak by osłabić w nich wolę działania i solidarność społeczną. To się dzieje na każdym poziomie stosunków międzyludzkich…

- No właśnie! I dochodzi do tego, że tak bardzo nauczyliśmy się mówić i myśleć tak, jak wypada, tak jak powinniśmy, że nie dowierzamy samym sobie, gdy zrodzi się w nas odbiegająca od ogólnie obowiązujących kanonów myśl. Zresztą opłaca nam się milczeć i udawać posłuszne baranki. Boimy się o utratę pracy, prestiżu, stosunków towarzyskich, dorobku życia nawet. Pochylamy pokornie głowy a władcy, czy pracodawcy depczą po nas, co znosimy byleby ocaleć, byleby nasz święty spokój nie pękł niczym bańka mydlana. A grozę tej sytuacji wzmacnia dodatkowo fakt, iż, jak zauważyła Lidka nikogo tak naprawdę nie obchodzi, jacy jesteśmy. Mamy tylko robić, co do nas należy. Mróweczki w mrowisku, które ślepo wierzą, że to działanie ma jakiś sens. A nawet gdy nie wierzą godzą się z tym, w imię tegoż bezcennego spokoju czy zagwarantowanej co miesiąc nagrody w postaci sumy nie wystarczającej nawet na godne przeżycie…

- Mimo wszystko jest szansa, że my, jako ludzkość przetrwamy. Bo poza tym, że jest w nas potworna  skłonność do czynienia zła, to jest też pierwiastek dobra. I te dwie rzeczy stale walczą ze sobą. Słonie nie mają szans w rzeczywistości rządzonej przez bestię ludzką, jak słusznie zauważyła Ewa2. Słonie i kilkaset innych gatunków zwierząt, które co roku bezpowrotnie znikają z naszej planety, nie mając gdzie się podziać, jak uciec przez ludzką zarazą…

- Dlatego też tak przejął nas fakt, ż słonie mimo wszystko usiłują jakoś przetrwać, wyrzekając się swych najwspanialszych, jakże potrzebnych im atrybutów, jakimi są ich kły… Człowiek sprawił, iż coraz mniej jest na świecie słoni z kłami. A skoro ich nie ma, to niemożliwe jest przekazanie potomkom informacji o konieczności istnienia kłów. I rodzą się takie bezkłowe kaleki. Biedne mutanty...

- U ludzi jest podobnie. I to tendencja postępująca. Zauważ jak w większości zachowawcza jest współczesna młodzież. Jak zobojętniała na wiele spraw. Jak chętnie łykająca wszystko, co się jej poda. Jak skupiona na rozrywkach, przyjemnościach i płytkich związkach. Byleby samemu się nie zmęczyć, byleby nie wyjść poza ogólnie obowiązujące mody i kanony. Czy ta młodzież jest taka dlatego, że rodzice nie przekazali jej odpowiedniej puli genetycznej, w której zawarta byłaby informacja o konieczności bycia odważnym, nietuzinkowym, prawdziwym, chcącym podejmować nowe wyzwania? Czy dlatego, ż boi się być inna, bo posiadanie kłów mogłoby się dla niej źle skończyć?

- Pewnie i jedno i drugie. Czego uczymy nasze dzieci? Kiedy mamy czas na głębokie rozmowy z nimi? A poza tym one wcale tych rozmów nie łakną. Nie widzą w nas autorytetów. Obserwowały nas od lat i zapewne w wielu sprawach zawiedliśmy ich oczekiwania. Ideały zamietliśmy pod dywan i idziemy z kornie pochylonymi głowami tam, gdzie nam każą…

- Pokazujemy dzieciom pozory, puste formy, które nas ośmieszają i sprawiają, że młodzi odsuwają się od nas. Takie  na przykład działanie, o którym pisze Alis, że próbujemy imponować innym za wszelką cenę albo obmawiamy ludzi, którym przed chwilą ściskaliśmy dłonie… Tak. Dużo jest w nas winy, że kły naszym dzieciom nie wyrosły…

- Nie wyrosły, ale przecież mogą wyrosnąć. I nam i dzieciom. Nie ma w przyrodzie nic niemożliwego!

- W dniu, w którym odrosną mi dwa brakujące zęby a siwe włosy znowu nabiorą koloru uwierzę we wszystko. A na razie jestem sceptyczny, moja Ty wrażliwa Oluniu, która wciąż buntuje się przeciw brakowi kłów. Tyle razy ta Twoja nadmierna wrażliwość była przyczyną  rozczarowań i bólu!

- Ale mimo wszystko nie zamierzam się zmieniać, tak Emko. Ani chować w borsuczej norce…

- Jednak czasami tam włazisz Olu, jak my wszyscy zresztą, gdy czujesz, że słońce za bardzo opaliło Ci lotki albo gdy bezradność i wynikający z niej smutek przeważą nad Twoją siłą ducha.

- Takie zachowanie wynikać może z tchórzostwa albo z niewiary w siebie. A może potrzeba czasem po prostu odetchnąć, przeczekać, nabrać sił przed kolejnym wystawieniem kłów?

- Ewolucja zaprojektowała nas tak, że czasem się rozwijamy a czasem uwsteczniamy. Wszystko dla zachowania gatunku. I ja też tak, jak "Najlepiej u mamy" zachwycam sie matką naturą i wierzę w jej mądrość. Kiedy jednak natura uzna, że nasz gatunek za bardzo zagraża matce ziemi zrobi wszystko by nas usunąć. Może zmiany klimatyczne na świecie są tego zapowiedzią...?

 * * *

- Pellegrina ma rację! Żal wszystkiego, co żyje i wymiera. Świat ubożeje w zastraszającym tempie. Nietrudno pójść łatwą ścieżką, wygodnie i bez zobowiązań. Jasne, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że przybrana maska wrosła na dobre(i złe) i tym samym wybielamy się, rozgrzeszamy(dotyczy również niewierzących) wierząc, że nasze postępowanie jest prawe i nie podlega potępieniu(do diaska!).

- Zapominanie, kim byliśmy jest tragedią dla każdego narodu. Jak sam widzisz często jesteśmy zmanipulowani do imentu i zachowanie właściwej postawy wobec losów tego świata może być niewykonalne w należytym stopniu, ba wierzymy, że nie może być inaczej…

- Nie dowierzam samemu sobie i po wielekroć staję przed lustrem(nie takim na ścianie), by sprawdzić czy mam czy nie mam tej maski, a jeśli była to czy się zmieniła…

- Z tym lustrem to przesada. Nawet te nie na ścianie potrafią być krzywe. Warto rozmawiać z samym sobą bez ceregieli i ograniczeń. Nawet na kolanach, jeśli zajdzie taka potrzeba nie wstydząc się łez i pokory.
 
- No, a jak wrosła za głęboko to i tak nic nie widzę i jestem cały pomieszany…

- E tam, zawsze jest jakiś znak, symptom niekoniecznie widzialny, czas na opamiętanie się i wprowadzenie optymalnej drogi postępowania. Wyobraź sobie, że taka droga jest, trzeba tylko chcieć… 

 - Przecież Star sama po sobie wie, że Polacy są kreatywnym narodem!!! A my nie chcemy pozostawać w ogonie i staramy się podle możliwości.  A wychodzi, jak wychodzi bez cienia zażenowania. Uśmiechała się, no no… teraz wiemy skąd ta tęcza na naszym zachmurzonym niebie. I to zamieranie w bezruchu, to objaw stagnacji przynajmniej duchowej, a i fizycznie też… tak myślę…


- Cezary nie bajeruj Star, ona to wszystko wie i pewnie mogłaby sprowadzić Ciebie do pionu.  Prawdą jest, że częściej bywam optymistką, niż pesymistką.  A może częściej tylko pokazuję tę optymistyczną wersję, dla siebie i dla Ciebie pozostawiając bardziej gorzką wersję? Najgorzej mam, jak niczym nieuzasadnione rozczarowania obalają mój świat misternie dotąd budowany.

- Pewnie tak, najpierw trzeba zburzyć, by na zgliszczach zbudować coś lepszego przynajmniej na obecną chwilę.  To tak, jak z naszym remontem. Trzeba zburzyć krzywą ścianę, by nowa była bardziej prosta… ha ha…

- W życiu jest podobnie, tylko, że tu nie chodzi wyłącznie o pieniądze czy czas… Uczuć, pamięci nie da się przeliczyć na żywą gotówkę. Są to rzeczy bardzo osobiste i podporządkowane naszej drodze. Kierowanie się duchem, dobrem w sensie całej ludzkości jest jedynym i słusznym wyborem.

 - Ale, ale… pozorna technicyzacja świata ma drugie dno. Zaprzęga nas w dokładnie sprecyzowany kierat i my nawet o tym nie wiemy. Idziemy po wyznaczonym kole, bo innej drogi nie znamy.

- Ach Cezary, zakrawa to na teorię spiskową. Czy doczekamy się wyjaśnień? Choć wszystko zazębia się, to nie wiadomo, co z tego galimatiasu wyjdzie.

- Popatrz, sami jesteśmy w słusznym wieku. Osobiście nie poddaję się i chyba jeszcze z grobu będę perorował o słuszności moich teorii czy wyobrażeń o tym, którą drogą świat powinien iść. Oczywiście mogę się mylić, ale któż nie błądzi.

- Wierzę, że oboje mamy właściwe poczucie sprawiedliwości, choć często miewamy odmienne zdania na tematy polityczne. A choć nasze poglądy na wiele spraw rozbiegają się to tu, to tam, to w końcu dogadujemy się nie terroryzując wzajemnie, lecz opierając się na szacunku oraz paru innych, łączących nas uczuciach. I o to właśnie chodzi. Poza tym w utrzymaniu wspólnoty i pionu pomaga nam wspólna praca w imię naszych celów. A propos, Czarek napal w piecu, bo palce mi marzną przy tym komputerze. A ja pójdę do kuchni pokroić warzywa na zupę i wstawić do pieczenia ciasteczka dla piesków. Potem znów tu zajrzymy, bo robi się coraz ciekawiej… 


* * *



- Wiesz Olu, z ustosunkowaniem się do wypowiedzi, Maksiuputkowej mam problem. Przecież nie mogę przyznać jej racji, a o 100% trzeba zapomnieć. Być może napisałem nazbyt skrótowo, użyłem niewłaściwych wyrazów lub wyrazy te występują w niepopularnym znaczeniu, co często robię. Użycie słowa ewolucja jest w tym przypadku mało precyzyjne i bardziej myślałem o przeobrażaniu się.

- Mętne to tłumaczenie! I teraz wiem, że popełniłeś faux pas, bo ewolucja to nie dokładnie to samo, co przeobrażanie się, choć wyrazy te mają podobny kręgosłup. Nie idź w zaparte!  Zapomnij o ewolucji i nie matacz. Co ja mam z…

- No dobrze, przecież wszystko, co żyje przeobraża się i adaptuje do ciągle zmieniających się uwarunkowań. Dotyczy to zarówno fauny i flory w szerokim pojęciu. Ba, nawet budulec tego świata ulega ciągłej degradacji w naszym rozumieniu… Nie bardzo też rozumiem, jak w pewnym momencie duch wcielił się w praczłowieka.

- Mówimy tu o teoriach i jak każda z nich ma przeciwników lub zwolenników. Odbieramy je poprzez naszą świadomość tak czy inaczej ukształtowaną i przez nasze potrzeby duchowo-materialne. Ludzie ciągle odchodzą od wiary, niektórzy powracają, a jeszcze inni dołączają, czyli przeobrażają się…


- Znalazłem w tekście kilka interesujących sformułowań odnośnie duchowości i bezduszności. Czy rzeczywiście człowiek ma korzenie duchowe, a jeśli tak to, do jakiej religii odnoszą się?  Czy duch i człowiek to jest coś zespolonego od samego początku? Tak by było najlepiej, ciało i duch mieliby wtedy po równo do powiedzenia bez dominacji każdego z nich.


- Zapominasz o tym, że wiara i religia to dwie różne rzeczy. Można wierzyć w coś, żyć w zgodzie z tym i nie być zrzeszonym w konkretny kościół, jego biurokrację i sztywne ramy. Można czerpać z tej wiary wolność, spokój i sens. A co do hermetycznych, spisanych w kanonach prawd objawionych religii, to z całym szacunkiem uważam je nadal za teorię, domysły ubrane w dogmat a potem w tradycję. Do tej pory niejeden fałszywy prorok udowodnił, iż można stworzyć własną religię i będzie tak samo prawdopodobna, jak te już istniejące. Ludzie tak bardzo pragną mieć w czymś oparcie, znaleźć jakiś sens w życiu, że gotowi są pójść za każdym, kto im to obieca.



 - Poza tym trwamy w przekonaniu, że używając wolnej woli możemy decydować o nas samych. Hmm… byłoby zbyt pięknie… Zastanawiam się, jaki może to mieć wpływ na naszych bliskich, ludzi, których kochamy lub… na otoczenie, na środowisko itp….

- Używanie wolnej woli ma swoje ograniczenia, które powinny być stosowane z wymienionych powodów, czyli wolna wola ma swoje obramowania i chcąc pozostać „w porządku” wobec świata musimy tego rygorystycznie przestrzegać. Na przykład wolną wolą kłusowników jest bestialskie obcinanie kłów słoniom.  Nie mają w sobie żadnych oporów moralnych by to robić. Najważniejsza jest bowiem żądza pieniądza albo wysoki poziom adrenaliny towarzyszący takim łowom. Jednak niekiedy takie polowania wcale nie są wolną wolą a przymusem wynikającym z tego, że owi myśliwi żyją wraz ze swymi rodzinami w krańcowym ubóstwie a uczestnictwo w takich łowach może zapewnić im środki do życia na jakiś czas. To jasne, że ważniejsze są dla nich ich dzieci, niż skrzywdzone słonie. Czują się więc usprawiedliwieni. Jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia to systemu, który zmusza ich do podejmowania takich działań. Co to za świat, w którym okrucieństwo jest codziennym, zwyczajnym sposobem na życie?

- Zgadzam się. Ewolucja na pewno nie jest temu winna. Winni są ludzie…



* * *

- Ta dyskusja robi się coraz dłuższa… Czy myślisz Czarku, że ktoś będzie miał to cierpliwość przeczytać?


- Niektórym to na pewno nie przeszkadza. Jeśli czytają tak szybko jak Ty to łykną to w try miga!  Zobacz, Ewa2 pisze, że podoba jej się pomysł z tą dyskusją. Basia zapracowana nie ma czasu ani siły na wgłębianie się w jej meandry , ale są i tacy, którzy w ogóle lubią rozmowy i długie wypowiedzi. 



- A Pantera napisała fajną myśl o towarzystwie, które powinno się zmienić, gdy ono nas nie akceptuje takimi, jakimi jesteśmy. A propos! Zauważ, że na tym blogu zmieniło się trochę towarzystwo. Jedni zniknęli w odmętach internetowej mgły albo w realnych problemach. Inni się uaktywnili. I dobrze. Blog to żywy organizm. Obszar wolności. Tu można, na szczęście, wejść i i wyjść kiedy się chce. No chyba, że jest się uzależnionym od blogowania, ale to chyba nie nasz przypadek…



- Zdecydowanie nie nasz. Nie odwiedzamy wielu blogów, bo nie w każde otwarte drzwi warto wchodzić. Nie pchamy się tam, gdzie nas nie chcą, bo nie wszystkie zamknięte drzwi warto wyważać… Tak, tak podoba sie nam podrzucona przez Ciebie myśl, Star!


* * *




- A to, co Star napisała o strachu jest dla mnie bardzo ważne, bo myślę podobnie. Tak, strach o los najbliższych, zwłaszcza teraz, po śmierci Mamy stał się wyrazistszy, bo namacalny. Jednak tak samo, jak nie mogłam jej ustrzec przed śmiercią, tak nie ustrzegę ich. Mogę tylko robić wszystko by być jak najbliżej, by kochać ich mądrze, świadomie i odpowiedzialnie, by czuli mą miłość i troskę. Ale i tak lęk przed utratą pozostanie we mnie już na zawsze…

- Czy mnie też ogarniasz tym lękiem?

- Oczywiście! Szczególnie Ciebie, bo bez Ciebie… No wiesz, co będę pisać. Tymczasem Ty znowu palisz. Ile wytrzymałeś? Osiem miesięcy?

- Coś koło tego…I bardzo mi wstyd, że znowu uległem temu nałogowi. Nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia a mimo to, puszczam ten smrodliwy dymek.

- Z drugiej strony, choćbyśmy żyli jak najzdrowiej, i tak może się nam cos przyplątać.  Poza tym nie wiadomo przecież, co nam pisane. A więc bez przesady. Nie ma co zabijać radości życia ciągłym wyrzekaniem się tego czy owego. Dlatego też po kilku latach przerwy wróciliśmy do beztroskiej konsumpcji zupek chińskich. Wiadomo, to sama chemia i plastik, ale jakie to pyszne i wygodne w przygotowaniu…

- W ogóle uważam, że jedzenie samych niby to zdrowych rzeczy urosło w pewnych kręgach do wymiarów obsesji.

- Tak, jak lęk przed brudem. Zobacz, ile jest teraz przeróżnych środków czystości, ile płynów do płukania rąk. A tymczasem alergików coraz więcej. Ta obsesja nadmiernej czystości łączy się też z lękiem przed zarażeniem a nawet pogardą dla tych rzadziej się myjących, czy wręcz nie myjących się wcale, z różnych przecież przyczyn. I tutaj przykład opowiedziany przez Star, gdy wszyscy brzydzili się usiąść przy bezdomnym a dopiero ona się zdecydowała. Zobacz, ile ludzi ma się za lepszych. A przecież tak niewiele brakuje by i oni znaleźli się na miejscu tego bezdomnego. W życiu wszystko zdarzyć się może.

 - Tak, nie na wszystko mamy wpływ. A wracając do meritum tej rozmowy, czyli tych biednych słoni bez kłów, to one ratują się wręcz desperacko.  To bardzo mądre zwierzęta. Ale co to za życie? Co może zdziałać ułomny słoń, jak napisała „Najlepiej u mamy”?



- Niewiele. Tyle, co bezdomny za swoją inność skazany na ostracyzm i powolną śmierć w zapomnieniu…


* * *




- Maksiuputkowa tłumaczy mi różnice między duchowością a religijnością. W zasadzie rozumiem to podobnie. I chciałbym wierzyć tak mocno jak ona, że jest coś więcej poza ciałem. Ten duch, ta dusza. Coś, co nadaje głębszy sens. Coś, co z nas zostaje, gdy nas nie ma… Natomiast nie rozumiem skąd można mieć taką pewność, co do momentu kiedy dusza wchodzi w ciało… Ona napisała, że wtedy, gdy płód zdolny jest do samodzielnych ruchów. Bo to, kiedy wychodzi zna z własnego doświadczenia a przecież nie sposób by pamiętała cokolwiek ze swego życia płodowego!

- Pewnie w tej kwestii opiera się na jakichś mądrych książkach, rozmowach czy przemyśleniach. Temat duchowości jest dla nas wszystkich ważny. A przynajmniej powinien być. I niektórzy studiują go przez całe życie, chcąc znaleźć się jak najbliżej prawdy.
Ale także i ciało jest ważne. Jest z nami przez tyle lat. Jest tym, co pokazujemy światu. Identyfikujemy się z tym, co widać w lustrze (choć jak człowiek wstanie czasem wymięty i nieprzytomny po nocy, to wolałby się nie identyfikować!:-)

- No właśnie a propos ciała! Uwielbiam Twoje psie ciasteczka! Trzeba w najbliższym czasie kupić składniki na następne, bo robisz ich stanowczo za mało i dla najbardziej łakomego w tym domu zwierzaka, czyli mnie już ich niewiele po psiej uczcie zostaje!

- A robi się te kruche i chrupiące ciasteczka tak prosto! Wystarczy kostka masła, trzy jajka, trochę mleka, trochę soli, łyżeczka sody albo proszku do pieczenia, szklanka cukru i tyle mąki, ile weźmie ciasto (zazwyczaj niecały kilogram). Ciasto musi być takie, by dało się rozwałkować i wykroić z niego szklanką cienkie kółeczka.

- A potem już hop do pieca?

- Tak! Hop aż się porządnie zrumienią! Potem tylko parę minut czekania aż ostygną i hop do czekających niecierpliwie pyszczków i ust!:-)


* * *



- I oto nowy dzień nastał a wraz z nim jakaś nadzieja na lepsze. Świat za oknem kompletnie zasypany śniegiem i nadal śnieży. Śnieg pokrył wszystko nową, dziewiczą bielą. Jakże to symboliczne, swoją drogą. W ogóle, każdy dzień jest jak obietnica kolejnego, wzbogacającego nas dziania, nowego spojrzenia na rzeczywistość. Dlatego cieszę się, że nadal nie brakuje nam inspiracji do naszej dyskusji. Zobacz, jaka ciekawa rozmowa nawiązała się między Star i Maksiuputkową

- To prawda.  Nawet się nie spodziewałem, że ten pomysł z rozmową blogową tak przypadnie do gustu naszym gościom.  To bardzo pozytywne zaskoczenie. Dobrze, że wciąż się nam takie zdarzają.

- I zauważ, jak ta rozmowa meandruje. Zaczęło się od słoni i ich odciętych kłów a teraz mamy dyskusję na tematy związane z ewolucją, duchowością, wiarą, z opowieściami jak nasze trudne doświadczenia osobiste wpływają na światopogląd, na podejście do życia.

- Zdaje się, iż temat odciętych kłów mocno zahacza o sprawy duchowe, o dylematy moralne, z jakimi każdy musi się jakoś zmierzyć.

- Na przykład kwestie reinkarnacji oraz karmy, bliskie nam, bo w dość przekonujący sposób sposób   tłumaczące przyczyny i skutki tego, co jest a także będące źródłem nadziei, że poza tym, iż nasze życie ma sens, to na dodatek jeśli popełniliśmy czy popełnimy tu jakieś błędy zawsze możemy wrócić w przyszłych wcieleniach i je naprawić.

- Jak myślisz, w jaki sposób kłusownicy naprawią swoje błędy? Bo mnie się zdaje, że przyjdą na świat jako te słonie bez kłów aby dotkliwie przeżyć na własnym ciele to, czego nie są w stanie zrozumieć teraz ich dusze.

- To byłoby coś w rodzaju nauki i kary. Ale kara ma sens, o ile się wie, za co się ją otrzymuje. A czy owi ludzie w ciałach słoni wiedzieliby o tym? Może w jakimś wymiarze ponadczasowym tak. W ogóle myślę, że często człowiek człowieka nie rozumie a co dopiero zwierzęcia! I na nic tłumaczenia, rozmowy, przykłady. Niektórzy zamykają się na to, co płynie z zewnątrz, skostniali w swych poglądach, unikający przemyśleń i zmian.

- Dlatego naprawdę dobre byłoby takie wcielanie się z zachowaniem pamięci o poprzednich wcieleniach. Choć, jak pisze Maksiuputkowa dusza ludzka nie wciela się w zwierzęce ciało. A szkoda!

- Jak to z tym naprawdę jest, to się dopiero okaże, gdy przejdziemy na tamtą stronę i jakaś zasłona zostanie podniesiona.  Zresztą nie trzeba koniecznie umierać by czegoś się nauczyć albo by zmienić swój światopogląd. Ze wzruszeniem przeczytałam opowieść Star o jej bólu i szamotaninie po śmierci Ojca. Jakże to wszystko mi bliskie. I jakoś się wykaraskała. Znalazła właściwą dla siebie drogę. To samo z Maksiuputkową. Stała na granicy życia i śmierci. Dane jej było zajrzeć „tam”. Ten moment był chyba decydujący o całym jej dalszym życiu.

- Ciekawe jest też to, co pisze Gorzka Jagoda o pozytywnie zakręconych młodych ludziach, których dużo jest w jej otoczeniu, którzy działają po cichu robiąc po prostu swoje i nie przejmując się tym, co wyrabia świat. O jej wrażliwej, nie pasującej do krzykliwego, plastikowego i bezdusznego świata córce. Też Olu masz taką właśnie córkę, więc dobrze to rozumiesz. Dobrze, że i taka młodzież jest. Ona daje nam bardzo pozytywny przykład nowej, obiecującej wiele drogi. Może z tej młodzieży urodzi się coś nowego? Nadzieja na odrodzenie tego świata?

- Dobrze by było, bo kropla drąży skałę. Byleby drążyła zawzięciej i szybciej, bo obawiam się, że ten swiat pędzi ku destrukcji w tak zastraszającym tempie, że ci młodzi ludzie mogą nie zdążyć.

- I to Ty Oluniu mówisz takie rzeczy? Ty, Aniu z Zielonego Wzgórza?

- No tak, ja. Bo za chwilę nie będzie na świecie żadnego słonia z kłami a młodzi, wrażliwi ludzie mogą zejść w jeszcze głębsze podziemie w obawie przed postępującym złem, przed wyśmianiem, nagonką…


* * *


- Nie pamiętam czy w powyższym tekście użyte zostało sformułowanie; „wyjście przed szereg”. Jak widać „ciepła woda w kranie” dotyka każdej dziedziny życia w tej czy innej postaci. Chleb jest, smarowidło jest, więc czego więcej potrzeba? Ale są ludzie, którzy pragną czegoś więcej i p.Gosia jest tego poprzez swoją niestandardowość w pisaniu żywym przykładem. Chyba jest przed szeregiem…



- Rzeczywiście, jej wypowiedzi są często skomplikowane, czy też wyrażone w tak skrótowy sposób, że i tęcza interpretacji wykracza poza ilość dostępnych kolorów. Ale to nie krytyka, lecz pochwała, gdyż m.in. dzięki Twoim komentarzom p.Gosiu mamy szansę rozruszać szare komórki! A swoją drogą, ciekawi mnie, o czym będą dyskutować ludzie za 100 lat, bo tego typu dyskusja mogłaby mieć miejsce 100 lat temu przy użyciu innej terminologii w odniesieniu do rzeczy dziejących się wtedy.


- Jakoś nie napawa mnie śmiechem to, że ludzie chodzili w czapkach z lisa czy szubach z niedźwiedzia. Nie można oceniać ich stosując dzisiejsze kryteria. Wtedy też młodzi ludzie byli uznawani przez starsze pokolenie za awangardę. A jakie świadome! Ho, ho…

- Widać Czarku, że chichot powtarzalności w dziejach to nic nowego. Choć temat wolności przewija się poprzez kolejne pokolenia od zarania. Czas by z tym skończyć… ale jak…?  Być może za 100 lat nie będzie dyskusji na temat cierpień zwierząt, bo ich nie będzie… albo pozostaną zmutowane tak by nie odczuwać cierpień…


- Przebywanie tylko w swojej przestrzeni zawęża krąg doznań, ogranicza pełnię tego wszystkiego, co dzieje się wokół nas. Mamy piękny czas na nasze wyobrażenia…

- Tak, mamy siebie… Doceniamy piękno każdego dnia, zmian przyrody, otoczenia, chmur na niebie i czeredy zwierzaków wokół nas. I jeszcze tyle innych dobrych, codziennych rzeczy…na przykład muzykę. Jest dla mnie coraz ważniejsza.
I a propos, chcę serdecznie Ci podziękować p.Gosiu za podesłanie linka do jednej z moich ulubionych kolęd „The Little Drummer Boy”. Nie znałam jej dotąd w tym wykonaniu. Za oknem śnieży… Dobrze się teraz słucha kolęd. A przynajmniej powinno się dobrze słuchać, o ile czas świąt kojarzy się nam pozytywnie…
* * *


- Łaknę pochwał, jak kania dżdżu. Oczywiście żartuję, zresztą, kto ich nie lubi? Chyba wszyscy faceci a i kobiety też się przed nimi nie wzbraniają, o ile są wyrażone prosto z serca! Więc radujmy się razem z Elką!

   A co do strachu, to można oswoić, wziąć go na postronek, uznać za swojego. Jest wtedy łatwiej. Pamiętam, kiedy wiele lat temu lekarz pierwszej pomocy stwierdził u mnie raka po minutowym obejrzeniu. Wpadłem w panikę, przyznaję. Oswoiłem strach na tyle, że poszedłem po poradę do innego lekarza kilka dni później, a ten obejrzawszy mnie uśmiechnął się i powiedział; panie to tylko banalna dolegliwość. Ten pierwszy lekarz był młody i chyba nieodpowiedzialny czy też złakniony szmalu.

- O strachu już pisałam poprzednio. Uważam, że można go zminimalizować, nie da się go jednak zupełnie wykluczyć.  Siła strachu może nas samych zaskoczyć. Na pewno nie miałabym odwagi tak jak  Elka postawić się milicjantom i obronić nieznajomego człowieka. Chapeau bas! Obudziła się w niej prawdziwa lwica. Ja jednak jestem z gatunku myszek… Przypominają mi się w tym miejscu dwa zdarzenia, kiedy po prostu ze strachu zmiękły mi kolana i upadłam zupełnie poddana grozie sytuacji i gotowa na wszystko. Pierwsza była wtedy, gdy zdawało mi się, że goni mnie niedźwiedź w Beskidach. Druga, gdy mnie znienacka napadnięto w biały dzień na moim cichym osiedlu na Śląsku i nie było komu mnie obronić, natomiast ja sama kompletnie do jakiejkolwiek obrony straciłam siły…

- Jednak w wielu momentach zaskakujesz mnie odwagą i determinacją działania. Nie jest więc z Tobą tak źle, Olu.

- Jeśli mam przy sobie takiego, jak Ty rycerza Czarku to wszystko jest OK. No prawie OK, poza moimi wewnętrznymi lękami, na które ani Ty ani nikt inny nic nie umie poradzić.

- A swoją drogą strach może paraliżować. Dużo zależy od okoliczności, od naszych doświadczeń życiowych oraz np. od zachowania grupy, w której jesteśmy. Jeśli grupa zachowuje się niczym barany idące na rzeź, to najczęściej jednostka nie znajduje w sobie siły by postąpić inaczej. I tutaj przykład ludzi w obozach koncentracyjnych. Była ich cała masa a strażników kilku a jednak zbiorowe bunty i walki zdarzały się bardzo rzadko…

- To dotyczy także problemu obojętności. Jeśli ktoś jest na coś obojętny, skoro nie reaguje, to po co ja mam się wychylać, pyta jeden z drugim. I dalej siedzi na swoim miękkim fotelu i łyka telewizyjną albo inną indoktrynującą papkę. I nie ma przy tym dozy krytycyzmu. Uwierzy we wszystko, bo sam założył sobie klapki na oczy i uszy. Tak mu bezpiecznie. I nie wie o tym, że w sąsiednich stajniach konie żyją inaczej i rżą głośniej a nikt ich za to nie ruga, nie bije. A wręcz przeciwnie – mogą się czuć wolne niczym mustangi i dostają więcej siana!

- To, co Elka opowiedziała o swoim spotkaniu z jakąś osobą uparcie trzymającą się jednego stanu umysłu kojarzy mi się z Twoją dziwną, poznaną przez bloga koleżanką korespondencyjną sprzed kilku lat…

- No tak, ta osoba także ni stąd ni zowąd zareagowała agresją, gdy tylko nie wpasowałam się we wzorzec jej oczekiwań.  Wystarczyło, że na parę tygodni zawiesiłam bloga a ona już wpadła w panikę i napadła na mnie strasznie.  A może od dawna szukała powodu by mi dokuczyć, bo była głęboko skrzywdzoną osobą, która nie umiała nikomu naprawdę zaufać i agresja była u niej formą samoobrony? Maltretowane kiedyś psy często mają takie zachowania. Pamiętasz, jak nasz Jacuś bał się na początku przyjaźnie wyciągniętej do niego ręki?  Jak się kulił i warczał a raz nawet Cię ukąsił. 
   A wracając do tamtej osoby, bardzo mnie to wtedy zaskoczyło i zabolało, bo zdawało mi się, że znam i rozumiem ludzi…

- Myślisz o nich zbyt pozytywnie, a tymczasem stale trzeba mieć na sobie choćby cienki pancerz, żeby nie dać się wciąż ranić. Bo nie zbawisz świata. A tacy ludzie wcale nie chcą zmian. I tak, jak napisała Elka trzymają się kurczowo jednego stanu umysłu. Są niczym cyborgi, zaprogramowane na wciąż to samo.  Ulubiły w sobie pewne cechy i tylko je potęgują zamiast zdać sobie sprawę, jak bardzo są one destrukcyjne. A ten problem dotyczy dużej części społeczeństwa i rzeczywiście może on być przyczyną stania wciąż w tym samym punkcie rozwoju.

- A jeśli o tym mowa, to też popadam ostatnio w takie stany, z których nic nie umie mnie wyciągnąć a nawet nie chcę by mnie wyciągano…

- Przeżywasz żałobę, więc to u Ciebie naturalne. Musisz mieć czas na uspokojenie, na ochłonięcie, na przejście wszystkiego w swoim tempie, na pogodzenie się. I wierzę Oluniu, że tak się wreszcie stanie…

* * * 

- Dyskusja blogowa wydłużyła się nam niepomiernie. Jest niczym te smugi na niebie, co to trudno ogarnąć ich początek i koniec a na dodatek po jakimś czasie szyja boli od wpatrywania się w nie... 

- Blog ma jednak swoje prawa. Tu chyba lepsze, strawniejsze są krótkie formy. A poza tym czas ogranicza i uniemożliwia włączenie się wielu naszym gosciom do tej rozmowy, co my w pełni rozumiemy, bo sami też mamy przecież mnóstwo spraw na głowie i rzeczy do zrobienia.Zbliża się okres świąteczny. Ludzie coraz bardziej zalatani...

- Zalatani, ale nie wszyscy. Nie każdy ulega temu pędowi. I my też z roku na rok, coraz skromniej sie do tych grudniowych świąt przygotowujemy,  coraz bardziej kameralnie, po swojemu ten wyjątkowy czas przeżywając.

   Ale nie o tym chciałam mówić. Chcę powiedzieć, iż ogromnie wdzięczna jestem wszystkim, którzy się odezwali, którzy odnieśli się do meritum dyskusji lub chociaż dali nam znak, że są. Dziękuję zatem z całego serca Jadze A., Artambrozji, Annie Marii P. zwanej Panterą, Stardust, Lidii, Ewie2, Alis, Emce, Najlepiej u mamy, Pellegrinie, KrysiTrejt, Maksiuputkowej, Basi Wójcik, Gorzkiej Jagodzie, p.Gosi, Elce oraz Andzi. 

- I ja Wam gorąco dziękuję, drogie panie. Kłaniam się nisko, zamiatając mym starym, australisjkim kapeluszem sprzed Waszych stóp wszystkie widzialne i niewidzialne pyłki! Wspaniale było spędzić czas w Waszym inspirującym towarzystwie. Czuliśmy się dzięki Wam trochę jak w międzywojennej kawiarni literackiej albo w ożywionej gospodzie "Pod złotym liściem", gdzie każdemu wolno zabrać głos a każdy głos jest ważny, wysłuchany, dający do myślenia.

- A więc kończymy już, Czarku?

- Nie kończymy a tylko przeskakujemy w inny nieco wymiar, w inny nastrój. Nie kończymy, bo jeśli ktokolwiek z czytających tego bloga miałby jeszcze chęć na rozwijanie tematu chętnie podejmiemy pałeczkę, o ile wena, czas i siły pozwolą...






 Powyższą dyskusję można sukscesywnie uaktualniać w miarę nadchodzenia kolejnych komentarzy pod poprzednim czy też powyższym postem...