Upał i robota! Robota i upał! Od kiedy ulewne deszcze minęły i dało się wejść na pole nie tonąc po kolana w błocie pracujemy
tam co dnia aż do zmierzchu. Kiedyś już pisałam, że zachciało się nam w tym
roku większego niż dotychczas warzywnika, no to mamy za swoje! Pole jest
wymagające i uparte. A przy tym bardzo zachłanne i o czas człowieka zazdrosne.
Jak nas wchłonęło, tak nie popuszcza. Rozpuszczone jak dziadowski bicz! A na
nim nieustanna walka z perzem, przekopywanie, tłuczenie motyką, grabienie, sianie,
sadzenie, plewienie, ogradzanie, rowów wokół kopanie, znowu chwastów
wyciąganie…A to wszystko na połaci wielkości piętnaście na trzydzieści dwa
metry. To chyba coś około 480 metrów kwadratowych! Ileż potu z nas się już
polało! Ileż kompotów, soków i zwykłej wody z cukrem i kwaskiem cytrynowym
wypiliśmy (gdy się już kompoty i soki skończyły!). Ileż kwękania i stękania z
siebie wydaliśmy! Jak czarne mamy paznokcie i odciski na dłoniach od grabi i
motyki! A polu wciąż mało!
Gdera, sarka i marudzi to pole, nasz
okrutny władca feudalny: - Róbcie, jak się wam chciało! Nie ma zlitowania!
Samiście sobie pańszczyznę narzucili, to macie harować aż mi się spodoba i
pozwolę wam na chwilę wytchnienia!
Oto, co udało się nam zasiać i zasadzić:
ziemniaki, kapustę, seler, koper, pietruszkę, pasternak, rzodkiewkę, czarną rzepę, marchewkę, cebule,
koper, buraki ćwikłowe i naciowe, majeranek, bazylię, sałat przeróżnych mrowie,
ogórki, pomidory, paprykę, fasolę, groch, dynie, cukinię i coś tam jeszcze,
ale…mózg mi paruje i więcej nie pamiętam!
Jak się wiekszość z tego dobra uda, to będzie pysznego
jedzonka na świeżo i na przetwory zimowe. Do teraz zjadamy jeszcze
zeszłoroczne. Bardzo się przydają wszelkie sosy, kompoty i lecza, mrożonki i
suszonki żeby zrobić szybki obiadek i …znowu na pole do roboty lecieć.
A poza polem jest jeszcze zajęcie codzienne
z karmieniem zwierząt związane. Cztery kwoki opiekują się swoimi maleństwami a
także zaadoptowały pod swe ciepłe skrzydła pisklęta wyległe w inkubatorze.
Dumne matki siedzą w osobnych, wydzielonych w kurnikach, zamkniętych
pomieszczeniach, gdzie mają spokój i nie muszą walczyć o pokarm z resztą
łakomych, dorosłych kur. Największe kurczęta ma pstrokata czubatka polska. Już
wyprowadza je do ogrodu. Już świat im wielki pokazuje. A w porach posiłków
wraca do swojego zagrodzonego domku i głośno gdacząc domaga się od gospodyni
kolejnej porcji jedzenia. Codziennie rano szykuję wielką michę smakowitości dla
kwok i ich małych a poza tym dwa wiadra paszy dla pozostałych kur. Także dla
kotów i Zuzi trzeba ugotować jakowego mięsa i kości, ryżu czy makaronu.
Nie zapominam też oczywiście o meczącym
towarzystwie. Wyprowadzać mus kozy na
pole o wczesnym poranku a około dziewiątej już zabierać, żeby ich słońce nie przypiekło.
Potem przez cały dzionek kozie panny oraz ich przyszły małżonek Łobuz
Kurdybanek polegują w chłodnym budynku gospodarczym, żując siano i nacięte
przez nas gałęzie z dzikich drzew owocowych. A pod wieczór, kiedy się nareszcie
ochłodzi kozule wędrują ochoczo na łąkę w strefę cienia. I tam pasą się radośnie
aż do zmroku.
A my jak mamy chwilkę to przysiadamy na
ławeczce pod dębem i cieszymy się przyjemnym chłodkiem spoglądając z dumą i
radością na nasze pole, którego gderliwe pomruki ucichają do następnego
ranka i zdaje się, że pole nawet śpiewa nam cichutko nareszcie ugłaskane
całodzienną pracą naszych rąk.
Dzisiaj od rana suche jak pieprz pole świergocze głosami skowronków prostą modlitwą o deszcz. Spogląda ku niebu z pełną wiary nadzieją. Niebo zaś odpowiada melodią wiatru i kłębiastych chmurek. Kto wie? Może wysłucha prośby naszego pola...? A jak nie, to wiadra i konewki pójdą w ruch!
Dzisiaj od rana suche jak pieprz pole świergocze głosami skowronków prostą modlitwą o deszcz. Spogląda ku niebu z pełną wiary nadzieją. Niebo zaś odpowiada melodią wiatru i kłębiastych chmurek. Kto wie? Może wysłucha prośby naszego pola...? A jak nie, to wiadra i konewki pójdą w ruch!