Jakiś czas temu drogą pocztową dostałam od Zosi-Samosi,
autorki bloga „Robótki domowe, czyli jak się nie nudzić w domu” ( http://haftszyciedrutyszydelko.blogspot.com) zaproszenie do
międzyblogowej, łańcuszkowej zabawy łączącej ludzi kreatywnych. Długo nie umiałam
zabrać się za ów temat. Czekałam na przypływ natchnienia oraz wyrażenie chęci
innych osób na przystąpienie do tejże zabawy. Weny jednakże długo nie
było…Chętnych takoż… Wena wyruszyła sobie gdzieś beztrosko na odległe manowce,
zostawiając mnie samej sobie oraz wszelkim tym prozaicznym, zawłaszczającym do
szczętu, powtarzalnym, codziennym czynnościom. Nawet pomyślałam żem kompletnie
nie kreatywna, mózg mi się wysuszył i niczego już nie wymyślę. Czas będzie
zwijać żagle i cichutko osiąść w porcie najzwyczajniejszej zwyczajności, bez
widoków na odległe gwiazdy zapału twórczego. I nagle…nagle ładując do worów na
strychu siano dla moich kochanych kóz zrozumiałam, jak powinnam podejść do tego
wyzwania. Prosto i szczerze, bez fajerwerków.
Po otrzymaniu odpowiedzi odmownej od Pantery,
która jak się okazuje nie dostrzega w sobie oznak kreatywności zaczęłam usilnie
zastanawiać się nad tym fenomenem. No bo jak to jest, że osoba tak pomysłowa,
pracowita, twórcza i pełna błyskotliwej inteligencji jak Anna Maria P. zwana
powszechnie Panterą nie wierzy w siebie i nie widzi w sobie ogromnego
potencjału kreatywności?! A jeśli tak, to właściwie kto spośród nas zasługuje
na miano kreatywnej osoby? Czy tylko te wspaniałe istoty, które co dzień stworzą jakieś fantastyczne
rękodzieło, wiersz, cud-potrawę, malowidło, opowiadanie, projekt graficzny,
muzyczny, czy dizajnowy? Czy może kreatywność to coś więcej? Tak, uważam iż zdecydowanie
jest to bardzo pojemne pojęcie.
I
dochodzę do zdumiewającego wniosku, że każda z nas jest kreatywna. Właśnie w
naszej najzwyczajniejszej codzienności. Przecież jesteśmy jej twórczyniami,
obrabiamy ją wciąż i wciąż dodając jej blasku, nastroju, ciepła i znaczenia.
Dokładamy swoją cegiełkę, smażąc naleśniki i myśląc przy tym z troską o naszych
dzieciach, mężach, zwierzętach. Tworzymy niepowtarzalne ognisko domowe,
pochylając się nad mytą właśnie podłogą czy odkurzanym meblem. Przestawiając
bibeloty z miejsca na miejsce. Czyszcząc ramki wiszących nad biurkami i łóżkami
zdjęć. Przeglądając stare albumy i wspominając siebie dawne oraz naszych
bliskich. Paląc w piecu, piorąc, trzepiąc dywany, robiąc zakupy, opowiadając
bajki dzieciom, lepiąc z nimi bałwana czy zbierając kolorowe liście, siejąc, plewiąc,
spacerując z psem, przetwory na zimę robiąc, zamiatając, meble przestawiając, rozsuwając
co rano zasłony i spoglądając z nadzieją na rozpoczynający się świt. No i rzecz
jasna, obierając ziemniaki na obiad, a myśląc przy tym o sensie istnienia, jego
tajemnicach, blaskach i cieniach, naszej w tym wszystkim roli. Czynność za
czynnością, powinność za powinnością. Zmarszczek, zawodów, trosk i przeczuć całe
stada wciąż od siebie odganiamy. I uśmiechamy się do bliskich, dając im swoją
siłę, wsparcie i wiarę…A czasem znów płaczemy w skrytości, gdy już sił nie
starcza ani nadziei a przecież tyle od nas zależy, gdy tymczasem wszystko nas
przerasta…I nawet ten płacz coś nowego w nas tworzy. Przepłakany czas zsyła w
końcu spokój, zrozumienie, zgodę na to, co jest i odwagę by iść dalej i robić
swoje…
A między tym wszystkim zdarza się nam jeszcze
coś dodatkowego stworzyć. Wykroić trochę czasu na pasje i fascynacje. Ubrać się
elegancko i wyruszyć na spotkanie z wielkim światem, który jest tuż za progiem
domu. Obejrzeć jakiś wzruszający film czy spektakl, posłuchać genialnej muzyki,
przeczytać wspaniałą książkę, spotkać się z wytęsknionymi przyjaciółmi i
zasłuchać w ich szczere opowieści. Czasem historie szeptane czy opisywane na
blogach czy w listach przez naszych przyjaciół, ich pełne emocji zwierzenia
stwarzają coś nowego w nas. Budzą nowe pokłady wrażliwości i zrozumienia. Coś w
nas dojrzewa. Pragnie wydobycia się na powierzchnię. I wreszcie powstaje jakaś
rzecz, która jest kawałkiem nas. Czymś, co oddaje nasze myśli, uczucia,
nastroje, marzenia i sny…Obraz, wiersz, rzeźba, piosenka, opowiadanie, recenzja
teatralna, ciasto, rozmowa, spódnica, fryzura, spontaniczny spacer omijaną dotąd ścieżką, fotografia, haft, serweta,
zasłona, torba, deser, zupa, bukiet, nowy post na bloga, pełen zamyślenia
komentarz….
A mimo to nie wierzymy w siebie…A mimo tego
ogromu, który jesteśmy w stanie stworzyć popadamy w rodzaj negacji własnej
osoby i trawiącej nas od wewnątrz nieśmiałości. Wydaje się wciąż nam, że inni
potrafią więcej i lepiej. Że łatwiej im wszystko przychodzi. Że stąpają po jakichś
odległych od nas łąkach natchnienia i chwały. Że dla nas pewne rzeczy są raz na
zawsze nieosiągalne a więc czas stulić skrzydła, przysiąść cicho w kąciku i
wieść z pokorą swą cienistą dolę niczym niewyróżniającej się istoty…
Nie! Nie, moje kochane! Mamy prawo do
momentów przestoju. Do nie tworzenia, nie wymyślania, nie dociekania istoty
bytu. Do czekania na przypływ weny.
Nawet do chwilowego bezmózgowia. Mamy prawo do swojej zwyczajności i
powtarzalności. Ale nie powinnyśmy przestać wierzyć w siebie. Przeciwnie! Powinnyśmy próbować za
wszelką cenę rozwijać skrzydła, rozdmuchiwać tę delikatną iskrę talentu. Tworzyć cokolwiek. Na naszą miarę i ponad nią. Póki życie trwa i
póki wciąż coś nam się robić chce…
Po tym przydługim wstępie czas na
przystąpienie do meritum zagadnienia, czyli do zabawy międzyblogowej. Przebliżyć
Wam chcę sylwetki trzech zwyczajnych-niezwyczajnych dziewczyn a właściwie
całkiem już dojrzałych kobiet i ich blogowych zakątków. Każda z nich jest inna
a jednak jakoś do siebie podobna. Sami pomyślcie, co je wszystkie łączy i
poszukajcie w sobie lustra…
***
Oto Zosia - Samosia, która kocha się w brązach!
Pierwsza to Małgosia, zwana na blogu Zosią-Samosią.
Wiele lat temu przeprowadziła się z miasta na wieś i próbując okiełznać tę nową
rzeczywistość stoczyła z sobą samą oraz z tą rzeczywistością wiele żmudnych walk.
Nie wszystkie udało się jej wygrać i szczerze przyznaje się do tego. No cóż,
życie na wsi to nie zawsze taka sielanka, jaką z boku może się wydawać. Coś o
tym sama już, niestety, wiem… Zosia potrafi pisać o sobie i swojej codzienności
z ogromnym poczuciem humoru, wspaniałym, literackim stylem, pełnym smaczków
lingwistycznych, metafor, dykteryjek, wspomnień i zaskakujących point. Pokazuje
też na blogu dzieła swych rąk. A jest niezwykle utalentowaną osobą. Potrafi
dziergać, haftować, szydełkować, szyć i dekorować stworzonymi przez siebie
rzeczami dom, nadając mu specyficznego kolorytu, ciepła i uroku.
Dlaczego odwiedzam Zosię na jej blogu? Otóż
dlatego, że od tej dziewczyny wręcz bije szczerość, wrażliwość i delikatność a
także zaraźliwa pogoda ducha. Czytając jej lekkim stylem pisane, choć pełne
głębi i podtekstów opowieści ma się wciąż niedosyt tej ciekawej lektury i
chciałoby się tak czytać i czytać albo usiąść przy niej i po prostu rozmawiać
jak z dobrze znaną od lat przyjaciółką.
A jak ona sama
pisze o sobie?
„Onegdaj
postanowiłam, że zostanę optymistką. Wiedziałam, że zadanie jakie sama sobie
stawiam może mnie przerosnąć, bowiem od małego przejawiałam raczej ciągoty do
realizmu zahaczającego o pesymizm. Wiadomo jednak, że najbardziej człowieka
bawi osiąganie niemożliwego, tak też i ja rzuciłam się na główkę prosto w
optymizm. Powiem wam szczerze, nawet mi się spodobało... ćwierkałam od rana do
wieczora, w każdym potknięciu znajdowałam dobrą stronę. Po prostu idylla. Już się nawet zaczęłam przyzwyczajać,
kiedy...”
„Powiedzcie jak
to jest, że mimo tego, że jestem delikatnie mówiąc baaardzo dojrzałą kobietą to
w duszy ciągle jestem dziewczyną, która permanentnie zdziwionym spojrzeniem
spogląda na absurdy i okrucieństwa tego świata, która wciąż ma nadzieję, że
dobro zwycięża zło nie tylko w bajkach a każdy dobry uczynek wróci do nas po
tysiąckroć... Nadzieja mi przyświeca czy tylko naiwność?”
Ja i zapewne pozostali czytelnicy bloga Zosi
- Samosi żywimy nadzieję, że Zosia napisze kiedyś i wyda książkę. Opowieść o
wrażliwej kobiecie, jej marzeniach, wspomnieniach i nadziejach…Ja sama na pewno
czytać ją będę płacząc i śmiejąc się na przemian, gdyż po raz kolejny odkryję w
nas tyle podobieństw…
***
Oto Ela, której dusza napełnia się spokojem i natchnieniem w kontakcie z naturą
Druga to Ela, autorka bloga „Zamyślenia” (http://elkiblog.pl) .
Mieszkanka Łodzi, ale tęskniąca za czystą naturą, przestrzenią pełną zieleni i
jej dającym wytchnienie oraz poczucie wolności dotykiem. Dlatego spędza dużo
czasu na swej działce albo na wycieczkach za miasto. Tam wędruje ze swymi
braćmi mniejszymi – kotem i psem. Odpoczywa od miejskiego zgiełku, fotografuje
i rozmyśla nad ciekawymi sprawami a potem opisuje to wszystko na swej stronie.
O swoim blogu Ela pisze tak:
„Chcę w nim zapisać swoje Zamyślenia,
ale też przepisy kulinarne, upamiętnić zdarzenia, zajrzeć w przeszłość zauważyć,
w jaki sposób zapisała się w teraźniejszości, zilustrować
zdjęciami. A upublicznienie? Czy to rezygnacja z prywatności? Pojmuję to
inaczej, gdyby pojawili się czytający to dobrze, może komuś się przyda coś z
zamyśleń? Wtedy zostanie ślad w pamięci i warto dzielić się sobą swoimi
myślami…Witaj
u mnie, siądź wygodnie w
fotelu, załóż okulary jeśli je używasz, postawię herbatę na stoliczku, lampkę
wina jeśli lubisz, usiądź i poczytaj.
Jeśli powiesz swoje zdanie, obiecuję kłócić się nie będziemy, ale możemy
podyskutować bo warto wymieniać się swoją wiedzą i przemyśleniami. Zapraszam
serdecznie.”
I tak właśnie jest. Do Eli
przychodzi się jak do dojrzałej i życzliwej, potrafiącej dyskutować na przeróżne
tematy przyjaciółki. Ela to osoba pełna wrażliwości, odwagi i coraz rzadszej
umiejętności słuchania oraz wczytywania się ze zrozumieniem w komentarze swych
czytelników. Nie boi się podejmowania żadnych kwestii, nawet najtrudniejszych. Ma
swoje zdanie na wiele drażliwych tematów i potrafi go bronić do upadłego,
robiąc to jednak taktownie i kulturalnie.
Zajmuje ją zarówno polityka, historia, filozofia, jak i ogród,
zdrowie, literatura czy największy jej konik – numerologia. Zaraża swoimi
pasjami i tłumaczy wnikliwie zagadnienia związane z psychologią,
ezoteryką, parapsychologią, ziołolecznictwem i niekonwencjonalną medycyną.
Dlaczego odwiedzam świat Eli? Z powodu wielu podobnych zainteresowań,
pokrewieństwa dusz, a przede wszystkim nadzwyczajnego ciepła płynącego od tej
serdecznej, pełnej życia i pasji kobiety.
***
A oto ja - Olga wraz z moją niepoprawną pieszczochą - psiną Zuzią
A trzecia z tych osób, to ja
sama!:-)) Tak, bo oto zgodnie z regułami tej miedzyblogowej zabawy powinnam
odpowiedzieć na kilka pytań a odpowiadając pokazać Wam jakiś nieznany być może
jeszcze kawałek siebie.
No to lecimy!
1.
Nad
czym obecnie pracuję?
Hmmm…Nad życiem, po prostu codziennym
życiem. A w szczególności nad przygotowaniami do zimy. Układam przesuszone
drewno w budynku gospodarczym. Wkładam kozom więcej siana do paśników. I
pieszczę je, gdy spoglądają na mnie tym swoim ufnym, łagodnym spojrzeniem.
Cieszę się, że kózka Majka oswaja się coraz bardziej i nawet daje się czasem
głaskać po pyszczku…Wciąż jeszcze chodzę z kozami i Zuzią na spacery po lesie,
fotografując co się da, śpiewając na cały głos albo wsłuchując się w szelesty
liści i szepty drzew…
A poza tym czasem napiszę jakiś wiersz,
czasem słowa do piosenki, czasem kolejny akapit mojej powieści…A propos stanu
bez natchnienia, który często mi się zdarza czy też irytującego bezmózgowia, o którym
wspomniałam na początku mam początek pewnego wiersza, muszę go jeszcze
dopracować i może coś z niego będzie…
2.
Czym moja praca różni się od innych w tej branży?
Hmmm…Życie każdego jest inne a jednocześnie
jakże podobne. Śniadania, obiady, kolacje. Wschody, zachody a między nimi tyle
czynności, uczuć, marzeń…Rolniczka ze mnie jeszcze raczkująca. Wszystkiego
wciąż się uczę. A więc zapewne inne farmerki, czy gospodynie domowe w wielu
sprawach codziennych są lepsze, sprawniejsze, gdyż mają większe doświadczenie.
A moje pisanie nie jest pracą, lecz pasją,
sposobem na ucieczkę od codziennej rutyny, rozmową z samą sobą i oswajaniem
rzeczywistości poprzez dodawanie jej barw i smaku. Każdy pisze po swojemu.
Najważniejsze by to pisanie dawało radość a wena by nie opuszczała na długo, bo
strasznie się za nią ckni!
3.
Dlaczego piszę bloga o tym, co robię, tworzę?
Samo pisanie bloga jest dla mnie tworzeniem.
Sprawia mi to przyjemność. Pobudza mózg i ratuje przed sklerozą. Pisząc chcę ocalić od zapomnienia kawałek swojej
codzienności. Nadać jej znaczenie. Pragnę z wrażliwymi czytelnikami, przyjaciółmi i
czytającą tego bloga rodziną dzielić się swoimi przemyśleniami, wzruszeniami i
opisami tutejszej rzeczywistości pogórzańskiej, schowanej w bukowych lasach
wsi.
4. Jak
odbywa się mój proces tworzenia (pisania)?
Zazwyczaj jakieś zdarzenie czy silna emocja
budzi u mnie chęć opisania, zawarcia w słowach tego, co przeżyłam. Siadam więc przy
komputerze (a czasem nad zeszytem) – a dzieje się to najczęściej o poranku lub
wczesnym wieczorem i popijając gorącą herbatkę czy też słodką naleweczkę piszę,
co mi w duszy gra. Przybiera to postać opowiadania, wiersza, listu, piosenki,
rozdziału powieści czy też nowego posta na bloga. Przeważnie słucham przy tym
stosownej do nastroju muzyki. Wyłączam się na pewien czas zupełnie i
półprzytomnie odpowiadam na wszelkie zasadnicze pytania mego ukochanego i na
szczęście niezwykle cierpliwego męża – Cezarego!:-))
Uff! Nareszcie doszłam do finiszu i po swojemu stworzyłam kolejne ogniwo łańcuszka tej międzyblogowej zabawy kratywnych! Teraz Ty, droga
Elu możesz podjąć pałeczkę i zastanowić się, jakie osoby chciałabyś wyróżnić i
opisać na swoim blogu. Powodzenia!***
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy
dotrwali do końca tego posta i nie zasnęli nad przydługimi wywodami tej
zwyczajnej, choć przy tym dość jednak kreatywnej dziewczyny zwanej Olgą!:-))